*KATE*
-Jeszcze tylko pomadka i zaczynam nowe życie. Będę miała nowych znajomych i będę imprezować jak na studenta przystało. -zdążyłam dopracować makijaż zanim usłyszałam dzwonek.
Jak to Charlie, albo Leondre walne drzwiami. Albo udam, że mnie nie ma.
No cóż, zapomniałam, że judasz jest zamalowany farbą.
Powoli otworzyłam drzwi i zobaczyłam dwie czarne twarze.
-Gloria. -uśmiechnęłam. -Cześć, wejdźcie. -otworzyłam szerzej drzwi, niestety lampa jest za nisko powieszona i tak czy tak dwudziestolatka z dzieckiem na rękach musiała manewrować żeby dostać się do mojej kawalerki. Przez tą pieprzoną lampę nie można otworzyć drzwi.
Gloria i jej rodzina są jedynymi, no poza gościem, który ciągle pożycza ode mnie cukier, osobami, które tu znam.
Dzień po tym jak się tu wprowadziłam spotkałam ją na klatce z płaczącym dzieckiem i zakupami, więc jej pomogłam. Nie poszczęściło jej się, zaraz gdy zaszła w ciążę ojciec dziecka się zmył i teraz mieszka z rodzicami i bratem, niestety nie stać jej na opiekunkę, więc całe dnie siedzi z uroczym Kiamem. Naprawdę świetne dziecko, ale ma dwa latka i nie można spuścić go z oka. Matka Glorii nie lubi wnuka, co moim zdaniem jest dziwne i niedorzeczne, jej ojciec ciągle pracuje, a brat jest dwumetrowym siedemnastolatkiem, który się uczy. Wygląda jak typowy gangster z amerykańskich filmów. Nie zostawiłabym mu dziecka.
Biedna Gloria nie może nawet odpocząć.
-Przeszkadzam?-usiadła na kanapie i puściła chłopca na dywan.
-Nie, ogarniam się na zajęcia. Chcesz coś do picia?
-Nie. Mam tylko do ciebie prośbę. -spuściła na chwilę wzrok. -Może będziesz dziś obok apteki czy coś? Potrzebuję kilka rzeczy, a jak wezmę Kiama to zanim tam dojedziemy będzie płakał. Tato jest w pracy, matka sama wiesz...-patrzyła na mnie błagalnym wzrokiem.
Spojrzałam na Kiama, a potem znów na dziewczynę, bez makijażu w spodniach dresowych i starym tshircie. Tak wygląda zawsze, a przecież jest piękną, młodą dziewczyną, mogłaby znaleźć faceta.
-Wiesz co... Mam dzisiaj do trzynastej. Mogę wziąć do siebie Kiama, a ty będziesz mogła spokojnie zrobić zakupy, a wieczorem pójść na imprezę. -uśmiechnęłam się.
-Nie Kate. -pokręciła głową. -To miłe z twojej strony, ale nie mogę zostawić u ciebie Kiama.
-Możesz. Mam młodszą siostrę, więc wiem jak obchodzić się z dzieckiem, a ty będziesz mogła się wyszaleć i może... Poznać kogoś. -szturchnęłam ją w ramię i się zaśmiałyśmy. -To żaden problem.
-To miłe z twojej strony, ale nie mogę cię o to prosić.
-Oczywiście, że możesz. -potarłam jej ramię.-Kiam, zostaniesz dziś ze mną?
-Bajki! -krzyknął z ogromnym uśmiechem.
-No. Obejrzymy bajki. -spojrzałam na nią. -Nie przejmuj się. Poradzimy sobie.
***
Kiam, jak nigdy, był naprawdę grzeczny. Pobawiłam się z nim, nakarmiłam, a potem zasnęliśmy przy spangebobie. Gloria odebrała go około ósmej, od razu zostawiając mi butelkę wina. Chyba wiem, co dziś będę robiła.
Ogarnęłam się i włączyłam muzykę. Właściwie nie miałam co robić. Miałam wyjść na spacer w ten deszczowy dzień? Pójść do kina? Na zakupy? Gdziekolwiek indziej sama? Jejku, naprawdę mam zjebane życie. Każdy normalny człowiek tylko czeka na wolny dzień by spotkać się ze znajomymi, a w tym momencie ja czekam na poniedziałek żeby móc pójść na zajęcia. Ja pierdolę. Jak bardzo ze mną jest źle?
Leżałam patrząc w sufit i myśląc nad tym jak kiedyś było fajnie. Chciałabym być tamtą Kate, mającą wszystko w dupie i dobrze się bawiącą.
Cholera. Dzwonek.
Nie musiałam długo się zastanawiać, żeby stwierdzić, że to Charlie po trzech sekundach usłyszałam "Kate, nie udawaj, że cię nie ma. Słyszę pieprzony telewizor".
Wypierdolę ten telewizor za balkon.
Zczołgałam się z kanapy i poszłam otworzyć drzwi. Nie mam pięciu lat, żeby odwalać takie szopki.
-Powiedz tylko czy mam szukać już innej partnerki na wesele. -zmarszczyłam brwi i otworzyłam drzwi.
-Przecież nie wystawiłabym cię.-oparłam się o framugę. Był cały mokry przez deszcz, chyba nawet zmarzł, bo trząsł się jak galareta. -Chodź.-otworzyłam szerzej drzwi, chciał popchnąć je dalej, ale przecież lampa. -Nie można szerzej.
Dwa, czy trzy razy pozwoliła mu się odwieźć do domu, ale nigdy nie był w środku. Zdjął buty i rozglądał się jak po jakiejś melinie. Pieprzona gwiazda przyzwyczajona jest do luksusów.
-Co się tak patrzysz? Rozbieraj się, wysuszę ci ciuchy. -zaśmiał się na moje słowa i faktycznie bez krępacji po chwili stał już tylko w bokserkach. Dałam mu mój różowy kocyk, a sama rozwiesiłam jego ciuchy w łazience i na drzwiach szafy. Trzeba sobie jakoś radzić.
-Zrobię ci herbatkę. -powiedziałam trochę głośniej, gdy włączyłam czajnik.
Ciekawe czy już wie z kim umawia się Leondre.
Postawiłam herbatę na małym stoliczku i odwróciłam się do blondyna. Siedział owinięty różowy kocykiem i patrzył wielkimi, uśmiechniętymi oczami.
-Co się gapisz idioto?
-Jesteś śliczna.
Woow. Dawno nie słyszałam takich słów. Szczególnie, gdy bez makijażu, w jakimś rozwalonym kucyku nazywam kogoś idiotą.
Rozłożył koc i wystawił ręce w moją stronę, więc poszłam, usiadłam między jego nogami, a on otulił nas kocem.
-Już myślałem, że będę musiał iść sam. -szepnął do mojego ucha przytulając się jeszcze bardziej.
-Naprawdę myślisz, że jestem taką suką?
-Niee, ale jak się zdenerwujesz to nigdy nic nie wiadomo, a kupiłem już bilety.
-Jakie bilety?-odchyliłam się trochę do tyłu.
-Lotnicze a jakie? -zmarszczył brwi. -Wesele jest w Paryżu, nie mówiłem ci?
-Paryżu?! -ze zdziwienia otworzyłam aż usta. -Zapomniałeś mi powiedzieć, że to w Paryżu?!
-Nie mów, że ci się nie podoba? -uniósł kącik ust.
-Nie... Boże. Dziękuję!-rzuciłam się na niego z przytuleniem.
Z tego co mówił Alex miasto jest piękne, jak cały kraj, ma światową sławę i...kurczę nie sądziłam, że kiedykolwiek tam będę.
-Żebym wiedział, że tak się ucieszysz to bym nie zapomniał ci powiedzieć. -zaśmiał się. -Chyba należy mi się buziak.
-No nie wiem. -udałam, że się zastanawiam, ale i tak pocałowałam go w policzek.
-Nie o to mi chodziło.-zaczął bawić się moim włosami, a jego oczy patrzyły prosto w moje.
To miał być pewnie ten moment kiedy byśmy się pocałowali, kto wie, może nawet coś więcej, ale to byłby zły pomysł.
-Leondre umawia się z Ronnie. -spuściłam wzrok i podniosłam się do pół siadu.
-Noi co z tego? Może umawiać się z kim chce. -przytulił się do mojej tali.
-Nie przeszkadza ci to, że najpierw przystawiała się do ciebie a teraz do niego?
-Czekaj. -podniósł głowę. -To ta z plaży?
-Noo. -uniosłam brwi. -A jaka? Specjalnie wylała na mnie sok, a Leondre jeszcze się na mnie wydarł. Powiedz mu, żeby przestał do mnie wydzwaniać.
-Po prostu z nim porozmawiamy. Powiedz mi jak to jest, że wszystkie kłopoty zabraliśmy ze sobą tutaj? -zaśmiał się.
-Nie wiem. Nie obchodzi mnie to. Może se z nią być.
-Oh. Obchodzi cię to. -denerwowało mnie to, że był taki spokojny.-Co jeżeli skradnie jego cnotę? -spojrzał na mnie.
-Jezu. Głupi jesteś. -zaśmiałam się. -Naprawdę mam to gdzieś. Już nie jest moim przyjacielem.
-Cóż. Trzeba będzie ją wypędzić, a mnie jako dżentelmenowi nie wypada. -zaczął całować mnie od dłoni w górę. -Myślałem, że mogłabyś mi pomóc. -położył moją dłoń na swoich włosach dając do zrozumienia, że mam się nimi bawić.
-Co ty dzisiaj się tak przytulasz?
-Tęskniłem. Wczoraj skończyłaś wcześniej?
-Mhm.
-Mogłaś napisać, pół godziny czekałem. -pociągnął dłonią po mojej nodze zatrzymując ją na pośladku. -Poznałaś kogoś? -spytał takim cichym głosem.
Już wiedziałam o co mu chodzi, gdy zaczął bawić się zamkiem mojej bluzy.
-Charlie co ty robisz? -uśmiechnęłam się sztucznie i zamrugałam kilka razy, bo zamek poszedł lekko w dół.
-Co? Nic. -udał durnia.
-Wiesz, że nie będziemy już razem, prawda?
Chwilę patrzył mi w oczy, a potem podniósł się trochę wyżej i przytulił mnie do swojej klatki piersiowej.
-A czy ja mówię, że chcę?
Ałć.
-To przepraszam co ty odwalasz?
*CHARLIE*
-Nic... Tak pomyślałem, że może...
-To nie myśl. -kiwnęła głową. Patrzyła wielkimi oczami jakbym robił coś niedozwolonego. Jakby to był pierwszy raz. -Nie jestem dziwką żebyś sobie przychodził kiedy masz chcice.
Nie widziałem czy mam się śmiać czy płakać. Ona mówi poważnie? Ostatnim razem gdy ona chciała to bez problemu się ze sobą przespaliśmy, a gdy ja wychodzę z inicjatywą to traktuje ją jak dziwkę.
-Jeju Kate. -odchyliłem głowę. -Dobrze wiesz, że tak nie jest.
-To po co przyszedłeś?-zabrała z siebie moje ręce.
-Żeby spędzić z tobą dzień? -uniosłem brwi -Zabrać cię do siebie? Bo twoje mieszkanie to jakaś dziura. A to nie moja wina, że jesteś taka śliczna. -uśmiechnąłem się i chyba ją tym kupiłem, bo zaśmiała się.
-Miło z twojej strony, ale mi tu wygodnie.-założyła ręce na pierś.
-Nie żartuj. -rozejrzałem się. -Masz słaby dojazd na uczelnie, a wręcz tragiczny, klatka schodowa śmierdzi jak toaleta publiczna, nie wspominając już o tym, że jest tu niebezpiecznie.
-Jeszcze nic mi się nie stało.
-Jeszcze. Matko Kate... -miałem zacząć swój wykład, ale ona nagle się przeturlała po mnie i wyszła na balkon zapalić. To nawet nie balkon, otwierasz drzwi i od razu masz barierkę.
-Wyrzuć to, bo jak się wkurwię to będzie źle. -zagroziłem, ale nie sądziłem, że aż tak weźmie to do siebie. Odwróciła się patrząc na mnie wzrokiem, który mógł zabić.
-Jak ja się wkurwię, to poprzebijam ci opony w samochodzie. Nie odzywaj się tak do mnie. -była śmiertelnie poważna, ale zadzwonił dzwonek do drzwi i przerwał tą sytuację. -Mógłbyś otworzyć?
Speszony założyłem spodnie i poszedłem otworzyć. Nie sądziłem, że zobaczę osobę, która nie mieści się w zasięgu mojego wzroku. Stał tam wielki, wzdłuż i szerz, facet, ubrany w różową koszulę, jego włosy były ułożone do góry na jakieś mazidło, wyglądały jak blond trawa.
Wow.
Od razu schował coś za plecy, a ja zauważyłem gustowne klapeczki na jego nogach.
-Czy jest panienka Kate? -spytał piskliwym głosem, który nawet mnie nie zdziwił.
Ale panienka Kate?
-Nie ma. Panienki Kate. -zmarszczyłem brwi.
-Hm. -podrapał się po głowie. Było widać, że jest zakłopotany. -A kiedy będzie?
-Wyjechała na weekend.-skłamałem.
Jego małe oczy próbowały przebadać to co było za mną, a ja miałem nadzieję, że Kate nagle nie wyjdzie.
-Widziałem ją wczoraj i nie mówiła, że wyjeżdża.
-Ale wyjechała. Przekaże żeby się odezwała jak tylko wróci. -uśmiechnąłem się sztucznie i zamknąłem drzwi.
-Kto to był? -spytała brunetka gasząc już peta.
-Ty mi powiedz kto do ciebie przychodzi. -stanąłem na przeciw niej. -Dlaczego nic nie mówiłaś o jakimś grubasie?
-Eh... To tylko Freedie. -zbyła mnie i usiadła na kanapie.
-Czego chciał? -odwróciłem się.
-Skąd mam wiedzieć? Przecież to ty otworzyłeś drzwi. -próbowałem się nie zaśmiać razem z nią, ale średnio mi to wychodziło. -Jesteś zazdrosny co? -poruszyła brwiami znów mnie rozbawiając.
-Nie zazdrosny... Martwię się. Dlatego powinnaś się do mnie wprowadzić. -usiadłem obok niej.
-Dobrze mi tu. Nie muszę znosić dwóch debili. -szturchnęła mnie.
-Eh... Jeszcze cię przekonam.
-Zobaczymy. -wzruszyła ramionami. -Ej... Mam prośbę. Muszę jechać na zakupy, a pada i jakoś średnio mi się chce iść na metro...
-Jasne, pojadę z tobą. -wstałem by ubrać się do końca, a Kate poszła do kuchni, która de facto było na korytarzu między drzwiami, a łazienką.
Przełożyłem tshirt przez głowę i usłyszałem charakterystyczny dźwięk tabletek w pudełku. Wychyliłem się zza ściany i patrzyłem jak bierze jakieś tabletki.
-Co? -odwróciła się.
-Co to?
-Tabletki. Boli mnie głowa. -wzruszyła ramionami, ale zamiast odłożyć je do szafki wrzuciła do torebki.
Założyłem jeszcze bluzę i wyszedłem. Już nie padało, ale chciałem podjechać bliżej. Pod klatką schodową, stało trzech czarnoskórych chłopaków, wyglądających jak z amerykańskiego filmu, dokładnie obserwowali moje auto i byłem pewien, że gdybym wyszedł na pięć minut już nie miałbym radia.
W końcu wyszła Kate, wszystko było w porządku, ale jeden z chłopaków zaczął za nią iść i w końcu pociągnął ją za kaptur. Nie czekając na to co zdarzy się dalej wysiadłem, zostawiając kluczyki w stacyjce i podbiegłem do niej. Okazało się, że nie potrzebnie, bo Katie się do niego odwróciła, uderzyła lekko w brzuch i zaczęła się śmiać.
-Jak ja cię pociągnę to polecisz twarzą po bruku. -zażartowała, a ja na wszelki wypadek objąłem ją w pasie, na co chłopak zareagował nieprzyjaznym spojrzeniem.
-A to kto? -zjechał mnie wzrokiem.
-Charlie. -spojrzała na mnie. -Mój przyjaciel, a to Mike, sąsiad. -podałem mu niechętnie rękę.
-Robisz coś dziś wieczorem? -spytał nieskrępowany moją obecnością.
-Emmm. Tak. Będę z Charliem. Może następnym razem, cześć. -szatynka pociągnęła mnie za rękę do auta.
***
Nie pytałem już o tego chłopaka, bo zaraz by było, że to nie moja sprawa. Pojechaliśmy do galerii, gdzie Kate chciała coś kupić na wesele. Nie lubię zakupów z kobietami, ale z Kate zawsze jest zabawnie. Mam szanse ją podglądać, bo przy ludziach rzadko na mnie krzyczy.
-Idziemy coś zjeść? -spytałem, gdy jechaliśmy schodami ruchomymi.
-Później. -spojrzała gdzieś w bok, marszcząc twarz.
-Oczywiście, że tak.
-To co mam wpychać w siebie, jak nie jestem głodna?! -odwróciła się i wydarła na mnie.
-Ciszej. Ja tylko chcę żebyś coś zjadła.
-Czy ja wyglądam jakbym miała pięć lat?
-Kate, błagam...
-O mój boże! Charlie? Mogę zdjęcie? -przerwały nam dwie dziewczyny, które złapały nas zaraz przed schodami. Wyglądały na jakieś piętnaście lat.
Spojrzałem na Kate, która wzruszyła ramionami.
Zawsze w nieodpowiednim momencie.
-Jasne. -uśmiechnąłem się.
Po kilkunastu zdjęciach, chciałem jakoś zakończyć spotkanie, ale było to ciężkie jak zawsze.
-Charlie, pójdę do sklepu, zadzwoń jak skończysz. -oznajmiła Kate po dłuższej chwili.
-Em... Dziewczyny muszę już iść.
-Zostań, przecież dam radę. -uśmiechnęła się i odeszła.
Powiedziała tak, a później będę miał przesrane, już kiedyś była taka sytuacja.
*KATE*
W sumie na rękę mi były te jego fanki, chciałam kupić też bieliznę, a z Charliem byłoby to krępujące.
Wiedziałam, że trochę mu to zajmie, ale teraz to rozumiem. Dzięki fanom ma wszystko, i co? Miał je odprawić z kwitkiem?
Zadzwonił po jakichś 30 minutach i spotkaliśmy się przed restauracjami.
-I jak było gwiazdo?-podeszłam uśmiechnięta.
-Przestań. Przepraszam, że tak wyszło...
-Luz, chyba po tych wszystkich latach przyzwyczaiłam się. To co? Jeszcze buty i sukienka. - zaczęłam iść w stronę sklepu z sukienkami.
-Nie jesteś zła? -dogonił mnie i jakoś dziwnie się przyglądał.
-Nie, dlaczego? To one są złe, bo ja jestem twoją przyjaciółką i mogę spędzać z tobą czas. -puściłam mu oczko.
***
-Kate, one są takie same. -westchnął Charlie widząc mnie w którejś z kolei sukience.
-Ma grubsze ramiączka i inny kolor. Chyba bardziej do mnie pasuje.
-Świetnie, więc ją weź. -poczochrał swoje włosy.
-Nie wiem sama, to Paryż, chciałabym wyglądać dobrze. -wygładziłam granatowy materiał. -Kolor nie jest za bardzo infantylny? -odwróciłam się do niego. Im dłużej patrzyłam w lustro tym bardziej byłam niepewna.
-Infantylny?-uniósł brwi. -Sama jesteś infantylna. Ostatni raz jestem z tobą na zakupach. -prychnął, a ekspedientka zaśmiała się. Wyglądaliśmy tak typowo.
-No przepraszam, że chcę żeby twoja partnerka wyglądała ładnie. Poza tym miałeś mi pomóc, a ty ciągle narzekasz.
-Ale ty we wszystkich wyglądałaś ładnie.
-Oh zamknij się.
-Weź tą i idziemy do domu. -wyjął telefon, a ja byłam już wkurwiona.
-Weź tą i idziemy do domu. -przedrzeźniłam go i odwróciłam się do lustra.
-Mam jeszcze jedną.-udzieliła się ekspedientka. -Z nowej kolekcji i jeszcze nie jest na wystawie, ale mogę ją pani pokazać. Myślę, że będzie do pani pasować.
-Jeśli by pani mogła. -uśmiechnęłam się, a Charlie prychnął.
Po chwili pani przyniosła tę perełkę.
-Możemy teraz pójść coś zjeść? -spytał blondyn, gdy "w końcu" wyszliśmy z raju z sukienkami. Nawet jego mina nie była w stanie zepsuć mi humoru.
-Teraz możemy. -szłam uśmiechnięta od ucha do ucha w stronę restauracji.
-Aż tak ci się podoba?
-Jeste wyjeeebista. -zaakcentowałam ostanie słowo, a on się zaśmiał.
-No to mogłaś się pokazać.
-Niee, bo byś się zakochał. -dopiero po chwili zorientowałam się, że to mogło być niezręcznie, ale tylko się zaśmiał.
-Co bierzesz? -spytał, gdy staliśmy w kolejce do mca.
-Em... Nie wiem jeszcze. -przyglądałam się tablicy.
-Oczywiście, że tak. Obiecałaś, że będziesz jeść i co? -spytał z wyrzutem i myślę, że gdyby nie było ludzi to by na mnie nakrzyczał.
-Twoja kolej. -zbyłam go. Zamówił napój, cheesburgera i duże frytki.
-Dzień dobry, dwa razy cheesburgera, coca cole i frytki. Duże frytki. -namyśliłam się.
-Coś jeszcze?
-Sos czosnkowy. -pokiwałam głową i podałam banknot.
Wzięłam numerek i odwróciłam się do uśmiechniętego blondyna.
-Co? -zmarszczyłam brwi.
-Nic.-pokręcił lekko głową. Był dziwnie rozpromieniony i nawet przytulił mnie do siebie. -Może pójdziemy potem do mnie? Obejrzymy coś, może nawet znajdzie się jakieś wino?
-Chyba powinnam się uczyć. Poza tym Leondre...
-Jeżeli naprawdę chcesz to możemy zamknąć się w moim pokoju. Bedziesz tylko moja. -zaśmiał się i ogarnął moje włosy za ucho.
-Chciałbyś. Może następnym razem. -położyłam dłonie na jego klatce piersiowej i lekko odepchnąłam.
-Nah. Dziś jesteś moja. -uśmiechnął się głupio i poszedł odebrać swoje jedzenie.
Dziwnie się jadło, gdy Charlie obserwował mój każdy kęs. Może faktycznie to dobrze, że zaczynam normalnie jeść, to nic, że śmieciowe żarcie, ale bez przesady. Aż tak się cieszyć?
Byłam tak najedzona, że musiałam rozpiąć guzik od spodni, na szczęście miałam długą bluzę.
Koniec końców nawet się nie opierałam, gdy jechaliśmy do niego. Nie mam znajomych na uczelni, więc fajnie porobić coś innego niż uczyć. Wiem, że sama jestem sobie winna, bo nawet nie staram się mieć tych znajomych, z jednej strony przydałby się ktoś do kogo mogłabym otworzyć buzie, a z drugiej tłumaczę swoją nieśmiałość tym, że wystarczą mi ci ludzie, których mam. Ostatnimi czasy straciłam w swoich oczach i to bardzo utrudnia.
-Idziesz?
-Yhym.- otworzyłam drzwi samochodu i wysiadłam.
To było zbawienie, gdy okazało się, że drzwi są zamknięte.
-Hm. Nie ma go? -blondyn zmarszczył brwi
-Na to wygląda. Ale to dobrze, milej spędzimy czas.
-Też tak uważam. -Charlie otworzył drzwi i spojrzał na mnie z tym swoim głupim uśmiechem.
-Nie myśl sobie. -prychnęłam i weszłam do środku. Cisza jak makiem zasiał. -Ale syf. -skomentowałam, gdy weszłam dalej i zobaczyłam całą, brudną zastawe na malutkim stoliku w salonie i tym większym w jadalni.
-Obiecuję, że jak się wprowadzisz to będzie lepiej. -poczułam jak przytula mnie od tyłu i opiera brodę na moim ramieniu.
-Cóż... Dobrze, że nie będę musiała na to patrzeć. -zaśmiałam się. -Możesz już przestać mnie namawiać, bo kocham moje...moją dziurę. -zmarszczyłam brwi. Kogo ja chcę oszukać, tego nie da nazwać się mieszkaniem.
-Widzisz? -wychylił się, by na mnie spojrzeć. -Nie to, że się chwalę, ale mój dom jest lepszy.
-Twój dom to jakieś śmieciowisko. -odsunęłam się. -To co film?
-Nooo, na moim łóżku jest lamptop, możesz coś wybrać, a ja zaraz przyjdę.
Położyłam się na jego wielkim łóżku i przysnęłam sobie komputer. Stwierdziłam, że zrobię mu jakiś żart. Oczywiście nie wylogowuje się ze swojego facebooka. Weszłam na jakiś fampage seksi mamusiek, polubiłam go i zaczęłam udostępniać zdjęcia starszych pań pokazujących swój seksapil. Sama nie mogłam powstrzymać się od śmiechu widząc jak szybko zaczynały pojawiać się lajki i komentarze.
-Kaaaaate!!! -usłyszałam krzyk Charliego ze schodów i zamarłam. Musiał zobaczyć powiadomienia na telefonie.
-Fuckfuckfuckfuck. -zamknęłam szybko klapkę, a gdy drzwi się otworzyły zeskoczyłam z łóżka, blondyn stał z telefonem w ręku, ale uśmiechał się więc nie było źle.
-Pojebało cię? -zaczął się zbliżać, a ja cofać.
-To ty udostępniasz seksi mamuśki. -zaczęłam się śmiać.
-Ja?! -podbiegł a ja bezskutecznie chciałam uciec do momentu, gdy złapał mnie w pasie i bez problemu przerzucił na łóżku, ze śmiechu bolał mnie brzuch. Pociągnął mnie za nogi i zaraz był między nimi. Nadal się śmiałam, a to, że pochylił się i łaskotał mnie nosem po szyi nie pomogło.
-Przestań! -krzyknęłam między napadami śmiechu.
-Do śmiechu ci dzisiaj co? -zawisł nade mną, a nasze nosy dziwiło kilka centymetrów.
-Twoja ciemna strona wyszła na jaw. -nadal się z niego nabijałam.
-Ja ci zaraz pokaże moją ciemną stronę. -złapał mnie za pośladek, ale tylko po to by odwrócić moją uwagę, gdy polizał mnie w policzek.
-Fuuuujkaaa. -wytarłam się o jego ramię.
-Cześć. -usłyszeliśmy dość głośne przywitanie i odwróciliśmy głowy do drzwi. -Przeszkadzam? -spytał Leondre.
piątek, 1 grudnia 2017
piątek, 27 października 2017
27.
Nananananananana!
Mój pierwszy dzień! Tak.
Jestem zdenerwowana, podekscytowana, ciekawa i cieszę się jak cholera.
Cameron pomógł mi ogarnąć moją kawalerkę 5x5 i da się mieszkać. Może nie jest ani duża ani piękna, a położenie jest fatalne, ale dam sobie radę.
Plan zajęć jest tak zły, że szkoda gadać. Mam dużo okienek między zajęciami w ciągu, których nie będzie mi się opłacało wracać do domu na końcu miasta, mam też na późniejsze godziny przez co kończę później. Zawsze wolałam mieć zajęcia od rana, kończyć wcześniej i mieć wolne, cóż nie można mieć wszystkiego.
Dziś miałam od 10.45 do 13.45, a potem od 15.00 do 18. Będzie chujowo, więc postanowiłam ubrać się na luzie. Pomalowałam rzęsy, brwi, przypudrowałam twarz, a do torby spakowałam portfel, telefon, notatnik, długopis, okulary i termos z kawą.
Pewnie miałam coś jeszcze wziąć, ale oczywiście pobiegłam do metra.
Muszę jeździć dwoma, plusem jest to, że każdy jeździ co 10 minut, więc nawet jak się spóźnię to nic ma wielkiej biedy. No chyba, że jest się mną i wychodzi się na ten na ostatnią chwilę i do tego się spóźnia. Kurwa. Oczywiście, że się spóźniłam pierwszego dnia.
Wbiegłam do budynku, który był jak wymarły. Zajęcia miałam w V8 co to kurde znaczy?
-Przepraszam, gdzie jest V8?-podeszłam do pani, która stała na szatni.
-Na samej górze po lewej, Skarbie. -uśmiechnęła się przesympatyczne.-Współczuję ci, pan Hale nie toleruje spóźnialskich.
Szybko wbiegłam po wielkich schodach i wręcz rzuciłam się na drzwi. Oczywiście, że wszyscy na mnie spojrzeli wraz z wykładowcą, który zaczął już zajęcia.
-Przepraszam.-powiedziałam zadyszana i obserwowałam jego reakcje. Uniósł brwi, a jego czoło zmarszczyło się.
Jezu to było ciacho. Wyglądał na około 27 lat, smukły, wysoki, brązowe loczki opadały na jego zmarszczone czoło i był w błękitnej koszuli podwiniętej do łokci.
-Pani to? -oparł się dołem pleców o biurko.
-Kate Porter.
-Proszę, proszę usiąść. -założył ręce na pierś i powiedział to z lekkim sarkazmem. Wiedziałam, że na tym się nie skończy. Usiadłam w drugim rzędzie z brzegu z dala od innych, nie chciałam już robić szumu wokół swojej osoby.
-Kate Porter. -powtórzył pan Hale, jak powiedziała pani z szatni, i zaczął patrzeć coś w swoim laptopie. -Dopiero po dwóch latach zdecydowała się pani na studia... A nie. Dopiero w tym roku ukończyła pani szkołę wyższą... W Polsce. -podniósł na mnie wzrok. -Jak to możliwe, że tak późno? Nie zdała pani? I przyszła na prawo? -uniósł kącik ust i tak, wyglądał seksownie, ale bez przesady... Mam mu tłumaczyć historię mojego życia przy wszystkich?
-Przypadek losowy. -poprawiłam się na krześle.
-Mhm... Spóźniła się pani na pierwsze zajęcia. -zabrał z biurka jakąś kartkę i zaczął iść w moją stronę. -To raczej niekulturalne, a powiedziałbym nawet to brak szacunku dla mojej osoby i mojego czasu, który z własnej, dobrej woli wam poświęcam. -przymknęłam oczy i przełknęłam głośno ślinę, gdy uderzył dłonią o moją ławkę. -Podpisz się. -zabrał dłoń pod którą była kartka z podpisami jak się domyśliłam studentów.
Trzęsącą ręką podpisałam się i gdy jeszcze nade mną stał wyjęłam okulary, które założyłam na nos, notes i długopis.
Zdaję sobie sprawę z tego, że moje okulary to niewypał, bo kupując te wielkie szkła ze złotą oprawką byłam z mamą i śmiałyśmy się z tumblr girl. Rzadko ich używam, bo tylko gdy jestem w domu, więc za bardzo się nie przejmowałam.
Resztę wykładu uważnie słuchałam czując na sobie nieprzyjemny wzrok profesora.
Kolejny wykład był dość nudny, a potem miałam przerwę. Usiadłam w kawiarni i dopiero wtedy wzięłam do ręki telefon.
/Charlie/
Jak pierwszy dzień?
/Cameron/
Ile mord już obiłaś?
Charliemu napisałam, że już podpadłam, a Cameronowi, że jest idiotą.
Miałam swoją kawę, ale głupio mi było siedzieć z własnym prowiantem więc zamówiłam late. Pisałam trochę z Charliem, jego była szefowa poprosiła o pomoc i gdy będzie miał czas będzie chodził do studia.
-Pani Porter. -powoli podniosłam głowę, bo ten seksowny głos nie kojarzy mi się dobrze.
-Profesor Hale. -wydusiłam uśmiech. -Może się pan dosiądzie? -to był bardziej żart, bo on przecież mnie nie lubi. A przynajmniej tak mi się wydawało.
-Chętnie.-odpowiedział z tak samo sztucznym uśmiechem i autentycznie się dosiadł. -Ma pani przerwę?
-Ponad godzinę.
-Rozumiem, to popieprzone. Ja mam dwie. -napił się kawy, a ja wytrzeszczyłam oczy. -Hm? Jestem normalnym człowiekiem, to nie jest tak, że jestem sztywny.
Spojrzałam na jego marynarkę i teczkę.
-Nie sądziłam tak.
-Jeżeli chodzi o pani spóźnienie na mój wykład... Niechpani nie robi tego więcej. Jeżeli bym pani odpuścił straciłbym autorytet, a ci gówniarze by mnie zjedli. Prawo jest najgorsze...
Za bardzo nie wiedziałam co mam powiedzieć, bo co mnie to obchodzi?
-Miałam pewne niedogodności.-powiedziałam tylko. Nie wiedziałam jak mam się zachować, gdybym nie patrzyła na niego to by pomyślał, że go nie słucham, a jakbym patrzyła to by pomyślał, że się gapię, bo cholera... On naprawdę jest przystojny.
-Jakie? -pomieszał swoją kawę, jaki ciekawski.
-Korek. Był korek.
-Okay. Miło, że cię tu spotkałem, bo... Ma pani bardzo ciekawą, że tak powiem, biografię. Niech pani nie zrozumie mnie źle. To pani organizowałaś ten koncert w Cardiff?
-Dałam pomysł, organizowała to masa ludzi.
Nienawidzę, gdy ludzie mówią "o gratuluję tego koncertu" albo, że zrobiłam świetną robotę. Nie zrobiłam tego sama, a właściwie sama to gówno bym zrobiła.
Jego mina była zabawna, chyba brzmiałam niemiło, a nie chciałam, naprawdę, ja się go boję.
-Czasami pomysł jest najważniejszy. Możesz mi trochę o tym opowiedzieć?
To było cholernie niezręczne, bo gdy opowiedziałam mu o organizowaniu koncertu i to tak ze szczegółami zaczął pytać dlaczego jestem dwa lata do tyłu itd.
***
Miałam iść na stacje metra, ale zobaczyłam blondynka, który stał na parkingu i rozglądał się dookoła.
-Na mnie czekasz? -podeszła, a on wręcz się zaśmiał.
-Ojej, co oni z tobą zrobili. -odepchnął się od samochodu i podszedł mnie przytulić.
-Charlie, skąd wiedziałeś o której kończę? -odsunęłam się, a on zaczął poprawiać moje włosy.
-Nie odpisywałaś to sprawdziłem w internecie. -otworzył dla mnie drzwi samochodu, a potem usiadł za kierownicą.
Nie powiedziałabym, że jesteśmy jakoś blisko, nie widziałam go od dłuższego czasu, tylko od czasu do czasu piszemy smsy. Tyle.
Akurat przed autem Charliego przeszedł profesor Hale, albo mi się wydawało, albo przez dłuższą chwilę utrzymaliśmy kontakt wzrokowy, chyba nawet musiał odwrócić głowę.
-Kto to? -blondyn przekręcił kluczyk.-Zapnij pas.
-Wykładowca, opierdolił mnie za to, że spóźniłam się na jego zajęcia, a potem dosiadł się do mnie w kawiarni. -zapięłam pas.
-Jak się dosiadł?! Przecież to nauczyciel!
-Spokojnie, no nie wiem. Pytał dlaczego jestem dwa lata później i nawet wiedział o koncercie. Skręć w prawo. Charlie w prawo.
-Zjesz u mnie kolację. -oznajmił.-On w ogóle tak może? Jesteś jego uczennicą do cholery. -zdjął czapkę i rzucił do tyłu.
-Znaczy no wiesz... To była tylko rozmowa.
-Boże...czy nawet nauczyciele muszą cie podrywać. -blondyn zatrzymał się na podjeździe.
-Nie podrywał mnie. -przekręciłam oczami. -Rozmawialiśmy tak normalnie.
-Kate, on nie mógł oderwać od ciebie wzroku. -wysiedliśmy z auta.
-Leondre już wrócił?
-Ta, miał dzisiaj dwa wykłady.
Wbiegłam do domu, najpierw rozejrzałam się po salonie, a potem poszłam do kuchni. Zdziwiłam się, gdy zobaczyłam go przy garach, ale od razu podbiegłam i złapałam go za pośladki.
-Aaa! -pisnął jak dziewczynka, a gdy tylko się odwrócił przytuliłam go. -Jeju Kate. -zaśmiał się i objął ramionami.
-Tęskniłam. -podniosłam głowę, żeby zobaczyć jego uśmiechnięty ryj.
-Ja też Mała.
-Musicie wszyscy tak na mnie mówić?
-A masz w ogóle metr pięćdziesiąt? -przymrużył oczy i zaśmiał się.
-Aj weź, to, że tobie udało się urosnąć nie znaczy że możesz czuć się lepszy. -odsunęłam się i spojrzałam na garnki. -Co gotujesz?
-Coś pysznego.
-Wy idioci... Nawet wam to przez gardło nie przejdzie.
-Pf...gotowane warzywa i kurczak. Coś pysznego. -odwrócił wzrok. -Charlie mówił, że to jesz. -szepnął zanim wszedł blondyn.
Kochani są.
-Masz jeszcze trochę piersi z kurczaka?
Okazało się, że w zamrażarce były frytki, więc mimo ich sprzeciwu zrobiłam im smażoną pierś z kurczaka i frytki, zajęło to 20 minut i usiedliśmy przy stole. Nawet nie spojrzeli na to co zrobił Leondre, bo rzucili się na frytki.
-Jak tam pierwszy dzień?
-Już podrywa ją jakiś profesorek.
-Nie podrywał, piliśmy razem kawę. -przekręciłam oczami.
-Kawę? Z wykładowcą?
-Mówiłem jej, ale stwierdziła, że to nic takiego. -blondyn odsunął talerz.
-A poznałaś kogoś?
-Em... Wszyscy wyglądają jak buce. Dziewczyny miały koszule, spódnice... Wyglądałam przy nich jak lamus.
-Wyglądasz ładnie. -brunet uśmiechnął się do mnie. -Prawnicy mają to do siebie, ale na pewno kogoś poznasz.
-Tak, nie chcę być wyrzutkiem. Jak od was mam wrócić do domu? Zaraz będę się zbierała.
-Odwiozę cię, ale musisz jeszcze trochę posiedzieć. Nie smakuje ci? -spojrzał na mój talerz. Było smaczne, ale na prawdę nie miałam ochoty na jedzenie.
-Nie, jest bardzo dobre, aż się dziwię.-zaśmiałam się do Devriesa.-Ale nie jestem głodna.
Podejrzewam, że to spojrzenie, którym się wymienili miało być subtelne, ale im kompletnie nie wyszło, więc zjadłam jeszcze trochę.
***
*CHARLIE*
Po pracy od razu pojechałem po Kate. Miałem jeszcze 10 minut, wiec wszedł do budynku i usiadłem na jednym z foteli.
Muszę ją przekonać, żeby zamieszkała z nami, bo jej ulica to kompletne slamsy, co druga osoba to dwumetrowy czarnoskóry w workowatych spodniach, nie jestem rasista, ale okolica nie wygląda na bezpieczną.
Jej mieszkanie to pewnie niezłe gówno.
Po jakimś czasie wszyscy zaczęli wychodzić i ani śladu po mojej Kate. Jej rozkład miałem na telefonie, więc spytałem przemiłej pani, gdzie znajdę taką salę i poszedłem na samą górę. Łatwo było ją znaleźć, po prostu były na tym piętrze tylko jedne otwarte drzwi.
Powoli poszedłem i najpierw usłyszałem męski głos, a potem zobaczyłem tego profesorka, który stał za blisko mojej Kate. Wyprostowałem się i zapukałem żeby w końcu na mnie spojrzeli.
-Kate śpieszymy się. -twardo powiedziałem, patrząc na tego gościa, który nawet się od niej nie odsunął.
-Mhm. -poprawiła torbę na ramieniu i podniosła głowę, bo wcześniej nawet na niego nie patrzyła. -Dziękuję bardzo, jeżeli będę miała jakiś problem to...
-Możesz się do mnie zgłosić. -facet zmierzył mnie wzrokiem, ale nie mógł długo nie patrzeć na moją Kate.
Brunetka powoli do mnie podeszła, a ja jeszcze w drzwiach położyłem dłoń na jej włosach, pocałowałem w czoło i pogłaskałem dwa razy ciągle na niego patrząc. Niech wie czego nigdy nie będzie miał.
Skurwiel.
Kate całą drogę była jakaś cicha i nawet nie chciała jechać ze mną na zakupy.
*KATE*
Miałam zły dzień i jedyne czego chciałam to poopierdalać się z Leondre. Charlie podrzucił mnie pod jego dom, a sam pojechał po zakupy.
Szczerze? Zatrucie pokarmowe byłoby przyjemniejsze niż to co tam zobaczyłam.
Weszłam i zobaczyłam mojego przyjaciela z tą rudą suką, która całowała się z Charliem.
-Dzień dobry. -zwróciłam na siebie ich uwagę. Gołąbeczki gruchały sobie na kanapie, znaczy on tylko trzymał rękę na oparciu kanapy za nią, ale i to o mało nie wywołało u mnie wymiotów.
Pamiętała mnie i to bardzo dobrze, bo jej uśmiech był tak wredny, że chciałam przywalić jej jeszcze raz. Kiedyś żałowałam, ale nie ma prawa zbliżać się do Devriesa.
-O cześć Kate, poznaj...
-Znamy się. -przerwałam mu i poszłam do kuchni żeby tam poczekać na Charliego i razem pomyśleć co z tym fantem zrobić.
Ona nie może być normalna jeżeli przekroczyła próg tego domu. Całowała się z Charliem i co? Teraz Leondre?
Siedziałam w kuchni pół godziny dopóki nie weszli oni.
-Wszystko okay? -spytał brunet wyjmując szklanki.
-Nie lubię ludzi, którzy... -chciałam powiedzieć coś niemiłego o tej suce, ale nagle ona wpadła na mnie ze szklanką wiśniowego soku, który zalał moją białą bluzkę. Nie czekałam długo.
-Ty wredna szmato zrobiłaś to specjalnie!
Odepchnęłam ją ona mnie i zaczęła się przepychanka. Była nie szkodliwa, do czasu... Leondre odepchnął mnie, a tą szmatę objął w pasie.
To był dla mnie szok, stałam nieruchomo i lustrowałam jego twarz.
-Wiedziałem. Zawsze masz jakiś problem! -wydarł się na mnie.
-Oblała mnie sokiem!-wskazałam na swoją bluzkę.
-Nie zrobiła tego specjalnie! Ale ty zawsze musisz coś odjebać! Lecz się dziewczyno!
Zawsze był taki cichy, nigdy na mnie nie krzyczał, nawet jak się kłóciliśmy, to były ciche kłótnie. A teraz?
Stał broniąc jakiejś przypadkowej dziewczyny. Nawet nie chodzi o to. Zawsze byliśmy po swojej stronie, do teraz. Teraz jakaś obca dziewczyna jest ważniejsza.
W moim gardle zebrała się wielka gula i ze spuszczona głową poszłam na korytarz.
-Wszystkiego dobrego na nowej drodze życia. -powiedziałam pod nosem, gdy zakładałam buty i wyszłam.
Zdążyłam przejść kilkanaście metrów, a samochód Charliego zajechał chodnik.
-A ty gdzie? -spytał przez opuszczoną szybę. -Nie ma Leo?
-Pierdolę to wszystko. -chciałam go ominąć, ale otworzył drzwi, które we mnie uderzyły.
-Co się znowu stało? -wysiadł, a to że westchnął i przekręcił oczami wkurwiło mnie jeszcze bardziej.
-Gówno. Jeżeli mu niezależny na tej przyjaźni to mi tym bardziej. To nie jest tak, że tylko ja mam się starać.
-Kate co ty pierdolisz? -zmarszczył brwi.
-Nie wiem co się stało, naprawdę mi na nim zależało...-wplątałam w palce włosy z boku mojej głowy i pomyślałam, że nigdy więcej nie będę o niego walczyć, robiłam to za każdym razem, a on dalej swoje.
Zmieniłaś się.
Nie jestem taki jak ty.
Gówno prawda, to on się zmienił.
-Ale Kate... O co chodzi? -złapał mnie za ramiona.
*CHARLIE*
Nie było mnie góra pół godziny, a oni już się pokłócili. Czasami zachowują się jak dzieci.
Nawet nie mogłem zrozumieć co do mnie mówi, wyglądała na zdenerwowaną więc chciałem ją przytulić. Stały patent, ja próbuje ją przytulić ona mnie odpycha aż w końcu zaczyna się śmiać, ale Leo był za poważną sprawą by tak to rozwiązać.
-Charlie zostaw mnie do cholery! -odetchnęła mnie. -Spierdalaj!
Wyglądała jakby miała się rozpłakać, jeżeli bym jej nie zostawił, więc trochę się odsunąłem.
-Spokojnie. -uniosłem dłonie. -Co takiego zrobił tym razem?
Kate tylko uniosła brwi, jakbym powiedział coś nie tak i zaczęła odchodzić.
-Przyjaciel zawsze stanąłby po mojej stronie. -burknęła.
-Poczekaj odwiozę cię!
-Spierdalaj, mam nogi.
Chwilę patrzyłem na to jak odchodzi kręcąc tym swoim tyłkiem.
Pięknie.
Leo zjebał, a ja za to zapłacę, założę się, że na wesele pójdę sam.
Zabrałem się i pojechałem do domu. Kiedy wjeżdżałem na podjazd zobaczyłem dziewczynę idącą w przeciwnym kierunku do Kate. To pewnie od Leo.
Wziąłem zakupy i wszedłem do domu.
-Leo... Kurwa... O co znowu poszło? -reklamówki odłożyłem na ziemię i usiadłem obok załamanego przyjaciela. A raczej wkurwionego.
-Marudzi jak zawsze. -oparł się łokciami na kolanach i podparł głowę. -Czy ona nie może być normalna? Chciałbym w końcu znaleźć dziewczynę, bo jak narazie mają mnie za geja, ale Kate każdą odstraszy. Z każdą miała niewytłumaczalny problem. Wiesz co? -odwrócił głowę w moją stronę.-Ronnie wylała na nią sok, oczywiście niespecjalnie, a Kate rzuciła się na nią z łapami.
Chyba wszystkie Ronnie jej podpadają.
-Też bym się wkurzył gdyby ktoś oblał mnie sokiem. -wzruszyłem ramionami.
-Wkurzył. Nie popychał. Zawsze musi coś zjebać. Idiotka. -zrobiło się groźnie, gdy zaczął przeklinać. -Tylko dlaczego dla mnie? Perfidna, egoistka, myśli tylko o sobie i o tym jak bardzo jej ciężko, nie tylko ona ma problemy... -odwrócił głowę, a dla mnie to było za dużo.
Byłem w stanie zrozumieć jego złość, mógł ją opierdzielić, wyzywać od idiotek, cokolwiek, ale nie miał prawa mówić, że jest egoistką.
-Myśli o sobie? -prychnąłem.-A zapomniałeś już o wszystkim co zrobiła dla ciebie? Nie mówię już o tym co zrobiła dla szpitala... -machnąłem głową. -Przez cały czas była na twoje zawołanie. Miałeś problem z matmą? Proszę bardzo, za pięć minut była u ciebie, żeby cię nauczyć. Zawalała sprawdziany, bo wolała pisać twoje, żebyś mógł koncertować! Cholera Leo, dopóki nie przyszła do waszej szkoły nie miałeś znajomych. Cały czas mówiłeś, że cię lubiła zanim dowiedziała się o barsie i miała w dupie zdanie innych. Była zawsze, gdy tego potrzebowałeś. Ukrywała to, że nasze fanki traktują ją jak gówno, bo widziała jak bardzo są dla ciebie ważne. Nie skarżyła się, gdy wszystko ją przerastało, depresja, zaburzenia odżywiania, nigdy się nie skarżyła, nie narzekała na nic, więc nie masz prawa mówić, że jest egoistką! Zawsze ktoś inny był dla niej ważniejszy! -brunet spuścił głowę, pewnie dlatego, że zacząłem do niego docierać. -A wypadek? Zapomniałeś jak płakałeś w szpitalu, jak... -spojrzałem na jego nadgarstki. -To wszystko co działo się potem? Zastanów się chłopie co by było gdyby znów jej zabrakło. -końcówkę zdania prawie wyszeptałem.
Chyba oboje przypomnieliśmy sobie co wydarzyło się rok temu. Niewątpliwie to był najgorszy moment w moim życiu. Byłem szczęśliwy, miałem wspaniałą dziewczynę, przyjaciela, muzykę... Nie myślałem, że może się to zmienić w jednej chwili.
Kiedy ja piłem piwo z kolegami, oni byli o krok od...
Byłem poza zasięgiem, dlatego do szpitala przyjechałem dopiero po dwóch godzinach. Kate walczyła o życie, a ja byłem dopiero po dwóch godzinach. Wszyscy płakali, czekali, a ja dopiero dowiedziałem się co się stało. Kiedy moja dziewczyna walczyła o życie ja świetnie się bawiłem. Nigdy sobie tego nie wybaczę.
Lekarzom udało się ją uratować, ale każdy kolejny dzień był mało mniejszym koszmarem. Przez pół roku nie widziałem jej oczu, uśmiechu, nie słyszałem głosu, nie czułem słodkich ust.
Na początku spędzałam w szpitalu całe dnie, płakałem, zasypiałam ze zmęczenia i znów płakałem. W końcu skończyły mi się łzy i modliłem się o to, by wróciła, w końcu przyzwyczaiłem się do tego, że mogę jedynie na nią patrzeć, a Elizabeth zaczęła namawia mnie do powrotu na scenę. Nie chciałem jej zostawić, chciałem trzymać ją za rękę gdy się obudzi, ale wszyscy zaczęli mnie namawiać, wymyślili dyżury i mówili że Kate by tego chciała. Wróciłem na scenę tylko dla niej.
Niestety, nie mając jej obok oczywiście wszystko spieprzyłem.
Wytarłem oczy, które zaczęły zachodzić łzami i spojrzałem na bruneta.
-Zrób z tym co chcesz, ale zastanów się czy gdyby coś się stało byś nie żałował.-chciałem wstać, ale przyjaciel pociągnął mnie za rękaw bluzy żebym się nie ruszał.
-Jestem dla niej strasznym dupkiem.-spojrzał przed siebie i zmarszczył brwi -A ona... Ona jest taka kochana. Ale kurwa....nie chce żeby mówiła z kim mam się spotykać.
-Noi masz rację, tylko jej to powiedz. Bez kłótni. -spojrzałem na niego, a on pokiwał głową.-Przecież wiesz, że zrozumie.
-Heh, ostatnio ciągle się kłócimy, ale masz rację, nie chciałbym jej stracić. Możesz do niej napisać, czy wróciła do domu?
Zadzwoniłem, tylko szkoda, że odrzuciła.
Mój pierwszy dzień! Tak.
Jestem zdenerwowana, podekscytowana, ciekawa i cieszę się jak cholera.
Cameron pomógł mi ogarnąć moją kawalerkę 5x5 i da się mieszkać. Może nie jest ani duża ani piękna, a położenie jest fatalne, ale dam sobie radę.
Plan zajęć jest tak zły, że szkoda gadać. Mam dużo okienek między zajęciami w ciągu, których nie będzie mi się opłacało wracać do domu na końcu miasta, mam też na późniejsze godziny przez co kończę później. Zawsze wolałam mieć zajęcia od rana, kończyć wcześniej i mieć wolne, cóż nie można mieć wszystkiego.
Dziś miałam od 10.45 do 13.45, a potem od 15.00 do 18. Będzie chujowo, więc postanowiłam ubrać się na luzie. Pomalowałam rzęsy, brwi, przypudrowałam twarz, a do torby spakowałam portfel, telefon, notatnik, długopis, okulary i termos z kawą.
Pewnie miałam coś jeszcze wziąć, ale oczywiście pobiegłam do metra.
Muszę jeździć dwoma, plusem jest to, że każdy jeździ co 10 minut, więc nawet jak się spóźnię to nic ma wielkiej biedy. No chyba, że jest się mną i wychodzi się na ten na ostatnią chwilę i do tego się spóźnia. Kurwa. Oczywiście, że się spóźniłam pierwszego dnia.
Wbiegłam do budynku, który był jak wymarły. Zajęcia miałam w V8 co to kurde znaczy?
-Przepraszam, gdzie jest V8?-podeszłam do pani, która stała na szatni.
-Na samej górze po lewej, Skarbie. -uśmiechnęła się przesympatyczne.-Współczuję ci, pan Hale nie toleruje spóźnialskich.
Szybko wbiegłam po wielkich schodach i wręcz rzuciłam się na drzwi. Oczywiście, że wszyscy na mnie spojrzeli wraz z wykładowcą, który zaczął już zajęcia.
-Przepraszam.-powiedziałam zadyszana i obserwowałam jego reakcje. Uniósł brwi, a jego czoło zmarszczyło się.
Jezu to było ciacho. Wyglądał na około 27 lat, smukły, wysoki, brązowe loczki opadały na jego zmarszczone czoło i był w błękitnej koszuli podwiniętej do łokci.
-Pani to? -oparł się dołem pleców o biurko.
-Kate Porter.
-Proszę, proszę usiąść. -założył ręce na pierś i powiedział to z lekkim sarkazmem. Wiedziałam, że na tym się nie skończy. Usiadłam w drugim rzędzie z brzegu z dala od innych, nie chciałam już robić szumu wokół swojej osoby.
-Kate Porter. -powtórzył pan Hale, jak powiedziała pani z szatni, i zaczął patrzeć coś w swoim laptopie. -Dopiero po dwóch latach zdecydowała się pani na studia... A nie. Dopiero w tym roku ukończyła pani szkołę wyższą... W Polsce. -podniósł na mnie wzrok. -Jak to możliwe, że tak późno? Nie zdała pani? I przyszła na prawo? -uniósł kącik ust i tak, wyglądał seksownie, ale bez przesady... Mam mu tłumaczyć historię mojego życia przy wszystkich?
-Przypadek losowy. -poprawiłam się na krześle.
-Mhm... Spóźniła się pani na pierwsze zajęcia. -zabrał z biurka jakąś kartkę i zaczął iść w moją stronę. -To raczej niekulturalne, a powiedziałbym nawet to brak szacunku dla mojej osoby i mojego czasu, który z własnej, dobrej woli wam poświęcam. -przymknęłam oczy i przełknęłam głośno ślinę, gdy uderzył dłonią o moją ławkę. -Podpisz się. -zabrał dłoń pod którą była kartka z podpisami jak się domyśliłam studentów.
Trzęsącą ręką podpisałam się i gdy jeszcze nade mną stał wyjęłam okulary, które założyłam na nos, notes i długopis.
Zdaję sobie sprawę z tego, że moje okulary to niewypał, bo kupując te wielkie szkła ze złotą oprawką byłam z mamą i śmiałyśmy się z tumblr girl. Rzadko ich używam, bo tylko gdy jestem w domu, więc za bardzo się nie przejmowałam.
Resztę wykładu uważnie słuchałam czując na sobie nieprzyjemny wzrok profesora.
Kolejny wykład był dość nudny, a potem miałam przerwę. Usiadłam w kawiarni i dopiero wtedy wzięłam do ręki telefon.
/Charlie/
Jak pierwszy dzień?
/Cameron/
Ile mord już obiłaś?
Charliemu napisałam, że już podpadłam, a Cameronowi, że jest idiotą.
Miałam swoją kawę, ale głupio mi było siedzieć z własnym prowiantem więc zamówiłam late. Pisałam trochę z Charliem, jego była szefowa poprosiła o pomoc i gdy będzie miał czas będzie chodził do studia.
-Pani Porter. -powoli podniosłam głowę, bo ten seksowny głos nie kojarzy mi się dobrze.
-Profesor Hale. -wydusiłam uśmiech. -Może się pan dosiądzie? -to był bardziej żart, bo on przecież mnie nie lubi. A przynajmniej tak mi się wydawało.
-Chętnie.-odpowiedział z tak samo sztucznym uśmiechem i autentycznie się dosiadł. -Ma pani przerwę?
-Ponad godzinę.
-Rozumiem, to popieprzone. Ja mam dwie. -napił się kawy, a ja wytrzeszczyłam oczy. -Hm? Jestem normalnym człowiekiem, to nie jest tak, że jestem sztywny.
Spojrzałam na jego marynarkę i teczkę.
-Nie sądziłam tak.
-Jeżeli chodzi o pani spóźnienie na mój wykład... Niechpani nie robi tego więcej. Jeżeli bym pani odpuścił straciłbym autorytet, a ci gówniarze by mnie zjedli. Prawo jest najgorsze...
Za bardzo nie wiedziałam co mam powiedzieć, bo co mnie to obchodzi?
-Miałam pewne niedogodności.-powiedziałam tylko. Nie wiedziałam jak mam się zachować, gdybym nie patrzyła na niego to by pomyślał, że go nie słucham, a jakbym patrzyła to by pomyślał, że się gapię, bo cholera... On naprawdę jest przystojny.
-Jakie? -pomieszał swoją kawę, jaki ciekawski.
-Korek. Był korek.
-Okay. Miło, że cię tu spotkałem, bo... Ma pani bardzo ciekawą, że tak powiem, biografię. Niech pani nie zrozumie mnie źle. To pani organizowałaś ten koncert w Cardiff?
-Dałam pomysł, organizowała to masa ludzi.
Nienawidzę, gdy ludzie mówią "o gratuluję tego koncertu" albo, że zrobiłam świetną robotę. Nie zrobiłam tego sama, a właściwie sama to gówno bym zrobiła.
Jego mina była zabawna, chyba brzmiałam niemiło, a nie chciałam, naprawdę, ja się go boję.
-Czasami pomysł jest najważniejszy. Możesz mi trochę o tym opowiedzieć?
To było cholernie niezręczne, bo gdy opowiedziałam mu o organizowaniu koncertu i to tak ze szczegółami zaczął pytać dlaczego jestem dwa lata do tyłu itd.
***
Miałam iść na stacje metra, ale zobaczyłam blondynka, który stał na parkingu i rozglądał się dookoła.
-Na mnie czekasz? -podeszła, a on wręcz się zaśmiał.
-Ojej, co oni z tobą zrobili. -odepchnął się od samochodu i podszedł mnie przytulić.
-Charlie, skąd wiedziałeś o której kończę? -odsunęłam się, a on zaczął poprawiać moje włosy.
-Nie odpisywałaś to sprawdziłem w internecie. -otworzył dla mnie drzwi samochodu, a potem usiadł za kierownicą.
Nie powiedziałabym, że jesteśmy jakoś blisko, nie widziałam go od dłuższego czasu, tylko od czasu do czasu piszemy smsy. Tyle.
Akurat przed autem Charliego przeszedł profesor Hale, albo mi się wydawało, albo przez dłuższą chwilę utrzymaliśmy kontakt wzrokowy, chyba nawet musiał odwrócić głowę.
-Kto to? -blondyn przekręcił kluczyk.-Zapnij pas.
-Wykładowca, opierdolił mnie za to, że spóźniłam się na jego zajęcia, a potem dosiadł się do mnie w kawiarni. -zapięłam pas.
-Jak się dosiadł?! Przecież to nauczyciel!
-Spokojnie, no nie wiem. Pytał dlaczego jestem dwa lata później i nawet wiedział o koncercie. Skręć w prawo. Charlie w prawo.
-Zjesz u mnie kolację. -oznajmił.-On w ogóle tak może? Jesteś jego uczennicą do cholery. -zdjął czapkę i rzucił do tyłu.
-Znaczy no wiesz... To była tylko rozmowa.
-Boże...czy nawet nauczyciele muszą cie podrywać. -blondyn zatrzymał się na podjeździe.
-Nie podrywał mnie. -przekręciłam oczami. -Rozmawialiśmy tak normalnie.
-Kate, on nie mógł oderwać od ciebie wzroku. -wysiedliśmy z auta.
-Leondre już wrócił?
-Ta, miał dzisiaj dwa wykłady.
Wbiegłam do domu, najpierw rozejrzałam się po salonie, a potem poszłam do kuchni. Zdziwiłam się, gdy zobaczyłam go przy garach, ale od razu podbiegłam i złapałam go za pośladki.
-Aaa! -pisnął jak dziewczynka, a gdy tylko się odwrócił przytuliłam go. -Jeju Kate. -zaśmiał się i objął ramionami.
-Tęskniłam. -podniosłam głowę, żeby zobaczyć jego uśmiechnięty ryj.
-Ja też Mała.
-Musicie wszyscy tak na mnie mówić?
-A masz w ogóle metr pięćdziesiąt? -przymrużył oczy i zaśmiał się.
-Aj weź, to, że tobie udało się urosnąć nie znaczy że możesz czuć się lepszy. -odsunęłam się i spojrzałam na garnki. -Co gotujesz?
-Coś pysznego.
-Wy idioci... Nawet wam to przez gardło nie przejdzie.
-Pf...gotowane warzywa i kurczak. Coś pysznego. -odwrócił wzrok. -Charlie mówił, że to jesz. -szepnął zanim wszedł blondyn.
Kochani są.
-Masz jeszcze trochę piersi z kurczaka?
Okazało się, że w zamrażarce były frytki, więc mimo ich sprzeciwu zrobiłam im smażoną pierś z kurczaka i frytki, zajęło to 20 minut i usiedliśmy przy stole. Nawet nie spojrzeli na to co zrobił Leondre, bo rzucili się na frytki.
-Jak tam pierwszy dzień?
-Już podrywa ją jakiś profesorek.
-Nie podrywał, piliśmy razem kawę. -przekręciłam oczami.
-Kawę? Z wykładowcą?
-Mówiłem jej, ale stwierdziła, że to nic takiego. -blondyn odsunął talerz.
-A poznałaś kogoś?
-Em... Wszyscy wyglądają jak buce. Dziewczyny miały koszule, spódnice... Wyglądałam przy nich jak lamus.
-Wyglądasz ładnie. -brunet uśmiechnął się do mnie. -Prawnicy mają to do siebie, ale na pewno kogoś poznasz.
-Tak, nie chcę być wyrzutkiem. Jak od was mam wrócić do domu? Zaraz będę się zbierała.
-Odwiozę cię, ale musisz jeszcze trochę posiedzieć. Nie smakuje ci? -spojrzał na mój talerz. Było smaczne, ale na prawdę nie miałam ochoty na jedzenie.
-Nie, jest bardzo dobre, aż się dziwię.-zaśmiałam się do Devriesa.-Ale nie jestem głodna.
Podejrzewam, że to spojrzenie, którym się wymienili miało być subtelne, ale im kompletnie nie wyszło, więc zjadłam jeszcze trochę.
***
*CHARLIE*
Po pracy od razu pojechałem po Kate. Miałem jeszcze 10 minut, wiec wszedł do budynku i usiadłem na jednym z foteli.
Muszę ją przekonać, żeby zamieszkała z nami, bo jej ulica to kompletne slamsy, co druga osoba to dwumetrowy czarnoskóry w workowatych spodniach, nie jestem rasista, ale okolica nie wygląda na bezpieczną.
Jej mieszkanie to pewnie niezłe gówno.
Po jakimś czasie wszyscy zaczęli wychodzić i ani śladu po mojej Kate. Jej rozkład miałem na telefonie, więc spytałem przemiłej pani, gdzie znajdę taką salę i poszedłem na samą górę. Łatwo było ją znaleźć, po prostu były na tym piętrze tylko jedne otwarte drzwi.
Powoli poszedłem i najpierw usłyszałem męski głos, a potem zobaczyłem tego profesorka, który stał za blisko mojej Kate. Wyprostowałem się i zapukałem żeby w końcu na mnie spojrzeli.
-Kate śpieszymy się. -twardo powiedziałem, patrząc na tego gościa, który nawet się od niej nie odsunął.
-Mhm. -poprawiła torbę na ramieniu i podniosła głowę, bo wcześniej nawet na niego nie patrzyła. -Dziękuję bardzo, jeżeli będę miała jakiś problem to...
-Możesz się do mnie zgłosić. -facet zmierzył mnie wzrokiem, ale nie mógł długo nie patrzeć na moją Kate.
Brunetka powoli do mnie podeszła, a ja jeszcze w drzwiach położyłem dłoń na jej włosach, pocałowałem w czoło i pogłaskałem dwa razy ciągle na niego patrząc. Niech wie czego nigdy nie będzie miał.
Skurwiel.
Kate całą drogę była jakaś cicha i nawet nie chciała jechać ze mną na zakupy.
*KATE*
Miałam zły dzień i jedyne czego chciałam to poopierdalać się z Leondre. Charlie podrzucił mnie pod jego dom, a sam pojechał po zakupy.
Szczerze? Zatrucie pokarmowe byłoby przyjemniejsze niż to co tam zobaczyłam.
Weszłam i zobaczyłam mojego przyjaciela z tą rudą suką, która całowała się z Charliem.
-Dzień dobry. -zwróciłam na siebie ich uwagę. Gołąbeczki gruchały sobie na kanapie, znaczy on tylko trzymał rękę na oparciu kanapy za nią, ale i to o mało nie wywołało u mnie wymiotów.
Pamiętała mnie i to bardzo dobrze, bo jej uśmiech był tak wredny, że chciałam przywalić jej jeszcze raz. Kiedyś żałowałam, ale nie ma prawa zbliżać się do Devriesa.
-O cześć Kate, poznaj...
-Znamy się. -przerwałam mu i poszłam do kuchni żeby tam poczekać na Charliego i razem pomyśleć co z tym fantem zrobić.
Ona nie może być normalna jeżeli przekroczyła próg tego domu. Całowała się z Charliem i co? Teraz Leondre?
Siedziałam w kuchni pół godziny dopóki nie weszli oni.
-Wszystko okay? -spytał brunet wyjmując szklanki.
-Nie lubię ludzi, którzy... -chciałam powiedzieć coś niemiłego o tej suce, ale nagle ona wpadła na mnie ze szklanką wiśniowego soku, który zalał moją białą bluzkę. Nie czekałam długo.
-Ty wredna szmato zrobiłaś to specjalnie!
Odepchnęłam ją ona mnie i zaczęła się przepychanka. Była nie szkodliwa, do czasu... Leondre odepchnął mnie, a tą szmatę objął w pasie.
To był dla mnie szok, stałam nieruchomo i lustrowałam jego twarz.
-Wiedziałem. Zawsze masz jakiś problem! -wydarł się na mnie.
-Oblała mnie sokiem!-wskazałam na swoją bluzkę.
-Nie zrobiła tego specjalnie! Ale ty zawsze musisz coś odjebać! Lecz się dziewczyno!
Zawsze był taki cichy, nigdy na mnie nie krzyczał, nawet jak się kłóciliśmy, to były ciche kłótnie. A teraz?
Stał broniąc jakiejś przypadkowej dziewczyny. Nawet nie chodzi o to. Zawsze byliśmy po swojej stronie, do teraz. Teraz jakaś obca dziewczyna jest ważniejsza.
W moim gardle zebrała się wielka gula i ze spuszczona głową poszłam na korytarz.
-Wszystkiego dobrego na nowej drodze życia. -powiedziałam pod nosem, gdy zakładałam buty i wyszłam.
Zdążyłam przejść kilkanaście metrów, a samochód Charliego zajechał chodnik.
-A ty gdzie? -spytał przez opuszczoną szybę. -Nie ma Leo?
-Pierdolę to wszystko. -chciałam go ominąć, ale otworzył drzwi, które we mnie uderzyły.
-Co się znowu stało? -wysiadł, a to że westchnął i przekręcił oczami wkurwiło mnie jeszcze bardziej.
-Gówno. Jeżeli mu niezależny na tej przyjaźni to mi tym bardziej. To nie jest tak, że tylko ja mam się starać.
-Kate co ty pierdolisz? -zmarszczył brwi.
-Nie wiem co się stało, naprawdę mi na nim zależało...-wplątałam w palce włosy z boku mojej głowy i pomyślałam, że nigdy więcej nie będę o niego walczyć, robiłam to za każdym razem, a on dalej swoje.
Zmieniłaś się.
Nie jestem taki jak ty.
Gówno prawda, to on się zmienił.
-Ale Kate... O co chodzi? -złapał mnie za ramiona.
*CHARLIE*
Nie było mnie góra pół godziny, a oni już się pokłócili. Czasami zachowują się jak dzieci.
Nawet nie mogłem zrozumieć co do mnie mówi, wyglądała na zdenerwowaną więc chciałem ją przytulić. Stały patent, ja próbuje ją przytulić ona mnie odpycha aż w końcu zaczyna się śmiać, ale Leo był za poważną sprawą by tak to rozwiązać.
-Charlie zostaw mnie do cholery! -odetchnęła mnie. -Spierdalaj!
Wyglądała jakby miała się rozpłakać, jeżeli bym jej nie zostawił, więc trochę się odsunąłem.
-Spokojnie. -uniosłem dłonie. -Co takiego zrobił tym razem?
Kate tylko uniosła brwi, jakbym powiedział coś nie tak i zaczęła odchodzić.
-Przyjaciel zawsze stanąłby po mojej stronie. -burknęła.
-Poczekaj odwiozę cię!
-Spierdalaj, mam nogi.
Chwilę patrzyłem na to jak odchodzi kręcąc tym swoim tyłkiem.
Pięknie.
Leo zjebał, a ja za to zapłacę, założę się, że na wesele pójdę sam.
Zabrałem się i pojechałem do domu. Kiedy wjeżdżałem na podjazd zobaczyłem dziewczynę idącą w przeciwnym kierunku do Kate. To pewnie od Leo.
Wziąłem zakupy i wszedłem do domu.
-Leo... Kurwa... O co znowu poszło? -reklamówki odłożyłem na ziemię i usiadłem obok załamanego przyjaciela. A raczej wkurwionego.
-Marudzi jak zawsze. -oparł się łokciami na kolanach i podparł głowę. -Czy ona nie może być normalna? Chciałbym w końcu znaleźć dziewczynę, bo jak narazie mają mnie za geja, ale Kate każdą odstraszy. Z każdą miała niewytłumaczalny problem. Wiesz co? -odwrócił głowę w moją stronę.-Ronnie wylała na nią sok, oczywiście niespecjalnie, a Kate rzuciła się na nią z łapami.
Chyba wszystkie Ronnie jej podpadają.
-Też bym się wkurzył gdyby ktoś oblał mnie sokiem. -wzruszyłem ramionami.
-Wkurzył. Nie popychał. Zawsze musi coś zjebać. Idiotka. -zrobiło się groźnie, gdy zaczął przeklinać. -Tylko dlaczego dla mnie? Perfidna, egoistka, myśli tylko o sobie i o tym jak bardzo jej ciężko, nie tylko ona ma problemy... -odwrócił głowę, a dla mnie to było za dużo.
Byłem w stanie zrozumieć jego złość, mógł ją opierdzielić, wyzywać od idiotek, cokolwiek, ale nie miał prawa mówić, że jest egoistką.
-Myśli o sobie? -prychnąłem.-A zapomniałeś już o wszystkim co zrobiła dla ciebie? Nie mówię już o tym co zrobiła dla szpitala... -machnąłem głową. -Przez cały czas była na twoje zawołanie. Miałeś problem z matmą? Proszę bardzo, za pięć minut była u ciebie, żeby cię nauczyć. Zawalała sprawdziany, bo wolała pisać twoje, żebyś mógł koncertować! Cholera Leo, dopóki nie przyszła do waszej szkoły nie miałeś znajomych. Cały czas mówiłeś, że cię lubiła zanim dowiedziała się o barsie i miała w dupie zdanie innych. Była zawsze, gdy tego potrzebowałeś. Ukrywała to, że nasze fanki traktują ją jak gówno, bo widziała jak bardzo są dla ciebie ważne. Nie skarżyła się, gdy wszystko ją przerastało, depresja, zaburzenia odżywiania, nigdy się nie skarżyła, nie narzekała na nic, więc nie masz prawa mówić, że jest egoistką! Zawsze ktoś inny był dla niej ważniejszy! -brunet spuścił głowę, pewnie dlatego, że zacząłem do niego docierać. -A wypadek? Zapomniałeś jak płakałeś w szpitalu, jak... -spojrzałem na jego nadgarstki. -To wszystko co działo się potem? Zastanów się chłopie co by było gdyby znów jej zabrakło. -końcówkę zdania prawie wyszeptałem.
Chyba oboje przypomnieliśmy sobie co wydarzyło się rok temu. Niewątpliwie to był najgorszy moment w moim życiu. Byłem szczęśliwy, miałem wspaniałą dziewczynę, przyjaciela, muzykę... Nie myślałem, że może się to zmienić w jednej chwili.
Kiedy ja piłem piwo z kolegami, oni byli o krok od...
Byłem poza zasięgiem, dlatego do szpitala przyjechałem dopiero po dwóch godzinach. Kate walczyła o życie, a ja byłem dopiero po dwóch godzinach. Wszyscy płakali, czekali, a ja dopiero dowiedziałem się co się stało. Kiedy moja dziewczyna walczyła o życie ja świetnie się bawiłem. Nigdy sobie tego nie wybaczę.
Lekarzom udało się ją uratować, ale każdy kolejny dzień był mało mniejszym koszmarem. Przez pół roku nie widziałem jej oczu, uśmiechu, nie słyszałem głosu, nie czułem słodkich ust.
Na początku spędzałam w szpitalu całe dnie, płakałem, zasypiałam ze zmęczenia i znów płakałem. W końcu skończyły mi się łzy i modliłem się o to, by wróciła, w końcu przyzwyczaiłem się do tego, że mogę jedynie na nią patrzeć, a Elizabeth zaczęła namawia mnie do powrotu na scenę. Nie chciałem jej zostawić, chciałem trzymać ją za rękę gdy się obudzi, ale wszyscy zaczęli mnie namawiać, wymyślili dyżury i mówili że Kate by tego chciała. Wróciłem na scenę tylko dla niej.
Niestety, nie mając jej obok oczywiście wszystko spieprzyłem.
Wytarłem oczy, które zaczęły zachodzić łzami i spojrzałem na bruneta.
-Zrób z tym co chcesz, ale zastanów się czy gdyby coś się stało byś nie żałował.-chciałem wstać, ale przyjaciel pociągnął mnie za rękaw bluzy żebym się nie ruszał.
-Jestem dla niej strasznym dupkiem.-spojrzał przed siebie i zmarszczył brwi -A ona... Ona jest taka kochana. Ale kurwa....nie chce żeby mówiła z kim mam się spotykać.
-Noi masz rację, tylko jej to powiedz. Bez kłótni. -spojrzałem na niego, a on pokiwał głową.-Przecież wiesz, że zrozumie.
-Heh, ostatnio ciągle się kłócimy, ale masz rację, nie chciałbym jej stracić. Możesz do niej napisać, czy wróciła do domu?
Zadzwoniłem, tylko szkoda, że odrzuciła.
środa, 4 października 2017
26.
Gdy z rana zeszłam na dół była tylko Holly.
-Dzień dobry.
-Hej. -uśmiechnęła się do mnie. Jejku ona jest taka słodka. Naprawdę, ma taki szeroki uśmiech, że nawet ja się uśmiechnęłam, mimo, że nie byłam wyspana.
-Pomogę ci.-stwierdziłam widząc, że robi śniadanie.
-Aha, jak tam impreza? -kątem oka spojrzała na moją dłoń. Miałam zdarte kostki, dziwne... Przecież tylko raz go uderzyłam.
-Bywało lepiej.
-Mhm, eh Kate... -nagle odłożyła wszystko i stanęła do mnie przodem. -Nie denerwuj się tylko. Znamy się krótko, jest mi trochę głupio, że tak zawaliłam ci się na głowę i... Nie chce psuć relacji między tobą i Cameronem. Cieszę się, że ma taką przyjaciółkę, sama jestem ci wdzięczna. Jakby... Nie czuj zagrożenia z mojej strony. -spojrzałam na nią z niezrozumieniem, a ona spuściła wzrok.
-Słyszałaś naszą kłótnie?
-Byliście głośno...
-To już nieważne. Rozmawiałam z nim wczoraj i rozumiem. Sytuacja się zmieniła...
-Nie bądź zła.
-Nie jestem. Naprawdę. -przestałam kroić warzywa. -Wiem, że może wyglądam na dziwną i ten dupek naopowiadał ci o mnie historyjek, ale chyba nie jestem złą osobą. -zaśmiałam się krótko.
-Wiem, że nie jesteś. -objęła mnie ramieniem. -Gdyby ktoś uderzył Camerona zabiłabym. -zaśmiałyśmy się.
-O moje dziewczyny robią śniadanie. -po schodach zszedł Cam, objął nas i pocałował Holly.-Siema stary. -pogłaskał jeszcze jej brzuch. -Ej może wyjdziemy gdzieś dzisiaj?
-Jasne.-Holly uśmiechnęła się przez ramię.
-Kate?
Trochę się zdziwiłam, bo myślałam, że to pytanie było do Holly.
-Em... Jeżeli chcecie spędzić czas sam na sam...
-Jeszcze będę miała go dość gdy zamieszkamy razem. -zaśmiała się Holly. -To jak? Muszę kupić coś w co wejdę.
-Zakupy? -prychnął chłopak. -Odwołuje jednak. Idźcie same.
-Bez łaski kochanie.
-W sumie... Może po obiedzie. Mam jeszcze coś do zrobienia.
***
-Dzień dobry, jest Charlie? -uśmiechnęłam się do zaskoczonej blondynki w średnim wieku.
-Charlie?
-Charlie.
-Em... Jest, jasne, że jest. -jakby się ogarnęła o co pytałam i wpuściła mnie do środka. -Charlie! -krzyknęła na mój gust trochę za głośno, ale nadal się uśmiechałam.
-Czego krzyczysz...-blondyn szedł po schodach i skręcił do salonu.
-Kate? -wytrzeszczył oczy.
Nieźle go zaskoczyłam.
Miał na sobie szare dresy i zwykły biały tshirt, nie był tak odwalony jak zawsze. Jego nos był lekko opuchnięty, a opatrunek na brwi zakrwawiony.
-Cześć, przyszłam nie w porę? -uniosłam brwi.
-Znaczy... Nie wiedziałam, że przyjdziesz. -powoli podszedł i zatrzymał się naprzeciwko mnie.
-Miałeś mi pomóc z jazdą. Jeżeli nie masz czasu to...
-Mam czas. -szybko zaprzeczył i spojrzał na swoją mamę. -Później skoszę trawę.
-Może po prostu umówimy się na kiedy indziej? -patrzyłam to na nią to na niego, byli zaskoczeni, czy to dziwne, że przyszłam? Co z tego, że nie było mnie tu wieki.
-Nie, jest okay, zrobię to później.
-Zrobisz to teraz, a ja sobie porozmawiam z Kate.-pani Karen pociągnęła mnie za ramię do salon. Brook się przywitała i poszła spowrotem grać na komputerze. Jejku jak ona wyrosła...
-Jak tam Cameron? -spytała ostrożnie. Naprawdę wszyscy już wiedzą?
-Przyjechał wczoraj. Zdaje sobie sprawę z tego, że wszytko się zmieni, ale kocha Holly. -kiwnęłam głową. -Jak jej rodzice się dowiedzieli, wyrzucili z domu i przez ostatni tydzień była u mnie. Była załamana, nawet nie chciała mówić o tym Cameronowi. W każdym razie pomogą im jego rodzice i będzie dobrze. -spojrzałam za okno, gdzie Charlie kosił trawę, był bez koszulki, a jego tatuaże wyglądały zajebiście.
-Gdyby mój Charlie oznajmił, że będzie miał dziecko... Nie wiem sama. Na moim przykładzie to za wcześnie. Trzeba się ustabilizować finansowo, wziąć ślub, a przed tym przekonać się do tej osoby.
-Rozumiem o co pani chodzi. I niech pani się nie gniewa, ale Cameron to super facet, lepszy niż ojciec Charliego, czy mój. Nie zostawi Holly. -bałam się trochę jej reakcji, ale ona się tylko zaśmiała.
-Mam taką nadzieję. Mimo wszystko...najpierw powinni się ustatkować.
-Nie planowali jeszcze rodziny, ale nic już na to nie poradzimy.
-No tak.
Rozmawiałyśmy dość długo, bo Charlie jeszcze poszedł wziąć prysznic i się ogarnąć.
***
-Najpierw...
-Lusterka, wiem. -przysunęłam sobie siedzenie i zaczęłam ustawiać lusterka.
Najgorsze w jeździe jest to, że może coś pójść nie tak. Możemy narazić na niebezpieczeństwo siebie, a co gorsza innych. Najgorszemu wrogowi nie życzę tego co mi się przytrafiło.
Kilka miesięcy wyjętych z życia, strach, rehabilitacja, wracanie do normalność...
-Kate. -blondyn szturchnął mnie w ramię. -Musisz puścić ręczny. -przytaknęłam i po chwili ruszyłam.
*CHARLIE*
Kate wydawałaby się świetnym kierowcą, jest bystra i rozważna, dlatego nie obawiałem się za bardzo. Początki były trudne, co dała gazu to hakowała, ale szybko załapała.
-Patrz w lusterka. -pouczyłem, bo mimo, że jechała ja żółw to nigdy nic nie wiadomo.
-Przecież patrzę.
-Spokojnie, tylko mówię.
-To nie mów! Przecież patrzę w te cholerne...!-nawet nie dokończyła, bo usłyszeliśmy dźwięk stuknięcia. Od razu serce mi stanęło.
Zderzyliśmy się z innym samochodem.
-Widzisz! Jesteś kierowcą do dupy! -z auta wyleciał facet, który wściekły przyglądał się blachom. -Co tak siedzisz, idź do niego!
Kate była przerażona, powoli poszła do faceta, który z resztą słusznie zaczął na nią krzyczeć.
-Moja maleńka. -sztucznie zapłakałem nad swoim samochodem.
Ku mojemu zdziwieniu nie mówił nic o kosztach, tylko o tym, że Kate nie powinna wsiadać za kółko.
Trochę się wkurwiłem, gdy wymachiwała rękoma przed jej twarzą, więc wysiadłem.
-Grzeczniej -położyłem dłoń na jego ramieniu, żeby się odsunął.
-Ta idiotka mogła spowodować wypadek!
-Po pierwsze nie idiotka. -spojrzałem na auta. -A po drugie nie ma nawet rusy.
-Ale mogła być!
-Miała pierwszeństwo. -uniosłem brwi.
Koniec końców koleś się zmył i nie było żadnych konsekwencji. Gdy wróciłyśmy do domu, mama tylko się zaśmiała. Też bym się śmiał, gdyby to nie było moje auto.
Wzięliśmy coś do picia i poszliśmy do mojego pokoju.
Mama mówiła posprzątaj...
-Syf i nic więcej.-skomentowała i usiadła na łóżku najpierw zabierając z niego stertę ciuchów.
-Nigdy ci to nie przeszkadzało.
-Twojej mamie pewnie przeszkadza.
-Niedługo wracam do Cardiff. Leondre się do mnie wprowadza. Właśnie, gdzie ty będziesz mieszkała? Moja propozycja jest nadal aktualna.
-Dzięki, ale znalazłam kawalerkę, może małą, ale będzie okey.
-Ej, no weź, przecież mieszkam blisko uczelni, mam duży dom, nie musiała byś płacić.
-Charlie nie szukam sponsora. -zaśmiała się.
Oczywiście, prędzej ona by mnie utrzymywała. Jest dumna, ale jeszcze ją przekonam.
-Jak wolisz. A jak tam twoja... No wiesz. Depresja.
-Ma się dobrze. -tym razem ja się zaśmiałem.
-Psychiatra tak powiedział?
-Ja tak powiedziałam. Jak organizowałam ten koncert nie miałam czasu chodzić na terapię i po prostu to przerwałam.
-Przerwałaś?! -uniosłem się. To zły pomysł. Jeżeli nie wyjdzie z depresji, nie wyjdzie też z tej całej anoreksji. A jeżeli z niej nie wyjdzie...
-Obiaad!-krzyknęła mama z dołu, więc zeszliśmy. -Kate zostaniesz?
-Em... Niee. Miałam z Holly iść na zakupy. -próbowała się wykręcić, ale ja wiem, że nie chodziło o żadne zakupy. Nie chciała jeść.
-Po obiedzie Charlie cię odwiezie. Spytałam dla formalność, siadaj. -uśmiechnęła się i dziewczyna nie miała już nic do gadania.
Mama wymyśliła sobie dietę i teraz wszystko jest fit.
Brook usiadła naprzeciw Kate, a ja obok. Jest już na tyle rozumna, że wie co się między nami dzieje.
Uwielbia Kate, zresztą tak jak moja mama i ciężko było jej pojąć, gdy Kate leżała w szpitalu, a potem jak się obudziła nie przychodziła do nas. Myślała, że już zawsze będziemy razem, zresztą tak jak ja.
-Przepraszam, mogę dokładkę? -spojrzałem na Kate, która miała już pusty talerz.
Wow.
Mama spojrzała na mnie dumnie, a potem się uśmiechnęła.
-Oczywiście kochanie.
-Możesz zjeść moje. -skrzywiła się Brooke.
-Masz to zjeść, bo odłączę internet. Proszę. -oddała Kate pełny talerz.
-Bardzo smaczne.
-Eh... Tylko ty mnie doceniasz. -zaśmiałem się, bo te żarcie nie ma smaku i pewnie zaraz pójdę na pizze.
-Charlie najchętniej by żarł tylko śmieciowe jedzenie.
-Adoptowałabym cię. -uśmiechnęła się i poszła zanieść swój talerz do zmywarki.-A Elizabeth kiedy wraca?
-Jakoś...już. Jeżeli się nic nie zmieniło.
-To dobrze, bo odwiozę Brook do dziadków i wpadnę na plotki wieczorem.
To dobrze, ja też.
*KATE*
Fajnie było pójść na zakupy z kimś kto nie marudzi po 30 minutach.
Cameron miał rację, jest taka jak ja. Chyba włączył jej się instynkt macierzyński, bo trochę matkowała, ale razem ze mną tańczyła w przymierzalni do little Hollywood.
Szykowała się spora impreza, bo gdy tylko przyszłyśmy zostałyśmy zagonione do garów.
Mama razem z Ann dawno się nie widziały i nadrabiały plotki, a ja nie mogłam doczekać się kiedy zobaczę Devriesa, ten gówniarz ode mnie nie odbiera. Nie mam pojęcia co znowu zrobiłam.
Była piękna pogoda, więc ustawiliśmy wszystko na tarasie i dobrze bo było w cholerę ludzi.
Ann, Cameron, Holly, Pani Victoria, Leondre, Pani Karen, Charlie i Caroline, jej mąż był w pracy, a Rush nadal jest zły.
-Leondre pomóż mi przynieść napoje. -poprosiłam więc niechętnie wstał ze mną od stoły.
-Co znowu zrobiłam? -spytałam spokojnie, wyjmując butelki z lodówki.
-Nic. -wzruszył ramionami.
-To dlaczego ode mnie nie odbierasz? -zagrodziłam mu drogę.
-Dlaczego bym miał?-uniósł brwi i mnie odepchnął.
-Bo się przyjaźnimy do cholery!
-Ta. -burknął, dogoniłam go i uderzyłam go ramieniem, bo ręce miałam zajęte.
-Leondre o co ci chodzi?!
-O to, że do siebie nie pasujemy! Ciągle biegasz po imprezach, stałaś się agresywna...
-Ja? Agresywna?!
-A co, nie? Ostatnio ciągle słyszę o twoich rozróbach. Ja nie jestem taki jak twoi znajomi... Nie lubię klubów, alkoholu i przemocy. Mnie to nie kręci.
-Leondre znamy się trzy lata, a ty mi mówisz, że nie jestem dla ciebie dobrym towarzystwem? Okay, lubię imprezy i może ostatnio trochę przesadzam, ale chyba powinno liczyć się to jaka jestem dla ciebie, a ty osądzasz mnie po tym co słyszysz. Okay z tą dziewczyną przesadziłam, ale Dannego uderzyłam przez to co zrobił Charliemu. Gdyby ktoś cię skrzywdził zrobiłabym to samo, bo przyjaciele to całe moje życie. Brakuje mi ciebie. -złagodził swoją minę, więc chyba to do niego dotarło. -Brakuję mi tego jak całymi dniami siedzieliśmy przed telewizorem, biliśmy się i zawsze byliśmy po swojej stronie. Tobie nie? -spuścił wzrok. -Nie chcę żebyś chodził ze mną na imprezy, bo lubię to jak było zawsze.
-Mi też tego brakuje. -przyznał.
-Nie rób mi tego więcej proszę.
-Cholera... Przepraszam. Ja tylko myślałem... Jestem inny od twoich znajomych. Zawsze coś spieprzę, powinienem przy tobie być, zwłaszcza teraz.
-Zwłaszcza zawsze idioto. -uśmiechnęłam się do niego.
Lubię w nim to, że jest inny. Myślę, że gdybym go nie poznała stoczyłabym się na dno. Bym żyła tylko imprezami, piła, ćpała i niewiadomo co jeszcze. Jest taką moją ostoją. Uspokaja moje życie.
-Idziecie? -wszedł Charlie i dziwnie na nas spojrzał. -Wszystko okay?
-Już idziemy. -zaśmiał się brunet.
***
-Usłyszeliśmy jak Cameron mówił o zabawie w doktora. Byliśmy przerażeni, weszliśmy do pokoju i zaczęliśmy się pytać o co chodzi. -ciocia Ann opowiadała historię z mojego i Cameron dzieciństwa, wszyscy się śmiali, a my nie mogliśmy uwierzyć we własną głupotę. -Nie chcieli nic powiedzieć, dopóki nie zagroziliśmy odłączeniem telewizora. Wtedy Kate wyjęła z szafy swoje pluszaki. -zaśmiała się z moją mamą. -Bez głowy, bez ręki, albo z ręką innego miśka. -teraz wszyscy się zaśmiali. -Wyglądały jak z jakiegoś horroru, a wtedy powiedziała "Mamo Cameron mówił, że Adaś ma raka w ręku, ale chyba uciekł". Przyrzekam, z ich dzieciństwa można by było zrobić dobry serial komediowy i to dziesięć sezonów.
Fajnie było się pośmiać z tego jakim było się debilem.
Pierwsi wyszli Victoria i Leondre, z racji tego, że kobieta miała na rano do pracy, a my młodzi przenieśliśmy się na kanapę.
Dziwnie było gdy Cameron obejmował Holly, a my z Charliem siedzieliśmy jak z kijem w dupie.
-Byłaś pokłócona z Leo? -spytał Cam, faktycznie dało się wyczuć napięcie przez pierwsze 15 minut.
-Nie to, że pokłócona, po prostu mieliśmy sobie coś do wyjaśnienia. Rozumiesz... Wisiał mi hajs. -zaśmialiśmy się. -Ej, bycie komornikiem musi być chujowy. -stwierdziłam i odwróciła głowę do Camerona, zawsze rozmawiamy na jakieś bezsensowne tematy. -No wiesz, nikt cię nie lubi.
-"Znajdę cię, a w końcu znajdę... "-zaśpiewał "hymn komorników" i znów mnie tym rozbawił.-Wiesz, że jak kichasz to staje ci serce? -też odwrócił do mnie głowę, byliśmy tak blisko, że widziałam naczynka na jego oku.
-Serio?
-No.
-A wiesz, że jak będziesz powstrzymywał się od ziewania to może ci wypaść szczęka? Moja koleżanka tak miała. W szkole.
-Kłamiesz. -uśmiechnął się głupio.
-Przyrzekam.
-Przecież ty nie masz koleżanek. -zaśmiał się za co dostał w łeb.
-Holly będzie miała do wychowania i dziecko i ciebie.
-A propo. -wyprostował się. -Umówiłem się z chłopakami, opić moje dziecko i przyszłą żonę. -pocałował Holly w dłoń. -Idziecie ze mną?
-Będzie Rush?
-No raczej.
-To nie.
-Jak wolisz, pogadam z nim. -podparł się na moim udzie i wstał.
-Charlie?
Zdziwiłam się, bo Charlie... No to Charlie. Moi znajomi go nie lubią.
-Muszę odwieźć mamę. Opijemy następnym razem.
Cam wyszedł, Holly poszła spać, nasze mamy śmiały się na tarasie, a ja z Charliem zostaliśmy na kanapie.
Byłam pewna, że zaraz zacznie jakieś akcje, ale nie. Nawet się nie przysunął.
-O co chodziło z Leo? -spytał w końcu.
-Nic ważnego. Już jest okay.
-Skoro nic ważnego to możesz powiedzieć. -spojrzał na mnie i uniósł brwi.
-Mogę. Ale nie muszę. -uśmiechnęłam się sztucznie.
-Leondre wie o naszej nocy. -założył ręce na pierś i westchnął.
Aha?
-Już wszystkim o tym mówiłeś?
-Musi wiedzieć, że WY nie macie szans.
-Jesteś głupi. -uderzyłam go pięścią w ramię tak żeby to poczuł.
Jezu, byłam pijana, to był błąd i nie chciałam żeby to się rozniosło.
-Oddam.-spojrzał na mnie i zagroził.
-Oddaj.-znów go uderzyłam, nic nie zrobił więc powtórzyłam to kilka razy, aż złapał mnie za głowę i przyciągnął do siebie. Chwilę się z nim szarpałam, a potem po prostu położyłam głowę na jego udach.
-Boli? -spytałam delikatnie dotykając jego nosa i brwi.
-Trochę.-pocałował moją dłoń.-Następnym razem odpuść, mógł ci oddać.
-Następnego razu ma nie być. -dotykałam palcami jego ust, nie wiem po co, ale zawsze się wydawały wąskie i małe, a jak patrzyłam z dołu to wyglądały wręcz kaczo.
-Kiedy zdejmą ci te druty z zębów?
Okay?
-Za trzy miesiące. -usiadłam prosto. Nie lubię komentarzy na mój aparat to nawet nie był komentarz, chociaż równie dobrze mógł powiedzieć "zdejmij to, bo wyglądasz jak gówno w drucie". Mnie osobiście nie przeszkadza.
-To jak? Powiesz mi o co chodziło z Leo?
-Nie odzywał się do mnie, po prostu sobie wyjaśniliśmy pewne sprawy.
-Jakie sprawy?
-Nasze sprawy. -na chwilę na niego spojrzałam.-Nie interesuj się.
-Obraziłaś się? -lekko pociągnął mnie za włosy. -Co znowu zrobiłem?
-Nic. Oglądam to. -wskazałam na telewizor, akurat leciało "Fake it".
-Nawet nie wiesz o czym to jest.
-Bo ciągle gadasz.
-Widzimy się raz na rok, moglibyśmy porozmawiać, a nie oglądać telewizję.
-Okay, co słychać? -usiadłam po turecku przodem do niego.
-Miło, że pytasz wszystko w porządku.
-To dobrze, u mnie też.
-Cameron i Holly będą mieszkać u ciebie?
-Dopóki czegoś nie znajdą.
-Ogarniasz to, że będzie ojcem?
-W ogóle. -pokręciłam głową. -On sam zawsze będzie dla mnie dzieckiem z którym się wychowałam w Polsce.
-Nie wiem, nie wyobrażam sobie dziecka przed trzydziestką. Poszaleli.
-Bo dla ciebie najważniejsza jest kariera.
-Spełniam się. -wzruszył ramionami. -To wcale nie jest taka sielanka przecież wiesz.
-No wiem, podróże, koncerty, fani...-prychnęłam.
Charlie tłumaczył mi to milion razy, ale chyba nigdy nie zrozumiem na co narzeka. Okay, masz mało czasu dla siebie, obowiązki, może nawet trochę stresu, ale jeżeli to kocha powinien akceptować to z wadami. Tak jak człowieka...
-Przestań Kate, nie zrozumiesz tego.
-Mówisz jak baba. Ciesz się z tego co masz.
-Od twojego wypadku mam tysiące wiadomości o tym, że się zmieniłem.
-Bo się zmieniłeś. -krótko się zaśmiałam.
-Może, gdy byłaś w szpitalu, ale potem wszystko wróciło do normy. Gdy byliśmy razem obrażali cię, a gdy się rozstaliśmy zwrócili się przeciwko mnie.
-Bo jestem zajebista. -szturchnęłam go z uśmiechem. -Przestań czytać te gówniane komentarze, zawsze znajdzie się ktoś kto powie, że źle robisz.
-A jak ty uważasz? Robię dobrze? -jego wzrok mnie przeszywał, a ja próbowałam go nie urazić.
-Nie oceniam ludzi. Robisz to co uważasz za dobre.-stwierdziłam.
-Próbujesz się wykręcić. -przekręcił oczami.-Każdy popełnia błędy, ale bez przesady jestem obwiniany o całe zło świata.
-Nie myśl o tym. -uderzyłam go dłonią w kolano i jakoś już ją tam zostawiłam.
-Uważasz, że się zmieniłem, ale nie potrafisz powiedzieć co się zmieniło...
-Jak ci powiem to ty zaczniesz mówić mi i się pokłócimy. Bez sensu.
-To lepiej nie, bo mam sprawę. -złapał mnie za dłonie, przez chwilę patrzył na nasze tatuaże, a dopiero potem podniósł wzrok.
-Mam się bać? -zaśmiałam się nerwowo.
Bałam się, że zapyta mnie o coś o co zaraz się pokłócimy.
-Oczywiście jeżeli się nie zgodzisz to nic...
-Wygrałam. Nic nie robią. -weszły nasze mamy i Ann, która "wygrała", o cokolwiek chodziło.
Puściłam jego dłonie i wyprostowałam się, gdy usiadły obok nas.
-Karen uważała, że już jesteście na górze, Elizabeth, że was nakryjemy na kanapie, a ja wierzyłam, że jesteście grzeczni. -wszystkie wybuchły śmiechem, a my spojrzeliśmy na siebie.
To było takie żenujące.
-I co Kate? Idziesz z nami na wesele?-Pani Karen pochyliła się do przodu żeby na mnie spojrzeć.
-Nie zdążyłem zapytać mamo.
-Jakie wesele? -uśmiechnęłam się z nerwów.
-Mojego kuzyna.-blondyn położył rękę na oparciu za mną. -Nie mam dziewczyny, więc pomyślałem, że pójdziesz ze mną.
Chyba był trochę zdenerwowany, może dlatego, że nie byliśmy sami i gdybym się nie zgodziła byłoby niezręcznie. A ja trochę się zdziwiłam, że to ta POWAŻNA sprawa, której się bała.
-Jasne. -kiwnęłam głową. -Czemu nie. A kiedy będzie to wesele?
~~~~~~~~~
Siemson!
Jak tam?
Przepraszam, że rozdziały są tak z dupy, nie wiadomo kiedy, ale wiecie...szkoła xd
dziwnie jest tak nagle zacząć myśleć o maturze od której zależy trochę moje życie xd
Jak się podoba rozdział?
powiedzcie cokolwiek czy jest nudno czy chcielibyście coś zmienić, może da się coś zrobić
no nic
do następnego
kc
-Kate xx
-Dzień dobry.
-Hej. -uśmiechnęła się do mnie. Jejku ona jest taka słodka. Naprawdę, ma taki szeroki uśmiech, że nawet ja się uśmiechnęłam, mimo, że nie byłam wyspana.
-Pomogę ci.-stwierdziłam widząc, że robi śniadanie.
-Aha, jak tam impreza? -kątem oka spojrzała na moją dłoń. Miałam zdarte kostki, dziwne... Przecież tylko raz go uderzyłam.
-Bywało lepiej.
-Mhm, eh Kate... -nagle odłożyła wszystko i stanęła do mnie przodem. -Nie denerwuj się tylko. Znamy się krótko, jest mi trochę głupio, że tak zawaliłam ci się na głowę i... Nie chce psuć relacji między tobą i Cameronem. Cieszę się, że ma taką przyjaciółkę, sama jestem ci wdzięczna. Jakby... Nie czuj zagrożenia z mojej strony. -spojrzałam na nią z niezrozumieniem, a ona spuściła wzrok.
-Słyszałaś naszą kłótnie?
-Byliście głośno...
-To już nieważne. Rozmawiałam z nim wczoraj i rozumiem. Sytuacja się zmieniła...
-Nie bądź zła.
-Nie jestem. Naprawdę. -przestałam kroić warzywa. -Wiem, że może wyglądam na dziwną i ten dupek naopowiadał ci o mnie historyjek, ale chyba nie jestem złą osobą. -zaśmiałam się krótko.
-Wiem, że nie jesteś. -objęła mnie ramieniem. -Gdyby ktoś uderzył Camerona zabiłabym. -zaśmiałyśmy się.
-O moje dziewczyny robią śniadanie. -po schodach zszedł Cam, objął nas i pocałował Holly.-Siema stary. -pogłaskał jeszcze jej brzuch. -Ej może wyjdziemy gdzieś dzisiaj?
-Jasne.-Holly uśmiechnęła się przez ramię.
-Kate?
Trochę się zdziwiłam, bo myślałam, że to pytanie było do Holly.
-Em... Jeżeli chcecie spędzić czas sam na sam...
-Jeszcze będę miała go dość gdy zamieszkamy razem. -zaśmiała się Holly. -To jak? Muszę kupić coś w co wejdę.
-Zakupy? -prychnął chłopak. -Odwołuje jednak. Idźcie same.
-Bez łaski kochanie.
-W sumie... Może po obiedzie. Mam jeszcze coś do zrobienia.
***
-Dzień dobry, jest Charlie? -uśmiechnęłam się do zaskoczonej blondynki w średnim wieku.
-Charlie?
-Charlie.
-Em... Jest, jasne, że jest. -jakby się ogarnęła o co pytałam i wpuściła mnie do środka. -Charlie! -krzyknęła na mój gust trochę za głośno, ale nadal się uśmiechałam.
-Czego krzyczysz...-blondyn szedł po schodach i skręcił do salonu.
-Kate? -wytrzeszczył oczy.
Nieźle go zaskoczyłam.
Miał na sobie szare dresy i zwykły biały tshirt, nie był tak odwalony jak zawsze. Jego nos był lekko opuchnięty, a opatrunek na brwi zakrwawiony.
-Cześć, przyszłam nie w porę? -uniosłam brwi.
-Znaczy... Nie wiedziałam, że przyjdziesz. -powoli podszedł i zatrzymał się naprzeciwko mnie.
-Miałeś mi pomóc z jazdą. Jeżeli nie masz czasu to...
-Mam czas. -szybko zaprzeczył i spojrzał na swoją mamę. -Później skoszę trawę.
-Może po prostu umówimy się na kiedy indziej? -patrzyłam to na nią to na niego, byli zaskoczeni, czy to dziwne, że przyszłam? Co z tego, że nie było mnie tu wieki.
-Nie, jest okay, zrobię to później.
-Zrobisz to teraz, a ja sobie porozmawiam z Kate.-pani Karen pociągnęła mnie za ramię do salon. Brook się przywitała i poszła spowrotem grać na komputerze. Jejku jak ona wyrosła...
-Jak tam Cameron? -spytała ostrożnie. Naprawdę wszyscy już wiedzą?
-Przyjechał wczoraj. Zdaje sobie sprawę z tego, że wszytko się zmieni, ale kocha Holly. -kiwnęłam głową. -Jak jej rodzice się dowiedzieli, wyrzucili z domu i przez ostatni tydzień była u mnie. Była załamana, nawet nie chciała mówić o tym Cameronowi. W każdym razie pomogą im jego rodzice i będzie dobrze. -spojrzałam za okno, gdzie Charlie kosił trawę, był bez koszulki, a jego tatuaże wyglądały zajebiście.
-Gdyby mój Charlie oznajmił, że będzie miał dziecko... Nie wiem sama. Na moim przykładzie to za wcześnie. Trzeba się ustabilizować finansowo, wziąć ślub, a przed tym przekonać się do tej osoby.
-Rozumiem o co pani chodzi. I niech pani się nie gniewa, ale Cameron to super facet, lepszy niż ojciec Charliego, czy mój. Nie zostawi Holly. -bałam się trochę jej reakcji, ale ona się tylko zaśmiała.
-Mam taką nadzieję. Mimo wszystko...najpierw powinni się ustatkować.
-Nie planowali jeszcze rodziny, ale nic już na to nie poradzimy.
-No tak.
Rozmawiałyśmy dość długo, bo Charlie jeszcze poszedł wziąć prysznic i się ogarnąć.
***
-Najpierw...
-Lusterka, wiem. -przysunęłam sobie siedzenie i zaczęłam ustawiać lusterka.
Najgorsze w jeździe jest to, że może coś pójść nie tak. Możemy narazić na niebezpieczeństwo siebie, a co gorsza innych. Najgorszemu wrogowi nie życzę tego co mi się przytrafiło.
Kilka miesięcy wyjętych z życia, strach, rehabilitacja, wracanie do normalność...
-Kate. -blondyn szturchnął mnie w ramię. -Musisz puścić ręczny. -przytaknęłam i po chwili ruszyłam.
*CHARLIE*
Kate wydawałaby się świetnym kierowcą, jest bystra i rozważna, dlatego nie obawiałem się za bardzo. Początki były trudne, co dała gazu to hakowała, ale szybko załapała.
-Patrz w lusterka. -pouczyłem, bo mimo, że jechała ja żółw to nigdy nic nie wiadomo.
-Przecież patrzę.
-Spokojnie, tylko mówię.
-To nie mów! Przecież patrzę w te cholerne...!-nawet nie dokończyła, bo usłyszeliśmy dźwięk stuknięcia. Od razu serce mi stanęło.
Zderzyliśmy się z innym samochodem.
-Widzisz! Jesteś kierowcą do dupy! -z auta wyleciał facet, który wściekły przyglądał się blachom. -Co tak siedzisz, idź do niego!
Kate była przerażona, powoli poszła do faceta, który z resztą słusznie zaczął na nią krzyczeć.
-Moja maleńka. -sztucznie zapłakałem nad swoim samochodem.
Ku mojemu zdziwieniu nie mówił nic o kosztach, tylko o tym, że Kate nie powinna wsiadać za kółko.
Trochę się wkurwiłem, gdy wymachiwała rękoma przed jej twarzą, więc wysiadłem.
-Grzeczniej -położyłem dłoń na jego ramieniu, żeby się odsunął.
-Ta idiotka mogła spowodować wypadek!
-Po pierwsze nie idiotka. -spojrzałem na auta. -A po drugie nie ma nawet rusy.
-Ale mogła być!
-Miała pierwszeństwo. -uniosłem brwi.
Koniec końców koleś się zmył i nie było żadnych konsekwencji. Gdy wróciłyśmy do domu, mama tylko się zaśmiała. Też bym się śmiał, gdyby to nie było moje auto.
Wzięliśmy coś do picia i poszliśmy do mojego pokoju.
Mama mówiła posprzątaj...
-Syf i nic więcej.-skomentowała i usiadła na łóżku najpierw zabierając z niego stertę ciuchów.
-Nigdy ci to nie przeszkadzało.
-Twojej mamie pewnie przeszkadza.
-Niedługo wracam do Cardiff. Leondre się do mnie wprowadza. Właśnie, gdzie ty będziesz mieszkała? Moja propozycja jest nadal aktualna.
-Dzięki, ale znalazłam kawalerkę, może małą, ale będzie okey.
-Ej, no weź, przecież mieszkam blisko uczelni, mam duży dom, nie musiała byś płacić.
-Charlie nie szukam sponsora. -zaśmiała się.
Oczywiście, prędzej ona by mnie utrzymywała. Jest dumna, ale jeszcze ją przekonam.
-Jak wolisz. A jak tam twoja... No wiesz. Depresja.
-Ma się dobrze. -tym razem ja się zaśmiałem.
-Psychiatra tak powiedział?
-Ja tak powiedziałam. Jak organizowałam ten koncert nie miałam czasu chodzić na terapię i po prostu to przerwałam.
-Przerwałaś?! -uniosłem się. To zły pomysł. Jeżeli nie wyjdzie z depresji, nie wyjdzie też z tej całej anoreksji. A jeżeli z niej nie wyjdzie...
-Obiaad!-krzyknęła mama z dołu, więc zeszliśmy. -Kate zostaniesz?
-Em... Niee. Miałam z Holly iść na zakupy. -próbowała się wykręcić, ale ja wiem, że nie chodziło o żadne zakupy. Nie chciała jeść.
-Po obiedzie Charlie cię odwiezie. Spytałam dla formalność, siadaj. -uśmiechnęła się i dziewczyna nie miała już nic do gadania.
Mama wymyśliła sobie dietę i teraz wszystko jest fit.
Brook usiadła naprzeciw Kate, a ja obok. Jest już na tyle rozumna, że wie co się między nami dzieje.
Uwielbia Kate, zresztą tak jak moja mama i ciężko było jej pojąć, gdy Kate leżała w szpitalu, a potem jak się obudziła nie przychodziła do nas. Myślała, że już zawsze będziemy razem, zresztą tak jak ja.
-Przepraszam, mogę dokładkę? -spojrzałem na Kate, która miała już pusty talerz.
Wow.
Mama spojrzała na mnie dumnie, a potem się uśmiechnęła.
-Oczywiście kochanie.
-Możesz zjeść moje. -skrzywiła się Brooke.
-Masz to zjeść, bo odłączę internet. Proszę. -oddała Kate pełny talerz.
-Bardzo smaczne.
-Eh... Tylko ty mnie doceniasz. -zaśmiałem się, bo te żarcie nie ma smaku i pewnie zaraz pójdę na pizze.
-Charlie najchętniej by żarł tylko śmieciowe jedzenie.
-Adoptowałabym cię. -uśmiechnęła się i poszła zanieść swój talerz do zmywarki.-A Elizabeth kiedy wraca?
-Jakoś...już. Jeżeli się nic nie zmieniło.
-To dobrze, bo odwiozę Brook do dziadków i wpadnę na plotki wieczorem.
To dobrze, ja też.
*KATE*
Fajnie było pójść na zakupy z kimś kto nie marudzi po 30 minutach.
Cameron miał rację, jest taka jak ja. Chyba włączył jej się instynkt macierzyński, bo trochę matkowała, ale razem ze mną tańczyła w przymierzalni do little Hollywood.
Szykowała się spora impreza, bo gdy tylko przyszłyśmy zostałyśmy zagonione do garów.
Mama razem z Ann dawno się nie widziały i nadrabiały plotki, a ja nie mogłam doczekać się kiedy zobaczę Devriesa, ten gówniarz ode mnie nie odbiera. Nie mam pojęcia co znowu zrobiłam.
Była piękna pogoda, więc ustawiliśmy wszystko na tarasie i dobrze bo było w cholerę ludzi.
Ann, Cameron, Holly, Pani Victoria, Leondre, Pani Karen, Charlie i Caroline, jej mąż był w pracy, a Rush nadal jest zły.
-Leondre pomóż mi przynieść napoje. -poprosiłam więc niechętnie wstał ze mną od stoły.
-Co znowu zrobiłam? -spytałam spokojnie, wyjmując butelki z lodówki.
-Nic. -wzruszył ramionami.
-To dlaczego ode mnie nie odbierasz? -zagrodziłam mu drogę.
-Dlaczego bym miał?-uniósł brwi i mnie odepchnął.
-Bo się przyjaźnimy do cholery!
-Ta. -burknął, dogoniłam go i uderzyłam go ramieniem, bo ręce miałam zajęte.
-Leondre o co ci chodzi?!
-O to, że do siebie nie pasujemy! Ciągle biegasz po imprezach, stałaś się agresywna...
-Ja? Agresywna?!
-A co, nie? Ostatnio ciągle słyszę o twoich rozróbach. Ja nie jestem taki jak twoi znajomi... Nie lubię klubów, alkoholu i przemocy. Mnie to nie kręci.
-Leondre znamy się trzy lata, a ty mi mówisz, że nie jestem dla ciebie dobrym towarzystwem? Okay, lubię imprezy i może ostatnio trochę przesadzam, ale chyba powinno liczyć się to jaka jestem dla ciebie, a ty osądzasz mnie po tym co słyszysz. Okay z tą dziewczyną przesadziłam, ale Dannego uderzyłam przez to co zrobił Charliemu. Gdyby ktoś cię skrzywdził zrobiłabym to samo, bo przyjaciele to całe moje życie. Brakuje mi ciebie. -złagodził swoją minę, więc chyba to do niego dotarło. -Brakuję mi tego jak całymi dniami siedzieliśmy przed telewizorem, biliśmy się i zawsze byliśmy po swojej stronie. Tobie nie? -spuścił wzrok. -Nie chcę żebyś chodził ze mną na imprezy, bo lubię to jak było zawsze.
-Mi też tego brakuje. -przyznał.
-Nie rób mi tego więcej proszę.
-Cholera... Przepraszam. Ja tylko myślałem... Jestem inny od twoich znajomych. Zawsze coś spieprzę, powinienem przy tobie być, zwłaszcza teraz.
-Zwłaszcza zawsze idioto. -uśmiechnęłam się do niego.
Lubię w nim to, że jest inny. Myślę, że gdybym go nie poznała stoczyłabym się na dno. Bym żyła tylko imprezami, piła, ćpała i niewiadomo co jeszcze. Jest taką moją ostoją. Uspokaja moje życie.
-Idziecie? -wszedł Charlie i dziwnie na nas spojrzał. -Wszystko okay?
-Już idziemy. -zaśmiał się brunet.
***
-Usłyszeliśmy jak Cameron mówił o zabawie w doktora. Byliśmy przerażeni, weszliśmy do pokoju i zaczęliśmy się pytać o co chodzi. -ciocia Ann opowiadała historię z mojego i Cameron dzieciństwa, wszyscy się śmiali, a my nie mogliśmy uwierzyć we własną głupotę. -Nie chcieli nic powiedzieć, dopóki nie zagroziliśmy odłączeniem telewizora. Wtedy Kate wyjęła z szafy swoje pluszaki. -zaśmiała się z moją mamą. -Bez głowy, bez ręki, albo z ręką innego miśka. -teraz wszyscy się zaśmiali. -Wyglądały jak z jakiegoś horroru, a wtedy powiedziała "Mamo Cameron mówił, że Adaś ma raka w ręku, ale chyba uciekł". Przyrzekam, z ich dzieciństwa można by było zrobić dobry serial komediowy i to dziesięć sezonów.
Fajnie było się pośmiać z tego jakim było się debilem.
Pierwsi wyszli Victoria i Leondre, z racji tego, że kobieta miała na rano do pracy, a my młodzi przenieśliśmy się na kanapę.
Dziwnie było gdy Cameron obejmował Holly, a my z Charliem siedzieliśmy jak z kijem w dupie.
-Byłaś pokłócona z Leo? -spytał Cam, faktycznie dało się wyczuć napięcie przez pierwsze 15 minut.
-Nie to, że pokłócona, po prostu mieliśmy sobie coś do wyjaśnienia. Rozumiesz... Wisiał mi hajs. -zaśmialiśmy się. -Ej, bycie komornikiem musi być chujowy. -stwierdziłam i odwróciła głowę do Camerona, zawsze rozmawiamy na jakieś bezsensowne tematy. -No wiesz, nikt cię nie lubi.
-"Znajdę cię, a w końcu znajdę... "-zaśpiewał "hymn komorników" i znów mnie tym rozbawił.-Wiesz, że jak kichasz to staje ci serce? -też odwrócił do mnie głowę, byliśmy tak blisko, że widziałam naczynka na jego oku.
-Serio?
-No.
-A wiesz, że jak będziesz powstrzymywał się od ziewania to może ci wypaść szczęka? Moja koleżanka tak miała. W szkole.
-Kłamiesz. -uśmiechnął się głupio.
-Przyrzekam.
-Przecież ty nie masz koleżanek. -zaśmiał się za co dostał w łeb.
-Holly będzie miała do wychowania i dziecko i ciebie.
-A propo. -wyprostował się. -Umówiłem się z chłopakami, opić moje dziecko i przyszłą żonę. -pocałował Holly w dłoń. -Idziecie ze mną?
-Będzie Rush?
-No raczej.
-To nie.
-Jak wolisz, pogadam z nim. -podparł się na moim udzie i wstał.
-Charlie?
Zdziwiłam się, bo Charlie... No to Charlie. Moi znajomi go nie lubią.
-Muszę odwieźć mamę. Opijemy następnym razem.
Cam wyszedł, Holly poszła spać, nasze mamy śmiały się na tarasie, a ja z Charliem zostaliśmy na kanapie.
Byłam pewna, że zaraz zacznie jakieś akcje, ale nie. Nawet się nie przysunął.
-O co chodziło z Leo? -spytał w końcu.
-Nic ważnego. Już jest okay.
-Skoro nic ważnego to możesz powiedzieć. -spojrzał na mnie i uniósł brwi.
-Mogę. Ale nie muszę. -uśmiechnęłam się sztucznie.
-Leondre wie o naszej nocy. -założył ręce na pierś i westchnął.
Aha?
-Już wszystkim o tym mówiłeś?
-Musi wiedzieć, że WY nie macie szans.
-Jesteś głupi. -uderzyłam go pięścią w ramię tak żeby to poczuł.
Jezu, byłam pijana, to był błąd i nie chciałam żeby to się rozniosło.
-Oddam.-spojrzał na mnie i zagroził.
-Oddaj.-znów go uderzyłam, nic nie zrobił więc powtórzyłam to kilka razy, aż złapał mnie za głowę i przyciągnął do siebie. Chwilę się z nim szarpałam, a potem po prostu położyłam głowę na jego udach.
-Boli? -spytałam delikatnie dotykając jego nosa i brwi.
-Trochę.-pocałował moją dłoń.-Następnym razem odpuść, mógł ci oddać.
-Następnego razu ma nie być. -dotykałam palcami jego ust, nie wiem po co, ale zawsze się wydawały wąskie i małe, a jak patrzyłam z dołu to wyglądały wręcz kaczo.
-Kiedy zdejmą ci te druty z zębów?
Okay?
-Za trzy miesiące. -usiadłam prosto. Nie lubię komentarzy na mój aparat to nawet nie był komentarz, chociaż równie dobrze mógł powiedzieć "zdejmij to, bo wyglądasz jak gówno w drucie". Mnie osobiście nie przeszkadza.
-To jak? Powiesz mi o co chodziło z Leo?
-Nie odzywał się do mnie, po prostu sobie wyjaśniliśmy pewne sprawy.
-Jakie sprawy?
-Nasze sprawy. -na chwilę na niego spojrzałam.-Nie interesuj się.
-Obraziłaś się? -lekko pociągnął mnie za włosy. -Co znowu zrobiłem?
-Nic. Oglądam to. -wskazałam na telewizor, akurat leciało "Fake it".
-Nawet nie wiesz o czym to jest.
-Bo ciągle gadasz.
-Widzimy się raz na rok, moglibyśmy porozmawiać, a nie oglądać telewizję.
-Okay, co słychać? -usiadłam po turecku przodem do niego.
-Miło, że pytasz wszystko w porządku.
-To dobrze, u mnie też.
-Cameron i Holly będą mieszkać u ciebie?
-Dopóki czegoś nie znajdą.
-Ogarniasz to, że będzie ojcem?
-W ogóle. -pokręciłam głową. -On sam zawsze będzie dla mnie dzieckiem z którym się wychowałam w Polsce.
-Nie wiem, nie wyobrażam sobie dziecka przed trzydziestką. Poszaleli.
-Bo dla ciebie najważniejsza jest kariera.
-Spełniam się. -wzruszył ramionami. -To wcale nie jest taka sielanka przecież wiesz.
-No wiem, podróże, koncerty, fani...-prychnęłam.
Charlie tłumaczył mi to milion razy, ale chyba nigdy nie zrozumiem na co narzeka. Okay, masz mało czasu dla siebie, obowiązki, może nawet trochę stresu, ale jeżeli to kocha powinien akceptować to z wadami. Tak jak człowieka...
-Przestań Kate, nie zrozumiesz tego.
-Mówisz jak baba. Ciesz się z tego co masz.
-Od twojego wypadku mam tysiące wiadomości o tym, że się zmieniłem.
-Bo się zmieniłeś. -krótko się zaśmiałam.
-Może, gdy byłaś w szpitalu, ale potem wszystko wróciło do normy. Gdy byliśmy razem obrażali cię, a gdy się rozstaliśmy zwrócili się przeciwko mnie.
-Bo jestem zajebista. -szturchnęłam go z uśmiechem. -Przestań czytać te gówniane komentarze, zawsze znajdzie się ktoś kto powie, że źle robisz.
-A jak ty uważasz? Robię dobrze? -jego wzrok mnie przeszywał, a ja próbowałam go nie urazić.
-Nie oceniam ludzi. Robisz to co uważasz za dobre.-stwierdziłam.
-Próbujesz się wykręcić. -przekręcił oczami.-Każdy popełnia błędy, ale bez przesady jestem obwiniany o całe zło świata.
-Nie myśl o tym. -uderzyłam go dłonią w kolano i jakoś już ją tam zostawiłam.
-Uważasz, że się zmieniłem, ale nie potrafisz powiedzieć co się zmieniło...
-Jak ci powiem to ty zaczniesz mówić mi i się pokłócimy. Bez sensu.
-To lepiej nie, bo mam sprawę. -złapał mnie za dłonie, przez chwilę patrzył na nasze tatuaże, a dopiero potem podniósł wzrok.
-Mam się bać? -zaśmiałam się nerwowo.
Bałam się, że zapyta mnie o coś o co zaraz się pokłócimy.
-Oczywiście jeżeli się nie zgodzisz to nic...
-Wygrałam. Nic nie robią. -weszły nasze mamy i Ann, która "wygrała", o cokolwiek chodziło.
Puściłam jego dłonie i wyprostowałam się, gdy usiadły obok nas.
-Karen uważała, że już jesteście na górze, Elizabeth, że was nakryjemy na kanapie, a ja wierzyłam, że jesteście grzeczni. -wszystkie wybuchły śmiechem, a my spojrzeliśmy na siebie.
To było takie żenujące.
-I co Kate? Idziesz z nami na wesele?-Pani Karen pochyliła się do przodu żeby na mnie spojrzeć.
-Nie zdążyłem zapytać mamo.
-Jakie wesele? -uśmiechnęłam się z nerwów.
-Mojego kuzyna.-blondyn położył rękę na oparciu za mną. -Nie mam dziewczyny, więc pomyślałem, że pójdziesz ze mną.
Chyba był trochę zdenerwowany, może dlatego, że nie byliśmy sami i gdybym się nie zgodziła byłoby niezręcznie. A ja trochę się zdziwiłam, że to ta POWAŻNA sprawa, której się bała.
-Jasne. -kiwnęłam głową. -Czemu nie. A kiedy będzie to wesele?
~~~~~~~~~
Siemson!
Jak tam?
Przepraszam, że rozdziały są tak z dupy, nie wiadomo kiedy, ale wiecie...szkoła xd
dziwnie jest tak nagle zacząć myśleć o maturze od której zależy trochę moje życie xd
Jak się podoba rozdział?
powiedzcie cokolwiek czy jest nudno czy chcielibyście coś zmienić, może da się coś zrobić
no nic
do następnego
kc
-Kate xx
czwartek, 21 września 2017
25.
Poszliśmy z Mattem i Alex na siłownię. Zagadka za milion funtów: kto też tam był?
Kate.
Zawsze tak kurwa jest, że gdy chce ją widzieć to nagle wyparowuje, a gdy nie chce jest wszędzie tam gdzie ja.
Była z tym swoim Benjaminem i gościem, którego nie znam, typowy paker, który niby podnosił ciężary, ale ciągle patrzył na ćwiczącą Kate, zagadywał, a nawet poprawiał ją, chociaż wiem, że chciał po prostu jej dotknąć.
-Myślę, że do niej pasuje taki mięśniak. -stwierdziła blondynka i wyszło, że nie tylko ja ich obserwuje.
-Pf. Pewnie je sterydy na śniadanie. -zacisnąłem usta. Dotknął ją u dołu pleców mówią przy tym coś co ją rozbawił, a ja czułem jak zaraz wybuchnę.
-Daj spokój. Kate to księżniczka, taka maleńka, chudziutka... Potrzebuje faceta, który ją obroni, nie?
-Sama sobie dobrze radzi. -zażartował Matt.
-Jezu. Charlie. Daj jej w końcu żyć, mówiłeś, że chcesz żeby była szczęśliwa.
-Heh, rozjebie każdy jej związ...-przerwałem, bo ten kutas złapał jej twarz. Ja nawet przestałem w tym momencie oddychać. Wyglądało jakby chciał ją pocałować, ale tylko coś jej powiedział i zaczęli się śmiać.
-Widzieliście to?! -Alex kopnęła mnie w nogę jakby nie wiedziała, że ciągle ich obserwuję.
-Ej sorry. Przyszliśmy tu ćwiczyć czy stalkować Kate?
-Cicho Matt. Oni się prawie pocałowali...
Dzięki Alex, jakbym tego nie widział.
-Gdyby tylko wiedział, że miała mojego kutasa w buzi.-zaśmiałem się pod nosem. Em... Pomyślałem o tym, ale nie chciałem mówić.
Naprawdę. Ale było już za późno.
-CO?! -spytali razem, a Matt nawet wstał.
-Powinienem mu to powiedzieć?
-Spaliście razem?
-Kiedy?!
-W nocy. -wzruszyłem ramionami.
-Ale kiedy w nocy?
-Tej nocy?
-No tej, poszedłem do niej po imprezie i jakoś tak wyszło...
-Musiało być chujowo skoro już dzisiaj jest z innym. -zaśmiał się brunet.
-Nie... -zmarszczyłem brwi. -Właściwe było zajebiście... Nie wiem. Zaraz potem kazała mi iść, a przyszedł Beniamin.
To brzmi tak źle, ale tak właśnie było. Potraktowała to jak nic. To nie w jej stylu.
-Dlaczego... Ona... Boże. -Alex zasłoniła ręką usta. Cała nasza trójka ją obserwowała. Robiła jakieś ćwiczeniach z ciężarkami w dłoniach. Z każdą chwilą przyspieszała...
Przecież ona taka była, ciągle imprezowała, nie umawiała się na randki, może do tego wróciła. W pewnym momencie było coś nie tak, puściła ciężarki na ziemię, sama upadła sekundę później przytrzymując się na dłoniach.
Odruchowo pobiegłem do niej, Benjamin już przy niej siedział próbując zatamować krwotok z nosa rękoma.
-Cholera... Co ja mam robić?! -chłopak naprawdę wyglądał na wystraszonego, miał całe ręce we krwi, a Kate ledwo siedziała. Przechyliłem jej głowę do przodu, a chłopak zdjął koszulkę i przyłożył do jej nosa.
-Zaraz przejdzie. -szepnęła, i poparła się na moim udzie żeby wstać.
-Chodź do szatni. -Alex złapała ją za ramiona, a po drodze złapała je jeszcze pracownica siłowni.
-Ja pierdolę co to było?! -Benjamin miał dłonie we krwi i cały się trząsł, a ten paker stał obok blady jak ściana. -Rush mówił, że miała jakieś problemy... Ale kurwa ona prawie się wykrwawiła!
-Wyluzuj. To u niej normalne...-mimo, że wiedziałem jak jest, tylko udawałem nieprzejętego, z tego co wiem dawno tego nie było.
-Normalne?! Zawiozę ją do domu.
*KATE*
Siłownia to jednak był zły pomysł, za duży wysiłek i od razu są efekty, szkoda, że te złe. Benjamin zachowywał się jakbym co najmniej miała zawał, a jego kolega Danny mało co nie zemdlał razem ze mną.
-Mówię ci po raz setny, nic mi nie jest, zapomniałam wziąć leków... Jakoś od tygodnia. -próbowałem go uspokoić, gdy wiózł mnie do domu.
-Jesteś idiotką. Powiem twojej mamie i będzie cię pilnowała, zachowujesz się jak dziecko. Czy ty nie wiesz, że jesteś chora i nie możesz zapominać o lekach?! Heh od tygodnia... Moim zdaniem powinni podłączyć ci jakąś rurkę i tak cię karmić skoro sama nie chcesz jeść. Kiedyś wpierdalałaś za trzech i było dobrze...
Wyłączyłam się, bo tłumaczenie mu czegokolwiek nie ma najmniejszego sensu, sam wie najlepiej. Jeżeli chodzi o jedzenie to poprawiłam się, może nie jest jeszcze normalnie, ale wszystko ku temu dąży.
Zatrzymaliśmy się przed moim domem, a gdy tylko wysiedliśmy z auta, zatrzymała się również taksówka.
-Spodziewasz się kogoś?
-Niee. -zmarszczyłam brwi, bo słońce świeciło mi w twarz i nie mogłam zobaczy kto to, dopóki nie wysiadł.
Nie wierzyłam, gdy zobaczyłam ciocie Ann i Camerona.
-Hej! -krzyknęłam uśmiechnięta i pobiegłam najpierw do Camerona.
-Cześć Mała. -uniósł mnie i obrócił dookoła własnej osi.
-Katie!-podeszła ciocia i równie mnie przytuliła. -Trzymaj mnie. -położyła brodę na moim ramieniu. -Będę babcią.
-Kate, gdzie jest Holly?! -pociągnął mnie Cameron.
-W domu chyba. -uśmiechnęłam się.
Ranem ze swoją mamą nagle pobiegli do domu zostawiając walizki i nie zapłacony przejazd.
Nie dość, że zapłaciłam to jeszcze wzięłam z Benjaminem ich walizki.
To był piękny obrazek, gdy powoli do niej podszedł, najpierw delikatnie dotknął dłonią brzucha, a potem przytulił, gdy ona już płakała ze szczęścia.
Była już przygotowana na to, że wychowa to dziecko sama, a właściwe tak tylko myślała.
Sama z ciocią Ann uroniłyśmy łzy. Jezu ten kutas Cameron będzie tatą. I nawet jestem pewna, że najlepszym tatą na świecie.
Benjamin chciał iść, ale poprosiłam żeby został i pomógł mi zrobić obiad podczas, gdy oni ustalali swojego sprawy.
Ann widziała Holly pierwszy raz, ale bardzo fajnie się zachowała, nie oskarżała, a nawet nie poruszała tematu, że mogli się zabezpieczać czy coś. Myślę, że po tym jak Cameron się dowiedział, we dwójkę płakali, a wujek ich uspokajał.
***
Odruchowo pobiegłem do niej, Benjamin już przy niej siedział próbując zatamować krwotok z nosa rękoma.
-Cholera... Co ja mam robić?! -chłopak naprawdę wyglądał na wystraszonego, miał całe ręce we krwi, a Kate ledwo siedziała. Przechyliłem jej głowę do przodu, a chłopak zdjął koszulkę i przyłożył do jej nosa.
-Zaraz przejdzie. -szepnęła, i poparła się na moim udzie żeby wstać.
-Chodź do szatni. -Alex złapała ją za ramiona, a po drodze złapała je jeszcze pracownica siłowni.
-Ja pierdolę co to było?! -Benjamin miał dłonie we krwi i cały się trząsł, a ten paker stał obok blady jak ściana. -Rush mówił, że miała jakieś problemy... Ale kurwa ona prawie się wykrwawiła!
-Wyluzuj. To u niej normalne...-mimo, że wiedziałem jak jest, tylko udawałem nieprzejętego, z tego co wiem dawno tego nie było.
-Normalne?! Zawiozę ją do domu.
*KATE*
Siłownia to jednak był zły pomysł, za duży wysiłek i od razu są efekty, szkoda, że te złe. Benjamin zachowywał się jakbym co najmniej miała zawał, a jego kolega Danny mało co nie zemdlał razem ze mną.
-Mówię ci po raz setny, nic mi nie jest, zapomniałam wziąć leków... Jakoś od tygodnia. -próbowałem go uspokoić, gdy wiózł mnie do domu.
-Jesteś idiotką. Powiem twojej mamie i będzie cię pilnowała, zachowujesz się jak dziecko. Czy ty nie wiesz, że jesteś chora i nie możesz zapominać o lekach?! Heh od tygodnia... Moim zdaniem powinni podłączyć ci jakąś rurkę i tak cię karmić skoro sama nie chcesz jeść. Kiedyś wpierdalałaś za trzech i było dobrze...
Wyłączyłam się, bo tłumaczenie mu czegokolwiek nie ma najmniejszego sensu, sam wie najlepiej. Jeżeli chodzi o jedzenie to poprawiłam się, może nie jest jeszcze normalnie, ale wszystko ku temu dąży.
Zatrzymaliśmy się przed moim domem, a gdy tylko wysiedliśmy z auta, zatrzymała się również taksówka.
-Spodziewasz się kogoś?
-Niee. -zmarszczyłam brwi, bo słońce świeciło mi w twarz i nie mogłam zobaczy kto to, dopóki nie wysiadł.
Nie wierzyłam, gdy zobaczyłam ciocie Ann i Camerona.
-Hej! -krzyknęłam uśmiechnięta i pobiegłam najpierw do Camerona.
-Cześć Mała. -uniósł mnie i obrócił dookoła własnej osi.
-Katie!-podeszła ciocia i równie mnie przytuliła. -Trzymaj mnie. -położyła brodę na moim ramieniu. -Będę babcią.
-Kate, gdzie jest Holly?! -pociągnął mnie Cameron.
-W domu chyba. -uśmiechnęłam się.
Ranem ze swoją mamą nagle pobiegli do domu zostawiając walizki i nie zapłacony przejazd.
Nie dość, że zapłaciłam to jeszcze wzięłam z Benjaminem ich walizki.
To był piękny obrazek, gdy powoli do niej podszedł, najpierw delikatnie dotknął dłonią brzucha, a potem przytulił, gdy ona już płakała ze szczęścia.
Była już przygotowana na to, że wychowa to dziecko sama, a właściwe tak tylko myślała.
Sama z ciocią Ann uroniłyśmy łzy. Jezu ten kutas Cameron będzie tatą. I nawet jestem pewna, że najlepszym tatą na świecie.
Benjamin chciał iść, ale poprosiłam żeby został i pomógł mi zrobić obiad podczas, gdy oni ustalali swojego sprawy.
Ann widziała Holly pierwszy raz, ale bardzo fajnie się zachowała, nie oskarżała, a nawet nie poruszała tematu, że mogli się zabezpieczać czy coś. Myślę, że po tym jak Cameron się dowiedział, we dwójkę płakali, a wujek ich uspokajał.
***
*CHARLIE*
Dobra, pomyliłem się. Kate wcale nie przyszła, nawet nie odebrała ode mnie telefonu, żadnego, a dzwoniłem codziennie przez tydzień. Wiem, że miałEm odpuści, ale jak pomyślę o tamtej nocy i jeszcze tym, że może właśnie być z tym pakerem, to mnie nosi.
Dziś jest duża impreza w klubie, wiec Kate na pewno taM będzie, zresztą jak na każdej imprezie jaka była w tym tygodniu, na której nie mogło mnie być ze względu na koncerty.
Dziwna sprawa, bo wyszło, że Cameron będzie miał dziecko. Nawet nie wiem co mam o tym myśleć... Ma przejebane, ale co ja mam się martwić, to jego dziecko.
Ogarnąłem się i wsiadłem w auto. Było jakoś po 22, a Kate jeszcze nie było. Dziwne. Klub był prawie pełny.
Widziałem paru jej znajomych, ale po jej wypadku i tym co zrobiłem, udają, że mnie nie znają. Do północy wypiłem tylko dwa drinki, bo stwierdziłem, że wolę rozmawiać z nią na trzeźwo. Nawet próbowałem wymyślić zarys naszej rozmowy i całkiem nieźle mi szło... Dopóki jej nie zobaczyłem. Wyglądała ślicznie.
Dobra, pomyliłem się. Kate wcale nie przyszła, nawet nie odebrała ode mnie telefonu, żadnego, a dzwoniłem codziennie przez tydzień. Wiem, że miałEm odpuści, ale jak pomyślę o tamtej nocy i jeszcze tym, że może właśnie być z tym pakerem, to mnie nosi.
Dziś jest duża impreza w klubie, wiec Kate na pewno taM będzie, zresztą jak na każdej imprezie jaka była w tym tygodniu, na której nie mogło mnie być ze względu na koncerty.
Dziwna sprawa, bo wyszło, że Cameron będzie miał dziecko. Nawet nie wiem co mam o tym myśleć... Ma przejebane, ale co ja mam się martwić, to jego dziecko.
Ogarnąłem się i wsiadłem w auto. Było jakoś po 22, a Kate jeszcze nie było. Dziwne. Klub był prawie pełny.
Widziałem paru jej znajomych, ale po jej wypadku i tym co zrobiłem, udają, że mnie nie znają. Do północy wypiłem tylko dwa drinki, bo stwierdziłem, że wolę rozmawiać z nią na trzeźwo. Nawet próbowałem wymyślić zarys naszej rozmowy i całkiem nieźle mi szło... Dopóki jej nie zobaczyłem. Wyglądała ślicznie.
Miała minimum makijażu, włosy na jednym ramieniu i co jakiś czas uśmiechała się do znajomych, a potem wyglądała smutno. Za nią szedł ten drągal.
Gdybym podszedł, strzelił mu w ryj, dostałbym dwa razy mocniej, a Kate jeszcze by dołożyła. Przyzwyczaiłem się, że zawsze ja jestem ten najgorszy.
-Sześć szotów. -oparła się obok mnie na barze. Nawet mnie nie zauważyła, nie była w najlepszych humorze.
-Katie, jak żyjesz? -spytał barman, nalewając alkohol.
-Mogło być lepiej. Jest tu gdzieś Rush?
-Pokłóciliście się, co? Nie ma, był jakoś w tygodniu na piwo.
Dziewczyna tylko machnęła głową i usiadła obok mnie.
-Cześć. -na chwilę na mnie spojrzała, a potem odwróciła się do tego gościa.
Dziś z nią nie porozmawiam.
*KATE*
NAJCHUJOWSZY DZIEŃ W MOIM ŻYCIU.
Danny wyszedł zapalić, więc zostałam sama, chciałam się najebać i... Nie wiem co by mi to dało.
-Kate!-pobiegła do mnie dziewczyna, znajoma ze szkoły. -Charlie rzucił się na tego twojego kolege.-pociągnęła mnie za ramię i od razu wybiegłyśmy na podwórko.
Byłam wściekła, bo zawsze musi coś odwalić. Naprawdę mam już wystarczająco zjebany humor.
Gdy wyszłam z klubu było już po wszystkim. Danny uśmiechnął się do mnie dumnie, chciałam podejść, ale zobaczyłam Charliego z rozwalonym nosem. Opierał się o ścianę budynku, a obok niego stał jakiś chłopak.
Serce mi stanęło, gdy widziałam go w takim stanie. Szybko podeszłam i złapałam go za brodę żeby się przyjrzeć.
Oprócz nosa miał jeszcze rozciętą brew, twarz miał całą we krwi.
Byłam wściekła, chciało mi się płakać i... Ruszyłam w stronę uśmiechniętego Dannego, ja bym się tak nie cieszyła. Był za wysoki dla mnie, więc pociągnęłam go za koszulkę, a potem uderzyłam go pięścią w nos, na początku usłyszałam nieprzyjemne chrząknięcie, a dopiero później poczułam ból w dłoni.
Oszołomiona trzymałam jeszcze chwilę materiał jego koszulkę, a gdy wiedziałam, że już nic mi nie zrobi odeszłam, jakbym chciała od niego dostać.
-Chodźmy.-złapałam Charliego i wprowadziłam go na zaplecze tylnym wejściem. Nie spotkałam nikogo, więc od razu poszłam do pomieszczenia, gdzie kiedyś położył mnie barman.
-Usiądź. -posadziłam go na kanapę, a sama pobiegłam do barmana by poinformować go o sytuacji i spytać o apteczkę. Wzięłam ją z toalety i wróciłam do blondyna. -Musiałeś się w to mieszać? -stanęłam między jego nogami i znów przyjrzałam się jego ranom. Nos na szczęście nie był złamany, więc lekarz nie był potrzebny.
-Przynajmniej możemy porozmawiać. -położył dłonie na moich biodrach i syknął, gdy przyłożyłam wacik z środkiem dezynfekującym do jego brwi.
-Bardzo boli? -gdy zadałam to pytanie, spojrzał na mnie takim niewinnym wzrokiem. Wbijał we mnie niebieskie oczy, a ja poczułam się dziwnie. Jego kciuki wdarły się pod moją bluzkę i zataczały kręgi na moich biodrach.
-Nie. -odpowiedział cicho i przytulił policzek do mojej dłoni.
Za blisko.
-Pójdę po jakiś ręcznik.
W łazience było kilka czystych ręczników, więc namoczyłam jeden z nich i poszłam obmyć mu twarz. Starałam się nie zwracać uwagi na to, że na mnie patrzy i to z tak małej odległości. Obejmował tył moich ud, więc nawet nie miałam jak się odsunąć.
-Słyszałem, że dziewczyna Camerona jest w ciąży. -zaczął zakazany temat, więc to przemilczałam. Prawie przestał krwawić, więc zakleiłam jego brew opatrunkiem.
-Na pewno nic cie nie boli? Głowa? Uderzył cię w brzuch? -liczyłam na odpowiedź, bo naprawdę się martwiłam, przecież Danny mógł zabić go jednym ciosem.
Charlie za bardzo się nie przejął, wstał przy tym powoli przesuwając swoje dłonie po moich udach, pośladkach, plecach i tam zostały.
Gdy już podniosłam głowę żeby na niego spojrzeć nie mogłam przestać. Jego oczy były tak czysto niebieskie i wielkie jak nigdy.
Złapał mnie za dłoń i spojrzał na obite kostki, chyba naprawdę mocno go uderzyłam.
-Mógł ci oddać.
-Nie lubię jak ktoś bije moich przyjaciół.-zaśmiałam się. -Dowiem się o co poszło?-położyłam dłonie na jego biodrach.
-O pewną piękną szatynkę.-przyciągnął mnie jeszcze bliżej.
-A dokładnie?
-Prowokował mnie, nieważna. Mam nadzieję, że już nie będziesz się z nim spotykała.
-Ee, pokłóciłam się z Rushem, potrzebowałam kogoś kto by mnie woził. -zaśmialiśmy się.
-Musisz zrobić prawko. -odgarnął moje włosy za ucho.
-Chcesz żeby umarła?
-Przecież cię nauczą.
-Rush próbował, skończyło się tym, że zabronił mi nawet na rower wsiadać.
-Eee tam, nie może być tak źle. -uniosłam brwi, bo dobrze wiem, że jest. -Chcesz to możemy pojeździć razem? Jutro?
-Emm... Wracajmy już.-odsunęłam się i zamówiłam taksówkę przez aplikację. Charlie był potulny jak baranek, trochę się przytulał, ale normalnie poszedł do swojego domu, oczywiście obserwowałam czy po drodze nie upadnie czy coś.
Zdziwiłam się, że gdy weszłam do domu, na kanapie przed telewizorem siedział Cameron. Było po 2.
-Nie wzięłaś. -pomachał moim telefonem nad swoim ramieniem.
-Pf. Nie mów, że dzwoniłeś. -zdjęłam buty i poszłam do kuchni napić się wody, niestety on za mną.
-Praktycznie wybiegłaś...obraziłaś się za to, że nie poszedłem na imprezę?! -pociągnął mnie za ramię, bo go ignorowałam.
-Nie dotykaj mnie. -wyrwałam się.
-Czy to krew? -spojrzał na moją koszulkę, a potem ręce. -Jezu. Kate, co ty robiłaś do cholery!?
-Nie udawaj, że cię to interesuje...-chciałam go ominąć, ale mocno złapał mnie za ramię.
-Co ty mówisz? Dobrze, wiesz, że mnie to interesuje!-uniósł wysoko brodę i wydawał się być poważny.
-Pierdolenie...Teraz liczy się dla ciebie tylko Holly. Zostaw mnie. -chciałam się wyrwać, bo czułam, że zaraz się poryczę.
Był ze mną zawsze, zawsze byłam dla niego najważniejsza, a teraz nie będzie miał dla mnie czasu.
-Jesteś zazdrosna?! Z resztą nieważne... Z kim się znowu biłaś?!
-Puszczaj mnie! -odetchnęłam go, nienawidzę gdy ktoś mnie szarpie. -Gdybyś tam był to byś wiedział!
-Kurwa, Kate! Moja dziewczyna jest w ciąży, cały mój świat wywrócił się do góry nogami, a ty chcesz żebym biegał z tobą po imprezach?!
-Holly jeszcze nie urodziła i pozwoliła ci iść na imprezę! Po prostu nie chciałeś! Nie miałeś dziś nawet czasu zamienić ze mną dwóch słów! Od teraz już tak będzie. Holly będzie dla ciebie najważniejsza. -dopiero, gdy byłam na schodach zaczęłam płakać.
Przebrałam się w piżamę i tak położyłam.
Słyszałam szepty chyba tego dupka i Holly na korytarzu, a potem ktoś wszedł do mojego pokoju. Podniósł kołdrę i od razu się położył tuląc mnie do siebie.
-Zostaw mnie dupku. -próbowałam zabrać jego łapy z mojego brzucha, ale się zaparł.
-Hej. Ty płaczesz? -Na chwilę pochylił się nade mną. -Mała no weź. -przeskoczył nade mną i położył dłoń na moim policzku.
-Zostaw mnie. -odetchnęłam jego rękę. -Idź do Holly, będzie zazdrosna, że się do mnie wymykasz.-wytarłam policzki.
-Na pewno nie bardziej niż ty.
-Cameron spierdalaj.
-Oh, naprawdę? Nie płacz Kate. -powiedział to już łagodnie i przeniósł mnie na swoją klatkę piersiową.-Teraz zmieni się naprawdę dużo, w końcu będę ojcem, a niedługo może i nawet mężem. -odgarnął włosy z mojej twarzy. -Myślałem o rzuceniu studiów, ale Holly stwierdziła, że powinienem je skończyć, a gdy wszystko mniej więcej się unormuje ona skończy swoje. Zamieszkamy razem, urodzi nam się syn i... Cholera to naprawdę wielka sprawa. Boję się tego Kate. Może okaże się, że to dla mnie za dużo? I będę w tym chujowy...
-Będziesz zajebistym starym. -zachlipałam, mimo, że byłam na niego zła.
-Heh, też mam taką nadzieję. Chodzisz mi o to, że... Musisz mnie zrozumieć, to dla mnie nowa sytuacja i sam muszę sobie poukładać to wszytko w głowie.
-Możesz to układać w innym pokoju.
-Jedna rzecz pozostanie niezmieniona: już zawsze będziesz dla mnie najważniejszą osobą na świecie.-uniósł moją głowę i uśmiechnął się. -Razem z Holly i moim synkiem oczywiście, ale ty zrobiłaś dla mnie najwięcej. Nieważne jak bardzo będę toną w obsranych pieluchach, nie zapomnę o tobie Mała. -pocałował mnie w czubek głowy. -Potrzebuję teraz twojej pomocy jak nigdy i proszę... Zrozum mnie. To nie jest tak, że przestaniesz być dla mnie ważna.
-Nie? -spojrzałam na niego.
-Oczywiście, że nie. Jak zadzwonisz do mnie o drugiej w nocy z jakimś problemem to przyjedziemy całą trójką.-zaśmialiśmy się. -Kocham cię Mała.
-Oo, ja ciebie też Cam.
-Żeby nie było... Jak siostrę.
-Jezu, debilu...
-No to teraz powiedz komu znowu przywaliłaś.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Siemson!
Jak się podobał rozdział?
-Kate xx
Gdybym podszedł, strzelił mu w ryj, dostałbym dwa razy mocniej, a Kate jeszcze by dołożyła. Przyzwyczaiłem się, że zawsze ja jestem ten najgorszy.
-Sześć szotów. -oparła się obok mnie na barze. Nawet mnie nie zauważyła, nie była w najlepszych humorze.
-Katie, jak żyjesz? -spytał barman, nalewając alkohol.
-Mogło być lepiej. Jest tu gdzieś Rush?
-Pokłóciliście się, co? Nie ma, był jakoś w tygodniu na piwo.
Dziewczyna tylko machnęła głową i usiadła obok mnie.
-Cześć. -na chwilę na mnie spojrzała, a potem odwróciła się do tego gościa.
Dziś z nią nie porozmawiam.
*KATE*
NAJCHUJOWSZY DZIEŃ W MOIM ŻYCIU.
Danny wyszedł zapalić, więc zostałam sama, chciałam się najebać i... Nie wiem co by mi to dało.
-Kate!-pobiegła do mnie dziewczyna, znajoma ze szkoły. -Charlie rzucił się na tego twojego kolege.-pociągnęła mnie za ramię i od razu wybiegłyśmy na podwórko.
Byłam wściekła, bo zawsze musi coś odwalić. Naprawdę mam już wystarczająco zjebany humor.
Gdy wyszłam z klubu było już po wszystkim. Danny uśmiechnął się do mnie dumnie, chciałam podejść, ale zobaczyłam Charliego z rozwalonym nosem. Opierał się o ścianę budynku, a obok niego stał jakiś chłopak.
Serce mi stanęło, gdy widziałam go w takim stanie. Szybko podeszłam i złapałam go za brodę żeby się przyjrzeć.
Oprócz nosa miał jeszcze rozciętą brew, twarz miał całą we krwi.
Byłam wściekła, chciało mi się płakać i... Ruszyłam w stronę uśmiechniętego Dannego, ja bym się tak nie cieszyła. Był za wysoki dla mnie, więc pociągnęłam go za koszulkę, a potem uderzyłam go pięścią w nos, na początku usłyszałam nieprzyjemne chrząknięcie, a dopiero później poczułam ból w dłoni.
Oszołomiona trzymałam jeszcze chwilę materiał jego koszulkę, a gdy wiedziałam, że już nic mi nie zrobi odeszłam, jakbym chciała od niego dostać.
-Chodźmy.-złapałam Charliego i wprowadziłam go na zaplecze tylnym wejściem. Nie spotkałam nikogo, więc od razu poszłam do pomieszczenia, gdzie kiedyś położył mnie barman.
-Usiądź. -posadziłam go na kanapę, a sama pobiegłam do barmana by poinformować go o sytuacji i spytać o apteczkę. Wzięłam ją z toalety i wróciłam do blondyna. -Musiałeś się w to mieszać? -stanęłam między jego nogami i znów przyjrzałam się jego ranom. Nos na szczęście nie był złamany, więc lekarz nie był potrzebny.
-Przynajmniej możemy porozmawiać. -położył dłonie na moich biodrach i syknął, gdy przyłożyłam wacik z środkiem dezynfekującym do jego brwi.
-Bardzo boli? -gdy zadałam to pytanie, spojrzał na mnie takim niewinnym wzrokiem. Wbijał we mnie niebieskie oczy, a ja poczułam się dziwnie. Jego kciuki wdarły się pod moją bluzkę i zataczały kręgi na moich biodrach.
-Nie. -odpowiedział cicho i przytulił policzek do mojej dłoni.
Za blisko.
-Pójdę po jakiś ręcznik.
W łazience było kilka czystych ręczników, więc namoczyłam jeden z nich i poszłam obmyć mu twarz. Starałam się nie zwracać uwagi na to, że na mnie patrzy i to z tak małej odległości. Obejmował tył moich ud, więc nawet nie miałam jak się odsunąć.
-Słyszałem, że dziewczyna Camerona jest w ciąży. -zaczął zakazany temat, więc to przemilczałam. Prawie przestał krwawić, więc zakleiłam jego brew opatrunkiem.
-Na pewno nic cie nie boli? Głowa? Uderzył cię w brzuch? -liczyłam na odpowiedź, bo naprawdę się martwiłam, przecież Danny mógł zabić go jednym ciosem.
Charlie za bardzo się nie przejął, wstał przy tym powoli przesuwając swoje dłonie po moich udach, pośladkach, plecach i tam zostały.
Gdy już podniosłam głowę żeby na niego spojrzeć nie mogłam przestać. Jego oczy były tak czysto niebieskie i wielkie jak nigdy.
Złapał mnie za dłoń i spojrzał na obite kostki, chyba naprawdę mocno go uderzyłam.
-Mógł ci oddać.
-Nie lubię jak ktoś bije moich przyjaciół.-zaśmiałam się. -Dowiem się o co poszło?-położyłam dłonie na jego biodrach.
-O pewną piękną szatynkę.-przyciągnął mnie jeszcze bliżej.
-A dokładnie?
-Prowokował mnie, nieważna. Mam nadzieję, że już nie będziesz się z nim spotykała.
-Ee, pokłóciłam się z Rushem, potrzebowałam kogoś kto by mnie woził. -zaśmialiśmy się.
-Musisz zrobić prawko. -odgarnął moje włosy za ucho.
-Chcesz żeby umarła?
-Przecież cię nauczą.
-Rush próbował, skończyło się tym, że zabronił mi nawet na rower wsiadać.
-Eee tam, nie może być tak źle. -uniosłam brwi, bo dobrze wiem, że jest. -Chcesz to możemy pojeździć razem? Jutro?
-Emm... Wracajmy już.-odsunęłam się i zamówiłam taksówkę przez aplikację. Charlie był potulny jak baranek, trochę się przytulał, ale normalnie poszedł do swojego domu, oczywiście obserwowałam czy po drodze nie upadnie czy coś.
Zdziwiłam się, że gdy weszłam do domu, na kanapie przed telewizorem siedział Cameron. Było po 2.
-Nie wzięłaś. -pomachał moim telefonem nad swoim ramieniem.
-Pf. Nie mów, że dzwoniłeś. -zdjęłam buty i poszłam do kuchni napić się wody, niestety on za mną.
-Praktycznie wybiegłaś...obraziłaś się za to, że nie poszedłem na imprezę?! -pociągnął mnie za ramię, bo go ignorowałam.
-Nie dotykaj mnie. -wyrwałam się.
-Czy to krew? -spojrzał na moją koszulkę, a potem ręce. -Jezu. Kate, co ty robiłaś do cholery!?
-Nie udawaj, że cię to interesuje...-chciałam go ominąć, ale mocno złapał mnie za ramię.
-Co ty mówisz? Dobrze, wiesz, że mnie to interesuje!-uniósł wysoko brodę i wydawał się być poważny.
-Pierdolenie...Teraz liczy się dla ciebie tylko Holly. Zostaw mnie. -chciałam się wyrwać, bo czułam, że zaraz się poryczę.
Był ze mną zawsze, zawsze byłam dla niego najważniejsza, a teraz nie będzie miał dla mnie czasu.
-Jesteś zazdrosna?! Z resztą nieważne... Z kim się znowu biłaś?!
-Puszczaj mnie! -odetchnęłam go, nienawidzę gdy ktoś mnie szarpie. -Gdybyś tam był to byś wiedział!
-Kurwa, Kate! Moja dziewczyna jest w ciąży, cały mój świat wywrócił się do góry nogami, a ty chcesz żebym biegał z tobą po imprezach?!
-Holly jeszcze nie urodziła i pozwoliła ci iść na imprezę! Po prostu nie chciałeś! Nie miałeś dziś nawet czasu zamienić ze mną dwóch słów! Od teraz już tak będzie. Holly będzie dla ciebie najważniejsza. -dopiero, gdy byłam na schodach zaczęłam płakać.
Przebrałam się w piżamę i tak położyłam.
Słyszałam szepty chyba tego dupka i Holly na korytarzu, a potem ktoś wszedł do mojego pokoju. Podniósł kołdrę i od razu się położył tuląc mnie do siebie.
-Zostaw mnie dupku. -próbowałam zabrać jego łapy z mojego brzucha, ale się zaparł.
-Hej. Ty płaczesz? -Na chwilę pochylił się nade mną. -Mała no weź. -przeskoczył nade mną i położył dłoń na moim policzku.
-Zostaw mnie. -odetchnęłam jego rękę. -Idź do Holly, będzie zazdrosna, że się do mnie wymykasz.-wytarłam policzki.
-Na pewno nie bardziej niż ty.
-Cameron spierdalaj.
-Oh, naprawdę? Nie płacz Kate. -powiedział to już łagodnie i przeniósł mnie na swoją klatkę piersiową.-Teraz zmieni się naprawdę dużo, w końcu będę ojcem, a niedługo może i nawet mężem. -odgarnął włosy z mojej twarzy. -Myślałem o rzuceniu studiów, ale Holly stwierdziła, że powinienem je skończyć, a gdy wszystko mniej więcej się unormuje ona skończy swoje. Zamieszkamy razem, urodzi nam się syn i... Cholera to naprawdę wielka sprawa. Boję się tego Kate. Może okaże się, że to dla mnie za dużo? I będę w tym chujowy...
-Będziesz zajebistym starym. -zachlipałam, mimo, że byłam na niego zła.
-Heh, też mam taką nadzieję. Chodzisz mi o to, że... Musisz mnie zrozumieć, to dla mnie nowa sytuacja i sam muszę sobie poukładać to wszytko w głowie.
-Możesz to układać w innym pokoju.
-Jedna rzecz pozostanie niezmieniona: już zawsze będziesz dla mnie najważniejszą osobą na świecie.-uniósł moją głowę i uśmiechnął się. -Razem z Holly i moim synkiem oczywiście, ale ty zrobiłaś dla mnie najwięcej. Nieważne jak bardzo będę toną w obsranych pieluchach, nie zapomnę o tobie Mała. -pocałował mnie w czubek głowy. -Potrzebuję teraz twojej pomocy jak nigdy i proszę... Zrozum mnie. To nie jest tak, że przestaniesz być dla mnie ważna.
-Nie? -spojrzałam na niego.
-Oczywiście, że nie. Jak zadzwonisz do mnie o drugiej w nocy z jakimś problemem to przyjedziemy całą trójką.-zaśmialiśmy się. -Kocham cię Mała.
-Oo, ja ciebie też Cam.
-Żeby nie było... Jak siostrę.
-Jezu, debilu...
-No to teraz powiedz komu znowu przywaliłaś.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Siemson!
Jak się podobał rozdział?
-Kate xx
sobota, 9 września 2017
24.
Do Rusha przyszli też Chris i Max. Było dość zabawnie. Rush próbował coś z Reachel, która prosiła, żebym jej pilnowała w razie czego, a ja z racji tego, że Max ma dziewczynę udawałam, że świruję z Chrisem.
-Twój ojciec jest złodziejem? -powiedział chłopak i odgarnął moje włosy.
-Bo skradł wszystkie gwiazdy i wsadził mi w oczy? -uśmiechnęłam się z tej żenady.
-Nie. Ukradł mi telewizor. -wszyscy wybuchliśmy śmiechem, a Rush wyglądał jakby miał pęknąć. -Coo? Charlie nie słodził ci tak? -spytał dumny z siebie.
-U nich jest inaczej. Kate leje jego laski. -wyjaśnił czarnowłosy.
-Taką to bym się bał z domu wypuścić. Nie ma imprezy bez afery. -Chris potarł moje ramię.
-Reachel idziemy zapalić?
Dziewczyna zgodziła się na moją prośbę i wyszłyśmy na taras, podczas, gdy chłopcy pewnie o niej rozmawiali.
-Nie mieli się do kogo przyjebać. -odpaliłam papierosa, a dziewczyna odmówiła. -Jak tam z Rushem?
-Ee tam. -wzruszyła ramionami. -Jutro zapomni, więc się nie przejmuje.
Uśmiechnęłam się pod nosem, pierwszy raz widzę jak Rush patrzy tak na jakąś dziewczynę, nie przejdzie mu do jutra.
-A co jeżeli nie?
-Jakto nie? Nie jestem idiotką Kate, wiem na czym polegają jego relacje z dziewczynami.
-Żartuje przecież.
****
Do domu wróciłam po 22, nie było mnie cały dzień, a mama miała wrócić po 15.
Nie byłam bardzo pijana, praktycznie w ogóle, ostatnio za często mi zdarzało, więc chcę przystopować.
Zdjęłam buty i weszłam dalej.
-Heej. -uśmiechnęłam się do mamy, która siedziała na kanapie z jakąś dziewczyną.
-Cześć, masz gościa. -spojrzała na dziewczynę, która wydawała się znajoma, ale za cholerę nie mogłam jej sobie przypomnieć. Dopiero, gdy wstała zobaczyłam nieduży brzuch ciążowy.
-Nie pamiętasz mnie? -spytała cicho, bo moja mina pewnie była jednoznaczna. -Jestem Holly. Rozmawiałyśmy kiedyś na Skypie z...
-Cameronem. -załamał mi się głos. Poczułam wielką gule w gardle i przez chwilę nie mogłam się poruszyć.
Tak nagle zerwała z nim kontakt...
Powoli podeszłam i położyłam dłoń na jej brzuchu. To dziecko Camerona.
Poczułam jak łzy zbierają się pod moimi powiekami. Znam go całe życie to najbliższa mi osoba... Teraz będzie ojcem.
Przytuliłam ją jakby była mi tak samo bliska jak on.
-Cameron nie wie, prawda?
-Nie chce niszczyć mu życia. -szepnęła płaczliwym głosem.
-Chwila...to dziecko Camerona? -wtrąciła się mama, więc odsunęłam się od Holly, która spuściła wzrok. -Matko boska.
-Cameron mówił, że zawsze może na ciebie liczyć... Potrzebuje pomocy. Rodzice się dowiedzieli i zrobili mi awanturę, a ja nie miałam gdzie pójść. Trochę mi głupio, ale czy mogłabym się zatrzymać u ciebie Kate, u pani? Na chwilę, dopóki czegoś nie znajdę. -spojrzała błagalnie na nas.
-Oczywiście kochanie. Możesz zostać ile chcesz, ale musisz powiedzieć Cameronowi.
-Nie. -szybko powiedziała. -Ma plany, nie chce niszczyć mu życia.
Obie spojrzałyśmy na siebie z uśmiechem. Musi go bardzo kochać, by poświęcić siebie dla niego.
-Cameron cię kocha i... Chciałby wiedzieć, że ma dziecko. Razem będzie wam łatwiej.
-Przemyśl to sobie. A u nas możesz zostać ile chcesz. -uśmiechnęła się mama. -Przygotuje ci pokój.
***
Nie mogłam spać, bo ciągle myślałam, co będzie dalej. Jestem na 100% pewna, że Cam jej nie zostawi, ale jak to będzie wyglądało? Oboje będą bez wykształcenia na łasce jego rodziców? Mają firmę, którą pewnie mu oddadzą, ale w Polsce. Wątpię, że Holly będzie chciała się wyprowadzać. Poza tym to nieodpowiedzialny gówniarz, jak on sobie poradzi z dzieckiem? Wczoraj byłam wzruszona, a teraz śmiać mi się chce. Zawsze żartował, że to ja pierwsza wpadnę, a tu proszę.
Mama wstała pierwsza i gdy zeszłam na stole było już śniadanie.
-I co teraz? -spytałam i usiadłam przy stole.
-Moim zdaniem powinna mu powiedzieć. To takie dziwne... -oparła się plecami o blat i uśmiechnęła.-Widziałam jak on dorasta, a teraz będę patrzeć na jego dziecko. Będę prawie babcią.-zaśmiałam się. -W razie wątpliwości ty najpierw skończ studia i ustabilizuj się. -pomachała palcem.
-Dzień dobry. -zeszła Holly i dosiadła się.
-Jak się spało?
-Dobrze, dziękuję, że pozwoliła mi pani zostać.
-Nie ma sprawy. Proszę. -postawiła przed nią herbatę.
-W zamian będę mogła pomagać w domu. Głupio mi... W ogóle się nie znamy.
-O nie kochana, żadnej pracy. Musisz o siebie dbać i nie martw się o to, jesteś tu mile widziana. -uśmiechnęła się do niej. -Myślałaś już o Cameronie? -usiadła naprzeciwko Holly.
-Tak... -spuściła wzrok.-Muszę mu powiedzieć, ma prawo wiedzieć.
-To dobry wybór. Będzie dobrze, zobaczysz. -złapała ją za dłoń.
Żeby było jej łatwiej napisałam do Camerona żeby wszedł na Skypea i usiadłyśmy na moim łóżku.
-Mogę?
-Tak. -przytaknęła więc zadzwoniłam do niego.
-Sieeeema Mała. -usłyszałam na cześć. Przestawiłam komputer tak by było widać nas obie, a jego uśmiech znikł z twarzy. -Holly?
-Hej. -uśmiechnęła się lekko.
-Reachel? Co ty tu... Kompletnie mnie olałaś i co? Potraktowałaś mnie jak pierwszego lepszego frajera! Co się działo przez ten czas do cholery?! -spojrzałam na dziewczynę, która była gotowa już się wycofać.
-Zamknij mordę idioto! -wrzasnęłam na niego, a on zmarszczył brwi.
-Co tu się dzieje?! Dlaczego jesteś u Kate? -wyglądał na na prawdę wkurwionego, ale nic dziwnego skoro ją kochał, a ona nagle zerwała z nim kontakt.
-Cameron. -przegryzła wargi, a łza spłynęła po jej policzku, więc objęłam ją ramieniem.
-Od razu ci powiem, że przeprosiny nie wystarczą. Kochałem cię jak wariat. Jak mogłaś tak po prostu mnie zostawić?!-on prawie płakał, ona płakała, a ja miałam ochotę się śmiać. Jeszcze nie wie najważniejszego, a już emocje puściły. Co będzie jak się dowie.
Czarny humor.
Holly nie wytrzymała i wyszła z mojego pokoju.
-Boże Cam, jesteś taki głupi. -zaśmiałam się mimo, że nie powinnam.
-Sorry Kate, ale mnie to nie bawi.-przetarł oczy.
-Rozumiem. -zaśmiałam się. -Ale mogłeś chociaż jej wysłuchać.
-Oczywiście, kocham ją i jeżeli miała jakiś powód to zrozumiem to, ale dobrze wiesz jak mnie to bolało.
-No wiem, wiem.
-Możesz przestać się śmiać?! To nie jest śmieszne.
-Tak naprawdę to chce mi się płakać Cam. Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć, kocham cię najbardziej na świecie i...
-Co się stało? -patrzył jeszcze taki nieświadomy niczego i teraz to ja wypuściłam łzy. -Kate chodzi o ciebie?
-Nie. -pokręciłam głową i uśmiechnęłam się.-Cameron będziesz tatą. -obserwowałam jego reakcje, ale nie wiem co o tym myślał. Patrzył gdzieś na klawiaturę, więc nie widziałam jego oczu.
-Muszę kończyć. -załamał mu się głos i rozłączył się.
Od razu pobiegłam do pokoju obok, gdzie była zapłakana blondynka i przytuliłam ją.
-Powiedziałaś mu? -zachlipała. Było mi jej tak szkoda.
-Mhm, zrozum potrzebuje trochę czasu.
-Zrozumiem jeżeli stwierdzi, że brzuchata dziewczyna nie jest szczytem jego marzeń.
Usiadłam tak by przytulić ją do siebie.
-Znam go chyba najlepiej, chyba wiem wszystko o waszym związku i uwierz mi... Będzie najlepszym ojcem, a potem nawet mężem. -uśmiechnęłam się pokrzepiająco. -Jest zły za to, że odeszłaś bez słowa, bo bardzo cię kocha.
-Tak myślisz? -wytarła oczy.
-Jestem tego pewna.
-To chłopiec. Będziemy mieli syna. -położyła dłoń na swoim brzuchu. Przed oczami pojawił mi się obrazek całej ich trójki. Jestem pewna, że Cameron będzie wspaniałym ojcem. Mimo wszystko.
-W dzieciństwie zawsze bił wszystkich, którzy mi dokuczali. W szkole było wiadomo, że jeżeli coś się stało to zrobił to Cameron. Chował rzeczy nauczycielom, zaklejał zamki gumą, żeby nie można było wejść do klasy, bez wiedzy rodziców robił swoje pierwsze tatuaże, wszyscy mieli go za chuligana, nawet trochę taki był, ale... -zaśmiałam się. -Gdy dostałam pierwszy szlaban i rodzice zakazali wychodzić mi z pokoju w nocy urządził akcje odbicia mnie. -tym razem ona się zaśmiała. -Żebym z rana mogła obejrzeć naszą ulubioną bajkę. A gdy umarł mój chomik, urządził pogrzeb ze stypą w mc'u. Chodzi o to... Jeżeli kogoś kocha dba o niego jak tylko potrafi. Tak samo będzie z tobą i waszym synkiem. Będziecie najszczęśliwszymi ludźmi pod słońcem. Zobaczysz.
-Dziękuję Kate, za wszystko. Cameron miał rację, zawsze można na ciebie liczyć. -uśmiechnęła się. To były najmilsze słowa jakie ostatnio usłyszałam. -Przyznam, że na początku byłam zazdrosna. Ciągle o tobie mówił, to było coś jakbym słuchała o jego byłej w samych super latywach. -zaśmiałyśmy się.
-Uwierz mi... Jego byłe nie są warte wspominania.
***
Namówiłam Holly, żebyśmy poszły do Rusha, nie było trudno to przyjaciel Camerona więc dowiedziałby się o ciąży.
Weszłyśmy do jego domu i po przywitaniu z jego rodzicami poszliśmy do jego pokoju.
-Siema. -rzuciłam na wejściu. Czarnowłosy odłożył laptopa na bok i usiadł na brzegu łóżka.
-Cześć, dziwne, że przyszłaś. -gorzko się zaśmiał.
-Mamy nowinę. -uśmiechnęłam się i spojrzałam na dziewczynę.
-Cameron was wyprzedzić. Gratuluję, ale proszenie Kate o pomoc było złym posunięciem.-wstał i stanął naprzeciwko mnie, musiałam zadrzeć głowę żeby go widzieć.
-Co?
-Dziwisz się Kate? To nie jest tak, że tylko ty możesz być szczęśliwa.
-Rush... Co ty odpierdalasz?
-To ja się kurwa pytam! -wrzasną aż odchyliłam trochę głowę. -Dlaczego powiedziałaś Reachel, żeby lepiej się do mnie nie zbliżała?!
Ja takie coś powiedziałam?
-Nie... -przeciągnęłam.
-Mnie to nie bawi. To, że ty masz zjebane życie miłosne nieznaczny, że musisz niszczy je komuś.
-Nie pamiętam, żebym tak powiedziała... -zmarszczyłam brwi. Nie musiał od razu wyjeżdżać na mnie.
-Sugerujesz, że Reachel kłamałam? Kate jesteśmy przyjaciółmi, a ty obrabiasz mi dupe. Teraz już się nie dziwię, że jesteś sama.
Wow wow wow.
Aż uniosłam brwi ze zdziwienie. Nigdy w życiu, nawet jak byłam na samym dnie niczego takiego mi nie wypominał.
-Wszystko rozpierdalasz, a potem uciekasz.
-Dzięki Rush. -prychnęłam.-Jesteś kutasem. -szybkim krokiem wyszłam.
-Ciebie też zdenerwował? -zaczepiła mnie Caroline.
-Mało powiedziane....
-Trzeba było dać mu w ryj. -zaśmiał się jego ojciec. Wygląda na poważnego człowieka, ale to mój ziomek. -Od rana chodzi jakiś cięty.
Moimi zdaniem taka rodzina jest idealna. Między nimi układa się idealnie, za każdym razem gdy ich widzę, albo trzymają się za ręce, albo po prostu są blisko. Rush z tego co wiem odpierdalał całe życie, a jego rodzice zawsze byli po jego stronie, nawet jak nie miał racji.
Zostawiłam Holly i poszłam do kawiarni, gdzie niestety nie było Reachel. Cóż...
Przysięgam, że nie pamiętam, żebym cokolwiek mówiła jej o Rushu. Przecież ja chcę żeby znalazł jakąś normalną dziewczynę, ale z drugiej strony nie sądzę by kłamała. Eh... Będę musiała to naprawić.
Holly długo nic przychodziła, ale za bardzo się nie przejęłam, na pewno Rush o nią zadbał.
Stwierdziłam, że i tak nie mam co robić, więc ogarnęłam się na imprezę.
Nie było jakoś dużo osób, a muzyka była za głośna, ale było okay. Przywitałam się z Kylem i oddałam mu bluzę, którą pożyczył mi po tym jak skakała do wody po buta. To nie bardzo były moje klimaty, lubie ludzi, z którymi można pośmiać się ze wszystkiego, a ci wyglądali na buców. Nie chcę znowu kogoś pobić, więc wzięłam piwo i chodziłam szukając kogokolwiek kogo znam, dziwne, ale nie było takiej osoba, a znam pół miasta.
W końcu zobaczyłam Charliego rozmawiającego z jakąś laską przy schodach.
To nie jest moja sprawa.
Próbowałam to zignorować, ale stałam w miejscu i po prostu patrzyłam na nich. Nie podobało mi się jak co jakiś czas, gdy ją rozbawił dotykała jego ramienia lub klatki piersiowej.
Nie mogę na to patrzeć.
Poszłam do kuchni i zaczęło się...piłam wszystko co wpadło mi w ręce i w końcu nabrałam odwagi. Pewna siebie poszłam do Charliego i jego koleżanki, wydaje mi się, że nawet się przestraszył, bo lekko się wysunął. Dziś nie ma bicia.
-Hej. Możemy chwilę porozmawiam? -spytałam po ludzku i to go chyba zdziwiło.
-Tak. Jasne. -powiedział coś do tej swojej laski i odszedł ze mną na bok. -Co jest?
-Co? Nic.... -zmarszczył brwi. -Znaczy... Oh. -zamknęłam oczy zzażenowania sobą. -Po prostu... Byłabym wdzięczna, gdybyś nie miział się z innymi w moim pobliżu. -wciągnęłam na chwilę policzki czując jak płonę ze wstydu.
-Tylko rozmawia...
-Ninie rozmawiaj. -przerwałam mu. Czekałam aż mnie wyśmieje, ale on sam nie rozumiał mojego zachowania.
-Dlaczego?
-Nie pytaj. Po prostu proszę cię o to.
-Jeżeli tego chcesz to okay.
Odszedł do tej dziewczyny pewnie żeby jakoś ją olać, a ja do toalety.
Jestem głupia, w ogóle jak mogłam go o to prosić. Nic do niego nie czuję poza sentymentem, więc co ja odwalam.
Resztę wieczoru, a raczej już nocy piłam samotnie na piętrze, by Charlie mnie nie znalazł. Najgorsza impreza na jakiej byłam, a raczej najgorszy humor jaki miałam.
Wszystko się pieprzy, Cameron będzie ojcem i nie będzie miał dla mnie czasu, Rush przestanie się do mnie odzywać, tak jak zrobił to Leondre, a Alex... Alex ma nowych znajomych. Zostałam sama.
*CHARLIE*
Tak jak prosiła mnie Kate przestałem rozmawiać z tamtą dziewczyną, bo doskonale wiem jak się czuje widząc to, ale ona nagle zniknęła. Myślałem, że spędzimy wspólny wieczór, ale pewnie złapała już jakiegoś kolesia. Nie jestem idiotą, poznałem inną dziewczynę, była miła i śmiałam się z moich żartów, więc z nią spędziłem większość czasu. Gdy trochę wypiłem zaczęła mi się bardziej podobać.
Staliśmy przy schodach i z każdą sekundą rozmowy byliśmy coraz bliżej, aż ktoś przechodząc uderzył mnie ramieniem, odwróciłam się by zobaczyć kto nam przerwał... Drobna brunetka wyszła właśnie kręcąc swoimi bioderkami.
Cholera.
-Wiesz... Muszę iść. -oznajmiłem dziewczynie i od razu podszedłem do Kylea.-Mam przejebane. -usiadłem obok niego i innych na kanapie.
-Co znowu? -podał mi piwko.
-Lepiej, nikogo nie pobiła.-zaśmiałem się krótko.
-Znowu wpadłeś? Nie rozumiem was. Dlaczego po prostu nie możecie być razem?
-Ja chce. Ona nie chce. -wzruszyłem ramionami.
-Skoro chcesz z nią być to poco kręcisz z innymi? Na moje oko to słaba strategia.
-Jest taka trudna... Przecież ciągle za nią chodziłam, tłumaczyłem, że między nami jeszcze może być dobrze, prosiłem, ale ona...
-Ona co? Stary mieszkała z tobą, miałeś szanse. To twoja wina.
-Traktowała mnie jak przyjaciela, ciągle mówiła, że nigdy nie będziemy razem.
-Aha. Myślisz, że zabroniła ci się spotykać z Sam, bo jesteś jej przyjacielem? Błagam, pobiła laskę z którą się całowałaś! Chce z tobą być, ale co z tego jeżeli ciągle szukasz przygód z inną? Jeżeli tak ma być ciągle to lepiej daj jej spokój. Jest fajną dziewczyną i powinna być z kimś kto będzie ją szanował. -szturchnął mnie palcem w ramię.
Co ja najlepszego robię? Powinienem dać jej czas, by mogła się przekonać do mnie, znowu. Kyle ma rację, jest wspaniała i na zawołanie może mieć każdego.
Zabrałem się i pojechałem do jej domu mając nadzieja, że jednak tam będzie. Kate częściej nie ma w domu niż jest. Jak nie na imprezie to po prostu szlaja się po mieście.
Już przed jej domem usłyszałem muzykę i byłem bardzo ciekawy co tam się dzieje.
Otworzyłem drzwi, a gdy wszedłem w głąb widok mnie zmiażdżył.
Było ciemno, telewizor prószył szarym kolorem, a między kuchnią, a salonem była Kate. W swojej krótkiej sukience poruszała biodrami w ręku trzymając butelkę taniego wina. Jej włosy powoli falowały z prawej na lewą, nawet nie zauważyła, że wszedłem.
Przełknąłem ślinę, podobał mi się ten widok.
Powoli podszedłem i chyba już się zorientowała, kim jestem jak tylko mój oddech uderzył w jej włosy. Zaprzestała ruchom, gdy położyłem dłonie na jej biodrach. Były o wiele mniejsze niż kiedyś, czułem się trochę jakbym dotykał inną dziewczynę. Bo tak jest. Zmieniła się, nigdy więcej nie pozwolę jej wrócić do Polski.
-Co z tą dziewczyną? -szepnęła i położyła dłoń na moim policzku, gdy pocałowałem skórę na jej szyi.
-Zupełnie nic.
-A z ta Ruda?
-To nic nie znaczyło. -szepnąłem do jej ucha. Pogłaskała kciukiem mój policzek jakby była ze mnie dumna, a ja czułem się jak dziecko, które zrobiło dobry uczynek i zostało pochwalone.
Odwróciła się do mnie powoli i dokładnie obejrzała moją twarz. Wyglądała niewinnie patrząc na mnie spod swoich długich rzęs. Hipnotyzowała.
Pochyliłem się by zetknąć ze sobą nasze nosy jeżeli się nie odsunie to znaczy, że mam pozwolenie.
Dostałem je, a nawet to ona zaczęła mnie całować.
-"If you dare come to little closer" -zanuciła z kolejną piosenką. Z chęcią kochanie.
Wbiłem się w jej miękkie wargi, a ona od razu zaczęła walczyć ze mną o dominację. Przez różnice wzrostu było niewygodnie, więc przeniosłem ją dwa metry dalej i posadziłem na stole. Owinęła mnie nogami...my nawet oddychaliśmy tak samo. W pewnym momencie poczułem jej zimne palce, które szybko rozpięły guziki od mojej koszuli. Podwinąłem jej sukienkę do samych pośladków, a ona odepchnęła mnie. Byłem zdezorientowany widząc jej uśmiech, oblizałem usta patrząc jak podchodzi, a potem zdejmuje ze mnie koszule.
[+18]
Nie była już taka niewinna, gdy rozpinała moje spodnie i odważnie patrzyła w oczy. Cieszyła ją moja reakcja, gdy mocno zacisnęła dłoń na moim członku.
Kręciła mnie taka Kate.
Nie nasyciłem się wtedy jednym muśnięciem jej warg, po którym klęknęła. Położyłem dłoń na jej włosach, gdy wzięła go do buzi i odrzuciłem głowę do tyłu.
Patrzyła na mnie spod swoich rzęs i cholera... To był najbardziej podniecający widok w moim życiu.
Wplątałem palce w jej włosy i zacząłem poruszając biodrami, byłem naprawdę blisko...
-Ugh... Kate... -i wtedy przestała. Po prostu przestała. Wiedziałem o co jej chodzi, tak szybko jak wstała tak ja zacząłem ją całować, próbowałem, aby napięcie w moich spodniach trochę opadło. Złapałem ją za pośladki i pociągnąłem do góry, żeby owinęła nogi wokół mojego tułowia.
Po drodze na schody zdjąłem buty na schodach zostawiłem sukienkę Kate, a na górze byłem już bez spodni. Obijaliśmy się o wszystkie ściany, bo nie mogłem oderwać się od jej ust i szedłem na oślep. Była namiętna, niegrzeczna i tak samo podniecona jak ja.
Położyłem się na łóżku i obróciłem, żeby nad nią górować.
-Nie mam gumek. -wysapałem podczas całowaniu jej dekoltu.
-Mmm, są w szafce. -spojrzałem na nią. Po co jej? -No co? Mama się martwi. -zaśmiała się, a ja wyciągnąłem jedną z pudełka i narazie odłożyłem.
-Jesteś taka piękna. -przejechałem dłonią wzdłuż, już nagiego, ciała brunetki. -Już tylko moja. -jęknęła, ale raczej na to, że moje dwa palce znalazły się w niej. Tłumiłem pocałunkami jej jęki, gdy moje palce coraz szybciej się w niej poruszały. Przy ostatnim ruchu przegryzłem jej wargę. Okazało się, że Kate spodobała się rola dominującej i po chwili to ona była na górze. Jej włosy już były potargane, zębami otworzyła prezerwatywę i założyła na mojego penisa. Nachyliła się do pocałunku, a gdy nasze języki się zgrały poczułem jak zanurzam się w jej ciasnej pochwie.
Na początku powoli, a z czasem coraz szybciej zaczęła poruszać biodrami doprowadzając mnie do szału. Potem już przestaliśmy się całować, jęcząc już tylko w swoje usta. Zaciskałem dłonie na jej pośladkach i próbowałem nie skończyć zbyt szybko. Odwróciłem nas, bo już nie mogłem wytrzymać, coraz szybciej i coraz głębiej się w niej poruszałem, sąsiedzi prawdopodobnie znajął już moje imię, a gdy wbiła paznokcie w moje plecy i wygięła się w łuk, doszedłem.
Opadłem obok niej na łóżko i obserwowałem ją, sam próbując unormować oddech. Odłożyłem prezerwatywę, a Kate nadal leżała z przymrużonymi oczami. Złapałem ją za dłoń i pocałowałem, to był najlepszy seks w moim życiu.
Oprócz niej miałem dwie partnerki, z którymi nawet w połowie nie było mi tak dobrze.
Splotłem nasze palce i przez dłuższą chwilę leżeliśmy pogrążeni we własnych myślach.
To chyba oznacza, że jesteśmy razem. Już nie mam ochoty nawet patrzeć na inne dziewczyny, zabiorę Kate do siebie, będziemy spędzać ze sobą każdą wolną chwilę, będę zabierał ją w trasy, budził się obok niej, będę najlepszych chłopakiem na świecie.
Uśmiechnąłem się na samo wspomnienie jak wychodząc do pracy żegnałem się z nią pocałunkiem w policzek, a gdy wracałem stęskniony czekała z obiadem. Chce żeby tak wyglądało moje życie.
Poczułem jak puszcza moją dłoń, a potem siada na łóżku zakładając na siebie bieliznę, podczas, gdy ja czubkami palców gładziłem jej plecy.
-Idź już, nie chcę żeby mama cię widziała. -rzuciła przez ramię jak do jakiegoś frajera.
-Noi co z tego? -zmarszczyłem brwi i usiadłem.
-Jeszcze pomyśli, że jesteśmy razem. -teraz to moje brwi wystrzeliły do góry, a szczęka opadła.
-To chyba dobrze pomyśli, nie?
-Nie. Charlie to przygoda gorącej nocy. -odwróciła się do mnie, a ja na chwilę spojrzałem na bliznę na jej brzuchu.
-Heh. Spaliśmy ze sobą, dla ciebie to przygoda?
Znacie te sytuację kiedy facet przeleci jakąś laskę po imprezie, a potem mówi jej, że to nic nie znaczy? Czułem się jak ta laska.
-Sam uważasz, że to nic nie znaczy. -wzruszyła ramionami. Mówiła tak obojętnie, jakbym ja był jej... Obojętny.
-Nie uważam tak. -szybko zaprzeczyłem.
-Tak samo jak z innymi dziewczynami? -uniosła brwi. -Idę wziąć prysznic, jak wyjdę ma cię tu nie być.
Byłem wkurwiony, ale nie zamierzałem się kłócić i błagać żeby do mnie wróciła. Jutro przyjdzie do mnie z kacem moralnym, a wtedy każe jej spierdalać.
Tylko co założyłem bokserki, a do pomieszczenia wszedł Benjamin. Nie widziałem gościa szmat czasu, ale na pewno nie tęskniłem.
Staną w drzwiach i zmarszczył brwi podczas, gdy obserwował każdy szczegół pomieszczenia.
-Jest Kate? -zmrużył oczy, a ja jedynie kiwnąłem głową w stronę łazienki.
Moje ciuchy były porozwalane po całym domy, a jednej skarpetki nawet nie udało mi się znaleźć.
Pierdol się Kate.
~~~~~~~~~~~~~~~~
Siemson!
Co tam słychać? Jak podoba się rozdział ? xd
Kilka osób pytało się co u mnie....no więc tak, jestem w klasie maturalnej i już na powiedziałek mam dużo nauki...a to znaczy, że tak będzie już ciągle i będzie problem z rozdziałami. Przepraszam, nawet z tym miałam problem.
Nie chcę, żeby rozdziały były raz na ruski rok, ale nie wiem jak wyjdzie.
Myślę, że jak już to będę wstawiała rozdziały w środy lub piątki, bo wtedy kończę najwcześniej.
Okaaay, tyle o mnie, opowiadajcie co u was? jak szkoła i jak zniosłyście koniec wakacji? XD,
kc
-Kate xx
-Twój ojciec jest złodziejem? -powiedział chłopak i odgarnął moje włosy.
-Bo skradł wszystkie gwiazdy i wsadził mi w oczy? -uśmiechnęłam się z tej żenady.
-Nie. Ukradł mi telewizor. -wszyscy wybuchliśmy śmiechem, a Rush wyglądał jakby miał pęknąć. -Coo? Charlie nie słodził ci tak? -spytał dumny z siebie.
-U nich jest inaczej. Kate leje jego laski. -wyjaśnił czarnowłosy.
-Taką to bym się bał z domu wypuścić. Nie ma imprezy bez afery. -Chris potarł moje ramię.
-Reachel idziemy zapalić?
Dziewczyna zgodziła się na moją prośbę i wyszłyśmy na taras, podczas, gdy chłopcy pewnie o niej rozmawiali.
-Nie mieli się do kogo przyjebać. -odpaliłam papierosa, a dziewczyna odmówiła. -Jak tam z Rushem?
-Ee tam. -wzruszyła ramionami. -Jutro zapomni, więc się nie przejmuje.
Uśmiechnęłam się pod nosem, pierwszy raz widzę jak Rush patrzy tak na jakąś dziewczynę, nie przejdzie mu do jutra.
-A co jeżeli nie?
-Jakto nie? Nie jestem idiotką Kate, wiem na czym polegają jego relacje z dziewczynami.
-Żartuje przecież.
****
Do domu wróciłam po 22, nie było mnie cały dzień, a mama miała wrócić po 15.
Nie byłam bardzo pijana, praktycznie w ogóle, ostatnio za często mi zdarzało, więc chcę przystopować.
Zdjęłam buty i weszłam dalej.
-Heej. -uśmiechnęłam się do mamy, która siedziała na kanapie z jakąś dziewczyną.
-Cześć, masz gościa. -spojrzała na dziewczynę, która wydawała się znajoma, ale za cholerę nie mogłam jej sobie przypomnieć. Dopiero, gdy wstała zobaczyłam nieduży brzuch ciążowy.
-Nie pamiętasz mnie? -spytała cicho, bo moja mina pewnie była jednoznaczna. -Jestem Holly. Rozmawiałyśmy kiedyś na Skypie z...
-Cameronem. -załamał mi się głos. Poczułam wielką gule w gardle i przez chwilę nie mogłam się poruszyć.
Tak nagle zerwała z nim kontakt...
Powoli podeszłam i położyłam dłoń na jej brzuchu. To dziecko Camerona.
Poczułam jak łzy zbierają się pod moimi powiekami. Znam go całe życie to najbliższa mi osoba... Teraz będzie ojcem.
Przytuliłam ją jakby była mi tak samo bliska jak on.
-Cameron nie wie, prawda?
-Nie chce niszczyć mu życia. -szepnęła płaczliwym głosem.
-Chwila...to dziecko Camerona? -wtrąciła się mama, więc odsunęłam się od Holly, która spuściła wzrok. -Matko boska.
-Cameron mówił, że zawsze może na ciebie liczyć... Potrzebuje pomocy. Rodzice się dowiedzieli i zrobili mi awanturę, a ja nie miałam gdzie pójść. Trochę mi głupio, ale czy mogłabym się zatrzymać u ciebie Kate, u pani? Na chwilę, dopóki czegoś nie znajdę. -spojrzała błagalnie na nas.
-Oczywiście kochanie. Możesz zostać ile chcesz, ale musisz powiedzieć Cameronowi.
-Nie. -szybko powiedziała. -Ma plany, nie chce niszczyć mu życia.
Obie spojrzałyśmy na siebie z uśmiechem. Musi go bardzo kochać, by poświęcić siebie dla niego.
-Cameron cię kocha i... Chciałby wiedzieć, że ma dziecko. Razem będzie wam łatwiej.
-Przemyśl to sobie. A u nas możesz zostać ile chcesz. -uśmiechnęła się mama. -Przygotuje ci pokój.
***
Nie mogłam spać, bo ciągle myślałam, co będzie dalej. Jestem na 100% pewna, że Cam jej nie zostawi, ale jak to będzie wyglądało? Oboje będą bez wykształcenia na łasce jego rodziców? Mają firmę, którą pewnie mu oddadzą, ale w Polsce. Wątpię, że Holly będzie chciała się wyprowadzać. Poza tym to nieodpowiedzialny gówniarz, jak on sobie poradzi z dzieckiem? Wczoraj byłam wzruszona, a teraz śmiać mi się chce. Zawsze żartował, że to ja pierwsza wpadnę, a tu proszę.
Mama wstała pierwsza i gdy zeszłam na stole było już śniadanie.
-I co teraz? -spytałam i usiadłam przy stole.
-Moim zdaniem powinna mu powiedzieć. To takie dziwne... -oparła się plecami o blat i uśmiechnęła.-Widziałam jak on dorasta, a teraz będę patrzeć na jego dziecko. Będę prawie babcią.-zaśmiałam się. -W razie wątpliwości ty najpierw skończ studia i ustabilizuj się. -pomachała palcem.
-Dzień dobry. -zeszła Holly i dosiadła się.
-Jak się spało?
-Dobrze, dziękuję, że pozwoliła mi pani zostać.
-Nie ma sprawy. Proszę. -postawiła przed nią herbatę.
-W zamian będę mogła pomagać w domu. Głupio mi... W ogóle się nie znamy.
-O nie kochana, żadnej pracy. Musisz o siebie dbać i nie martw się o to, jesteś tu mile widziana. -uśmiechnęła się do niej. -Myślałaś już o Cameronie? -usiadła naprzeciwko Holly.
-Tak... -spuściła wzrok.-Muszę mu powiedzieć, ma prawo wiedzieć.
-To dobry wybór. Będzie dobrze, zobaczysz. -złapała ją za dłoń.
Żeby było jej łatwiej napisałam do Camerona żeby wszedł na Skypea i usiadłyśmy na moim łóżku.
-Mogę?
-Tak. -przytaknęła więc zadzwoniłam do niego.
-Sieeeema Mała. -usłyszałam na cześć. Przestawiłam komputer tak by było widać nas obie, a jego uśmiech znikł z twarzy. -Holly?
-Hej. -uśmiechnęła się lekko.
-Reachel? Co ty tu... Kompletnie mnie olałaś i co? Potraktowałaś mnie jak pierwszego lepszego frajera! Co się działo przez ten czas do cholery?! -spojrzałam na dziewczynę, która była gotowa już się wycofać.
-Zamknij mordę idioto! -wrzasnęłam na niego, a on zmarszczył brwi.
-Co tu się dzieje?! Dlaczego jesteś u Kate? -wyglądał na na prawdę wkurwionego, ale nic dziwnego skoro ją kochał, a ona nagle zerwała z nim kontakt.
-Cameron. -przegryzła wargi, a łza spłynęła po jej policzku, więc objęłam ją ramieniem.
-Od razu ci powiem, że przeprosiny nie wystarczą. Kochałem cię jak wariat. Jak mogłaś tak po prostu mnie zostawić?!-on prawie płakał, ona płakała, a ja miałam ochotę się śmiać. Jeszcze nie wie najważniejszego, a już emocje puściły. Co będzie jak się dowie.
Czarny humor.
Holly nie wytrzymała i wyszła z mojego pokoju.
-Boże Cam, jesteś taki głupi. -zaśmiałam się mimo, że nie powinnam.
-Sorry Kate, ale mnie to nie bawi.-przetarł oczy.
-Rozumiem. -zaśmiałam się. -Ale mogłeś chociaż jej wysłuchać.
-Oczywiście, kocham ją i jeżeli miała jakiś powód to zrozumiem to, ale dobrze wiesz jak mnie to bolało.
-No wiem, wiem.
-Możesz przestać się śmiać?! To nie jest śmieszne.
-Tak naprawdę to chce mi się płakać Cam. Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć, kocham cię najbardziej na świecie i...
-Co się stało? -patrzył jeszcze taki nieświadomy niczego i teraz to ja wypuściłam łzy. -Kate chodzi o ciebie?
-Nie. -pokręciłam głową i uśmiechnęłam się.-Cameron będziesz tatą. -obserwowałam jego reakcje, ale nie wiem co o tym myślał. Patrzył gdzieś na klawiaturę, więc nie widziałam jego oczu.
-Muszę kończyć. -załamał mu się głos i rozłączył się.
Od razu pobiegłam do pokoju obok, gdzie była zapłakana blondynka i przytuliłam ją.
-Powiedziałaś mu? -zachlipała. Było mi jej tak szkoda.
-Mhm, zrozum potrzebuje trochę czasu.
-Zrozumiem jeżeli stwierdzi, że brzuchata dziewczyna nie jest szczytem jego marzeń.
Usiadłam tak by przytulić ją do siebie.
-Znam go chyba najlepiej, chyba wiem wszystko o waszym związku i uwierz mi... Będzie najlepszym ojcem, a potem nawet mężem. -uśmiechnęłam się pokrzepiająco. -Jest zły za to, że odeszłaś bez słowa, bo bardzo cię kocha.
-Tak myślisz? -wytarła oczy.
-Jestem tego pewna.
-To chłopiec. Będziemy mieli syna. -położyła dłoń na swoim brzuchu. Przed oczami pojawił mi się obrazek całej ich trójki. Jestem pewna, że Cameron będzie wspaniałym ojcem. Mimo wszystko.
-W dzieciństwie zawsze bił wszystkich, którzy mi dokuczali. W szkole było wiadomo, że jeżeli coś się stało to zrobił to Cameron. Chował rzeczy nauczycielom, zaklejał zamki gumą, żeby nie można było wejść do klasy, bez wiedzy rodziców robił swoje pierwsze tatuaże, wszyscy mieli go za chuligana, nawet trochę taki był, ale... -zaśmiałam się. -Gdy dostałam pierwszy szlaban i rodzice zakazali wychodzić mi z pokoju w nocy urządził akcje odbicia mnie. -tym razem ona się zaśmiała. -Żebym z rana mogła obejrzeć naszą ulubioną bajkę. A gdy umarł mój chomik, urządził pogrzeb ze stypą w mc'u. Chodzi o to... Jeżeli kogoś kocha dba o niego jak tylko potrafi. Tak samo będzie z tobą i waszym synkiem. Będziecie najszczęśliwszymi ludźmi pod słońcem. Zobaczysz.
-Dziękuję Kate, za wszystko. Cameron miał rację, zawsze można na ciebie liczyć. -uśmiechnęła się. To były najmilsze słowa jakie ostatnio usłyszałam. -Przyznam, że na początku byłam zazdrosna. Ciągle o tobie mówił, to było coś jakbym słuchała o jego byłej w samych super latywach. -zaśmiałyśmy się.
-Uwierz mi... Jego byłe nie są warte wspominania.
***
Namówiłam Holly, żebyśmy poszły do Rusha, nie było trudno to przyjaciel Camerona więc dowiedziałby się o ciąży.
Weszłyśmy do jego domu i po przywitaniu z jego rodzicami poszliśmy do jego pokoju.
-Siema. -rzuciłam na wejściu. Czarnowłosy odłożył laptopa na bok i usiadł na brzegu łóżka.
-Cześć, dziwne, że przyszłaś. -gorzko się zaśmiał.
-Mamy nowinę. -uśmiechnęłam się i spojrzałam na dziewczynę.
-Cameron was wyprzedzić. Gratuluję, ale proszenie Kate o pomoc było złym posunięciem.-wstał i stanął naprzeciwko mnie, musiałam zadrzeć głowę żeby go widzieć.
-Co?
-Dziwisz się Kate? To nie jest tak, że tylko ty możesz być szczęśliwa.
-Rush... Co ty odpierdalasz?
-To ja się kurwa pytam! -wrzasną aż odchyliłam trochę głowę. -Dlaczego powiedziałaś Reachel, żeby lepiej się do mnie nie zbliżała?!
Ja takie coś powiedziałam?
-Nie... -przeciągnęłam.
-Mnie to nie bawi. To, że ty masz zjebane życie miłosne nieznaczny, że musisz niszczy je komuś.
-Nie pamiętam, żebym tak powiedziała... -zmarszczyłam brwi. Nie musiał od razu wyjeżdżać na mnie.
-Sugerujesz, że Reachel kłamałam? Kate jesteśmy przyjaciółmi, a ty obrabiasz mi dupe. Teraz już się nie dziwię, że jesteś sama.
Wow wow wow.
Aż uniosłam brwi ze zdziwienie. Nigdy w życiu, nawet jak byłam na samym dnie niczego takiego mi nie wypominał.
-Wszystko rozpierdalasz, a potem uciekasz.
-Dzięki Rush. -prychnęłam.-Jesteś kutasem. -szybkim krokiem wyszłam.
-Ciebie też zdenerwował? -zaczepiła mnie Caroline.
-Mało powiedziane....
-Trzeba było dać mu w ryj. -zaśmiał się jego ojciec. Wygląda na poważnego człowieka, ale to mój ziomek. -Od rana chodzi jakiś cięty.
Moimi zdaniem taka rodzina jest idealna. Między nimi układa się idealnie, za każdym razem gdy ich widzę, albo trzymają się za ręce, albo po prostu są blisko. Rush z tego co wiem odpierdalał całe życie, a jego rodzice zawsze byli po jego stronie, nawet jak nie miał racji.
Zostawiłam Holly i poszłam do kawiarni, gdzie niestety nie było Reachel. Cóż...
Przysięgam, że nie pamiętam, żebym cokolwiek mówiła jej o Rushu. Przecież ja chcę żeby znalazł jakąś normalną dziewczynę, ale z drugiej strony nie sądzę by kłamała. Eh... Będę musiała to naprawić.
Holly długo nic przychodziła, ale za bardzo się nie przejęłam, na pewno Rush o nią zadbał.
Stwierdziłam, że i tak nie mam co robić, więc ogarnęłam się na imprezę.
Nie było jakoś dużo osób, a muzyka była za głośna, ale było okay. Przywitałam się z Kylem i oddałam mu bluzę, którą pożyczył mi po tym jak skakała do wody po buta. To nie bardzo były moje klimaty, lubie ludzi, z którymi można pośmiać się ze wszystkiego, a ci wyglądali na buców. Nie chcę znowu kogoś pobić, więc wzięłam piwo i chodziłam szukając kogokolwiek kogo znam, dziwne, ale nie było takiej osoba, a znam pół miasta.
W końcu zobaczyłam Charliego rozmawiającego z jakąś laską przy schodach.
To nie jest moja sprawa.
Próbowałam to zignorować, ale stałam w miejscu i po prostu patrzyłam na nich. Nie podobało mi się jak co jakiś czas, gdy ją rozbawił dotykała jego ramienia lub klatki piersiowej.
Nie mogę na to patrzeć.
Poszłam do kuchni i zaczęło się...piłam wszystko co wpadło mi w ręce i w końcu nabrałam odwagi. Pewna siebie poszłam do Charliego i jego koleżanki, wydaje mi się, że nawet się przestraszył, bo lekko się wysunął. Dziś nie ma bicia.
-Hej. Możemy chwilę porozmawiam? -spytałam po ludzku i to go chyba zdziwiło.
-Tak. Jasne. -powiedział coś do tej swojej laski i odszedł ze mną na bok. -Co jest?
-Co? Nic.... -zmarszczył brwi. -Znaczy... Oh. -zamknęłam oczy zzażenowania sobą. -Po prostu... Byłabym wdzięczna, gdybyś nie miział się z innymi w moim pobliżu. -wciągnęłam na chwilę policzki czując jak płonę ze wstydu.
-Tylko rozmawia...
-Ninie rozmawiaj. -przerwałam mu. Czekałam aż mnie wyśmieje, ale on sam nie rozumiał mojego zachowania.
-Dlaczego?
-Nie pytaj. Po prostu proszę cię o to.
-Jeżeli tego chcesz to okay.
Odszedł do tej dziewczyny pewnie żeby jakoś ją olać, a ja do toalety.
Jestem głupia, w ogóle jak mogłam go o to prosić. Nic do niego nie czuję poza sentymentem, więc co ja odwalam.
Resztę wieczoru, a raczej już nocy piłam samotnie na piętrze, by Charlie mnie nie znalazł. Najgorsza impreza na jakiej byłam, a raczej najgorszy humor jaki miałam.
Wszystko się pieprzy, Cameron będzie ojcem i nie będzie miał dla mnie czasu, Rush przestanie się do mnie odzywać, tak jak zrobił to Leondre, a Alex... Alex ma nowych znajomych. Zostałam sama.
*CHARLIE*
Tak jak prosiła mnie Kate przestałem rozmawiać z tamtą dziewczyną, bo doskonale wiem jak się czuje widząc to, ale ona nagle zniknęła. Myślałem, że spędzimy wspólny wieczór, ale pewnie złapała już jakiegoś kolesia. Nie jestem idiotą, poznałem inną dziewczynę, była miła i śmiałam się z moich żartów, więc z nią spędziłem większość czasu. Gdy trochę wypiłem zaczęła mi się bardziej podobać.
Staliśmy przy schodach i z każdą sekundą rozmowy byliśmy coraz bliżej, aż ktoś przechodząc uderzył mnie ramieniem, odwróciłam się by zobaczyć kto nam przerwał... Drobna brunetka wyszła właśnie kręcąc swoimi bioderkami.
Cholera.
-Wiesz... Muszę iść. -oznajmiłem dziewczynie i od razu podszedłem do Kylea.-Mam przejebane. -usiadłem obok niego i innych na kanapie.
-Co znowu? -podał mi piwko.
-Lepiej, nikogo nie pobiła.-zaśmiałem się krótko.
-Znowu wpadłeś? Nie rozumiem was. Dlaczego po prostu nie możecie być razem?
-Ja chce. Ona nie chce. -wzruszyłem ramionami.
-Skoro chcesz z nią być to poco kręcisz z innymi? Na moje oko to słaba strategia.
-Jest taka trudna... Przecież ciągle za nią chodziłam, tłumaczyłem, że między nami jeszcze może być dobrze, prosiłem, ale ona...
-Ona co? Stary mieszkała z tobą, miałeś szanse. To twoja wina.
-Traktowała mnie jak przyjaciela, ciągle mówiła, że nigdy nie będziemy razem.
-Aha. Myślisz, że zabroniła ci się spotykać z Sam, bo jesteś jej przyjacielem? Błagam, pobiła laskę z którą się całowałaś! Chce z tobą być, ale co z tego jeżeli ciągle szukasz przygód z inną? Jeżeli tak ma być ciągle to lepiej daj jej spokój. Jest fajną dziewczyną i powinna być z kimś kto będzie ją szanował. -szturchnął mnie palcem w ramię.
Co ja najlepszego robię? Powinienem dać jej czas, by mogła się przekonać do mnie, znowu. Kyle ma rację, jest wspaniała i na zawołanie może mieć każdego.
Zabrałem się i pojechałem do jej domu mając nadzieja, że jednak tam będzie. Kate częściej nie ma w domu niż jest. Jak nie na imprezie to po prostu szlaja się po mieście.
Już przed jej domem usłyszałem muzykę i byłem bardzo ciekawy co tam się dzieje.
Otworzyłem drzwi, a gdy wszedłem w głąb widok mnie zmiażdżył.
Było ciemno, telewizor prószył szarym kolorem, a między kuchnią, a salonem była Kate. W swojej krótkiej sukience poruszała biodrami w ręku trzymając butelkę taniego wina. Jej włosy powoli falowały z prawej na lewą, nawet nie zauważyła, że wszedłem.
Przełknąłem ślinę, podobał mi się ten widok.
Powoli podszedłem i chyba już się zorientowała, kim jestem jak tylko mój oddech uderzył w jej włosy. Zaprzestała ruchom, gdy położyłem dłonie na jej biodrach. Były o wiele mniejsze niż kiedyś, czułem się trochę jakbym dotykał inną dziewczynę. Bo tak jest. Zmieniła się, nigdy więcej nie pozwolę jej wrócić do Polski.
-Co z tą dziewczyną? -szepnęła i położyła dłoń na moim policzku, gdy pocałowałem skórę na jej szyi.
-Zupełnie nic.
-A z ta Ruda?
-To nic nie znaczyło. -szepnąłem do jej ucha. Pogłaskała kciukiem mój policzek jakby była ze mnie dumna, a ja czułem się jak dziecko, które zrobiło dobry uczynek i zostało pochwalone.
Odwróciła się do mnie powoli i dokładnie obejrzała moją twarz. Wyglądała niewinnie patrząc na mnie spod swoich długich rzęs. Hipnotyzowała.
Pochyliłem się by zetknąć ze sobą nasze nosy jeżeli się nie odsunie to znaczy, że mam pozwolenie.
Dostałem je, a nawet to ona zaczęła mnie całować.
-"If you dare come to little closer" -zanuciła z kolejną piosenką. Z chęcią kochanie.
Wbiłem się w jej miękkie wargi, a ona od razu zaczęła walczyć ze mną o dominację. Przez różnice wzrostu było niewygodnie, więc przeniosłem ją dwa metry dalej i posadziłem na stole. Owinęła mnie nogami...my nawet oddychaliśmy tak samo. W pewnym momencie poczułem jej zimne palce, które szybko rozpięły guziki od mojej koszuli. Podwinąłem jej sukienkę do samych pośladków, a ona odepchnęła mnie. Byłem zdezorientowany widząc jej uśmiech, oblizałem usta patrząc jak podchodzi, a potem zdejmuje ze mnie koszule.
[+18]
Nie była już taka niewinna, gdy rozpinała moje spodnie i odważnie patrzyła w oczy. Cieszyła ją moja reakcja, gdy mocno zacisnęła dłoń na moim członku.
Kręciła mnie taka Kate.
Nie nasyciłem się wtedy jednym muśnięciem jej warg, po którym klęknęła. Położyłem dłoń na jej włosach, gdy wzięła go do buzi i odrzuciłem głowę do tyłu.
Patrzyła na mnie spod swoich rzęs i cholera... To był najbardziej podniecający widok w moim życiu.
Wplątałem palce w jej włosy i zacząłem poruszając biodrami, byłem naprawdę blisko...
-Ugh... Kate... -i wtedy przestała. Po prostu przestała. Wiedziałem o co jej chodzi, tak szybko jak wstała tak ja zacząłem ją całować, próbowałem, aby napięcie w moich spodniach trochę opadło. Złapałem ją za pośladki i pociągnąłem do góry, żeby owinęła nogi wokół mojego tułowia.
Po drodze na schody zdjąłem buty na schodach zostawiłem sukienkę Kate, a na górze byłem już bez spodni. Obijaliśmy się o wszystkie ściany, bo nie mogłem oderwać się od jej ust i szedłem na oślep. Była namiętna, niegrzeczna i tak samo podniecona jak ja.
Położyłem się na łóżku i obróciłem, żeby nad nią górować.
-Nie mam gumek. -wysapałem podczas całowaniu jej dekoltu.
-Mmm, są w szafce. -spojrzałem na nią. Po co jej? -No co? Mama się martwi. -zaśmiała się, a ja wyciągnąłem jedną z pudełka i narazie odłożyłem.
-Jesteś taka piękna. -przejechałem dłonią wzdłuż, już nagiego, ciała brunetki. -Już tylko moja. -jęknęła, ale raczej na to, że moje dwa palce znalazły się w niej. Tłumiłem pocałunkami jej jęki, gdy moje palce coraz szybciej się w niej poruszały. Przy ostatnim ruchu przegryzłem jej wargę. Okazało się, że Kate spodobała się rola dominującej i po chwili to ona była na górze. Jej włosy już były potargane, zębami otworzyła prezerwatywę i założyła na mojego penisa. Nachyliła się do pocałunku, a gdy nasze języki się zgrały poczułem jak zanurzam się w jej ciasnej pochwie.
Na początku powoli, a z czasem coraz szybciej zaczęła poruszać biodrami doprowadzając mnie do szału. Potem już przestaliśmy się całować, jęcząc już tylko w swoje usta. Zaciskałem dłonie na jej pośladkach i próbowałem nie skończyć zbyt szybko. Odwróciłem nas, bo już nie mogłem wytrzymać, coraz szybciej i coraz głębiej się w niej poruszałem, sąsiedzi prawdopodobnie znajął już moje imię, a gdy wbiła paznokcie w moje plecy i wygięła się w łuk, doszedłem.
Opadłem obok niej na łóżko i obserwowałem ją, sam próbując unormować oddech. Odłożyłem prezerwatywę, a Kate nadal leżała z przymrużonymi oczami. Złapałem ją za dłoń i pocałowałem, to był najlepszy seks w moim życiu.
Oprócz niej miałem dwie partnerki, z którymi nawet w połowie nie było mi tak dobrze.
Splotłem nasze palce i przez dłuższą chwilę leżeliśmy pogrążeni we własnych myślach.
To chyba oznacza, że jesteśmy razem. Już nie mam ochoty nawet patrzeć na inne dziewczyny, zabiorę Kate do siebie, będziemy spędzać ze sobą każdą wolną chwilę, będę zabierał ją w trasy, budził się obok niej, będę najlepszych chłopakiem na świecie.
Uśmiechnąłem się na samo wspomnienie jak wychodząc do pracy żegnałem się z nią pocałunkiem w policzek, a gdy wracałem stęskniony czekała z obiadem. Chce żeby tak wyglądało moje życie.
Poczułem jak puszcza moją dłoń, a potem siada na łóżku zakładając na siebie bieliznę, podczas, gdy ja czubkami palców gładziłem jej plecy.
-Idź już, nie chcę żeby mama cię widziała. -rzuciła przez ramię jak do jakiegoś frajera.
-Noi co z tego? -zmarszczyłem brwi i usiadłem.
-Jeszcze pomyśli, że jesteśmy razem. -teraz to moje brwi wystrzeliły do góry, a szczęka opadła.
-To chyba dobrze pomyśli, nie?
-Nie. Charlie to przygoda gorącej nocy. -odwróciła się do mnie, a ja na chwilę spojrzałem na bliznę na jej brzuchu.
-Heh. Spaliśmy ze sobą, dla ciebie to przygoda?
Znacie te sytuację kiedy facet przeleci jakąś laskę po imprezie, a potem mówi jej, że to nic nie znaczy? Czułem się jak ta laska.
-Sam uważasz, że to nic nie znaczy. -wzruszyła ramionami. Mówiła tak obojętnie, jakbym ja był jej... Obojętny.
-Nie uważam tak. -szybko zaprzeczyłem.
-Tak samo jak z innymi dziewczynami? -uniosła brwi. -Idę wziąć prysznic, jak wyjdę ma cię tu nie być.
Byłem wkurwiony, ale nie zamierzałem się kłócić i błagać żeby do mnie wróciła. Jutro przyjdzie do mnie z kacem moralnym, a wtedy każe jej spierdalać.
Tylko co założyłem bokserki, a do pomieszczenia wszedł Benjamin. Nie widziałem gościa szmat czasu, ale na pewno nie tęskniłem.
Staną w drzwiach i zmarszczył brwi podczas, gdy obserwował każdy szczegół pomieszczenia.
-Jest Kate? -zmrużył oczy, a ja jedynie kiwnąłem głową w stronę łazienki.
Moje ciuchy były porozwalane po całym domy, a jednej skarpetki nawet nie udało mi się znaleźć.
Pierdol się Kate.
~~~~~~~~~~~~~~~~
Siemson!
Co tam słychać? Jak podoba się rozdział ? xd
Kilka osób pytało się co u mnie....no więc tak, jestem w klasie maturalnej i już na powiedziałek mam dużo nauki...a to znaczy, że tak będzie już ciągle i będzie problem z rozdziałami. Przepraszam, nawet z tym miałam problem.
Nie chcę, żeby rozdziały były raz na ruski rok, ale nie wiem jak wyjdzie.
Myślę, że jak już to będę wstawiała rozdziały w środy lub piątki, bo wtedy kończę najwcześniej.
Okaaay, tyle o mnie, opowiadajcie co u was? jak szkoła i jak zniosłyście koniec wakacji? XD,
kc
-Kate xx
Subskrybuj:
Posty (Atom)