wtorek, 27 czerwca 2017

19.

-Byłaś z moim przyjacielem?! -wydarłem się w oczekiwaniu jakichkolwiek wyjaśnień. Leondre i Kate?! Zawsze powtarzał, że Kate jest dla niego idealna, ale myślałem, że to żarty. Byli jak rodzeństwo, kiedyś pomagała mu z dziewczynami, on mi z Kate, a potem byli razem?!
Jak to w ogóle możliwe? Jak oni mogli mi to zrobić?
Siedziała skulona i pewnie miała ochotę uciec jak zawsze.
-Dobra, wiesz co, mam to gdzieś. -miałem jej dość i poszedłem na górę. Na schodach mogłem zauważyć, że wcale nie jestem tak trzeźwy jak myślałem. Jakoś udało mi się dotrzeć do pokoju, rozebrałem się i położyłem na łóżku. Tak mi szumiało w głowie, że nie mogłem nawet o tym myśleć.
Z jednej strony chciałem, żeby teraz była tu ze mną, ale z drugiej poczułem się zdradzony. I przez nią i przez niego. Z Leo nie mamy dobrych kontaktów, nawet nam do tego daleko, ale przez jakiś sentyment, męski honor czy cokolwiek mógł pomyśleć jak ja będę się czuł.
-Mogę? -usłyszałem jej głos. Otworzyłem oczy, stała przy wejściu ze skruszoną miną, która przez alkohol całkiem mnie nie ruszyła. Zawsze miałem do niej słabość, wystarczyło, że usłyszałem jej głos i już biegłem by ją zobaczyć. Teraz tego nie było i byłem z tego dumny.
-Nie.
-Wytłumaczę ci to. -usiadła na łóżku.
-Więc słucham.
-Byliśmy razem jakieś 10 godzin. I tylko dlatego, że był naćpany.
-Heh, dobre. -wyśmiałem. Leondre nawet kawy nie pije, a co dopiero narkotyki.
-Przyrzekam. Alex mu coś dał i nie kontrolował się.
-Załóżmy, że ci wierzę, co z tobą? Nie mógłby cię zmusić.
-Chciałam tylko... Jejku nie wiem co chciałam. Z jednej strony potrzebowałam kogoś, było mi go żal, bo tak jak ja był sam i tak wyszło. Oboje wiemy, że to było chore. Jest dla mnie bardziej jak brat.-położyła dłoń na moim brzuchu i patrzyła tymi swoimi wielkimi oczami.
-Idź spać, porozmawiamy rano.
Miałem nadzieję, że da mi już spokój, zasnę, a z rana o tym wszystkim pomyślę, ale położyła się obok mnie.
-Przepraszam, to nie było na poważnie. -przytuliła się do mojego boku i położyła  na mnie nogę. Odruchowo spojrzałem na jej tyłek, który wyglądał świetnie w czarnych majtkach.
Nie potrzebuje koronkowej, seksownej bielizny, żeby sprawić, że miękną mi kolana, a kutas twardnieje.
-Nic nie powiesz? -uniosła głowę. To śmieszne, że wygląda tak niewinnie kiedy ja mam w głowie jej jęki.
-Nie chcę z tobą rozmawiać. To nie jest tak, że tylko ciebie boli. -burknąłem.
-Myślę, że to jednak nie to samo. -jej głos nie był już niewinny i chyba miało to jakiś związek z jej dłonią, która powoli zaczęła się przesuwać w dół mojej klatki piersiowej.-Nie jesteśmy razem i chyba mam prawo robić to co chcę.
-Dlatego tu jesteś? -spytałem patrząc na jej dłoń, która była już na podbrzuszu.
-Nie wiem dlaczego tu jestem.-przyznała.-Możesz pomóc mi to odkryć. -przejechała palcem po moim nabrzmiałym penisie, a mnie nagle zabrakło powietrza. Napiąłem wszystkie mięśnie i ze świstem nabrałem powietrza do płuc.
-Cholera.
Tylko ona tak na mnie działa.
-Nie chcę żebyś był na mnie zły. -zacisnęła dłoń.
W tym momencie absolutnie nie byłem zły, gdy dotykała moje krocza nie było mnie na to stać.
Podniecenie wzięło nade mną górę i rzuciłem się na nią. Wreszcie, po tak długim czasie znów całowałem jej miękkie usta, miałem pod sobą jej małe ciałko, ale gdy mój penis był idealnie między jej nogami, a ja miałem ochotę zerwać wszystko co na sobie miała, musiałem przestać, jeszcze chwila i nie mógłbym się powstrzymać.
Zwolniłem nasze pocałunki, aż w końcu w ogóle im zaprzestałem i położyłem się obok niej na plecach.
-Co ty robisz? -podniosła się na łokciach i próbowała unormować oddech.
Nie tylko ona była zdziwiona, na prawdę chciałem kochać się z nią całą noc, ale nawet po pijaku byłem świadomy konsekwencji.
-Będziesz żałować.-stwierdziłem czując ból tej przeklętej erekcji.
-Żartujesz sobie? Oboje jesteśmy dorośli.
-Okay, jeżeli jutro to powtórzysz obiecuję, że nie wypuszczę cię z łóżka.
-Dobrze. -oparła policzek na moim ramieniu i wsunęła dłoń pod moje bokserki.
Nie dałem rady tego przerwać.
Złapała go w dłoń i powoli ruszała dłonią z czasem przyśpieszając. Wplątałem palce w jej włosy i schowałem w nie nos, pachniała tak jak pamiętam.
-Przyśpiesz.-ledwo wysapałem, a Kate posłusznie wykonała moją prośbę i robiła to idealnie.
***
*KATE*
Obudziłam się z potwornym bólem głowy i mdłościami. Nie pamiętam kiedy ostatnio miałam takiego kaca. Byłam zamknięta w szczelnym uścisku Charliego i nawet nie zdziwiłam się, że byłam w samej bieliźnie. Po pijaku lubię się rozbierać, głupia.
Powoli, żeby go nie obudzić, usiadłam na łóżku i złapałam za swoją wczorajsza bluzkę, która leżała na ziemi. Działała jak magiczna, bo jak tylko przełożyłam ją przez głowę przypomniałam sobie wczorajszy wieczór.
Wyszedł na jaw mój "związek" z Devriesem, wypierdoliłam się na schodach i mam wielkiego siniaka na kolanie i... obciągałam Charliemu. Nie wspominając już, że sama się do niego dobierałam.
Ty głupia bezwstydnico.
W tym momencie chciałam płakać i zapaść się pod ziemię. Nigdy więcej nie spojrzę na alkohol. Szybko poszłam do swojego pokoju, wyjęłam walizkę z pod łóżka i zaczęłam się pakować.
Wyjadę do Kurdystanu albo na Grenlandię i będę mieszkała z siedmioma kotami, nie będę miała kontaktu z żadnym facetem, żeby przypadkiem nie zdradzić go z jego przyjacielem i nie dobrać się do jego spodni.
Boże co ja w ogóle mam w głowie. Wyszłam na jakąś napaloną debilkę.
-Co ty robisz? -usłyszałam głos Charliego i zamarłam.
Nie mogę spojrzeć mu w oczy.
-Sama wiem, że muszę wrócić do domu.
-Jak wrócić?
-Jestem głupią, bezwstydną, napaloną, zdradziecką debilką. Zawsze muszę wszystko spieprzyć. -próbowałam zapiąć walizkę, która zawsze po powtórnym pakowaniu się nie dopina. Gówno. Cała się trzęsłam z nerwów, a on kucnął obok mnie i położył dłoń na moim ramieniu.
-Zabolało. -przyznał.-Ale nie chcę żebyś wyjeżdżała. Nawet ci na to nie pozwolę, więc już możesz się wypakować.
Musiałam na niego spojrzeć, powoli odwróciłam głowę, a kiedy zobaczyłam jego łagodny wyraz twarzy poczułam jak cały alkohol podchodzi mi do gardła. Pobiegłam do łazienki i zwróciłam wszystko co wczoraj wypiłam. Po chwili...dłuższej chwili, spuściłam głowę i usiadłam po turecku.
-Musisz mi powiedzieć jak bardzo mnie nienawidzisz. -oznajmiłam i złapałam się za głowę, cholernie bolała.
-Nie nienawidzę cię Kate.
Nienawidzę, gdy mówi do mnie tak obojętnie.
-Musisz. Musisz powiedzieć jak wielką egoistką jestem. Nie będę mogła znieść twojego wzroku. Zapadnę się ze wstydu.
-Jedyne czego powinnaś się wstydzić to tego, że byłaś z Leo.
-Kurcze, przepraszam, to było tak nagle, nawet nie miałam czasu się nad tym zastanowić.
Siedząc na tej zimnej posadzce obok kibla, płaczliwym głosem opowiedziałam mu wszystko dokładnie jak było. Próbowałam na niego patrzeć, ale wtedy czułam ból, który był w jego oczach, to było najgorsze.
-To chyba najgorsze co mogłaś zrobić i ostatnie czego mógłbym się po tobie spodziewać, Kate.
-Nie chcę, żebyś przez to miał o mnie gorsze zdanie.
-Problem w tym, że to nie zależy od twego chcenia. Ja nie chciałem żeby to była prawda, a jednak.
-Co teraz? -spytałam bawiąc się szwem mojej bluzki.
-Nie wiem. Jak zawsze spróbujemy to naprawić. -wzruszył ramionami.
-Okay. -wzięłam głęboki oddech czując jak łzy napływają do moich oczu. Zawsze to on popełniał błędy i to ja się wściekałam. Teraz wiem jak się czuł. Czasami robimy coś, nawet nie mając chwili na zastanowienie, a potem ciężko to odkręcić. -Ogarnę się trochę i zrobię śniadanie. -wstałam podpierając się o muszlę klozetową.
-Spokojnie się umyj, tym razem ja zrobię coś do zjedzenia.
Pomijając moje chujowe samopoczucie, cały dzień był chujowy. Atmosfera była okropna, Charlie traktował mnie z wielkim dystansem ograniczając nasze rozmowy do minimum, nie umknęło to uwadze chłopakom, którzy, nie tak bardzo, subtelnie wymieniali się porozumiewawczymi spojrzeniami, a ja chciałam uciec do tego pieprzonego Kurdystanu.
Tej nocy Charlie nawet nie przyszedł do mnie spać.
Mało spałam, obudziłam się kilka minut po 6, ogarnęłam się i poszłam do pokoju Charliego. Był rozwalony na całym łóżku, w połowie odkryty, skubany nawet jak śpi wygląda dobrze. Przykryłam go, wzięłam laptopa i stwierdziłam, że się pouczę. Do jakiejś 10 będę miała spokój.
Zdziwiłam się, gdy usłyszałam budzik Charliego, ale przypomniało mi się, że dzisiaj już idzie do pracy. Szkoda. Wzięłam się szybko do przygotowywania mu śniadania, trzeba jakoś się przypodobać.
-Hej, zrobiłam ci tosty francuskie.-uśmiechnęłam się, gdy zszedł już umyty i ubrany.
-Dzięki.-usiadł naprzeciwko mnie i spojrzał na laptopa.
-O, nie chciałam cię budzić i pomyślałam, że mogę wziąć. -wytłumaczyłam się.
-Jasne. Spałaś w ogóle?
-Wstałam chwilę przed tobą.
Charlie w ciszy zjadł i wyszedł, nawet nie dostałam buziaka w policzek na pożegnanie.
Próbowałam skupić się na nauce, ale słabo mi to wychodziło, miałam się uczyć, myśleć jak pomóc dziewczynom ze szpitala, a ostatecznie myślałam o tym, jak długo Charlie będzie mi wybaczał.
Pierwszy wstał Kyle, więc postanowiłam dowiedzieć się czegoś więcej.
-Smakuje? -oparłam brodę na pięści i patrzyłam jak je śniadanie przygotowane przeze mnie.
-Mhm, może ja cię wezmę do siebie?-zaśmiał się.
-Charlie mówił, że mnie tu nie chce?
-Nie? -uniósł brwi. -To był żart.
-A co mówił? -spytałam spokojnie udając, że to normalne pytanie.
-Coś, że przyjedzie później, bo musi rozładować napięcie seksualne. -gdy to usłyszałam i to jeszcze tak poważnym tonem o mało co nie zakrztusiłam się herbatą.
-Boże! Co?!
-Droczę się. Zależy ci na nim, co? -uniósł kącik ust.
-Chcę mieć z nim dobry kontakt.
-Już wiem, co ma na myśli, gdy mówi "niezdecydowana".-zaśmiał się.
-Tak o mnie mówi?
-Dziwisz się? Widać, że kręcisz i ciężko zrozumieć o co ci chodzi. Mówisz, że przyjaciele i w ogóle, ale nie wystarcza ci to.
-Nieważne. Mówił ci coś?
-Uważasz, że przyjaciel powinien zdradzać sekrety?
-Oczywiście, że nie... Aha? -załapałam o co chodzi, założyłam ręce na pierś i oparłam się o krzesło
-Sorry, Charliego znam dłużej od ciebie.
-No powiedz tylko co powinnam zrobić, jak się zachowywać.
-Ty? Nic nie musisz robić, bądź po prostu Kate.
-Heh, no to mi pomogłeś. -wpuściłam powietrze z ust i przewróciłam oczami.
-Słuchaj. On jest szaleńczo w tobie zakochany, poważnie. To już obsesja. Jakby... W jego głowie jesteś jego dziewczyną i no to było jak zdrada. I to na dodatek z jego byłym przyjacielem. Facet jest załamany.
-Czyli on myśli, że jesteśmy razem?
-Tak cię traktuje.
-Cholera... Zjebałam. -przegryzłam wargę. Co jeżeli nie będzie potrafił mi wybaczyć? Może jeszcze bardziej nienawidzi Leo? Tak jak myślałam, jestem przeklęta.
-Trudno się nie zgodzić.
Ledwo wytrzymałam do 16.15 kiedy przyszedł Charlie. Obiad był już gotowy, chłopcy jedli, a ja udawałam, że jem. Nie potrzebuje niepotrzebnych pytań.
Blondyn wszedł jakoś niemrawo, powiedział ciche "cześć" i dołączył do nas. Wymieniłam się spojrzeniem z Kylem i wiedziałam, że nadal nie jest okay.
Leżałam przed telewizorem i zastanawiałam się czy może nie wrócić do domu. Jeżeli tak ma wyglądać dzień to, to bez sensu.
Leciały akurat nastoletnie matki, podziwiam te dziewczyny, nie wyobrażam sobie dziecka w ciągu najbliższych pięciu lat, a co dopiero w wieku 16 lat. Chociaż w sumie... Trzeba było się zabezpieczać.
Usłyszałam jak ktoś schodzi po schodach, a potem zobaczyłam Charliego, który już w dresie, szedł w moją stronę. Przeszedł przez podramiennik i na czworaka przyczołgał się do mnie. Nie wiedziałam za bardzo jak zareagować, ale on przytulił się do mnie i położył głowę na mojej klatce piersiowej.
-Kurewsko boli mnie głowa.-szepnął i pocałował mnie w obojczyk.
Uśmiechnęłam się pod nosem i położyłam dłoń na jego skroni.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Siemson kluchy!
Jak tam początek wakacji? macie może jakieś ciekawe plany oprócz tych "te wakacje będą wyjątkowe". co roku tak mówię i nadal nic xd
Ja osobiście szukam pracy...wiecie kiedy już naprawdę jest do dupy? kiedy piszecie cv i nie macie co wpisać w osiągnięciach xd
No...To jak rozdział? wszystko jest pojebane jak to ze mną, kłótnie, miłość, kłótnie itd
Jeżeli macie jakieś zastrzeżenia to też proszę pisać.
No...WAŻNA SPRAWA: jestem głupia i nie odpisałam na ostatnie komentarze. bardzo przepraszam i obiecuję poprawę.
-Kate xx

wtorek, 20 czerwca 2017

18.

Wstałam przed 6 i musiałam wyjść zapalić. Pierwszy raz od jakiegoś czasu spałam tak dobrze. Usiadłam na schodach przed domem i przypomniała mi się Jasmine. Minął tydzień, a ja nadal się zastanawiam jak to możliwe. Były sposoby na jej leczenie, umarła przez ich koszt. Długo różne organizacje zbierały na jej operację, za długo. To smutne, że jej życie było liczone w dolarach.
-Jeju, Kate, wiesz jak się wystraszyłem? -wyszedł Charlie i staną w drzwiach. -Naprawdę nie mogłaś się powstrzymać?-spojrzał na papierosa.
-Spokojnie przecież żyje.-wyrzuciłam peta i weszłam z nim do domu.-Zrobiłam ci herbatę, wiem, że nie lubisz goręcej, zaraz zrobię ci coś do jedzenia.-od razu poszłam do kuchni.
-Dziękuję, ale wszystko okay?
-Tak, tylko... Kurcze, nie mogę zostawić tych dziewczyn samych sobie. Jamsmine nie pomogłam i... -przewróciłam oczami, żeby się nie rozpłakać.
-Przecież nie mogłaś nic zrobić. To nie twoja wina.
-Co jeśli reszta też się nie doczek?
-Nie myśl tak. Niedługo nazbierają na operację. Nie możesz im pomóc.
-Mogę. Jeszcze nie wiem jak, ale muszę im pomóc. -zaczęłam wyjmować rzeczy na kanapki.
-Jeżeli chcesz, może uda mi się załatwić dzień wolny. -objął mnie w talii i spojrzał na mnie.
-Bez przesady. Nie będziesz brał urlopu na dziecko.-powiedziałam na co się zaśmiał.
-Nie mów tak, bo jak przypomnę sobie noc to, to jest chore. -zaśmiałam się.
-Idź się lepiej ogarnąć.
***
-Nie otwieraj nikomu drzwi, nie wychodź z domu i nie pal tyle. -pouczył mnie jakbym naprawdę była dzieckiem i zebrał ze stołu klucze do domu i samochodu, a także portfel. Wyglądał naprawdę elegancko w błękitnej koszuli, jednak z podwiniętymi rękawami i nawet ułożył sobie włosy.
-Nie będę włączała też gazu i na wszelki wypadek nie będę wchodziła po schodach.
-Grzeczna dziewczynka. -pocałował mnie w głowę.-A i zjedz coś. Proszę.-odchylił moją głowę do tyłu, a ja się uśmiechnęłam.
-Miłego dnia. -dostałam jeszcze jednego buziaka w czoło, a potem wyszedł zamykając drzwi na klucz.
Dzień spędziłam w łóżku i nawet leżąc w nim zdążyłam pokłócić się z Devriesem, Cameronem i Rushem o to, że jestem u Charliego. Spoko przyjaciele.
Na obiad zrobiłam lasagne, wiem, że Charlie ją uwielbia. Miał wrócić trochę po 17, więc zdziwiłam się, jak przed 17 usłyszałam pukanie do drzwi. Od razu pobiegłam do drzwi i na pewno tej osoby nie chciałam za nimi zobaczyć.
-Samanta. -założyłam ręce na klatkę piersiową. Wyglądała kurewsko dobrze. Dosłownie kurewsko. Jednak tak krótka sukienka odkrywa za dużo nawet w lato.
-O Charlie ci pewnie o mnie mówił. -uśmiechnęła się i wręcz wepchnęła się do domu. Nie poznała mnie. -Słodki jest. Misiuuu!
Że co kurwa? Czy ona powiedziała misiu?
-Myślałam, że zawsze będziesz pamiętać dziewczynę, której tak bardzo chciałaś dorównać. -stanęłam przed nią żeby nie weszła dalej. Teraz poznała, a jej mina była bezcenna. Na chwilę otworzyła usta, ale szybko je zamknęła. -Już pamiętasz?
-Wyjechałaś... Zostawiłaś go. -pokręciła głową jakby nie wierzyła, że tu jestem. -Daj nam w końcu spokój.-podeszła, a ja odruchowo ją odepchnęłam. Nie chciałam, tak po prostu i teraz musiałam to kontynuować, bo ona mi oddała.
-Masz trzy sekundy żeby wyjść. -powiedziałam zdenerwowana patrząc jej w oczy. Mnie się nie popycha.
-Bo co mi zrobisz? Przyjdzie Charlie i sam ci powie, że między nami iskrzy.
-Słuchaj... Wyczerpałam już na ciebie pakiet dobrego wychowania, więc wypierdalaj, albo załatwię to jak na wkurwioną mnie przystało.-wysoko uniosłam głowę, żeby wiedziała, że nie żartuje.
Posłuchała, prychnęła i wyszła, a ja wróciłam do swojego pokoiku.
Rozmawialiśmy, mówił, że już dawno z nią skończył. Okłamał mnie. To nie pierwszy raz, a nadal boli.
Usłyszałam trzask drzwi i tym razem wiedziałam, że to on. Wchodził po schodach wołając mnie aż w końcu doszedł do mojego pokoju.
-Cześć, dlaczego drzwi były otwarte? Wychodziłaś gdzieś? -usiadł na łóżku, leżałam do niego tyłem więc widziałam tylko jego dłoń, którą przełożył nade mną.
Ten cholerny tatuaż. Jeden z wielu błędów mojego życia.
-Coś się stało?
-Samanta tu była. -postanowiłam nieowijać w bawełnę i usiadłam podkulając nogi do klatki piersiowej.
Od razu mina mu zrzedła gdy usłyszał jej imię.
-Czego chciała?
-Ty mi powiedz... "Misiu".-spojrzał na swoje uda i przeciągnął po nich dłońmi.
-Ona tak powiedziała?
-Charlie proszę przestań kłamać, utrzymujesz z nią kontakt, prawda?
-Jesteśmy tylko znajomymi. -westchnął, a ja już chyba wolałam kłamstwo. Chociaż ciężko mi to przyznać Samanta to niezła laska, idealna na seks bez zobowiązań i boję się, że Charlie to wykorzystał.
-Zawsze dawałam ci wolną rękę, miałam do ciebie zaufanie, ale muszę coś zrobić, bo w jakiś sposób mi na tobie zależy. -szybko na mnie spojrzał, ale teraz ja spuściłam wzrok. -Nie rozmawiajmy o tym. Po prostu... Chcę żebyś wybrał, albo ja albo ona. -przełknęłam ślinę i trochę byłam zła na siebie.
Nigdy, nawet w związku mu niczego nie zabraniałam, uważam, że jeżeli komuś na kimś zależy to powinien sam wiedzieć jak ma się zachować i to w pewien sposób jest podstawą związku, ale teraz widzę, że muszę jasno określać swoje wymagania. Może dla niego to nic takiego, ale dla mnie Samanta musi zniknąć całkowicie z jego życia.
-Już nigdy w życiu się z nią nie zobaczę. -zapewnił i złapał mnie za dłoń.
Uwierzyłam poraz kolejny.
-Lasagne będzie zaraz gotowa.
Razem poszliśmy do jadalni, przygotowałam wszystko i usiedliśmy przy stole. Czułam się dziwnie, gdy obserwował każdy mój ruch.
-Ta kanapka to jedyne co dziś jadłaś?
-Tak. Smakuje ci?
-Jest pyszna. Jestem głodny jak cholera. Tak w ogóle... Jak spędziłaś dzień?
Powoli przeżułam to co miałam w buzi, chociaż smakowało to jak kawałek kartonu, wiedziałam, że muszę wziąć się za siebie.
-No wiesz. -wzruszyłam ramionami. -Trochę poleżałam, umyłam się... Potem znów trochę poleżałam. -słyszałam jak ciężko wzdycha i kurde... Jestem pieprzonym leniem. -A jak tam w pracy?
-Hm...okay. Lubię muzykę, ale po całym dniu słyszę już tylko jeden dźwięk. Nie chcesz lasagnei?
-Kanapka wystarczy.-podniosłam ją na chwilę, by zaraz rzucić ją na talerz. -Dobra, wyjaśnimy sobie. Nie chcę widzieć jej na oczy. Jeżeli przyjdzie tu jeszcze raz, pakuję się i wracam do domu, a wtedy ty mnie już nigdy nie zobaczysz.-spojrzałam na niego.
Nie sądziłam, że kiedykolwiek postąpię tak desperacko, a jednak.
-Przecież powiedziałem, że to załatwię. Napisze do niej żeby dała mi spokój. -powiedział spokojnie, więc przestałam się martwić.-Jak zjemy zabieram cię gdzieś.
-Gdzie?
-Niespodzianka.
***
-Już?
Głupek kazał wsiąść mi do samochodu, zawiązał oczy, a jechaliśmy dosłownie dwie, trzy minuty.
-Jeszcze trzy kroki.
-Już zrobiłam trzy.
-Przestań marudzić. -zdjął mi krawat z oczu. Zamrugałam kilka razy i automatycznie moje serce zaczęło bić dziesięć razy szybciej, gdy zobaczyłam, że jestem przed uczelnią. Kompletnie zapomniałam o wynikach egzaminu wstępnego, ale przypomniałam sobie jak źle mi poszło.
-Nie chcę wiedzieć. -chciałam się wycofać, ale blondyn złapał mnie za ramiona i postawił przed wynikami.
Przeleciałam wzrokiem po całej liście i... Byłam tam. Jako najsłabszy wynik, ale byłam!
-Nie wierzę. -przyłożyłam rękę do ust.
-Uwierz, niedługo będziesz tu studiować.
-Od dzisiaj mów mi mistrzu.-nadal lekko oszołomiona spojrzałam na niego. -Boże, ja naprawdę się dostałam. -pisnęłam i zaczęłam skakać ze szczęścia. To było chyba moje jedyne marzenie. Od dzieciństwa oglądam wszystkie seriale związane z prawem i zawsze chciałam stań na sali w todze i bronić swojego. A właściwie czyjegoś.
-Gratuluję. -rozłożył ramiona, a ja go przytuliłam. -W nagrodę zabieram cię do kina.
***
-Poszedłbym jeszcze raz na ten film. -stwierdził Charlie, gdy byliśmy już w domu.
-Po prostu podobała ci się ta blondynka, która zdjęła stanik. -wzruszyłam ramionami. -Ten brunet był przystojny.
-Eee, wyglądał jak dzik.
-Był umięśniony.
-Sterydziarz.
-Mówisz tak, bo sam jesteś cienki.
-Aha? -szturchną moją nogę, która leżała na jego udach.-Nigdy ci to nie przeszkadzało.
-Nie powiedziałam, że to mi przeszkadza. To twoje ciało.
-Przy mnie jesteś kruszynką. -pociągnął mnie za nogi i tym sposobem uderzyłam tyłkiem o bok jego uda.
-Charlie nie każdy musi być sportowym świrem.
-Nie jestem cipą.
-Przecież tego nie powiedziałam. -zaśmiałam się z jego reakcji.
-Ale tak myślisz. Całymi dniami pracuje, w weekendy jestem u mamy, nie mam czasu chodzić na siłownię. -był tak zdenerwowany, że jego policzki się rozpaliły.
-Wyluzuj chłopie.
-Poza tym ja jestem zdania, że charakter ma większe znaczenie. Wiesz, że statystycznie 90% tych osiłków ma IQ dwa razy niższe ode mnie?
-Teraz już wiem. -zaśmiałam się. On tylko prychnął i chciał wstać z kanapy, ale owinęłam go nogami. -Ty to jednak jesteś wrażliwy.
-Nie jestem wrażliwy, po prostu nie lubię gdy ktoś ocenia po wyglądzie.
-Daj spokój. Moim zdaniem masz fajne mięśnie. -złapałam go za biceps i od razu się uśmiechnął.
-A ty cycki. -położył się obok mnie i objął jedną ręką.
-Myślałam, że liczy się charakter?
-Charakter też masz jędrny.
-Boże. -wybuchłam śmiechem. -Co ty masz w głowie.
-Nie chcesz wiedzieć.
-Spałeś z Samantą? -spytałam, bo od jej wyjścia miałam to gdzieś z tyłu głowy.
-Co? -spojrzał na mnie zdziwiony i może trochę zmieszany. -Oczywiście, że nie. Co to w ogóle za pytanie.
-Jak każde inne. A z kimkolwiek innym? -patrzyłam na niego czekając na odpowiedź.
-Czy to ważne? Nie byliśmy wtedy razem.
Czyli jednak.
-Nadal nie jesteśmy, więc możesz mi powiedzieć.-powiedziałam cicho, bo zrobiło mi się trochę przykro. Ale co ja myślałam, że będzie mną i będzie czekał na nie wiadomo co.
-Zdarzyło się, a ty?
-Zdarzyło się.-powtórzyłam jego odpowiedź. Zdziwił się i to bardzo, ale przecież przez rok byłam w Polsce co miałam robić, co nie?
-Z kim? -podniósł się na łokciu żeby dobrze mnie widzieć. Udawałam znudzoną tą rozmową i, że zdejmuje jakieś paproch z koszulki.
-Taki jeden, nie znasz. Przecież to polak.
-Byłaś z kimś? -oho, te czerwone policzki. Mam cię stary. -Ile ma lat?
-Jakieś pięć miesięcy. Teraz ma 23.
-Pięć miesięcy?! -zabrał ze mnie swoją rękę.-Byłaś z nim pięć miesięcy?!
-No co? Nie szukałam nikogo na jedną noc.
-No dobrze. Ale pięć miesięcy?! Przecież to szmat czasu.
-Pięć miesięcy to nic.
Spojrzał na mnie przez dłuższą chwilę, a potem przeszedł nade mną i zniknął z mojego wzroku.
1:0 Fiucie.
Jak on mógł spać z kimś innym ode mnie?
Poszłam na górę po laptopa, okulary i kocyk, żeby trochę się pouczyć. Dostałam się, ale mam najgorszy wynik, co znaczy, że muszę ich trochę dogonić.
Charlie jadł coś w kuchni, gdy wyszedł z niej trochę się pośmiał z moich okularów, potem wpychał we mnie kanapkę, dosłownie siedział obok i mnie karmił, ale w końcu udało mi się go wygonić. 
Najgorsze w nauce jest to, że nie rozumiem niektórych słów i muszę sprawdzać je na tłumaczu, a tak to jest fajnie. Naprawdę. To mnie kręci i czytanie ustaw i kodeksów to dla mnie przyjemność. W prawie polskim, szkockim, walijski odnajduję się jako tako, prawa angielskie uczę się szczegółowo. 
Długo mi zeszło przez Charliego, który ciągle się kręcił i mówił żebym poszła już z nim spać, aż w końcu chyba zasnął.
Ostatnio nie mogę spać więc sprzyjało to długiej nauce.
Obudził mnie dzwonek do drzwi, ale usłyszałam jak zbiega Charlie więc nadal leżałam. Myślałam, że to może kurier, bo godzina wydawała mi za wczesna na jakiekolwiek odwiedziny. A jednak. Usłyszałam głośne, dwa męskie głosy i Charliego, który ich uciszał. Usiadłam na kanapie i owinęłam się kocem. 
7.30
Czy jego znajomi nie mają zegarka?
Po chwili zobaczyłam Kylea i Zacka, którzy jak tylko mnie zobaczyli zatrzymali się i uśmiechnęli jakbym wcale nie wyglądała jak zombie. 
-A to taki ktoś. -powiedział Zack nawiązując pewnie do ich rozmowy. -Miło poznać piękną panią. -wyciągnął dłoń. 
-Ciebie też Zack. -przybiłam mu piątkę. Obaj byli zdezorientowani. Czy ja na prawdę aż tak się zmieniłam?
-Kate przyjechała, pamiętacie ją? -Charlie założył ramiona na pierś. 
-Kate? O cholera...widzieliśmy się... 
-Rok temu. -przerwał blondyn. -Nie mogliście zadzwonić, że przyjedziecie? 
-No przepraszam, że przeszkadzamy. -zaśmiał się Kyle. -Taki dżentelmen z ciebie, że wygoniłeś ją na kanapę? 
-Zasnęłam przy nauce. Może zrobię jakieś śniadanie. -wstałam i lekko się zachwiałam. Poranki są najgorsze.
-Połóż się, ja wszystko przygotuje. -Charlie szybko podszedł i złapał mnie za ramiona. 
-Jest okay. -przeszłam obok nich ze spuszczoną głową i weszłam do kuchni. 
Zrobiłam im śniadanie, a żeby nie pytali dlaczego nie jem poszłam się ogarnąć. Widziałam ich chyba raz w życiu i nie darzę sympatią. Narcystyczne buce. 
Postanowiłam wziąć kąpiel, napuściłam gorącej wody i zrobiłam pianę ze swojego płynu. 
-Ciekawe ile będą mnie denerwować. -ułożyłam się wygodnie. 
Chciałam się zrelaksować w ciszy, niestety ciągle słyszałam ich krzyki, śmiechy i bieganie po schodach. 
-Pieprzone dziecia...-nie zdążyłam dokączyć słowa, bo drzwi do łazienki otworzyły się, a ja próbowałam zakryć się pianą. Wszedł Zack i staną jak debil wpatrując się we mnie jakby zobaczył ducha. 
-Boże! Wyjdź stąd! -wydarłam się, a on przerażony uciekł. Odetchnęłam z ulgą, że nic nie mógł zobaczyć, ale znów wszedł, uniosłam brwi, z zażenowania jego kulturą. 
-Przepraszam.-pisnął jak dziewczynka i znów wyszedł. 
Co za typ. 
Kompletnie odechciało mi się relaksu. Szybko umyłam włosy i nawet jak wychodziłam z wanny od razu zakryłam się ręcznikiem.
Ubrałam się i zeszłam do salonu. 


Cała trójka spojrzała na mnie, a ja wystawiłam środkowy palec w stronę Zacka. 
-Przepraszam, nie zrobiłem tego specjalnie! -wydawał się przestraszony i zażenowany tą sytuacją, więc postanowiłam odpuścić.
-Po prostu pukaj.-zaczęłam zbierać laptopa i koc. 
-Stary wszedłeś jej do łazienki? -dołączył Charlie. 
-Naprawdę przez przypadek. -uniósł dłonie. 
-Bez przesady. Przecież wiedziałeś, że bierze kąpiel. 
-Dobra wyluzuj Charlie. Nic się takiego nie stało. Po prostu zamek jest zepsuty, pukajcie. -zabrałam rzeczy i zaniosłam je na górę. 
Otworzyłam okno u siebie w pokoju, u Charliego, posprzątałam trochę w łazience i poszłam się położyć. 
Znów nie nacieszyłam się spokojem, bo ktoś zapukał do drzwi. 
-Proszę.-usiadłam i wszedł Zack z jakąś miską. 
-Przeszkadzam? -spytał i w sumie jest całkiem miły, a skoro to przyjaciel Charliego to wypada być miłą. 
-Nie, chodź. -uśmiechnęłam się i poklepałam miejsce obok siebie.
-Naprawdę przepraszam, zapomniałem, że tam jesteś i jakoś tak wyszło. Nie jestem jakimś zbokiem. -zaśmiał się i podał mi miskę, w której była sałatka. -Charlie kiedyś wspominał, że ciągle jesz sałatki, więc tak w ramach przeprosin. 
-Nie musiałeś. Jest okay, za mocno zareagowałam.
-To co zejdziesz do nas? 
-Skoro zrobiłeś mi sałatkę to nie mam wyjścia. -zeszliśmy na dół gdzie, gdzie chłopcy nadal tkwili na kanapie i grali na konsoli. 
-Smacznego.-blondyn uśmiechnął się do mnie i zrobił mi miejsce obok siebie, ale wolałam rozłożyć się na fotelu. Usiadłam przodem do nich i położyłam nogi na podramienniku. 
Łatwo poznać, że się przyjaźnią, swój do swego ciągnie. Wszyscy trzej potrafią się ubrać, chociaż myślę, że to taki typ ludzi, że wszystko na nich leży idealnie. Zawsze wyglądają schludnie co moim zdaniem jest bardzo ważne. 
Znając gusty dziewczyn każda by powiedziała, że najprzystojniejszy jest Zack. Ciemne, brązowe włosy, piwne oczy, pełne usta, a jak się przyjrzeć to jego twarz jest całkiem słodka. Nie tak słodka jak u dziecka, ale jak się na ciebie spojrzy to automatycznie się uśmiechasz. 
Kyle i Zack mają proste włosy, idealnie ułożone, co mnie osobiście się niepodobna. Za idealnie. Od czasu do czasu na jakieś wyjścia czy coś... Uwielbiam, gdy Charlie ma takie roztrzepane loki. Wole jego blond włosy,  jasne oczy i... Chyba wszystko. Coś w nim jest i to coś mnie przyciąga.
-Żyjesz Kate? -ocknęłam się przez głos Charliego. 
-Zamyśliłam się. 
*CHARLIE*
Miałem nadzieję, że weekend spędzimy razem, no niestety. Mogli chociaż uprzedzić czy coś, bo wypadałoby spytać się Kate o zdanie. Teraz będzie siedziała przymulona. 
-O czym tak myślałaś? 
-O obiedzie. Skrzydełka? 
-Może być. 
-To ty jesteś bardziej taką ugotuj, posprzątaj.-stwierdził Zack. 
-Charlie pracuje, a ja i tak całymi dniami siedzę w domu. -wzruszyła ramionami. 
-Jak małżeństwo, gratuluję stary. -przybił mi piątkę. 
Faktycznie trochę tak jest. Przychodzę po pracy, a w domu czeka moja kobieta z ciepłym obiadem. Mnie to absolutnie odpowiada, ale nie chcę żeby wyglądało to jakby była tu tylko po to, by posprzątać.
-Kate wchodzisz dwa razy do tej samej rzeki? -nagle spytał Kyle, za co powinien dostać w mordę. Jeżeli zaczyna z nią tematy dotyczące mnie to Kata zaczyna myśleć, a jeżeli zaczyna myśleć to zda sobie sprawę, że musi mnie zostawić. Kierując się uczuciami będzie ze mną i to moja taktyka. 
-Chodzi, że z Charliem? Nie, jesteśmy przyjaciółmi.-uśmiechnęła się przesłodko. 
Wczoraj mówiła co innego.
***
Wieczorem zrobiliśmy małą imprezę. Zeszliśmy do piwnicy, gdzie jest stół bilardowy i właśnie tam trzymam wszystkie wspomnienia z czasów Bars and Melody, nagrody, plakaty, płyty itd.
Gdy już porządnie się napiliśmy pojawił się pomysł gry w butelkę. Słabo to widziałem, ja piłem tak, żeby jakoś się trzymać, zato Kyle i Zack próbowali gonić Kate, nie wyjdzie im to na dobre. 
Kyle wpadł na świetny pomysł i wszystkim kazał się rozbierać, Kate była bez spodni, ja bez skarpetek i bluzki, Zack też bez bluzki, żeby się odwdzięczyć zostawiliśmy go w bokserkach. 
Wszyscy byliśmy mocno najebani kiedy moja butelka trafiła na Kate. W mojej głowie ciągle jest wczorajsza rozmowa i muszę wiedzieć więcej, to była moja szansa. 
-Jak miał na imię twój ostatni chłopak?-uśmiechnąłem się, bo myślałem, że nie powiedziała mi jego imienia, żeby się podroczyć, ale Kate wyglądała na przerażoną. 
-Jack? -bardziej zapytała i chciała zakręcić butelką, ale zatrzymałem ją. 
-Mówiłaś, że miałaś chłopaka w Polsce. -poprawiłem ją. 
-Tutaj też miałam. -próbowała się wykręcić. Słabo. 
-Kate, jak będziesz kłamać to to nie ma sensu. -przycisnął ją Kyle, chciałem znać jego imię, ale jak już je usłyszałem to żałowałem. 
-Le... Leondre. -powiedziała pod nosem, a nas wbiło w ziemię.
-Co?! -spytaliśmy naraz, a ona zasłoniła twarz dłońmi. 
-Leondre Devries. 
Niech to będzie jakiś pieprzony żart.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Siemson!
tak jak obiecałam
miłego dnia?
-Kate xx

17.

Ostatnio, gdy się budzę ciężko otworzyć mi oczy. Mam masę rzeczy do zrobienia, a brak mi siły.
Leondre głaskał mnie po ramieniu co było niezwykle relaksujące.
-Która godzina? -odwróciłam twarz w jego stronę.
-Po 10, długo spałaś.
Nie był już taki pewny siebie jak wczoraj. Zastanawiałam się, czy się rozmyślił, ale pocałował mnie w kącik ust.
Cholera.
-Muszę jechać do szpitala, potem do lekarza i prawdopodobnie znów do szpitala. -zaśmiałam się, bo to kurwa do dupy.
-Mhm, zrobię śniadanie, co? -nie czekał na odpowiedź, delikatnie odłożył mnie na poduszkę.
Kiedyś by mnie wypierdolił, na podłogę i chyba wolałabym, żeby tak było.
Spojrzałam na mój tatuaż i... Jestem idiotką.
Przecież to przyjaciel Charliego! To w ogóle nie wypada.
Jezu... Błagam niech to będzie sen, jeżeli się teraz obudzę to przestanę przeklinać, pić i palić, będę dla wszystkich miła. Na prawdę.
To nie był sen.
Zadzwonił telefon Devriesa, więc sięgnęłam po niego. Nawet nie patrzyłam kto dzwoni tylko odebrałam.
-Taak?
-Siema, i jak? Działa coś? -spytał ten ktoś i ten głos był bardzo znajomy.
-Alex?! -oświeciło mnie. Dlaczego mój Alex dzwoni do Devriesa?! -Co miało działać do cholery?!
-Eeee to chyba pomyłka.
Rozłączył się gówniak.
Czy mu chodziło o narkotyki?!
Oczywiście, że tak o nic innego nie mogło chodzić. Ale przecież Leondre nie lubi żadnych używek, zawsze mnie o to opieprzał, a teraz sam bierze?!
-Leondre! -wydarłam się, ale na końcówkę zabrakło mi siły. Przybiegł wciągu sekundy, a ja od razu podeszłam i go popchnęłam. -Co ty do cholery odpierdalasz?! -znów go popchnęłam.
-Możesz nie przeklinać? O co chodzi?
-Nie, nie mogę! Bo jesteś zasranym gówniarzem! Dzwonił Alex i zgadnij o co pytał?!
-Odebrałaś mój telefon?! -krzyknął na mnie chyba pierwszy raz w życiu.
-Nie to jest ważne! Co do kurwy ty wczoraj brałeś?! -uderzyłam go w ramię, bo nie mogłam wytrzymać.
-Dobra uspokój się. -uniósł dłonie. -Przepraszam, okay?
-Ale za co ty mnie przepraszasz?! Co on ci dał?!
Darłam się, a on stał jak przestraszony.
-Nie wiem, to było coś nowego. Ja tylko chciałem spróbować.
-Tu nie ma co próbować. Dobrze wiesz, że to gówno.
-Powiedziała Kate. Ile razy z nim ćpałaś? No właśnie. Nie masz prawa mnie pouczać.
-Okay, sama nie byłam święta, ale ty nie możesz tego robić, jesteś za idealny. -oblizałam wargi. Dobrze wiem, że narkotyki to gówno, sama czasem popalam, ale nic więcej. Leondre sam nie wie co wziął i nie pozwolę, żeby był królikiem doświadczalnym. -Chwila... To wszystko... Wczoraj. Byłeś naćpany. Wcale nie chcesz ze mną być. -stwierdziłam.
-Nie.-pokręcił szybko głową. -Znaczy... Byłem naćpany, ale chcę z tobą być.
Boże co za idiota. Znam go tak dobrze... Kłamie!
Byłam tak szczęśliwa, że jednak to przez narkotyki.
-Leondre, kurcze widzę, że kłamiesz. -zaśmiałam się. -Nie chcesz ze mną być.
-Hej. Czy ty się cieszysz? -zmarszczył brwi. -Myślałem, że tego chcesz.
-Zwariowałeś. -uderzyłam go w ramię. -Cholera... Myślałam, że się porzygam jak mnie całowałeś. -wypuściłam z ulgą powietrze z płuc.
-Jesteś chamska.
-Jesteś dla mnie jak brat. To było ohydne. No właśnie... Wczoraj byłeś naćpany, ale dzisiaj już nie...
Chłopak podrapał się po karku, a potem zaśmiał.
-Nie chciałem być twoim chłopakiem, ale myślałem, że ty chcesz i... Chciałem, żebyś była szczęśliwa...
-Boże... Ja myślałam tak samo. -zaczęliśmy się śmiać ze swojej głupoty i myślę, że obojgu nam ulżyło.
***
Po tym jak Leondre zjadł śniadanie poszedł do domu. Pokłóciliśmy się o to, że nie chciałam jeść. Chcieć chciałam, ale widziałam siebie w lustrze. Nie mogę pozwolić sobie na tosty z kalorycznym serem. Zauważyłam, że nawet moje ręce pod ramionami są grube, wygląda to obleśnie.
Czułam się jak gówno. W Polsce mój dzień wyglądał tak: szkoła, leżenie resztę dnia w łóżku, a nocami nauka. Gdy tu przyjechałam postanowiłam, że zrobię coś pożytecznego, ale wyjście z łóżka jest dla mnie ciężkie, a co dopiero z domu.
Teraz gdy się za coś zabrałam nie ma odwrotu. Nawet ciężko by mi było z tym skończyć. Wolontariat jest wspaniały, dziewczyny są dla mnie wzorem, zawsze gdy myślę jakie mam problemy przypominam sobie o nich. Mają gorzej ode mnie, a radzą sobie lepiej. Są silne czego nie mogę powiedzieć o sobie.
Dzisiaj rodzice nie kryli się z kłótnią, tym razem chodziło o mnie. Tato twierdzi, że powinnam pójść do tego ośrodka, a mama, że to mój wybór. Powiedziałam tylko, że porozmawiamy jak wrócę i wyszłam.
Jasmine jutro leci do Ameryki na operację więc po drodze kupiłam pizze i świętowałyśmy jej szczęście. Uwielbiam tę dziewczynę, chyba przez chorobę jest bardzo dojrzała i potrafi cieszyć się każdą chwilą życia.
Dużo się śmiałyśmy, śpiewałyśmy i nawet tańczyłyśmy. Czułam się źle, ale nie chciałam psuć zabawy, a gdy pytały dlaczego nie jem odpowiedziałam, że mama zrobiła mi wielkie śniadanie.
Z każdą chwilą było coraz gorzej, kręciło mi się w głowie, ciężko mi się oddychało, a mięśnie jakby nie mogły pracować...ostatnie co pamiętam to upadek, a potem ciemność.
***
Uchyliłam powoli powieki i mimo, że było ciemno, światło wpadające z małego okna drzwi, raziło mnie.
-Ja się chyba kurwa zabiję. -szepnęłam do siebie przypominając sobie co się stało.
-Chyba miałem pilnować żebyś tego nie zrobiła.
Szybko usiadłam i spojrzałam na osobę, która to powiedziała.
-Boże! Max?! -chłopak szeroko się uśmiechnął i podszedł mocno mnie przytulić.-Chłopie twoja broda kuje mnie w szyję, skąd ty masz brodę?!
-Jestem facetem chłopie. -odsunął się, zaśmiał mi się w twarz i znów przytulił.
-Jak ja cię dawno nie widziałam...
-Pół roku temu.
-Dzwoniłeś na Skypie, żeby pochwalić się dziewczyną modelką.
Z chłopakami, Chrisem i Maxem rozmawiałam średnio raz w miesiącu w formie rozmowy na Facebooku, wysyłaliśmy sobie śmieszne obrazki, albo plotki o osobach ze starej szkoły. Tęskniłam za naszą paczką z czasów gdy się tu wprowadziłam.
-Seks bomba, co? -usiadł trochę dalej.
-Nadal jesteście razem?
-No, pół roku, a ja nadal ją kocham.
-Jesteś okropny. -zaśmialiśmy się.
-Żartuje oczywiście. Jest wspaniale... Ona jest wspaniała. -gdy to powiedział uroczo się uśmiechnął i spuścił na chwilę wzrok.
Kurczę... Kiedyś mi powiedział, że mu się podobam, a ja mu powiedziałam, że nigdy nie będziemy razem. Było mi z tym źle, bo przez jakiś czas straciłam go jako przyjaciela, ale wiem, że nigdy nie bylibyśmy wstanie się pokochać. On teraz jest szczęśliwy i cieszę się, bo zasługuje na to.
-To wspaniale. -pokiwałam głową.
-Jak się czujesz?
-Głowa mnie trochę boli, ale da się przeżyć.
-Nie o to pytałem. Jak się czujesz psychicznie?-przesunął palce po moim ręku i złapał za dłoń.
Zawahałam się, ale powiedziałam, że jest dobrze.
-Kłamczucha z ciebie, Kate. Rozmawiałem z twoja mamą, co się stało w Polsce?
-Nic na prawdę, było nudno jak cholera.
Chciałam skończyć ten temat i posłuchać o jego wspaniałym związku.
-Ponoć masz depresję... Zawsze wiedziałem że coś masz, ale stawiałem bardziej na ADHD. -zaśmiał się, a ja lekko uderzyłam go w udo.
-Nie wiem po czym on to stwierdził, przecież jestem normalna.
-Depresja wcale nie oznacza, że jesteś gorsza. Dużo przeszłaś Kate i tak czy inaczej musiało się to na tobie odbić.
-Powinnam być silna i jakoś sobie z tym poradzić. Wiesz...-spuściłam głowę i przypomniałam sobie te wszystkie samotne chwile w Polsce. Ja na prawdę nie miałam nikogo, zdażało się, że płakałam bez powodu.-Najbardziej boli jak tracisz samego siebie. Powoli wszystko i wszyscy przestają mieć znaczenie. Nie mam ochoty wstać rano z łóżka, bo wiem, że nic więcej mnie nie czeka. -oblizałam wargi i zorientowałam się, że nie powinnam tego mówić. Nie chce słuchać kolejnego kazania.
-Daj spokój, znajdziesz jakiegoś gacha, zostaniesz panią prawnik i będziesz miała dzieciaka. Tylko musisz walczyć o siebie.
-Ja już nie dam rady...
-Gdzie się podziała ta Kate Porter, która lubiła imprezować, zawracała facetom w głowach i miała marzenia?
-Tej dziewczyny już nie ma Max.
-Więc gdzie się zgubiła? Wiesz, że możesz mi powiedzieć. Co się stało w Polsce?
-Nic, przyrzekam. -patrzył prosto w moje oczy, gdy uporczywie nad czymś myślał.
"Powinieneś ratować ją póki jest szansa! Tak właśnie można na ciebie liczyć ty cholerny egoisto! Nienawidzę cię!" usłyszeliśmy donośny, płaczliwy głos Devriesa dochodzący z korytarza.
-To nie chodzi o Polskę. Uciekłaś tam, ale to coś właśnie tam cię przytłoczyło. -zmarszczył brwi i właśnie wtedy przerwało nam wejście Devriesa.
-Cześć. -objął mnie na chwilę i usiadł na krzesełku. Przyglądałam mu się, ale on nie chciał nawet na mnie spojrzeć.
-Wszystko okay?
-To chyba ja powinienem o to pytać, ale wiem, że powiesz "tak".-burknął i rozwalił się na tym krzesełku.
-Rozmawiałeś z Charliem?
-To bez znaczenia.
-Co powiedział?
-Nic takiego.
-Chyba jednak coś ciekawego skoro jesteś zły.
-Co mógł powiedzieć Charlie, co? Ma nas w dupie i tyle. Jest pijany.-wzruszył ramionami jakby to go nie obchodziło, ale jego twarz mówiła zupełnie co innego.
Okay.
-Zadzwonię do niego. -chciałam sięgnąć po telefon, który leżał na półce obok, ale Max wziął go i wrzucił do szafki.
-Musisz się od niego odciąć Kate. -stwierdził Max całkiem poważnie. -Zaciągnął cię na dno, a teraz cię tam trzyma.
***
W szpitalu byłam cztery dni, przebadali mnie na wszelkie sposoby. Lekarz stwierdził, że jestem wybrykiem natury, ponieważ mimo, że mam fatalne wyniki to w sumie nic mi nie jest.
Czuję się całkiem nieźle dzięki kroplówkom, co jest plusem, ale od teraz będę musiała radzić sobie sama. Tego się boję. Chciałabym, żebym nie musiała jeść, a zarazem czuć się dobrze. To niemożliwe, wiem.
Definitywnie powiedziałam ojcu, że nie chce jechać do ośrodka, a on wrócił do Polski, no cóż musiał to musiał.
Często przychodził do mnie Max i Leondre, a Charlie nawet nie odpisywał na moje wiadomości. Mimo, że chłopcy twierdzą, że to nie ma sensu ja chce mieć z nim kontakt. Nie wiem po co, chce tylko żeby był moim przyjacielem.
Myślę, że mogło coś zajść między nim a Devriesem. Leondre był wczoraj jakiś nieswój, spytałam o co chodzi ten mnie zbył i wyszedł. Nawet pięciu minut u mnie nie był. Będzie chciał to sam powie.
Mama przyjechała po mnie około 17, prosto z pracy, wzięłam wypis i pojechałyśmy do domu.
-Wszystko okay? -spytałam, bo mama niespokojnie uderzała palcami o kierownicę.
-Tak, dlaczego?
-Zaraz wybuchniesz.
-Porozmawiamy o tym w domu. -burknęła.
-Mamo o co chodzi? -lekko uniosłam głos, gdy ktoś mówi, że porozmawiamy później, to na pewno nie jest nic dobrego.
-Kate, powiedziałam, że porozmawiamy w domu.
-Chodzi o Leondre?
-Kate...
-Mów teraz! -krzyknęłam, a ona chyba już wiedziała, że nie żartuje.
-Przed wczoraj, Leondre przyszedł jeszcze jak spałaś i odebrał twój telefon.
-Charlie dzwonił?-spytałam z nadzieją.
-Dzwoniła ta dziewczyna z wolontariatu.
-Przecież rozmawiałam z nią i mówiłam, że jestem w szpitalu i nie będę odwiedzać dziewczyn.
-Nie o to chodziło. Kate... Jasmine miała jechać na tą operację...
-Faktycznie, miałam zadzwonić, kurcze zapomniałam. -zaśmiałam się pod nosem, ostatnimi dniami żyłam tylko swoimi sprawami.
-Posłuchaj skarbie... -mama patrzyła na drogę, a ja spoważniałam.
-Jakto miała jechać?
-Była już na lotnisku, ale... Przykro mi Kate.
*tydzień później*
-Em...myślałam, że jak już zadzwonię to będzie mi łatwiej, ale najwyraźniej twoja sekretarka mnie krępuje. -odchrząknęłam tą wielką gule, która tkwiła w moim gardle.-Ciężko mi to przyznać, ale...nie radzę sobie Charlie. Wszędzie gdzie jestem, wszystko co robię się wali.-pociągnęłam nosem i wytarłam oczy.-Jestem już chyba skazana na takie życie, ale... W sumie to nie ma żadnego 'ale'. Po prostu....nie oczekuję dużo, wystarczy, że wyślesz jakąkolwiek wiadomość. To chyba tyle. Miłego dnia.-wcisnęłam czerwoną słuchawkę i odłożyłam telefon na półkę.
Kolejny samotny dzień w moim smutnym, ciemnym pokoju.
Nie chcę wyjść z pokoju, ale z drugiej strony nie chcę takiego życia. Będę siedzieć w tym zasranym pokoju i co dalej?
Ja już przegrałam swoje życie, oddałam je walkowerem, bo wiem, że już nie mam szansy na nic lepszego.
Ja Kate Porter poddaje się.
Mijały godziny, szesnasta, siedemnasta, osiemnasta, na zegarze widziałam każdą sekundę, wszystkie były takie same. Wszystkie poza jedną, ta jedna sekunda sprawiła, że chciałam krzyczeć i błagać o ponoć, sekunda w ciągu, której usłyszałam jego głos.
-Katie!
W ciągu tej sekundy również wstałam i wybiegłam na schody.
Stał tam, z poczochranymi włosami, pogiętą koszulą i wyglądał idealnie jak zawsze, zasłonięty przez moją mamę.
Uśmiechnęłam się pierwszy raz od dłuższego czasu i zbiegłam po schodkach by móc znów go przytulić.
Uniósł mnie, a ja mogłam cieszyć się chwilą, w której nie byłam mu obojętna. Wszystkie emocje puściły i razem z uśmiechem były też łzy, nie z jego powodu, byłam głupia za każdym razem gdy wmawiałam sobie, że go nie potrzebuję.
-Potrzebuje cię jak cholera. -szepnęłam wplątując palce w jego włosy. On tylko przyciągnął mnie mocniej do siebie, ale nic nie powiedział, szkoda, bo potrzebowałam tego.
Po dłuższej chwili postawił mnie na ziemi, ale nie przestałam go przytulać. W końcu udało mu się spojrzeć na moją twarz, a jego oczy były lekko załzawione. Obejrzał mnie od góry do dołu, potem znów przytulił.
-Pakuj się.-powiedział stanowczo.
-Jakto się pakuj? -mama odsunęła nas od siebie.
-Zabieram ją do siebie.-spojrzał na mnie, a potem na nią.
-Jak zabierasz? Co ty w ogóle sobie myślisz?! Przychodzisz tu i co sobie wyobrażasz?! Gdzie byłeś gdy cię potrzebowała co?! Pytam się!-zaczęła krzyczeć i chyba pierwszy raz w życiu widziałam ją taką wściekłą. Potrafiła się złościć, ale nigdy nie patrzyła na nikogo z taką nienawiścią w oczach. -Za każdym razem gdy zaczynała ci ufać niszczyłeś wszystko, a ona zostawała sama! Nie widzisz tego, że cierpi gdy jest z tobą!
-Może być gorzej niż jest teraz?-uniósł brwi, a mnie trochę to zabolało. -Może być tylko lepiej, niech pani w końcu zrozumie, że wszystko robię dla niej.
-Ciężko mi uwierzyć w coś czego nie widzę, Charlie.
-Mamo...-przerwałam to, bo już nawet wolałam jak kłóciła się z ojcem niż z Charliem. -Przestań proszę.
-Nie Kate. Przecież wiesz, że to zły pomysł. Nie możesz z nim jechać.
-Właściwie jestem już dorosła. -spuściłam głowę, bo nie chciałam widzieć jej wzroku. -Ja chyba pojadę z Charliem.-przyznałam cicho, a on od razu zaczął mnie prowadzić na górę.
Czułam się jak pieprzony zdrajca, ale tego właśnie chciałam, żeby ktoś przyszedł i mnie zabrał.
Charlie zdjął moją walizkę z półki w garderobie, a ja powoli zaczęłam pakować swoje ubrania.
Nie chciałam się kłócić z mamą, ale powinna pozwolić podejmować mi własne decyzje, nie jestem już dzieckiem.
Kocham ją najbardziej na świecie i chciałabym żeby wspierała mnie we wszystkim co robię. Na szczęście jest najlepsza na świecie i przyszła, może nie z uśmiechem na twarzy, ale nawet tego nie oczekiwałam.
-Tu masz leki, krem nawilżający, żel pod prysznic i szczoteczkę.-podała Charliemu, który stał na wejściu, czarną kosmetyczkę.-Pamiętaj żeby je brać.
-Dziękuję mamuś. -lekko się do niej uśmiechnęłam i już spokojna spakowałam resztę rzeczy.
Podczas gdy Charlie pakował moją walizkę do bagażnika, pożegnałam się z nią i powiedziałam, że to tylko na kilka dni i, że ją kocham.
W ciszy wyjechaliśmy z miasta i mogłam się zastanowić po co właściwie to wszystko. Ja chcę po prostu mieć go blisko, a on?
Może też jestem dla niego ważna? Tak na prawdę. Jak kiedyś chciałam.
Charlie złapał mnie za dłoń i uniósł ją do swoich ust.
-Wszystko będzie dobrze, obiecuję.-pocałował ją tak czule jak kiedyś moje usta.
Zanim dojechaliśmy do jego domu, wiedział już o wszystkim. To, że sobie nie radzę już wiedział, powiedziałam mu o Jasmine. To chyba był punkt kulminacyjny. Bardzo przeżyłam jej śmierć, mimo, że znałyśmy się krótko, uważałam ją za wspaniałego, silnego człowieka, który jak nikt inny nie miał prawa odejść. Miała szansę wyzdrowieć, ale było już za późno.
Wszędzie gdzie jestem wszystko się musi spieprzyć.
Jechaliśmy jakąś godzinę, ale tylko dlatego, że nigdzie nam się nie spieszyło, myślę, że jakby się uprzeć to wystarczy 40 minut.
W końcu dotarliśmy. Jego dom... Jego dom jest prawie taki sam jak mój, a przecież mieszka sam. Znaczy chyba.
-Mieszkasz sam? -spytałam wyglądając za szybę.
-Teraz z tobą. -wysiadł i od razu poszedł wyjąć moją walizkę.
Kate nie chcesz z nim mieszkać, nawet cię nie stać. Wysiadłam i owinęłam się swetrem, wiał mocny wiatr i zbierało się na burze.
Rozejrzałam się, okolica wyglądała na spokojną, dom był na górce, czym trochę przypominał mój, z tym, że u mnie był widok z ogrodu, a u niego z ulicy. Może to tylko jezdnia,  ale zachmurzone niebo wyglądało epicko.
-Idziesz?-krzyknął Charlie, który stał już przy otwartych drzwiach.
-Dasz mi chwilę?
Wszedł do domu, więc usiadłam na krawężniku i wyjęłam z małej torebki paczkę papierosów.
Wiem, że to zabija, kobieta nie powinna palić itd, ale tyle razy próbowałam rzucić i nic z tego nie wyszło.
-Jak będziesz paliła to ci zęby pożółknął i będziesz miała centki. -blondyn usiadł obok mnie i szturchnął ramieniem.
-Lubisz się nabijać z mojego aparatu? -bardziej oznajmiłam i odwróciłam głowę w jego stronę. Jego oczy były tak niebieskie, że trudno było mi oderwać od nich wzrok, ale nie mogłam się tak gapić. To dziwne.
-Przestanę jak będziesz zmywać naczynia.
-Heh, o to ci chodziło. Potrzebujesz sprzątaczki.-zaciągnęłam się i zanim zdążyłam wypuścić dym z ust, Charlie wytrącił papierosa z mojej ręki.
-Nie radzimy sobie bez siebie, dlatego tu jesteś.-wstał, a ja spojrzałam na niego w górę.-Idziesz?
Szczerze? Mogłabym tu mieszkać całe życie. Kuchnia jest razem z jadalnia, a salon jest oddzielnie co dla mnie jest wielkim plusem.
-Podoba się?-wyjął telefon i usiadł na łóżku.
-Skąd ty masz tyle pieniędzy? To musi kosztować...dużo.
-Oho, teraz będziesz zajmowała się moimi rachunkami? Napisałem do twojej mamy, że już dojechaliśmy.-oznajmił ciągle patrząc w telefon.
-Mhm, przepraszam cię za dzisiaj. Trochę za mocno zareagowała.
-Nie ma sprawy, nic dziwnego, że się o ciebie martwi.
-Dobrze, więc...gdzie ja będę spała?
Dopiero teraz na mnie spojrzał i z jego miny wyczytałam, że... chyba nigdzie.
-Spać? Spać.-powiedział do siebie i wstał. Najpierw spojrzał na swoje łóżko, a potem na drzwi.-Mam pokoje? -zrobił minę jakbym mówiłam w innym języku.
-Ja man to wiedzieć? -zmarszczyłam brwi.
-Mam, oczywiście, że mam. -złapał mnie za ramię pociągnął do pokoju nie tego obok tylko jeszcze kolejnego. Otworzył drzwi i weszliśmy do środka.
Charliego pokój jest lepszy, ale broń boże nie narzekam, mam łóżko, komodę, szafkę nocną i to w sumie tyle.
-Jest trochę mały, ale...
-Nie jest okay.-uśmiechnęłam się.
-Zaraz przyniosę pościel i twoją walizkę i nie wiem... Pewnie powiesz, że nie jesteś głodna, ale dobrze by było gdybyś zjadła.
-Wszystko okay? -spytałam, bo był trochę nieswój, nadpobudliwy i miał czerwone policzki.
-Tak tylko... Zapomniałem. Całymi dniami pracuje i będziesz tu w sumie sama. -podrapał się po karku.
-Też o tym zapomniałam. Ciężko się przyzwyczaić do tego, że pracujesz. Pójdę zrobić coś do jedzenia.
Lodówka Charliego to śmietnik. Pizza z wczoraj, dwa pomarszczone pomidory, masło, zepsuty majonez, jakaś kanapka,kilka puszek coca coli i...nie, to tyle, nie licząc sosu czosnkowego.
-Gównożerca.-prychnęłam.
-Słyszałem.-wszedł blondyn i zajrzał zza mojego ramienia.-Zazwyczaj coś zamawiam. Chyba musimy jechać na zakupy.
-No przydałoby się.
I pojechaliśmy do sklepu który znajduję się pięć minut od jego domu. On pakował wszystko co słone i słodkie, a ja to co można zjeść jako normalny posiłek.
-Zapłacę.-stwierdziłam przy kasie i podałam pani swoją kartę.
-Heh,Kate ja zapłacę.-zaśmiał się nerwowo i podał swoją.
-Niech pani liczy z mojej. -uśmiechnęłam się, a gdy wsadziła ją do czytnika, Charlie ją schował.
-Obraziłeś się za to, że płaciłam? -popchnęłam go ramieniem, gdy pakowaliśmy reklamówki do bagażnika.
-Myślisz, że lubię wydawać pieniądze? -zatrzasnął drzwi i odstawił wózek, podczas gdy ja wsiadłam do samochodu. Po chwili usiadł za kierownicą.
-To o co ci chodzi?
-Jak to wyglądało gdy płaciła za mnie baba.-burknął i oparł się na kierownicy.
-Baba?
-Baba. Jesteś upartą babą.
-Dupek. -założyłam ramiona na klatkę piersiową, a on się zaśmiał.
***
Już od godziny leżałam w łóżku gapiąc się na wszystko dookoła. Gdy jest ciemno wszystko wygląda inaczej.
Nie mogłam zasnąć i wcale nie dlatego, że była burza, bo naprawdę miałam to gdzieś, mimo, że cholernie chcę zasnąć, nie mogę przez to wszystko co dzieje się w mojej głowie. Zawibrował mój telefon i miałam nadzieję, że to Rush albo Cameron i nie będę się nudziła, ale to był Charlie.
"Jeżeli się boisz to możesz przyjść do mnie. ;)"
"Nie boję się :)"
Minęła chwila, a wszedł do mojego pokoju i usiadł obok mnie. 
-Dlaczego nie śpisz? -szepnęłam i podniosłam się na łokciach. 
-Boję się. -nawet w ciemności widziałam jak uniósł kącik ust.-Musisz spać ze mną.
-Taki duży chłopiec, a boi się burzy?
-Tylko nikomu nie mów. Chodź do mnie. -pociągnął mnie za rękę, ale chciałam się troszkę podroczyć. 
-Nigdzie nie idę. -odwróciłam się do niego plecami.
-Twoje łóżko jest mniejsze od mojego. 
-Starcza mi, dzięki, że się martwisz. 
-Okay, skoro tak uważasz. -podniósł kołdrę i położył się obok odrazu mnie obejmując.-Masz fajny tyłek, ale większy był fajniejszy. -nie wierzyłam w to, ale uszczypnął mnie w pośladki. 
-Kurde, czy ty musisz mnie obmacywać? -zaczęłam go odpychać, gdy włożył dłoń pod moją bluzkę. Nie, że mi to przeszkadzało. Wstyd się przyznać przed samą sobą. 
-Nie mogę się oprzeć. -zaśmiał się nadal próbując dotknąć mnie gdziekolwiek. 
-Co się z tobą stało przez ten rok?-mimo, że próbowałam to nie mogłam powstrzymać od śmiechu. 
-Tęskniłem za tobą. -powiedział to troszkę ciszej.
-Jak bardzo? 
-Tak bardzo, że aż mi staną. -wybuchłam śmiechem, bo nie mogłam uwierzyć, że to naprawdę on. 
-Wyjdź stąd zboku. -kopnęłam go. 
-Przecież wiesz, że żartuje.-przytulił mnie do swojej klatki piersiowej, i sądząc po tym, że wypuścił całe powietrze z płuc, odprężył. -Małe łóżko wcale nie jest takie złe. 
-Już się nie boisz?
-Zawsze będę się bał.-pocałował mnie we włosy. 
Co to właściwie znaczyło? 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Siemson!
Jak żyjecie?
U mnie jak zawsze dobrze xD 
Ja to jednak mam życie...Nie no, muszę szukać pracy na wakację, a ciężko jest cokolwiek sensownego znaleźć.
AAAAAAAAAAAA jak rozdział? Płacze ktoś, że z Devriesem się nie udało? xd No i jak myślicie? Ile Kate i Charlie razem wytrzymają?
Okay, z racji tego, że ostatnio rozdziały pojawiały się jakoś rzadko, to spróbuję wstawić coś jutro :)
to chyba tyle..
nie, jeszcze polecam nową piosenkę Davida Guetty i Justina Biebera - 2U, słycham non stop.
ps:rozdział poprawiany zaraz po wstaniu, więc sry za błędy
miłego dnia!
-Kate xx














sobota, 10 czerwca 2017

16.

Obudziłam się z kacem moralnym jakiego jeszcze nie miałam. Nie pamiętam tego jak Charlie wyszedł, bo zasnęłam zaraz po filmie. Nie wiem, czy to przez to wino, czy po prostu jestem głupia, ale żałuję wczorajszego wieczoru. Miałam trzymać go na dystans, a tym czasem...muszę coś z tym zrobić. Przecież między nami wszystko skończone.
Zdjęłam jeansy, w których spałam i założyłam spodenki od piżamy. Z głodu bolał mnie brzuch, ale już się przyzwyczaiłam, najgorsze jest to, że jest tyle rzeczy do zrobienia, a nie mam siły nawet zejść po schodach.
Słyszałam dwa ciche głosy na dole i wiedziałem, że nie mogą być to rodzice, bo jedyne co robią to się kłócą.
To był Charlie. Siedział przy stole z moimi rodzicami. Okay...
-Dzień dobry. -bardziej spytałam i powoli dosiadłam się.
-Cześć.-blondyn się uśmiechnął, a tato zaśmiał.
-Coś nie tak?
-Wyglądasz okropnie. -przyznał i palcem lekko uderzył mnie w nos.
Cholercia, poszłam spać z makijażem i teraz pewnie wyglądam jak gówno. Może to i lepiej, nie muszę podobać się Charliemu. Chociaż wolałbym żeby nie widział mnie w takim stanie.
-Właściwie... -odchrząknęłam. -Nocowałeś tu? Zasnęłam zaraz po filmie. -wyjaśniłam rodzicom, bo brzmiało to trochę dziwnie.
-Nie, przyjechałem przed chwilą. Pomyślałem, że pani Elizabeth ma pewnie dużo pracy, więc pojadę z tobą do lekarza. -uśmiechnął się.
-Dzięki, że się o mnie martwisz. -burknęła mama. -Akurat miałam dużo czasu.
-Coś ostatnio masz dużo czasu.
-Nie udław się Tomasz. -ścięła go wzrokiem.
-Która tak właściwie jest?
-Po dziesiątej. O dwunastej masz wizytę, jeżeli najpierw pojedzcie na morfologię to wyniki będą około szesnastej.
-Jadę dzisiaj do szpitala.
-Między psychiatrą, a odebraniem wyników ci pasuje? -zaśmiała się mama. Uwielbia, gdy wszystko jest poukładane, nawet mój dzień.
Ogarnęłam się i ubrałam. 


-Trzymaj, wypijesz sobie po badaniu. -tato rzucił mi bidon z żółtym koktajlem.
-Dzięki, możemy iść? -zwróciłam się blondyna.
-Tak,tak.-wytarł buzie i wstał od stołu. -Dziękuję za śniadanie pani Porter.
-Nie ma sprawy, mnie nie będzie, ale Tomek zrobi obiad więc możesz wpaść.
-Tak, tak mamo. Musimy już iść. -pociągnęłam Charliego za rękaw bluzy.
-Poczekaj Kate. -zatrzymał mnie tata. -Wszystko będzie dobrze, tak?
-No. -odwróciłam się, ale on naciskał.
-Tak?
-Tak, tato. Musimy już iść.
Prawda jest taka, że wiedziałam, że jest ze mną źle. Krwotoki z nosa, osłabienie, nie mogę niczego zjeść...ale próbowałam nad tym zapanować i nic z tego nie wyszło. Zwykła rozmowa mi nie pomoże.
-Wszystko okay? -spytał, gdy wsiedliśmy do samochodu.
-Um, tak.
-Na pewno?
-Tak, po prostu fajnie, że tato się martwi. -na moje słowa chłopak krótko się zaśmiał. -Hej, co to miało znaczyć?
-Nic.
-Jaki ty masz z nim problem, co?
-Żaden, twoja mama też się martwi.
-Przyjechał specjalnie z Polski, żeby spędzić ze mną jeszcze trochę czasu. Pf. -odwróciłam się do szyby.
-Znasz to... Gdy ktoś ci się bardzo podoba, ale ma cię w dupie, a jak zrobi jakąś malutką, miłą rzecz dla ciebie, choćby uśmiechnie, cieszysz się jak głupi. Znasz to?
-Co to ma... Czy ty myślisz, że mój tato ma mnie w dupie? -odwróciłam się do niego. Jak on w ogóle mógł tak powiedzieć?
-Tego nie powiedziałem.
-Ale pomyślałeś!
-A jak wytłumaczyć to, że jak byłaś w szpitalu ani razu do ciebie nie przyjechał?
-Charlie on ma rodzinę i obowiązki...
-No właśnie, ma rodzinę. Jesteś jego córką, najbliższą osobą. -na chwilę na mnie spojrzał. -To mama zawsze z tobą była.
-Gówno wiesz Charlie. -burknęłam i znów wpatrzyłam się w szybę.
Kocham moich rodziców i uważam, że są na prawdę wspaniali, ale czegoś mi brakuję. Mama doskonale dogaduje się z moimi przyjaciółmi, dla mnie jest jak przyjaciółka, ale rzadko bywała w domu, zawsze ja dbałam o dom, często gotowałam, bywało że musiałam pamiętać o rachunkach, naprawdę czułam się trochę jak dorosła. Brakowało mi tego martwienia się o mnie, zakazów, rozkazów i innych gówien przez które nie czułabym, że jestem jej obojętna.
-Dobra. -zatrzymaliśmy się na parkingu. -Jest coś czego jeszcze nie wiem? -spytał poważnie.
-Um, nie, chyba wszystko już wiesz.
-Wszystko?
-Tak Charlie.
Pobieranie krwi zajęło mi dosłownie chwilę, a potem pojechaliśmy do psychiatry. Trochę się bałam tego, że będzie wyglądało to jak przesłuchanie. Do gabinetu zaprosił mnie starszy mężczyzna, miał siwe włosy zaczesane do tyłu, wysoki, wyprostowany jak struna, był ubrany w jakiś sweterek.
*CHARLIE*
Kate była tam już jakieś pół godziny i zacząłem się denerwować, ale pani z recepcji powiedziała, że wizyta trwa jakieś 45 minut.
Chodziłem po korytarzu i czytałem wszystkie plakaty, o depresji, samookaleczaniu itp.
Usłyszałem głośne otwieranie drzwi, więc odwróciłem się. Wbiło mnie w ziemię gdy podszedł do mnie ojciec Kate.
-Gdzie ona jest? -burknął zdenerwowany.
-Dlaczego pan tu przyjechał?
-To nie twoja sprawa, gdzie jest Kate? -brzmiało to jak groźba, ale miałem go gdzieś.
-To moja dziewczyna mam prawo wiedzieć co się dzieje!
Byłem wkurwiony, bo nie wiedziałem co się stało, a on nie chciał mi nic powiedzieć. Miałem prawo wiedzieć.
-Wiesz, co? To ty powinieneś się leczyć. Masz jakąś obsesję na jej punkcie. Nie zbliżaj się do niej. -odepchnął mnie i poszedł do recepcji, a ja od razu do gabinetu gdzie była Kate. Zapukałem i od razu wszedłem, siedziała na krzesełku i wyglądałaby dobrze ,gdyby jej oczy nie były zaszklone.
-Przepraszam kim pan jest? -dopiero teraz zauważyłem tego lekarza, nawet nie zdążyłem odpowiedzieć, bo przepchnął się obok mnie ojciec Kate i kazał mi wyjść.
Stałem pod samymi drzwiami i zastanawiałem się czy jest tak źle czy po prostu chcą porozmawiać z jej rodzicem. Próbowałem oszukać sam siebie, bo jest dorosła, więc nie wzywaliby rodziców tak sobie, a poza tym kurwa... Widać po niej, że jest źle.
Dosłownie po pięciu minutach wybiegła Kate, pociągnęła mnie ramieniem i wyszła na zewnątrz.
Coś musiało się stać, więc poszedłem za nią.
Siedziała na schodkach z telefonem przy uchu i papierosem między palcami. Była zdenerwowana więc postanowiłem jej nie przerywać.
Byłem pewien, że coś poszło nie tak i właśnie teraz rozmawia z Cameronem. 

Kate ma troje przyjaciół i każdego traktuje inaczej. Leo jest dla niej jak młodszy brat, może się z nim powygłupiać, martwi się o niego i zawsze próbuje mu pomóc, nawet jeżeli tego nie potrzebuję. Rush jest tym od dobrej zabawy, z tego jest znana w naszym mieście, a przynajmniej była, gdy tu przyjechała, z tego co mówił Rush podczas jej pierwszych wakacji tutaj, zdarzało się jej nie być w domu nawet tydzień. Impreza, nocowanie u niego i kolejna impreza. Kochała takie życie.
Cameron jest jej najbliższy chyba przez to, że znają się całe życie. Wie o wszystkim co działo się w okresie jej całego życia. Znają się jak łyse konie i kiedyś jak myślałem, że gdyby Kate nie była ze mną to chciałbym żeby była z nim. Zawsze dzwoni do niego z problemami, bo zna ją najlepiej i zawsze jej doradzi. Cameron jest jej najbliższą osobą.
Gdy odłożyła telefon dosiadłem się, była cała roztrzęsiona, więc przytuliłem ją do swojego boku. Zabrałem z jej dłoni papierosa i rzuciłem na chodnik, nie chcę żeby paliła.
-Tym razem nawet Cameron nie pomoże. -oparła skroń o moje ramię. -Boję się Charlie. -szepnęła, a moje serce pękło. Takie słowa z jej ust to na pewno nie jest coś normalnego i nie chciałem dopuścić żeby kiedykolwiek musiała to mówić.
-Co powiedział lekarz? Dlaczego przyjechał twój ojciec? -głośno przełknąłem ślinę.
-Nie chciałam doprowadzić się do takiego stanu... To tak samo... Nie miałam okresu przez prawie trzy miesiące, nic nie jem, czasami nawet nie mam siły wstać rano z łóżka. Nie wiedziałam, że do takiego stanu się doprowadzę. -szlochnęła więc pogłaskałem ją po ramieniu. -Jest źle Charlie. -spojrzała na mnie. -Powiedział, że w Manchesterze jest ośrodek dla takich osób jak ja.
-Jaki ośrodek, jakich osób?- zmarszczyłem brwi.                        
-Powiedział, że to wygląda na anoreksję, co za tym idzie depresję... Ja nie mam żadnej depresji. -usiadła przodem do mnie i złapałam za dłoń jakby chciała żebym jej uwierzył. Ale nie wierzyłem. Nie było z nią dobrze, ale nie pozwolę oddać jej do żadnego psychiatryka. To przesada.
-Co to za ośrodek?
-Nie mam pojęcia, ale Charlie ja nie chcę nigdzie jechać. Idę na studia, nie chce marnować więcej czasu.
-Uspokój się Skarbie. Ten ośrodek...ma ci pomóc? -zacisnąłem wargi. Nie zdążyła mi odpowiedzieć, bo wyszedł jej ojciec i kazał iść do samochodu.
-Teraz muszę jechać do szpitala, a potem po odbiór badań.
-Kate, musimy porozmawiać. Lepiej wracajmy już do domu.
-Porozmawiamy później. -wstała i pociągnęłam mnie za rękę do samochodu, w czasie drogi nie chciała rozmawiać, więc poczekam aż wrócimy do domu.
Godzinę cierpliwe czekałem w aucie, a gdy wróciła była już trochę weselsza, ale nadal nie chciała rozmawiać, więc pojechaliśmy po odbiór badań. Wyniki były fatalne, ale czemu się dziwić skoro Kate nie dostarcza swojemu organizmowi praktycznie żadnych wartości odżywczych. Odezwała się dopiero, gdy wyszła z wynikami.
-Nic nie mów. -powiedziała zanim zdążyłem się odezwać.
-Będzie dobrze. -tyle udało mi się powiedzieć, bo nawet nie wiedziałam co będzie odpowiednie. Mam do niej żal, że doprowadziła się do takiego stanu, gdyby nie zerwała ze mną kontaktu nigdy bym do tego nie dopuścił.
-Heh. -odwróciła się do mnie. -Będzie dobrze? -spytała z pretensją. -Wiesz w ogóle jak to jest tak z dnia na dzień dowiedzieć się, że nie dość, że jesteś chora psychicznie to jeszcze cudem żyjesz?
Moja szczęka leżała na ziemi. W tej sekundzie byłem gotów się rozpłakać, bo wiem jak to jest żyć bez niej. Coś strasznego, nie chcę myśleć, że to znów było blisko.
-Ja... Mam tego wszystkiego dość. -przetarła prawe oko i pobiegła do samochodu.
***
Weszliśmy do jej domu, gdzie pani Elizabeth i ojciec Kate siedzieli przy stole nie kłócąc się, więc pewnie już wszystko wie.
-Charlie możesz już iść do domu. -stwierdził gość, który uważa się za niewiadomo kogo. Dopóki Kate albo jej mama nie powiedziałyby tego, nie wyszedłbym.
-Może zostać, i tak wszystko mu powiedziałam.
Usiedliśmy przy stole, a mężczyzna odwrócił w naszą stronę laptopa. Spojrzałem na panią Porter, która siedziała wpatrując się w Kate, a potem na ekran.
Otworzona była strona ośrodka o którym mówiła Kate. Wyglądało to jak konkretny psychiatryk. Wielka brama, za którą były schody do wielkiego kiedyś pewnie białego budynku.
Spojrzałem na Kate, ale jej spojrzenie było bez wyrazu.
-Cała terapia przewidziana jest na miesiąc, oczywiście później będziesz musiała skończyć to sama.
-Co jeżeli to nie wyjdzie? -przegryzła wargę.
-Będziesz tam trochę dłużej. Jest jeszcze jedna sprawa... To ośrodek zamknięty. Nikt nie będzie mógł cię odwiedzić i nie będziesz mogła wyjść przed końcem leczenia.
No chyba kurwa nie. Leczenie ma trwać minimum miesiąc. Kolejny pieprzony miesiąc bez Kate. Niech on sobie nie żartuje.
Kate przymknęła oczy, a ja położyłem dłoń na jej kolanie, żeby chociaż trochę czuła, że ją wspieram.
-To zły pomysł. -odpowiedziałem, mimo, że prawdopodobnie nikt nie oczekiwał mojej oceny sytuacji.
-Ty nie masz tu nic do powiedzenia.
-Mówię to co myślą wszyscy. -czekałem na poparcie, którego nie dostałem. Ku mojemu zdziwieniu Kate i jej mama faktycznie wyglądały jakby się nad tym zastanawiały. -Proszę pani, przecież to cholernie zły pomysł.-nawet na mnie nie spojrzała. -Kate? Calutki miesiąc... Spójrz na mnie. -szturchnąłem ją w ramię, aż podniosła na mnie wzrok. Zicisneła wargi, a w oczach miała łzy, które próbowała powstrzymać.
-Jestem zmęczona. Możemy porozmawiać jutro? -nie czekając na odpowiedź poszła na górę. Pani Elizabeth nadal siedziała w tej samej pozycji jakby nie miała nic do powiedzenia.
-Mógłbyś już iść? -poprosił zirytowany mężczyzna, ale go olałem.
-Cały miesiąc, albo i dłużej i nic pani nie powie?
-A co.. -odchrząknęła.-A co mam powiedzieć? To jest jej wybór.
-Co jeżeli wybierze źle?
-Charlie, dzięki temu może wyzdrowieć, a tylko tego chce.
-Wyzdrowieć? To jej nie pomoże! -uniosłem się, ale zdałem sobie sprawę, że to nie pomoże i muszę się uspokoić. -Psychiatra stwierdził, że ma depresję. Będzie tam sama, z nikim nie będzie mogła porozmawiać, przecież to zniszczy ją jeszcze bardziej. W takim stanie nie wyzdrowieje. Uwierz mi, znam ją.
-Jest silna. -stwierdziła.
-Mylisz się, kiedyś była, ale teraz wszystko jest inne. Ona jest inna. Uwierz mi, Kate sobie tam nie poradzi. -patrzyliśmy prosto na siebie i miałem nadzieję, że dotarło to do niej, ale oczywiście ojciec Kate musiał postawić na swoim.
-To nasz wybór i proszę żebyś się nie wtrącał.
Jak on mnie irytuje.
Usłyszeliśmy otwieranie drzwi i wszyscy spojrzeliśmy w tamtą stronę. Wszedł Leo z nawet lekkim uśmiechem, który zaraz zniknął.
-Dzień dobry. Jest Kate, zrobiła te badania? -spytał niepewnie.
-Kolejny... -burknał ojciec Kate i odszedł od stołu.
-Jak bardzo źle jest? -usiadł obok pani Elizabeth i potarł jej ramię.
-Pytasz o wyniki czy ogólnie?
-Wszystko.
-Wyniki są do dupy, będzie musiała zostać w szpitalu kilka dni na badaniach, mam nadzieję, że nie jest tak źle jak to wygląda... Psychiatra stwierdził depresję i poradził ośrodek zamknięty, będą ją tam leczyć.
-Nikogo nie zamykają w psychiatryku przez depresję...
-To nie psychiatryk, będą ją leczyć pod względem anoreksji.
-Jest na górze? -spytał po chwili ciszy.
-Tak, ale nie namawiaj jej, sama musi podjąć decyzję.
-Zastanawia się? Przecież to jakaś paranoja. -wstał od stołu i poszedł do kuchni.
Zaczął wyciągać z lodówki mam wrażenie, że wszystko co wpadło mu w ręce.
-Jeżeli chcesz zamówię pizze. -zaoferowała pani Elizabeth.
-To dla Kate.
-Leondre ona tego nie zje.
-Nie pozwolę żeby zamknęli ją w psychiatryku.-spojrzał na nią i wrócił do robienia jedzenia.
Zrobił cały talerz małych kolorowych kanapek z wszystkim co się dało, a do tego herbatę.
Poszedł z tym wszystkim, a ja chwilę potem za nim. Leo widocznie nie chciał mojego towarzystwa więc usiadłem przy ścianie na korytarzu.
-Chociaż jedną...
-Leondre ja na prawdę... Nie jestem głodna.
-A co dzisiaj zjadłaś?
-Dwa koktajle.
-Dwa koktajle to ja mogę wypić między obiadem, a drugim obiadem. To nie jest jedzenie, Kate.
-Przyszedłeś mi tu narzekać? Może obejrzymy jakiś film?
-Może porozmawiamy. Jak tam twój wolontariat?
-Umm, okay. Dziewczyny są naprawdę fajne, Alyshia, Sofia i Jasmine. Sofia jest najmłodsza i ma tyle energii... Wszystkie są wspaniałe i nie zasługują na takie życie. Jasmine jest w twoim wieku, polubił byś ją. Jest podobna do mnie. -zaśmiała się. -Lubimy te same seriale, zna nawet Jamesa Smitha, obiecałam jej, że pojedziemy razem na jego koncert. Ma szczęście, za dwa dni leci do Kanady na operację, uzbierali potrzebną sumę.-mówiąc to była bardzo podekscytowana, lubię w niej to, że pomaga ludziom. Ma dobre serce. -Alyshia ma 12 lat i taką trochę chłopczycą, lubi gry wideo, piłkę nożną... Mają marzenia, plany... Są śmiertelnie chore i nikt nie może na to poradzić. Zasługują na coś więcej.
-Tak myślisz?
-A masz jakieś wątpliwości? Nikt nie zasługuje na śmierć.
-Więc dlaczego doprowadzasz się do tego stanu? Wiesz, że jeżeli nic nie zmienisz to umrzesz?
-Leondre...
-Co? Taka prawda. Wkrótce będę musiał znaleźć sobie nową przyjaciółkę.
-Przestań.
-Która będzie trochę mądrzejsza i...
-Czego ty ode mnie do cholerny chcesz?! Myślisz, że chcę umrzeć?!
-Nie wiem czego chcesz! Co się dzieję, że nie możesz zjeść pieprzonej kanapki?!
-Jestem gruba! Okay? Nie mogę sobie pozwolić na przytycie.
Zatkało mnie. Z żadnej strony nie jest gruba, jest wręcz wychudzona. Widać każdą jej kość, a ona mówi o tym, że jest gruba.
-Kate nie jesteś gruba. Wyglądasz jak kościotrup.
-Nie widzisz mojego ciała. -zadrżał jej głos.
-Właśnie widzę i stwierdzam u ciebie problemy ze wzrokiem. Chodź. -bałem się, że wyjdą i przyłapią mnie na podsłuchiwaniu, ale weszli do garderoby.
-Popatrz w lustro. -poprosił ją.
-Wiem jak wyglądam Leondre.
-Najwyraźniej nie wiesz, spójrz. Co widzisz?
-Siebie.
-Wiesz co ja widzę? Wychudzoną dziewczynę, która ledwo stoi na nogach. Żal mi jej, bo jest piękna, pełna współczucia, lubi pomagać ludziom i jest moją przyjaciółką. -nie tylko ja już nie wytrzymałem i puściłem łzy, brunet zaczął się jąkać, a jego głos drżał przy każdym słowie. -Nie chcę cię stracić Kate, za dużo dobrego dla mnie zrobiłaś, żebym mógł się teraz przyglądać jak się niszczysz.
-Nie chcę już o tym rozmawiać...
-Pokaż mi gdzie jesteś gruba. -poprosił stanowczo.
-Nie Leo, proszę. -zadrżał jej głos.
-Chcę zobaczyć co ci tak bardzo przeszkadza. -w tym momencie chyba pokazała mu czego tak bardzo nienawidzi. -Podnieś bluzkę.-rozkazał. -Kate... To są twoje żebra.
-Zostaw mnie w spokoju. -wybiegła z tej garderoby, a potem usłyszałem sprężyny łóżka.
-Kate nie jesteś gruba, widzę tylko twoje kości.
-Nie musisz mnie pocieszać..
-Kate do cholery! Wyglądasz jak kościotrup! Jeżeli doprowadzając się do tego stanu myślałaś o tym żeby komuś się podobać, to ewidentnie ci nie wyszło. Nie masz cycek nie masz tyłka... Myślisz, że to jest pociągające? Nie, nie jest. Nikt na ciebie nie spojrzy.
-A pomyślałeś o tym, że może chcę się podobać sama sobie? Hę?
-Błagam... Nie mów, że podoba ci się figura deski?
-Możesz przestać mnie obrażać?
-Chyba oczekujesz ode mnie szczerości. Czytałem, że od tego możesz być niepłodna. Nie będziesz miała dzieci, więc możliwe, że całe życie będziesz samotna. No jeżeli będziesz żyła...
-Dawaj tą kanapkę. -burknęła jak zmuszane dziecko. Musiałem to zobaczyć, więc bezgłośnie wstałem i stanąłem w drzwiach. Na prawdę wzięła gryza kanapki, a ja mimowolnie się uśmiechnąłem i cieszyłem jak głupi. Wzięła tylko gryza, a mnie ten widok cieszył. Wiedziałem, że jej choroba jest poważna, ale wcześniej nie dopuszczałem do siebie myśli, że tak bardzo, dopiero teraz zdałem sobie z tego sprawę.
-Podsłuchiwałeś?-spytałem ignorancko brunet, a Kate odwróciła się do mnie.
-Smacznego. -uśmiechnąłem się do dziewczyny. Martwiący był sposób w jaki jadła. Wzięła malutkiego gryza, a żuła go z pół minuty. -Wszystko okay? -podszedłem i usiadłem obok niej.
-Tak.. -nie była to zadowalająca odpowiedź, bo jej mina mówiła co innego.
-Nie smakuje ci? -tym razem odezwał się Leo.
-Nie wiem... Nie czuję smaku. -obejrzała kanapkę dookoła.
-To nic, po prostu spróbuj zjeść ile dasz radę.
-Nie patrzcie się tak.
-Nie powinieneś już jechać? -spytał brunet oczywiście próbując mnie wygonić.
-Właściwie mam wolne do końca tygodnia.
-Heh, oczywiście...
-Aha? Co to miało znaczyć?
-To, że kompletnie cię pojebało. Myślisz, że tego nie widać? -uniósł brwi.
-Czego? -starałem się być spokojnym, bo chcę się z nim pogodzić, a nie brnąć w kolejne kłótnie.
-Starasz się ją odzyskać. -prychnął. Kate z wrażenia odłożyła swoją kanapkę. To było nie fair. Może nie mamy najlepszej relacji, ale nie powinien o tym mówić. -Już nie jest dla ciebie dziwką? -szczęka mi opadła. Nigdy nie sądziłem, że Leo nienawidzi mnie tak bardzo.
-Nigdy nie uważałem jej za dziwkę Leo.
-A to dobre, wydawało mi się, że tak właśnie ją nazwałeś zanim wyjechała. Tak było Kate? -spojrzał na nią.
-Przestań Leondre. To było dawno.
-Może i dawno, ale wpłynęło na nasze życie. Zniszczyłeś wszystko co miałem. Przez pół roku byłem sam. Bez marzeń, bez Kate i bez ciebie. A ty Kate co robiłaś w Polsce? Hm?
-Um... No wiesz...
-Wiem, nic. Zniszczył wszystko. Mnie, ciebie, a ma siebie za skrzywdzone dziecko.
-Dobrze wiesz, że nie było mi łatwo. -próbowałem się bronić, ale to chyba nie była dobra taktyka.
-Ty to masz jednak trudne życie... No wiesz, najpierw miałeś Kate, ale potem spodobała ci się Samanta, potem stwierdziłeś, że jednak kochasz Kate, bo była już zdrowa. Myślałeś, że Kate kocha Benjamina, więc nazwałeś ją dziwką. Gdy wyjechałeś miałeś jeszcze jedną rzecz do spieprzenia, naszą karierę, której nie mogłeś pominąć. Masz talent do niszczenia wszystkiego co się da.
Nie mogłem wydusić z siebie słowa. Może to tak wygląda, ale tak nie było. Miałem swoje powody.
-Leondre starczy już. -Kate chciała to przerwać, ale za bardzo się nakręcił. Musiał trafić w mój najczulszy punkt.
-Nigdy na nią nie zasługiwałeś. To ja zawsze przy niej byłem.
-Zawsze chciałem dla niej jak najlepiej. -zacisnąłem szczękę.
-Nie bądź śmieszny. Zachowaj trochę honoru i daj nam spokój. -patrzył mi prosto w twarz. Mój najlepszy przyjaciel wbił mi nóż w plecy.
Spojrzałem na moment na Kate, która miała spuszczony wzrok. To był jeden z najgorszych momentów w moim życiu. Mój były przyjaciel właśnie powiedział, że bardziej zasługuje na moją dziewczynę, a ona nie powiedziała ani słowa.
Zawsze tak było, wierzyła wszystkim nie mnie, nigdy nie stała po mojej stronie.
Zrozumiałem, że nie jestem potrzebny. Kate doskonale poradzi sobie beze mnie, nawet lepiej niż ze mną.
Po prostu odwróciłem się i wyszedłem.
*KATE*
Rozumiem, że Leondre ma żal do Charliego, ale nie powinien wyciągać naszych starych spraw. Wybaczyłam mu, bo nienawiść do niego nie była mi potrzebna. Wręcz przeciwnie, lubię go, może nie wychodzi nam jako parze, ale chce żeby był moim przyjacielem.
Nie przejęłam się tym, że jestem w samych spodenkach i bez butów, wybiegłam za nim i dogoniłam go przed domem.
-Zaczekaj!-pociągnęłam go za ramię. Widziałam, że to co powiedział Leondre mocno w niego trafiło, ale mógł poświęcić mi chwilę, przecież ja tak nie myślę. Było chyba gorzej niż myślałam, bo dość mocno mnie odepchnął. -Charlie! Proszę! -wyprzedziłam go i stanęłam oparta o drzwi samochodu. Charlie miał rozwalone włosy na wszystkie strony, a policzki były czerwone, jak zawsze gdy się denerwuje.
-Odsuń się Kate. -pociągnął mnie za nadgarstek, ale się nie dałam.
-Charlie ja tak nie myślę! Naprawdę. Chcę żebyś był moim przyjacielem.
-Przyjacielem? Heh. Kate to nie wyjdzie rozumiesz? Nie chcę być twoim przyjacielem, chce być kimś więcej, a jak do tego dojdzie, znowu wszystko spieprze. To nie ma sensu. -tym razem mocno mnie odepchnął i otworzył drzwi. Próbowałam przez chwilę je zamknąć, ale nie udało mi się.
-Jeżeli odjedziesz, możesz już nie wracać. -zagroziłam trzymając się jego ramienia, którym mnie odpychał. Byłam wściekła i chciało mi się płakać i przebić opony w tym pieprzonym aucie.
Mimo moich oporów wsiadł i bez oglądania się odjechał.
Nie zdążyłam wrócić do pokoju i już zaczęłam do niego dzwonić, nie odbierał więc zostawiłam wiadomość, że żartowałam i chce żeby jutro przyjechał.
Siedziałam na łóżku i wysłałam mu miliony wiadomości. Pieprzony dupek nie odpisał na żadną.
-Odpuść Kate. -Leondre usiadł za mną i odgarnął moje włosy na jedno ramię. -Dobrze wiesz, że do siebie nie pasujecie. -poczułam jego usta na moim ramieniu, co było dziwne. Dla mnie było to dość intymne.-Potrzebujesz teraz kogoś kto będzie się o ciebie troszczył i dbał. On ci tego nie da.
Musiałam pilnować, żeby się nie trząść. Miałam wrażenie, że zaraz poprosi mnie o rękę. Kocham go, ale jako przyjaciela.
-Wiem, ale to tylko przyjaźń. Zależy mi na jego przyjaźni. -odsunęłam się i złapałam kanapkę. Zaczęłam ją jeść, żeby nie musieć już rozmawiać, a on usiadł obok mnie i położył dłoń na moim kolanie.
Co się z nim stało przez ten rok?
-To ja zawsze byłem z tobą, pomagałem ci, zawsze wysłuchałem i ufamy sobie. Ciągle powtarzałaś, że jestem najlepszym facetem na świecie i moja dziewczyna będzie szczęściarą. A ja chcę żebyś to ty była szczęśliwa.
W tym momencie przez moje usta przeszło by tylko "o kurwa".
Mówił to wszystko całkiem poważnie, wielkie oczy napierały na mnie czekając aż coś powiem. A ja nie wiedziałam co mam powiedzieć.
Miał rację, to najlepszy facet na świecie, razem z Cameronem, ale chyba nie dla mnie. Traktuje go jak brata i to trochę chore.
Z drugiej strony... Zawsze przy mnie był i udowadniał, że zależy mu na mnie. Chyba jestem mu coś winna.
-Co masz na myśli? -spytałam cicho patrząc na jego dłoń na mojej nodze.
-To, że chyba do siebie pasujemy.
O kurwa. Kurwa. Kurwa.
-Tak myślisz? -spytałam modląc się o to, żeby to odwołał, ale pokiwał głową.
Nic nie powiedziałam, bo to dziwna sytuacja.
Na szczęście nie musiałam nic mówić, bo weszła mama i powiedziała, że zamówiła pizze.
Przy stole było strasznie niezręcznie. Rodzice widzieli jak Charlie wyszedł i nie chcieli za bardzo się odzywać, Leondre jadł ze smakiem pizze, a ja nie wiedziałam już o czym mam myśleć. Albo mi się wydawało, albo Leondre na prawdę myśli o nas jak o parze, a Charlie prawdopodobnie przestanie się do mnie odzywać.
Jestem na chujowej pozycji.
-Tak w ogóle... -zaczął chłopak. -Kate zjadła moją kanapkę.
-Jejku. Naprawdę? -mama spojrzała na mnie, a jej oczy były jak monety, mimo wszystko uśmiechnęłam się. -Wiesz, że będziesz musiała zrobić badania? Kilka dni w szpitalu...
-Wiem, chcę to wszystko skończyć przed studiami.
-Czyli jednak ośrodek? -wyrwał się tata, wyglądał jakby tego chciał. Nawet nie zdążyłam o tym pomyśleć, z jednej strony chce wyzdrowieć i mógłby mi ten ośrodek pomóc, ale boję się. Będę tam zupełnie sama, zdana na obcych ludzi, którzy tak na prawe mają mnie w dupie, bo to ich praca.
-Żaden ośrodek. -odpowiedział mu brunet.
-Chyba wolę spróbować sama. -przytaknęłam, a tato wypuścił powietrze z ust.
-Sama? Czy ty wiesz jakie to jest poważne?
-Niech pan się nie martwi, pomogę jej. -Leondre objął mnie ramieniem.
-Kolejny... Jeden już uciekł.
-Ja tego nie zrobię, za dużo dla mnie znaczy. -to akurat powiedział patrząc prosto na mnie i... Cholera to było urocze.
-Wiesz co, jestem trochę zmęczona, pójdę się położyć. -jak najszybciej wstałam.
-Jasne, zaraz do ciebie przyjdę.
Wzięłam głęboki oddech i poszłam do swojego pokoju.
Czy ty jest jakiś pieprzony sen? Albo żart?
Nie wyobrażam sobie naszego związku, ale też nie chcę go zranić. Ma rację był przy mnie zawsze i chyba powinnam mu się odwdzięczyć... O czym ja myślę do cholery.
Wzięłam telefon do ręki, oparłam się dłonią o biurko i sprawdziłam czy Charlie odpisał. Nic. Jedynie wiadomość od Camerona.
Do:Charlie
"Zawsze odchodzisz, gdy cię potrzebuje"
Napisałam po czym to skasowałam i napisałam "dobranoc".
Poczułam dłonie na swojej talii, od razu się wyprostowałam i odwróciłam do niego.
-Zapomnij o nim. -wyjął telefon z mojej ręki i odłożył go. -Teraz musisz myśleć o sobie. -przytulił mnie do siebie.
Zawsze, gdy otulał mnie ramionami, czułam się lepiej. Nie wiem jak to opisać... Byliśmy tylko my, nie było problemów, razem potrafimy cieszyć się życiem.
-Łatwo ci mówić... Wszystko się jebie, nagle dowiaduję się, że to dziwne, że jeszcze żyje, mam jakąś depresję, mój przyjaciel sobie odjechał, wszyscy się o mnie martwią... Miałam tu wrócić, pójść na studia, mieć nudne życie.
-Hej, wypraszam sobie. Jestem studentem i wcale nie mam nudnego życia. -odsunął się, ale tylko tak by mnie widzieć.
-Jasne... Co robiłeś w ciągu tego tygodnia?
-Spałem, ale ogólnie moje życie jest ciekawe jak cholera. Ciągle coś się dzieję.
-Tak? Na przykład co?
-Na przykład... O. Pani w barze mlecznym pomyliła moje zamówienie i dała mi rybę. Tak jej nawtykałem...-zaśmiałam się z jego głupoty. -Lepiej ci z uśmiechem. -uśmiechnął się i otarł o siebie nasze nosy. Kiedyś to było normalne zachowanie, ale teraz gdy patrzył prosto w moje oczy to było coś innego.
Oboje byliśmy poważni, gdy jego usta zaczęły się zbliżać. Nie zdążyłam nawet tego przerwać zanim nasze wargi złączyły się.
Jego usta były miękkie, a on sam nie był natarczywy, delikatnie muskał moje wargi i sama się zdziwiłam, że naprawdę mi się podobało.
-Leondre... -przerwałam tą chorą sytuację i położyłam dłonie na jego torsie żeby mieć kontrolę. Oblizał usta i nadal patrzył się na moje, jakby to mu nie wystarczyło.
Kto właściwie stoi naprzeciwko mnie?
-Rozumiem. -zrobił krok do tyłu. -Jeżeli masz mnie za idiotę to po prostu to powiedz. -powiedział z pretensja w głosie i odgarnął swoje włosy na tył.
-Nie mam cię Leondre za idiotę, po prostu...
-Co? Nie wiesz co powiedzieć, bo nie ma argumentów przeciw. Powinniśmy spróbować, Kate.
Może ten ośrodek to dobry pomysł?
Chciałabym zniknąć.
-Zostanę na noc, mogę?
-Jasne, czemu nie... -odwróciłam się i zacisnęłam powieki.
Moje życie to telenowela.
-Chciałabym się już położyć, więc... -odwróciłam się i zabrakło mi słów. Zdjął bluzę i koszulkę, w tym momencie nie patrzyłam na niego jak na przyjaciela, ja nawet nie wiem jak na niego patrzyłam, miałam ochotę uciec.
Gdy zauważył jak się mu przyglądam uśmiechnął się łobuzersko i zaczął rozpinać spodnie.
-Patrzysz jaki jestem gruby? -zaśmiał się.
-Nie. -oparłam się pośladkami o biurko. -Masz mięśnie. -powiedziałam zdumiona, co w sumie mogło go urazić.
-Dzięki? Nieważne. -ściągnął spodnie, a ja odwróciłam wzrok. Nie mogę na niego patrzeć.
Zasłoniłam okno i położyłam się.
Czułam się okropnie, nie miałam siły ruszyć nawet nogą, bolała mnie głowa i było jakoś strasznie zimno.
Poczułam jak Leondre wszedł pod kołdrę i przytulił mnie na łyżeczkę. Trzymałam oddech, gdy sunął dłonią wzdłuż mojego uda, przez biodro, talie i na końcu położył ją na moim brzuchu.
-Bardzo chcę żebyś wyzdrowiała. -szepnął i pocałował mnie w głowę.
Nie kocham go w ten sposób i prawdopodobnie nigdy nie pokocham, dam mu tą miłość, bo na to zasługuje.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Siemson!
wiem, że trochę zawaliłam, ale za to macie taki pojechany rozdział xd
Nie wiem czy wam się to podoba, mnie osobiście śmieszy i jakoś tak dziwnie, ale no xd 
piszcie co myślicie 
Oczywiście mam nadzieję, że wszystkie zdacie do następnej klasy...co nie?
Co u mnie...zrobiło się ciepło i nie chce siedzieć się w domu. Nie pisałam nic o wycieczce, była do Wilna i szczerze mówią była naprawdę fajnie, nawet zwiedzanie było ok, centrum miasta jest piękne. Nie będę więcej o tym pisać, bo nie chce was demoralizować, podsumowując działo się. xD
Piszcie mi co u was!
-Kate xx