piątek, 27 października 2017

27.

Nananananananana!
Mój pierwszy dzień! Tak.
Jestem zdenerwowana, podekscytowana, ciekawa i cieszę się jak cholera.
Cameron pomógł mi ogarnąć moją kawalerkę 5x5 i da się mieszkać. Może nie jest ani duża ani piękna, a położenie jest fatalne, ale dam sobie radę.
Plan zajęć jest tak zły, że szkoda gadać. Mam dużo okienek między zajęciami w ciągu, których nie będzie mi się opłacało wracać do domu na końcu miasta, mam też na późniejsze godziny przez co kończę później. Zawsze wolałam mieć zajęcia od rana, kończyć wcześniej i mieć wolne, cóż nie można mieć wszystkiego.
Dziś miałam od 10.45 do 13.45, a potem od 15.00 do 18. Będzie chujowo, więc postanowiłam ubrać się na luzie. Pomalowałam rzęsy, brwi, przypudrowałam twarz, a do torby spakowałam portfel, telefon, notatnik, długopis, okulary i termos z kawą. 



Pewnie miałam coś jeszcze wziąć, ale oczywiście pobiegłam do metra.
Muszę jeździć dwoma, plusem jest to, że każdy jeździ co 10 minut, więc nawet jak się spóźnię to nic ma wielkiej biedy. No chyba, że jest się mną i wychodzi się na ten na ostatnią chwilę i do tego się spóźnia. Kurwa. Oczywiście, że się spóźniłam pierwszego dnia.
Wbiegłam do budynku, który był jak wymarły. Zajęcia miałam w V8 co to kurde znaczy?
-Przepraszam, gdzie jest V8?-podeszłam do pani, która stała na szatni.
-Na samej górze po lewej, Skarbie. -uśmiechnęła się przesympatyczne.-Współczuję ci, pan Hale nie toleruje spóźnialskich.
Szybko wbiegłam po wielkich schodach i wręcz rzuciłam się na drzwi. Oczywiście, że wszyscy na mnie spojrzeli wraz z wykładowcą, który zaczął już zajęcia.
-Przepraszam.-powiedziałam zadyszana i obserwowałam jego reakcje. Uniósł brwi, a jego czoło zmarszczyło się.
Jezu to było ciacho. Wyglądał na około 27 lat, smukły, wysoki, brązowe loczki opadały na jego zmarszczone czoło i był w błękitnej koszuli podwiniętej do łokci.
-Pani to? -oparł się dołem pleców o biurko.
-Kate Porter.
-Proszę, proszę usiąść. -założył ręce na pierś i powiedział to z lekkim sarkazmem. Wiedziałam, że na tym się nie skończy. Usiadłam w drugim rzędzie z brzegu z dala od innych, nie chciałam już robić szumu wokół swojej osoby.
-Kate Porter. -powtórzył pan Hale, jak powiedziała pani z szatni, i zaczął patrzeć coś w swoim laptopie. -Dopiero po dwóch latach zdecydowała się pani na studia... A nie. Dopiero w tym roku ukończyła pani szkołę wyższą... W Polsce. -podniósł na mnie wzrok. -Jak to możliwe, że tak późno? Nie zdała pani? I przyszła na prawo? -uniósł kącik ust i tak, wyglądał seksownie, ale bez przesady... Mam mu tłumaczyć historię mojego życia przy wszystkich?
-Przypadek losowy. -poprawiłam się na krześle.
-Mhm... Spóźniła się pani na pierwsze zajęcia. -zabrał z biurka jakąś kartkę i zaczął iść w moją stronę. -To raczej niekulturalne, a powiedziałbym nawet to brak szacunku dla mojej osoby i mojego czasu, który z własnej, dobrej woli wam poświęcam. -przymknęłam oczy i przełknęłam głośno ślinę, gdy uderzył dłonią o moją ławkę. -Podpisz się. -zabrał dłoń pod którą była kartka z podpisami jak się domyśliłam studentów.
Trzęsącą ręką podpisałam się i gdy jeszcze nade mną stał wyjęłam okulary, które założyłam na nos, notes i długopis.
Zdaję sobie sprawę z tego, że moje okulary to niewypał, bo kupując te wielkie szkła ze złotą oprawką byłam z mamą i śmiałyśmy się z tumblr girl. Rzadko ich używam, bo tylko gdy jestem w domu, więc za bardzo się nie przejmowałam.
Resztę wykładu uważnie słuchałam czując na sobie nieprzyjemny wzrok profesora.
Kolejny wykład był dość nudny, a potem miałam przerwę. Usiadłam w kawiarni i dopiero wtedy wzięłam do ręki telefon.
/Charlie/
Jak pierwszy dzień?
/Cameron/
Ile mord już obiłaś?
Charliemu napisałam, że już podpadłam, a Cameronowi, że jest idiotą.
Miałam swoją kawę, ale głupio mi było siedzieć z własnym prowiantem więc zamówiłam late. Pisałam trochę z Charliem, jego była szefowa poprosiła o pomoc i gdy będzie miał czas będzie chodził do studia.
-Pani Porter. -powoli podniosłam głowę, bo ten seksowny głos nie kojarzy mi się dobrze.
-Profesor Hale. -wydusiłam uśmiech. -Może się pan dosiądzie? -to był bardziej żart, bo on przecież mnie nie lubi. A przynajmniej tak mi się wydawało.
-Chętnie.-odpowiedział z tak samo sztucznym uśmiechem i autentycznie się dosiadł. -Ma pani przerwę?
-Ponad godzinę.
-Rozumiem, to popieprzone. Ja mam dwie. -napił się kawy, a ja wytrzeszczyłam oczy. -Hm? Jestem normalnym człowiekiem, to nie jest tak, że jestem sztywny.
Spojrzałam na jego marynarkę i teczkę.
-Nie sądziłam tak.
-Jeżeli chodzi o pani spóźnienie na mój wykład... Niechpani nie robi tego więcej. Jeżeli bym pani odpuścił straciłbym autorytet, a ci gówniarze by mnie zjedli. Prawo jest najgorsze...
Za bardzo nie wiedziałam co mam powiedzieć, bo co mnie to obchodzi?
-Miałam pewne niedogodności.-powiedziałam tylko. Nie wiedziałam jak mam się zachować, gdybym nie patrzyła na niego to by pomyślał, że go nie słucham, a jakbym patrzyła to by pomyślał, że się gapię, bo cholera... On naprawdę jest przystojny.
-Jakie? -pomieszał swoją kawę, jaki ciekawski.
-Korek. Był korek.
-Okay. Miło, że cię tu spotkałem, bo... Ma pani bardzo ciekawą, że tak powiem, biografię. Niech pani nie zrozumie mnie źle. To pani organizowałaś ten koncert w Cardiff?
-Dałam pomysł, organizowała to masa ludzi.
Nienawidzę, gdy ludzie mówią "o gratuluję tego koncertu" albo, że zrobiłam świetną robotę. Nie zrobiłam tego sama, a właściwie sama to gówno bym zrobiła.
Jego mina była zabawna, chyba brzmiałam niemiło, a nie chciałam, naprawdę, ja się go boję.
-Czasami pomysł jest najważniejszy. Możesz mi trochę o tym opowiedzieć?
To było cholernie niezręczne, bo gdy opowiedziałam mu o organizowaniu koncertu i to tak ze szczegółami zaczął pytać dlaczego jestem dwa lata do tyłu itd.
***
Miałam iść na stacje metra, ale zobaczyłam blondynka, który stał na parkingu i rozglądał się dookoła.
-Na mnie czekasz? -podeszła, a on wręcz się zaśmiał.
-Ojej, co oni z tobą zrobili. -odepchnął się od samochodu i podszedł mnie przytulić.
-Charlie, skąd wiedziałeś o której kończę? -odsunęłam się, a on zaczął poprawiać moje włosy.
-Nie odpisywałaś to sprawdziłem w internecie. -otworzył dla mnie drzwi samochodu, a potem usiadł za kierownicą.
Nie powiedziałabym, że jesteśmy jakoś blisko, nie widziałam go od dłuższego czasu, tylko od czasu do czasu piszemy smsy. Tyle.
Akurat przed autem Charliego przeszedł profesor Hale, albo mi się wydawało, albo przez dłuższą chwilę utrzymaliśmy kontakt wzrokowy, chyba nawet musiał odwrócić głowę.
-Kto to? -blondyn przekręcił kluczyk.-Zapnij pas.
-Wykładowca, opierdolił mnie za to, że spóźniłam się na jego zajęcia, a potem dosiadł się do mnie w kawiarni. -zapięłam pas.
-Jak się dosiadł?! Przecież to nauczyciel!
-Spokojnie, no nie wiem. Pytał dlaczego jestem dwa lata później i nawet wiedział o koncercie. Skręć w prawo. Charlie w prawo.
-Zjesz u mnie kolację. -oznajmił.-On w ogóle tak może? Jesteś jego uczennicą do cholery. -zdjął czapkę i rzucił do tyłu.
-Znaczy no wiesz... To była tylko rozmowa.
-Boże...czy nawet nauczyciele muszą cie podrywać. -blondyn zatrzymał się na podjeździe.
-Nie podrywał mnie. -przekręciłam oczami. -Rozmawialiśmy tak normalnie.
-Kate, on nie mógł oderwać od ciebie wzroku. -wysiedliśmy z auta.
-Leondre już wrócił?
-Ta, miał dzisiaj dwa wykłady.
Wbiegłam do domu, najpierw rozejrzałam się po salonie, a potem poszłam do kuchni. Zdziwiłam się, gdy zobaczyłam go przy garach, ale od razu podbiegłam i złapałam go za pośladki.
-Aaa! -pisnął jak dziewczynka, a gdy tylko się odwrócił przytuliłam go. -Jeju Kate. -zaśmiał się i objął ramionami.
-Tęskniłam. -podniosłam głowę, żeby zobaczyć jego uśmiechnięty ryj.
-Ja też Mała.
-Musicie wszyscy tak na mnie mówić?
-A masz w ogóle metr pięćdziesiąt? -przymrużył oczy i zaśmiał się.
-Aj weź, to, że tobie udało się urosnąć nie znaczy że możesz czuć się lepszy. -odsunęłam się i spojrzałam na garnki. -Co gotujesz?
-Coś pysznego.
-Wy idioci... Nawet wam to przez gardło nie przejdzie.
-Pf...gotowane warzywa i kurczak. Coś pysznego. -odwrócił wzrok. -Charlie mówił, że to jesz. -szepnął zanim wszedł blondyn.
Kochani są.
-Masz jeszcze trochę piersi z kurczaka?
Okazało się, że w zamrażarce były frytki, więc mimo ich sprzeciwu zrobiłam im smażoną pierś z kurczaka i frytki, zajęło to 20 minut i usiedliśmy przy stole. Nawet nie spojrzeli na to co zrobił Leondre, bo rzucili się na frytki.
-Jak tam pierwszy dzień?
-Już podrywa ją jakiś profesorek.
-Nie podrywał, piliśmy razem kawę. -przekręciłam oczami.
-Kawę? Z wykładowcą?
-Mówiłem jej, ale stwierdziła, że to nic takiego. -blondyn odsunął talerz.
-A poznałaś kogoś?
-Em... Wszyscy wyglądają jak buce. Dziewczyny miały koszule, spódnice... Wyglądałam przy nich jak lamus.
-Wyglądasz ładnie. -brunet uśmiechnął się do mnie. -Prawnicy mają to do siebie, ale na pewno kogoś poznasz.
-Tak, nie chcę być wyrzutkiem. Jak od was mam wrócić do domu? Zaraz będę się zbierała.
-Odwiozę cię, ale musisz jeszcze trochę posiedzieć. Nie smakuje ci? -spojrzał na mój talerz. Było smaczne, ale na prawdę nie miałam ochoty na jedzenie.
-Nie, jest bardzo dobre, aż się dziwię.-zaśmiałam się do Devriesa.-Ale nie jestem głodna.
Podejrzewam, że to spojrzenie, którym się wymienili miało być subtelne, ale im kompletnie nie wyszło, więc zjadłam jeszcze trochę.
***
*CHARLIE*
Po pracy od razu pojechałem po Kate. Miałem jeszcze 10 minut, wiec wszedł do budynku i usiadłem na jednym z foteli.
Muszę ją przekonać, żeby zamieszkała z nami, bo jej ulica to kompletne slamsy, co druga osoba to dwumetrowy czarnoskóry w workowatych spodniach, nie jestem rasista, ale okolica nie wygląda na bezpieczną.
Jej mieszkanie to pewnie niezłe gówno. 
Po jakimś czasie wszyscy zaczęli wychodzić i ani śladu po mojej Kate. Jej rozkład miałem na telefonie, więc spytałem przemiłej pani, gdzie znajdę taką salę i poszedłem na samą górę. Łatwo było ją znaleźć, po prostu były na tym piętrze tylko jedne otwarte drzwi.
Powoli poszedłem i najpierw usłyszałem męski głos, a potem zobaczyłem tego profesorka, który stał za blisko mojej Kate. Wyprostowałem się i zapukałem żeby w końcu na mnie spojrzeli.
-Kate śpieszymy się. -twardo powiedziałem, patrząc na tego gościa, który nawet się od niej nie odsunął.
-Mhm. -poprawiła torbę na ramieniu i podniosła głowę, bo wcześniej nawet na niego nie patrzyła. -Dziękuję bardzo, jeżeli będę miała jakiś problem to...
-Możesz się do mnie zgłosić. -facet zmierzył mnie wzrokiem, ale nie mógł długo nie patrzeć na moją Kate.
Brunetka powoli do mnie podeszła, a ja jeszcze w drzwiach położyłem dłoń na jej włosach, pocałowałem w czoło i pogłaskałem dwa razy ciągle na niego patrząc. Niech wie czego nigdy nie będzie miał.
Skurwiel.
Kate całą drogę była jakaś cicha i nawet nie chciała jechać ze mną na zakupy.
*KATE*
Miałam zły dzień i jedyne czego chciałam to poopierdalać się z Leondre. Charlie podrzucił mnie pod jego dom, a sam pojechał po zakupy.
Szczerze? Zatrucie pokarmowe byłoby przyjemniejsze niż to co tam zobaczyłam.
Weszłam i zobaczyłam mojego przyjaciela z tą rudą suką, która całowała się z Charliem.
-Dzień dobry. -zwróciłam na siebie ich uwagę. Gołąbeczki gruchały sobie na kanapie, znaczy on tylko trzymał rękę na oparciu kanapy za nią, ale i to o mało nie wywołało u mnie wymiotów.
Pamiętała mnie i to bardzo dobrze, bo jej uśmiech był tak wredny, że chciałam przywalić jej jeszcze raz. Kiedyś żałowałam, ale nie ma prawa zbliżać się do Devriesa.
-O cześć Kate, poznaj...
-Znamy się. -przerwałam mu i poszłam do kuchni żeby tam poczekać na Charliego i razem pomyśleć co z tym fantem zrobić.
Ona nie może być normalna jeżeli przekroczyła próg tego domu. Całowała się z Charliem i co? Teraz Leondre?
Siedziałam w kuchni pół godziny dopóki nie weszli oni.
-Wszystko okay? -spytał brunet wyjmując szklanki.
-Nie lubię ludzi, którzy... -chciałam powiedzieć coś niemiłego o tej suce, ale nagle ona wpadła na mnie ze szklanką wiśniowego soku, który zalał moją białą bluzkę. Nie czekałam długo.
-Ty wredna szmato zrobiłaś to specjalnie!
Odepchnęłam ją ona mnie i zaczęła się przepychanka. Była nie szkodliwa, do czasu... Leondre odepchnął mnie, a tą szmatę objął w pasie.
To był dla mnie szok, stałam nieruchomo i lustrowałam jego twarz.
-Wiedziałem. Zawsze masz jakiś problem! -wydarł się na mnie.
-Oblała mnie sokiem!-wskazałam na swoją bluzkę.
-Nie zrobiła tego specjalnie! Ale ty zawsze musisz coś odjebać! Lecz się dziewczyno!
Zawsze był taki cichy, nigdy na mnie nie krzyczał, nawet jak się kłóciliśmy, to były ciche kłótnie. A teraz?
Stał broniąc jakiejś przypadkowej dziewczyny. Nawet nie chodzi o to. Zawsze byliśmy po swojej stronie, do teraz. Teraz jakaś obca dziewczyna jest ważniejsza.
W moim gardle zebrała się wielka gula i ze spuszczona głową poszłam na korytarz.
-Wszystkiego dobrego na nowej drodze życia. -powiedziałam pod nosem, gdy zakładałam buty i wyszłam.
Zdążyłam przejść kilkanaście metrów, a samochód Charliego zajechał chodnik.
-A ty gdzie? -spytał przez opuszczoną szybę. -Nie ma Leo?
-Pierdolę to wszystko. -chciałam go ominąć, ale otworzył drzwi, które we mnie uderzyły.
-Co się znowu stało? -wysiadł, a to że westchnął i przekręcił oczami wkurwiło mnie jeszcze bardziej.
-Gówno. Jeżeli mu niezależny na tej przyjaźni to mi tym bardziej. To nie jest tak, że tylko ja mam się starać.
-Kate co ty pierdolisz? -zmarszczył brwi.
-Nie wiem co się stało, naprawdę mi na nim zależało...-wplątałam w palce włosy z boku mojej głowy i pomyślałam, że nigdy więcej nie będę o niego walczyć, robiłam to za każdym razem, a on dalej swoje.
Zmieniłaś się.
Nie jestem taki jak ty.
Gówno prawda, to on się zmienił.
-Ale Kate... O co chodzi? -złapał mnie za ramiona.
*CHARLIE*
Nie było mnie góra pół godziny, a oni już się pokłócili. Czasami zachowują się jak dzieci.
Nawet nie mogłem zrozumieć co do mnie mówi, wyglądała na zdenerwowaną więc chciałem ją przytulić. Stały patent, ja próbuje ją przytulić ona mnie odpycha aż w końcu zaczyna się śmiać, ale Leo był za poważną sprawą by tak to rozwiązać.
-Charlie zostaw mnie do cholery! -odetchnęła mnie. -Spierdalaj!
Wyglądała jakby miała się rozpłakać, jeżeli bym jej nie zostawił, więc trochę się odsunąłem.
-Spokojnie. -uniosłem dłonie. -Co takiego zrobił tym razem?
Kate tylko uniosła brwi, jakbym powiedział coś nie tak i zaczęła odchodzić.
-Przyjaciel zawsze stanąłby po mojej stronie. -burknęła.
-Poczekaj odwiozę cię!
-Spierdalaj, mam nogi.
Chwilę patrzyłem na to jak odchodzi kręcąc tym swoim tyłkiem.
Pięknie.
Leo zjebał, a ja za to zapłacę, założę się, że na wesele pójdę sam.
Zabrałem się i pojechałem do domu. Kiedy wjeżdżałem na podjazd zobaczyłem dziewczynę idącą w przeciwnym kierunku do Kate. To pewnie od Leo.
Wziąłem zakupy i wszedłem do domu.
-Leo... Kurwa... O co znowu poszło? -reklamówki odłożyłem na ziemię i usiadłem obok załamanego przyjaciela. A raczej wkurwionego.
-Marudzi jak zawsze. -oparł się łokciami na kolanach i podparł głowę. -Czy ona nie może być normalna? Chciałbym w końcu znaleźć dziewczynę, bo jak narazie mają mnie za geja, ale Kate każdą odstraszy. Z każdą miała niewytłumaczalny problem. Wiesz co? -odwrócił głowę w moją stronę.-Ronnie wylała na nią sok, oczywiście niespecjalnie, a Kate rzuciła się na nią z łapami.
Chyba wszystkie Ronnie jej podpadają.
-Też bym się wkurzył gdyby ktoś oblał mnie sokiem. -wzruszyłem ramionami.
-Wkurzył. Nie popychał. Zawsze musi coś zjebać. Idiotka. -zrobiło się groźnie, gdy zaczął przeklinać. -Tylko dlaczego dla mnie? Perfidna, egoistka, myśli tylko o sobie i o tym jak bardzo jej ciężko, nie tylko ona ma problemy... -odwrócił głowę, a dla mnie to było za dużo.
Byłem w stanie zrozumieć jego złość, mógł ją opierdzielić, wyzywać od idiotek, cokolwiek, ale nie miał prawa mówić, że jest egoistką.
-Myśli o sobie? -prychnąłem.-A zapomniałeś już o wszystkim co zrobiła dla ciebie? Nie mówię już o tym co zrobiła dla szpitala... -machnąłem głową. -Przez cały czas była na twoje zawołanie. Miałeś problem z matmą? Proszę bardzo, za pięć minut była u ciebie, żeby cię nauczyć. Zawalała sprawdziany, bo wolała pisać twoje, żebyś mógł koncertować! Cholera Leo, dopóki nie przyszła do waszej szkoły nie miałeś znajomych. Cały czas mówiłeś, że cię lubiła zanim dowiedziała się o barsie i miała w dupie zdanie innych. Była zawsze, gdy tego potrzebowałeś. Ukrywała to, że nasze fanki traktują ją jak gówno, bo widziała jak bardzo są dla ciebie ważne. Nie skarżyła się, gdy wszystko ją przerastało, depresja, zaburzenia odżywiania, nigdy się nie skarżyła, nie narzekała na nic, więc nie masz prawa mówić, że jest egoistką! Zawsze ktoś inny był dla niej ważniejszy! -brunet spuścił głowę, pewnie dlatego, że zacząłem do niego docierać. -A wypadek? Zapomniałeś jak płakałeś w szpitalu, jak... -spojrzałem na jego nadgarstki. -To wszystko co działo się potem? Zastanów się chłopie co by było gdyby znów jej zabrakło. -końcówkę zdania prawie wyszeptałem.
Chyba oboje przypomnieliśmy sobie co wydarzyło się rok temu. Niewątpliwie to był najgorszy moment w moim życiu. Byłem szczęśliwy, miałem wspaniałą dziewczynę, przyjaciela, muzykę... Nie myślałem, że może się to zmienić w jednej chwili.
Kiedy ja piłem piwo z kolegami, oni byli o krok od...
Byłem poza zasięgiem, dlatego do szpitala przyjechałem dopiero po dwóch godzinach. Kate walczyła o życie, a ja byłem dopiero po dwóch godzinach. Wszyscy płakali, czekali, a ja dopiero dowiedziałem się co się stało. Kiedy moja dziewczyna walczyła o życie ja świetnie się bawiłem. Nigdy sobie tego nie wybaczę.
Lekarzom udało się ją uratować, ale każdy kolejny dzień był mało mniejszym koszmarem. Przez pół roku nie widziałem jej oczu, uśmiechu, nie słyszałem głosu, nie czułem słodkich ust.
Na początku spędzałam w szpitalu całe dnie, płakałem, zasypiałam ze zmęczenia i znów płakałem. W końcu skończyły mi się łzy i modliłem się o to, by wróciła, w końcu przyzwyczaiłem się do tego, że mogę jedynie na nią patrzeć, a Elizabeth zaczęła namawia mnie do powrotu na scenę. Nie chciałem jej zostawić, chciałem trzymać ją za rękę gdy się obudzi, ale wszyscy zaczęli mnie namawiać, wymyślili dyżury i mówili że Kate by tego chciała. Wróciłem na scenę tylko dla niej.
Niestety, nie mając jej obok oczywiście wszystko spieprzyłem.
Wytarłem oczy, które zaczęły zachodzić łzami i spojrzałem na bruneta.
-Zrób z tym co chcesz, ale zastanów się czy gdyby coś się stało byś nie żałował.-chciałem wstać, ale przyjaciel pociągnął mnie za rękaw bluzy żebym się nie ruszał.
-Jestem dla niej strasznym dupkiem.-spojrzał przed siebie i zmarszczył brwi -A ona... Ona jest taka kochana. Ale kurwa....nie chce żeby mówiła z kim mam się spotykać.
-Noi masz rację, tylko jej to powiedz. Bez kłótni. -spojrzałem na niego, a on pokiwał głową.-Przecież wiesz, że zrozumie.
-Heh, ostatnio ciągle się kłócimy, ale masz rację, nie chciałbym jej stracić. Możesz do niej napisać, czy wróciła do domu?
Zadzwoniłem, tylko szkoda, że odrzuciła.

7 komentarzy:

  1. W końcu rozdziału!!
    Zaglądałam tu prawie codziennie. Serio.
    Rozdział jak zawsze super co tu dużo mówić. Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że ci się podobał (:
    A co do komentarzy to bywa... Mój blog już przeżył chwilę sławy xd

    OdpowiedzUsuń
  3. O Boże, ale mnie tutaj dawno nie było ;-;
    Przepraszam za mój brak aktywności, ale trzecią gimnazjum pozostawia wiele do życzenia i zabiera mi mój cenny wolny czas, co ugh, jest już wkurzające.
    Przychodzę ze szkoły nauka, nauka i jeszcze raz nauka.
    Ale nieważne.

    Rozdział jak najbardziej mi się podobał, naprawdę.
    Leondre to takie szmacisko, że szkoda gadać.

    Nie rozumiem, jak można mówić, że Kate jest samolubna, no proszę was, to jest najbardziej pozytywna i myśląca o innych osoba, co z tego że wymyślona, leeel.

    No cóż, w następnym rozdziale postaram się wrocic do moich typowych komentarzy, a teraz zbieram się.

    Love,
    Edi

    OdpowiedzUsuń
  4. Szkoda że już mało osób komentuje bo czasami fajnie było poczytać komentarze. A co do ciebie to coraz lepiej piszesz i widać że się rozwijasz. Nie myślałaś zeby może przenieść opowiadanie na wattpada?

    OdpowiedzUsuń
  5. Super rozdział, czekam na kolejny, niestety z powodu nauki czytałam rozdział z opóźnieniem:c Miłego wieczoru!

    OdpowiedzUsuń
  6. Cholercia jak dawno mnie tu nie było ;oo nawet nie wiem co powiedzieć, z rozdziału na rozdział coraz ciekawiej. Oby tak dalej bby i do następnego!

    ~Quel

    OdpowiedzUsuń