czwartek, 24 sierpnia 2017

23.

"dwa tygodnie później*
*CHARLIE*
Rzuciłem pracę, była gówniana. Codziennie wstawałem o szóstej, robiłem nieswoją muzykę, wracałem do domu i tak ciągle. To nie dla mnie. Ja muszę robić to co lubię, a przy okazji zarabiać pieniądze. A więc mamy już w zarezerwowanych kilka koncertów, co mnie ucieszyło bilety rozeszły się jak świeże bułeczki.
Fajnie znów mieć próby z Leo.
Alex została zaproszona przez Kate na imprezę, a ja się wpraszam. Z tego co słyszę to Kate znów zaczęła nocne życie, wiem jak to wygląda i dlatego tam idę. Impreza jest na plaży, ale z tego co wiem dziewczyny robią beforek u Kate.
Gdy dojechałem ich jeszcze nie było, ale było kilku moich znajomych ze szkoły, więc miałem co robić. Trochę się pokręciłem, wypiłem piwo, nawet rozmawiałem z jedną dziewczyną, ale była pijana i zbyt nachalna. Heh jakby Kate taka nigdy nie była.
Wracając z samochodu skąd wziąłem piwo usłyszałem jak ktoś mówi "Dawno jej nie widziałem. Słyszałem, że zaczęła ćpać."-odwróciłem się do chłopaka, który to powiedział. Pierwszy raz widzę go na oczy, a on gdy mnie zobaczył uciekł wzrokiem. Rozejrzałem się po tłumie i zobaczyłem moje dziewczyny. 


Wyglądały nawet bardzo dobrze, chodź nie lubię, gdy zajęte dziewczyny ubierają się tak, by inni mogli nacieszyć nimi oko. Pomachałem ręką i uśmiechnąłem się, niestety szepnęła coś do blondynki i odeszła.
-Cześć Charlie! -Alex rzuciła się na mnie przytulając.
-Cześć. -zaśmiałem się. -Wszystko okay? -odsunąłem się i spojrzałem w jej zapijaczone oczy.
-Jak najbardziej!
-I jak? Rozmawiałaś z nią?
Kate zawsze miała problemy ze znalezieniem przyjaciółki, mówiła, że wszystkie dziewczyny są fałszywe i woli towarzystwo facetów, średnio mi się to podobało, ale nie mogłem jej przecież zabronić. Moim zdaniem przesadza, z Alex dogaduje się bardzo dobrze, a przecież jest dziewczyną. Ona po prostu lubi towarzystwo facetów.
Jako, że jedną z niewielu dziewczyn, z którą Kate rozmawia jest Alex to poprosiłem ją o pomoc, nic wielkiego po prostu wypytała o mnie.
-Właściwie to nic.
-Jakto nic?
-Normalnie, próbowałam jakoś dopytać o ciebie, ale ona wie, że wszystko tobie powiem. Przecież nie jest głupia.
-No dobra, dzięki Alex. A jak ona w ogóle się czuje?
-Wiesz, jak organizowała ten koncert charytatywny to była ciągle czymś zajęta, teraz wydaje mi się, że cały czas siedzi w domu. Nie wiem, dużo się uczy... A i mówiła, że przytyła kilogram, niby to niedużo, ale je faktycznie więcej.
-Jak więcej? -zdziwiłem się.
-Tak mi się wydaje, zjadła trochę obiadu potem przed wyjściem...
-Cholera, to wspaniale. -uśmiechnąłem się aż mnie policzki zabolały. Ostatnio myślałem tylko o jej zdrowiu, wiedziałem, że nie pomogę, bo sama musi dać sobie z tym radę.
-Niby tak, ale to dziwne, mówiła, że z jednej strony boi się przytyć, ale chce.
-Kto to? -spytałem przyglądając się Kate, która rozmawiała z jakąś grupką.
-Skąd mam wiedzieć? Ty ją stalkujesz.
-Zakryj się. -poprawiłem jej bluzkę i poszedłem do Kate. Za dobrze się bawi.
-Cześć. -objąłem ją od tyłu i spojrzałem na czterech chłopaków. Wyglądali na 17 lat, więc byłem spokojniejszy.
Dziewczyna odwróciła głowę i uśmiechnęła się niezręcznie.
-W takim razie dopóki jeszcze tu jestem to możemy się spotkać. -uśmiechnęła się do nich.
-Jasne, zgadamy się.
-Miłej zabawy. -odepchnęła mnie kawałek do tyłu i stanęła naprzeciwko. -Jak długo jeszcze będziesz mnie kontrolował?! -wściekła kopnęła piasek w moją stronę.
-Czy ja cię kontroluję?-uśmiechnąłem się, co zdenerwowało ją jeszcze bardziej.-Chciałem się tylko przywitać. Chyba nie będziemy udawać, że się nie znamy. -podszedłem najbliżej jak się dało, a koniuszkiem palca przejechałem po jej dłoni.
-A więc nie kazałeś Alex dopytywać się o ciebie?-uniosła brwi.
-Chyba zwariowałaś. Mam gdzieś co o mnie myślisz. -szybko przejechałem wzrokiem po jej sylwetce.-Pieprzona księżniczka. Nie wszystko kręci się wokół ciebie. Proszę bardzo, najeb się jak świnia i utop.-odwróciłem się i odszedłem. Denerwuje mnie tym, że ostatnio zachowuje jakby była niewiadomo kim. Myśli, że będę latał za nią, niedoczekanie jej.
-Macie coś jeszcze do picia? -dosiadłem się do znajomych.
-Trzymaj. -Kyle podał mi piwo z lodówki samochodowej. -Coś ciekawego?
-Mam wyjebane. -wzruszyłem ramionami. -Niech się utopi w morzu. -najpierw spojrzałem na wodę, która zauważalnie się wzburzyła, a potem na Kate siedzącą z Alex na pomoście.
-Heh, ta ruda jeszcze się gdzieś tu kręci.
Skorzystałem i zaprosiłem tą dziewczynę do naszego towarzystwa. Ronnie. Okazała się duszą towarzystwa, ale nadal była wulgarna. Myślę, że gdybym przedstawił ją mamie to by się załamała. Wypiłem dość sporo i nawet nie zamierzałem kończyć, bo rudawa zaczęła podobać mi się coraz bardziej.
Poczułem jak ktoś ciąga mnie za bluzę, więc niezadowolony oderwałem się od dziewczyny.
-Ja przepraszam. Nie wiedziałam, że ona to zrobić. -zapłakana Alex nadal ciągała mnie za rękaw bluzy, zamrugałem kilka razy żeby się upewnić czy dobrze widzę. -Myślałam, że żartuje, mówiłam, że to zły pomysł. -co chwilę się jąkała i łkała. -Ale zaczęła się rozbierać i wskoczyła. Pomóż mi...-zaśmiałem się tylko, bo w mojej upitej głowie wyglądało to zabawnie. -Charlie ogarnij się! Kate się utopiła!-tym razem uderzyła mnie w głowę, a ja momentalnie wytrzeźwiałem. Mimo jej niespójnych słów zrozumiałem, że stało się coś złego, więc zepchnąłem dziewczynę z moich kolan i zacząłem biec na pomost. Już w drodze ściągnąłem bluzę i rzuciłem za siebie, a gdy byłem gotowy wskoczyć zobaczyłem chude rączki, które oparły się na deskach.
Złapałem ją za ramiona i podciągnąłem na pomost. Pierwszym odruchem było spojrzenie na jej brzuch, na którym była tylko stara blizna, więc przytuliłem jej trzęsące ciało do siebie.
-Alex, przynieś moją bluzę. -rozkazałem dziewczynie, która przybiegła za mną. -Jesteś kurwa pojebana. Powinni zamknąć cię w piwnicy, żebyś dożyła chociaż trzydziestki. Czy ty chociaż kurwa raz nie możesz wyjść i wrócić do domu nie robiąc problemów?-za te słowa zostałem porządnie odepchnięty, zdziwiłem się, bo ledwo utrzymałem równowagę.
-Tak mówić to możesz se do tej rudej szmaty, ale nie do mnie! Kurwa nie do mnie! -zdzierała gardło stojąc taka chuda, cała przemoczona, w samej bieliźnie i gdyby nie to, że jej oczy wyglądały tak żałośnie to bym się zaśmiał. Wyglądało na to, że moje słowa naprawę ją ruszyły.
Próbowałem coś powiedzieć, ale nie wiem dlaczego ruszałem tylko szczęką nie mogąc wydusić słowa.
-Mam bluzę. -powiedziała zdyszana Alex i podała ją Kate.
-Nie dotknę jej. -brunetka pokazała palcem i ruszyła wzdłuż pomostu.
-O co jej chodzi? -wzruszyłem ramionami i poszedłem za nią. Kim bym był gdybym pozwolił wszystkim patrzyć się na jej ciało. Podbiegłem i zarzuciłem ubranie na jej ramiona.
-Wypierdalaj z tym! -rzuciła ją na piasek.
-Przeziębisz się!
-Wolę zamarznąć!
-Załóż to. -podszedł Kyle i bez problemu założył na nią swoją bluzę. Wszyscy się na nas patrzyli, więc zaczął prowadzić Kate w stronę mojego auta. Po drodze szeptał coś do niej, pewnie żeby uspokoić.
Nie mam pojęcia o co jej chodzi, chciałem tylko pomóc.
-Wszystko okay? -Alex dorównała mi kroku.
-Nie wiem o co chodzi. -objąłem ją ramieniem. Śmieszne, bo w ciągu tych kilku minut alkohol dosłownie ze mnie wyparował. Tak mi się przynajmniej wydawało.
-Nie krzycz na nią. -poprosiła przy tym przesuwając mnie wzrokiem.
-Przecież ja...
-Po prostu na nią nie krzycz.
Przecież nie krzyczałem bez powodu, martwię się, bo po alkoholu staje się nieodpowiedzialna. Z drugiej strony...ona nienawidzi krzyku, strasznie się wtedy denerwuje, a przecież ma problemy ze zdrowiem.
Kyle i Kate odeszli kawałek od nas, widziałem jak próbował ją uspokoić podczas, gdy ona ciągle machała rękoma tłumacząc mu coś.
-Hej! -odwróciłem się do rudowłosej, która szła w moją stronę.
-Cześć. -uśmiechnąłem się, a ona objęła mnie w pasie i stanęła na palcach żeby pocałować.
Gdybym wiedział co się stanie nigdy nie pozwoliłbym jej zbliżyć się do mnie.
W pewnym momencie poczułem delikatne uderzenie w twarz, a dziewczyna już nie stała naprzeciwko mnie. Minęła chwila zanim zorientowałem się o co chodzi. Było ciemno, wszyscy krzyczeli, Kyle próbował odciągnąć Kate, która w dłoni trzymała rude włosy. Z doświadczenia wiem, że niełatwo było ją powstrzymać. Ogarnąłem się i szybko złapałem brunetkę w pasie, zdążyła jeszcze pchnąć głowę dziewczyny przez co upadła.
-Puszczaj mnie! Wydrapie oczy tej suce!-szarpała się niemiłosiernie, a ja wycofałem się. Zdążyła jeszcze podbiec Ronnie, ale zakryłem Kate i oberwałem w brzuch, musiałem trzymać je dwie naraz, aż wkroczyła Alex krzycząc, że nie ma prawa podnosić ręki na Kate. Przysięgam bijące się dziewczyny to najgorsze co może być. W końcu Kate mi się wyrwała i zaczęła się walka MMA ze mną i Kylem w środku. Wszystko działo się tak szybko, że nie dało się nijak zareagować, jedyne co to, co jakiś czas oberwałem w jakąś część ciała. Były małe przerwy, wtedy gdy udało nam się złapać dwie z nich, ale gdy się wyrwały znów się zaczynało. Wyzywały się na wszystkie litery alfabetu, aż dotarło zbawienie. Kyle złapał Alex, ja stałem między dwiema pozostałymi, które były jak czołgi- nie do zatrzymania, aż w końcu wparował pewien blondyn i złapał za ramiona rudowłosą.
-Spróbuj ją dotknąć jeszcze raz, a zapomnę, że jesteś dziewczyną.-Alex pokręcił głową dając jej ostrzeżenie. Mogłem się jej przyjrzeć. Nie miała żadnych ran, porwaną bluzkę, rozczochrane włosy i czerwoną twarz. Więc Kate zadzwoniła po Alexa. Dziwne, myślałem, że ostatnio nie mieli kontaktu, heh, ale co ja mogłem wiedzieć skoro nawet nie rozmawiamy.
Alex odesłał ją, a nas wszystkich posadził w samochodzie, jeszcze chwilę porozmawiał z Kate, która była tak wściekła, że jej krzyki było słuchać w aucie. Nie bardzo rozumiałem co się stało, całowałem się z rudą, a Kate nagle zaczęła ją bić.
-Chodzi o to, że jest zazdrosna? -spytałem, ale nikt nie raczył mi odpowiedzieć. W końcu przyszli i oboje usiedli na przodzie.
Było dość niezręcznie, gdy jechaliśmy w takiej ciszy i tylko Alex mruczał coś do siebie pod nosem.
***
*KATE*
Następnego dnia czułam się fatalnie. Wcale nie przez alkohol, pobiłam kogoś. Jestem wściekła na mój wybuchowy charakter, i to dosłownie. Nawet nie próbuje się usprawiedliwić, to było zachowanie impulsywne, zobaczyłam jak się całują i wybuchłam. Ciężko pogodzić się z tym, że ktoś kogo kochałeś zastępuje cię pierwszą lepszą laską z imprezy. Jak to w ogóle musiało wyglądać? Byłam jedynie w bieliźnie, na dodatek mokrej, i bluzie Kylea, zapewne wyglądałam jak osoba niezrównoważona, którą chyba rzeczywiście jestem.
Razem z Alex, spałyśmy u Alexa, zabawnie to brzmi, i pół nocy płakałam w ich ramiona. Mam tylko nadzieję, że Charlie się o tym nie dowie. Potrzebuje więcej czasu niż myślałam na to by zapomnieć o Charliem, a przecież minęło już tyle czasu.
Do domu wróciłam od razu po kawie, którą wypiłam z Jeną. Mamy znów nie było, z jednej strony dobrze, bo by mnie chyba zabiła, a z drugiej chociaż wygadałabym się komuś. Wzięłam prysznic i stwierdziłam, że nie wyszłam jakoś źle, mam zadrapanie na szyi i kilka siniaków na rękach i nogach. Gdy oberwałam od Cece za Charliego było gorzej. Wysuszyłam włosy, zrobiłam makijaż i się ubrałam. 

Przyda mi się spacer. Nie potrafię tak chodzić bez celu, więc poszłam na kawę.
-Małą czarną. -poprosiłam kelnerką i zdjęłam okulary przeciwsłoneczne. Kojarzyłam tą dziewczynę jeszcze ze szkoły, tylko kiedyś miała rude, a nie siwe włosy. Podobały mi się takie fale do ramion. Ciekawe czy mi by pasował taki kolor.
-Może proszę? -uniosła brwi.
-Sorry. Poproszę małą czarną. -powiedziałam obojętnie. -Podobają mi się twoje włosy.
No, podrywam kelnerkę.
Dziewczyna prychnęła i odeszła. Jej koszula odkrywała połowę pleców i zobaczyłam na nich tatuaż łapacza snów.
Poczułam wibracje w tylnej kieszeni, wyjęłam telefon i położyłam go na stoliku.
To tylko Rush.
-Mała czarna jak twoja dusza.-dziewczyna postawiła przede mną filiżankę.
-Dzięki.
Mieszałam ją, mieszałam i...odechciało mi się.
-Halo?! -wkurwiona odebrałam chyba za piątym razem, ten pieprzony telefon.
-Wooo widzę, że dzwonie w idealnym momencie. Gdzie jesteś?
-Nie powiem. Czego chcesz?
-Wyluzuj... -zaśmiał się. -Znowu coś odjebałaś. Widziałem na grupie.
Na Facebook jest specjalna grupa na której piszą o wszystkich imprezach, gdzie, co, kiedy, a potem co się działo.
-Nic nie mów. Nie chce o tym rozmawiać.
-Jesteś cała?
-Taak, to tylko kilka siniaków.
-Ta, to co? Przyjdę do ciebie. -powiedział to głosem "przyjdę, wygadasz się, a potem wypijemy". W sumie dawno nie spędzaliśmy razem czasu.
-Przyjedziesz po mnie do kawiarni? "Holmes".
-Okay niedługo będę.
Rozłączyłam się i poszłam do baru, gdzie usiadłam naprzeciwko kelnerki.
W całym pomieszczeniu byłam tylko ja, ona i pan z laptopem siedzący przy oknie.
-Przepraszam. -zwróciłam na siebie jej uwagę. -Macie coś mocniejszego? -przymrużyłam oko.
-Jest 12.-uświadomiła mnie, a ja wzruszyłam ramionami. Dziewczyna rozejrzała się dookoła i wyjęła spod lady dwa kieliszki. Napełniła je, a potem razem się napiłyśmy.
-Gorszy dzień? -spytałam podparta głową na ręku.
-Moja szefowa to suka. Chociaż alkohol jej potajemnie wypije. Rachel.-wystawiła dłoń.
-Wiem, uczyłyśmy się w tej samej szkole. Kate. -uścisnęłam jej dłoń.
-Myślałam, że mnie nie pamiętasz.
-Zawsze siedziałaś przy pierwszym stoliku.
-Woow, myślałam, że takich dziewczyn jak ja nikt nie pamięta.
-Nakładałaś kabaretki do mundurku. Każdy cię pamięta.-zaśmiałyśmy się. -Pamiętam wszystkich. -spojrzałam na pusty kieliszek.
-Dolać?
-Nie. Nie jestem menelem.
-Okay, ale ja się napije. -rozejrzała się i szybko wypiła kolejny kieliszek. -To po wypadku? -patrzyła na moje czoło. Po wypadku nie licząc wielkiej blizny na nodze, mam kilka niedużych na twarzy.
Kiwnęłam tylko głową.
-Powiesz mi jak to jest. -przecierała blat i wydawała się już sympatyczniejsza. Chociaż... Wydawało mi się, że jestem dla niej jakimś dziwnym fenomenem. -Każdy cię lubi, uważają cię za zajebistą osobę... Czujesz się z tym lepsza od innych? Nie obraź się. To zwykłe pytanie.
-Naprawdę to wygląda jakbym była zajebista? -zaśmiałam się. -Fajnie. Szkoda, że tak nie jest. -spuściłam głowę, ale nadal się śmiałam.
Gdyby tylko wiedziała o moich problemach.
-Cześć. -usłyszałam zza pleców, więc odwróciłam się. Stał tam Rush, patrzył na dziewczynę, z którą rozmawiałam, z kolei ona powiedziała szybkie "hej" i poraz kolejny wyczyściła blat.
-Siemka. -uderzyłam go w ramię.
-Pijesz od samego rana? -skrzywił się pewnie czując mój oddech.
-Jednego szota. Przysięgam.
Obserwowałam ich przez kilka sekund, gdy jedno z nich patrzyło, drugie odwracało wzrok. To było dość urocze.
-Rachel, o której kończysz?
-Co kończę? -odpowiedziała szybko. Albo tak zapatrzyła się na Rusha, albo udawała głupią.
-No pracę, a co. -zaśmiałam się.
-14...14.15?
-Świetnie. To przyjedziemy po ciebie i może jakoś lepiej się poznamy. -szeroko się uśmiechnęłam. -Nie uznaję żadnej odmowy.
***
-Co to było? -zaśmiałam się i popchnęłam Rusha ramieniem.
-Co? To ty bijesz laski na imprezach. -oddał mi i otworzył drzwi od samochodu. Szybko do niego wsiadłam, żeby kontynuować rozmowę.
-Od kiedy ty taki wstydliwy? Skąd ją znasz?-już zapomniałam o tym co stało się wczoraj i nie mogłam przestać się z niego śmiać. Zawsze był pewny siebie, wielki alvaro, który może mieć każdą. A tu proszę bardzo.
-Rachel? Nie wiem w sumie. Skądś tam. -przekręcił kluczyk i udawał obojętnego, a jednak ten palec niespokojnie uderzał o kierownicę.
-Jak mnie nie było?
-Nieee... Był jakiś tam epizod... Kiedyś tam.
-Kiedy?
-Zapnij pasy Mała. -zrobiłam to o co prosił. -W piątej klasie chyba.
-Boże. Przeleciałeś ją w piątej klasie? -wybuchłam śmiechem, widziałam, że nawet on ledwo się powstrzymywał.
-Jesteś pojebana. Rachel to pierwsza dziewczyna, z którą się całowałem. -uniósł kącik ust. -Sentyment. -na chwilę na mnie spojrzał.
-Mhmm, ładna co?
-Fakt. Jest jeszcze ładniejsza. Ale nie o tym. Co ci ta laska zrobiła?
Właśnie. Co ona mi zrobiła?
-Dobre pytanie. Nie wiem. Była niemiła. -zacisnęłam wargi.
-Ahamm. A to, że całowała się z Charliem nic do tego nie miało?
-Coooooo?-spytałam wysokim głosem. -Oni się całowali? Nie widziałam tego.
-Czyżby?
-No dobra, włożyła jęzor w jego gardło. To było ohydne i poprosiłam żeby tego nie robili, ale nie pomogło, więc...
-Jesteś głupsza niż ustawa przewiduje. Przecież możesz mi powiedzieć, że byłaś zazdrosna, zrozumiem.
-Okay. Może trochę byłam...
-Żartowałem. Nie zrozumiem. Zostaw go w cholerę i znajdź se innego gacha.
-O wilku mowa. Dzwoni. -spojrzałam na telefon. I co ja mu powiem?
Chciałam to przeczekać, żeby nie było, że się rozłączam, ale ten idiota nagle zabrał mi telefon.
-Siema. -widząc jego uśmiech, wiedziałam, że zaraz coś palnie więc próbowałam się z nim szarpać. -Kate nie może rozmawiać, bo aktualnie ma zajęte usta.
Myślałam, że się rozpłaczę, a nie mogłam nic zrobić, bo mam mózg i mogłabym spowodować wypadek szarpiąc się z nim.
Gdy już się rozłączył mógł ten telefon zjeść i od razu przy tym udławić.
-Nienawidzę cię. -zabrałam telefon i dodzwoniłam do Charliego.
Odebrał od razu.
-Już możesz rozmawiać? -spytał na "cześć", na szczęście nie był zły.
-Rush sobie żarty robi.
-Okay. Mhm. Co robisz?
-Em... Jadę z Rushem do niego.
Był jakiś dziwny, jakby wszystko mu było obojętne.
-Wszystko okay? Po wczoraj.
-Tak i... Przepraszam za tą sytuację. Chyba za dużo wypiłam.
-Nie musisz się tłumaczyć, chciałem tylko spytać czy nic ci się nie stało.
-A no to... Pa? -spojrzałam na Rusha, który już zatrzymał się na podjeździe i przysłuchiwał mojej rozmowie.
-Kate?
-Tak?
-Kyle robi jutro imprezę, miał cię sam zaprosić, ale skoro już dzwonie to... Kyle robi imprezę. -podsumował.
-Okay...okay. Może wpadnę na chwilę.
-No. -powiedział po chwili. -To do zobaczenia.
-Tak. -rozłączyłam się i zmarszczyłam brwi.
-Wow, zaprosił cię na imprezę.
-Myślisz, że wtedy się zemści?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Siemson!
Jak się podoba rozdział?
Nie wiem, czy tak mało osób czyta, czy jak, ale jest mi bardzo smutno, że jest mało komentarzy ;/
Miłego dnia (;
-Kate xx

wtorek, 22 sierpnia 2017

22.

Pobudka była fatalna, czułam się źle i to nie był zwykły kac, ja ledwo się ruszałam, czułam się jakby to nie było moje ciało plus to, że obok leżał Charlie. Nic nie pamiętam. Co się ze mną dzieję? Upijam się i ląduje z nim w łóżku, a potem budzę z pustką w głowie. Nawet nie wiem czy się pogodziliśmy!
-Już się obudziłaś? -usłyszałam jego zachrypnięty głos.
Nadal byłam zła, więc postanowiłam się nie odzywać.
-Żadnego dziękuję? Albo przepraszam? -podsunął się do mnie i objął ramieniem, a ja usiadłam. Nie chcę żeby mnie dotykał, potym jak pewnie cały tydzień zabawiał się z Sam.
-Nic nie pamiętam, więc przepraszam za wszystko co wczoraj powiedziałam albo zrobiłam.
-Miałem na myśli to, że traktowałaś mnie jak śmiecia. -uniósł brwi jakby to było oczywiste.
-Ja traktowałam cię jak śmiecia? -przyłożyłam palec do klatki piersiowej. -Umawiałeś się z Samantą mimo, że wyraźnie powiedziałam, że nie życzę sobie tego!
-Próbowałem ratować nasz związek do cholery!-w sekundzie podniósł się wściekły i wyrzucił poduszkę na środek pokoju. -A ty całowałaś się z moim przyjacielem, po wszystkim powiedziałaś, że jestem zakochanym idiotą! Ciągle mówisz, że wszystko to moja wina, ale nie widzisz swoich błędów! Naucz się w końcu okazywać uczucia! Albo przynajmniej mniej szacunek dla zakochanych idiotów. -ostatnie zdanie powiedział ciszej. Widać było, że naprawdę go zraniłam, ale już się z tego tak nie cieszyłam. Po sobie wiem, że nie można bawić się uczuciami innych. Charlie zebrał swoje ubrania i wyszedł z pokoju.
Nie mogłam tego tak zostawić, chcę znać prawdę, proszę bardzo. Mimo braku sił pobiegłam za nim i nie pozwoliłam mu wejść do łazienki.
-Jesteś tępym, egoistycznym zapatrzonym w siebie idiotą, który mnie wykorzystał! -popchnęłam go, a potem zaczęłam krzyczeć. Mam dość tłumienia wszystkiego w sobie, podczas, gdy emocje rozrywają mnie od środka. Mimowolnie zaczęłam płakać, ciężko jest walczyć z rozumem.-Od samego początku wiedziałam, że do siebie nie pasujemy, ale byłeś taki miły, przytulałeś, troszczyłeś się o mnie...Wszystko lubili we mnie imprezową dziewczynę, ale ty byłeś inny. Lubiłeś mnie, gdy byłam normalną, spokojną dziewczyną. Kochałam cię najbardziej na świecie i zrobiłabym dla ciebie wszystko. Byłeś dla mnie najważniejszy.
-Kate... Leci ci krew. -chciał mnie dotknąć, ale przytrzymałam jego dłoń.
-Zdradzałeś mnie, oszukiwałeś...-trudno było mi patrzeć w jego oczy, w końcu wiedział co czuję i chyba nawet sam to poczuł. -Dlaczego mi to zrobiłeś?!Za pierwszym razem widziałeś jak mnie to bolało, a mimo wszystko zrobiłeś to kolejny raz.- zaczęłam uderzać do pięściami w klatkę piersiową powtarzając słowo "Dlaczego". Na to pytanie chciałam znać odpowiedź, ale wiedziałam, że jej nie otrzymam. Poczułam na ustach metaliczny posmak i zabrakło mi sił. Zapłakana oparłam czoło na jego klatce piersiowej. -Ja tylko chciałam kochać i być kochaną.-szepnęłam.
Nie wiem czego chciałam, do niedawna nawet nie wiedziałam co czuję.- Wiem, że powinnam cię nienawidzić za wszystko co mi zrobiłeś, ale nie potrafię przestać cię kochać.
-Sh... -dotknął dłonią moich pleców, a ja go odepchnęłam.
-Nie dotykaj mnie, nienawidzę cię!
-Ja ciebie też. -szepnął i zabrał mnie zapłakaną do łazienki, żebym umyła twarz. Byłam cała roztrzęsiona i nie mogłam się uspokoić. W końcu powiedziałam co do niego czuję, a nie było to łatwe, i wydaje mi się, że on czuję to samo. Dwie osoby, których miłość jest zagłuszona przez nienawiść. To nie ma prawa się udać.
Wydaję mi się, że od pierwszego razu, gdy całował się z Naomi ta nienawiść siedziała gdzieś we mnie i rosła aż do teraz, wydaje mi się, że już bardziej nie mogę go nienawidzić.
-Psycholog stwierdził, że wszystkie moje problemy zaczęły się po naszych kłótniach. Gratuluję, udało ci się udowodnić, że bez ciebie jestem nikim. -spojrzałam na niego w lustrze, miał moją krew na klatce piersiowej.
-Wiem, że jest w tym trochę mojej winy, ale szukałem cię Kate. Nie moja wina, że nie chciałaś pomocy.
-Nic już od ciebie nie chcę. Teraz już wiesz co czuję, możesz się ubrać, wyjść i o mnie zapomnieć. -wycedziłam przez zęby. Był niemniej wściekły ode mnie.
-Myślisz, że nie próbowałem? -przymrużył lewe oko. -Przez cały rok nie mogłem normalnie funkcjonować, marzyłem, żeby chociaż na chwilę przestać myśleć o tym jak bardzo byłem z tobą szczęśliwy!
-Kłamiesz. -pokręciłam głową. -Nie wystarczałam ci.
-Nie wierzyłem w to, że na ciebie zasługuję. -szepnął i zaczął się ubierać.
***
-Potem powiedział coś w tylu"nie zasługuję na ciebie."-przedrzeźniłam głos Charliego. -To ma być wytłumaczenie na jego zdrady.
Co robię, gdy mam problem i potrzebuję przytulenia? Biegnę do Devriesa. Zaraz po tym jak Charlie wyszedł pobiegłam do jego domu i oczywiście go obudziłam.
-Nie zauważyłaś tego, że on zawsze czuł się gorzej w tym związku? -przetarł twarz, nadal leżąc z zamkniętymi oczami.
-Dlaczego gorzej? Zawsze go wspierałam byłam na każde jego zawołanie.
-No dobra, ale przecież ciągle kręcą się wokół ciebie jacyś faceci. Mogłaś spotykać się co tydzień z innym, bał się, że znajdziesz innego.
-Ja? To on miał fanki, które go uwielbiają. Nie mów, że zdradzał mnie, bo był zazdrosny.
-Nie wiem Kate. Jezu... Może chciał się dowartościować. Co za różnica i tak nie będziecie już razem.
-Nieważne. Mam jeszcze dużo pracy, załatwiliście to o co was prosiłam? -zmieniłam temat. Nie ma sensu wplątywać go w sprawy między mną, a Charliem.
-Wczoraj. O dziwo wszyscy byli zachwyceni pomysłem.
-Dobrze. Potrzebuję numerów do ich menedżerów.


*trzy tygodnie później*

Prawie codziennie miałam jakieś spotkania, jak nie rada, to spotkanie wolontariatu, musiałam załatwić zespoły i wokalistów co było zaskakująco proste dzięki pomocy Charliego i Leo; Rush i Cameron załatwili ochotników na ochroniarzy, wolontariusze pomogli mi z ogarnięciem wszystkiego, a hrabstwo pomogło finansowo ze sceną i sprzętem.
Po nieprzespanym miesiącu w końcu przyszedł ten dzień. Wstałam o szóstej i gdy tylko się ogarnęłam mama zawiozła mnie na miejsce koncertu.


Stanęłam na pustej łące i wyobrażałam sobie wszystko. Całe miasto tonęło w ulotkach, miały być butki z jedzeniem, nawet wesołe miasteczko, z którym wynegocjowałam 8% zysku na cel, teraz już, festynu.
-Nie sądziłam, że to się naprawdę uda. -powiedziałam do mamy, która stała obok mnie. -Co jeżeli nikt nie przyjdzie? To będzie żałosne.
-Daj spokój, ja przyjdę. -uderzyła mnie w ramię i zaśmiałyśmy się. -Mamy jeszcze trochę czasu, chodź napijemy się kawy.
Przed dziewiątą przyszli wszyscy zaangażowani w organizację, było nas masa. Z racji tego, że nie stać nas było na uniformy to ustaliliśmy, ze ubieramy się na czarno, a ja całą noc przygotowywałam plakietki z nazwiskami.
-Rozdasz je? Sprzęt przyjechał.-podałam pudełko z plakietkami Emilie, szefowej wolontariatu, gdy zobaczyłam białe ciężarówki.
-Jasne. Potrzebujesz kogoś?
-Kogoś do pomocy. -rozejrzałam się. -Piętnastu pierwszych chłopaków z plakietkami do pomocy! Proszę! -krzyknęłam i pobiegłam w stronę ciężarówek.
-Dzień dobry, Kate Porter. -podałam rękę mężczyźnie, który szedł w moją stronę. Przedstawianie się imieniem i nazwiskiem weszło mi w nawyk.
-Andrew Hayle. A więc ty jesteś tą wspaniałotwórczynią? -rozejrzał się i zaśmiał. Wiadomości lokalne były zawalone informacjami o tym, że jakaś tam gówniara się nudzi i robi szopkę. Tym co się śmiali teraz pewnie głupio.
-Pomysłodawczynią. -poprawiłam go. -Przecież nie zrobiłam tego sama. Masz umowę? -spytałam patrząc na podkładkę w jego rękach.
-Jeżeli sprzęt ulegnie...
-Zniszczeniu ponoszę koszty. Czytałam umowę. Mogę już ją podpisać?
-Spokojnie.
-Spóźniliście się piętnaście minut. -uniosłam brwi.
-Denerwujesz się, co? -podał mi umowę i długopis.
-Jak cholera. -machnęłam ręką do chłopaków, którzy byli już gotowi do pomocy.
To znajomi Camerona i Rusha, jednych kojarzę, innych nie, ale cudowne jest to, że oprócz imprezowania potrafią też pomagać.
Andrew wziął kilku chłopaków do rozkładania sceny, a ja resztę do barierki.
-W chuj miejsca. -stwierdził Rush, gdy mniej więcej wiedzieliśmy jak to będzie wyglądało.
-Nawet jak przyjdzie kilkadziesiąt osób to będzie wstyd.
-Wtedy uciekniemy do klubu. -objął mnie ramieniem, a ja zjechałam go wzrokiem.
-Jak nikt nie przyjdzie to cię sprzedam i opłacę operację dziewczyn. -wysłałam mu buziaka i wróciłam do pracy.
Pogoda była fantastyczna ciepło, ale nie za bardzo, idealna na takie eventy.
-Kate przywieźli namioty i sprzęt. Musisz podpisać. -podeszła Emelie.
-Jasne, Rush weź zadzwoń do Maxa i powiedz, że ma pięć minut, żeby tu być. Do Camerona też. Czego oni do cholery nie zrozumieli,gdy mówiłam o dziewiątej!

-Dzień dobry, panno Kate.-odwróciłam się do przewodniczonego rady.
Uśmiechnęłam się złowieszczo.
-Panie Smith.-podeszłam bliżej. Stał obok mojej mamy.- Pamięta pan naszą umowę?
-Jaką umowę?-zmarszczył brwi. Spojrzałam na scenę, która aktualnie była wyjmowana z pudełek, a potem znów na niego. Już wiedział o co chodzi.
-Udało nam się.- po moich słowach mężczyzna zdjął marynarkę i zaczął podwijać rękawy swojej idealnie wyprasowanej koszuli.
-Składam scenę.-rozbawiony pokiwał głową i podał mojej mamie marynarkę.-Mogłaby pani?
-Boże, Kate! - wybuchła mama.- Nie musi pan nic robić...-zaczęła się tłumaczyć.
-Obiecałem.-wzruszył ramionami.
***
To było coś wspaniałego. Najbardziej bałam się tego, że nikt nie przyjdzie, a teraz bałam się czy nie przyszło za dużo! Barierki wejściówek nie wytrzymywały, współczuję dziewczynom, które sprzedawały bilety, a właściwie pieczątki. Każdy kto przychodził musiał wrzucić dowolną kwotę do puszki, za to dostawał pieczątkę na ręku. Trzeba było jakoś zarobić.
Były budki z fast foodami, wata cukrowa, napoje, stoisko, gdzie Alex z koleżanka Dianą malowała twarze i czesała dzieci, dużo osób korzystało z wesołego miasteczka, a ja zadowolona chodziłam i wszystko sprawdzałam. Było za mało osób przy bramkach, więc wzięłam puszkę i pomogłam dziewczynom, które to ogarniały.
-Przepraszam, o której występują bars and melody? -podeszła dziewczyna, wyglądała na jakieś 15 lat i miała na sobie koszulkę chłopaków.
-O 19, jeżeli chcesz ich spotkać to powinni się gdzieś tu kręcić. -uśmiechnęłam się, a ona wrzuciła banknot do puszki. -Pieczątka.
-Kate!-rozejrzałam się za osobą, która mnie wołała i zobaczyłam Emelie.
-Wspaniałe, co? -uśmiechnęłam się.
-Tak, nie sądziłam, że przyjdzie tyle ludzi. -powiedziała przeciskając się między ludźmi. -Dlaczego tu stoisz? Max z Chrisem potrzebują jeszcze jednego laptopa, Leondre cię szuka, a ten przewodniczący rady, ten... Jak mu tam. -pstryknęła palcami usiłując przypomnieć sobie imię.
-Smith. Co z nim? Miłej zabawy. -uśmiechnęłam się do kobiety, która weszła z córką.
-Dziękuję.-odwzajemniła uśmiech. Ludzie jednak potrafią być mili.
-Mówił, że będzie telewizja i będą chcieli z tobą porozmawiać.
-Nie. Jak ktoś będzie o mnie pytał to mów, że nie wiesz gdzie jestem. Trzymaj. -dałam jej puszkę i pobiegłam do chłopaków. Po drodze jeszcze zajrzałam do Alex i Diany, które miały roboty po uszy, ale pomagały im moje dziewczyny ze szpitala.
-No, co tam? -pobiegłam do Maxa i Chrisa przy konsoli.
-W końcu jesteś. -westchnął Chris. -Potrzebny nam laptop i przedłużacz i w sumie dziewczyny mogą wejść na scenę.
-Okay, już wam przynoszę. -pobiegłam do samochodu mamy, który był za sceną i wzięłam potrzebne rzeczy.
-Kate!-poczułam jak ktoś skoczył mi na plecy i uderzyłam czołem o samochód.
-Cholera... Mogłam umrzeć. -spojrzałam na uśmiechniętego Devriesa i Charliego, który patrzył wszędzie tylko nie na mnie.
-Zajebiście to wygląda. -brunet się rozejrzał.
-Super. -zaczęłam iść w stronę sceny.
-Słyszałem, że telewizja cie szuka. -zaczęli za mną iść, a raczej gonić. -Jesteś gwiazdą.
-Gwiazdą telewizji informacyjnej.-weszłam na scenę i dałam chłopakom to o co prosili. -Macie występ o 19, 18.30 idźcie do chłopaków i powiedzcie co i jak. Muszę iść. -chciałam ich ominąć, ale Leondre złapał mnie za nadgarstek.
-Nie masz nawet chwili porozmawiać? -zmarszczył brwi jakby czuł się urażony.
-Mam masę na głowie. Jest już James?
-Dla niego masz czas, co? -burknął Charlie wkładając dłonie do kieszeni bluzy.
-Sprawy organizacyjne. Z resztą nie muszę ci się tłumaczyć. Jak zobaczycie Camerona to powiedzcie żeby mnie znalazł.
Trochę zaczęłam się martwić, znając życie Cameron przyszedłby pierwszy żeby mi pomóc, a do tej pory się nie pojawił.
Weszłam do namiotu i rozejrzałam się za Jamesem, stał uśmiechnięty po drugiej stronie.
-Jeju jak ja cię dawno nie widziałam. -przytuliłam go na powitanie. -W ogóle się nie zmieniłeś.
-Za to ja ledwo cię poznałem. -przyjrzał mi się. -Moja ciotka tu mieszka, także moglibyśmy się czasem spotkać.
-Dobry pomysł, teraz niestety nie mam za dużo czasu. Słuchaj jeżeli chodzi o twój występ to moi znajomi ogarniają sprzęt. Podejdź do nich, powiedz, że cię przysłałam i wszystko ci powiedzą. -potarłam jego ramię i zaczęłam iść do wyjścia.
-Kate, jeszcze jedno! -zatrzymał mnie. -Świetna robota. -uśmiechnęłam się i wyszłam. Pisnęłam, gdy ktoś pociągnął mnie za rękę.
-Charlie. -szepnęłam przyciśnięta do jego ciała. Jego oczy były nieprzeciętnie duże, a zarazem przyćmione, ustami prawie dotykał moich.
-Musicie się spotkać, hm?
-Piłeś?! -jego oddech śmierdział piwskiem jakby przed chwilą pił. Położyłam dłonie na jego klatce piersiowej, ale nie odsunął się.
-Nie spotkasz się z nim. -powiedział z drwiną.
-Będziesz występował idioto! Jak ty mogłeś... -przerwałam, bo podparł się o mnie czołem.
-Nie spotkasz się z nim.
Na początku jego cichy głos wywołał u mnie poczucie winy...ale przecież nie może mi już mówić co mam robić.
-Jeżeli Leondre zobaczy, że piłeś będziesz miał przesrane. -wyjęłam z tylnej kieszeni kluczyki do samochodu mamy. -Trzymaj. -wsadziłam mu je w dłoń. -W schowku jest guma do żucia, jak nie będzie po tobie widać możesz wyjść. Jak on tego nie zauważył? -zmarszczyłam brwi.
-Cześć. -gdy to usłyszałam odskoczyłam od blondyna, a serce waliło mi jakbym została przyłapana na gorącym uczynku. W sumie to tak było, bo to był Cameron.
-Hej. -pisnęłam. Od razu zobaczyłam, że coś jest nie tak, próbował ukryć swoje zdenerwowanie.
-Przepraszam, że ci nie pomogłem, musiałem coś załatwić.
-Nie ma sprawy. -pokręciłam głową nie spuszczając wzroku z jego twarzy. -Idź już. -poprosiłam Charliego, który nie robił problemów. -Co się stało?-podeszłam bliżej przyjaciela.
-Rush mówił, że szuka cię jakaś dziewczyna, nie mam pojęcia o co chodzi, ale to chyba ważne. Porozmawiamy u ciebie.-objął mnie ramieniem. O mój mały Cameron potrzebuję przytulenia.
-Jestem pewna, że wszystko będzie okay, Cam.-przytuliłam się do jego boku.
-Jak zawsze. Jesteśmy mistrzami w rozwiązywaniu problemów. Leć już, ja sobie jakoś poradzę. -pocałował mnie w czubek głowy.
***
Dzień wyglądał tak, że biegałam wszędzie próbując naprawiać niedociągnięcia. Nie mogłam się nawet skupić na atrakcjach, patrzyłam tylko czy ludzie są zadowolenie i biegłam dalej. Wszystko skończyło się po 22, wszystkich, którzy pomagali odesłałam do domów z zaproszeniem na jutrzejsze sprzątanie, a sama mogłam spokojnie sobie pomyśleć. Wesołe miasteczko, budki z jedzeniem i resztki ludzi opuszczali zasyfione pole, a ja mogłam spokojnie pomyśleć zbierając śmieci.
Ten pomysł nierealny od samego początku, ale chyba potrzebowałam sobie udowodnić, że wcale nie jestem taka bezużyteczna,noi oczywiście nie mogłam zostawić dziewczyn na pastwę losu. Jasmin nie mogłam pomóc, ale jestem wierząca i myślę, że patrzy na nas z góry i cieszy z tego czego dokonaliśmy. Pieniądze nie są jeszcze policzone, ale szacując starczy na przynajmniej trzy operację, niestety dzieci jest czwórka, liczę na to, że jednak się uda.
Wszystko było takie jak sobie wyobrażałam, wokaliści, duety i zespół zagrali wspaniale, nawet Charlie był trzeźwy i ich koncertu starałam się obejrzeć możliwie dużo. Byli wspaniali. Muszą to kontynuować, bo bez muzyki nie będą szczęśliwi.
-Przepraszam?-podszedł do mnie mężczyzna w średnim wieku. Miał krótko ścięte, blond włosy, jasne niebieskie oczy, które zwróciły moją uwagę, jeansy i koszulę wiszącym na jego szczupłym tułowiu. -To pani jest Kate?-podszedł bliżej.
-Tak, dobry wieczór.
-Podziwiam za to wszystko. -był dziwny, ale nie czułam strachu przed nim. -Dobra robota.
-Dziękuję. -uśmiechnęłam się. -Ale to nie tylko moja zasługa, sama nie dałabym rady.
-Oczywiście. -zaśmiał się. -Ten duet... Bars and melody. Są bardzo utalentowani...
-Tak. -zmarszczyłam brwi. -To moi przyjaciele. Cieszę, że się podobało.
Mam się bać?
-Tak... -spuścił na chwilę głowę. -Ja właściwie w innej sprawie panią zaczepiłem. Chciałbym jakoś pomóc, może to nic w porównaniu do tego co pani zrobiła, ale...
-Wystarczy Kate.-poprawiłam go. Mam tylko 19 i czuję się nieswojo, gdy ktoś mówi do mnie per pani.
-Ale nie mogę przejść obojętnie Kate.
-O to chodziło, żeby nie przechodzić obojętnie. Zaraz przyniosę puszkę. -wskazałam palcem na namiot, gdzie był sejf i puszki pilnowane przez moją mamę.
-Nie mam przy sobie pieniędzy. Mógłbym zrobić przelew?
-Em... Oczywiście, tylko... Pewnie nie chcę pan ryzykować przelewem na moje konto, ale...
-Nie, ufam ci. Mam na imię Antony Green. Miłej nocy Kate.-odwrócił się i odszedł.
Dziwny typ z dobrym sercem.
Wzruszyłam ramionami i wróciłam do zbierania śmieci.
Zaraz, zaraz... Antony Green?!
***
-Kurwa... Mówiła, że mnie kocha, było nam razem dobrze, i tak nagle przestała się odzywać. Wszystko jest popieprzone w końcu kogoś pokochałem, ale oczywiście się zjebało.
Cameron żalił się na tą swoją laskę, która teraz się do niego nie odzywa, szkoda mi go, bo wiem jak to jest się zakochać, ale ciągle myślałam o tym facecie.
-Kate nie słuchasz mnie.
-Słucham. Wiesz, że nie jestem dobra jeżeli chodzi o związki. Może po prostu daj jej trochę czasu, jeżeli cię kocha to w końcu sama się odezwie. -przytuliłam poduszkę do brzucha.
-Chodzi o Charliego? Olej typa. Niech rucha tą Samante. Ma chociaż większe cycki niż ty?
-Jesteś głupi.
-No co. Szukam czegoś w czym jest lepsza.
-Skończ temat. -położyłam się na plecach.
-Jak chcesz się wygadać to dawaj. -rzucił we mnie ołówkiem, który leżał na biurku.
-Ta twoja Holly...byłeś u niej w domu? -odwróciłam się do niego, bo siedział na parapecie.
-Tak, jej ojciec prawie mnie zabił. To co takiego zrobił?
-Charlie? Nic. -usiadłam i poważnie na niego spojrzałam. -Powiem ci sekret.
-Wow. -uniósł brwi. -Poważnie.
-Podszedł do mnie facet. Chciał przelać mi pieniądze dla dzieciaków.
-Noi? Chyba nie chcesz ich sobie wziąć.
-Zwariowałeś? Przedstawił się jako Antony Green.
-O! Przecież Charlie ma tak na nazwisko. -zaśmiał się, ale widząc moją minę zaczął się zastanawiać. -Nie... -w końcu pokręcił głową. -Myślisz, że to jego stary?
-Imię i nazwisko się zgadza, nawet są podobni. Mam mu powiedzieć?
-Przecież to nic złego, że go spotkałaś.
-Nie wiem, z resztą przecież tylko go spotkałam i tak pewnie tym się nie przejmie. Chodź musimy przeliczyć pieniądze.
Liczenie zajęło nam dużo czasu, a nawet bardzo dużo czasu, ale wynik mnie zaskoczył. Pozytywnie oczywiście. Widziałam, że ludzie byli hojni, ale... Prawie popłakałam się ze szczęścia. Brakuje czterech tysięcy, a jeszcze nie wiem ile zebraliśmy z tych 8 procent z jedzenia.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Siemson!
Uf, w końcu wróciłam.
Mam nadzieję, że chociaż jedna osoba czekała xd
Nie było mnie, bo pracowałam i dosłownie nie miałam możliwości wstawienia nawet połowy rozdziału xd jedenaście godzin pracy noi nie miałam za bardzo internetu xd ale teraz już jestem xd 
wróciłam w niedzielę, mam jeszcze kilka spraw do załatwienia i kolejny rozdział będzie jakoś w tym tygodniu, nie obiecuję, że jutro, ale no
musicie mi opowiedzieć jak wakację, bo ja swoich nie miałam i chcę chociaż wiedzieć co straciłam xd
nie miałam internetu więc może jakieś ploteczki o bam? nie obraziłabym się xd
tęskniłam jak cholera 
kc
-Kate xx