środa, 4 października 2017

26.

Gdy z rana zeszłam na dół była tylko Holly. 
-Dzień dobry. 
-Hej. -uśmiechnęła się do mnie. Jejku ona jest taka słodka. Naprawdę, ma taki szeroki uśmiech, że nawet ja się uśmiechnęłam, mimo, że nie byłam wyspana. 
-Pomogę ci.-stwierdziłam widząc, że robi śniadanie. 
-Aha, jak tam impreza? -kątem oka spojrzała na moją dłoń. Miałam zdarte kostki, dziwne... Przecież tylko raz go uderzyłam.
-Bywało lepiej. 
-Mhm, eh Kate... -nagle odłożyła wszystko i stanęła do mnie przodem. -Nie denerwuj się tylko. Znamy się krótko, jest mi trochę głupio, że tak zawaliłam ci się na głowę i... Nie chce psuć relacji między tobą i Cameronem. Cieszę się, że ma taką przyjaciółkę, sama jestem ci wdzięczna. Jakby... Nie czuj zagrożenia z mojej strony. -spojrzałam na nią z niezrozumieniem, a ona spuściła wzrok.
-Słyszałaś naszą kłótnie? 
-Byliście głośno... 
-To już nieważne. Rozmawiałam z nim wczoraj i rozumiem. Sytuacja się zmieniła...
-Nie bądź zła. 
-Nie jestem. Naprawdę. -przestałam kroić warzywa. -Wiem, że może wyglądam na dziwną i ten dupek naopowiadał ci o mnie historyjek, ale chyba nie jestem złą osobą. -zaśmiałam się krótko. 
-Wiem, że nie jesteś. -objęła mnie ramieniem. -Gdyby ktoś uderzył Camerona zabiłabym. -zaśmiałyśmy się. 
-O moje dziewczyny robią śniadanie. -po schodach zszedł Cam, objął nas i pocałował Holly.-Siema stary. -pogłaskał jeszcze jej brzuch. -Ej może wyjdziemy gdzieś dzisiaj? 
-Jasne.-Holly uśmiechnęła się przez ramię. 
-Kate? 
Trochę się zdziwiłam, bo myślałam, że to pytanie było do Holly. 
-Em... Jeżeli chcecie spędzić czas sam na sam...
-Jeszcze będę miała go dość gdy zamieszkamy razem. -zaśmiała się Holly. -To jak? Muszę kupić coś w co wejdę. 
-Zakupy? -prychnął chłopak. -Odwołuje jednak. Idźcie same. 
-Bez łaski kochanie. 
-W sumie... Może po obiedzie. Mam jeszcze coś do zrobienia. 
***
-Dzień dobry, jest Charlie? -uśmiechnęłam się do zaskoczonej blondynki w średnim wieku.
-Charlie? 
-Charlie. 
-Em... Jest, jasne, że jest. -jakby się ogarnęła o co pytałam i wpuściła mnie do środka. -Charlie! -krzyknęła na mój gust trochę za głośno, ale nadal się uśmiechałam. 
-Czego krzyczysz...-blondyn szedł po schodach i skręcił do salonu. 
-Kate? -wytrzeszczył oczy. 
Nieźle go zaskoczyłam. 
Miał na sobie szare dresy i zwykły biały tshirt, nie był tak odwalony jak zawsze. Jego nos był lekko opuchnięty, a opatrunek na brwi zakrwawiony. 
-Cześć, przyszłam nie w porę? -uniosłam brwi. 
-Znaczy... Nie wiedziałam, że przyjdziesz. -powoli podszedł i zatrzymał się naprzeciwko mnie. 
-Miałeś mi pomóc z jazdą. Jeżeli nie masz czasu to... 
-Mam czas. -szybko zaprzeczył i spojrzał na swoją mamę. -Później skoszę trawę.
-Może po prostu umówimy się na kiedy indziej? -patrzyłam to na nią to na niego, byli zaskoczeni, czy to dziwne, że przyszłam? Co z tego, że nie było mnie tu wieki. 
-Nie, jest okay, zrobię to później. 
-Zrobisz to teraz, a ja sobie porozmawiam z Kate.-pani Karen pociągnęła mnie za ramię do salon. Brook się przywitała i poszła spowrotem grać na komputerze. Jejku jak ona wyrosła... 
-Jak tam Cameron? -spytała ostrożnie. Naprawdę wszyscy już wiedzą? 
-Przyjechał wczoraj. Zdaje sobie sprawę z tego, że wszytko się zmieni, ale kocha Holly. -kiwnęłam głową. -Jak jej rodzice się dowiedzieli, wyrzucili z domu i przez ostatni tydzień była u mnie. Była załamana, nawet nie chciała mówić o tym Cameronowi. W każdym razie pomogą im jego rodzice i będzie dobrze. -spojrzałam za okno, gdzie Charlie kosił trawę, był bez koszulki, a jego tatuaże wyglądały zajebiście. 
-Gdyby mój Charlie oznajmił, że będzie miał dziecko... Nie wiem sama. Na moim przykładzie to za wcześnie. Trzeba się ustabilizować finansowo, wziąć ślub, a przed tym przekonać się do tej osoby. 
-Rozumiem o co pani chodzi. I niech pani się nie gniewa, ale Cameron to super facet, lepszy niż ojciec Charliego, czy mój. Nie zostawi Holly. -bałam się trochę jej reakcji, ale ona się tylko zaśmiała. 
-Mam taką nadzieję. Mimo wszystko...najpierw powinni się ustatkować.
-Nie planowali jeszcze rodziny, ale nic już na to nie poradzimy.
-No tak. 
Rozmawiałyśmy dość długo, bo Charlie jeszcze poszedł wziąć prysznic i się ogarnąć. 
***
-Najpierw... 
-Lusterka, wiem. -przysunęłam sobie siedzenie i zaczęłam ustawiać lusterka. 
Najgorsze w jeździe jest to, że może coś pójść nie tak. Możemy narazić na niebezpieczeństwo siebie, a co gorsza innych. Najgorszemu wrogowi nie życzę tego co mi się przytrafiło.
Kilka miesięcy wyjętych z życia, strach, rehabilitacja, wracanie do normalność...
-Kate. -blondyn szturchnął mnie w ramię. -Musisz puścić ręczny. -przytaknęłam i po chwili ruszyłam. 
*CHARLIE*
Kate wydawałaby się świetnym kierowcą, jest bystra i rozważna, dlatego nie obawiałem się za bardzo. Początki były trudne, co dała gazu to hakowała, ale szybko załapała. 
-Patrz w lusterka. -pouczyłem, bo mimo, że jechała ja żółw to nigdy nic nie wiadomo
-Przecież patrzę. 
-Spokojnie, tylko mówię. 
-To nie mów! Przecież patrzę w te cholerne...!-nawet nie dokończyła, bo usłyszeliśmy dźwięk stuknięcia. Od razu serce mi stanęło. 
Zderzyliśmy się z innym samochodem. 
-Widzisz! Jesteś kierowcą do dupy! -z auta wyleciał facet, który wściekły przyglądał się blachom. -Co tak siedzisz, idź do niego! 
Kate była przerażona, powoli poszła do faceta, który z resztą słusznie zaczął na nią krzyczeć. 
-Moja maleńka. -sztucznie zapłakałem nad swoim samochodem. 
Ku mojemu zdziwieniu nie mówił nic o kosztach, tylko o tym, że Kate nie powinna wsiadać za kółko. 
Trochę się wkurwiłem, gdy wymachiwała rękoma przed jej twarzą, więc wysiadłem. 
-Grzeczniej -położyłem dłoń na jego ramieniu, żeby się odsunął. 
-Ta idiotka mogła spowodować wypadek! 
-Po pierwsze nie idiotka. -spojrzałem na auta. -A po drugie nie ma nawet rusy. 
-Ale mogła być! 
-Miała pierwszeństwo. -uniosłem brwi. 
Koniec końców koleś się zmył i nie było żadnych konsekwencji. Gdy wróciłyśmy do domu, mama tylko się zaśmiała. Też bym się śmiał, gdyby to nie było moje auto. 
Wzięliśmy coś do picia i poszliśmy do mojego pokoju. 
Mama mówiła posprzątaj... 
-Syf i nic więcej.-skomentowała i usiadła na łóżku najpierw zabierając z niego stertę ciuchów. 
-Nigdy ci to nie przeszkadzało. 
-Twojej mamie pewnie przeszkadza. 
-Niedługo wracam do Cardiff. Leondre się do mnie wprowadza. Właśnie, gdzie ty będziesz mieszkała? Moja propozycja jest nadal aktualna. 
-Dzięki, ale znalazłam kawalerkę, może małą, ale będzie okey. 
-Ej, no weź, przecież mieszkam blisko uczelni, mam duży dom, nie musiała byś płacić. 
-Charlie nie szukam sponsora. -zaśmiała się. 
Oczywiście, prędzej ona by mnie utrzymywała. Jest dumna, ale jeszcze ją przekonam. 
-Jak wolisz. A jak tam twoja... No wiesz. Depresja. 
-Ma się dobrze. -tym razem ja się zaśmiałem. 
-Psychiatra tak powiedział? 
-Ja tak powiedziałam. Jak organizowałam ten koncert nie miałam czasu chodzić na terapię i po prostu to przerwałam. 
-Przerwałaś?! -uniosłem się. To zły pomysł. Jeżeli nie wyjdzie z depresji, nie wyjdzie też z tej całej anoreksji. A jeżeli z niej nie wyjdzie...
-Obiaad!-krzyknęła mama z dołu, więc zeszliśmy. -Kate zostaniesz? 
-Em... Niee. Miałam z Holly iść na zakupy. -próbowała się wykręcić, ale ja wiem, że nie chodziło o żadne zakupy. Nie chciała jeść. 
-Po obiedzie Charlie cię odwiezie. Spytałam dla formalność, siadaj. -uśmiechnęła się i dziewczyna nie miała już nic do gadania.
Mama wymyśliła sobie dietę i teraz wszystko jest fit. 
Brook usiadła naprzeciw Kate, a ja obok. Jest już na tyle rozumna, że wie co się między nami dzieje.
Uwielbia Kate, zresztą tak jak moja mama i ciężko było jej pojąć, gdy Kate leżała w szpitalu, a potem jak się obudziła nie przychodziła do nas. Myślała, że już zawsze będziemy razem, zresztą tak jak ja. 
-Przepraszam, mogę dokładkę? -spojrzałem na Kate, która miała już pusty talerz. 
Wow. 
Mama spojrzała na mnie dumnie, a potem się uśmiechnęła.
-Oczywiście kochanie. 
-Możesz zjeść moje. -skrzywiła się Brooke
-Masz to zjeść, bo odłączę internet. Proszę. -oddała Kate pełny talerz. 
-Bardzo smaczne. 
-Eh... Tylko ty mnie doceniasz. -zaśmiałem się, bo te żarcie nie ma smaku i pewnie zaraz pójdę na pizze. 
-Charlie najchętniej by żarł tylko śmieciowe jedzenie. 
-Adoptowałabym cię. -uśmiechnęła się i poszła zanieść swój talerz do zmywarki.-A Elizabeth kiedy wraca? 
-Jakoś...już. Jeżeli się nic nie zmieniło. 
-To dobrze, bo odwiozę Brook do dziadków i wpadnę na plotki wieczorem. 
To dobrze, ja też. 
*KATE*
Fajnie było pójść na zakupy z kimś kto nie marudzi po 30 minutach. 
Cameron miał rację, jest taka jak ja. Chyba włączył jej się instynkt macierzyński, bo trochę matkowała, ale razem ze mną tańczyła w przymierzalni do little Hollywood. 
Szykowała się spora impreza, bo gdy tylko przyszłyśmy zostałyśmy zagonione do garów. 
Mama razem z Ann dawno się nie widziały i nadrabiały plotki, a ja nie mogłam doczekać się kiedy zobaczę Devriesa, ten gówniarz ode mnie nie odbiera. Nie mam pojęcia co znowu zrobiłam. 
Była piękna pogoda, więc ustawiliśmy wszystko na tarasie i dobrze bo było w cholerę ludzi. 
Ann, Cameron, Holly, Pani Victoria, Leondre, Pani Karen, Charlie i Caroline, jej mąż był w pracy, a Rush nadal jest zły. 
-Leondre pomóż mi przynieść napoje. -poprosiłam więc niechętnie wstał ze mną od stoły. 
-Co znowu zrobiłam? -spytałam spokojnie, wyjmując butelki z lodówki. 
-Nic. -wzruszył ramionami. 
-To dlaczego ode mnie nie odbierasz? -zagrodziłam mu drogę. 
-Dlaczego bym miał?-uniósł brwi i mnie odepchnął. 
-Bo się przyjaźnimy do cholery! 
-Ta. -burknął, dogoniłam go i uderzyłam go ramieniem, bo ręce miałam zajęte. 
-Leondre o co ci chodzi?! 
-O to, że do siebie nie pasujemy! Ciągle biegasz po imprezach, stałaś się agresywna...
-Ja? Agresywna?! 
-A co, nie? Ostatnio ciągle słyszę o twoich rozróbach. Ja nie jestem taki jak twoi znajomi... Nie lubię klubów, alkoholu i przemocy. Mnie to nie kręci. 
-Leondre znamy się trzy lata, a ty mi mówisz, że nie jestem dla ciebie dobrym towarzystwem? Okay, lubię imprezy i może ostatnio trochę przesadzam, ale chyba powinno liczyć się to jaka jestem dla ciebie, a ty osądzasz mnie po tym co słyszysz. Okay z tą dziewczyną przesadziłam, ale Dannego uderzyłam przez to co zrobił Charliemu. Gdyby ktoś cię skrzywdził zrobiłabym to samo, bo przyjaciele to całe moje życie. Brakuje mi ciebie. -złagodził swoją minę, więc chyba to do niego dotarło. -Brakuję mi tego jak całymi dniami siedzieliśmy przed telewizorem, biliśmy się i zawsze byliśmy po swojej stronie. Tobie nie? -spuścił wzrok. -Nie chcę żebyś chodził ze mną na imprezy, bo lubię to jak było zawsze. 
-Mi też tego brakuje. -przyznał. 
-Nie rób mi tego więcej proszę. 
-Cholera... Przepraszam. Ja tylko myślałem... Jestem inny od twoich znajomych. Zawsze coś spieprzę, powinienem przy tobie być, zwłaszcza teraz.
-Zwłaszcza zawsze idioto. -uśmiechnęłam się do niego. 
Lubię w nim to, że jest inny. Myślę, że gdybym go nie poznała stoczyłabym się na dno. Bym żyła tylko imprezami, piła, ćpała i niewiadomo co jeszcze. Jest taką moją ostoją. Uspokaja moje życie. 
-Idziecie? -wszedł Charlie i dziwnie na nas spojrzał. -Wszystko okay? 
-Już idziemy. -zaśmiał się brunet.
***
-Usłyszeliśmy jak Cameron mówił o zabawie w doktora. Byliśmy przerażeni, weszliśmy do pokoju i zaczęliśmy się pytać o co chodzi. -ciocia Ann opowiadała historię z mojego i Cameron dzieciństwa, wszyscy się śmiali, a my nie mogliśmy uwierzyć we własną głupotę. -Nie chcieli nic powiedzieć, dopóki nie zagroziliśmy odłączeniem telewizora. Wtedy Kate wyjęła z szafy swoje pluszaki. -zaśmiała się z moją mamą. -Bez głowy, bez ręki, albo z ręką innego miśka. -teraz wszyscy się zaśmiali. -Wyglądały jak z jakiegoś horroru, a wtedy powiedziała "Mamo Cameron mówił, że Adaś ma raka w ręku, ale chyba uciekł". Przyrzekam, z ich dzieciństwa można by było zrobić dobry serial komediowy i to dziesięć sezonów. 
Fajnie było się pośmiać z tego jakim było się debilem. 
Pierwsi wyszli Victoria i Leondre, z racji tego, że kobieta miała na rano do pracy, a my młodzi przenieśliśmy się na kanapę. 
Dziwnie było gdy Cameron obejmował Holly, a my z Charliem siedzieliśmy jak z kijem w dupie. 
-Byłaś pokłócona z Leo? -spytał Cam, faktycznie dało się wyczuć napięcie przez pierwsze 15 minut.
-Nie to, że pokłócona, po prostu mieliśmy sobie coś do wyjaśnienia. Rozumiesz... Wisiał mi hajs. -zaśmialiśmy się. -Ej, bycie komornikiem musi być chujowy. -stwierdziłam i odwróciła głowę do Camerona, zawsze rozmawiamy na jakieś bezsensowne tematy. -No wiesz, nikt cię nie lubi. 
-"Znajdę cię, a w końcu znajdę... "-zaśpiewał "hymn komorników" i znów mnie tym rozbawił.-Wiesz, że jak kichasz to staje ci serce? -też odwrócił do mnie głowę, byliśmy tak blisko, że widziałam naczynka na jego oku. 
-Serio?
-No. 
-A wiesz, że jak będziesz powstrzymywał się od ziewania to może ci wypaść szczęka? Moja koleżanka tak miała. W szkole. 
-Kłamiesz. -uśmiechnął się głupio. 
-Przyrzekam. 
-Przecież ty nie masz koleżanek. -zaśmiał się za co dostał w łeb. 
-Holly będzie miała do wychowania i dziecko i ciebie. 
-A propo. -wyprostował się. -Umówiłem się z chłopakami, opić moje dziecko i przyszłą żonę. -pocałował Holly w dłoń. -Idziecie ze mną? 
-Będzie Rush
-No raczej. 
-To nie. 
-Jak wolisz, pogadam z nim. -podparł się na moim udzie i wstał. 
-Charlie? 
Zdziwiłam się, bo Charlie... No to Charlie. Moi znajomi go nie lubią. 
-Muszę odwieźć mamę. Opijemy następnym razem. 
Cam wyszedł, Holly poszła spać, nasze mamy śmiały się na tarasie, a ja z Charliem zostaliśmy na kanapie. 
Byłam pewna, że zaraz zacznie jakieś akcje, ale nie. Nawet się nie przysunął. 
-O co chodziło z Leo? -spytał w końcu. 
-Nic ważnego. Już jest okay. 
-Skoro nic ważnego to możesz powiedzieć. -spojrzał na mnie i uniósł brwi.
-Mogę. Ale nie muszę. -uśmiechnęłam się sztucznie. 
-Leondre wie o naszej nocy. -założył ręce na pierś i westchnął. 
Aha? 
-Już wszystkim o tym mówiłeś?
-Musi wiedzieć, że WY nie macie szans. 
-Jesteś głupi. -uderzyłam go pięścią w ramię tak żeby to poczuł. 
Jezu, byłam pijana, to był błąd i nie chciałam żeby to się rozniosło. 
-Oddam.-spojrzał na mnie i zagroził. 
-Oddaj.-znów go uderzyłam, nic nie zrobił więc powtórzyłam to kilka razy, aż złapał mnie za głowę i przyciągnął do siebie. Chwilę się z nim szarpałam, a potem po prostu położyłam głowę na jego udach. 
-Boli? -spytałam delikatnie dotykając jego nosa i brwi. 
-Trochę.-pocałował moją dłoń.-Następnym razem odpuść, mógł ci oddać.
-Następnego razu ma nie być. -dotykałam palcami jego ust, nie wiem po co, ale zawsze się wydawały wąskie i małe, a jak patrzyłam z dołu to wyglądały wręcz kaczo
-Kiedy zdejmą ci te druty z zębów? 
Okay? 
-Za trzy miesiące. -usiadłam prosto. Nie lubię komentarzy na mój aparat to nawet nie był komentarz, chociaż równie dobrze mógł powiedzieć "zdejmij to, bo wyglądasz jak gówno w drucie". Mnie osobiście nie przeszkadza.
-To jak? Powiesz mi o co chodziło z Leo? 
-Nie odzywał się do mnie, po prostu sobie wyjaśniliśmy pewne sprawy. 
-Jakie sprawy? 
-Nasze sprawy. -na chwilę na niego spojrzałam.-Nie interesuj się. 
-Obraziłaś się? -lekko pociągnął mnie za włosy. -Co znowu zrobiłem? 
-Nic. Oglądam to. -wskazałam na telewizor, akurat leciało "Fake it".
-Nawet nie wiesz o czym to jest. 
-Bo ciągle gadasz.
-Widzimy się raz na rok, moglibyśmy porozmawiać, a nie oglądać telewizję. 
-Okay, co słychać? -usiadłam po turecku przodem do niego. 
-Miło, że pytasz wszystko w porządku.
-To dobrze, u mnie też. 
-Cameron i Holly będą mieszkać u ciebie? 
-Dopóki czegoś nie znajdą. 
-Ogarniasz to, że będzie ojcem? 
-W ogóle. -pokręciłam głową. -On sam zawsze będzie dla mnie dzieckiem z którym się wychowałam w Polsce. 
-Nie wiem, nie wyobrażam sobie dziecka przed trzydziestką. Poszaleli. 
-Bo dla ciebie najważniejsza jest kariera. 
-Spełniam się. -wzruszył ramionami. -To wcale nie jest taka sielanka przecież wiesz. 
-No wiem, podróże, koncerty, fani...-prychnęłam. 
Charlie tłumaczył mi to milion razy, ale chyba nigdy nie zrozumiem na co narzeka. Okay, masz mało czasu dla siebie, obowiązki, może nawet trochę stresu, ale jeżeli to kocha powinien akceptować to z wadami. Tak jak człowieka... 
-Przestań Kate, nie zrozumiesz tego. 
-Mówisz jak baba. Ciesz się z tego co masz. 
-Od twojego wypadku mam tysiące wiadomości o tym, że się zmieniłem. 
-Bo się zmieniłeś. -krótko się zaśmiałam. 
-Może, gdy byłaś w szpitalu, ale potem wszystko wróciło do normy. Gdy byliśmy razem obrażali cię, a gdy się rozstaliśmy zwrócili się przeciwko mnie. 
-Bo jestem zajebista. -szturchnęłam go z uśmiechem. -Przestań czytać te gówniane komentarze, zawsze znajdzie się ktoś kto powie, że źle robisz. 
-A jak ty uważasz? Robię dobrze? -jego wzrok mnie przeszywał, a ja próbowałam go nie urazić.
-Nie oceniam ludzi. Robisz to co uważasz za dobre.-stwierdziłam.
-Próbujesz się wykręcić. -przekręcił oczami.-Każdy popełnia błędy, ale bez przesady jestem obwiniany o całe zło świata. 
-Nie myśl o tym. -uderzyłam go dłonią w kolano i jakoś już ją tam zostawiłam
-Uważasz, że się zmieniłem, ale nie potrafisz powiedzieć co się zmieniło...
-Jak ci powiem to ty zaczniesz mówić mi i się pokłócimy. Bez sensu. 
-To lepiej nie, bo mam sprawę. -złapał mnie za dłonie, przez chwilę patrzył na nasze tatuaże, a dopiero potem podniósł wzrok. 
-Mam się bać? -zaśmiałam się nerwowo. 
Bałam się, że zapyta mnie o coś o co zaraz się pokłócimy.
-Oczywiście jeżeli się nie zgodzisz to nic... 
-Wygrałam. Nic nie robią. -weszły nasze mamy i Ann, która "wygrała", o cokolwiek chodziło. 
Puściłam jego dłonie i wyprostowałam się, gdy usiadły obok nas. 
-Karen uważała, że już jesteście na górze, Elizabeth, że was nakryjemy na kanapie, a ja wierzyłam, że jesteście grzeczni. -wszystkie wybuchły śmiechem, a my spojrzeliśmy na siebie. 
To było takie żenujące. 
-I co Kate? Idziesz z nami na wesele?-Pani Karen pochyliła się do przodu żeby na mnie spojrzeć.
-Nie zdążyłem zapytać mamo. 
-Jakie wesele? -uśmiechnęłam się z nerwów. 
-Mojego kuzyna.-blondyn położył rękę na oparciu za mną. -Nie mam dziewczyny, więc pomyślałem, że pójdziesz ze mną. 
Chyba był trochę zdenerwowany, może dlatego, że nie byliśmy sami i gdybym się nie zgodziła byłoby niezręcznie. A ja trochę się zdziwiłam, że to ta POWAŻNA sprawa, której się bała. 
-Jasne. -kiwnęłam głową. -Czemu nie. A kiedy będzie to wesele?
~~~~~~~~~
Siemson!
Jak tam?
Przepraszam, że rozdziały są tak z dupy, nie wiadomo kiedy, ale wiecie...szkoła xd
dziwnie jest tak nagle zacząć myśleć o maturze od której zależy trochę moje życie xd
Jak się podoba rozdział? 
powiedzcie cokolwiek czy jest nudno czy chcielibyście coś zmienić, może da się coś zrobić
no nic
do następnego
kc
-Kate xx

6 komentarzy:

  1. hej Kasia nmg cię znaleźć na fb i czy mogłabyś mnie dodać? Kasia Indrzejczyk. Rozdział świetny <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka
    Brak weny na rozdzial wiec napisze tylko z mega mibsie podobalo
    Mysle ze nie musisz ich zmieniac hah
    Kct
    I btw masz twittera?
    ~nogitsune

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział, czekam na kolejny:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział świetny,kiedy nastepny?

    OdpowiedzUsuń