Ostatnio, gdy się budzę ciężko otworzyć mi oczy. Mam masę rzeczy do zrobienia, a brak mi siły.
Leondre głaskał mnie po ramieniu co było niezwykle relaksujące.
-Która godzina? -odwróciłam twarz w jego stronę.
-Po 10, długo spałaś.
Nie był już taki pewny siebie jak wczoraj. Zastanawiałam się, czy się rozmyślił, ale pocałował mnie w kącik ust.
Cholera.
-Muszę jechać do szpitala, potem do lekarza i prawdopodobnie znów do szpitala. -zaśmiałam się, bo to kurwa do dupy.
-Mhm, zrobię śniadanie, co? -nie czekał na odpowiedź, delikatnie odłożył mnie na poduszkę.
Kiedyś by mnie wypierdolił, na podłogę i chyba wolałabym, żeby tak było.
Spojrzałam na mój tatuaż i... Jestem idiotką.
Przecież to przyjaciel Charliego! To w ogóle nie wypada.
Jezu... Błagam niech to będzie sen, jeżeli się teraz obudzę to przestanę przeklinać, pić i palić, będę dla wszystkich miła. Na prawdę.
To nie był sen.
Zadzwonił telefon Devriesa, więc sięgnęłam po niego. Nawet nie patrzyłam kto dzwoni tylko odebrałam.
-Taak?
-Siema, i jak? Działa coś? -spytał ten ktoś i ten głos był bardzo znajomy.
-Alex?! -oświeciło mnie. Dlaczego mój Alex dzwoni do Devriesa?! -Co miało działać do cholery?!
-Eeee to chyba pomyłka.
Rozłączył się gówniak.
Czy mu chodziło o narkotyki?!
Oczywiście, że tak o nic innego nie mogło chodzić. Ale przecież Leondre nie lubi żadnych używek, zawsze mnie o to opieprzał, a teraz sam bierze?!
-Leondre! -wydarłam się, ale na końcówkę zabrakło mi siły. Przybiegł wciągu sekundy, a ja od razu podeszłam i go popchnęłam. -Co ty do cholery odpierdalasz?! -znów go popchnęłam.
-Możesz nie przeklinać? O co chodzi?
-Nie, nie mogę! Bo jesteś zasranym gówniarzem! Dzwonił Alex i zgadnij o co pytał?!
-Odebrałaś mój telefon?! -krzyknął na mnie chyba pierwszy raz w życiu.
-Nie to jest ważne! Co do kurwy ty wczoraj brałeś?! -uderzyłam go w ramię, bo nie mogłam wytrzymać.
-Dobra uspokój się. -uniósł dłonie. -Przepraszam, okay?
-Ale za co ty mnie przepraszasz?! Co on ci dał?!
Darłam się, a on stał jak przestraszony.
-Nie wiem, to było coś nowego. Ja tylko chciałem spróbować.
-Tu nie ma co próbować. Dobrze wiesz, że to gówno.
-Powiedziała Kate. Ile razy z nim ćpałaś? No właśnie. Nie masz prawa mnie pouczać.
-Okay, sama nie byłam święta, ale ty nie możesz tego robić, jesteś za idealny. -oblizałam wargi. Dobrze wiem, że narkotyki to gówno, sama czasem popalam, ale nic więcej. Leondre sam nie wie co wziął i nie pozwolę, żeby był królikiem doświadczalnym. -Chwila... To wszystko... Wczoraj. Byłeś naćpany. Wcale nie chcesz ze mną być. -stwierdziłam.
-Nie.-pokręcił szybko głową. -Znaczy... Byłem naćpany, ale chcę z tobą być.
Boże co za idiota. Znam go tak dobrze... Kłamie!
Byłam tak szczęśliwa, że jednak to przez narkotyki.
-Leondre, kurcze widzę, że kłamiesz. -zaśmiałam się. -Nie chcesz ze mną być.
-Hej. Czy ty się cieszysz? -zmarszczył brwi. -Myślałem, że tego chcesz.
-Zwariowałeś. -uderzyłam go w ramię. -Cholera... Myślałam, że się porzygam jak mnie całowałeś. -wypuściłam z ulgą powietrze z płuc.
-Jesteś chamska.
-Jesteś dla mnie jak brat. To było ohydne. No właśnie... Wczoraj byłeś naćpany, ale dzisiaj już nie...
Chłopak podrapał się po karku, a potem zaśmiał.
-Nie chciałem być twoim chłopakiem, ale myślałem, że ty chcesz i... Chciałem, żebyś była szczęśliwa...
-Boże... Ja myślałam tak samo. -zaczęliśmy się śmiać ze swojej głupoty i myślę, że obojgu nam ulżyło.
***
Po tym jak Leondre zjadł śniadanie poszedł do domu. Pokłóciliśmy się o to, że nie chciałam jeść. Chcieć chciałam, ale widziałam siebie w lustrze. Nie mogę pozwolić sobie na tosty z kalorycznym serem. Zauważyłam, że nawet moje ręce pod ramionami są grube, wygląda to obleśnie.
Czułam się jak gówno. W Polsce mój dzień wyglądał tak: szkoła, leżenie resztę dnia w łóżku, a nocami nauka. Gdy tu przyjechałam postanowiłam, że zrobię coś pożytecznego, ale wyjście z łóżka jest dla mnie ciężkie, a co dopiero z domu.
Teraz gdy się za coś zabrałam nie ma odwrotu. Nawet ciężko by mi było z tym skończyć. Wolontariat jest wspaniały, dziewczyny są dla mnie wzorem, zawsze gdy myślę jakie mam problemy przypominam sobie o nich. Mają gorzej ode mnie, a radzą sobie lepiej. Są silne czego nie mogę powiedzieć o sobie.
Dzisiaj rodzice nie kryli się z kłótnią, tym razem chodziło o mnie. Tato twierdzi, że powinnam pójść do tego ośrodka, a mama, że to mój wybór. Powiedziałam tylko, że porozmawiamy jak wrócę i wyszłam.
Jasmine jutro leci do Ameryki na operację więc po drodze kupiłam pizze i świętowałyśmy jej szczęście. Uwielbiam tę dziewczynę, chyba przez chorobę jest bardzo dojrzała i potrafi cieszyć się każdą chwilą życia.
Dużo się śmiałyśmy, śpiewałyśmy i nawet tańczyłyśmy. Czułam się źle, ale nie chciałam psuć zabawy, a gdy pytały dlaczego nie jem odpowiedziałam, że mama zrobiła mi wielkie śniadanie.
Z każdą chwilą było coraz gorzej, kręciło mi się w głowie, ciężko mi się oddychało, a mięśnie jakby nie mogły pracować...ostatnie co pamiętam to upadek, a potem ciemność.
***
Uchyliłam powoli powieki i mimo, że było ciemno, światło wpadające z małego okna drzwi, raziło mnie.
-Ja się chyba kurwa zabiję. -szepnęłam do siebie przypominając sobie co się stało.
-Chyba miałem pilnować żebyś tego nie zrobiła.
Szybko usiadłam i spojrzałam na osobę, która to powiedziała.
-Boże! Max?! -chłopak szeroko się uśmiechnął i podszedł mocno mnie przytulić.-Chłopie twoja broda kuje mnie w szyję, skąd ty masz brodę?!
-Jestem facetem chłopie. -odsunął się, zaśmiał mi się w twarz i znów przytulił.
-Jak ja cię dawno nie widziałam...
-Pół roku temu.
-Dzwoniłeś na Skypie, żeby pochwalić się dziewczyną modelką.
Z chłopakami, Chrisem i Maxem rozmawiałam średnio raz w miesiącu w formie rozmowy na Facebooku, wysyłaliśmy sobie śmieszne obrazki, albo plotki o osobach ze starej szkoły. Tęskniłam za naszą paczką z czasów gdy się tu wprowadziłam.
-Seks bomba, co? -usiadł trochę dalej.
-Nadal jesteście razem?
-No, pół roku, a ja nadal ją kocham.
-Jesteś okropny. -zaśmialiśmy się.
-Żartuje oczywiście. Jest wspaniale... Ona jest wspaniała. -gdy to powiedział uroczo się uśmiechnął i spuścił na chwilę wzrok.
Kurczę... Kiedyś mi powiedział, że mu się podobam, a ja mu powiedziałam, że nigdy nie będziemy razem. Było mi z tym źle, bo przez jakiś czas straciłam go jako przyjaciela, ale wiem, że nigdy nie bylibyśmy wstanie się pokochać. On teraz jest szczęśliwy i cieszę się, bo zasługuje na to.
-To wspaniale. -pokiwałam głową.
-Jak się czujesz?
-Głowa mnie trochę boli, ale da się przeżyć.
-Nie o to pytałem. Jak się czujesz psychicznie?-przesunął palce po moim ręku i złapał za dłoń.
Zawahałam się, ale powiedziałam, że jest dobrze.
-Kłamczucha z ciebie, Kate. Rozmawiałem z twoja mamą, co się stało w Polsce?
-Nic na prawdę, było nudno jak cholera.
Chciałam skończyć ten temat i posłuchać o jego wspaniałym związku.
-Ponoć masz depresję... Zawsze wiedziałem że coś masz, ale stawiałem bardziej na ADHD. -zaśmiał się, a ja lekko uderzyłam go w udo.
-Nie wiem po czym on to stwierdził, przecież jestem normalna.
-Depresja wcale nie oznacza, że jesteś gorsza. Dużo przeszłaś Kate i tak czy inaczej musiało się to na tobie odbić.
-Powinnam być silna i jakoś sobie z tym poradzić. Wiesz...-spuściłam głowę i przypomniałam sobie te wszystkie samotne chwile w Polsce. Ja na prawdę nie miałam nikogo, zdażało się, że płakałam bez powodu.-Najbardziej boli jak tracisz samego siebie. Powoli wszystko i wszyscy przestają mieć znaczenie. Nie mam ochoty wstać rano z łóżka, bo wiem, że nic więcej mnie nie czeka. -oblizałam wargi i zorientowałam się, że nie powinnam tego mówić. Nie chce słuchać kolejnego kazania.
-Daj spokój, znajdziesz jakiegoś gacha, zostaniesz panią prawnik i będziesz miała dzieciaka. Tylko musisz walczyć o siebie.
-Ja już nie dam rady...
-Gdzie się podziała ta Kate Porter, która lubiła imprezować, zawracała facetom w głowach i miała marzenia?
-Tej dziewczyny już nie ma Max.
-Więc gdzie się zgubiła? Wiesz, że możesz mi powiedzieć. Co się stało w Polsce?
-Nic, przyrzekam. -patrzył prosto w moje oczy, gdy uporczywie nad czymś myślał.
"Powinieneś ratować ją póki jest szansa! Tak właśnie można na ciebie liczyć ty cholerny egoisto! Nienawidzę cię!" usłyszeliśmy donośny, płaczliwy głos Devriesa dochodzący z korytarza.
-To nie chodzi o Polskę. Uciekłaś tam, ale to coś właśnie tam cię przytłoczyło. -zmarszczył brwi i właśnie wtedy przerwało nam wejście Devriesa.
-Cześć. -objął mnie na chwilę i usiadł na krzesełku. Przyglądałam mu się, ale on nie chciał nawet na mnie spojrzeć.
-Wszystko okay?
-To chyba ja powinienem o to pytać, ale wiem, że powiesz "tak".-burknął i rozwalił się na tym krzesełku.
-Rozmawiałeś z Charliem?
-To bez znaczenia.
-Co powiedział?
-Nic takiego.
-Chyba jednak coś ciekawego skoro jesteś zły.
-Co mógł powiedzieć Charlie, co? Ma nas w dupie i tyle. Jest pijany.-wzruszył ramionami jakby to go nie obchodziło, ale jego twarz mówiła zupełnie co innego.
Okay.
-Zadzwonię do niego. -chciałam sięgnąć po telefon, który leżał na półce obok, ale Max wziął go i wrzucił do szafki.
-Musisz się od niego odciąć Kate. -stwierdził Max całkiem poważnie. -Zaciągnął cię na dno, a teraz cię tam trzyma.
***
W szpitalu byłam cztery dni, przebadali mnie na wszelkie sposoby. Lekarz stwierdził, że jestem wybrykiem natury, ponieważ mimo, że mam fatalne wyniki to w sumie nic mi nie jest.
Czuję się całkiem nieźle dzięki kroplówkom, co jest plusem, ale od teraz będę musiała radzić sobie sama. Tego się boję. Chciałabym, żebym nie musiała jeść, a zarazem czuć się dobrze. To niemożliwe, wiem.
Definitywnie powiedziałam ojcu, że nie chce jechać do ośrodka, a on wrócił do Polski, no cóż musiał to musiał.
Często przychodził do mnie Max i Leondre, a Charlie nawet nie odpisywał na moje wiadomości. Mimo, że chłopcy twierdzą, że to nie ma sensu ja chce mieć z nim kontakt. Nie wiem po co, chce tylko żeby był moim przyjacielem.
Myślę, że mogło coś zajść między nim a Devriesem. Leondre był wczoraj jakiś nieswój, spytałam o co chodzi ten mnie zbył i wyszedł. Nawet pięciu minut u mnie nie był. Będzie chciał to sam powie.
Mama przyjechała po mnie około 17, prosto z pracy, wzięłam wypis i pojechałyśmy do domu.
-Wszystko okay? -spytałam, bo mama niespokojnie uderzała palcami o kierownicę.
-Tak, dlaczego?
-Zaraz wybuchniesz.
-Porozmawiamy o tym w domu. -burknęła.
-Mamo o co chodzi? -lekko uniosłam głos, gdy ktoś mówi, że porozmawiamy później, to na pewno nie jest nic dobrego.
-Kate, powiedziałam, że porozmawiamy w domu.
-Chodzi o Leondre?
-Kate...
-Mów teraz! -krzyknęłam, a ona chyba już wiedziała, że nie żartuje.
-Przed wczoraj, Leondre przyszedł jeszcze jak spałaś i odebrał twój telefon.
-Charlie dzwonił?-spytałam z nadzieją.
-Dzwoniła ta dziewczyna z wolontariatu.
-Przecież rozmawiałam z nią i mówiłam, że jestem w szpitalu i nie będę odwiedzać dziewczyn.
-Nie o to chodziło. Kate... Jasmine miała jechać na tą operację...
-Faktycznie, miałam zadzwonić, kurcze zapomniałam. -zaśmiałam się pod nosem, ostatnimi dniami żyłam tylko swoimi sprawami.
-Posłuchaj skarbie... -mama patrzyła na drogę, a ja spoważniałam.
-Jakto miała jechać?
-Była już na lotnisku, ale... Przykro mi Kate.
*tydzień później*
-Em...myślałam, że jak już zadzwonię to będzie mi łatwiej, ale najwyraźniej twoja sekretarka mnie krępuje. -odchrząknęłam tą wielką gule, która tkwiła w moim gardle.-Ciężko mi to przyznać, ale...nie radzę sobie Charlie. Wszędzie gdzie jestem, wszystko co robię się wali.-pociągnęłam nosem i wytarłam oczy.-Jestem już chyba skazana na takie życie, ale... W sumie to nie ma żadnego 'ale'. Po prostu....nie oczekuję dużo, wystarczy, że wyślesz jakąkolwiek wiadomość. To chyba tyle. Miłego dnia.-wcisnęłam czerwoną słuchawkę i odłożyłam telefon na półkę.
Kolejny samotny dzień w moim smutnym, ciemnym pokoju.
Nie chcę wyjść z pokoju, ale z drugiej strony nie chcę takiego życia. Będę siedzieć w tym zasranym pokoju i co dalej?
Ja już przegrałam swoje życie, oddałam je walkowerem, bo wiem, że już nie mam szansy na nic lepszego.
Ja Kate Porter poddaje się.
Mijały godziny, szesnasta, siedemnasta, osiemnasta, na zegarze widziałam każdą sekundę, wszystkie były takie same. Wszystkie poza jedną, ta jedna sekunda sprawiła, że chciałam krzyczeć i błagać o ponoć, sekunda w ciągu, której usłyszałam jego głos.
-Katie!
W ciągu tej sekundy również wstałam i wybiegłam na schody.
Stał tam, z poczochranymi włosami, pogiętą koszulą i wyglądał idealnie jak zawsze, zasłonięty przez moją mamę.
Uśmiechnęłam się pierwszy raz od dłuższego czasu i zbiegłam po schodkach by móc znów go przytulić.
Uniósł mnie, a ja mogłam cieszyć się chwilą, w której nie byłam mu obojętna. Wszystkie emocje puściły i razem z uśmiechem były też łzy, nie z jego powodu, byłam głupia za każdym razem gdy wmawiałam sobie, że go nie potrzebuję.
-Potrzebuje cię jak cholera. -szepnęłam wplątując palce w jego włosy. On tylko przyciągnął mnie mocniej do siebie, ale nic nie powiedział, szkoda, bo potrzebowałam tego.
Po dłuższej chwili postawił mnie na ziemi, ale nie przestałam go przytulać. W końcu udało mu się spojrzeć na moją twarz, a jego oczy były lekko załzawione. Obejrzał mnie od góry do dołu, potem znów przytulił.
-Pakuj się.-powiedział stanowczo.
-Jakto się pakuj? -mama odsunęła nas od siebie.
-Zabieram ją do siebie.-spojrzał na mnie, a potem na nią.
-Jak zabierasz? Co ty w ogóle sobie myślisz?! Przychodzisz tu i co sobie wyobrażasz?! Gdzie byłeś gdy cię potrzebowała co?! Pytam się!-zaczęła krzyczeć i chyba pierwszy raz w życiu widziałam ją taką wściekłą. Potrafiła się złościć, ale nigdy nie patrzyła na nikogo z taką nienawiścią w oczach. -Za każdym razem gdy zaczynała ci ufać niszczyłeś wszystko, a ona zostawała sama! Nie widzisz tego, że cierpi gdy jest z tobą!
-Może być gorzej niż jest teraz?-uniósł brwi, a mnie trochę to zabolało. -Może być tylko lepiej, niech pani w końcu zrozumie, że wszystko robię dla niej.
-Ciężko mi uwierzyć w coś czego nie widzę, Charlie.
-Mamo...-przerwałam to, bo już nawet wolałam jak kłóciła się z ojcem niż z Charliem. -Przestań proszę.
-Nie Kate. Przecież wiesz, że to zły pomysł. Nie możesz z nim jechać.
-Właściwie jestem już dorosła. -spuściłam głowę, bo nie chciałam widzieć jej wzroku. -Ja chyba pojadę z Charliem.-przyznałam cicho, a on od razu zaczął mnie prowadzić na górę.
Czułam się jak pieprzony zdrajca, ale tego właśnie chciałam, żeby ktoś przyszedł i mnie zabrał.
Charlie zdjął moją walizkę z półki w garderobie, a ja powoli zaczęłam pakować swoje ubrania.
Nie chciałam się kłócić z mamą, ale powinna pozwolić podejmować mi własne decyzje, nie jestem już dzieckiem.
Kocham ją najbardziej na świecie i chciałabym żeby wspierała mnie we wszystkim co robię. Na szczęście jest najlepsza na świecie i przyszła, może nie z uśmiechem na twarzy, ale nawet tego nie oczekiwałam.
-Tu masz leki, krem nawilżający, żel pod prysznic i szczoteczkę.-podała Charliemu, który stał na wejściu, czarną kosmetyczkę.-Pamiętaj żeby je brać.
-Dziękuję mamuś. -lekko się do niej uśmiechnęłam i już spokojna spakowałam resztę rzeczy.
Podczas gdy Charlie pakował moją walizkę do bagażnika, pożegnałam się z nią i powiedziałam, że to tylko na kilka dni i, że ją kocham.
W ciszy wyjechaliśmy z miasta i mogłam się zastanowić po co właściwie to wszystko. Ja chcę po prostu mieć go blisko, a on?
Może też jestem dla niego ważna? Tak na prawdę. Jak kiedyś chciałam.
Charlie złapał mnie za dłoń i uniósł ją do swoich ust.
-Wszystko będzie dobrze, obiecuję.-pocałował ją tak czule jak kiedyś moje usta.
Zanim dojechaliśmy do jego domu, wiedział już o wszystkim. To, że sobie nie radzę już wiedział, powiedziałam mu o Jasmine. To chyba był punkt kulminacyjny. Bardzo przeżyłam jej śmierć, mimo, że znałyśmy się krótko, uważałam ją za wspaniałego, silnego człowieka, który jak nikt inny nie miał prawa odejść. Miała szansę wyzdrowieć, ale było już za późno.
Wszędzie gdzie jestem wszystko się musi spieprzyć.
Jechaliśmy jakąś godzinę, ale tylko dlatego, że nigdzie nam się nie spieszyło, myślę, że jakby się uprzeć to wystarczy 40 minut.
W końcu dotarliśmy. Jego dom... Jego dom jest prawie taki sam jak mój, a przecież mieszka sam. Znaczy chyba.
-Mieszkasz sam? -spytałam wyglądając za szybę.
-Teraz z tobą. -wysiadł i od razu poszedł wyjąć moją walizkę.
Kate nie chcesz z nim mieszkać, nawet cię nie stać. Wysiadłam i owinęłam się swetrem, wiał mocny wiatr i zbierało się na burze.
Rozejrzałam się, okolica wyglądała na spokojną, dom był na górce, czym trochę przypominał mój, z tym, że u mnie był widok z ogrodu, a u niego z ulicy. Może to tylko jezdnia, ale zachmurzone niebo wyglądało epicko.
-Idziesz?-krzyknął Charlie, który stał już przy otwartych drzwiach.
-Dasz mi chwilę?
Wszedł do domu, więc usiadłam na krawężniku i wyjęłam z małej torebki paczkę papierosów.
Wiem, że to zabija, kobieta nie powinna palić itd, ale tyle razy próbowałam rzucić i nic z tego nie wyszło.
-Jak będziesz paliła to ci zęby pożółknął i będziesz miała centki. -blondyn usiadł obok mnie i szturchnął ramieniem.
-Lubisz się nabijać z mojego aparatu? -bardziej oznajmiłam i odwróciłam głowę w jego stronę. Jego oczy były tak niebieskie, że trudno było mi oderwać od nich wzrok, ale nie mogłam się tak gapić. To dziwne.
-Przestanę jak będziesz zmywać naczynia.
-Heh, o to ci chodziło. Potrzebujesz sprzątaczki.-zaciągnęłam się i zanim zdążyłam wypuścić dym z ust, Charlie wytrącił papierosa z mojej ręki.
-Nie radzimy sobie bez siebie, dlatego tu jesteś.-wstał, a ja spojrzałam na niego w górę.-Idziesz?
Szczerze? Mogłabym tu mieszkać całe życie. Kuchnia jest razem z jadalnia, a salon jest oddzielnie co dla mnie jest wielkim plusem.
-Podoba się?-wyjął telefon i usiadł na łóżku.
-Skąd ty masz tyle pieniędzy? To musi kosztować...dużo.
-Oho, teraz będziesz zajmowała się moimi rachunkami? Napisałem do twojej mamy, że już dojechaliśmy.-oznajmił ciągle patrząc w telefon.
-Mhm, przepraszam cię za dzisiaj. Trochę za mocno zareagowała.
-Nie ma sprawy, nic dziwnego, że się o ciebie martwi.
-Dobrze, więc...gdzie ja będę spała?
Dopiero teraz na mnie spojrzał i z jego miny wyczytałam, że... chyba nigdzie.
-Spać? Spać.-powiedział do siebie i wstał. Najpierw spojrzał na swoje łóżko, a potem na drzwi.-Mam pokoje? -zrobił minę jakbym mówiłam w innym języku.
-Ja man to wiedzieć? -zmarszczyłam brwi.
-Mam, oczywiście, że mam. -złapał mnie za ramię pociągnął do pokoju nie tego obok tylko jeszcze kolejnego. Otworzył drzwi i weszliśmy do środka.
Charliego pokój jest lepszy, ale broń boże nie narzekam, mam łóżko, komodę, szafkę nocną i to w sumie tyle.
-Jest trochę mały, ale...
-Nie jest okay.-uśmiechnęłam się.
-Zaraz przyniosę pościel i twoją walizkę i nie wiem... Pewnie powiesz, że nie jesteś głodna, ale dobrze by było gdybyś zjadła.
-Wszystko okay? -spytałam, bo był trochę nieswój, nadpobudliwy i miał czerwone policzki.
-Tak tylko... Zapomniałem. Całymi dniami pracuje i będziesz tu w sumie sama. -podrapał się po karku.
-Też o tym zapomniałam. Ciężko się przyzwyczaić do tego, że pracujesz. Pójdę zrobić coś do jedzenia.
Lodówka Charliego to śmietnik. Pizza z wczoraj, dwa pomarszczone pomidory, masło, zepsuty majonez, jakaś kanapka,kilka puszek coca coli i...nie, to tyle, nie licząc sosu czosnkowego.
-Gównożerca.-prychnęłam.
-Słyszałem.-wszedł blondyn i zajrzał zza mojego ramienia.-Zazwyczaj coś zamawiam. Chyba musimy jechać na zakupy.
-No przydałoby się.
I pojechaliśmy do sklepu który znajduję się pięć minut od jego domu. On pakował wszystko co słone i słodkie, a ja to co można zjeść jako normalny posiłek.
-Zapłacę.-stwierdziłam przy kasie i podałam pani swoją kartę.
-Heh,Kate ja zapłacę.-zaśmiał się nerwowo i podał swoją.
-Niech pani liczy z mojej. -uśmiechnęłam się, a gdy wsadziła ją do czytnika, Charlie ją schował.
-Obraziłeś się za to, że płaciłam? -popchnęłam go ramieniem, gdy pakowaliśmy reklamówki do bagażnika.
-Myślisz, że lubię wydawać pieniądze? -zatrzasnął drzwi i odstawił wózek, podczas gdy ja wsiadłam do samochodu. Po chwili usiadł za kierownicą.
-To o co ci chodzi?
-Jak to wyglądało gdy płaciła za mnie baba.-burknął i oparł się na kierownicy.
-Baba?
-Baba. Jesteś upartą babą.
-Dupek. -założyłam ramiona na klatkę piersiową, a on się zaśmiał.
***
Już od godziny leżałam w łóżku gapiąc się na wszystko dookoła. Gdy jest ciemno wszystko wygląda inaczej.
Nie mogłam zasnąć i wcale nie dlatego, że była burza, bo naprawdę miałam to gdzieś, mimo, że cholernie chcę zasnąć, nie mogę przez to wszystko co dzieje się w mojej głowie. Zawibrował mój telefon i miałam nadzieję, że to Rush albo Cameron i nie będę się nudziła, ale to był Charlie.
"Jeżeli się boisz to możesz przyjść do mnie. ;)"
"Nie boję się :)"
Leondre głaskał mnie po ramieniu co było niezwykle relaksujące.
-Która godzina? -odwróciłam twarz w jego stronę.
-Po 10, długo spałaś.
Nie był już taki pewny siebie jak wczoraj. Zastanawiałam się, czy się rozmyślił, ale pocałował mnie w kącik ust.
Cholera.
-Muszę jechać do szpitala, potem do lekarza i prawdopodobnie znów do szpitala. -zaśmiałam się, bo to kurwa do dupy.
-Mhm, zrobię śniadanie, co? -nie czekał na odpowiedź, delikatnie odłożył mnie na poduszkę.
Kiedyś by mnie wypierdolił, na podłogę i chyba wolałabym, żeby tak było.
Spojrzałam na mój tatuaż i... Jestem idiotką.
Przecież to przyjaciel Charliego! To w ogóle nie wypada.
Jezu... Błagam niech to będzie sen, jeżeli się teraz obudzę to przestanę przeklinać, pić i palić, będę dla wszystkich miła. Na prawdę.
To nie był sen.
Zadzwonił telefon Devriesa, więc sięgnęłam po niego. Nawet nie patrzyłam kto dzwoni tylko odebrałam.
-Taak?
-Siema, i jak? Działa coś? -spytał ten ktoś i ten głos był bardzo znajomy.
-Alex?! -oświeciło mnie. Dlaczego mój Alex dzwoni do Devriesa?! -Co miało działać do cholery?!
-Eeee to chyba pomyłka.
Rozłączył się gówniak.
Czy mu chodziło o narkotyki?!
Oczywiście, że tak o nic innego nie mogło chodzić. Ale przecież Leondre nie lubi żadnych używek, zawsze mnie o to opieprzał, a teraz sam bierze?!
-Leondre! -wydarłam się, ale na końcówkę zabrakło mi siły. Przybiegł wciągu sekundy, a ja od razu podeszłam i go popchnęłam. -Co ty do cholery odpierdalasz?! -znów go popchnęłam.
-Możesz nie przeklinać? O co chodzi?
-Nie, nie mogę! Bo jesteś zasranym gówniarzem! Dzwonił Alex i zgadnij o co pytał?!
-Odebrałaś mój telefon?! -krzyknął na mnie chyba pierwszy raz w życiu.
-Nie to jest ważne! Co do kurwy ty wczoraj brałeś?! -uderzyłam go w ramię, bo nie mogłam wytrzymać.
-Dobra uspokój się. -uniósł dłonie. -Przepraszam, okay?
-Ale za co ty mnie przepraszasz?! Co on ci dał?!
Darłam się, a on stał jak przestraszony.
-Nie wiem, to było coś nowego. Ja tylko chciałem spróbować.
-Tu nie ma co próbować. Dobrze wiesz, że to gówno.
-Powiedziała Kate. Ile razy z nim ćpałaś? No właśnie. Nie masz prawa mnie pouczać.
-Okay, sama nie byłam święta, ale ty nie możesz tego robić, jesteś za idealny. -oblizałam wargi. Dobrze wiem, że narkotyki to gówno, sama czasem popalam, ale nic więcej. Leondre sam nie wie co wziął i nie pozwolę, żeby był królikiem doświadczalnym. -Chwila... To wszystko... Wczoraj. Byłeś naćpany. Wcale nie chcesz ze mną być. -stwierdziłam.
-Nie.-pokręcił szybko głową. -Znaczy... Byłem naćpany, ale chcę z tobą być.
Boże co za idiota. Znam go tak dobrze... Kłamie!
Byłam tak szczęśliwa, że jednak to przez narkotyki.
-Leondre, kurcze widzę, że kłamiesz. -zaśmiałam się. -Nie chcesz ze mną być.
-Hej. Czy ty się cieszysz? -zmarszczył brwi. -Myślałem, że tego chcesz.
-Zwariowałeś. -uderzyłam go w ramię. -Cholera... Myślałam, że się porzygam jak mnie całowałeś. -wypuściłam z ulgą powietrze z płuc.
-Jesteś chamska.
-Jesteś dla mnie jak brat. To było ohydne. No właśnie... Wczoraj byłeś naćpany, ale dzisiaj już nie...
Chłopak podrapał się po karku, a potem zaśmiał.
-Nie chciałem być twoim chłopakiem, ale myślałem, że ty chcesz i... Chciałem, żebyś była szczęśliwa...
-Boże... Ja myślałam tak samo. -zaczęliśmy się śmiać ze swojej głupoty i myślę, że obojgu nam ulżyło.
***
Po tym jak Leondre zjadł śniadanie poszedł do domu. Pokłóciliśmy się o to, że nie chciałam jeść. Chcieć chciałam, ale widziałam siebie w lustrze. Nie mogę pozwolić sobie na tosty z kalorycznym serem. Zauważyłam, że nawet moje ręce pod ramionami są grube, wygląda to obleśnie.
Czułam się jak gówno. W Polsce mój dzień wyglądał tak: szkoła, leżenie resztę dnia w łóżku, a nocami nauka. Gdy tu przyjechałam postanowiłam, że zrobię coś pożytecznego, ale wyjście z łóżka jest dla mnie ciężkie, a co dopiero z domu.
Teraz gdy się za coś zabrałam nie ma odwrotu. Nawet ciężko by mi było z tym skończyć. Wolontariat jest wspaniały, dziewczyny są dla mnie wzorem, zawsze gdy myślę jakie mam problemy przypominam sobie o nich. Mają gorzej ode mnie, a radzą sobie lepiej. Są silne czego nie mogę powiedzieć o sobie.
Dzisiaj rodzice nie kryli się z kłótnią, tym razem chodziło o mnie. Tato twierdzi, że powinnam pójść do tego ośrodka, a mama, że to mój wybór. Powiedziałam tylko, że porozmawiamy jak wrócę i wyszłam.
Jasmine jutro leci do Ameryki na operację więc po drodze kupiłam pizze i świętowałyśmy jej szczęście. Uwielbiam tę dziewczynę, chyba przez chorobę jest bardzo dojrzała i potrafi cieszyć się każdą chwilą życia.
Dużo się śmiałyśmy, śpiewałyśmy i nawet tańczyłyśmy. Czułam się źle, ale nie chciałam psuć zabawy, a gdy pytały dlaczego nie jem odpowiedziałam, że mama zrobiła mi wielkie śniadanie.
Z każdą chwilą było coraz gorzej, kręciło mi się w głowie, ciężko mi się oddychało, a mięśnie jakby nie mogły pracować...ostatnie co pamiętam to upadek, a potem ciemność.
***
Uchyliłam powoli powieki i mimo, że było ciemno, światło wpadające z małego okna drzwi, raziło mnie.
-Ja się chyba kurwa zabiję. -szepnęłam do siebie przypominając sobie co się stało.
-Chyba miałem pilnować żebyś tego nie zrobiła.
Szybko usiadłam i spojrzałam na osobę, która to powiedziała.
-Boże! Max?! -chłopak szeroko się uśmiechnął i podszedł mocno mnie przytulić.-Chłopie twoja broda kuje mnie w szyję, skąd ty masz brodę?!
-Jestem facetem chłopie. -odsunął się, zaśmiał mi się w twarz i znów przytulił.
-Jak ja cię dawno nie widziałam...
-Pół roku temu.
-Dzwoniłeś na Skypie, żeby pochwalić się dziewczyną modelką.
Z chłopakami, Chrisem i Maxem rozmawiałam średnio raz w miesiącu w formie rozmowy na Facebooku, wysyłaliśmy sobie śmieszne obrazki, albo plotki o osobach ze starej szkoły. Tęskniłam za naszą paczką z czasów gdy się tu wprowadziłam.
-Seks bomba, co? -usiadł trochę dalej.
-Nadal jesteście razem?
-No, pół roku, a ja nadal ją kocham.
-Jesteś okropny. -zaśmialiśmy się.
-Żartuje oczywiście. Jest wspaniale... Ona jest wspaniała. -gdy to powiedział uroczo się uśmiechnął i spuścił na chwilę wzrok.
Kurczę... Kiedyś mi powiedział, że mu się podobam, a ja mu powiedziałam, że nigdy nie będziemy razem. Było mi z tym źle, bo przez jakiś czas straciłam go jako przyjaciela, ale wiem, że nigdy nie bylibyśmy wstanie się pokochać. On teraz jest szczęśliwy i cieszę się, bo zasługuje na to.
-To wspaniale. -pokiwałam głową.
-Jak się czujesz?
-Głowa mnie trochę boli, ale da się przeżyć.
-Nie o to pytałem. Jak się czujesz psychicznie?-przesunął palce po moim ręku i złapał za dłoń.
Zawahałam się, ale powiedziałam, że jest dobrze.
-Kłamczucha z ciebie, Kate. Rozmawiałem z twoja mamą, co się stało w Polsce?
-Nic na prawdę, było nudno jak cholera.
Chciałam skończyć ten temat i posłuchać o jego wspaniałym związku.
-Ponoć masz depresję... Zawsze wiedziałem że coś masz, ale stawiałem bardziej na ADHD. -zaśmiał się, a ja lekko uderzyłam go w udo.
-Nie wiem po czym on to stwierdził, przecież jestem normalna.
-Depresja wcale nie oznacza, że jesteś gorsza. Dużo przeszłaś Kate i tak czy inaczej musiało się to na tobie odbić.
-Powinnam być silna i jakoś sobie z tym poradzić. Wiesz...-spuściłam głowę i przypomniałam sobie te wszystkie samotne chwile w Polsce. Ja na prawdę nie miałam nikogo, zdażało się, że płakałam bez powodu.-Najbardziej boli jak tracisz samego siebie. Powoli wszystko i wszyscy przestają mieć znaczenie. Nie mam ochoty wstać rano z łóżka, bo wiem, że nic więcej mnie nie czeka. -oblizałam wargi i zorientowałam się, że nie powinnam tego mówić. Nie chce słuchać kolejnego kazania.
-Daj spokój, znajdziesz jakiegoś gacha, zostaniesz panią prawnik i będziesz miała dzieciaka. Tylko musisz walczyć o siebie.
-Ja już nie dam rady...
-Gdzie się podziała ta Kate Porter, która lubiła imprezować, zawracała facetom w głowach i miała marzenia?
-Tej dziewczyny już nie ma Max.
-Więc gdzie się zgubiła? Wiesz, że możesz mi powiedzieć. Co się stało w Polsce?
-Nic, przyrzekam. -patrzył prosto w moje oczy, gdy uporczywie nad czymś myślał.
"Powinieneś ratować ją póki jest szansa! Tak właśnie można na ciebie liczyć ty cholerny egoisto! Nienawidzę cię!" usłyszeliśmy donośny, płaczliwy głos Devriesa dochodzący z korytarza.
-To nie chodzi o Polskę. Uciekłaś tam, ale to coś właśnie tam cię przytłoczyło. -zmarszczył brwi i właśnie wtedy przerwało nam wejście Devriesa.
-Cześć. -objął mnie na chwilę i usiadł na krzesełku. Przyglądałam mu się, ale on nie chciał nawet na mnie spojrzeć.
-Wszystko okay?
-To chyba ja powinienem o to pytać, ale wiem, że powiesz "tak".-burknął i rozwalił się na tym krzesełku.
-Rozmawiałeś z Charliem?
-To bez znaczenia.
-Co powiedział?
-Nic takiego.
-Chyba jednak coś ciekawego skoro jesteś zły.
-Co mógł powiedzieć Charlie, co? Ma nas w dupie i tyle. Jest pijany.-wzruszył ramionami jakby to go nie obchodziło, ale jego twarz mówiła zupełnie co innego.
Okay.
-Zadzwonię do niego. -chciałam sięgnąć po telefon, który leżał na półce obok, ale Max wziął go i wrzucił do szafki.
-Musisz się od niego odciąć Kate. -stwierdził Max całkiem poważnie. -Zaciągnął cię na dno, a teraz cię tam trzyma.
***
W szpitalu byłam cztery dni, przebadali mnie na wszelkie sposoby. Lekarz stwierdził, że jestem wybrykiem natury, ponieważ mimo, że mam fatalne wyniki to w sumie nic mi nie jest.
Czuję się całkiem nieźle dzięki kroplówkom, co jest plusem, ale od teraz będę musiała radzić sobie sama. Tego się boję. Chciałabym, żebym nie musiała jeść, a zarazem czuć się dobrze. To niemożliwe, wiem.
Definitywnie powiedziałam ojcu, że nie chce jechać do ośrodka, a on wrócił do Polski, no cóż musiał to musiał.
Często przychodził do mnie Max i Leondre, a Charlie nawet nie odpisywał na moje wiadomości. Mimo, że chłopcy twierdzą, że to nie ma sensu ja chce mieć z nim kontakt. Nie wiem po co, chce tylko żeby był moim przyjacielem.
Myślę, że mogło coś zajść między nim a Devriesem. Leondre był wczoraj jakiś nieswój, spytałam o co chodzi ten mnie zbył i wyszedł. Nawet pięciu minut u mnie nie był. Będzie chciał to sam powie.
Mama przyjechała po mnie około 17, prosto z pracy, wzięłam wypis i pojechałyśmy do domu.
-Wszystko okay? -spytałam, bo mama niespokojnie uderzała palcami o kierownicę.
-Tak, dlaczego?
-Zaraz wybuchniesz.
-Porozmawiamy o tym w domu. -burknęła.
-Mamo o co chodzi? -lekko uniosłam głos, gdy ktoś mówi, że porozmawiamy później, to na pewno nie jest nic dobrego.
-Kate, powiedziałam, że porozmawiamy w domu.
-Chodzi o Leondre?
-Kate...
-Mów teraz! -krzyknęłam, a ona chyba już wiedziała, że nie żartuje.
-Przed wczoraj, Leondre przyszedł jeszcze jak spałaś i odebrał twój telefon.
-Charlie dzwonił?-spytałam z nadzieją.
-Dzwoniła ta dziewczyna z wolontariatu.
-Przecież rozmawiałam z nią i mówiłam, że jestem w szpitalu i nie będę odwiedzać dziewczyn.
-Nie o to chodziło. Kate... Jasmine miała jechać na tą operację...
-Faktycznie, miałam zadzwonić, kurcze zapomniałam. -zaśmiałam się pod nosem, ostatnimi dniami żyłam tylko swoimi sprawami.
-Posłuchaj skarbie... -mama patrzyła na drogę, a ja spoważniałam.
-Jakto miała jechać?
-Była już na lotnisku, ale... Przykro mi Kate.
*tydzień później*
-Em...myślałam, że jak już zadzwonię to będzie mi łatwiej, ale najwyraźniej twoja sekretarka mnie krępuje. -odchrząknęłam tą wielką gule, która tkwiła w moim gardle.-Ciężko mi to przyznać, ale...nie radzę sobie Charlie. Wszędzie gdzie jestem, wszystko co robię się wali.-pociągnęłam nosem i wytarłam oczy.-Jestem już chyba skazana na takie życie, ale... W sumie to nie ma żadnego 'ale'. Po prostu....nie oczekuję dużo, wystarczy, że wyślesz jakąkolwiek wiadomość. To chyba tyle. Miłego dnia.-wcisnęłam czerwoną słuchawkę i odłożyłam telefon na półkę.
Kolejny samotny dzień w moim smutnym, ciemnym pokoju.
Nie chcę wyjść z pokoju, ale z drugiej strony nie chcę takiego życia. Będę siedzieć w tym zasranym pokoju i co dalej?
Ja już przegrałam swoje życie, oddałam je walkowerem, bo wiem, że już nie mam szansy na nic lepszego.
Ja Kate Porter poddaje się.
Mijały godziny, szesnasta, siedemnasta, osiemnasta, na zegarze widziałam każdą sekundę, wszystkie były takie same. Wszystkie poza jedną, ta jedna sekunda sprawiła, że chciałam krzyczeć i błagać o ponoć, sekunda w ciągu, której usłyszałam jego głos.
-Katie!
W ciągu tej sekundy również wstałam i wybiegłam na schody.
Stał tam, z poczochranymi włosami, pogiętą koszulą i wyglądał idealnie jak zawsze, zasłonięty przez moją mamę.
Uśmiechnęłam się pierwszy raz od dłuższego czasu i zbiegłam po schodkach by móc znów go przytulić.
Uniósł mnie, a ja mogłam cieszyć się chwilą, w której nie byłam mu obojętna. Wszystkie emocje puściły i razem z uśmiechem były też łzy, nie z jego powodu, byłam głupia za każdym razem gdy wmawiałam sobie, że go nie potrzebuję.
-Potrzebuje cię jak cholera. -szepnęłam wplątując palce w jego włosy. On tylko przyciągnął mnie mocniej do siebie, ale nic nie powiedział, szkoda, bo potrzebowałam tego.
Po dłuższej chwili postawił mnie na ziemi, ale nie przestałam go przytulać. W końcu udało mu się spojrzeć na moją twarz, a jego oczy były lekko załzawione. Obejrzał mnie od góry do dołu, potem znów przytulił.
-Pakuj się.-powiedział stanowczo.
-Jakto się pakuj? -mama odsunęła nas od siebie.
-Zabieram ją do siebie.-spojrzał na mnie, a potem na nią.
-Jak zabierasz? Co ty w ogóle sobie myślisz?! Przychodzisz tu i co sobie wyobrażasz?! Gdzie byłeś gdy cię potrzebowała co?! Pytam się!-zaczęła krzyczeć i chyba pierwszy raz w życiu widziałam ją taką wściekłą. Potrafiła się złościć, ale nigdy nie patrzyła na nikogo z taką nienawiścią w oczach. -Za każdym razem gdy zaczynała ci ufać niszczyłeś wszystko, a ona zostawała sama! Nie widzisz tego, że cierpi gdy jest z tobą!
-Może być gorzej niż jest teraz?-uniósł brwi, a mnie trochę to zabolało. -Może być tylko lepiej, niech pani w końcu zrozumie, że wszystko robię dla niej.
-Ciężko mi uwierzyć w coś czego nie widzę, Charlie.
-Mamo...-przerwałam to, bo już nawet wolałam jak kłóciła się z ojcem niż z Charliem. -Przestań proszę.
-Nie Kate. Przecież wiesz, że to zły pomysł. Nie możesz z nim jechać.
-Właściwie jestem już dorosła. -spuściłam głowę, bo nie chciałam widzieć jej wzroku. -Ja chyba pojadę z Charliem.-przyznałam cicho, a on od razu zaczął mnie prowadzić na górę.
Czułam się jak pieprzony zdrajca, ale tego właśnie chciałam, żeby ktoś przyszedł i mnie zabrał.
Charlie zdjął moją walizkę z półki w garderobie, a ja powoli zaczęłam pakować swoje ubrania.
Nie chciałam się kłócić z mamą, ale powinna pozwolić podejmować mi własne decyzje, nie jestem już dzieckiem.
Kocham ją najbardziej na świecie i chciałabym żeby wspierała mnie we wszystkim co robię. Na szczęście jest najlepsza na świecie i przyszła, może nie z uśmiechem na twarzy, ale nawet tego nie oczekiwałam.
-Tu masz leki, krem nawilżający, żel pod prysznic i szczoteczkę.-podała Charliemu, który stał na wejściu, czarną kosmetyczkę.-Pamiętaj żeby je brać.
-Dziękuję mamuś. -lekko się do niej uśmiechnęłam i już spokojna spakowałam resztę rzeczy.
Podczas gdy Charlie pakował moją walizkę do bagażnika, pożegnałam się z nią i powiedziałam, że to tylko na kilka dni i, że ją kocham.
W ciszy wyjechaliśmy z miasta i mogłam się zastanowić po co właściwie to wszystko. Ja chcę po prostu mieć go blisko, a on?
Może też jestem dla niego ważna? Tak na prawdę. Jak kiedyś chciałam.
Charlie złapał mnie za dłoń i uniósł ją do swoich ust.
-Wszystko będzie dobrze, obiecuję.-pocałował ją tak czule jak kiedyś moje usta.
Zanim dojechaliśmy do jego domu, wiedział już o wszystkim. To, że sobie nie radzę już wiedział, powiedziałam mu o Jasmine. To chyba był punkt kulminacyjny. Bardzo przeżyłam jej śmierć, mimo, że znałyśmy się krótko, uważałam ją za wspaniałego, silnego człowieka, który jak nikt inny nie miał prawa odejść. Miała szansę wyzdrowieć, ale było już za późno.
Wszędzie gdzie jestem wszystko się musi spieprzyć.
Jechaliśmy jakąś godzinę, ale tylko dlatego, że nigdzie nam się nie spieszyło, myślę, że jakby się uprzeć to wystarczy 40 minut.
W końcu dotarliśmy. Jego dom... Jego dom jest prawie taki sam jak mój, a przecież mieszka sam. Znaczy chyba.
-Mieszkasz sam? -spytałam wyglądając za szybę.
-Teraz z tobą. -wysiadł i od razu poszedł wyjąć moją walizkę.
Kate nie chcesz z nim mieszkać, nawet cię nie stać. Wysiadłam i owinęłam się swetrem, wiał mocny wiatr i zbierało się na burze.
Rozejrzałam się, okolica wyglądała na spokojną, dom był na górce, czym trochę przypominał mój, z tym, że u mnie był widok z ogrodu, a u niego z ulicy. Może to tylko jezdnia, ale zachmurzone niebo wyglądało epicko.
-Idziesz?-krzyknął Charlie, który stał już przy otwartych drzwiach.
-Dasz mi chwilę?
Wszedł do domu, więc usiadłam na krawężniku i wyjęłam z małej torebki paczkę papierosów.
Wiem, że to zabija, kobieta nie powinna palić itd, ale tyle razy próbowałam rzucić i nic z tego nie wyszło.
-Jak będziesz paliła to ci zęby pożółknął i będziesz miała centki. -blondyn usiadł obok mnie i szturchnął ramieniem.
-Lubisz się nabijać z mojego aparatu? -bardziej oznajmiłam i odwróciłam głowę w jego stronę. Jego oczy były tak niebieskie, że trudno było mi oderwać od nich wzrok, ale nie mogłam się tak gapić. To dziwne.
-Przestanę jak będziesz zmywać naczynia.
-Heh, o to ci chodziło. Potrzebujesz sprzątaczki.-zaciągnęłam się i zanim zdążyłam wypuścić dym z ust, Charlie wytrącił papierosa z mojej ręki.
-Nie radzimy sobie bez siebie, dlatego tu jesteś.-wstał, a ja spojrzałam na niego w górę.-Idziesz?
Szczerze? Mogłabym tu mieszkać całe życie. Kuchnia jest razem z jadalnia, a salon jest oddzielnie co dla mnie jest wielkim plusem.
-Podoba się?-wyjął telefon i usiadł na łóżku.
-Skąd ty masz tyle pieniędzy? To musi kosztować...dużo.
-Oho, teraz będziesz zajmowała się moimi rachunkami? Napisałem do twojej mamy, że już dojechaliśmy.-oznajmił ciągle patrząc w telefon.
-Mhm, przepraszam cię za dzisiaj. Trochę za mocno zareagowała.
-Nie ma sprawy, nic dziwnego, że się o ciebie martwi.
-Dobrze, więc...gdzie ja będę spała?
Dopiero teraz na mnie spojrzał i z jego miny wyczytałam, że... chyba nigdzie.
-Spać? Spać.-powiedział do siebie i wstał. Najpierw spojrzał na swoje łóżko, a potem na drzwi.-Mam pokoje? -zrobił minę jakbym mówiłam w innym języku.
-Ja man to wiedzieć? -zmarszczyłam brwi.
-Mam, oczywiście, że mam. -złapał mnie za ramię pociągnął do pokoju nie tego obok tylko jeszcze kolejnego. Otworzył drzwi i weszliśmy do środka.
Charliego pokój jest lepszy, ale broń boże nie narzekam, mam łóżko, komodę, szafkę nocną i to w sumie tyle.
-Jest trochę mały, ale...
-Nie jest okay.-uśmiechnęłam się.
-Zaraz przyniosę pościel i twoją walizkę i nie wiem... Pewnie powiesz, że nie jesteś głodna, ale dobrze by było gdybyś zjadła.
-Wszystko okay? -spytałam, bo był trochę nieswój, nadpobudliwy i miał czerwone policzki.
-Tak tylko... Zapomniałem. Całymi dniami pracuje i będziesz tu w sumie sama. -podrapał się po karku.
-Też o tym zapomniałam. Ciężko się przyzwyczaić do tego, że pracujesz. Pójdę zrobić coś do jedzenia.
Lodówka Charliego to śmietnik. Pizza z wczoraj, dwa pomarszczone pomidory, masło, zepsuty majonez, jakaś kanapka,kilka puszek coca coli i...nie, to tyle, nie licząc sosu czosnkowego.
-Gównożerca.-prychnęłam.
-Słyszałem.-wszedł blondyn i zajrzał zza mojego ramienia.-Zazwyczaj coś zamawiam. Chyba musimy jechać na zakupy.
-No przydałoby się.
I pojechaliśmy do sklepu który znajduję się pięć minut od jego domu. On pakował wszystko co słone i słodkie, a ja to co można zjeść jako normalny posiłek.
-Zapłacę.-stwierdziłam przy kasie i podałam pani swoją kartę.
-Heh,Kate ja zapłacę.-zaśmiał się nerwowo i podał swoją.
-Niech pani liczy z mojej. -uśmiechnęłam się, a gdy wsadziła ją do czytnika, Charlie ją schował.
-Obraziłeś się za to, że płaciłam? -popchnęłam go ramieniem, gdy pakowaliśmy reklamówki do bagażnika.
-Myślisz, że lubię wydawać pieniądze? -zatrzasnął drzwi i odstawił wózek, podczas gdy ja wsiadłam do samochodu. Po chwili usiadł za kierownicą.
-To o co ci chodzi?
-Jak to wyglądało gdy płaciła za mnie baba.-burknął i oparł się na kierownicy.
-Baba?
-Baba. Jesteś upartą babą.
-Dupek. -założyłam ramiona na klatkę piersiową, a on się zaśmiał.
***
Już od godziny leżałam w łóżku gapiąc się na wszystko dookoła. Gdy jest ciemno wszystko wygląda inaczej.
Nie mogłam zasnąć i wcale nie dlatego, że była burza, bo naprawdę miałam to gdzieś, mimo, że cholernie chcę zasnąć, nie mogę przez to wszystko co dzieje się w mojej głowie. Zawibrował mój telefon i miałam nadzieję, że to Rush albo Cameron i nie będę się nudziła, ale to był Charlie.
"Jeżeli się boisz to możesz przyjść do mnie. ;)"
"Nie boję się :)"
Minęła chwila, a wszedł do mojego pokoju i usiadł obok mnie.
-Dlaczego nie śpisz? -szepnęłam i podniosłam się na łokciach.
-Boję się. -nawet w ciemności widziałam jak uniósł kącik ust.-Musisz spać ze mną.
-Taki duży chłopiec, a boi się burzy?
-Tylko nikomu nie mów. Chodź do mnie. -pociągnął mnie za rękę, ale chciałam się troszkę podroczyć.
-Nigdzie nie idę. -odwróciłam się do niego plecami.
-Twoje łóżko jest mniejsze od mojego.
-Starcza mi, dzięki, że się martwisz.
-Okay, skoro tak uważasz. -podniósł kołdrę i położył się obok odrazu mnie obejmując.-Masz fajny tyłek, ale większy był fajniejszy. -nie wierzyłam w to, ale uszczypnął mnie w pośladki.
-Kurde, czy ty musisz mnie obmacywać? -zaczęłam go odpychać, gdy włożył dłoń pod moją bluzkę. Nie, że mi to przeszkadzało. Wstyd się przyznać przed samą sobą.
-Nie mogę się oprzeć. -zaśmiał się nadal próbując dotknąć mnie gdziekolwiek.
-Co się z tobą stało przez ten rok?-mimo, że próbowałam to nie mogłam powstrzymać od śmiechu.
-Tęskniłem za tobą. -powiedział to troszkę ciszej.
-Jak bardzo?
-Tak bardzo, że aż mi staną. -wybuchłam śmiechem, bo nie mogłam uwierzyć, że to naprawdę on.
-Wyjdź stąd zboku. -kopnęłam go.
-Przecież wiesz, że żartuje.-przytulił mnie do swojej klatki piersiowej, i sądząc po tym, że wypuścił całe powietrze z płuc, odprężył. -Małe łóżko wcale nie jest takie złe.
-Już się nie boisz?
-Zawsze będę się bał.-pocałował mnie we włosy.
Co to właściwie znaczyło?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Siemson!
Jak żyjecie?
U mnie jak zawsze dobrze xD
Ja to jednak mam życie...Nie no, muszę szukać pracy na wakację, a ciężko jest cokolwiek sensownego znaleźć.
AAAAAAAAAAAA jak rozdział? Płacze ktoś, że z Devriesem się nie udało? xd No i jak myślicie? Ile Kate i Charlie razem wytrzymają?
Okay, z racji tego, że ostatnio rozdziały pojawiały się jakoś rzadko, to spróbuję wstawić coś jutro :)
to chyba tyle..
nie, jeszcze polecam nową piosenkę Davida Guetty i Justina Biebera - 2U, słycham non stop.
ps:rozdział poprawiany zaraz po wstaniu, więc sry za błędy
miłego dnia!
-Kate xx
Siemson!
Jak żyjecie?
U mnie jak zawsze dobrze xD
Ja to jednak mam życie...Nie no, muszę szukać pracy na wakację, a ciężko jest cokolwiek sensownego znaleźć.
AAAAAAAAAAAA jak rozdział? Płacze ktoś, że z Devriesem się nie udało? xd No i jak myślicie? Ile Kate i Charlie razem wytrzymają?
Okay, z racji tego, że ostatnio rozdziały pojawiały się jakoś rzadko, to spróbuję wstawić coś jutro :)
to chyba tyle..
nie, jeszcze polecam nową piosenkę Davida Guetty i Justina Biebera - 2U, słycham non stop.
ps:rozdział poprawiany zaraz po wstaniu, więc sry za błędy
miłego dnia!
-Kate xx
AAA.. XD jutro kolejny rozdzialik
OdpowiedzUsuńCudaśnie po prostu <3
Za Devriesem nie płaczę, gdyż jak pisałam w poprzednim kom. czekam na twoje autorskie pomysły xp
Co do 2U..
Też uzależniłam się od tej piosenki xp nawet moja siostra zaczęła się o mnie martwić, że bibsa słucham..
No to dzisiaj tak krótko xp
A tobie życzę weny i udanego tygodnia <3
~KAmisia
SUPER ROZDZIAŁ
OdpowiedzUsuńale Leo... Że to narkotyki... W życiu się nie spodziewałam. Myślałam że to tak na serio 😂
Wreszcie się doczekałam jakiejś scenki z Charliem. ❤ prooosze niech oni będą razem!
Biedna Jasmine...czemu? 😭 mogłaby wyzdrowieć a ty ją uśmierciłaś.
Charlie jak zwykle zboczony
Życzę weny 😂
Ola❤
Nie ma mnie w domu, ale wiedz, że rozdział wow, napisze może komentarz w czwartek ❤❤
OdpowiedzUsuń~ Edi
#TeamDevries :(
OdpowiedzUsuń~Kekuś (#TeamDevries)
Ja chyba nic nie muszę pisać na temat rozdziału . Jest Charlie jest zabawa !
OdpowiedzUsuńPozdrawiam�� Życze jeszcze abyś znalazła pracę dla osoby z twoim wykształceniem :)