Nie miałam siły nawet otworzyć oczu, powieki były za ciężkie, ale w końcu mi się udało. Przez chwilę obraz był rozmazany, minęło trochę za nim się przyzwyczaiłam do światła dziennego. Do jednej ręki miałam przypiętą kroplówkę, a do drugiej przytulony spał Charlie. Nikogo więcej nie było na sali.
Chciałam sprawdzić stan mojej prawej nogi, ale jakby jej nie było.
Po prostu nic nie czułam.
Zaczęły spływać mi łzy. Wydałam z siebie ciszy szloch, nie chciałam obudzić Charliego, ale to i tak wystarczyło.
Szybko usiadł, a potem mnie przytulił.
-Już jest wszystko dobrze Skarbie.
-Charlie ja nie czuję nogi. -wybuchłam jeszcze większym płaczem.
-Nie płacz. Lekarz powiedział, że będzie lepiej. Jeżeli będziesz się rehabilitować możesz odzyskać sprawność. -złapał moją twarz w dłonie i kciukami wytarł moje łzy.
Czyli jednak ją mam.
-Mogę? Są jakieś wątpliwości?!
Nie odpowiedział, spuścił wzrok co dla mnie oznaczało, że to wcale nie jest pewne.
-Poczekaj, pójdę po lekarza.
Wstał i wyszedł.
Lekarz badał mnie jakieś dwadzieścia minut, a Charlie przed salą wykonywał telefon po telefonie.
W końcu dowiedziałam się, że wszystko jest okay. OKAY KURWA, i że resztę omówi z moją mamą.
Lekarz przed salą jeszcze chwilę rozmawiał z Charliem, a potem chłopak wrócił do mnie.
-Jak się czujesz?
-Muszę do toalety. -spojrzałam za okno.
Piękna pogoda, z której nie mogę się cieszyć.
-Tak, jasne. -podszedł i odkrył mnie. Spojrzał na moją zabandażowaną nogę, a potem delikatnie przesunął palcem w jej wzdłuż. -Nic nie czujesz?
-Charlie, proszę...
Westchnął... Nie podoba mu się to.
Zdjął kroplówkę ze stojaka, podał mi ją, a potem wziął mnie na ręce.
Poprosiłam, żeby na mnie nie patrzył i mogłam zrobić siku, umyłam jeszcze zęby i spojrzałam w małe lusterko.
Nie wyglądałam jakoś strasznie, nie licząc przetłuszczonych włosów, rany na wardze i blizn na lewej stronie twarzy. Zaśmiałam się, gdy zobaczyłam, że mam wyregulowane brwi.
-Alex wyregulowała mi brwi?
-Tak. -zaśmiał się krótko. -Dbała o ciebie. Już?
-Mhm.
Było mi ciężko stać na jednej nodze. Charlie z powrotem zaniósł mnie na łóżko, sam usiadł obok i złapał mnie za rękę.
-Gdzie są wszyscy?
-Chłopaki są w szkole, a twoja mama załatwia...sprawy.
-Jakie sprawy?
-Jutro będziesz mogła wrócić do domu, trzeba go przygotować.
-Jak przygotować?
-No wiesz... Trzeba przystosować dom do ciebie.
Trzeba przystosować dom na przyjście kaleki. Tak to zrozumiałam.
-Alex już wie?
-Tak przyjdzie po południu, tak samo jak Alex i Matt. Znów są razem.
-Co? Jak to?
-Dużo się zmieniło przez ten czas. -spuścił wzrok.
-Nie czuję tego.
-Ja czuję. -znów na mnie spojrzał i pocałował w dłoń.
-W jakim sensie? -spytałam cicho.
Chciałam się po prostu dowiedzieć czy między nami będzie tak samo.
Patrzyłam na niego i zobaczyłam jak po jego policzku spłynęła łza.
-Było mi ciężko, codziennie patrzeć na ciebie, ale nie móc cię usłyszeć. Myśleć codziennie kiedy w końcu się obudzisz, czy się w ogóle obudzisz, żyć nadzieją. Tęskniłem tak strasznie. -zacisnął wargi, położył się obok mnie i przytulił moją twarz do swojej szyi.
Zamrugałam kilka razy, żeby się nie rozpłakać.
-Żałuję że wtedy poszedłem na tą imprezę, byłaś chora powinienem z tobą zostać.
-Nie, Charlie. Nie rozmawiajmy o tym, po prostu przy mnie bądź.
-Będę, zawsze. -pocałował mnie w głowę.
-Charlie?
-Mhm?
-Dlaczego nie poszedłeś na studia?
-E tam, zmarnował bym czas. Mogłem być tu codziennie, a jak wrócisz do domu to będę ci pomagał.
-Sześć miesięcy... Zmarnowałeś dla mnie sześć miesięcy.
-Wcale nie były zmarnowane. Byłem z tobą.
Leżeliśmy tak dopóki nie przyszła moja mama.
Popołudniu przyszedł Alex z balonem napełnionym helem w kształcie marihuany, a wieczorem Alex z Mattem.
Nie lubiłam tych powitań, ale potem było już wesoło, nie myślałam już o tym, że jestem kaleką.
Gdy się obudziłam mama z Charliem pakowali już moje rzeczy.
Nie było ich dużo, więc po dwu godzinnym czekaniu na wypis wróciłam do domu.
Było dziwnie. Tak.
Mimo wszystko czułam się trochę obco, gdy stanęłam przed domem, a gdy weszłam...zostałam wniesiona nie było lepiej.
Pierwsze co zauważyłam to wózek inwalidzki, westchnęłam na to, a Charlie posadził mnie na kanapie.
-Za godzinę będzie obiad, ale może chcesz zjeść coś teraz? Później ci wszystko pokaże. -odezwała się mama.
-Nie dziękuję, nie jestem głodna.
-Mam grecką. -zaśpiewała i przyniosła mi talerz z sałatką.
-Dzięki. -uśmiechnęłam się. -Przytyło ci się mamuś. -puściłam jej oczko.
-Kate, proszę nie dołuj mnie. Poza tym ja mam już swój wiek i mam prawo.
-Moja mama też tak mówi. -zaśmiał się Charlie i przyniósł dwie puszki coca coli.
-Wy młodzi jesteście okropni. Zobaczycie jak to jest za dwadzieścia lat. A i wieczorem przyjdą Karen, Victoria i Caroline, zaproś też swoich znajomych zrobimy ognisko.
Zjadłam sałatkę i wypiłam colę.
-Jak mam się dostać na górę?
-Jeżeli czegoś potrzebujesz mogę ci przynieść. -zaoferował się chłopak.
-Chcę wziąć prysznic.
-Pomogę... -zaczął, ale spojrzał na moją mamę, która wsłuchiwała się w naszą rozmowę.
-Chciałbyś. Łazienka na dole jest przerobiona, więc pewnie dasz radę, a jak nie to ja ci pomogę.
-A moja łazienka?
-Niestety nie dało jej się przerobić, przez pewien czas będziesz mieszkać na dole.
-Pewien czas? Mamo ja mogę już nigdy nie chodzić! -zdenerwowałam się. -Mój pokój jest na górze!
-Spokojnie kochanie, rozumiem, że ci się to nie podoba, ale tu będzie ci wygodniej.
-Nie mamo, wygodniej to mi będzie w moim pokoju, chcę do niego wrócić.
-Kate... -zaczął Charlie, ale go zlałam.
-Mam to wszystko w dupie. Chce normalnie żyć w moim pokoju. -chciałam wstać, ale zapomniałam, że mam tylko jedną sprawną nogę i gdyby nie Charlie, który mnie przytrzymał upadłabym.
-Uważaj. -z powrotem mnie posadził.
-Posłuchaj Kate. -mama usiadła obok mnie. -To tymczasowe. Na prawdę. Za jakiś czas wszystko wróci do normy, ale na razie musisz to przecierpieć. Do mojego gabinetu wstawiłam łóżko, narazie tam będziesz spać, poproś Charliego, żeby przyniósł ci jakieś rzeczy z twojego pokoju.
-Tak, twój gabinet jest tym o czym marzę.
-Ciszej on to słyszy. -przyłożyła palec do ust.
Fakt: moja mama kocha swój gabinet chyba bardziej niż mnie.
-Boże... Ty jesteś chora. Mam jakieś kule?
Mama przyniosła mi dwie kule, z których pomocą ledwo doczłapałam się do łazienki.
-A, Charlie przyniesiesz mi bieliznę?
-Ja ci przyniosę. -mama prawie wbiegła na górę.
-Ona serio myśli, że ja twojej bielizny nie widziałem...
-Lepiej dla nas. -zaśmiałam się.
Prysznic zajdą mi prawie godzinę. Faktycznie w kabinie było miejsce gdzie mogłam usiąść, a w całej łazience były zamontowane rączki których mogłam się trzymać. Umyłam włosy, wydepilowałam się i umyłam zęby. Osuszyłam ciało, ubrałam się i zawinęłam włosy w ręcznik.
Gdy wyszłam oni jedli już obiad.
-Smacznego.
-Pomóc ci?
-Nie, daję sobie radę. Kiedyś przyjdzie Alex?
-Pewnie jakoś po lekcjach.
Dotarłam do stołu, a mama nałożyła mi zupy.
-Mam nadzieję, że ten balon to tylko taki żart.
-Mamo... Brzydzę się narkotykami.
Charlie stłumił śmiech kaszlem.
Na szczęście ten temat przerwał Alex, który trzasnął drzwiami i wszedł do jadalni.
-O jak pięknie. Zdążyłem na obiad. -podszedł do mnie i pocałował w policzek
-Czemu nie jesteś na zajęciach? -zaczęła moja mama. Odpowiedzialna za wszystkich na świecie.
-Nie byłem na ostatniej lekcji.-powiedział już mniej pewnie.
-Chyba zwariowałeś. Jakto nie byłeś?! -uniosła się, a ja z Charliem śmialiśmy się pod nosami.
-Elizabeth... To tylko tak dzisiaj.
-Zadzwonię do Jany. Siadaj, obiad.
Chłopak usiadł, a mama poszła po dodatkowy talerz.
-Ugh, przez te kilka miesięcy nie miała kim się martwić i wzięła nas sobie za cel. -przekręcił oczami. -Jak się czujesz?
-Nie czuję nogi, więc chyba dobrze.
-Tylko narzekasz...
-Chciałbyś żyć tylko z jedną nogą?
-W sumie.
Zjedliśmy w ciszy, ja po pierwszym daniu poszłam na kanapę, bo jakoś nie byłam głodna.
Obliczyłam sobie, że przegapiłam cały sezon american horror story, więc w nocy będę musiała trochę nadrobić.
-Jak tam Mała? -Alex dosiadł się i powiedział to dość cicho.
-Jak co?
-Ty i Charlie. Jest okay, czy jednak wybierasz mnie?
Zaśmiałam się i uderzyłam go w ramię.
-Zachowuje się trochę dziwnie, no wiesz trochę sztywno, ale faktycznie minęło dużo czasu.
-Mhmm.
-No co?
-No nic.
-Alex, przestań być taki.
-Jaki?
-Taki. Z czym ty masz problem?
-Z niczym. Mogę zostać dziś na noc?
-Po co?
-Tak tylko, pogadamy, obejrzymy coś. Pewnie będę u ciebie do późna i nie będzie mi się chciało wracać.
-Jasne. -uśmiechnęłam się. -Jak u Jany?
-Dobrze, nawet bardzo dobrze. Należy do klubu emerytów i codziennie chodzi na ploteczki i herbatkę.-zaśmiał się. -Dobrze, przynajmniej nie nudzi się w domu.
-A, Alex?
-No?
-Wczoraj kompletnie o tym zapomniałam, byłeś we Francji, dlaczego wróciłeś?
-Wszystko się zmieniło Kate. -powiedział patrząc mi w oczy.
-Nie rozumiem.
-Co byś zrobiła gdybym miał wypadek i kilka miesięcy leżał jak warzywo? Nie wiem, czułem po prostu potrzebę wrócenia. Jesteśmy przyjaciółmi, a przyjaciele tak robią, co nie? -objął mnie ramieniem i przygniótł do siebie.
-Dzięki, ale ja bym tak nie zrobiła. -powiedziałam za co zostałam poczochrana.
Odwróciłam się i spojrzałam na Charliego, który pomagał mojej mamie sprzątać ze stołu. Gdy to zrobił przyszedł i wcisnął się między nas.
-To co idziemy po twoje rzeczy?
-Tak, już.
Sięgnęłam po kule, ale Charlie mnie zatrzymał.
-Zaniosę cię.-nawet się nie uśmiechnął, ni nic, podniósł mnie i powoli zaniósł na górę.
***
Już wszyscy przyszli, najpierw upiekliśmy kiełbaski, teraz nasze mamy oglądają Pretty Woman pijąc wino w salonie, a my nadal siedzimy w ogrodzie.
Tak dokładnie to ja siedzę na swoim wózku, a reszta wygłupia się biegając wszędzie.
Wszyscy to znaczy: Matt, Alex, Charlie i Alex. Są już pełnoletni więc swobodnie pili wszystko co było.
Trochę się zdziwiłam, bo Leondre nie przyszedł, Victoria powiedziała że źle się czuję, ale ja po prostu wiem, że ma lepsze rzeczy do roboty, na pewno.
-Uf, niech się dzieci bawią, a my mamy chwilę dla siebie. Myślisz że twoja mama się zorientuje jak zapalimy?-podeszła do mnie blondynka.
-Myślę, że, Richard Gere nie pozwoli jej oderwać wzroku od telewizora. -zaśmiałyśmy się. -Na wszelki wypadek mogłabyś mi pomóc przedostać się na bok domu? Ten wózek jest chujowy.
-Jasne.
Po drodze dziewczyna zgarnęła dwie butelki piwa, a potem pomogła mi usiąść na trawie, tak żeby w razie czego mama mnie nie zauważyła.
Otworzyłam piwo, odpaliłam papierosa i spojrzałam na chłopców, którzy już lekko podpici przepychali się przy ognisku.
-Zaraz, któryś się spali.
-Nie będę jedyną kaleką. -napiłam się i naprawdę chciałam dziś zalać się w trupa, ale to niemożliwe, bo kontroluje mnie mama.
-Jesteś głupia Kate. Kaleką to ty jesteś umysłowym, to dopiero początek, najgorsze już za tobą.
-Najgorsze? Alex ja nie mam nogi.
-Najgorsze. Przypominam ci, że kilka miesięcy byłaś roślinką. -patrzyłyśmy na siebie i czułam to napięcie, że która pierwsza odwróci wzrok przegra. -Nie było cię i nie wiesz, że mogłaś tego nie przeżyć, że pierwsze dni były masakrą, niepewność i strach czy ci się uda. Nie wiesz jak było ciężko. Mimo, że tego nie czułaś to był najgorszy czas.
-Dla nas wszystkich. -dodała i spojrzała na Charliego, ale to właśnie ja czułam się przegrana.
-Masz rację, przepraszam, ja po prostu nie wyobrażam sobie tego. -wskazałam rękoma na moją nogę.-Jak mam żyć bez nogi?
-Przestań się nad sobą użalać i weź w garść. Trochę sobie poćwiczysz i będziesz miała nogę nówke sztukę. -rozbawiła nas. -No, a teraz zdrowie! -stuknęłyśmy się i ledwo zdążyłam się napić, a butelka została mi zabrana.
Wytarłam dłonią brodę i spojrzałam na blondyna, który stał z moją butelką.
-Zwariowałaś Kate?!
-Co? Zachowujesz się jakbym pierwszy raz piła piwo. -zaśmiałam się, ale spoważniałam widząc jego minę. Czułam się jak dziecko przyłapane przez mamę.
-Myślałem, że jesteś bardziej rozważna! Jeszcze dzisiaj byłaś w szpitalu, a już chlasz i palisz! -wytrącił mi z ręki fajkę i ją zdeptał. -Bierzesz leki, nie jesteś w pełni sił, powinnaś o siebie dbać do cholery!
-Charlie, spokojnie. -blondynka zaśmiała się nerwowo i została skarcona morderczym spojrzeniem.
-A ty?! Też powinnaś o tym wiedzieć! Po chuj jej to dałaś?!
Dziewczyna wstała i uspokajając go odeszła na chwilę.
Nie słyszałam rozmowy, ale widziałam jak coś do niego mówiła, a on zdenerwowany przytakiwał.
Wszystko jest jakieś dziwne.
Na koniec rozmowy oboje na mnie spojrzeli, mój chłopak spuścił wzrok i odszedł.
-Co się dzieję? -zaczęłam, gdy blondynka usiadła obok mnie.
-To? Nic. Wypił trochę i wiesz jak to jest. -wymusiła uśmiech.
-Alex, nie róbcie ze mnie idiotki, widzę, że z nim jest coś nie tak. Od samego początku dziwnie się zachowuję. -zrobiłam moją zmartwioną minę i to wcale nie było dlatego żeby z niej to wydusić. Po prostu się martwiłam.
-Kate...wszystko się zmieniło. Nie miał cię przez tyle miesięcy.
Nie było to przekonywujące przez jej smutną minę, ale z drugiej strony faktycznie narazie to trudny okres.
-Nieważne. Opowiadaj co z Mattem? -zmieniłam temat i podekscytowana czekałam na pikantne szczegóły. Ona sama się rozweseliła.
-No wiesz miałam krótką przygodę z Maxem...
-Moim Maxem?!
-Wtedy był mój. -uderzyła mnie w ramię. -On coś tam z tą kuzynką Chrisa...
-O matko.
-No właśnie? Przecież jestem sto razy lepsza. -przekręciła oczami i zaczęłyśmy się śmiać. -Ogólnie to stwierdziliśmy, że razem jest nam najlepiej, no wiesz. To już jest ten wyższy poziom, nie taka gówniarska zabawa tylko coś poważniejszego. Poza tym jego rodzice mnie uwielbiają.
Rozmawiałyśmy dość długo, a później dołączyli do nas chłopcy. Ona z Mattem wygląda przeuroczo, przytulali się, dawali sobie buziaki w policzek... A ja z Charliem?
Nic.
Jak przyjaciele siedzieliśmy nawet nie obok siebie, miałam wrażenie, że z Alexem jestem już bliżej.
Dało się zauważyć kiedy skończył się film, bo nasze mamy wyleciały, chyba nie wypada tak mówić, ale sikały ze szczęścia.
-Charlie, jadę do domu, zostajesz? -spytała pani Karen i uśmiechnęła się do mnie. -Kate nie obrazisz się jak jutro przywiozę do ciebie Brook, to wcale nie tak, że nie mam jej z kim zostawić, po prostu też chcę cię w końcu zobaczyć. -dodała, a jak na zawołanie matki zaczęły się śmiać.
To ile butelek wina poszło?
-Mamo, myślę, że Kate powinna odpoczywać.
Oh, Charlie moja matko numer dwa.
-Nie ma sprawy. -uśmiechnęłam się do kobiety.
Chwilę jeszcze rozmawiali wszyscy razem, Rush rozbawiał towarzystwo nie zawsze żartami na miejscu, chociaż śmiesznymi, a jego mama posyłała mu spojrzenia typu "wykluczę cię z testamentu".
Śmiałam się z kolejnego żartu aż ktoś nie zasłonił mi oczu.
Byłam pewna, że to Alex, który przed chwilą poszedł do toalety.
-Mam nadzieję że umyłeś ręce.
-Zapomniałem po tym jak biłem się z gównem
Zawsze poznałabym ten arogancki ton, zawsze.
-Cameron! -krzyknęłam i odwróciłam się, gdy zabrał dłonie.
Rozbawiony przytulił mnie i podniósł do góry. Owinęłam nogi wokół niego, a właściwie to jedną, bo druga gdy lekko ją uniosłam odmówiła mi posłuszeństwa.
-Ale ciężka klucha z ciebie. -dogryzł mi, a ja nawet się zaśmiałam.
-Co ty tu robisz? -odchyliłam się i spojrzałam na jego twarz.
-Studiuje, coś nie pasuje?
-Nie no super. Boże tęskniłam za tobą. -wtuliłam się w niego.
-Przestań Charlie patrzy. -powiedział to swoim uwodzicielskim głosem, a reszta się zaśmiała. -Jak się czujesz?
-Jest dobrze. No wiesz, biorąc pod uwagę to że przez kilka miesięcy spałam. Możesz mnie postawić. -poklepałam go po karku.
-Która nóżka jest chora?
Zaśmiałam się, bo to na prawdę było słodkie.
-Prawa, fajnie by było gdybyś pomógł mi usiąść.
Tak też zrobił, delikatnie, jakby bojąc się, że coś mi zrobi, posadził mnie na trawie.
-Charlie, jest już późno, to jak? -upomniała się pani Karen.
-Zostanę na noc. -przytaknął blondyn i zrobiło mi się strasznie głupio.
-Em...właściwie... Alex zostaje, jest już późno. -spuściłam wzrok, bo nie dość, że to było samo w sobie niemiłe to jeszcze powiedziałam to przy tylu ludziach.
Gdy podniosłam głowę zobaczyłam zakłopotanego Charliego. Spojrzał na mnie z żalem, a potem wstał i poszedł do domu ciągnąc za sobą Alexa.
O pierwszej byłam już umyta w moim nowym łóżku w gabinecie mamy. Jest o wiele mniejszej niż to moje. Mama i Cameron poszli spać na górę, a Alex stwierdził, że będzie spał na kanapie w salonie.
-Jak tam Mała? -blondyn wszedł do gabinetu szorując swoje mokre włosy ręcznikiem.
-Jakoś...dziwnie.
-Dziwnie? - spytał, poszedł odłożyć ręcznik i wrócił.
-No wiesz. Wszystko jest dziwne.
-Nie podobało ci się? -usiadł na łóżku i przykrył się moją kołdrą.
-Było fantastycznie, na prawdę, ale...no nie wiem.
-Wszystko się zmieniło Mała.
-Masz na myśli to, że mój przyjaciel z nieznanych powodów nie chciał przyjść? To, że mój chłopak ze mną prawie nie rozmawia? Czy to, że niedługo upierdolą mi nogę?
-To wszystko się ze sobą łączy....A po drugie nie upierdolą ci nogi. -przekręcił oczami.
-Wracając do pierwszego, co się takiego zmieniło?
-Dobrze wiesz, że nie mieszam się w nieswoje sprawy.
Prychnęłam.
-Dobrze wiem, że się mieszasz. -przekręciłam oczami.
-No. I widzisz, to się właśnie zmieniło, już się nie mieszam.
Głośno westchnęłam, bo wiedziałam, że nic mi nie powie.
Byłam pewna, że chodzi o Leo.
Coś jest nie tak, ale nikt nic nie mówi.
-Fajny z ciebie przyjaciel. Jutro do niego zadzwonię.
-Do kogo?
-No Devriesa. Muszę dowiedzieć się o co mu chodzi.
-No. Tak. Boli cię? Rush mówił, że było nieprzyjemnie.
-Już jest dobrze. Naprawili mi coś i ponoć leki przeciwbólowe za kilka dni będą niepotrzebne.
-Noi dobra. A w ogóle jak to jest być w śpiączce?
-Dziwnie. Nic nie pamiętam od wypadku, czuję, że minęło dużo czasu, ale jakby ktoś wymazał mi wspomnienia z tego czasu.
-No, teraz jesteś bohaterką. -uderzył mnie w zdrową nogę.
-Leondre to mój przyjaciel, to nie bohaterstwo, musiałam to zrobić. Wiesz co? Dziwię się trochę, że przez ten czas o mnie pamiętaliście... No wiesz, ja bym do ciebie po pierwszym tygodniu przestała przychodzić. -zażartowałam, za co znów dostałam w nogę, tylko już trochę mocniej.
-Szmata.
-Ej no, to już przegięcie. -oddałam mu w ramię.
-Ogólnie to Rush oglądał jakiś film, w którym ktoś mówił do osoby w śpiączce, a ona potem to pamiętała i nam też kazał to robić. -wybuchliśmy śmiechem.
-Boże jakie to kochane. Szkoda, że tego nie pamiętam.
-Ta, jak idiota gadałem do siebie. Dobra Mała, pewnie jesteś zmęczona. Będę w salonie gdyby coś się działo krzycz. -poczochrał moje włosy i wyszedł.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Siemson!
Jak życie?
no tak, już drugi rozdział, czekajcie na akcję xD
Jeżeli ktoś ma jakieś pytania, bo nie pamięta postaci, czegoś z fabuły to śmiało pytajcie!
-Kate xx
piątek, 24 lutego 2017
piątek, 17 lutego 2017
1.
*RUSH*
Dziś była moja kolei na siedzenie z Kate.
Po wypadku nie obudziła się, po prostu. Jej parametry życiowe są w normie, poza nagłymi skokami ciśnienia. Lekarze mówią że czuje też ból, więc dostaje leki przeciwbólowe, bo jej nogi nie są w najlepszym stanie.
Siedziałem przy jej łóżku trzymając jej bladą rękę.
-Alex też miał przyjść, ale pewnie siedzi gdzieś naćpany. Biedny odkąd ty tu jesteś nie ma z kim brać. Heh. Nie wiem, może lepiej by było gdyby siedział w tej Francji. Wczoraj mówił, że przefarbuję cię na zielono. Idiota. Nie bój się, nawet cię nie dotknie. A i... -przerwałem, bo wydawało mi się, że uścisnęła moją dłoń. Na początku myślałem, że mi się wydaje, ale jej paznokcie coraz mocniej wbijały się w moją skórę, a powieki miała mocno zaciśnięte.
-Saaandy! -wydarłem się na cały szpital do pielęgniarki, która miała właśnie dyżur. Każda z nich to wredna suka więc nie mam zamiaru mówić im na "pani".
Wstałem i położyłem drugą dłoń na głowie dziewczyny.
-Dalej Kate, otwórz oczy. Sandy do cholery!
-Proszę cie o okazywanie szacunku... -kobieta weszła do sali i nie miałem zamiaru jej słuchać.
-Kate się budzi. -spojrzałem na nią szczęśliwy jak nigdy. -Zobacz. -uniosłem nasze złączone dłonie.
Moja mina zrzedła, gdy poczułem, że jednak mnie to boli. Jej paznokcie przebiły moją skórę, sama zaczęła się wiercić, a z ust wyszedł cichy jęk. Jeden, drugi, trzeci każdy kolejny był coraz głośniejszy, aż w końcu były to przeraźliwe krzyki.
-Co się dzieję?! -wróciłem wzrokiem do kobiety, która sprawdzała wszystkie urządzenia do których była podłączona Kate.
Ciśnienie rosło punkt po punkcie.
-Nie wiem, wszystko jest dobrze.
Kate krzyczała coraz głośniej, płakała i rzucała się na łóżku.
-To jest dobrze?! Daj jej leki!
-Nie mogę.
-Ją to boli!
-Jeżeli dam jej leki, mogą zatrzymać pracę serca i umrze. Musi poczekać do następnej dawki, została godzina.
-Ona nie wytrzyma godziny!
-Przykro mi.
-Spierdalaj, za dwadzieścia minut masz tu być z lekami przeciwbólowymi, jeżeli nie, jej matka będzie się z wami sądzić!
Kobieta oburzyła się moimi słowami i szybko przytrzymała głowę Kate.
-Co ty robisz?
-Muszę przypilnować, żeby sobie nic nie zrobiła.-oznajmiła.
Przyciskała głowę dziewczyny do łóżka.
-Wyjdź stąd, sam ją przypilnuje.-usiadłem na łóżku i przyciągnąłem głowę brunetki do mojego boku. -Wynocha! -kobieta spojrzała na mnie i bez słowa wyszła. -Spokojnie Kate, wytrzymaj jeszcze chwilę. -zacząłem głaskać jej włosy.
Po chwili patrzenia na to jak cierpi sam zacząłem płakać.
Bolało ją tak bardzo że próbowała gryźć swoją dłoń.
-Kate, proszę, jeszcze moment.
Położyłem jej głowę na swoim udzie, żeby mogła utłumić krzyk w mojej koszulce, a obie ręce trzymałem.
Te dwadzieścia minut były udręką, na szczęście Sandy była na czas i gdy tylko wstrzyknęła Kate leki uspokoiła się.
Spocona upadła na łóżko, zauważyłem, że z jej wargi cieknie krew.
-M...wody. -wysapała, a ja szybko wyjąłem butelkę z mojego plecaka i przyłożyłem jej do ust.
-Już jest wszystko dobrze. -uśmiechnąłem się i kciukiem wytarłem z jej wargi krew. -Obudziłaś się.
Dziewczyna spojrzała na mnie pustym wzrokiem.
-Ja... Obudziłam się? Nie rozumiem. Kim jesteś?
Zmarszczyłem brwi, ona nic nie pamięta? Lekarz kiedyś wspominał, że mogą pojawić się zaniki pamięci, ale nie brałem tego na poważnie.
Złapałem ją za dłoń i przyjrzałem się jej.
-Miałaś wypadek, długo byłaś w śpiączce, ale już jest dobrze. Nic nie pamiętasz? Jestem Rush.
-Rush...Rush? -jej oczy zrobiły się szklane, uśmiechnąłem się, bo jednak pamięta. -Rush, proszę przytul mnie.-poprosiła i po policzku spłynęła jej łza. Szybko położyłem się na łóżku i przytuliłem ją.
-Hej, nie płacz. Jest dobrze.
Patrzyłem na jej twarz i cieszyłem się jak głupi. W końcu może mi odpowiedzieć.
-Leondre. Matko Rush, gdzie jest Leondre?! -podniosła się na łokciach.
-Uratowałaś go Kate. -powiedziałem dumnie.
Dziewczyna chciała do niego zadzwonić, ale przyszedł lekarz. Musiałem wyjść i nie byłem zadowolony z tego powodu. Chciałem być przy niej, gdy dostanie diagnozę.
Elizabeth przyjechała dość szybko, powiedziała tylko, że zadzwoniła po nią pielęgniarka i weszła do Kate.
Wyszła po dziesięciu minutach, cała roztrzęsiona, a za nią dwie pielęgniarki wywiozły Kate na łóżku.
-Co się dzieję? -spytałem lekko zdezorientowany. Dziewczyna odwróciła ode mnie zapłakaną twarz.
-Rush, masz jakieś pieniądze? Pójdź kupić coś do jedzenia. -zatrzymała się obok mnie Elizabeth.
-Co się dzieje?
-Kate nie może ruszać nogą, nie wiem. Muszą zrobić badania, proszę pójdź coś kupić.
-Idę z wami. Najwyżej coś zamówię.
***
Od godziny Kate leży wpatrzona w szybę. Zamówiłem pizze, którą zjadłem sam, bo żadna z nich nie była głodna, kłóciłem się z pielęgniarkami, które opieprzyły mnie za zachowanie, a teraz... Teraz nie wiem co robić.
Prawa noga Kate jest niesprawna, czuje tylko drugą połowe uda, a bez leków bólu nie da się wytrzymać. Z tego co mówiła Elizabeth szanse na odzyskanie pełnej sprawności są małe, może być tak, że całkowicie zaniknie i konieczna będzie amputacja, może odzyskać ją częściowo.
Oczywiście dla Kate to koniec świata, zawsze była perfekcjonistką, mała niesprawność sprawia, że czuję się gorsza.
Elizabeth siedziała obok niej i głaskała po włosach, przez pierwsze dziesięć minut starała się ją jakoś pocieszyć, ale na marne.
-Chciałabyś zadzwonić do Leo... Charliego?-spytała w końcu.
Kate spojrzała na nią jakby usiłowała sobie przypomnieć kim jest Charlie.
-Charlie...nie. -powiedziała stanowczo. -Ile ja tak właściwie, no wiecie, tu jestem?
-Pół roku.
-Pół roku?! Boże... Rush ty jesteś już na studiach! -podniosła się do pozycji siedzącej.
-Architektura.
-Dostałeś się?
-Tak. -odpowiedziałem dumnie.
-Gratuluję. A Charlie? Max, Chris?
-Charlie już się nie uczy, a chłopcy są w Newcastle.
-Dlaczego Charlie...mówił, że chcę iść na jakiś kierunek artystyczny...
-Wszystko się zmieniło Kate. -westchnęła jej matka. -Bars and melody nie koncertują jak wcześniej...
*KATE*
Wszystko jest jakieś dziwne, czuję się jakbym ich nie widziała wieki, za pierwszym razem nie kojarzę, a po chwili przypominam sobie, że to przecież ważni dla mnie ludzie.
Chcę ich zobaczyć, bardzo ale boję się, że to nie będzie to samo. Że mają własne życie gdzie dla mnie nie ma już miejsca.
O nodze nawet nie chce myśleć.
-Powinnaś do nich zadzwonić, Leo ciągle się obwinia, a Charlie...ciężko mu. -mama się uśmiechnęła.-Jutro i tak przyjdą.
-Masz rację. Dasz mi telefon?
-Twój leży w szafce. Proszę. -wyjęła go i mi podała.
Na wyświetlaczu było moje zdjęcie z Rushem, a tapecie z Leondre i Charliem. Uśmiechnęłam się i wybrałam numer do bruneta.
-Hej, dlaczego mam różowe paznokcie? -przyjrzałam się im.
Były mocno tandetne ze wzorem kwiatka.
-Alex robiła ci co jakiś czas, mówiła że pewnie chciałabyś mieć ładne paznokcie jak się obudzisz. -odezwał się Rush, wstał i usiadł obok mnie na łóżku.
-Była tu?
-Dużo osób przychodziło. -uśmiechnęła się moja mama.
Zrobiło mi się ciepło na sercu.
Chłopak odebrał po trzech sygnałach.
-Rush spierdalaj.
-Do mnie tak? -zaśmiałam się. Fajnie było znów usłyszeć jego głos, był bardziej męski niż jak ostatnio go słyszałam.
-K.. Kate?
-Dzwonię z zaświatów.
-Boże, Kate?! O cholera! Jak się czujesz?!
-Wiesz co... Mógłbyś tu przyjechać?
-Tak, tak... Będę z Charliem za chwilę. Kiedy się obudziłaś?
-Jakieś dwie godziny temu.
-I dopiero teraz dzwonisz? Kurwa... -usłyszałam jakiś szmer.
-Co ty tam robisz?
-Zakładam spodnie.
-Nie pytam... Dobra zaraz się zobaczymy.
-Nie, nie rozłączaj się jeszcze. Co robisz?
-Siedzę? Leondre zaraz się zobaczymy...
-Nie słyszałem cię tyle czasu, daj mi się nacieszyć. -zaśmiał się. -Dobrze najwyraźniej nie chcesz ze mną rozmawiać jest mi smutno z tego powodu. Dzwoniłaś do Charliego?
-Nie... Po prostu przyjedź jak najszybciej.
-Do zobaczenia.
-Pa.
Rozłączyłam się i spojrzałam na Rusha.
-Charlie przyjedzie. -powiedziałam trochę zmartwiona. Bałam się jak zareaguje, może już nic do mnie nie czuje może nie chce dziewczyny kaleki?
-Ta...
Jak zawsze pozytywnie nastawiony. Nigdy nie krył się z tym, że nie lubi Charliego z nieznanych powodów, ale jak przychodziło co do czego to potrafili porozmawiać.
Pamiętam to, ale związek mój i Charliego nie był dla mnie szczegółowy. W sensie...wiem, że go kocham, czuję to, pamiętam ostatnie chwile, ciągle przypominam sobie różne momenty mojego życia, ale czegoś brakuje.
Czuję pustkę.
Usiadłam na łóżku i wpatrywałam się w szybę, z której było widać korytarz.
To dziwne, bo denerwowałam się. I to bardzo. A jak zobaczyłam czarną postać która przebiegła przed salą, a potem do niej weszła to serce mi stanęło. Mimo to policzki bolały mnie od uśmiechania się, gdy w drzwiach staną Leondre. Patrzyliśmy na siebie kilka sekund, urósł, plus jego włosy... Jasno różowe, a grzywka zarywała jego oczy.
Dla mnie to był szok.
W końcu rzucił się w moją stronę i przytulił.
Mówił coś, ale ja byłam bardziej zainteresowana tym, że właśnie zobaczyłam Charliego.
Tak samo chudy, tak samo piękna twarz...ale to chyba tyle.
Jego piękne loki są za krótkie, żeby kręcić się jak kiedyś, wygolone boki, okulary przeciwsłoneczne na nosie, nawet ubiór, kiedyś wyglądał schludnie, wszystko idealnie leżało, teraz wielka bluzka z długim rękawem ze zrobionymi prawdopodobnie fabrycznie dziurami.
Owszem, wyglądało to dobrze, ale nie tak jak wtedy.
Nawet chód i ruchy były inne, jakby wokół niego było stado paparazzi.
W końcu wszedł na salę, przełożył okulary na głowę i podszedł.
Leondre oczywiście się odsunął, a blondyn ze łzami w oczach powoli złapał moją twarz w dłonie jakby bał się, że nie jestem prawdziwa.
Nawet nie wiem kiedy łza spłynęła po moim policzku.
Uśmiechnęłam, ale jego wyraz twarzy można było opisać cierpieniem, chociaż to paradoksalne, bo przecież powinien się cieszyć.
W końcu się nachylił, a gdy czekałam na jego usta, których tak bardzo pragnęłam poczułam je na swoim czole.
Znów byłam zdenerwowana, bo czułam, że coś jest nie tak i prawdopodobnie to ze mną jest coś nie tak.
Myliłam się, bo po tym mnie przytulił i czułym głosem szepnął "Tak strasznie tęskniłem Kate".
Byłam szczęśliwa, ponieważ właśnie tego oczekiwałam.
Długo mnie nie wypuszczał ze swoich objęć, ale niestety w końcu to zrobił. Znów na mnie spojrzał tym razem z prawdziwym uśmiechem na twarzy.
-Co się stało? -spytał dotykając kciukiem mojej wargi. Rana, którą zrobiłam sobie, gdy się wybudziłam.
-To nic takiego.
Jego oczy nadal są tak błękitne jak ostatnim razem, nadal tak prawdziwe.
-Mógłbyś się odsunąć też chcę na nią popatrzeć. -Leondre lekko go odepchnął.
Przestałam nachalnie wpatrywać się w mojego chłopaka i próbując powstrzymać łzy szczęścia spojrzałam na różowowłosego? Dziwnie to brzmi.
-Boże dziecko co ty zrobiłeś?-zaśmiałam się i splotłam moje palce z Charliego.
Moja mama, gdy weszli chłopcy, oparła się o parapet tak jak Rush, a Charlie zajął jej miejsce. Z przyłożonymi naszymi rękoma do ust obserwował mnie.
-Fajne, co? -Devries poczochrał swoje włosy.
-Są świetne.-stwierdziłam chociaż wolałam go w naturalnym kolorze. -Zawsze byłeś pojebany pasują do ciebie.
Wszyscy się zaśmiali oprócz mojej mamy, która zjechała mnie wzrokiem.
-Heh, opowiadaj jak się czujesz?
Powiedziałam tylko, że wszystko jest dobrze, bo faktycznie czułam się dobrze, a o tej nodze nie chciałam wspominać. Charlie nie odezwał się ani słowem, co jakiś czas całował moją dłoń i ciągle mi się przyglądał.
Czy my po kilku miesiącach nie mamy o czym rozmawiać? On nie ma. Bo ja mam milion pytań.
Ciągle gadał Leondre, głównie o tym kto do mnie przychodził, jak to kłócił się z pielęgniarkami i że ma dla mnie niespodziankę.
Po dłuższym czasie poczułam mrowienie w nodze, po krótkim czasie zmieniło to się na skurcz, a potem ból. Na początku był do zniesienia można nawet powiedzieć, że to nic takiego.
-Zostanę u ciebie na noc. -uśmiechnął się Charlie i na prawdę byłam zadowolona, bo przecież mamy tyle do nadrobienia.
-Chyba sobie żartujesz? Ja zostaje, dzisiaj moja kolej. -wtrącił się Rush, a moja noga zaczęła mocniej boleć. Już nie można było powiedzieć, że to nic takiego.
-To moja dziewczyna. -blondyn wstał i dobrze, bo odruchowo zaczęłam ściskać jego dłoń.
-Czyżby?!
Poczułam się jakby ktoś rozrywał moją skórę, a kości łamał, na prawdę, ból był tak silny, że inaczej nie da się tego opisać.
Wygięłam głowę do tyłu, a udo bolącej nogi wbiłam w materac.
Na początku powstrzymywałam się od krzyku i było to raczej stęknięcie, ale gdy łzy zaczęły mimowolnie spływać po mojej twarzy to był chyba szczyt bólu i zaczęłam krzyczeć.
Wiedziałam, że wszyscy są przestraszeni i również coś krzyczeli, ale dość mocno ich zagłuszałam.
W końcu zaczęłam gryźć swoją dłoń jakby to miało mi ulżyć, ale ktoś szybko ją zabrał. To był Rush, usiadł obok mnie na łóżku i wtulił moją twarz w swoją koszulkę.
-Rush to boli. -załkałam, bo nie miałam już siły. Bolało tak strasznie.
-Wiem, spokojnie jeszcze chwila. Gdzie do cholery jest ta pielęgniarka!
Przyszła, wstrzyknęła mi coś w wenflon i ból odszedł.
Opadłam na łóżko z zamkniętymi powiekami i próbowałam się uspokoić.
-Już jest dobrze. -Rush odgarnął włosy z mojej twarzy.
Po kilku sekundach otworzyłam oczy, a obok mojego łóżka był lekarz z pielęgniarką.
-Musi pan wyjść. -mężczyzna zwrócił się do chłopaka, on tylko przytaknął i wyszedł.
Pielęgniarka odkryła moją prawą nogę, a ja zobaczyłam ogromnego krwiaka. Odwróciłam głowę, bo nie mogłam na to patrzeć.
-Zabieramy na salę operacyjną, ściągnij też chirurga.
Taka była diagnoza.
Od razu nasunęło mi się pytanie: czy ja stracę nogę?,ale nie chciałam znać odpowiedzi.
****
Dziś była moja kolei na siedzenie z Kate.
Po wypadku nie obudziła się, po prostu. Jej parametry życiowe są w normie, poza nagłymi skokami ciśnienia. Lekarze mówią że czuje też ból, więc dostaje leki przeciwbólowe, bo jej nogi nie są w najlepszym stanie.
Siedziałem przy jej łóżku trzymając jej bladą rękę.
-Alex też miał przyjść, ale pewnie siedzi gdzieś naćpany. Biedny odkąd ty tu jesteś nie ma z kim brać. Heh. Nie wiem, może lepiej by było gdyby siedział w tej Francji. Wczoraj mówił, że przefarbuję cię na zielono. Idiota. Nie bój się, nawet cię nie dotknie. A i... -przerwałem, bo wydawało mi się, że uścisnęła moją dłoń. Na początku myślałem, że mi się wydaje, ale jej paznokcie coraz mocniej wbijały się w moją skórę, a powieki miała mocno zaciśnięte.
-Saaandy! -wydarłem się na cały szpital do pielęgniarki, która miała właśnie dyżur. Każda z nich to wredna suka więc nie mam zamiaru mówić im na "pani".
Wstałem i położyłem drugą dłoń na głowie dziewczyny.
-Dalej Kate, otwórz oczy. Sandy do cholery!
-Proszę cie o okazywanie szacunku... -kobieta weszła do sali i nie miałem zamiaru jej słuchać.
-Kate się budzi. -spojrzałem na nią szczęśliwy jak nigdy. -Zobacz. -uniosłem nasze złączone dłonie.
Moja mina zrzedła, gdy poczułem, że jednak mnie to boli. Jej paznokcie przebiły moją skórę, sama zaczęła się wiercić, a z ust wyszedł cichy jęk. Jeden, drugi, trzeci każdy kolejny był coraz głośniejszy, aż w końcu były to przeraźliwe krzyki.
-Co się dzieję?! -wróciłem wzrokiem do kobiety, która sprawdzała wszystkie urządzenia do których była podłączona Kate.
Ciśnienie rosło punkt po punkcie.
-Nie wiem, wszystko jest dobrze.
Kate krzyczała coraz głośniej, płakała i rzucała się na łóżku.
-To jest dobrze?! Daj jej leki!
-Nie mogę.
-Ją to boli!
-Jeżeli dam jej leki, mogą zatrzymać pracę serca i umrze. Musi poczekać do następnej dawki, została godzina.
-Ona nie wytrzyma godziny!
-Przykro mi.
-Spierdalaj, za dwadzieścia minut masz tu być z lekami przeciwbólowymi, jeżeli nie, jej matka będzie się z wami sądzić!
Kobieta oburzyła się moimi słowami i szybko przytrzymała głowę Kate.
-Co ty robisz?
-Muszę przypilnować, żeby sobie nic nie zrobiła.-oznajmiła.
Przyciskała głowę dziewczyny do łóżka.
-Wyjdź stąd, sam ją przypilnuje.-usiadłem na łóżku i przyciągnąłem głowę brunetki do mojego boku. -Wynocha! -kobieta spojrzała na mnie i bez słowa wyszła. -Spokojnie Kate, wytrzymaj jeszcze chwilę. -zacząłem głaskać jej włosy.
Po chwili patrzenia na to jak cierpi sam zacząłem płakać.
Bolało ją tak bardzo że próbowała gryźć swoją dłoń.
-Kate, proszę, jeszcze moment.
Położyłem jej głowę na swoim udzie, żeby mogła utłumić krzyk w mojej koszulce, a obie ręce trzymałem.
Te dwadzieścia minut były udręką, na szczęście Sandy była na czas i gdy tylko wstrzyknęła Kate leki uspokoiła się.
Spocona upadła na łóżko, zauważyłem, że z jej wargi cieknie krew.
-M...wody. -wysapała, a ja szybko wyjąłem butelkę z mojego plecaka i przyłożyłem jej do ust.
-Już jest wszystko dobrze. -uśmiechnąłem się i kciukiem wytarłem z jej wargi krew. -Obudziłaś się.
Dziewczyna spojrzała na mnie pustym wzrokiem.
-Ja... Obudziłam się? Nie rozumiem. Kim jesteś?
Zmarszczyłem brwi, ona nic nie pamięta? Lekarz kiedyś wspominał, że mogą pojawić się zaniki pamięci, ale nie brałem tego na poważnie.
Złapałem ją za dłoń i przyjrzałem się jej.
-Miałaś wypadek, długo byłaś w śpiączce, ale już jest dobrze. Nic nie pamiętasz? Jestem Rush.
-Rush...Rush? -jej oczy zrobiły się szklane, uśmiechnąłem się, bo jednak pamięta. -Rush, proszę przytul mnie.-poprosiła i po policzku spłynęła jej łza. Szybko położyłem się na łóżku i przytuliłem ją.
-Hej, nie płacz. Jest dobrze.
Patrzyłem na jej twarz i cieszyłem się jak głupi. W końcu może mi odpowiedzieć.
-Leondre. Matko Rush, gdzie jest Leondre?! -podniosła się na łokciach.
-Uratowałaś go Kate. -powiedziałem dumnie.
Dziewczyna chciała do niego zadzwonić, ale przyszedł lekarz. Musiałem wyjść i nie byłem zadowolony z tego powodu. Chciałem być przy niej, gdy dostanie diagnozę.
Elizabeth przyjechała dość szybko, powiedziała tylko, że zadzwoniła po nią pielęgniarka i weszła do Kate.
Wyszła po dziesięciu minutach, cała roztrzęsiona, a za nią dwie pielęgniarki wywiozły Kate na łóżku.
-Co się dzieję? -spytałem lekko zdezorientowany. Dziewczyna odwróciła ode mnie zapłakaną twarz.
-Rush, masz jakieś pieniądze? Pójdź kupić coś do jedzenia. -zatrzymała się obok mnie Elizabeth.
-Co się dzieje?
-Kate nie może ruszać nogą, nie wiem. Muszą zrobić badania, proszę pójdź coś kupić.
-Idę z wami. Najwyżej coś zamówię.
***
Od godziny Kate leży wpatrzona w szybę. Zamówiłem pizze, którą zjadłem sam, bo żadna z nich nie była głodna, kłóciłem się z pielęgniarkami, które opieprzyły mnie za zachowanie, a teraz... Teraz nie wiem co robić.
Prawa noga Kate jest niesprawna, czuje tylko drugą połowe uda, a bez leków bólu nie da się wytrzymać. Z tego co mówiła Elizabeth szanse na odzyskanie pełnej sprawności są małe, może być tak, że całkowicie zaniknie i konieczna będzie amputacja, może odzyskać ją częściowo.
Oczywiście dla Kate to koniec świata, zawsze była perfekcjonistką, mała niesprawność sprawia, że czuję się gorsza.
Elizabeth siedziała obok niej i głaskała po włosach, przez pierwsze dziesięć minut starała się ją jakoś pocieszyć, ale na marne.
-Chciałabyś zadzwonić do Leo... Charliego?-spytała w końcu.
Kate spojrzała na nią jakby usiłowała sobie przypomnieć kim jest Charlie.
-Charlie...nie. -powiedziała stanowczo. -Ile ja tak właściwie, no wiecie, tu jestem?
-Pół roku.
-Pół roku?! Boże... Rush ty jesteś już na studiach! -podniosła się do pozycji siedzącej.
-Architektura.
-Dostałeś się?
-Tak. -odpowiedziałem dumnie.
-Gratuluję. A Charlie? Max, Chris?
-Charlie już się nie uczy, a chłopcy są w Newcastle.
-Dlaczego Charlie...mówił, że chcę iść na jakiś kierunek artystyczny...
-Wszystko się zmieniło Kate. -westchnęła jej matka. -Bars and melody nie koncertują jak wcześniej...
*KATE*
Wszystko jest jakieś dziwne, czuję się jakbym ich nie widziała wieki, za pierwszym razem nie kojarzę, a po chwili przypominam sobie, że to przecież ważni dla mnie ludzie.
Chcę ich zobaczyć, bardzo ale boję się, że to nie będzie to samo. Że mają własne życie gdzie dla mnie nie ma już miejsca.
O nodze nawet nie chce myśleć.
-Powinnaś do nich zadzwonić, Leo ciągle się obwinia, a Charlie...ciężko mu. -mama się uśmiechnęła.-Jutro i tak przyjdą.
-Masz rację. Dasz mi telefon?
-Twój leży w szafce. Proszę. -wyjęła go i mi podała.
Na wyświetlaczu było moje zdjęcie z Rushem, a tapecie z Leondre i Charliem. Uśmiechnęłam się i wybrałam numer do bruneta.
-Hej, dlaczego mam różowe paznokcie? -przyjrzałam się im.
Były mocno tandetne ze wzorem kwiatka.
-Alex robiła ci co jakiś czas, mówiła że pewnie chciałabyś mieć ładne paznokcie jak się obudzisz. -odezwał się Rush, wstał i usiadł obok mnie na łóżku.
-Była tu?
-Dużo osób przychodziło. -uśmiechnęła się moja mama.
Zrobiło mi się ciepło na sercu.
Chłopak odebrał po trzech sygnałach.
-Rush spierdalaj.
-Do mnie tak? -zaśmiałam się. Fajnie było znów usłyszeć jego głos, był bardziej męski niż jak ostatnio go słyszałam.
-K.. Kate?
-Dzwonię z zaświatów.
-Boże, Kate?! O cholera! Jak się czujesz?!
-Wiesz co... Mógłbyś tu przyjechać?
-Tak, tak... Będę z Charliem za chwilę. Kiedy się obudziłaś?
-Jakieś dwie godziny temu.
-I dopiero teraz dzwonisz? Kurwa... -usłyszałam jakiś szmer.
-Co ty tam robisz?
-Zakładam spodnie.
-Nie pytam... Dobra zaraz się zobaczymy.
-Nie, nie rozłączaj się jeszcze. Co robisz?
-Siedzę? Leondre zaraz się zobaczymy...
-Nie słyszałem cię tyle czasu, daj mi się nacieszyć. -zaśmiał się. -Dobrze najwyraźniej nie chcesz ze mną rozmawiać jest mi smutno z tego powodu. Dzwoniłaś do Charliego?
-Nie... Po prostu przyjedź jak najszybciej.
-Do zobaczenia.
-Pa.
Rozłączyłam się i spojrzałam na Rusha.
-Charlie przyjedzie. -powiedziałam trochę zmartwiona. Bałam się jak zareaguje, może już nic do mnie nie czuje może nie chce dziewczyny kaleki?
-Ta...
Jak zawsze pozytywnie nastawiony. Nigdy nie krył się z tym, że nie lubi Charliego z nieznanych powodów, ale jak przychodziło co do czego to potrafili porozmawiać.
Pamiętam to, ale związek mój i Charliego nie był dla mnie szczegółowy. W sensie...wiem, że go kocham, czuję to, pamiętam ostatnie chwile, ciągle przypominam sobie różne momenty mojego życia, ale czegoś brakuje.
Czuję pustkę.
Usiadłam na łóżku i wpatrywałam się w szybę, z której było widać korytarz.
To dziwne, bo denerwowałam się. I to bardzo. A jak zobaczyłam czarną postać która przebiegła przed salą, a potem do niej weszła to serce mi stanęło. Mimo to policzki bolały mnie od uśmiechania się, gdy w drzwiach staną Leondre. Patrzyliśmy na siebie kilka sekund, urósł, plus jego włosy... Jasno różowe, a grzywka zarywała jego oczy.
Dla mnie to był szok.
W końcu rzucił się w moją stronę i przytulił.
Mówił coś, ale ja byłam bardziej zainteresowana tym, że właśnie zobaczyłam Charliego.
Tak samo chudy, tak samo piękna twarz...ale to chyba tyle.
Jego piękne loki są za krótkie, żeby kręcić się jak kiedyś, wygolone boki, okulary przeciwsłoneczne na nosie, nawet ubiór, kiedyś wyglądał schludnie, wszystko idealnie leżało, teraz wielka bluzka z długim rękawem ze zrobionymi prawdopodobnie fabrycznie dziurami.
Owszem, wyglądało to dobrze, ale nie tak jak wtedy.
Nawet chód i ruchy były inne, jakby wokół niego było stado paparazzi.
W końcu wszedł na salę, przełożył okulary na głowę i podszedł.
Leondre oczywiście się odsunął, a blondyn ze łzami w oczach powoli złapał moją twarz w dłonie jakby bał się, że nie jestem prawdziwa.
Nawet nie wiem kiedy łza spłynęła po moim policzku.
Uśmiechnęłam, ale jego wyraz twarzy można było opisać cierpieniem, chociaż to paradoksalne, bo przecież powinien się cieszyć.
W końcu się nachylił, a gdy czekałam na jego usta, których tak bardzo pragnęłam poczułam je na swoim czole.
Znów byłam zdenerwowana, bo czułam, że coś jest nie tak i prawdopodobnie to ze mną jest coś nie tak.
Myliłam się, bo po tym mnie przytulił i czułym głosem szepnął "Tak strasznie tęskniłem Kate".
Byłam szczęśliwa, ponieważ właśnie tego oczekiwałam.
Długo mnie nie wypuszczał ze swoich objęć, ale niestety w końcu to zrobił. Znów na mnie spojrzał tym razem z prawdziwym uśmiechem na twarzy.
-Co się stało? -spytał dotykając kciukiem mojej wargi. Rana, którą zrobiłam sobie, gdy się wybudziłam.
-To nic takiego.
Jego oczy nadal są tak błękitne jak ostatnim razem, nadal tak prawdziwe.
-Mógłbyś się odsunąć też chcę na nią popatrzeć. -Leondre lekko go odepchnął.
Przestałam nachalnie wpatrywać się w mojego chłopaka i próbując powstrzymać łzy szczęścia spojrzałam na różowowłosego? Dziwnie to brzmi.
-Boże dziecko co ty zrobiłeś?-zaśmiałam się i splotłam moje palce z Charliego.
Moja mama, gdy weszli chłopcy, oparła się o parapet tak jak Rush, a Charlie zajął jej miejsce. Z przyłożonymi naszymi rękoma do ust obserwował mnie.
-Fajne, co? -Devries poczochrał swoje włosy.
-Są świetne.-stwierdziłam chociaż wolałam go w naturalnym kolorze. -Zawsze byłeś pojebany pasują do ciebie.
Wszyscy się zaśmiali oprócz mojej mamy, która zjechała mnie wzrokiem.
-Heh, opowiadaj jak się czujesz?
Powiedziałam tylko, że wszystko jest dobrze, bo faktycznie czułam się dobrze, a o tej nodze nie chciałam wspominać. Charlie nie odezwał się ani słowem, co jakiś czas całował moją dłoń i ciągle mi się przyglądał.
Czy my po kilku miesiącach nie mamy o czym rozmawiać? On nie ma. Bo ja mam milion pytań.
Ciągle gadał Leondre, głównie o tym kto do mnie przychodził, jak to kłócił się z pielęgniarkami i że ma dla mnie niespodziankę.
Po dłuższym czasie poczułam mrowienie w nodze, po krótkim czasie zmieniło to się na skurcz, a potem ból. Na początku był do zniesienia można nawet powiedzieć, że to nic takiego.
-Zostanę u ciebie na noc. -uśmiechnął się Charlie i na prawdę byłam zadowolona, bo przecież mamy tyle do nadrobienia.
-Chyba sobie żartujesz? Ja zostaje, dzisiaj moja kolej. -wtrącił się Rush, a moja noga zaczęła mocniej boleć. Już nie można było powiedzieć, że to nic takiego.
-To moja dziewczyna. -blondyn wstał i dobrze, bo odruchowo zaczęłam ściskać jego dłoń.
-Czyżby?!
Poczułam się jakby ktoś rozrywał moją skórę, a kości łamał, na prawdę, ból był tak silny, że inaczej nie da się tego opisać.
Wygięłam głowę do tyłu, a udo bolącej nogi wbiłam w materac.
Na początku powstrzymywałam się od krzyku i było to raczej stęknięcie, ale gdy łzy zaczęły mimowolnie spływać po mojej twarzy to był chyba szczyt bólu i zaczęłam krzyczeć.
Wiedziałam, że wszyscy są przestraszeni i również coś krzyczeli, ale dość mocno ich zagłuszałam.
W końcu zaczęłam gryźć swoją dłoń jakby to miało mi ulżyć, ale ktoś szybko ją zabrał. To był Rush, usiadł obok mnie na łóżku i wtulił moją twarz w swoją koszulkę.
-Rush to boli. -załkałam, bo nie miałam już siły. Bolało tak strasznie.
-Wiem, spokojnie jeszcze chwila. Gdzie do cholery jest ta pielęgniarka!
Przyszła, wstrzyknęła mi coś w wenflon i ból odszedł.
Opadłam na łóżko z zamkniętymi powiekami i próbowałam się uspokoić.
-Już jest dobrze. -Rush odgarnął włosy z mojej twarzy.
Po kilku sekundach otworzyłam oczy, a obok mojego łóżka był lekarz z pielęgniarką.
-Musi pan wyjść. -mężczyzna zwrócił się do chłopaka, on tylko przytaknął i wyszedł.
Pielęgniarka odkryła moją prawą nogę, a ja zobaczyłam ogromnego krwiaka. Odwróciłam głowę, bo nie mogłam na to patrzeć.
-Zabieramy na salę operacyjną, ściągnij też chirurga.
Taka była diagnoza.
Od razu nasunęło mi się pytanie: czy ja stracę nogę?,ale nie chciałam znać odpowiedzi.
****
PROLOG.
Chyba każdy zastanawia się co jest po śmierci.
Niebo, piekło, czyściec, reinkarnacja i inne gówna, które wymyślają ludzie by jakoś zmniejszyć swój strach przed śmiercią.
Wyobrażano sobie wieczny spokój, szczęście i chmurki z waty cukrowej.
Oczywiście, też bym tak chciała, ale zostałam zamknięta w moim własnym piekle.
Nie ma nawet seansu zadawać sobie pytania "dlaczego". Stało się, moja szansa się skończyła, jestem skazana na to całe gówno.
Światła samochodu, myśl o Leo, ciemność. Potem zawsze jestem tylko obserwatorem, ale to chyba jest najgorsze. Widzieć płacz najniższych, śmierć ukochanego i czuć jeszcze większy ból psychiczny.
I tak w kółko i w kółko.
Nienawidzę Charlie.
Ostatnie czego bym chciała przed śmiercią to,to, żeby byli szczęśliwi, nic więcej, tylko tyle.
Jak on mógł zostawić Leo?
Nienawidzę go.
****
Kiwaliśmy się z lewej na prawej, z prawej na lewą...
Leondre próbował podstawić mi nogę, a ja śmiałam się, bo słabo mu to wychodziło.
Odgarnęłam włosy, które przez szalik owinięty na mojej twarzy wpadały mi w oczy. Kątem oka zauważyłam światła samochodu po mojej prawej i pierwszą myślą był Leondre. Bez zastanowienia odepchnęłam go, potem był pisk opon i niewyobrażalny ból.
Ból był prawdziwy. Nigdy nie był.
Potrafiłam się ruszyć, potrafiłam krzyczeć. Ból był okropny.
~~~~~~~~~~~
SIEMSOOOON!
Jestem podekscytowana jak cholera.
Dobra, więc to obiecana, druga część 'Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało' (<------------odsyłam tych co nie czytali).
Kończąc mój pierwszy blog nie myślałam, że kiedykolwiek to kontynuuje, ale wpadł pomysł i jest.
Nie wiem co jeszcze napisać xd po prostu mam nadzieję, że wam się spodoba i was nie zawiodę
A i blog wygląda tak , a nie inaczej, bo nie potrafię bawić się tą całą grafiką. Spokojnie, mam nadzieję, że niedługo będzie to fajniej wyglądało.
Kocham mocno
-Kate xx
Niebo, piekło, czyściec, reinkarnacja i inne gówna, które wymyślają ludzie by jakoś zmniejszyć swój strach przed śmiercią.
Wyobrażano sobie wieczny spokój, szczęście i chmurki z waty cukrowej.
Oczywiście, też bym tak chciała, ale zostałam zamknięta w moim własnym piekle.
Nie ma nawet seansu zadawać sobie pytania "dlaczego". Stało się, moja szansa się skończyła, jestem skazana na to całe gówno.
Światła samochodu, myśl o Leo, ciemność. Potem zawsze jestem tylko obserwatorem, ale to chyba jest najgorsze. Widzieć płacz najniższych, śmierć ukochanego i czuć jeszcze większy ból psychiczny.
I tak w kółko i w kółko.
Nienawidzę Charlie.
Ostatnie czego bym chciała przed śmiercią to,to, żeby byli szczęśliwi, nic więcej, tylko tyle.
Jak on mógł zostawić Leo?
Nienawidzę go.
****
Kiwaliśmy się z lewej na prawej, z prawej na lewą...
Leondre próbował podstawić mi nogę, a ja śmiałam się, bo słabo mu to wychodziło.
Odgarnęłam włosy, które przez szalik owinięty na mojej twarzy wpadały mi w oczy. Kątem oka zauważyłam światła samochodu po mojej prawej i pierwszą myślą był Leondre. Bez zastanowienia odepchnęłam go, potem był pisk opon i niewyobrażalny ból.
Ból był prawdziwy. Nigdy nie był.
Potrafiłam się ruszyć, potrafiłam krzyczeć. Ból był okropny.
~~~~~~~~~~~
SIEMSOOOON!
Jestem podekscytowana jak cholera.
Dobra, więc to obiecana, druga część 'Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało' (<------------odsyłam tych co nie czytali).
Kończąc mój pierwszy blog nie myślałam, że kiedykolwiek to kontynuuje, ale wpadł pomysł i jest.
Nie wiem co jeszcze napisać xd po prostu mam nadzieję, że wam się spodoba i was nie zawiodę
A i blog wygląda tak , a nie inaczej, bo nie potrafię bawić się tą całą grafiką. Spokojnie, mam nadzieję, że niedługo będzie to fajniej wyglądało.
Kocham mocno
-Kate xx
Subskrybuj:
Posty (Atom)