środa, 21 marca 2018

30.

Obudziłam się po 10, bo Leondre ciągle kręcił się z boku na bok. O dziwo czułam się bardzo dobrze czego nie mogę powiedzieć o moim przyjacielu.
-Kiti skarbie weź mi przynieś wodę. -poprosił z zamkniętymi oczami. Miał uchylone wargi i wyglądał strasznie, gdy jego policzek był wciśnięty w poduszkę.
-Wyglądasz jakbyś miał umierać. -zaśmiałam się cicho.
-I tak się też czuję. Jaacie po co ja dałem się namówić na alkohol. To wszystko przez ciebie, demoralizujesz mnie wiedźmo. Najgorsza impreza w moim życiu. -mówił to przeciągle ciągle w tej samej intonacji.
-Ja bawiłam się świetnie. -wyjęłam nogę spod kołdry.
-Przynieś mi proszę wody, zła kobieto.
-Czy ty właśnie obrażasz swojego gościa i do tego każesz mu przynieś sobie wodę? -zaśmiałam się.
-Niee, okazuje moją przyjacielską miłość, a teraz możesz to odwzajemnić.
-Głupi jesteś. -wyśmiałam go i wstałam. Zamieniłam spodenki Charliego na swoje dżinsy i zeszłam na dół. Po drodze usłyszałam rozmowę, więc to oznacza, że blondyn ze swoją dziewczyną już nie śpią.
Lenehan znów okazał się dupkiem. Co z nim jest nie tak, że nie potrafił ze mną być, a teraz nie potrafi się przyjaźnić. Mam to gdzieś nie chce przyjaźni, nie będzie miał nic.
Nastawiłam wodę na kawe, zaniosłam butelkę Devriesowi i znów wróciłam na dół. Wzięłam czarny kubek, który stał na półce i wsypałam trochę kawy.
W nocy przez jakiś czas przysłuchiwałam się co robi Charlie. Już wiem, że ta dziewczyna nie jest tu pierwszy raz, a więc musi tu po coś przychodzić. Koniec końców poza niewyraźnymi dźwiękami nie usłyszałam nic, bo po chwili już spałam. Może to i dobrze.
Zrobiłam jeszcze herbatę z cytryną dla Leondre i usiadłam przy stole.
Kurwa... Jeszcze ta akcja z panem Halem. Jak ja się pokaże na uczelni? Pewnie pomyśli, że jestem jakąś napaloną studentką i mnie udupi na każdym zaliczeniu. Zły dobór słów... Po prostu nie zdam. Powinnam go przeprosić? Czy udawać, że nic się nie stało? Masakra... Zawsze muszę się w coś wkopać.
Ale hej... Właściwie to dlaczego Charlie zabiera mnie do Paryża zamiast swojej dziewczyny? W ogóle ona o tym wie? Może po prostu głupio mu było odwołać, a przyszedł po to by się upewnić czy na pewno mam zamiar iść na to wesele.
Usłyszałam otwierane drzwi na piętrze i delikatne kroki na schodach. Angie.
-Hej. -przywitała się z wielkim uśmiechem na twarzy. Miała na sobie top Calvina Kleina i krótkie spodenki, pod oczami lekko rozmazany tusz, a jej blond włosy były pozbijane.
Cholera ona jest śliczna. Ma idealną figurę, blond włosy i nawet rozmazany makijaż dodaje jej uroku, a uśmiech mimo kaca wydaje się szczery.
-Dzień dobry. - odpowiedziałam obserwując jak nastawia wodę, a potem szuka czegoś w lodówce.
-Jak tam po imprezie?
-Dobrze.-burknęłam, a ona się zaśmiała.
-Ja niestety nie mogę tego powiedzieć, odpadłam jako pierwsza. -zrobiła sobie kanapkę wzięła herbatę i usiadła naprzeciwko mnie. -Nie jesteś głodna?
-Nie-e.
-Jeżeli chcesz to możesz wziąć coś z lodówki.
Zaśmiałam się na jej słowa. Chyba nie wie, że przez jakiś czas mieszkałam w tym domu
-Dzięki, nie jestem głodna. Może później. -upiłam łyka mojej kawy.
-Em... Kate? Nie chcę nic mówić, ale... To kubek Charliego.- wskazała na czarny kubek który trzymałam. Zmarszczyłam brwi, ona traktuje mnie jakbym dopiero poznała Charliego i stara mi się wytłumaczyć jak egzystować w jego domu? Zabawne.
-Straszne... -uniosłam brwi. -Myślisz, że mnie za to zabije? Albo co gorsza... -zrobiłam przestraszoną minę. -Zabierze mi kawę. Angie weź... to tylko kubek, myślę, że nie będzie miał nic przeciwko, że piję kawę. -powiedziałam sarkastycznie.
-Wiem, że to tylko kubek, ale to z podpisem kogoś tam... Nie mam pojęcia, nie znam się. W każdym razie... Nie lubi, gdy ktoś go dotyka. -wytłumaczyła, a ja spojrzałam na kubek.
-Faktycznie jakiś pomazany.
-Może to pani Elżbieta II
. -zaśmiała się, a ja nie wytrzymałam i zrobiłam to samo. 
-Albo właściciel Mc Donalda.-dodałam i znów zaczęłyśmy się śmiać.
-Co tak wesoło? -za plecami usłyszałam głos blondyna, więc się uspokoiłam.
-A nic... W ogóle to Leo jeszcze śpi? -spytała blondynka.
-Nie wiem, możliwe, że już umarł. Źle się czuje.
-Biedny, wczoraj musiał nieść moje zwłoki do domu.-znów się zaśmiała.
Kurcze ona jest naprawdę fajna.
Charlie napił się wody z butelki, a potem otworzył lodówkę by następnie znów ją zamknąć.
-Stawiam obiad temu kto zrobi mi omlet. -odwrócił się i od razu spojrzał na kubek.
Wyglądał uroczo z takimi przyspanymi oczami i śladem poduszki na policzku.
-Nie potrafię, więc odpada. -Angie wzruszyła ramionami i obserwowała reakcję Charliego na to, że piję z kubka, który podpisała jakaś królowa.
-To może ty Kate?
-Kate Benjamin do ciebie dzwonił.-przyszedł Leondre. -Jezu moja głowa... Stoi pod twoimi drzwiami, więc podałem mu nasz adres. -usiadł przy stole.
-Co? -zmarszczyłam brwi. -Nic mi nie mówił wcześniej... Nie no okay, dzięki.
Dałam mu herbatę i wzięłam się za robienie omletów.
Charlie siedział cicho i pił swoją herbatę, Angie ciągle gadała, a Leondre usilnie próbował na nią nie patrzeć. Najwyraźniej go zawstydzała swoim ciałem, jestem ciekawa jak zareaguje na to Benjamin.
Swoją drogą dziwna sprawa, że przyjechał niezapowiedziany, teraz mamy słaby kontakt, od czasu do czasu piszemy smsy i tyle. Mam nadzieję, że nic się nie stało.
-Wypij herbatę, będziesz czuł się lepiej. -poradziłam brunetowi. -Ja zawsze piję z miodem i cytryną i pomaga, serio. -nałożyłam ostatniego omleta na talerz i postawiłam na pustym miejscu, akurat zadzwonił dzwonek, więc poszłam otworzyć.
-Benjamin! -pisnęłam i rzuciłam się mu na szyję. Trochę szkoda, że mamy tak słaby kontakt, lubię tego czuba.
-Siema, Mała! -wniósł mnie za próg i postawił na ziemię. -Już wskoczyłaś Charliemu do łóżka? -zaśmiał się, a ja uderzyłam go w brzuch.
-Ciszej, głupi jesteś?
-Wskoczyła do mojego.-zza rogu wyszedł Leo. -Siema. -podał mu rękę.
-Oo proszę, wesoło tu macie. -zaśmiał się.
-Tak, chodź, zrobiłam omlety.
-Wspaniale jestem mega głodny.
Zaprowadziliśmy go do kuchni i oczywiście od razu zwrócił uwagę na Angie.
-O, my to się nie znamy. -przekręcił głowę i podszedł do niej, by podać rękę. -Benjamin.
-Angie, miło mi. -uśmiechnęła się, trochę inaczej niż wcześniej. Ohoho.
-Widzę, że tu śniadanie żywych trupów.
-Ja się czuję wspaniale.
-Ty Kate, to już stary pijak jesteś.-usiadł obok mnie.
-Aa spadaj. Nie łaska było wcześniej zadzwonić?
-Jakoś tak wstałem i pomyślałem, że dawno nie widziałem mojej ulubionej Kate, więc jestem...skoro ty nie przyjeżdżasz.
-Staram się jakoś ogarnąć studia. Jestem do bani.
-Jasne, uczysz się całymi dniami chociaż nie masz nawet do czego. -wtrącił się Leondre.
-Cała Kate.
Zjedliśmy spokojnie śniadanie rozmawiając na jakieś ogólne tematy, a potem poszłam się umyć. W sumie to umyłam tylko zęby palcem i twarz wodą, nie poszalałam z makijażem, ponieważ nie miałam żadnych kosmetyków.
-Zostawili cię? -zaśmiałam się widząc samotnego Benjamina na kanapie.
-Chyba już nikt mnie nie lubi. -wydął dolną wargę.
-A kiedykolwiek ktoś cię lubił?
-Śmieszne.-pociągnął mnie za dłoń, a gdy usiadłam poczochrał moje włosy. -Co to za laska?
-Właściwie to nie mam pojęcia. Niby dziewczyna Charliego, a niby nie. -wzruszyłam ramionami. -Zależy kogo pytasz.
-Ma fajne cycki. -zaśmieliśmy się. -To przypadkiem nie ty miałaś jechać z Charliem do Paryża?
-No nadal jadę. Nie wiem sama o co chodzi... Lepiej powiedz co cię tak wzięło na odwiedziny. Nie wierzę, że aż tak tęskniłeś. -przymrużyłam oczy.
-Coooo?-prawie pisnął. -Tęskniłem cholernie. Byłaś moją dziewczyną i nawet przez chwilę byłaś ze mną w ciąży. -zaśmialiśmy się. -Nie no, tak serio to tęskniłem, gdzie ja znajdę taką drugą ciebie. -objął mnie i akurat przyszedł Charlie, dziwnie cicho jak na niego.
-Kate możemy chwilę porozmawiać? -spytał nawet na mnie nie patrząc i od razu poszedł do kuchni.
-Draaaamaa.
Poszłam za nim, byłam ciekawa o co znowu się obraził.
-Co tam? -oparłam się o stół, a on o blat.
-Co to ma być? -był oburzony. -Czy to jakiś hotel, bo nie wiem? -ironicznie się uśmiechnął.
-Sam chciałeś żebym została, więc w czym problem?
-No TY, nie zapraszałem tu twoich znajomych.
-Po pierwsze jest tu na chwilę, a po drugie Leondre go zaprosił.
-Ale to jest kurwa mój dom! -szybko sięgnął po ten cholerny, czarny kubek i rzucił go na ziemię. Pękł na małe kawałeczki przy czym kilka z nich odbiło mi się o nogi. Wystraszona zamknęłam oczy.
-Co wy robicie?!-wbiegł Benjamin, a dosłownie sekundę po nim Leondre i Angie.
-Nie życzę sobie żebyś z kimkolwiek obściskiwała się na mojej kanapie! Jebanej, mojej kanapie! -zrobił się cały czerwony i do tego nachylił się do mnie. Byłam przerażona jego zachowaniem. -Miałaś spędzać czas ze mną do kurwy! Jeżeli nie masz zamiaru tego robić to wpierdalaj! Mam już dość twojego zachowania!
Nie wierzyłam w to co właśnie się dzieje, stałam z otwartą buzią i do tego się trzęsłam. Naprawdę byłam przerażona, nigdy nie widziałam go w takim stanie, więc spojrzałam prosto w jego wściekłe oczy i skierowałam się do wyjścia, a za mną Benjamin.
-Kate! -wrzasnął. -Nie wychodź! Słyszysz?! Mówię do ciebie!
Tego było za wiele, zawróciłam się, ominęłam Bena i stanęłam naprzeciw niego.
-Nie, teraz to ty mnie posłuchaj. -wycedziłam prosto w jego twarz. -Od tego momentu to koniec. Masz do mnie nie dzwonić, nie przyjeżdżać ani nic. Mam już serdecznie dość twoich humorków i nie pozwolę się tak traktować, mam swoją godność, wcale się nie prosiłam o twoje towarzystwo, więc wyświadcz nam przysługę i daj mi święty spokój. -odwróciłam się na pięcie, założyłam buty i wyszłam.
-Teraz mam dać ci spokój?! -usłyszałam za plecami. -Czy ty siebie słyszysz dziewczyno?! Latam za tobą jak jakiś idiota, zrobiłbym dla ciebie wszystko, staram się cholera! Kurwa, poleciałem za tobą do Polski! -pociągnął mnie za ramie, aż się odwróciłam.
-Noi co z tego?! Co z tego, że się starsza jak nic z tego nie wyszło?! Liczą się rezultaty, a jak narazie nic ci nie wychodzi. Zastanów się! Nigdy cię nie było gdy tego potrzebowałam, zawsze było coś ważniejszego i zawsze będzie, a ja próbowałam cię usprawiedliwiać. Zasługuję na więcej. -wsiadłam do auta, a zaraz po mnie Ben.
-Wszystko okay?
-Tak, po prostu stąd jedźmy.
*LEONDRE*
Po tej dziwnej akcji Lenehan uciekł do swojego pokoju, a Angie bała się iść za nim.
Trochę się zmienił, zawsze był impulsywny, ale nigdy nie zwracał się tak do żadnej kobiety, a zwłaszcza do Kate, wolałby uciąć sobie język, a teraz? Nie wiem co takiego się stało, że aż kubki latały, mam tylko nadzieję, że nie celował w nią, bo to byłby szczyt wszystkiego. Może to do niego niepodobne, ale teraz sam już nie wiem.
Wydaje mi się, że jest po prostu sfrustrowany tym, że Kate jest w jego pobliżu, ale tylko jako koleżanka i wcale nie kocha go tak jak mu się wciąż wydaje, a raczej wydawało, bo teraz to jest niepodważalne. Ile jeszcze czasu musi minąć i ile jeszcze razy muszą się pokłócić, żeby to w końcu zrozumiał? Najlepszym sposobem żeby zapomnieć jest znalezienie nowego obiektu zainteresowania, ale mu to nie pomaga, nieważne ile dziewczyn będzie się wokół niego kręciło i z iloma będzie, na koniec i tak chciałby być obok Kate.
-To był jego ulubiony kubek. -stwierdziła blondynka, gdy zbierałem to co z niego zostało. Serio? Ona teraz myśli o tym. Spojrzałem na jej zamyśloną twarz. -Przyniósł byś moje rzeczy?
Zgodziłem się, bo nie chcę słuchać jak wyżywa się na niej.
Charlie leżał w swoim łóżku z twarzą w poduszce, zabrałem rzeczy oddałem dziewczynie i wróciłem do niego.
-Jesteś chory. -usiadłem na krześle. -Wręcz niedojebany.
Blondyn podniósł głowę by na mnie spojrzeć i znów ją położył.
-Powiedz mi coś czego nie wiem.
-To dlaczego taki jesteś? Nie widzisz, że te wszystkie akcje pogarszają tylko sprawę?
-To twoja wina. -powiedział obojętnie. -Mogłeś go tu nie zapraszać, dobrze wiesz, że go nie lubię.
-Heh, myślisz, że on coś zmienił? -spytałem trochę głośniej. -Cholera, Charlie, niby coś czujesz do Kate, a spotykasz się z inną. Dziwny sposób na odzyskanie jej.
-Angie też ty chciałeś zaprosić.
-Oh wybacz, ale nie będę po twojej stronie, Kate też jest moją przyjaciółką i nie mogę patrzeć jak ciągle ją ranisz, to nie fair Charlie. -chłopak znów schował twarz w poduszkę, a gdy po dłuższej chwili ją pokazał był zapłakany.
-Naprawdę się starałem, wiem, że mi nie wychodziło, ale starałem się przy niej być i pokazywać jak bardzo mi zależy. Martwiłem się, ale ona tego nie zauważała. -zaszlochał, a mi zebrała się wielka gula w gardle. -Widziałeś co się ze mną działo za każdym razem, gdy wyjeżdżała, bez niej jestem nikim, wrakiem człowieka.
-No... -odchrząknąłem, bo nie dałem rady nic powiedzieć. -No właśnie Charlie, gdy wyjeżdżała, nie doceniałeś jakim jesteś szczęściarzem, gdy z nią byłeś, więc odeszła. I wcale nie widać, żeby ci zależało, przygodami z innymi dziewczynami, krzykiem i akcjami zazdrości niszczysz jakikolwiek zalążek jej szacunku do ciebie.
-Ja tylko próbuje zwrócić na siebie jej uwagę, żeby coś poczuła, zazdrość cokolwiek. Nie mogę znieść jej obojętności. Nie zrozumiesz jak to jest kochać kogoś ale nie móc z nim być. To niszczy.
Miałem już go dość.
-To jej to powiedz. -prychnąłem, ale nie spodziewałem się takiej reakcji.
-Masz rację. Powiem jej. -nagle podniósł się z łóżka i pobiegł na dół.
-Hej! Piłeś! -chciałem go zatrzymać, niestety nie zdążyłem.
*KATE*
-Twoje mieszkanie to... To właściwie nie mieszkanie. -stwierdził Ben.
-Bo jest małe? -uniosłam brwi. -Po co mi większe...
-Nie chodzi o to, że jest małe...Chyba nie ma w nim nic co nie jest zepsute. -położył rękę na stole, który się kiwał.
-Łącznie z tobą...
Nagle usłyszałam trzask drzwi, jakby ktoś je wyrwał z zawiasów, a w tle ktoś krzyczał. "Ale dlaczego tak uważasz?!". Znów trzask i do salonu wszedł Charlie. Uniosłam brwi i wstałam.
-Co? -spytałam cicho.
-Starałem się... I byłem przy tobie. -nagle złagodniał, a jego oczy zrobiły się wielkie.
-Heh. Skoro tak uważasz... -zaśmiałam się ironicznie.
-Tak było do cholery!
-Tak było? -podeszłam, więc prawie stykaliśmy się klatkami.
-Kochałem cię jak głupi! Planowałem nasz ślub, wspólną przyszłość, a gdy wyjechałaś miałem ochotę rzucić się z mostu, bo nie wyobrażam sobie życia bez ciebie Kate! Starałem się i zrobiłbym dla ciebie wszystko!
-Heh, starałeś się? Nigdy cię nie było gdy cię potrzebowałam!
-Zawsze byłem!
-Nieprawda!-wręcz wrzasnęłam, a w moich oczach pojawiły się łzy. -Włamanie? Spóźniłeś się, bo byłeś z kolegami. Wyjazd do Polski? Nie mogłeś, bo ciągle coś. Potem mnie zdradziłeś, no cóż wybaczyłam, ale to był błąd, bo po wypadku... Gdy ja leżałam...wcale nie umarłam, a ty Charlie zamiast być przy mnie znalazłeś inną. -zaszlochałam. -To według ciebie jest miłość?-zapłakana patrzyłam prosto w jego oczy. To był już koniec rozmowy, wiedział, że mam rację i wyszedł.
Wzięłam kilka głębszych oddechów żeby się uspokoić, a Ben poszedł zamknąć drzwi.
-On...płacze. -szepnął jakby do siebie. -Usiadł i płacze. -spojrzał na mnie. -Jesteś pewna?
-To już jest koniec. -uśmiechnęłam się przez łzy.
*kilka dni później*
*LEONDRE*

- W domu jest Charlie, więc może pójdziemy do parku?
-Jest trochę zimno. -zawiązała szalik na szyi. -Długo czekałeś?
-10 minut. -wyszliśmy z budynku uniwersytetu. -I co? Rozmawiałaś z tym wykładowcą? -zaśmiałem się za co dziewczyna uderzyła mnie w ramię.
-To nie śmieszne... Uciekłam. -zaśmiała się i odpaliła papierosa.
-Uh... Mogłabyś już rzucić ten szajs. -pomachałem ręką by odgonić dym.
-Kate! Zaczekaj! -usłyszeliśmy za plecami. Odwróciłem się i zobaczyłem jakiegoś mężczyznę w czarnym płaszczu, spojrzałem pytająco na Kate, która wypuściła dym z ust.
-Kurwa...możesz zaczekać? -spytała i odeszła do niego.
Zakładam, że to ten profesorek, z którym tańczyła w weekend. Heh, włożyłem ręce do kieszeni i czekałem na przedstawienie. Rozmawiali jakieś pięć minut jak kumple, którzy wyszli na papierosa, a rozeszli się śmiejąc.
-Okaaaay...powinienem pytać? -zmarszczyłem brwi, gdy do mnie podeszła.
-Zabij mnie. -próbowała się powstrzymać od śmiechu. -Powiedział, że nawet nie chce o tym rozmawiać i nie dostanę łatwiejszych zaliczeń, ale potańczyć możemy.-wybuchliśmy śmiechem.
Akurat mijaliśmy jakąś grupkę i przez przypadek pociągnąłem ramieniem jakąś dziewczynę, od razu przeprosiłem i dalej się śmiałem z tego jakie Kate ma szczęście.
-I co się śmiejesz? -odwróciłem się do dziewczyny, która to powiedziała, nadal z lekkim uśmiechem. -Chcesz stracić te białe ząbki?
-Ostra, lubię takie. -powiedziałem bez namysłu, a Kate wybuchła szaleńczym śmiechem, co mi też się udzieliło. Odeszliśmy przepychając się ramionami i nie mogliśmy powstrzymać się od śmiechu.
-Leondre ty masz na bani.
Odwróciłem się na chwilę i akurat złapałem kontakt wzrokowy z tą szatynką.
-To ty podrywasz wykładowców.
-To wykładowcy podrywają mnie.
I taką ją pamiętam, ciągle żarty, śmianie i wygłupy. Może to dziecinne, ale co z tego?
Jasno powiedziała, że nie będzie rozmawiać ze mną o Charliem, więc tego nie robimy i szczerze to mi odpowiada, zawsze byłam między nimi, a teraz to się skończyło.
-Wracamy na weekend do domu?
-Mam wesele, zapomniałeś?
-Wesele?
-Nooo. -zaśmiała się. -Charlie przecież nie ma z kim iść, po pierwsze obiecałam mu, a po drugie to Paryż. Paryż do cholery. Byłabym głupia gdybym nie poleciała.
-Myślisz, że to dobry pomysł?
-Nie wiem, gorzej już nie będzie. Na szczęście będzie tam pani Karen, więc będę miała z kim rozmawiać.- zaśmiała się.
***