-Jest sprawa. -oznajmiła mama przy obiedzie.
Trochę się zdziwiłam, bo zawsze jak coś się dzieję to mówi wprost, a nie jakieś dramatyczne "jest sprawa".
-Jaka sprawa? -odłożyłam widelec i usiadłam prosto.
-Po tym jak wróciłaś do domu ze szpitala Leondre zaproponował wakacje. Najpierw uzgodnił to ze mną i miała to być niespodzianka, ale nie wiedziałam, że to tak się potoczy i... -mówiła energetycznie machając rękoma.
-Jakie wakacje?
-Mieli tylko jeden koncert na Ibizie i potem mieliście tam zostać na kilka dni.
-Nie rozumiem.
-Kupił ci bilet i wszystko załatwił, ale... Charlie.
Chrząknełam i spojrzałam na nią zamyślona.
-Dlaczego dopiero teraz mi o tym mówisz?
-Teraz jesteś z Benjaminem, chciałam oddać ten bilet Charliemu, bo... No wiesz Samanta. -powiedziała niepewnie.
Wakacje na Ibizie?! Kurwa Ibizie?! Oczywiście, że to wymarzone wakacje, ale już mniej wymarzone z Charliem.
Cholera.
-Stwierdziłam, że powinnam ci powiedzieć, zawsze marzyłaś o takich wakacjach.
-No wypadałoby... -wypuściłam powietrze z ust.
-Co mam z tym zrobić? Karen mówiła, że Charlie zabierze Samantę, domyślam się, że... No wiesz.
Charlie chce zabrać ją na moje wymarzone wakacje. Zabolało, doskonale wiedział, że zawsze chciałam tam pojechać.
-Kate, przepraszam, że ci nie powiedziałam.
-Nie mamuś, jest okay, tylko... Jest możliwość, że mogłabym pojechać tam z Benjaminem? -spojrzałam na nią.
Strasznie chciałam tam pojechać, a gdybym pojechała sama to pewnie patrzenie na Charliego z nią skończyłoby się moim samobójstwem.
Mama zmarszczyła brwi i spojrzała na swoje dłonie.
-Jeżeli chcesz... Nie wiem, czy jest miejsce.
-Zgodziłabyś się? -spytałam prosząco.
Chwilę się zastanawiała, ale wiedziałam, że mnie mocno kocha i się zgodzi.
-Porozmawiaj z chłopakami to oni to zorganizowali. -uśmiechnęła się do mnie.
-Jesteś najlepsza. -odwzajemniłam uśmiech i zaczęłyśmy rozmowę na temat podróży.
***
Zadzwoniłam do Deviresa i poprosiłam, żeby zadzwonił do Charliego i żebyśmy się spotkali u niego. Był zdziwiony, ale oczywiście się zgodził.
Przebrałam się i trochę spóźniona przyszłam do niego.
Trochę zdezorientowana pani Victoria poinformowała mnie, że Leondre jest u siebie, ale jest też Charlie.
Kulturalnie zapukałam i weszłam do środka. Obaj siedzieli na łóżku zwróceni do drzwi. Charlie wyglądał przystojnie jak zawsze.
-Hej. -powiedziałam cicho, weszłam do środka i pocałowałam przyjaciela w policzek.
Zrobili mi miejsce, ale usiadłam naprzeciwko nich na dywanie.
-Wiem o wakacjach. -nie owijałam w bawełnę. Wymienili się szybkim spojrzeniem i wrócili do mnie.
-Mmieliśmy ci powiedzieć. -za jąkał się Leondre.
-Wiem, że w planach wymieniliście mnie na Samantę.
-To nie tak. -szybko zaprzeczył blondyn.
-Nie o to chodzi, wiem, że teraz jest dla was ważniejsza ode mnie...
-Kate to nie prawda.
-Leondre nie przerywaj mi. Nie mam o to żalu, już zrozumiałam, że wszystko się zmieniło. Chodzi o to, że chcę jechać... Z Benjaminem.
Szczęki im opadły, ale coś za coś. Oni mają ją, a ja Benjamina.
-Nie... -pokręcił głową blondyn. -Nie zgadzam się, poza tym jest tylko jedna wolna sypialnia.
-Poradzimy sobie. -uśmiechnęłam się sztucznie.
-Nie zgadzam się, Samanta się go boi. -wstał i prawie się na mnie wydarł.
-A czy to nie miały być moje wymarzone wakacje? O których mówiłam wam miliony razy? Wymieniliście sobie mnie na nią, nawet w moich marzeniach. -spojrzałam prosto w jego oczy, które zamknął i usiadł. Leondre siedział z twarzą schowaną w dłoniach.
To takie smutne, że w ciągu niedługiego czasu zostajesz wymieniona na lepszy model.
-Dobrze wiesz, że kocham cię najbardziej na całym świecie. -przyjaciel spojrzał na mnie. -Te wakacje były dla ciebie i tylko dla ciebie. Za wszystko co dla mnie zrobiłaś i chcę żebyś jechała, ale to mają być wakacje, a nie pole bitwy. -zaśmiał się i spojrzał najpierw na niego, a potem na mnie.
Uśmiechnęłam się szeroko i rzuciłam na niego.
-Jesteś najlepszy!-przytuliłam go.
-To twoje wakacje. Musisz na nich być, nie? -zaśmiał się.
-Boże... Nie wierzę, że jadę na Ibizę! -zapiszczałam i zaczęłam machać nogami.
Zeszłam z niego i usiadłam na łóżku.
Charlie mimo, że najwyraźniej nie chciał mnie na tych wakacjach szczerze się do mnie uśmiechnął.
-Nie bój się, nie będę wam przeszkadzała.
-Leondre ma rację, te wakacje są dla ciebie.
To było takie nieszczere, ale nic nie jest w stanie zniszczyć mi humoru.
-Koniec tematu!-zarządził Devries. -Nie chcę żałować, że jadę na wakacje z dwoma parami.
-Nie przesadzaj. Dobra muszę już iść, bo Benjamin jeszcze nic nie wie.
-Ja też już będę leciał, podwiozę cię.
Co? Co? Co?
Wypada odmówić? Oczywiście, że nie martwię się o to czy wypada, tylko o to, że to dla mnie zła sytuacja. Ja w jednym samochodzie z nim, boję się o czym będziemy rozmawiać, co powiem co zrobię. To zła sytuacja.
Pożegnaliśmy się i wsiedliśmy do jego samochodu.
Usiadłam po turecku i wlepiłam wzrok w szybę.
Odpalił samochód i od razu włączył radio.
-Jak noga?
-Dobrze. -wzruszyłam ramionami.
-Cieszę się, że wróciłaś do zdrowia.
-Ta...
Słyszałam jak wzdycha, ale chyba nie oczekiwał, że będę z nim rozmawiała.
-Lubisz tą piosenkę.
-Już nie.
-Oj no dawaj. -szturchnął mnie w nogę. -Roof was fallin', let me, love me, fallin', I just know...
Spojrzałam na niego, kiwał się, a gdy zobaczył, że na niego patrzę uśmiechnął się.
-No dalej, wiem, że chcesz.
Zaśmiałam się.
-Gold up in my, gold up in my teeth...
W końcu ja też zaczęłam się kiwać.
Zabawa skończyła się, gdy zaprkowaliśmyy na podjeździe Benjamina.
Usiadłam prosto i poprawiłam włosy, a Charlie wyłączył radio.
-Dzięki. -burknęłam i chciałam złapać za klamkę, ale blondyn złapał mnie za drugą dłoń. Miałam takie dziwne, ale przyjemne uczucie w brzuchu. Powoli się odwróciłam najpierw spojrzałam na nasze dłonie, a dopiero potem przesuwając wzrokiem po prawie całym jego ciele dotarłam do oczu.
Takie błękitne i takie piękne.
-Nie chodziło mi o to... Bardzo chcę żebyś jechała, wiem, że o tym marzyłaś, ale... Nie z nim.
Powiedział to cichym i głębokim głosem, który spowodował, że nie mogłam wydusić z siebie słowa.
Mógłbyś mnie pocałować.
-To mój chłopak. -szepnęłam.
-Nie zasługuje na ciebie.
-Nie znasz go.
-Samanta...
-Gówno mnie obchodzi co powiedziała Samanta. Kłamała. -uniosłam głos i wyrwałam swoją dłoń. -Benjamin nigdy by nie podniósł ręki na dziewczynę.
-Miałaby to sobie wymyślić?
-Nie wiem Charlie i nie obchodzi mnie to. Ufam mu. -zacisnęłam wargi.
-Nie chcę żeby cię skrzywdził.- położył dłoń na moim policzku, a ja nie mogłam patrzeć w jego oczy.
Zaprzeczają wszystkiemu co robi.
-Wiem, że tego nie zrobi.
-Ale Kate... Jest Rush, Cameron jest milion innych chłopaków, dlaczego on? -spytał lekko zdenerwowany.
-Bo ty mnie zostawiłeś w momencie, gdy potrzebowałam cię najbardziej. Nie było nikogo, mimo, że się nie znaliśmy został tylko on.
-Mimo tego co się stało zawsze byłem i jestem dla ciebie.
Błagam Kate nie rozpłacz się.
Powoli zabrałam jego dłoń z mojego policzka.
-Już cię nie potrzebuję Charlie. -otworzyłam drzwi i wyszłam. Zamrugałam kilka razy i udało mi się ukryć ten cały ból, który we mnie siedział.
Nienawidzę go i tego, że mówi i robi to wszystko. Dlaczego robi mi nadzieję, mimo, że dobrze wiem, że woli Samantę? Dlaczego to robi? Tymi gestami i słowami zapala we mnie płomyk nadziei na to, że może to nie koniec. A potem przypominam sobie, że ta miłość jest urojona. Na pewno nie swoją, bo jestem pewna w stu procentach, że go kocham, ale jego. Nie mogę wmawiać sobie, że mnie kocha.
Muszę uciszyć swoje uczucia, być może je zniszczyć i udowodnić mu, że źle wybrał, że będzie mnie szukał w każdej dziewczynie, aż zrozumie, że to ja jestem jego całym światem.
On musi mnie jeszcze kochać.
On kocha mnie najbardziej na świecie, będzie żałował, że doprowadził do tego, że go nienawidzę.
Benjamin wynajmuje dom, właściwie to rodzice mu wynajmują, rozpieszczony gówniarz. Jeszcze nigdy w nim nie byłam, bo nawet nie było takiej potrzeby, widuję tego idiotę z przymusu.
Nawet nie zapukałam, po prostu weszłam, on zawsze tak robi to co ja będę.
-Chłopie! Załatwiłam nam wakacje! -wydarłam się.
Zdjęłam buty i rozejrzałam się dookoła. Cisza jak w grobowcu.
-Halo policja! -nadal nic.
Pewnie się schował pomyślałam, a potem sama się wyśmiałam za taką dziecinność.
-Benjamina do cholery! -odwróciłam się z myślą, żeby przejść w drugą stronę, ale uderzyłam w czyjąś lekko spocona, nagą klatkę piersiową.
Ugh.
Nie, w sumie nie przeszkadzało mi to, że ten ktoś jest spocony, bo jego mięśnie wyglądały lepiej, niż bardzo dobrze.
Uniosłam głowę i zaraz po tym jak dokładnie obejrzałam każdy centymetr pokrytej trzydniowym zarostem szczęki i spojrzałam w jego oczy.
-Uważaj kruszynko. -odezwał się głębokim głosem i prawie upadłam na ziemię.
Boziu.
-Przepraszam. -szepnęłam i to ledwo mi się udało. Patrzyliśmy sobie w oczy, miał tak jasne, że to było niemożliwe. Był sporo wyższy, przez co nie mogłam dokładnie się im przyjrzeć, a szkoda. Coś czuję, że takie patrzenie mogło się skończyć rzuceniem na niego, ale na szczęście przerwał nam Benjamin.
-O. Cześć Skarbie.-szybko się do niego odwróciłam. Nie ukrywał tego, że jest zdziwiony i pewnie też zły, że przyszłam.
Miał na sobie szary, przepocony tshirt i krótkie czarne, dresowe spodenki.
-Co tu robisz? -podszedł i pocałował mnie w usta na przywitanie.
-Mam nowinę.-uśmiechnełam się lekko zdenerwowana. Dopiero teraz pomyślałam, że pomysł wakacji z ludźmi, których nie lubi może mu się nie spodobać, a obecność kolegi wcale nie wpływa na korzyść.
-Nowinę? -wszedł do pomieszczenia przed którym staliśmy, wziął wodę z lodówki i napił się, a ja jak głupia patrzyłam na niego. -Powiesz o co chodzi?
Próbowałam jakoś zasugerować, że wolę rozmawiać bez jego mega seksownego kolegi, ale ten debil uniósł brwi czekając aż coś powiem.
-No, bo widzisz. Jest taka sprawa i wiem, że powinnam ci powiedzieć zanim się zgodziłam, ale pomyślałam, że to super pomysł i jakoś od razu się zgodziłam i...
-Jezu...Kate oddychaj. -zaśmiał się i oparł tyłkiem o blat.
-Ja, ty, Charlie, Samanta i Leondre jedziemy na Ibizę. -zamknęłam oczy, a gdy po dłuższej chwili je otworzyłam zobaczyłam szeroko uśmiechniętego chłopaka.
-Żartujesz sobie?
-Nie? -uniosłam jedną brew, bo myślałam, że będzie zły, a on rzucił się na mnie i swoim przytuleniem łamał mi kręgosłup, a może jednak jest zły?
-Kurwa, Kate, to zajebiście! -szybko złączył nasze usta i przez dłuższą chwilę dociskał je do siebie.
Co?
Odsunął się i ukrywając skrepowanie znów oparł się o blat.
-Macie może jakieś wolne miejsce? -ten jego kolega zwrócił na siebie naszą uwagę. -Finn.-wyciągnął dłoń, a ja ją uścisnęłam.
-Kate. -powiedziała mała, nieśmiała dziewczynka.
Co się ze mną dzieje?
Poczułam dużą dłoń Benjamina na mojej talii i się opamiętałam.
-Powinnam wiedzieć co robiliście? -spojrzałam na ich spocone ciała.
-Robimy auto mojego dziadka. -pochwalił się.
-Po co?
-Jesteś kobietą nie zrozumiesz. -westchnął.
-Masz rację. Nie będę wam przeszkadzać. Przyjdź wieczorem to omówimy szczegóły wyjazdu. -pocałowałam go szybko w policzek, żeby jak najszybciej stąd wyjść.
-Przyjadę po ciebie o 19.-usłyszałam i cofnęłam się.
-Co?
-Idziemy na imprezę Skarbie. -uśmiechnął się od niechcenia.
***
-Nie chce siedzieć z twoimi znajomymi. -zaprotestowałam, gdy byliśmy już w klubie.
-Ty swoich nie masz.
-Spierdalaj, okay? Po co ja się w ogóle zgodziłam...
-Napijesz się i będziesz bawiła tak jak ostatnio. -na chwilę się do mnie odwrócił, żeby widzieć moje zażenowanie, a potem znów zaczął mnie ciągnąć do wejścia.
Jego znajomi są cholernie przystojni za to jego koleżanki... Czuć prostytucją.
Ale nie oceniam, oczywiście.
Był Finn, którego poznałam wcześniej, Murphy, Tina i Nancy.
Jakoś nie bardzo odpowiadało mi ich towarzystwo, ale co za różnica z kim się pije.
Gdy byłam już trochę wstawiona Benjamin wyciągnął mnie do tańca, ja wiem, że tylko po to, żeby mnie wymacać.
Było mi trochę niedobrze, bo siedziałam naprzeciwko Finna, który ciągle mi dolewał, podczas gdy mój chłopak rozmawiał z innymi.
-Pójdę po więcej alkoholu. -krzyknął do mojego ucha brunet i odszedł od stolika.
Ja po prostu wstałam i ruszyłam w stronę toalety, byłam już tak pijana, że zahaczałam o siebie nogami, a muzyka była dla mnie ledwo słyszalna.
Stanęłam przed lusterkiem i lekko przemyłam rozpalone policzki zimną wodą. Tu jest tak gorąco.
-Żyjesz? -usłyszałam czyjś śmiech za plecami. Stał tam uśmiechnięty Finn z założonymi rękoma.
-Chyba trochę za dużo wypiłam. -wymamrotała i chciałam przejść obok niego, ale jego ręką zagrodziła mi drogę.
-Widziałam jak na mnie patrzysz. -powiedział już nie tak fajnym głosem jak mi się wydawało, że ma.
-Mogę przejść? Po prostu chcę już jechać do domu.
Nie odpowiedział, zaczął mnie pchać, aż trafiłam na ścianę, a potem złapał swoją brudną dłonią za moje pośladki. Dla mnie to było jak sen, stałam znieruchomiała i nie mogłam nic zrobić mimo, że chciałam.
Próbował mnie pocałować, ale już zaczęłam go odpychać. Nie spodobało mu się to i pchał mnie z całej siły na ścianę. Syknełam z bólu, ale nic go to nie obchodziło, zaczął wsuwać swoje dłonie pod moją bluzkę.
-Zostaw mnie proszę. -zachlipałam przez łzy i próbowałam go odpychać, ale było to niemożliwe.
Nie za bardzo rozumiałam co dzieję się potem. Nagle nie było go przede mną, słyszałam krzyki i zsunęłam się na podłogę.
Znów poczułam, że ktoś mnie dotyka przy tym coś mówiąc, ale kręciło mi się w głowie i tylko na tym się skupiłam.
-Kate do cholery! Zrobił ci coś?!
-Nie. -ocknęłam się. Podniosłam głowę i to był wkurwiony Benjamin.
-Jadę do domu. -próbowałam wstać.
-Zawiozę cię. -pomógł mi wstać.
-Poczekaj noga. Au. -zaśmiałam się.
-Boli cię? -spojrzał mi w twarz.
-Nie wiem. Nie czuję jej. -znów się zaśmiałam.
-Boże, Kate. Cholera. Przepraszam. Pieprzony... Chodź. -wziął mnie na ręce, a ja oparłam głowę o jego ramię i zamknęłam oczy. W tym momencie myślałam tylko o tym, żeby zasnąć. I chyba zasnęłam, bo potem pamiętam tylko to, że leżałam na jego, chyba, łóżku, a on zdejmował moje buty.
-Miałeś mnie odwieźć do domu. -wymamrotałam.
-Elizabeth by mnie zabiła. Rano cię odwiozę. Co z twoją nogą? -zaczął nią machać we wszystkie strony.
-Nie wiem, nie czuję.
-Dobra, może... Kurwa. Zawiozę cię do szpitala. -chciał mnie wziąć na ręce, ale odwróciłam się na bok.
-Daj mi spać.
-Czemu ty jesteś taka uparta?!
-Spierdalaj.
-Z rana pojedziemy. Masz tu bluzkę -wstał i wyjął z szafy jakiś tshirt, którym potem we mnie rzucił -Przebierz się i idź spać.
Odwróciłam się i spojrzałam na niego od góry do dołu.
-Może chcesz mi pomóc. -powiedziałam poważnie, ale gdy zobaczyłam jego minę wybuchłam śmiechem. -Spokojnie, żartowałam.
-Idź już spać. -powiedział patrząc na mnie wielkimi oczami i wyszedł.
Rozebrałam się do bielizny i poszłam spać.
***
-Kate wstawaj jedziemy do lekarza. -poczułam jak Benjamin mnie szarpie.
-Zostaw mnie. -zakryłam kołdrą głowę, ale on i tak ją ze mnie ściągnął.
-Wow.-po jego reakcji, przypomniałam sobie, że jestem pół naga i się zakryłam. -No daj popatrzeć. -znów pociągnął za kołdrę i zaśmiał się, gdy kurczowo ją trzymałam.
Już poważny usiadł obok mnie.
-Jak noga?-spytał i pogłaskał ją przez kołdrę.
No tak, wczoraj jej nie czułam.
Usiadłam szybko i poruszyłam nią. Na szczęście wszystko było w porządku.
Odetchnęliśmy z ulgą, a ja zmrużyłam oczy przypominając sobie wczorajszą noc.
Co kurwa?
-Ten twój kolega... -zaczęłam.
-Przepraszam. -szybko mi przerwał przestraszony. -Przepraszam, przepraszam, nie miałem pojęcia, że on będzie coś próbował. Przysięgam. -położył dłoń na piersi. -Nic ci nie zrobił prawda? Co ci zrobił?
-Wyluzuj, nic mi nie zrobił. Pomijając to, że mnie upił, a potem dobierał się do mnie. I powiem ci, że jesteś najgorszym chłopakiem na świecie! Wiesz?! Mógł mnie zgwałcić, zabić i zakopać gdzieś w lesie, a ty byś się nawet nie zorientował!
-Przecież od razu podszedłem cię szukać!
-Tak?! Bo prawie zostałam zgwałcona w klubowym kiblu!
-Sorry, okay? Przepraszam. Wiem, że to moja wina, ale możemy już skończyć ten temat?
-Zawieź mnie do niego.
Sięgnęłam po koszulkę, którą mi wczoraj dał i założyłam ją. Wstałam i założyłam spodnie.
-Po co? -również wstał.
-Po gówno, zawieź mnie i tyle.
-W życiu! Jak ci coś zrobi będzie na mnie!
-Nie będzie. -spojrzałam na niego. -Jak mnie nie zawieziesz sama go znajdę.
-Zadzwonię do Rusha. -zagroził, na co prychnęłam.
-Poskarżysz się, że twoja dziewczyna chce zabić twojego kumpla?
-Jesteś popieprzona. -pchnął mnie na łóżku i z założonymi rękoma słuchałam jak rozmawia z Rushem.
***
*BENJAMIN*
Zadzwoniłem do Rusha, bo ta gówniara nie rozumie jak mówię, że pakuje się w kłopoty.
Co zrobił Rush?
Sam ją do niego zawiózł. Oboje są tak samo popieprzeni.
Siedzieliśmy w samochodzie podczas, gdy Kate poszła do Finna. Rush był spokojny jakby to było nic, a ja tylko czekałem, aż dziewczynie się oberwie i będę musiał interweniować.
W końcu jej otworzył, był zdziwiony, a ja zadowolony z jego śliwy pod okiem, którą wczoraj zostawiłem. Uśmiechnął się i zaczął coś mówić, ale Kate nawet nie dała mu dokończyć, dostał prawego sierpowego. Aż go odrzuciło, gdy się wyprostował z wkurwieniem namalowanym na twarzy, oberwał drugi raz.
Kate jeszcze coś mu powiedziała i wróciła do samochodu. Normalnie usiadła na tylnym siedzeniu, a Rush normalnie ruszył.
-Ty nie jesteś normalna. -odwróciłem się do niej.
-Musisz się do tego przyzwyczaić Skarbie. -uśmiechnęła się słodko.
-Nie mogę uwierzyć, że jesteście razem. To ohydne.
-Zawieź mnie do domu, muszę wziąć prysznic.
-A ja się zastanawiałem co tak śmierdzi. -obaj się zaśmialiśmy, a ona próbowała ukryć uśmiech.
***
*KATE*
Wzięłam długą kąpiel i gdy wchodziłam z wanny, poślizgnęłam się i...uderzyłam głowa o wannę.
-Kurwa! Jak można być takim debilem?! -palcami dotknęłam bolącego miejsca i skrzywiłam się, gdy zobaczyłam krew. -Kate ty pieprzony debilu. Szybko się ubrałam i zbiegłam na dół gdzie była apteczka, opatrzyłam rozbity łuk brwiowy.
-Dziwisz się, że Charlie cię nie chcę jak ciągle chodzisz poobijana. -szłam na górę i mówiłam do siebie. Noi?
Byłam strasznie zmęczona więc zasłoniłam okna i położyłam się spać.
~~~~~~~~~~~~~~~~
Siemson!
Ogólnie rozdział jest chujowo poprawiony, bo nie spałam całą noc i ledwo żyję xd
no nic sry
Trochę zdziwko, bo podoba wam się postać Benjamina, a myślałam, że nikt go nie będzie lubił.
Do za tydzień !
kocham waaas
-Kate xx
Jestem u Leo już jakiś czas, robimy to co kiedyś, czyli leżymy i oglądamy TV. Kocham takie wieczory, chyba nawet bardziej niż imprezy.
-Leondre zabierz tą nogę, wbija mi się w brzuch.
-Nie, bo tak mi ciepło.
-Głupek. -przekręciłam się i chciałam zmienić kanał, ale wyprzedził mnie dźwięk otwieranych drzwi. Usłyszałam dwa głosy i wiedziałam, że przyjście tu to był zły pomysł . Do salonu weszli Charlie z dziewczyną. Oboje spojrzeli na mnie jakby zobaczyli ufo, a ja usiadłam.
-O cześć, nie wiedziałem, że przyjdziecie. -mój przyjaciel zaśmiał się nerwowo i mówiąc to patrzył na mnie.
Charlie obejmował ją w pasie, a ja chyba za długo się na to patrzyłam, bo szybko zabrał rękę. A co zrobiła ta suka?
Wyglądała jak przestraszone dziecko i przytuliła się do jego boku.
-Przechodziliśmy obok.
Kurwa chłopie, mieszkasz na drugim końcu miasta i przechodziłeś sobie tędy?
-Khykhym, no tak. Oglądamy sobie... -Leondre podrapał się po karku, a oni posadzili swoje tyłki na kanapie obok niego.
-Pójdę do toalety. -poinformowałam i prawie pobiegłam na górę.
Nawet nie zamknęłam drzwi, oparłam dłonie na zlewie i spojrzałam w lustro. Boże... Ona wygląda tak dobrze. A ja? Nie pomalowana, w bluzie i bliska płaczu.
-Mogę? -usłyszałam pukanie i spojrzałam w tam tą stronę. Pani Victoria podeszła, a ja szybko odkręciłam kran i zaczęłam myć ręce.
-Już wychodzę. -zakręciłam wode, wytarłam ręce i już miałam iść.
-Jak się czujesz skarbie? -spytała z troską.
Uwielbiam tą kobietę, zawsze traktowała mnie jak własną córkę.
-Dobrze, po prostu trochę się wydarzyło w ostatnim czasie.
-Wiem wszystko. Mówiłam Charliemu żeby powiedział ci od razu, ale ciągle powtarzał, że to naprawi.
-Tu nie ma co naprawiać. Trudno, stało się. Po prostu nie jestem jeszcze gotowa widzieć ich razem.
-Ponoć masz chłopaka? -zmieniła temat. -Benjamin prawda?
-To świeża sprawa...
-I to nie to co z Charliem? -pokiwałam głowa. -Najwyraźniej nie jesteście sobie pisani. Jeżeli mam być szczera, uwielbiam Charliego, ale moim zdaniem to już za pierwszym razem nie miało sensu. Może po prostu jeszcze nie dojrzał do czegoś poważnego.
-Benjamin jest bardzo miły i jesteśmy na dobrej drodze. -pokiwałam głową i uśmiechnęłam się.
-Cieszę się. -odwzajemniła uśmiech, a ja do nich wróciłam.
Widziałam skrepowanego przez uścisk Samanty Charliego i Devriesa, który wystawił w moją stronę ręce. Szeroko się uśmiechnęłam i rzuciłam się na niego. Z Leondre nie mieliśmy nigdy żadnych granic, jesteśmy jak coś między przyjaciółmi i rodzeństwem. Potrafimy się bić, a potem przytulać, zawsze tak było i zawsze kochałam naszą relację.
W końcu zeszłam z niego, położyłam głowę na podramienniku, a nogi na przyjacielu.
Pierdolę tamtych, będę się zachowywać normalnie. Jakby ich tu nie było, przyszłam do Leo, więc oni mało mnie interesują.
Było strasznie drętwo, więc zaczęłam dźgać Leondre w brzuch. Jeden raz, drugi, trzeci... Za każdym razem coraz mocniej, bo myślałam, że skoro nie reaguje to nie czuje.
W końcu zareagował, wręcz rzucił się na mnie i zaczął łaskotać. Nienawidzę tego, bo nie nam łaskotek i jego palce wbijające się w moje żebra cholernie bolą.
Nie mogłam go nawet z siebie zepchnąć, więc wykorzystałam rutynowy ruch. Owinęłam nogi wokół niego i przekręciłam się tak, że spadliśmy, a Leondre swoim ciałem zamortyzował mój upadek.
-Au! -krzyknął leżąc plackiem.
-Czy ja cię łaskocze? -usiadłam na nim.
-Prawie mnie połamałaś!
-Bo zacząłeś mnie łaskotać!
-Bo mnie denerwowałaś!
Już chciałam mu odpowiedzieć, ale mój telefon zaczął dzwonić.
Sięgnęłam po niego i widząc, że to Benjamin odebrałam.
-Cześć Skarbie. -przywitałam się, dając mu do zrozumienia, że to rozmowa nas jako pary, a nie ludzi, którzy się nienawidzą.
-Cześć, co robisz?
-Jestem jeszcze u Leondre. -zeszłam z chłopaka i odeszłam dosłownie krok dalej, żeby mogli sobie posłuchać.
-Rush chce się z tobą spotkać. Oczywiście mnie poprosił o pomoc, bo jakoś musi wejść w twoje łaski, a jako, że jestem twoim chłopakiem to mam mu pomóc.
-Dzisiaj? -uśmiechnęłam się jakby mi proponował miesiąc na Ibizie.
-Dziwnie się z tobą rozmawia. -zaśmiał się.
Tak bardzo, on może mówić co chce, a ja muszę udawać, że rozmawiam z chłopakiem.
-Byłoby wspaniale. -po prostu odpowiedziałam.-Do zobaczenia.
-Chyba lepiej się dogadamy jak napiszę. Pa Skarbie. -powiedział piskliwym głosem, co mnie rozśmieszyło.
Wróciłam na kanapę i tym razem usiadłam prosto.
Chyba każdy miał w dupie to co leci w tv, bo atmosfera była tak niezręczna, że trudno było się skupić. Niestety to nie zmienia faktu, że zauważyłam, gdy Samanta wyłączyła telewizor i usiadła żeby mnie widzieć.
Ja wcale nie chciałam jej widzieć.
-Benjamin ci mówił, że byliśmy ze sobą? -zaczęła niezgrabnie.
Tak, bardzo chcę z nią rozmawiać.
-I, że go zostawiłaś dla Charliego. -wychyliłam się żeby spojrzeć na tą dwójkę.
Ona trzymała za rękę Charliego, który oczywiście, że nie chciał żeby ona ze mną rozmawiała, bo wiedział, że jak wybuchnę to będzie nieprzyjemnie, siedział ze wpuszczoną głową.
-To nieprawda. On ma problem z agresją, Kate. Mówię ci to dlatego, że zasługuszej na coś lepszego.
Zacisnęłam wargi i patrzyłam prosto w jej oczy.
Ona ma czelność mówić, że zasługuje na coś lepszego? Odbiła mi chłopaka i mówi, że zasługuje na coś lepszego?! Nienawidzę jej całym sercem, za to, że jest ładna, za to, że ma idealną figurę i za to, że Charlie pokochał ją bardziej ode mnie.
Nienawidzę jej. Nie ma prawa wtrącać się w moje życie, mówić co mam robić i co jest dla mnie lepsze.
Poczułam jak ręką Leondre owija się wokół mojej tali i całe napięcie wyparowuje.
-Posłuchaj mnie bardzo uważnie. -zaczęłam spokojnie.-Mnie nie interesuje twój związek. Na prawdę, jeżeli jesteście ze sobą szczęśliwi, mi nic do tego. Ale jeżeli kiedykolwiek obrazisz Benjamina to nie ręczę za siebie. Nie masz prawa mówić o nim złych rzeczy, gdy sama zostawiłaś go dla innego.
-Znęcał się nade mną.
-Gówno prawda. Powiedział mi, że tego nie zrobił.
-I ty mu wierzysz?! -uniosła ton głosu.
Nienawidzę tego. Przegięła. Na mnie się nie krzyczy.
-A mam wierzyć tobie?! -powiedziałam jeszcze głośniej od niej, czego chyba się przestraszyła, bo przysunęła się do blondyna. Leondre objął mnie mocniej, jakby myślał, że zaraz dojdzie do rękoczynów, ale nic z tych rzeczy. Po prostu ona nie ma prawda mówić mi jak mam żyć, a tym bardziej nie ma prawa oczerniać Benjamina.
-Chcecie być razem, nie mam nic przeciwko. -Nic oprócz wszystkiego. -Ale wara ode mnie i Benjamina. Mam nadzieję, że się zrozumiałyśmy. -uśmiechnęłam się sztucznie, nawet nie ukrywając ironii.
-No to ten... Kto chcę czegoś do picia? -mój przyjaciel przerwał tą sytuację, ale nawet nikt mu nie odpowiedział.
-Przyniosę coś. -wstałam i oczywiście noga mi zdrętwiała, więc szłam jak konkretna kaleka.
-Wszystko okay? -spytał Charlie, a Leondre się do mnie odwrócił.
-Tak, mam tak czasami. -poszłam dalej.
Wzięłam z lodówki sok pomarańczowy i nalałam do dwóch szklanek.
-Mogę też? -usłyszałam Charliego, odwróciłam się żeby na chwilę na niego spojrzeć. Wyjęłam jeszcze cole i nadałam do kolejnej szklanki.
-Nie chce żebyś mnie nienawidziła.
-Za dużo oczekujesz. -uniosłam brwi, nawet tego nie widział, bo odkładałam wszystko do lodówki.
-Tak będzie lepiej.
-Dla ciebie czy dla mnie? -odwróciłam się do niego i oparłam plecami o blat.
-Wszystko co robię, robię dla ciebie, Kate. -mówił cicho, pewnie dlatego żeby jego dziewczyna nie usłyszała.
-Tak sobie usprawiedliwiasz swoją zdradę? Nigdy nie chciałam żeby do tego doszło.
-Ja też i na prawdę żałuję, chcę żebyś była szczęśliwa, ale na pewno nie z nim.
-Wiesz co Charlie jesteś jednym wielkim paradoksem moralnym. Nic już od ciebie nie chcę, a już na pewno nie rad miłosnych. Wytłumacz swojej dziewczynie, że też ma się nie wtrącać. Jestem szczęśliwa z Benjaminem.
Nie mam pojęcia dlaczego widziałam smutek w jego oczach. Może uraziłam jego dumę? Nie jest niezastąpiony.
-Myślisz że moglibyśmy mieć normalną, zdrową relację?
Oczywiście, że nie, bo nie chcę widzieć go już nigdy w życiu, wymazać z pamięci i nie myśleć o tym co nas łączyło co pięć minut, ale to nasz plan.
Po dłuższym namyśle odpowiedziałam.
-Zapomnijmy o tym co nas łączyło. -patrzyłam w jego oczy, co było trudne, bo miałam ochotę się rozpłakać.-Ty masz Samantę, ja Benjamina i to jest rzeczywistość. Nas nigdy nie było. Mmyślę, że to będzie dobre. -za jąkałam się.
Chwilę na mnie patrzył, a potem wyszedł. Najpierw z pomieszczenia, a potem z domu.
Wzięła swój sok i napiłam się. Leondre z Samantą spojrzeli na mnie, ale tylko wzruszyłam ramionami.
***
Można powiedzieć że wszystko jest już w normie. To znaczy z Alexem i Rushem. Sami do mnie przyszli Rush z przeprosinami i kwiatami, a na drugi dzień Alex ze skrętami. Te zioło mu chyba mózg wypaliło. Przyszedł do mnie jakby nigdy nic się nie stało, nie przeprosił ni nic. Po prostu wszedł do domy i wykorzystując okazję, że nie było mamy zapaliliśmy. Tylko on i Rush nie mają nic do Benjamina.
Do Alex po prostu zadzwoniłam, przepraszała mnie, ale stwierdziłam, że nie powinna, bo Charliego zna dłużej ode mnie i to w sumie jego przyjaciółka.
Dziś wychodzimy wszyscy razem,to znaczy prawie wszyscy: ja, Benjamin, Charlie, jego dziewczyna, Alex i Matt. Wzięliśmy piwo i stwierdziliśmy, że plaża to będzie dobre miejsce.
Ubrałam się i pomalowałam tak, żeby Samanta była zazdrosna. Benjamin tak stwierdził, ale szczerze wątpię, że ona będzie zazdrosna. Skoro uciekła do Charliego, to może zobaczyła w nim takiego samego dupka jak ja.
Z drugiej strony, może właśnie dziewczyna zobaczy, że Ben sobie radzi i "potrafi wyrwać taką laskę jak ja". Jego słowa. Prawdopodobnie najmilsze jakie od niego usłyszałam.
-Myślę że nie powinnaś pić. -pierwsze co usłyszałam, gdy dostałam piwo. Oczywiście, że Charlie ma jakiś problem.
-Jedno jej nie zaszkodzi. -odpowiedział za mnie brunet i przyciągnął bliżej moje plecy do swojej klatki piersiowej.
-To jak Kate? Jedziesz do Polski? -temat zaczęła Alex.
-No planuję.
-Planujemy. -poprawił mnie Benjamin.
-To wy tak na poważnie?-spytała Alex upijając łyk piwa.
-A jak inaczej? Jest tak drętwo... Zagramy w coś.
-Butelka? Nie mogę się z nikim całować. -blondynka wydęła dolną wargę, a ja się zaśmiałam.
-Zagramy w grzeczną butelkę. -chłopak usiadł obok mnie i dopił piwo. -Dobra, siadajcie w kółku.
Wyrównaliśmy piasek i pierwsza kręciła Alex.
Kocham tą laskę, bo wypadło na Samantę, która siedziała jak z kijem w dupie, wiedziałam, że Alex ją trochę rozrusza.
-Trzy szoty, na raz. -uśmiechnęła się i z torebki wyjęła butelkę wódki.
Dziewczyna wytrzeszczyła oczy jako jedyna nic nie piła, więc pewnie nie przepada za tym.
Nie chętnie to zrobiła, z takim skrzywieniem na twarzy, że nawet Charlie się śmiał.
Na początku zadania polegały głównie na tym, a gdy byliśmy pijani zaczęło się dziać.
Gdy zakręcił Matt wypadło na Benjamina. Alex szepnęła mu coś, a ten się zaśmiał.
-Eh, no dobra. Twój dzień Kate...
-Zatańcz dla niej...albo w sumie rozbierz się dla niej.
-Ej to miał być pomysł Matta. -zaśmiałam się.
-Mój pomysł jest pomysłem Matta. No już, już. -pośpieszyła go.
Brunet oczywiście wstał uśmiechnięty jak zawsze. Stanął mając moje kostki między swoimi stopami i najpierw udając nieśmiałego niezdarnie zdjął bluzę przez głowę.
Zaśmiałam się i odchyliłam głowę do tyłu, a gdy już ją opuściłam chłopak wystawił do mnie dłonie, a potem pomógł wstać.
Przyciągnął mnie blisko siebie i zrobił fale swoim ciałem. Ciekawe skąd on potrafi się tak ruszać
-No dawaj dawaj! -krzyknęła Alex.
Nie czekaliśmy długo, chłopak ściągnął koszulkę, zakręcił nią dookoła i gdzieś rzucił.
Alex, uwaga nawet Samanta, zagwizdały. Chociaż ta druga była już tak pijana, że już chyba nie wiedziała co robi.
Brunet położył moją dłoń na swoim ciele i zjechał nią w dół po wyrzeźbionym brzuchu. Zaśmiałam się, bo ciągle patrzył mi w oczy. Pocałował mnie ciągnąc za wargę, co znów wywołało gwiazdy.
Zachęciło go to i zaczął rozpinać zamek swoich spodni.
W życiu bym się tego po nim nie spodziewała.
Następnie złapał mnie za pośladki i uniósł do góry. Znów musnął moją wargę, klęknął na piasku, a potem nas położył. Myślałam, że się posikam ze śmiechu, gdy zaczął poruszać biodrami udając że mnie pieprzy.
Słyszałam krzyki, ale sama zagłuszałam ich swoim śmiechem.
Śmiałam się jeszcze długo po tym jak chłopak ze mnie zszedł.
Leżałyśmy z Alex na piasku i zwijałyśmy się ze śmiechu, a każda próba wypowiedzenia zdania kończyła się kolejnym wybuchem.
-To może dacie też nam się napatrzeć i któraś z was się rozbierze. -powiedział obojętnie Charlie.
Ogarnęłam się i spojrzałam na niego, Samanta już zasypiała na jego ramieniu.
-Boże, Benjamin, uwielbiam cię. -zawiesiłam się na nim i pocałowałam go w policzek.
-Liczę na rewanż w nocy. -przytulił mnie do siebie.
-Bardzo fajnie, możemy już iść? Sam nie czuję się dobrze.
-A szkoda, myślałam, że może Matt jeszcze zrobi takie coś. -Alex uderzyła mnie w ramie i znów zaczęłyśmy się śmiać. To nic, że to nie było takie śmieszne.
***
Gdy wróciliśmy do domu od razu poszłam się umyć, a Benjamina nigdzie nie było. Zeszłam na dół i zobaczyłam go na tarasie.
-Nie wiedziałam, że palisz. -oparłam się o framugę i przytuliłam ramiona.
Widziałam go z papierosem raz na imprezie u Rucha i na tym się skończyło.
-Zacząłem. -wypuścił dym z ust.
-Twoja ex jest... Zupełnie do ciebie nie pasuje.
-Bo jest miła, cicha... Suka udaje.
-Nie rozumiem.
-Widzisz jak się zachowuje. Wcale taka nie jest. Wiesz co myślę? -odwrócił się do mnie i podszedł bliżej.-Zmanipulowała ich wszystkich. Powiedziała, że ją biłem, udaje ofiarę i zachowuje się jak skrzywdzone dziecko, to wywołuje u nich litość, myślą, że jej pomagają, a ona perfidnie to wykorzystuje. Nigdy jej nie uderzyłem Kate. -powiedział patrząc w moje oczy. Widać było, że te oskarżenia go męczą.
-Wierzę ci, ale dlaczego miałaby to robić?
-Bo Charlie kochał cię tak bardzo, że ona nawet nie miała szans.
-To nie był pierwszy raz... -szepnęłam ze spuszczoną głową.
-Co?
-Nic. Chodź spać. -weszłam do domu i po chwili leżałam już w swoim łóżku owinięta kołdrą.
Benjamin umył się i po chwili leżał już obok mnie. Było mi trochę niezręcznie, bo był tak blisko, że czułam jego ciepło.
Próbowałam zasnąć, ale chłopak ciągle się kręcił.
-Kate, śpisz? -dosłownie poczułam jego oddech na moich włosach.
-Nie.
-Odwróć się do mnie.
Gdy to zrobiłam, byłam zaledwie kilka centymetrów od jego klatki piersiowej. Leżał na boku, podpierając skroń na dłoni. Spojrzałam na jego twarz, a potem odsunęłam się na tyle na ile mogłam.
-Co miałaś na myśli mówiąc, że to nie pierwszy raz? Charlie już cię kiedyś zdradził?
-Nie lubię o tym rozmawiać.
-Nie musimy rozmawiać, tylko mi opowiedz.
-Eh... To było rok temu. Byliśmy na wakacjach z ich fanką. Widziałam, że spędza z nią dużo czasu, ale obiecywał, że to nic takiego, w ostatni dzień przyłapałam jak się całowali. To było straszne. Na prawdę był dla mnie całym światem i to zraniło mnie tak bardzo, że całe wakacje spędziłam w Polsce.
-Ale mu wybaczyłaś.
-Wiem, co powiesz... Że jestem głupia, ale ja na prawdę go kochałam.
-Gdyby nie było już Sam... Wróciłabyś do niego?
Długo nie odpowiadałam, ale doskonale wiedziałam jaka jest odpowiedź.
-Chciałam żeby wrócił, żeby powiedział, że mnie kocha- spłynęła mi pojedyncza łza-i chce być tylko ze mną...wszystko bym mu wybaczyła, ale to już bez znaczenia. -wytarłam policzki.
Nie mogę o tym myśleć.
-Jesteś idiotką. -prychną.
Nie oczekiwałam, że będzie mnie pocieszał, bo to przecież Benjamin, ale na pewno nie chciałam żeby powiedział mi w twarz, że ja i moja miłość jesteśmy głupie.
Odwróciłam się do niego tyłem i przyciągnęłam kołdrę do twarzy, żeby nie musiał słuchać mojego płaczu.
Nigdy nie uważałam siebie za osobę słabą psychicznie, a już na pewno tego nie pokazywałam, ale są rzeczy, które mi udowadniają, że tak na prawdę jestem krucha i uczuciowa. Taka właśnie się stałam przez miłość do pewnego blondyna.
Już się uspokoiłam, ale zanim zdążyłam zasnąć poczułam rękę Benjamina owijającą się wokół mojej talii i usłyszałam jego szept :"pokażemy mu, że to on stracił swoje szczęście, a nie ty. "
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Siemson!
Co tam?
U mnie ogólnie rekolekcję, więc siedze w domu, dlatego rozdział jest dzisiaj i w sumie w czwartek też będzie, więc bonusik.
Nie wiem co jeszcze pisać, ładna pogoda ogólnie
Miłego dnia:**
-Kate xx
Obudziłam się bez wczorajszej nienawiści do całego świata. Był żal, smutek, zawód i brak chęci do życia.
Po pierwsze skoro Charlie znalazł sobie inną, to znaczy, że coś ze mną jest nie tak. Nie dałam mu czegoś czego potrzebował, może byłam niewystarczająco dobra, nie wiem, naprawdę nie wiem, bo kochałam go całą sobą i zrobiłabym dla niego wszystko.
Po drugie, skoro moi znajomi wybrali jego, to niczego już od nich nie oczekuję. Nie potrzebuje takich przyjaciół.
Nie rozumiem tego, że wyraziłam się jasno, nie potrzebuje takich ludzi w moim życiu, z rana mój telefon miał milion nieodebranych połączeń.
Chyba najbardziej zawiodłam się na Rushu i Alexie. Po prostu od nich oczekiwałabym więcej w tej sprawie.
Dzień spędziłam z mamą oglądając wszystkie smutne filmy jakie miałyśmy.
I w końcu coś do mnie dotarło, ja faktycznie się poddałam.
Charlie ma dziewczynę, jest szczęśliwy, a ja płacze na kanapie.
Po powrocie ze szpitala, gdzie codziennie muszę przyjmować zastrzyki postanowiłam że coś muszę zrobić.
Benjamin :"zgadzam się."
Nie musiałam długo czekać na reakcję, po po kilku minutach zadzwonił.
-A więc zgadzasz się?
-Nie wiem, czy nie będę tego żałowała.
-Wiedziałem, że się zgodzisz. To jak? Mogę przyjść? Obgadamy to.
-Uh... Ale nikt nie może się o tym dowiedzieć. Rozumiesz? Nikt.
-Pewna sprawa. Będę za jakieś dwadzieścia minut.
***
-To do mnie. -poinformowałam i widziałam jej zdziwienie.
Otworzyłam drzwi i zobaczyłam uśmiechniętego chłopaka. Prawie go nie poznałam, bo nie miał już tego swojego koka. Miał ścięte włosy, na które grawitacja nie zadziałała. Na sobie miał szarą koszulkę, wąskie spodnie i czarne buty nike.
Charlie będzie zazdrosny.
-Cześć. -założył okulary na głowę i wszedł do środka. -Dzień dobry Elizabeth. -zdjął buty.
-O. Cześć. Nie wiedziałam, że... Nieważne. Chcesz coś do jedzenia?
-Nie, dzięki. Wezmę sobie tylko coś do picia.
-Częstuj się.
Mama go lubi, Charliego szlag trafi.
-Kate? -podszedł do lodówki i odwrócił się do mnie.
-Cola.
Poszłam na górę i tylko słyszałam jak blondyn wzdycha za mną.
-Przepraszam, że nie zapieprzam jak samochodzik.
-Kate, bez takich. -usłyszałam mamę. Nie lubi, gdy przeklinam.
W końcu dotarłam na górę i weszliśmy do mojego pokoju. Rozsiedliśmy się na łóżku i zrobiło się trochę niezręcznie. Patrzył na mnie jak na obrazek.
-Uśmiechnij się.
-Przestań, po prostu mów jak to ma wyglądać.
-No wiesz... Będziemy parą. Żadna filozofia.
-Tak nagle? Ktoś w to uwierzy?
-Chyba nie jest ze mną tak źle królewno.
-Nie o to mi chodziło. Widzieliśmy się raz.
-Załatw to mi. Ty i tak teraz nie będziesz się widywać z żadnym z nich, będę im mówił, że jestem u ciebie codziennie blablabla, no wiesz ty jesteś smutna po zerwaniu z chłopakiem i straceniu przyjaciół, a ja ten dobry pomagam ci.
-Boże... To nie wyjdzie. -odchyliłam głowę i zamrugałam kilka razy, bo czułam, że moje oczy są zaszklone.
-Zaufaj mi, potem pokażemy się kilka razy na mieście i koniec końców wszyscy będą wiedzieli, że się spotykamy. Charlie będzie wkurwiony, Sam zazdrosna o to, że on jest wkurwiony i załatwione.
-I co dalej?
-W końcu ze sobą zerwą, zrozumieją, że to co zrobili było złe i wrócą do nas błagać o wybaczenie, a my powiemy...
-Wszystko się zmieniło. -przerwałam mu.
-Dokładnie.
-Nie jestem tego taka pewna. No wiesz Charlie powiedział mi w twarz, że chcę z nią być.
-I że cię kocha. Po co miałby kłamać?
Wzięłam głęboki oddech. Jakoś nie jestem pewna do tego wszystkiego.
Ale z drugiej strony co mi szkodzi.
-Faktycznie będziesz musiał tu przychodzić, bo moja mama też musi uwierzyć w ten związek.
-Luz, ale nie myśl sobie, że będę tu siedzieć cały dzień i cie pocieszał.
-Nawet bym nie chciała.
Siedzieliśmy chyba godzinę on w telefonie, a ja oglądałam serial, potem w końcu poszedł
Zadzwoniłam do Camrona i opowiedziałam mu o wszystkim
-No wiesz.. -zaczął swój wykład. -Nie będę cię oceniał ani tym bardziej bronił Charliego, ale... Zastanów się czy chcesz być taka.
-To znaczy jaka?
-Okay, Charlie cię zranił, ale czy chcesz się na nim odegrać? Poza tym Samanta zerwała z Benjaminem, bo on był wobec niej agresywny. Skąd wiesz że wobec ciebie też nie będzie?
-Jakto agresywny, nie mówił mi.
-Dziwisz się? Spotkałem raz tą dziewczynę, z tego co wiem dużo razy się z nią spotykali całą paczka, raz się żaliła, że ją popchnął. Mówiła, że to nie był pierwszy raz.
-Aha? Czyli wymienili mnie na nią. Pf... Tacy przyjaciele. Nieważne. Nie wiem dlaczego się rozstali, z tego co mi mówił, ona po prostu poleciała na Charliego. I dobrze wiesz, że jeżeli ktoś miałby kogoś uderzyć to będę to ja.
Usłyszałam jego śmiech.
-Po prostu uważaj na niego. Jakby coś się działo to mów. Ogólnie masz mi mówić o wszystkim.
-Zawsze mówię Cam.
-A propo tego mówienia... Wiesz, że nie chcę cię dołować, ale poznałem kogoś.
-O mój boże. Nie?! -zaśmiałam się do słuchawki. -O matko, Cameron. To wspaniale! Kto to jest?!
-Spokojnie, nie proszę ją o rękę... Po prostu. Podoba mi się.
-Jak ma na imię?
-Nicol.
-Ile ma lat?
-W twoim wieku.
-Jaka jest?
-W sumie myślę, że byście się polubiły, ma tak samo na bani jak ty. -zaśmiał się.
-Ile jesteście razem?
-No właśnie jeszcze nie jesteśmy. Wydaje mi się jakby... Traktowała mnie jak kolegę. No wiesz, to koleżanka mojej koleżanki z uczelni, pośmiejemy się i tyle no. Jak kumple.
-Chłopie. Ja z Charliem też byliśmy kumplami. Dwa razy i za każdym razem potem wyszło coś więcej.
-Noi widzisz co z tego wyszło. -zaśmiał się.
-Idiota. Zaproś ją na oglądanie filmów, a potem zalicz.
-Charlie tak zrobił? -zaśmialiśmy się.
-Serio. Nie wiem, spotkajcie się sami. Zobaczy, że jesteś zjebany i już się nie będziesz musiał przejmować, bo więcej się z tobą nie umówi.
-Suka. Widziałem, że to zły moment na dzwonienie. -burknął.
Czyżby się obraził?
-Cameron! Jesteś najfajniejszym facetem jakiego znam! Po prostu się z nią umów.
-A co jeśli ...
-Najwyżej odmówi, i to jest tak bardzo prawdopodobne jak to, że Justin Bieber będzie moim mężem.
-Z twoim powodzeniem to bardzo możliwe.
-Cameron... Po prostu zagadaj. Zaufaj mi. Jesteś wspaniały i ona na pewno to zauważyła.
-Kochana jesteś. Chyba tak zrobię.
-No to powodzenia koksie.
-Ohoho, myślałem że już ci się znudziła ta nazwa, od jakiś kilku lat.
-Teraz jestem starą Kate, która mówi co chce, robi co chce i ma w dupie zdanie innych!
-Jakbyś kiedyś się tym przejmowała. -zaśmiał się. -Niestety muszę kończyć, semiotyka wzywa.
-Współczuje, ucz się dziecko za nas oboje.
-Tak zrobię niedouczona krowo. Mam nadzieję, że przemyślisz to z Benem. Bay bae.
***
Minął ponad tydzień, nadal nie powiedzieliśmy nikomu, że oficjalnie jesteśmy razem. Benjamin niby chwali się Rushowi, że często u mnie bywa, ale tylko go to denerwuje.
Kocham moją mamę, która każdego kto do mnie przyjdzie odprawia z kwitkiem.
Nie mam zamiaru ich widzieć.
Przez ten czas jedyne z kim spędzałam czas to mama i Benjamin.
No właśnie. Co do naszego planu... Szczerze nienawidzę tego aroganckiego, inteligentnego dupka.
Ze względu na mamę, przychodzi codziennie i siedzimy u mnie w pokoju nie odzywając się do siebie, bo zawsze wychodzi z tego kłótnia.
Myślę, że mama stoi trochę za bardzo po mojej stronie, bo nawet nie widuję się z Panią Karen. Uważam, że to co się wydarzyło to sprawa między mną, a Charliem.
Leżałam w łóżku i czułam pulsowanie w mojej prawej nodze, chociaż wiedziałam, że to niemożliwe. Mam leki przeciwbólowe.
Z czasem zaczęło się to nasilać i zrobiło się nieprzyjemnie.
Jakby wcześniej było.
-Mamooo!
***
Najlepsze dwa dni w moim życiu. To nic, że spędziłam je w szpitalu z Benjaminem WRACAM KURWA DO ŻYCIA!!!
Okazało się, że leki podziałały i czuję moją nogę. Noga często drętwieje, mam skurcze i kuleje, ale dam radę chodzić bez kuli.
Matko. Jeszcze chyba nigdy nie byłam tak szczęśliwa.
Dziś jest piątek, wychodzę ze szpitala i idę na imprezę. Po prostu muszę no.
-Ta czy ta? -pokazałam Benjaminowi dwie sukienki.
Wyjrzał zza telefonu i przez chwilę się im przyglądał.
-Są takie same
-Nie, są tego samego koloru. Ta jest dłuższa i ma na plecach wycięcie. -wyciągnęłam prawą rękę.
-Boże, Kate. Ubierz, którą chcesz.
-Nie możesz mi pomóc?
-Weź tą krótsza. -uniósł jeden kącik ust.
-Facet. Ej nie. Stop. Na nodze mam ranę, nie mogę jej pokazać.
-To załóż spodnie.
-Na imprezę? Nie...
-Ja pierdolę, jak ten chłopak tyle z tobą wytrzymał.
-Nie biłam go może dlatego. -prychnęłam i odwróciłam się do garderoby. Usłyszałam jak podnosi swój tyłek z łóżka i podchodzi do mnie.
-Co ty powiedziałaś? -warknął.
Myśli, że się go przestraszę? Śmieszne.
Odwróciłam się i uniosłam głowę, żeby spojrzeć mu w twarz.
-To co słyszałeś. Wiem, że biłeś Samante.
-Nigdy jej nie uderzyłem, jasne?
-Słuchaj nie interesuje mnie to, ale nie licz na to, że ze mną będziesz sobie tak pogrywał.
-Czy ty jesteś głupia? Nie wiem co ona o mnie opowiada, ale nigdy w życiu nie podniosłem na nią ręki.
-Jej to powiedz, a nie mi. -odwróciłam się, ale pociągnął mnie za ramię i znów stałam do niego przodem.
-Uwierz mi, nic jej nie zrobiłem. -napierał na mnie wzrokiem i w sumie chyba wierzę jemu. Po pierwsze ta suka Samanta odbiła mi chłopaka, a po drugie nie wiem sama, czuję że mnie nie okłamuje.
-Założę spodnie.
-Mówię prawdę, Kate.
-Dobrze wierzę ci. -uśmiechnęłam się lekko.
Ubrałam się, zrobiłam mocniejszy makijaż i pokręciłam włosy.
Jak wyszłam z łazienki chłopaka już nie było.
Był na dole z moją mamą, czasem mam wrażenie, że wszyscy lubią ją bardziej ode mnie.
Chrząknęłam, a oni odwrócili się do mnie. Oczywiście, że ich zaskoczyłam, od kilku miesięcy nie widzieli mnie w makijażu. Praktycznie ciągle chodziłam w piżamie z rozczochranymi włosami.
-Ślicznie wyglądasz kochanie. -chłopak podszedł do mnie i pocałował w policzek, aż ciarki mnie przeszły.
Mama w szpitalu się dowiedziała, że jesteśmy razem i nawet nie wiem czy jest pozytywnie do tego nastawiona. Niby nie ma nic przeciwko, ale jednak czuć coś w powietrzu.
Do klubu pojechaliśmy taksówką, bo książę stwierdził, że nie wytrzyma ze mną na trzeźwo. Tak strasznie go nienawidzę.
No cóż...
Ochroniarzem był znajomy z uczelni Benjamina, twierdził, że my się znamy, więc mimo, że go nie pamiętałam porozmawiałam z nim chwilę.
Gdy weszliśmy była masa ludzi, a blondyn zaczął mnie gdzieś ciągnąć. Myślałam, że go zabije gdy zobaczyłam o co chodzi. Na jednej z loży był Rush, Charlie i jego TOWARZYSZKA.
Obcisła czarna kiecka, szpilki z cienkim i wysokim obcasem jak nie wiem co.
Nie, nie wyglądała dobrze, ale miażdżyła mnie i moje superstary.
Zabijcie mnie.
Gdy nas zauważyli zaczęli się przyglądać jakby nie wierzyli, że jeszcze żyje, gdy zobaczyli, że stoję jak człowiek stanęli jak wryci, a jak spojrzeli na nasze splecione palce ich szczęki leżały na ziemi.
Złapałam za kark chłopaka i przyciągnęłam do siebie jego twarz.
-Nienawidzę cię, mogłeś mnie chociaż uprzedzić. Idę się napić. -krzyknęłam, a on pocałował mnie w usta, jakbym wcale nie wyznała mu nienawiści.
Poszłam do baru i był mój barman! Kocham tego gościa, wcale nie dlatego, że nie pytał mnie o dowód. Miał taki ruch, że jedynie co zamienił ze mną dwa zdania dotyczące mojego zdrowia i postawił przede mną kolorowego drinka.
Poczułam dłoń na mojej talii i wiedziałam, że powinna uciekać, ale to raczej byłoby głupie.
-Przepraszam Kate. -oczywiście Rush szepnął do mojego ucha od razu przytulając się do moich pleców.
-Rush nie chcę z tobą rozmawiać.
-Twoja noga...
-Jestem już zdrowa, nie musisz się nade mną litować. -napiłam się.
-Jakie litować? Jesteś moją przyjaciółką, zawsze będę nieważne czy jest dobrze czy źle.
-Błagam... Już mi pokazałeś jakim jesteś przyjacielem.
-Czego ode mnie oczekiwałaś? Że od razu, gdy się wybudzisz powiem ci, że twój chłopak cię zdradza?
-Tak Rush, tego oczekiwałam.
-Równie dobrze mogli ci to powiedzieć Alex i Leo. Nie zrobili tego, a...
-Od ciebie oczekiwałam więcej. Puść mnie i idź do nich. Jesteście siebie warci. -chyba go to zabolało, bo się nie sprzeciwiał, odszedł, a ja mogłam spokojnie pić mojego drinka. Drugiego i trzecie i każdego kolejnego. Aż poczułam chęć zemsty jakiej jeszcze nigdy nie czułam. Wszystko we mnie się gotowało i musiałam coś zrobić. Wstałam i jak dama udałam się do loży, siedzieli tam wszyscy. Akurat, gdy Benjamin odstawił pusty już kieliszek usiadłam na jego kolanach i złączyłam nasze usta.
Jakoś nie myślałam nad tym z kim się całuje, że Charlie na to patrzy, że prawdopodobnie będę tego żałowała... Po prostu siedziałam na nim i starałam wyładować emocje. Czułam jak perfidnie trzyma w dłoniach moje pośladki, nie przejmując się tym klęknęłam opierając kolana po obu stronach jego ud i złapałam jego twarz w dłonie. Odsunęłam się minimalnie.
-Idziemy zatańczyć?
Oszołomiony chłopak pokiwał głową i razem wstaliśmy. Przy loży nie było już Charliego, więc pewnie poszedł po więcej alkoholu.
Nienawidzę siebie pijanej, bo nie mam wtedy oporów.
Nasz taniec opierał się na ocieraniu o siebie, całowaniu... I dalej w sumie to nie wiem co było.
***
Obudziłam się w samej bieliźnie, plus jest taki, że w swoim łóżku, a minus taki, że z Benjaminem.
Szybko usiadłam zakrywając biust kołdrą i to wystarczyło by się obudził.
-Co ty do cholery robisz w moim łóżku?!
Chłopak przetarł dłonią oko i spojrzał na mnie.
-Musiałem odwieźć cię królewno do domu. Najebałaś się po szlachecku. -powiedział niemiłym tonem.
-Aha? I musiałeś zostać?
-No raczej, średnio mi się chciało płacić za kolejną taksówkę.
-Zgred.
-Nie musisz się już tak chować, wczoraj nie byłaś taka wstydliwa.
-Boże... -upadłam na łóżko. -Nic nie pamiętam.
-Na szczęście ja pamiętam. Twój tyłek był wczoraj moją atrakcją numer jeden. -odwrócił się do mnie tyłem.
-Jak to? -spytałam, ale nie otrzymałam odpowiedzi. -Jakto atrakcją? -nadal nic. On jest tak wkurwiający...
-Benjamin. -tycnęłam go w plecy. -Benjamin. -znów to zrobiłam. -Benjamin, Benjamin, Benjamin. -Ostatecznie położyłam się na nim i zawisłam żeby widzieć jego twarz.
-Jesteś tak wkurwiająca. -powiedział z zamkniętymi oczami i położył ramię na moich plecach. -Rzuciłaś się na mnie, a propo mogę cię pozwać o molestowanie, tańczyliśmy trochę, muszę niechętnie przyznać, że dobrze się ruszasz. Tańczyłaś na barze, na prawdę to robiłaś, ale w końcu musiałem cię zabrać, bo to trochę dziwne, że ja twój chłopak pozwalam na ciebie patrzeć innym facetom. A teraz posłuchaj najlepszego, znów wylądowaliśmy na loży całując się, ale tym razem Charlie się wkurwił, zrobił nam awanturę... Nawet nie wiem za co, pretekstem było to, że nie powinnaś pić alkoholu, potem mówił coś o tym, że cię wykorzystuje nie wiem. Koniec końców wyszedł z klubu, a za nim wkurwiona Sam. W sumie to się nie dziwię, masz tak świetny tyłek, że nie wiem czy ja nie był bym zazdrosny. -zjechał dłonią wzdłuż mojego kręgosłupa, ale zanim dotknął moich pośladków zeszłam z niego i położyłam się na drugim końcu łóżka.
-Udało nam się, chłopie.
-To dopiero początek, a teraz daj mi spać.
-Tak, spoko, możesz spać w moim łóżku.
Nie odpowiedział, więc zabrałam trochę kołdry, odwróciłam się do niego tyłem i też poszłam spać.
***
Gdy obudziłam się drugi raz chłopaka już nie było więc mogłam się spokojnie ubrać. Noga trochę bolała i wnioskuje, że to po tym tańcu.
Zeszłam na dół, a on oczywiście grał na konsoli.
-Nie ma mamy?
-Musiała jechać do firmy.
-A, okay.
Spokojnie zjadłam śniadanie, a chłopak nadal siedział na kanapie.
-Nie chcę być niemiła, ale możesz iść do domu.
-Oczywiście, że chciałaś być niemiła. -prychną. -Weź leki i bierzemy się za ćwiczenia.
-Cco? -zdziwiłam się. On chce mi pomóc? Nie wierzę.
-To co słyszałaś.-odwrócił do mnie głowę i spokojnie powiedział.
-Chryste...
Faktycznie, pomógł mi z ćwiczeniami i było na prawdę przyjemnie. W sensie... Mogę normalnie ruszać nogą, więc ćwiczenia nie były problemem, a do tego Benjamin, gdy widział, że jestem już zmęczona sam zaproponował przerwę nie to co z Charliem. Gdy skończyliśmy chciałam iść pod prysznic, ale usłyszałam jak ktoś ciągnie za klamkę, a potem dzwoni dzwonkiem.
Ha! Nauczyłam się zamykać drzwi!
-Otwórz. -szepnęłam.
-Ty otwórz.
-Powiedz, że mnie nie ma.
-Ale ty jesteś kurwa tępa... Po co miałbym sam siedzieć w twoim domu.
-Zamknij mordę i otwórz.
Chłopak westchnął, ale wstał i otworzył drzwi.
W ogólne nie wiedziałam kto przyszedł, bo słyszałam tylko Benjamina.
Zaryzykowałam i poszłam zobaczyć kto to.
Devries.
Od razu zwrócił uwagę na to, że normalnie chodzę, a ja swobodnie podeszłam i objęłam w pasie "mojego chłopaka".
Patrzył na mnie swoimi czekoladowymi oczami i się nie odzywał.
Uniosłam brwi, bo na prawdę chciałam, żeby powiedział to co chce powiedzieć i sobie poszedł.
-Twoja noga. -wskazał na nią ręką i szybko ją opuścił.
-Tak.
Zmieszał się i podrapał po karku.
-Mogę wejść?
-Nie. -uniosłam na chwilę kąciki ust.
Oczywiście, że nie chciałam z nim rozmawiać...jakoś tak nigdy, ale potem spojrzałam na jego zakryte nadgarstki i tknęło mnie.
Spuściłam głowę i przesunęłam się.
-Wejdź.
Chłopak wszedł do środka, a Benjamin zamknął drzwi.
-Idźcie kochanie na górę, a ja zrobię coś do jedzenia. -pocałował mnie w skroń i poszliśmy na górę.
Usiadłam na łóżku, a Leondre zajął miejsce obok mnie.
-Nie wiedziałem, że ty... I on. -zaczął, bo pewnie nie widział od czego.
-Lenehan pewnie się pochwalił.
-Dlaczego? -odwrócił głowę w moją stronę oczekując na odpowiedź.
-Zostawiliście mnie, Benjamin mi pomógł. Jest na prawdę wspaniały.
Jego twarz wykrzywiła się w grymas. Bóg mnie ukarze za te kłamstwa.
-Wiesz co on zrobił...
-Samancie? Wiem, że nigdy jej nie uderzył.
-I ty mu wierzysz? Ledwo co się znacie.
-A mam wierzyć dziewczynie, która odbiła mi chłopaka? -patrzyliśmy przez chwilę sobie w oczy, aż spuścił wzrok. -Przyszedłeś rozmawiać o Benjaminie?
-Nie, chodzi o to, że... Kate, jejku, przepraszam no. Zachowałem się jak świnia, nie dość, że nie powstrzymałem Charliego, to jeszcze go kryłem. Wiem, że powinienem ci powiedzieć, ale bałem się, że się załamiesz, pamiętam co było ostatnim razem, nie chciałem, żeby to się powtórzyło.
-Nie rozumiem, myśleliście, że się nie dowiem, czy co? -uniosłam brwi.
-Myślałem, że Charlie sam ci powie, ale nie sądziłem, że dalej z nią będzie. Dobrze wiemy, że to ciebie kocha.
-Leondre, nigdy nie byłeś zakochany, więc pozwól, że ci wytłumaczę. Nieważne co by się działo, zawsze czekasz na ten moment by się z tym kimś zobaczyć, cierpliwie czekasz aż znów poczujesz to uczucie w brzuchu, mimowolnie się uśmiechasz za każdym razem, gdy widzisz tą osobę, i nawet gdy wkurwia cię niesamowicie myślisz "kocham tego debila". Nie szukasz niczego innego, bo wiesz, że to co najlepsze już masz. -przekręciłam oczami, żeby się nie rozpłakać. -Czekałbym na niego te kilka miesięcy, czekałabym rok, dwa, czekałabym kurwa całe życie, bo go kochałam. Najbardziej na świecie. A teraz wiem, że nie warto się starać o coś co już od dawna było stracone. Nienawidzę go za to, że zrobił mi tyle nadziei, myślałam, że będziemy razem szczęśliwi. A teraz jest dla mnie największym śmieciem. To obrzydliwe, że spędzał z nią czas, a później przychodził do mnie, przytulał, całował i mówił, że mnie kocha. Mam szansę na bycie szczęśliwą i ją wykorzystam, Benjamin daje mi to czego szukałam troskę, bezpieczeństwo i szczęście.- patrzyliśmy chwilę na siebie, a potem on oparł łokcie na kolanach i zakrył twarz dłońmi.
-Może nie dam ci takiej miłości, ale jeżeli potrzebowałaś kogoś, kto będzie się o ciebie troszczył, to przecież ciągle byłem.-podniósł głowę. -Nie ważne, że Charlie to mój przyjaciel, zawsze przy tobie będę.
-Właśnie pokazałeś jak ze mną jesteś.
-A co miałem zrobić? Pamiętasz jak spotkaliśmy tą kobietę na wyjeździe?
-Mówiła że będziesz musiał wybierać... I wybrałeś Charliego.
-Wybrałem najmniejsze zło.
-Dla niego. Dla mnie najgorsze było to, że wszyscy to przede mną ukrywaliście.
-Kate, na prawdę przepraszam. Musisz mi wybaczyć, bo już nie wytrzymuje bez ciebie... Proszę. -wydął dolną wargę.
-Czasami chcę być suką, ale definitywnie mi nie wychodzi. -rozłożył ramiona, a ja go przytuliłam.
-Po prostu jesteś najlepszą osobą jaką znam.
Oczywiście że Samanta musi być lepsza.
-Kate!! -usłyszeliśmy krzyk Benjamina i od razu pokuśtykałam na dół.
-Co ty robisz? -podeszłam do kuchenki na której stał garnek, w którym coś mieszał.
-Chciałem zrobić zupę, ale coś jakoś... Nie wyszło. Tak smakuje zupa? -skrzywił się i spróbował czegoś pomarańczowego, a potem nałożył tego trochę na łyżkę i nakarmił mnie.
-Misiu, to jest sos. -podniosłam torebkę po proszku i mu pokazałam wielki napis "sos".
Idiota.
-Ou, nie zauważyłem. Cholera...
-Nie szkodzi, wyjmij kurczaka z lodówki. -uśmiechnęłam się.
Odwróciłam się do Leo, który patrzył na nas zniesmaczony.
-Może byś przyszła wieczorem do mnie? -zaproponował.
Zgaduję, że nie chciał spędzać czasu z moim chłopakiem.
-Czemu nie...
********************************
Siemson!
Ogólnie to przepraszam, że nie odpisałam na komentarze pod rozdziałem 4, ale no...Już nie będę tak robiła xd
Ogólnie #2 nanananan MAM JUŻ 18 LAT! jestem starą krową XD no nic, super w sumie mogę robić co chcę
teorytycznie tylko xd
co tam słychać?
ostatnio baba z wosu po przeczytaniu mojej pracy powiedziała, że moja polszczyzna to coś strasznego i tylko narzekam xd
Kochaaam
-Kate xx
Obudziłam się czując lekki dyskomfort, a gdy otworzyłam oczy zobaczyłam blondyna, który się we mnie wpatrywał.
Nienawidzę tego, zawsze to robi.
-Kac, hę? -przetarłam oczy.
-Kurwa... Nienawidzę siebie za wczorajszy wieczór. -opadł na łóżko. -Nic nie pamiętam.
-Nie dziwię się. -przytuliłam się do jego boku i chciałam pocałować, ale odsunął się.
-Twoja mama jest w kuchni.
No tak, gabinet doskonale widać z kuchni, ale przecież pocałunek to nie przestępstwo.
Blondyn podniósł się z łóżka, złożył spodnie i poszedł do łazienki po drodze mijając się z moją mamą.
***
-Charlie nie dam już rady.
-Spróbuj jeszcze trochę.
-Charlie, proszę... -puścił moją nogę i usiadł na kanapie.
Ćwiczenia z Charliem to masakra.
Poszłam wziąć prysznic, a gdy wróciłam czekało już na mnie drugie śniadanie.
-Dziękuję. -usiadłam przy stole i oparłam kule na krześle obok.
-Może byśmy spróbowali dwa razy dziennie?-zaproponował.
-Dwa razy dziennie, co?
-Ćwiczenia, może efekty będą szybciej.
-Charlie ja na prawdę...
-Jak chcesz. -zakończył temat i zaczął pić swoją herbatę.
Zjadłam posiłek i stwierdziłam, że pójdę do swojego pokoju, po kilka rzeczy.
-Co robisz? -spytał, gdy odeszłam od stołu.
-Idę na górę.
-Poczekaj pomogę ci.
-Dam sobie radę.
-Kate daj sobie pomóc! -krzyknęła mama ze swojego gabinetu.
Czyli jednak podsłuchuje.
Westchnęłam i pozwoliłam, żeby blondyn wniósł mnie na górę.
Leżałam na łóżku, a chłopak siedział w mojej garderobie i wyjmował ubrania.
-Nie będzie ci zimno w krótkich spodenkach?
-Charlie, mam ogrzewanie.
-Faktycznie... Później zmienię ci opatrunek, twoja mama robi już obiad, a potem może poćwiczymy? Leo ma przyjść, tak? Ja pójdę po swoje rzeczy, narazie zostanę u ciebie. A jutro może spotkamy się z moimi znajomymi?
-Charlie... -przerwałam mu. -Podobam ci się jeszcze?
Spytałam, bo na prawdę nic na to nie wskazywało. Nie jest tak jak dawniej, my nawet nie potrafimy luźno ze sobą porozmawiać, a co dopiero mówić o przytulaniu i całowaniu.
Kocham go, ale czuję się jakbym tylko ja pamiętała to, co było przed wypadkiem.
-Nie rozumiem. -burknął, a ja próbowałam na niego spojrzeć. Byłam skierowana do niego czubkiem głowy, więc widziałam go do góry nogami. Składał jakieś moje rzeczy.
-Proste pytanie, czy ci się jeszcze podobam?
-Przestań myśleć o głupotach Kate.
Aha.
Wzięłam głęboki oddech, żeby się nie rozpłakać. To dla mnie poważny temat, a on ma to w dupie.
Przez chwilę nikt się nie odezwał, aż w końcu on wstał. Podszedł i złapał moją twarz w dłonie. Nasze oczy były na tym samym poziomie.
-Kate, jesteś dla mnie najpiękniejsza, najmądrzejsza i kocham cię najbardziej na świecie. Rozumiesz? I nie masz prawa myśleć inaczej. -uśmiechnął się i lekko musnął moją wargę.
-Pokaż to, bo tego nie czuję. -szepnęłam, a on szybko położył się obok mnie i przytulił do swojej piersi.
-Ten okres jest trudny, chcę żebyś jak najszybciej wróciła do zdrowia i nie robię tego dla siebie tylko dla ciebie. -pocałował mnie w czubek głowy.
-Chcę żeby było jak wtedy, przed wypadkiem, ale nie potrzebuje tylko zdrowia, ale też ciebie, Charlie.
-Obiad!
-Jutro spędzimy razem dzień, hm? -spojrzał na mnie i tym razem pocałował mnie w czoło.
To mi się podoba.
Gdy zeszliśmy w jadalni był już Cameron, przeprosił za to, że spędził ze mną mało czasu, zupełnie niepotrzebnie, i zjedliśmy obiad.
***
Tydzień jest masakrą. Przysięgam.
Leondre, Alex, Rush, Cameron i Alex są w szkole, a ja zostaje z Charliem.
Można powiedzieć, że u mnie mieszkasz, bo w sumie mieszka. Ani pani Karen, a tym bardziej moja mama nie mają z tym problemu, za to ja...nie wiem.
Wszystko jest jakieś inne, oczywiście dba o mnie, pilnuję abym jadła, pomaga mi się poruszać, ćwiczyć, na prawdę jestem mu za to wdzięczna, ale po całym dniu męki chciałabym usiąść z nim na kanapie i porozmawiać jak kiedyś.
No właśnie, to co było kiedyś to było kiedyś.
Nie potrafię z nim rozmawiać. Wydaje mi się, że on nawet tego nie chcę. Boję się, że jego uczucie wypaliło się, że te sześć miesięcy to jednak za dużo.
Chcę mi się płakać jak tylko o tym pomyślę, bo cholernie go kocham i nie mogę sobie wyobrazić nas oddzielnie.
A może po prostu wyolbrzymiam. Po prostu się o mnie martwi i tak jak wszyscy mówią, mu jest jeszcze ciężej niż mnie.
-Chcesz wyjść z moimi znajomymi? Kyle dzwonił. -spytał wpatrzony w telefon.
Tak Charlie chcę wyjść z tymi snobami.
-Wiesz co, może ty idź, a ja zostanę. Jestem trochę zmęczona. -powiedziałam, bo w sumie to była prawda. Ciągle jestem zmęczona od ćwiczeń z Charliem.
Chłopak wyjrzał na mnie zza lodówki.
Oparłam się wygodnie o kanapę czekając na milion pytań.
-Wszystko w porządku? -zamknął drzwiczki i usiadł obok mnie odstawiając dwie puszki coca coli na stolik.
Kiedyś uwielbiałam, gdy patrzył na mnie z taką troską, teraz czekam tylko na te momenty kiedy się uśmiecha.
-Tak, po prostu. Nie wiem, pomalowałabym paznokcie, zrobiła maseczkę, obejrzała seriale...
-Nie będziesz miała nic przeciwko jak wyjdę?
-Nie, no co ty. -uśmiechnęłam się. -I tak ciągle ze mną siedzisz, przyda ci się odpoczynek.
-Nie potrzebuję odpoczynku od ciebie. -szybko zaprzeczył i złapał mnie za dłoń.
Na chwilę się zapatrzyłam na nasze tatuaże.
King i Queen.
Mimo wszystko, nie chciałabym nikogo innego. Nikogo kto by mnie może częściej przytulał i całował i mówił słodkie słówka....Wystarczy mi Charlie, tylko go potrzebuje.
-Katie, zamyśliłaś się.
Puściłam wargę, którą, nawet się nie zorientowałam, gryzłam i wróciłam wzrokiem do niego.
Kąciki ust same się uniosły i oczy jakby zaszkliły.
-Wszystko okay? -zmarszczył brwi.
Jak najbardziej, pomyślałam i wdrapałam się na jego kolana. Był lekko zaskoczony, ale objął mnie w pasie, zaraz potym jak poprawił moją prawą nogę, która pewnie była wygięta w nienaturalny sposób.
-Kocham cię. -szepnęłam wtulając twarz w jego szyję.
-Ja ciebie też... Nawet nie wiesz jak bardzo.-załamał mu się głos więc minimalnie zwiększyłam odległość między nami i spojrzałam na niego.
Wyglądał jakby zaraz miał się rozpłakać.
Zrzuciłam czapkę z jego głowy. Nienawidzę jej. Wole gdy jego loki są na wolności.
-Hej, nie mów że będziesz płakał. Co się dzieje? -ogarnęłam jego włosy za ucho. Nie wiem po co, skoro i tak wróciły do poprzedniej formy.
-Kocham cię Kate, tylko tyle. -przytulił mnie i jedną ręką zaczął głaskać moją głowę.
Czyżby nasz związek był naprawiony?
-Zostanę dziś z tobą, co? Ostatni wspólny wieczór nam nie wyszedł.
To prawda, on siedział w telefonie, a ja oglądałam Dirty dancing.
-Myślę że powinieneś iść z kolegami, i tak spędzamy ze sobą całe dni.
A w głowie miałam "zostań ze mną!!!! "
-Za dużo straciłem żebym mógł cię teraz zostawić. -odsunął moją głowę od siebie i krótko pocałował w usta.
-Mówiłam, że masz się tym nie przejmować... To co się stało nie było twoją winą.
-Chciałbym się nie przejmować... Po prostu się boję, że jeżeli cię zostawię to znów cię stracę, a tego bym nie przeżył.
-Ostatnio mi się coś przypomniało...
-Hm? -oparł się i przeniósł dłonie na moje uda.
-Znaczy... W sumie nie wiem co to było. Czuję jakby się to wydarzyło, ale to niemożliwe. -zaczęłam bawić się swoimi palcami.
-Jakby sen?
-Tak...jakby. Po tym wypadku jakbym widziała to co się działo.
Charlie złapał mnie za dłonie i zaczął gładzic kciukami moją skórę.
-Widziałam jak umieram...widziałam jak płaczecie...i...widziałam jak ty umierasz.
-Ja umieram?
-Tak.-kiwnęłam głową.-Popełniłeś samobójstwo.
-Kate...
-Nie, nie chcę o tym rozmawiać, po prostu poczułam wtedy taką nienawiść... Nie chciałam żeby taka sytuacja miała miejsce.
-Masz na myśli Leo, prawda?
-Nie chciałam tego.
Dużo o tym myślałam. Chyba na początku nie brałam tego na poważnie, nie myślałam, że on chciał się zabić...
-Dwa razy próbował, gdzie wtedy byłeś? -spojrzałam na niego z lekko załzawionymi oczami. Gdy patrzyłam w jego oczy zdałam sobie sprawę, że nie powinnam tego mówić. Nie dlatego, że go to uraziło, dlatego że wcale tak nie myślę.
-Ja...przepraszam. Nie o to mi cho...
-Nie. Wiem, że mam i ciebie i Leo na sumieniu i prawdopodobnie będę z tym żył do końca życia.
-Tak na prawdę, mnie też przy nim nie było.
-Byłaś po wypadku.
-Ale to moja wina ten wypadek. Szliśmy, wygłupialiśmy, powinnam myśleć...
-Wygłupialiście się. WY Kate. Tamten facet powinien zwolnić przy przejściu nie zrobił tego. To tylko i wyłącznie jego wina.
-Przepraszam nie powinnam zaczynać tego tematu...Mieliśmy spędzić razem wieczór. To co? Film? -zeszłam z jego kolan i chciałam usiąść obok, ale mnie przytrzymał i wyszło na to, że moja lewa noga na nim leżała.
-Kate, jeżeli masz jakieś wątpliwości albo coś ci chodzi po głowie to rozmawiajmy. -przeciągnął palcami po kosmyku moich włosów.
-Porozmawiajmy o moim wyjeździe do Polski. -zaczęłam i mogłam normalnie usiąść, bo zabrał dłonie z moich bioder. -Mama mówiła, że mogę lecieć z Cameronem na kilka dni.
-Mówiła, że lepiej narazie to odłożyć.
-Albo może w wakacje będzie lepiej? Będę miała więcej czasu.
-Kate nie słuchasz mnie!-wydarł się, a ja momentalnie zamknęłam buzię. -Lepiej żebyś narazie nie wybierała się dalej niż za miasto czy ty to rozumiesz?! Musisz się rehabilitować, odpoczywać, będziesz testować nowe leki!
To prawda, będę królikiem doświadczalnym, ale nie sądzę, że to coś da.
Wracając...
-Nie krzycz na mnie.-poprosiłam cicho.
Nienawidzę gdy ktoś krzyczy, sama rzadko to robię i uważam, że wszystko należy załatwić spokojnie. Szczególnie tak błahe sprawy.
-Po prostu... Odłóż to narazie. Gdy twoja noga będzie zdrowa, pojedziemy oboje.
-Gdy będzie zdrowa... Bądźmy szczerzy, nawet nie wiemy co się dzieję. Lekarze każą mi się rehabilitować, a tak na prawdę to kwestia czasu jak się dowiem, że to i tak nie pomoże. -złapał moją twarz w dłonie i zaczął mówić
-Nie mów tak. Dopóki jest najmniejsza nadzieja na to, że wszystko będzie jak dawniej będę...będziemy do tego dążyć.
Dlaczego miałam dziwne wrażenie, że to co powiedział miało drugie dno?
-Zrozum. Ja nie chcę żyć nadzieją, chcę prawdy. Jeżeli tak ma wyglądać moje życie...to nie ma sprawy pogodzę się z tym, ale czy ty się pogodzisz?
-Co masz na myśli? -zmarszczył brwi.
-Rozumiem, że dziewczyna kaleka nie jest szczytem twoich marzeń. -powiedziałam całkiem poważnie.
Zdaję sobie sprawę z tego, że straciłam na wartości.
Charlie otworzył usta i zaraz znów je zamknął.
To napięcie, które było spowodowane naszym stałym kontaktem wzrokowym powodowało dziwne uczucie w moim brzuchu.
-Doskonale wiesz, że ty jesteś szczytem moich marzeń. Nie obchodzi mnie to, że jeździsz na wózku, że muszę pomagać ci w ćwiczeniach i nie możemy spędzać czasu jak normalni ludzie w naszym wieku. Mam to wszystko gdzieś, bo dopóki mam ciebie jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Więc przestać wmawiać mi i sobie, że jest inaczej.
On ma rację. Znów to robię. Użalam się nad sobą i wmawiam, że jestem jakaś gorsza. Przecież to nie koniec świata, mam mamę i wspaniałych przyjaciół czego ja więcej chce.
-Przepraszam... Ugh. -złapałam się za głowę. -Nie wiem o co mi chodzi. To wszystko jest nowe. Boli mnie to, że sama sobie nie radzę.
-Wiem Skarbie. -przytulił mnie do siebie. -Pozwól narazie sobie pomóc.
Zamknęłam oczy i otarłam policzek o jego ramię.
-Po prostu dzisiejszego wieczoru nie myślmy o tym. -podniosłam głowę i nawet nie musiałam nic mówić, bo wiedział o co mi chodzi i od razu mnie pocałował.
Zacisnęłam dłoń na jego koszulce i zostałam przesadzona na jego kolana.
Na początku było to powolne muskanie naszych warg, ale z czasem zrobiliśmy się bardziej zachłanni i włączyliśmy języki. Wplotłam palce w jego loki i zakręcałam je na swoich palcach, a później nie mogłam się na tym skupić, bo blondyn położył dłonie na moich pośladkach i przycisnął do siebie. Cicho jęknął, gdy poruszyłam biodrami i z ust przeniósł się na moją szczękę i szyję, którą wyciągnęłam by miał lepszy dostęp.
Złapał za dół mojej koszulki by ją zdjąć, ale...
-Khykhym.
Odepchnęliśmy siebie nawzajem i spojrzeliśmy na schody.
-Mama. -powiedziałam piskliwym głosem i poprawiłam włosy.
Jej oczy były okrągłe jak monety, ale trudno było powiedzieć czy jest zła, zaskoczona, zniesmaczona czy co...
Za to na pewno było niezręcznie.
-Tak, nadal tu jestem. -przeszła do kuchni i w momencie kiedy była do nas tyłem blondyn poprawił spodnie, które zrobiły się ciasne.
Biedny...
-Jutro przyjdą do nas Rush i Benjamin po zajęciach.
-Masz nowych kolegów? -zaśmiałam się.
-Rush dzwonił do ciebie, ale nie odebrałaś. -spojrzała na mnie poważnie.
O co jej chodzi?
-Miałam wyciszony telefon w twoim gabinecie...
-Więc ja ich zaprosiłam. -burknęła, zabrała małą butelkę wody i poszła na górę.
Gdy zamknęły się drzwi, zaczerwieniony chłopak oparł głowę na kanapie.
-Nienawidzę takich momentów.
-Jak wchodzi mama, czy jak nie kończysz sprawy. -zaśmialiśmy się.
-To i to jest do bani. -wstał. -Idę do toalety, a ty może ubierz się cieplej.
Nie miałam ochoty na spacer ale przebrałam się.
Okazało się, że wieczór spędziliśmy siedząc pod kocem na huśtawce ogrodowej. Charlie opowiedział mi chyba wszystko co się działo, gdy mnie nie było.
Najbardziej mnie chyba interesowała ich kariera. Z tego co mówił koncertowali, ale wyjeżdżali najdłużej na trzy dni ze względu na mnie. Faktycznie to miłe, ale chyba wolałabym żeby się rozwijali. Gdybym się obudziła, a oni byli w trasie nie byłabym zła, raczej szczęśliwa, że nie marnują czasu.
***
Halo halo! Impreza u Rusha!
Dwa tygodnie to była udręka. Stwierdziłam, że będę ćwiczyć dwa razy dziennie nie dla siebie, ale Charliego, który cieszy się jak dziecko, że ćwiczę.
Trochę się zmieniło, a może wróciło do normy? Jesteśmy parą, którą byliśmy przed wypadkiem.
Wracając... Rush robi kameralną popijawę. Ja, Charlie, Leondre, Alex, Matt i Alex, którego zaprosiłam ja. Nikt go nie lubi, chociaż wiem, że udają, np Rush zarzeka się, że nie lubi Charliego, ale jak przyjdzie co do czego to porozmawia z nim i pożartuje.
Byłam jedyną osobą, która nie piła alkoholu, więc poszłam sobie zrobić herbatę. Tak będę piła herbatę.
Przyjechaliśmy samochodem, więc wzięłam kule, bo w domu lepiej mi się na nich poruszać.
Obstawiam, że później zadzwonimy po mamę żeby po nas przyjechała, bo Charlie jakby to ująć... Napierdoli się jak dżentelmen.
W czasie, gdy woda się gotowała wyjęłam telefon i stwierdziłam, że sprawdzę Twitter, którego nie używałam od wypadku.
Zdziwiłam się widząc posty fanek chłopców typu "wracaj do zdrowia", ale przecież takie rzeczy szybko się roznoszą.
Przewijałam w dół i w dół oglądając moje stare zdjęcia z chłopcami i zatrzymałam się na jednym z nich.
Był na nim Charlie z długowłosą brunetką, ale nie byłam to ja. Na pewno nie ja.
Mało tego... Całowali się. Patrzyłam na miejsce złączenia ich ust i zrobiło mi się niedobrze.
-Charlie! -końcówkę wypiszczałam i wszyscy na mnie spojrzeli. Łzy same zaczęły spływać po moich policzkach.
-Wszystko...?
-Nie! -wisnęłam i podeszłam do nich. Siedzieli na kanapie, poza Leo i Alexem, którzy siedzieli pod nią.
Myślę, że Charlie się domyślił, bo jego policzki zrobiły się czerwone i zdjął czapkę, żeby zmierzwić włosy.
Ale tylko on się domyślił, więc rzuciłam telefon ze zdjęciem na stolik. Wszyscy, każdy z nich rzucił szybkie spojrzenie, a potem spuścili głowę.
-Wiedzieliście... -oznajmiłam sama sobie.
Zauważyłam, że tylko Rush patrzył mi w oczy.
-Kate, proszę możemy porozmawiać? -spytał Charlie. Miał zaszklone oczy, co mnie zdenerwowało. Samo w sobie.
Ma własny rozum, nikt mu nic nie karze, więc dlaczego teraz płacze?
-Nie chcę z tobą rozmawiać. -powiedziałam z grymasem na buzi. -Nie chce rozmawiać z żadnym z was. Nigdy więcej. -pokręciłam głową i czułam, że to co mówię, to dokładnie to co myślę. -Przeprowadziłam się tu i myślałam o tym, że znalazłam tą, wielką miłość i prawdziwych, szczerych przyjaciół... -zaśmiałam się przez łzy. Nie mam pojęcia dlaczego. Może z własnej głupoty? -Dziękuję. -spojrzałam na nich i tym razem patrzyli wszyscy. -Dziękuję, za pokazanie mi, że nie warto nikomu ufać, a tym bardziej się przywiązywać. Nareszcie wiem co się zmieniło... Nie mam już ani chłopaka, ani przyjaciół. -Wytarłam policzek o ramie, ponieważ ręce miałam zajęte i odwróciłam się.
22 czerwca, dzień w którym straciłam wszystko.
Jakoś dotarłam do drzwi, jakoś założyłam buty i jakoś wyszłam z domu.
-Kate, zaczekaj! Kate...cholera, proszę! -szarpnął mnie za ramię, przez co lekko się zachwiałam, ale ostatecznie ustałam w małej odległości od Charliego.
-O co ty mnie możesz w tym momencie prosić, co?! Znów zepsułeś wszystko co mieliśmy, znów to zrobiłeś! A potem jak gdyby nigdy nic mówiłeś że mnie kochasz!
-Kocham...
-Nie okłamuj mnie! Raz ci wybaczyłam, a teraz wiem, że to był mój błąd.
-Mogę ci to wytłumaczyć...
-Jak mi to wytłumaczysz?! Kiedy ja leżałam w szpitalu ty obściskiwałeś się z jakąś laską!
-Brakowało mi cię! -przerwał i zdenerwowało mnie to, że uniósł głos. Nie miał prawa tego wtedy robić.
-I znalazłeś sobie jakąś podróbkę mnie?! -odepchnęłam go jedną ręką.
-Ciągle kogoś pocieszałem, wszystkim mówiłem że będzie dobrze, sam też potrzebowałem usłyszeć te pieprzone będzie dobrze!
-To trzeba było poprosić Rusha, żeby ci powiedział! Kocham cię i planowałam z tobą przyszłość. Tak strasznie cię kocham idioto. Jezu...-wyrzuciłam głowę w tył. -Zmarnowałeś mi tyle czasu. Wolałabym się nie obudzić i nie dowiedzieć o tym. -spojrzałam na niego.
-Nie mów tak. Nie przeżył bym bez ciebie.
Zauważyłam, że jego szczęka drży, próbował zacisnąć zęby, ale wychodził z tego grymas.
Mimowolnie uniosłam dłoń i uderzyłam go. Otwartą dłonią w twarz. Odchylił głowę zgodnie z uderzeniem.
-Przestań Kate! -krzyknął i podniósł kulę, która mi upadła. -Porozmawiajmy jak ludzie! Wytłumaczę to! -przerwałam mu znów go uderzając. I miałam szczerą ochotę zrobić to kolejny raz.
Tym razem został w poprzedniej pozycji, a ja musiałam podeprzeć się bramy.
Powoli odwrócił się w moją stronę i nawet nie był zły. Łzy ciekły mu po policzkach, a on patrzył na mnie z bólem w oczach.
-Powiedz mi w czym jest lepsza ode mnie? -spytałam po długim wpatrywaniu się w siebie. Chłopak zmarszczył brwi. -Jest ładniejsza? Zabawniejsza? Dała ci więcej niż ja? Oczywiście, że nie... Dałam ci wszystko. -wytarłam łzy. -Więc dlaczego ona? -zaczęłam chlipieć, mimo, że nie chciałam pokazać, że to mnie tak boli. A może chciałam? -Czego jeszcze potrzebowałeś?
-Potrzebowałem ciebie, Kate. -chciał dotknąć mojej twarzy, ale uderzyłam jego dłoń.
-Mam cię przeprosić za to, że uratowałam Leo? Nie czekaj na to. Jeżeli to faktycznie dlatego zniszczyłeś nasz związek, to powiem ci, że zrobiłabym to kolejny raz. Mimo, że tego nie docenił... Twoja miłość jest gówno warta!
-Kate, proszę. Nie zostawiaj mnie. -rozpłakał się i zaczął zbliżać.
Nie dam się. Nie tym razem.
Gdy delikatnie mnie przytulił zaczęłam cicho mówić.
-Nigdy, nikt nie pokocha cię tak bardzo jak ja, nikt cię tak nie doceni, i z nikim nie będziesz tak szczęśliwy jak ze mną. To koniec, Charlie. Nie chcę mieć z wami nic wspólnego. -odepchnęłam go, podniosłam kule i zaczęła iść do domu.
Postanowiłam, że nie będę płakać, ale moje postanowienia są gówno warte.
Jak mam nie płakać? Straciłam wszystko.
Do domu szłam chyba wieczność, a gdy już doszłam nawet się nie fatygowałam żeby zdjąć buty. Doczłapałam się do gabinetu i rzuciłam się z głośnym płaczem na łóżko.
-Wróciliście już? -usłyszałam głos mamy. -Kate... Gdzie Charlie? Co się stało? -spytała zmartwiona i poczułam jak materac się ugina, a potem jej dłoń na moich plecach. Złapałam za nią i odwróciłam się od razu kładąc głowę na jej kolanach. Przytuliłam się do jej talii, a ona głaskała moje włosy dopóki się nie uspokoiłam.
-Skarbie, co się stało?
-Znów to zrobił mamo... Czym ja sobie na to zasłużyłam?
-Kto zrobił?
-Charlie... Widziałam zdjęcie jak się całuje z jakąś dziewczyną. -pociągnęłam nosem.
Chwilę się nie odzywała.
-A to gówniarz... Ostatnio się zarzekał, że to nie jego wina.
-Wszyscy o tym wiedzieli i nic nie powiedzieli, mamo. Moi przyjaciele mnie oszukiwali.
-Leondre?
-Rush, Alex... Wszyscy. Nienawidzę ich.
Nic nie odpowiedziała tylko położyła się ze mną przytulając do siebie.
-Widzisz skarbie, nie wszyscy zostają na zawsze. Najwyraźniej nie jesteście sobie pisani. Jeżeli cię nie docenił, nie dał ci miłości, to zrobi to ktoś inny, ktoś lepszy od niego. Jesteś młoda masz jeszcze czas. Ciesz się, że nie zrobił tego po 15 latach. -nawiązała do siebie, co mnie trochę rozśmieszyło. -Nie płacz, teraz musisz myśleć o sobie. -pocałowała mnie w głowę i leżała ze mną aż zasnęłam.
***
-Elizabeth, proszę, daj mi się z nią zobaczyć.
Gdy się obudziłam było już ciemno. Usłyszałam głos Charliego i od razu chęć do życia zniknęła.
-Wiesz co Charlie? Myślałam, że na prawdę jesteś idealnym chłopakiem dla niej. Nawet nie wiesz jak bardzo się na tobie zawiodłam. Daj jej spokój, nie sądzisz, że czas sobie odpuścić? Może za pierwszym razem trzeba było?
-Pięć minut.
Wstałam i zdając sobie sprawę z tego, że wyglądam okropnie poszłam tam. Mama od razu usłyszała kule i spojrzała, a Charlie chyba się zorientował i wślizgnął do środka.
Gdy tylko mnie zobaczył staną prosto i w ciemności błyszczały tylko jego niebieskie oczy.
-Spakuj się i nie chcę cie więcej widzieć. -powiedziałam cicho.
-Możemy chwilę porozmawiać? -poprosił i podszedł. Spojrzałam na mamę dając do zrozumienia żeby nas zostawiła.
-Chciałem cię tylko przeprosić i powiedzieć, że niczego od ciebie nie oczekuję.
Zatkało mnie, chciałam żeby błagał mnie o wybaczenie, mimo, że i tak bym tego nie zrobiła. Chciałam, żeby przepraszał mnie na kolanach
-Cco? -wyjąkałam.
-Masz rację, za dużo czasu ci zabrałem i nie mam prawa oczekiwać, że nadal będziemy razem. Chce żebyś wiedziała, że to Samanta. Poznaliśmy się przez znajomych, brakowało mi kogoś i... Tak wyszło.
Tak wyszło... Tak kurwa wyszło?!
Powstrzymywałam się przed płaczem przez cały czas, gdy pakował swoje rzeczy. Spojrzał na mnie i bez słowa wyszedł.
Wzięłam telefon i położyłam się na łóżku.
-Wszystko okay? -mama stanęła w drzwiach.
Moje serce rozpadło się na tysiąc kawałeczków.
-Nie obraź się mamuś, ale chce pobyć sama. -uniosłam na chwilę kącik ust. Wyszła zamykając za sobą drzwi.
Pierwsze co zrobiłam to wyśledziłam tą dziwkę Samantę.
Blada, niebieskie pospolite oczy, brązowe włosy, grzywka... Co on w niej widzi?
Coś czego tobie brakuje.
Wytarłam łzę i usunęłam Twittera, mam dość ich, i ich fanek.
Weszłam na Facebooka, miałam jedno zaproszenie od Benjamina. Przypomniałam sobie, że to nowy przyjaciel Rusha. Akceptowałam go i dokładnie w tym momencie zadzwonił mój telefon.
Cameron.
Niechętnie odebrałam.
-Tak?
-Jak się trzymasz słońce? Rush, powiedział mi co się stało.-powiedział przejęty.
Uwielbiałam w nim to, że wszystko przeżywał razem ze mną.
-Wiedziałeś? -załamał mi się głos.
Błagam, powiedz, że nie, błagam.
-Oczywiście, że nie. Przecież dobrze wiesz, że bym ci od razu powiedział.
-Cam, oni wszyscy wiedzieli. -zaczęłam płakać. -Leondre, nawet Alex i Rush i nic nie powiedzieli.
-Nie płacz. Przepraszam, ale nie bardzo mogę przyjechać.
-Po prostu porozmawiaj ze mną.
-Nigdy nie lubiłem tego frajera, a ja mam nosa do ludzi.
-Boże... Wiesz co mi powiedział? Że tak wyszło. Kurwa... Jak można tak powiedzieć? Ten chuj, podczas, gdy ja leżałam w szpitalu, spotykał się z inną...
-Nie wiem, Kate, ale jesteś najwspanialszą dziewczyną na świecie i nie masz prawa się nim przejmować.
-Chciałabym, naprawdę bym chciała... Ale ja nadal go kocham.
-Wiem kochanie, wiem. Przejdzie ci. On nie jest wart nawet twojej sympatii. A reszta to imitacja przyjaciół. Nie sądziłem, że Rush będzie stał za nim.
-Teraz zostałeś mi tylko ty. -uśmiechnęłam się przez łzy.
Cameron był zawsze, spędziliśmy ze sobą całe życie i jestem pewna, że tak zostanie.
Rozmawialiśmy przez kilka minut, a potem pomyślałam o tym, że pewnie ma dużo nauki i powiedziałam, że zadzwonię jutro.
Trochę się zdziwiłam, bo miałam wiadomość od nowego.
"Słyszałem co się stało"
Rush już chyba wszystkim powiedział.
"Jeżeli Rush kazał ci napisać to spierdalaj"
"Mamy wspólną sprawę."
"Nie mamy nic wspólnego"
W następnej wiadomości podał mi swój numer.
Czy on jest normalny?
Jedynym powodem, żeby zadzwonić była moja ciekawość. A kontrargumentem to, że nadal płakałam.
Jebać to. Zadzwoniłam.
-Jednak zadzwoniłaś.
-O co ci chodzi?
-Ty płaczesz... Ty jesteś Kate, ty nie płaczesz.
-Nasłuchałeś się plotek, i myślisz że wszystko o mnie wiesz? Nic nie wiesz. Mów czego chcesz?
-Spokojnie... Jest sprawa.
-Mhm?
-Chodzi o to, że znam Sam.
-Tą dziwkę Samantę?
-Może byśmy się spotkali, mam ci coś do zaproponowania.
-Chłopie... Co ty możesz mi zaproponować?
-Ugh, spotkasz się czy nie?
-Nie. Możesz mi powiedzieć przez telefon.
-Kurwa... Spotykałem się kiedyś z Samantą, dopóki nie zaczęła z Lenehanem. Wkurwia mnie to i nie mogę tego tak zostawić.
Zdziwiłam się, ale miałam to głęboko w dupie.
-Noi co z tym faktem?
-Nie rozumiesz? Eh... Wszyscy wiedzą, że ten debil cię kocha, ale jest debilem i no wiemy co z tego wychodzi. Jeżeli on się wkurzy, to Samanta też.
-Nadal nie rozumiem.
-Myślałem, że jesteś bardziej rozumna.
-A ja myślałam, że nie będę musiała mieć z tobą kontaktu nigdy więcej.
-Zamknij buźkę. Już ci tłumaczę: co najbardziej zdenerwuje Charliego? Co jest jego czułym punktem?
-Włosy?
-Jezu, Kate... Ty jesteś jego czułym punktem. Jeżeli będziesz się z kimś spotykać, to cholera go trafi. A jeżeli on będzie zazdrosny, to Samanta będzie wściekła, a...
-Nie, stop. Masz na myśli siebie?
-On mnie nie lubi. Nic go bardziej nie zdenerwuje niż ja będący z Tobą.
-Nie zrozumiałeś mnie. On chce być z Samantą. -próbowałam powstrzymać się przed szlochem, ale mi nie wyszło.
-Jezu, Kate. Nie płacz tylko zrób coś z tym.
-Co mam z tym zrobić?! Chłopak, którego kocham woli inną!
-Możesz nie krzyczeć?
-Nie, nie mogę! Nie chce się mścić! Jeżeli chcę z nią być, to niech sobie będzie! Nie zamierzam w to ingerować.
-Szczerze powiem, że lubiłem cię bardziej zanim cię poznałem.
-Bardzo fajnie. Nie zależy mi na twojej sympatii.
-Więc spójrz na to z tej strony, pozwolisz się tak traktować? Perfidnie się bawił. Gdy było dobrze mówił ci, że cię kocha, robił ci nadzieję, a gdy pojawiły się przeszkody, wycofał się. Zostawił cię w momencie, gdy najbardziej go potrzebujesz. Mało tego, wciągnął w to twoich przyjaciół. Teraz zostałaś sama i tak po prostu to przyjmujesz? Przepraszam Kate, ale jeżeli dla ciebie ta historia się skończyła, w momencie, gdy przegrałaś to straciłaś swoją wartość. Poddałaś się.
Z każdym jego słowem po moich policzkach spływało coraz więcej łez, a nienawiść rosła. Już nie tylko do Charliego i moich przyjaciół, ale też do siebie samej.
-Ja...-zająkałam się. -Mam po prostu dość.
Rozłączyłam się, odwróciłam do ściany i zaczęłam płakać.