*KATE*
-Jeszcze tylko pomadka i zaczynam nowe życie. Będę miała nowych znajomych i będę imprezować jak na studenta przystało. -zdążyłam dopracować makijaż zanim usłyszałam dzwonek.
Jak to Charlie, albo Leondre walne drzwiami. Albo udam, że mnie nie ma.
No cóż, zapomniałam, że judasz jest zamalowany farbą.
Powoli otworzyłam drzwi i zobaczyłam dwie czarne twarze.
-Gloria. -uśmiechnęłam. -Cześć, wejdźcie. -otworzyłam szerzej drzwi, niestety lampa jest za nisko powieszona i tak czy tak dwudziestolatka z dzieckiem na rękach musiała manewrować żeby dostać się do mojej kawalerki. Przez tą pieprzoną lampę nie można otworzyć drzwi.
Gloria i jej rodzina są jedynymi, no poza gościem, który ciągle pożycza ode mnie cukier, osobami, które tu znam.
Dzień po tym jak się tu wprowadziłam spotkałam ją na klatce z płaczącym dzieckiem i zakupami, więc jej pomogłam. Nie poszczęściło jej się, zaraz gdy zaszła w ciążę ojciec dziecka się zmył i teraz mieszka z rodzicami i bratem, niestety nie stać jej na opiekunkę, więc całe dnie siedzi z uroczym Kiamem. Naprawdę świetne dziecko, ale ma dwa latka i nie można spuścić go z oka. Matka Glorii nie lubi wnuka, co moim zdaniem jest dziwne i niedorzeczne, jej ojciec ciągle pracuje, a brat jest dwumetrowym siedemnastolatkiem, który się uczy. Wygląda jak typowy gangster z amerykańskich filmów. Nie zostawiłabym mu dziecka.
Biedna Gloria nie może nawet odpocząć.
-Przeszkadzam?-usiadła na kanapie i puściła chłopca na dywan.
-Nie, ogarniam się na zajęcia. Chcesz coś do picia?
-Nie. Mam tylko do ciebie prośbę. -spuściła na chwilę wzrok. -Może będziesz dziś obok apteki czy coś? Potrzebuję kilka rzeczy, a jak wezmę Kiama to zanim tam dojedziemy będzie płakał. Tato jest w pracy, matka sama wiesz...-patrzyła na mnie błagalnym wzrokiem.
Spojrzałam na Kiama, a potem znów na dziewczynę, bez makijażu w spodniach dresowych i starym tshircie. Tak wygląda zawsze, a przecież jest piękną, młodą dziewczyną, mogłaby znaleźć faceta.
-Wiesz co... Mam dzisiaj do trzynastej. Mogę wziąć do siebie Kiama, a ty będziesz mogła spokojnie zrobić zakupy, a wieczorem pójść na imprezę. -uśmiechnęłam się.
-Nie Kate. -pokręciła głową. -To miłe z twojej strony, ale nie mogę zostawić u ciebie Kiama.
-Możesz. Mam młodszą siostrę, więc wiem jak obchodzić się z dzieckiem, a ty będziesz mogła się wyszaleć i może... Poznać kogoś. -szturchnęłam ją w ramię i się zaśmiałyśmy. -To żaden problem.
-To miłe z twojej strony, ale nie mogę cię o to prosić.
-Oczywiście, że możesz. -potarłam jej ramię.-Kiam, zostaniesz dziś ze mną?
-Bajki! -krzyknął z ogromnym uśmiechem.
-No. Obejrzymy bajki. -spojrzałam na nią. -Nie przejmuj się. Poradzimy sobie.
***
Kiam, jak nigdy, był naprawdę grzeczny. Pobawiłam się z nim, nakarmiłam, a potem zasnęliśmy przy spangebobie. Gloria odebrała go około ósmej, od razu zostawiając mi butelkę wina. Chyba wiem, co dziś będę robiła.
Ogarnęłam się i włączyłam muzykę. Właściwie nie miałam co robić. Miałam wyjść na spacer w ten deszczowy dzień? Pójść do kina? Na zakupy? Gdziekolwiek indziej sama? Jejku, naprawdę mam zjebane życie. Każdy normalny człowiek tylko czeka na wolny dzień by spotkać się ze znajomymi, a w tym momencie ja czekam na poniedziałek żeby móc pójść na zajęcia. Ja pierdolę. Jak bardzo ze mną jest źle?
Leżałam patrząc w sufit i myśląc nad tym jak kiedyś było fajnie. Chciałabym być tamtą Kate, mającą wszystko w dupie i dobrze się bawiącą.
Cholera. Dzwonek.
Nie musiałam długo się zastanawiać, żeby stwierdzić, że to Charlie po trzech sekundach usłyszałam "Kate, nie udawaj, że cię nie ma. Słyszę pieprzony telewizor".
Wypierdolę ten telewizor za balkon.
Zczołgałam się z kanapy i poszłam otworzyć drzwi. Nie mam pięciu lat, żeby odwalać takie szopki.
-Powiedz tylko czy mam szukać już innej partnerki na wesele. -zmarszczyłam brwi i otworzyłam drzwi.
-Przecież nie wystawiłabym cię.-oparłam się o framugę. Był cały mokry przez deszcz, chyba nawet zmarzł, bo trząsł się jak galareta. -Chodź.-otworzyłam szerzej drzwi, chciał popchnąć je dalej, ale przecież lampa. -Nie można szerzej.
Dwa, czy trzy razy pozwoliła mu się odwieźć do domu, ale nigdy nie był w środku. Zdjął buty i rozglądał się jak po jakiejś melinie. Pieprzona gwiazda przyzwyczajona jest do luksusów.
-Co się tak patrzysz? Rozbieraj się, wysuszę ci ciuchy. -zaśmiał się na moje słowa i faktycznie bez krępacji po chwili stał już tylko w bokserkach. Dałam mu mój różowy kocyk, a sama rozwiesiłam jego ciuchy w łazience i na drzwiach szafy. Trzeba sobie jakoś radzić.
-Zrobię ci herbatkę. -powiedziałam trochę głośniej, gdy włączyłam czajnik.
Ciekawe czy już wie z kim umawia się Leondre.
Postawiłam herbatę na małym stoliczku i odwróciłam się do blondyna. Siedział owinięty różowy kocykiem i patrzył wielkimi, uśmiechniętymi oczami.
-Co się gapisz idioto?
-Jesteś śliczna.
Woow. Dawno nie słyszałam takich słów. Szczególnie, gdy bez makijażu, w jakimś rozwalonym kucyku nazywam kogoś idiotą.
Rozłożył koc i wystawił ręce w moją stronę, więc poszłam, usiadłam między jego nogami, a on otulił nas kocem.
-Już myślałem, że będę musiał iść sam. -szepnął do mojego ucha przytulając się jeszcze bardziej.
-Naprawdę myślisz, że jestem taką suką?
-Niee, ale jak się zdenerwujesz to nigdy nic nie wiadomo, a kupiłem już bilety.
-Jakie bilety?-odchyliłam się trochę do tyłu.
-Lotnicze a jakie? -zmarszczył brwi. -Wesele jest w Paryżu, nie mówiłem ci?
-Paryżu?! -ze zdziwienia otworzyłam aż usta. -Zapomniałeś mi powiedzieć, że to w Paryżu?!
-Nie mów, że ci się nie podoba? -uniósł kącik ust.
-Nie... Boże. Dziękuję!-rzuciłam się na niego z przytuleniem.
Z tego co mówił Alex miasto jest piękne, jak cały kraj, ma światową sławę i...kurczę nie sądziłam, że kiedykolwiek tam będę.
-Żebym wiedział, że tak się ucieszysz to bym nie zapomniał ci powiedzieć. -zaśmiał się. -Chyba należy mi się buziak.
-No nie wiem. -udałam, że się zastanawiam, ale i tak pocałowałam go w policzek.
-Nie o to mi chodziło.-zaczął bawić się moim włosami, a jego oczy patrzyły prosto w moje.
To miał być pewnie ten moment kiedy byśmy się pocałowali, kto wie, może nawet coś więcej, ale to byłby zły pomysł.
-Leondre umawia się z Ronnie. -spuściłam wzrok i podniosłam się do pół siadu.
-Noi co z tego? Może umawiać się z kim chce. -przytulił się do mojej tali.
-Nie przeszkadza ci to, że najpierw przystawiała się do ciebie a teraz do niego?
-Czekaj. -podniósł głowę. -To ta z plaży?
-Noo. -uniosłam brwi. -A jaka? Specjalnie wylała na mnie sok, a Leondre jeszcze się na mnie wydarł. Powiedz mu, żeby przestał do mnie wydzwaniać.
-Po prostu z nim porozmawiamy. Powiedz mi jak to jest, że wszystkie kłopoty zabraliśmy ze sobą tutaj? -zaśmiał się.
-Nie wiem. Nie obchodzi mnie to. Może se z nią być.
-Oh. Obchodzi cię to. -denerwowało mnie to, że był taki spokojny.-Co jeżeli skradnie jego cnotę? -spojrzał na mnie.
-Jezu. Głupi jesteś. -zaśmiałam się. -Naprawdę mam to gdzieś. Już nie jest moim przyjacielem.
-Cóż. Trzeba będzie ją wypędzić, a mnie jako dżentelmenowi nie wypada. -zaczął całować mnie od dłoni w górę. -Myślałem, że mogłabyś mi pomóc. -położył moją dłoń na swoich włosach dając do zrozumienia, że mam się nimi bawić.
-Co ty dzisiaj się tak przytulasz?
-Tęskniłem. Wczoraj skończyłaś wcześniej?
-Mhm.
-Mogłaś napisać, pół godziny czekałem. -pociągnął dłonią po mojej nodze zatrzymując ją na pośladku. -Poznałaś kogoś? -spytał takim cichym głosem.
Już wiedziałam o co mu chodzi, gdy zaczął bawić się zamkiem mojej bluzy.
-Charlie co ty robisz? -uśmiechnęłam się sztucznie i zamrugałam kilka razy, bo zamek poszedł lekko w dół.
-Co? Nic. -udał durnia.
-Wiesz, że nie będziemy już razem, prawda?
Chwilę patrzył mi w oczy, a potem podniósł się trochę wyżej i przytulił mnie do swojej klatki piersiowej.
-A czy ja mówię, że chcę?
Ałć.
-To przepraszam co ty odwalasz?
*CHARLIE*
-Nic... Tak pomyślałem, że może...
-To nie myśl. -kiwnęła głową. Patrzyła wielkimi oczami jakbym robił coś niedozwolonego. Jakby to był pierwszy raz. -Nie jestem dziwką żebyś sobie przychodził kiedy masz chcice.
Nie widziałem czy mam się śmiać czy płakać. Ona mówi poważnie? Ostatnim razem gdy ona chciała to bez problemu się ze sobą przespaliśmy, a gdy ja wychodzę z inicjatywą to traktuje ją jak dziwkę.
-Jeju Kate. -odchyliłem głowę. -Dobrze wiesz, że tak nie jest.
-To po co przyszedłeś?-zabrała z siebie moje ręce.
-Żeby spędzić z tobą dzień? -uniosłem brwi -Zabrać cię do siebie? Bo twoje mieszkanie to jakaś dziura. A to nie moja wina, że jesteś taka śliczna. -uśmiechnąłem się i chyba ją tym kupiłem, bo zaśmiała się.
-Miło z twojej strony, ale mi tu wygodnie.-założyła ręce na pierś.
-Nie żartuj. -rozejrzałem się. -Masz słaby dojazd na uczelnie, a wręcz tragiczny, klatka schodowa śmierdzi jak toaleta publiczna, nie wspominając już o tym, że jest tu niebezpiecznie.
-Jeszcze nic mi się nie stało.
-Jeszcze. Matko Kate... -miałem zacząć swój wykład, ale ona nagle się przeturlała po mnie i wyszła na balkon zapalić. To nawet nie balkon, otwierasz drzwi i od razu masz barierkę.
-Wyrzuć to, bo jak się wkurwię to będzie źle. -zagroziłem, ale nie sądziłem, że aż tak weźmie to do siebie. Odwróciła się patrząc na mnie wzrokiem, który mógł zabić.
-Jak ja się wkurwię, to poprzebijam ci opony w samochodzie. Nie odzywaj się tak do mnie. -była śmiertelnie poważna, ale zadzwonił dzwonek do drzwi i przerwał tą sytuację. -Mógłbyś otworzyć?
Speszony założyłem spodnie i poszedłem otworzyć. Nie sądziłem, że zobaczę osobę, która nie mieści się w zasięgu mojego wzroku. Stał tam wielki, wzdłuż i szerz, facet, ubrany w różową koszulę, jego włosy były ułożone do góry na jakieś mazidło, wyglądały jak blond trawa.
Wow.
Od razu schował coś za plecy, a ja zauważyłem gustowne klapeczki na jego nogach.
-Czy jest panienka Kate? -spytał piskliwym głosem, który nawet mnie nie zdziwił.
Ale panienka Kate?
-Nie ma. Panienki Kate. -zmarszczyłem brwi.
-Hm. -podrapał się po głowie. Było widać, że jest zakłopotany. -A kiedy będzie?
-Wyjechała na weekend.-skłamałem.
Jego małe oczy próbowały przebadać to co było za mną, a ja miałem nadzieję, że Kate nagle nie wyjdzie.
-Widziałem ją wczoraj i nie mówiła, że wyjeżdża.
-Ale wyjechała. Przekaże żeby się odezwała jak tylko wróci. -uśmiechnąłem się sztucznie i zamknąłem drzwi.
-Kto to był? -spytała brunetka gasząc już peta.
-Ty mi powiedz kto do ciebie przychodzi. -stanąłem na przeciw niej. -Dlaczego nic nie mówiłaś o jakimś grubasie?
-Eh... To tylko Freedie. -zbyła mnie i usiadła na kanapie.
-Czego chciał? -odwróciłem się.
-Skąd mam wiedzieć? Przecież to ty otworzyłeś drzwi. -próbowałem się nie zaśmiać razem z nią, ale średnio mi to wychodziło. -Jesteś zazdrosny co? -poruszyła brwiami znów mnie rozbawiając.
-Nie zazdrosny... Martwię się. Dlatego powinnaś się do mnie wprowadzić. -usiadłem obok niej.
-Dobrze mi tu. Nie muszę znosić dwóch debili. -szturchnęła mnie.
-Eh... Jeszcze cię przekonam.
-Zobaczymy. -wzruszyła ramionami. -Ej... Mam prośbę. Muszę jechać na zakupy, a pada i jakoś średnio mi się chce iść na metro...
-Jasne, pojadę z tobą. -wstałem by ubrać się do końca, a Kate poszła do kuchni, która de facto było na korytarzu między drzwiami, a łazienką.
Przełożyłem tshirt przez głowę i usłyszałem charakterystyczny dźwięk tabletek w pudełku. Wychyliłem się zza ściany i patrzyłem jak bierze jakieś tabletki.
-Co? -odwróciła się.
-Co to?
-Tabletki. Boli mnie głowa. -wzruszyła ramionami, ale zamiast odłożyć je do szafki wrzuciła do torebki.
Założyłem jeszcze bluzę i wyszedłem. Już nie padało, ale chciałem podjechać bliżej. Pod klatką schodową, stało trzech czarnoskórych chłopaków, wyglądających jak z amerykańskiego filmu, dokładnie obserwowali moje auto i byłem pewien, że gdybym wyszedł na pięć minut już nie miałbym radia.
W końcu wyszła Kate, wszystko było w porządku, ale jeden z chłopaków zaczął za nią iść i w końcu pociągnął ją za kaptur. Nie czekając na to co zdarzy się dalej wysiadłem, zostawiając kluczyki w stacyjce i podbiegłem do niej. Okazało się, że nie potrzebnie, bo Katie się do niego odwróciła, uderzyła lekko w brzuch i zaczęła się śmiać.
-Jak ja cię pociągnę to polecisz twarzą po bruku. -zażartowała, a ja na wszelki wypadek objąłem ją w pasie, na co chłopak zareagował nieprzyjaznym spojrzeniem.
-A to kto? -zjechał mnie wzrokiem.
-Charlie. -spojrzała na mnie. -Mój przyjaciel, a to Mike, sąsiad. -podałem mu niechętnie rękę.
-Robisz coś dziś wieczorem? -spytał nieskrępowany moją obecnością.
-Emmm. Tak. Będę z Charliem. Może następnym razem, cześć. -szatynka pociągnęła mnie za rękę do auta.
***
Nie pytałem już o tego chłopaka, bo zaraz by było, że to nie moja sprawa. Pojechaliśmy do galerii, gdzie Kate chciała coś kupić na wesele. Nie lubię zakupów z kobietami, ale z Kate zawsze jest zabawnie. Mam szanse ją podglądać, bo przy ludziach rzadko na mnie krzyczy.
-Idziemy coś zjeść? -spytałem, gdy jechaliśmy schodami ruchomymi.
-Później. -spojrzała gdzieś w bok, marszcząc twarz.
-Oczywiście, że tak.
-To co mam wpychać w siebie, jak nie jestem głodna?! -odwróciła się i wydarła na mnie.
-Ciszej. Ja tylko chcę żebyś coś zjadła.
-Czy ja wyglądam jakbym miała pięć lat?
-Kate, błagam...
-O mój boże! Charlie? Mogę zdjęcie? -przerwały nam dwie dziewczyny, które złapały nas zaraz przed schodami. Wyglądały na jakieś piętnaście lat.
Spojrzałem na Kate, która wzruszyła ramionami.
Zawsze w nieodpowiednim momencie.
-Jasne. -uśmiechnąłem się.
Po kilkunastu zdjęciach, chciałem jakoś zakończyć spotkanie, ale było to ciężkie jak zawsze.
-Charlie, pójdę do sklepu, zadzwoń jak skończysz. -oznajmiła Kate po dłuższej chwili.
-Em... Dziewczyny muszę już iść.
-Zostań, przecież dam radę. -uśmiechnęła się i odeszła.
Powiedziała tak, a później będę miał przesrane, już kiedyś była taka sytuacja.
*KATE*
W sumie na rękę mi były te jego fanki, chciałam kupić też bieliznę, a z Charliem byłoby to krępujące.
Wiedziałam, że trochę mu to zajmie, ale teraz to rozumiem. Dzięki fanom ma wszystko, i co? Miał je odprawić z kwitkiem?
Zadzwonił po jakichś 30 minutach i spotkaliśmy się przed restauracjami.
-I jak było gwiazdo?-podeszłam uśmiechnięta.
-Przestań. Przepraszam, że tak wyszło...
-Luz, chyba po tych wszystkich latach przyzwyczaiłam się. To co? Jeszcze buty i sukienka. - zaczęłam iść w stronę sklepu z sukienkami.
-Nie jesteś zła? -dogonił mnie i jakoś dziwnie się przyglądał.
-Nie, dlaczego? To one są złe, bo ja jestem twoją przyjaciółką i mogę spędzać z tobą czas. -puściłam mu oczko.
***
-Kate, one są takie same. -westchnął Charlie widząc mnie w którejś z kolei sukience.
-Ma grubsze ramiączka i inny kolor. Chyba bardziej do mnie pasuje.
-Świetnie, więc ją weź. -poczochrał swoje włosy.
-Nie wiem sama, to Paryż, chciałabym wyglądać dobrze. -wygładziłam granatowy materiał. -Kolor nie jest za bardzo infantylny? -odwróciłam się do niego. Im dłużej patrzyłam w lustro tym bardziej byłam niepewna.
-Infantylny?-uniósł brwi. -Sama jesteś infantylna. Ostatni raz jestem z tobą na zakupach. -prychnął, a ekspedientka zaśmiała się. Wyglądaliśmy tak typowo.
-No przepraszam, że chcę żeby twoja partnerka wyglądała ładnie. Poza tym miałeś mi pomóc, a ty ciągle narzekasz.
-Ale ty we wszystkich wyglądałaś ładnie.
-Oh zamknij się.
-Weź tą i idziemy do domu. -wyjął telefon, a ja byłam już wkurwiona.
-Weź tą i idziemy do domu. -przedrzeźniłam go i odwróciłam się do lustra.
-Mam jeszcze jedną.-udzieliła się ekspedientka. -Z nowej kolekcji i jeszcze nie jest na wystawie, ale mogę ją pani pokazać. Myślę, że będzie do pani pasować.
-Jeśli by pani mogła. -uśmiechnęłam się, a Charlie prychnął.
Po chwili pani przyniosła tę perełkę.
-Możemy teraz pójść coś zjeść? -spytał blondyn, gdy "w końcu" wyszliśmy z raju z sukienkami. Nawet jego mina nie była w stanie zepsuć mi humoru.
-Teraz możemy. -szłam uśmiechnięta od ucha do ucha w stronę restauracji.
-Aż tak ci się podoba?
-Jeste wyjeeebista. -zaakcentowałam ostanie słowo, a on się zaśmiał.
-No to mogłaś się pokazać.
-Niee, bo byś się zakochał. -dopiero po chwili zorientowałam się, że to mogło być niezręcznie, ale tylko się zaśmiał.
-Co bierzesz? -spytał, gdy staliśmy w kolejce do mca.
-Em... Nie wiem jeszcze. -przyglądałam się tablicy.
-Oczywiście, że tak. Obiecałaś, że będziesz jeść i co? -spytał z wyrzutem i myślę, że gdyby nie było ludzi to by na mnie nakrzyczał.
-Twoja kolej. -zbyłam go. Zamówił napój, cheesburgera i duże frytki.
-Dzień dobry, dwa razy cheesburgera, coca cole i frytki. Duże frytki. -namyśliłam się.
-Coś jeszcze?
-Sos czosnkowy. -pokiwałam głową i podałam banknot.
Wzięłam numerek i odwróciłam się do uśmiechniętego blondyna.
-Co? -zmarszczyłam brwi.
-Nic.-pokręcił lekko głową. Był dziwnie rozpromieniony i nawet przytulił mnie do siebie. -Może pójdziemy potem do mnie? Obejrzymy coś, może nawet znajdzie się jakieś wino?
-Chyba powinnam się uczyć. Poza tym Leondre...
-Jeżeli naprawdę chcesz to możemy zamknąć się w moim pokoju. Bedziesz tylko moja. -zaśmiał się i ogarnął moje włosy za ucho.
-Chciałbyś. Może następnym razem. -położyłam dłonie na jego klatce piersiowej i lekko odepchnąłam.
-Nah. Dziś jesteś moja. -uśmiechnął się głupio i poszedł odebrać swoje jedzenie.
Dziwnie się jadło, gdy Charlie obserwował mój każdy kęs. Może faktycznie to dobrze, że zaczynam normalnie jeść, to nic, że śmieciowe żarcie, ale bez przesady. Aż tak się cieszyć?
Byłam tak najedzona, że musiałam rozpiąć guzik od spodni, na szczęście miałam długą bluzę.
Koniec końców nawet się nie opierałam, gdy jechaliśmy do niego. Nie mam znajomych na uczelni, więc fajnie porobić coś innego niż uczyć. Wiem, że sama jestem sobie winna, bo nawet nie staram się mieć tych znajomych, z jednej strony przydałby się ktoś do kogo mogłabym otworzyć buzie, a z drugiej tłumaczę swoją nieśmiałość tym, że wystarczą mi ci ludzie, których mam. Ostatnimi czasy straciłam w swoich oczach i to bardzo utrudnia.
-Idziesz?
-Yhym.- otworzyłam drzwi samochodu i wysiadłam.
To było zbawienie, gdy okazało się, że drzwi są zamknięte.
-Hm. Nie ma go? -blondyn zmarszczył brwi
-Na to wygląda. Ale to dobrze, milej spędzimy czas.
-Też tak uważam. -Charlie otworzył drzwi i spojrzał na mnie z tym swoim głupim uśmiechem.
-Nie myśl sobie. -prychnęłam i weszłam do środku. Cisza jak makiem zasiał. -Ale syf. -skomentowałam, gdy weszłam dalej i zobaczyłam całą, brudną zastawe na malutkim stoliku w salonie i tym większym w jadalni.
-Obiecuję, że jak się wprowadzisz to będzie lepiej. -poczułam jak przytula mnie od tyłu i opiera brodę na moim ramieniu.
-Cóż... Dobrze, że nie będę musiała na to patrzeć. -zaśmiałam się. -Możesz już przestać mnie namawiać, bo kocham moje...moją dziurę. -zmarszczyłam brwi. Kogo ja chcę oszukać, tego nie da nazwać się mieszkaniem.
-Widzisz? -wychylił się, by na mnie spojrzeć. -Nie to, że się chwalę, ale mój dom jest lepszy.
-Twój dom to jakieś śmieciowisko. -odsunęłam się. -To co film?
-Nooo, na moim łóżku jest lamptop, możesz coś wybrać, a ja zaraz przyjdę.
Położyłam się na jego wielkim łóżku i przysnęłam sobie komputer. Stwierdziłam, że zrobię mu jakiś żart. Oczywiście nie wylogowuje się ze swojego facebooka. Weszłam na jakiś fampage seksi mamusiek, polubiłam go i zaczęłam udostępniać zdjęcia starszych pań pokazujących swój seksapil. Sama nie mogłam powstrzymać się od śmiechu widząc jak szybko zaczynały pojawiać się lajki i komentarze.
-Kaaaaate!!! -usłyszałam krzyk Charliego ze schodów i zamarłam. Musiał zobaczyć powiadomienia na telefonie.
-Fuckfuckfuckfuck. -zamknęłam szybko klapkę, a gdy drzwi się otworzyły zeskoczyłam z łóżka, blondyn stał z telefonem w ręku, ale uśmiechał się więc nie było źle.
-Pojebało cię? -zaczął się zbliżać, a ja cofać.
-To ty udostępniasz seksi mamuśki. -zaczęłam się śmiać.
-Ja?! -podbiegł a ja bezskutecznie chciałam uciec do momentu, gdy złapał mnie w pasie i bez problemu przerzucił na łóżku, ze śmiechu bolał mnie brzuch. Pociągnął mnie za nogi i zaraz był między nimi. Nadal się śmiałam, a to, że pochylił się i łaskotał mnie nosem po szyi nie pomogło.
-Przestań! -krzyknęłam między napadami śmiechu.
-Do śmiechu ci dzisiaj co? -zawisł nade mną, a nasze nosy dziwiło kilka centymetrów.
-Twoja ciemna strona wyszła na jaw. -nadal się z niego nabijałam.
-Ja ci zaraz pokaże moją ciemną stronę. -złapał mnie za pośladek, ale tylko po to by odwrócić moją uwagę, gdy polizał mnie w policzek.
-Fuuuujkaaa. -wytarłam się o jego ramię.
-Cześć. -usłyszeliśmy dość głośne przywitanie i odwróciliśmy głowy do drzwi. -Przeszkadzam? -spytał Leondre.