KEKUŚ SKORO MASZ URODZINY TO STO LAT, STO LAT!
Imprezę zaliczam do udanych. Charlie i Samanta bawili się sami, ale doskonale radziliśmy sobie bez nich. Dużo tańczyliśmy, dużo piliśmy, nawet udało mi się namówić Leo do wypicia kieliszka wódki, noi świetnie się bawiliśmy. Benjamin tak się nawalił, że nawet się nie odzywał przez całą drogę powrotną, po prostu szedł gdzie mu kazaliśmy.
-Jak mu każe wejdzie do rowu? -załapałam Leo pod rękę.
-Nie musisz kazać sam zaraz wpadnie.
-Benjamin!-zawołałam go. -Daj mi rękę. -poprosiłam, a on pijackim wzrokiem odnalazł mnie, podszedł i złapał za dłoń.
-On tak zawsze?
-Nie, właściwie to pierwszy raz.
-Kiti masz mocniejszą głowę od swojego chłopa. Charlie jak tam twoja?! -odwróciliśmy się do pary, która szła za nami, Charlie ciągnął swoją dziewczynę prawie po asfalcie.
-To ostatnia impreza.-burknął.
-Dlatego nie chcę mieć dziewczyny, która lubi imprezy.
-Kiedyś powiedziałeś, że byłabym idealną dziewczyną dla ciebie.
-Ciężko cię upić do nieprzytomności. Widzisz, miałem szansę, a znalazłaś innego.
-Trzeba było się spieszyć. Nie miałeś nikogo przez ten czas?
-Nie. -zmieszał się. -Która by chciała dziwoląga z pociętymi rękoma.
-Ej. Nie mów tak. Jesteś super Leondre. I nie jesteś dziwolągiem. Masz swój własny sposób bycia.
-Jestem dziwolągiem, siedziałem albo u ciebie w szpitalu albo w domu. Nie lubię imprez i alkoholu, ludzie mnie denerwują... Jezu, ze mną na prawdę jest coś nie tak.
-Okay. W takim razie moim, super, kochanym dziwolągiem. Leondre... Jesteś najlepszym facetem jakiego znam, jak znajdziesz dziewczynę, będzie cholerną szczęściarą.
***
Gdy położyłam Benjamina było dopiero po północy, szybko nam poszło. Umyłam się, przebrałam w piżamę i usiadłam na kanapie razem z chłopakami, którzy jako jedyni zostali żywi.
-Aha? Twój chłopak śpi, a ty przychodzisz do mnie? -zażartował Leo, gdy położyłam głowę na jego udach.
-Ciesz się że chociaż ona.
-Zazdrosny?
-Nie, dlaczego?
-Ej. Mam super pomysł.
-Kate, jak ty masz super pomysł, to to jest zjebany pomysł. -zaśmiał się blondyn.
-Chodźmy na strych. -usiadłam i spojrzałam na nich.
-Teraz?
-Boisz się Leondre? No dawajcie tchórze.
-Jesteś pijana.
-Jestem ciekawa. Wstawać. -sama wstałam i pociągnęłam ich za ręce.
Po cichu weszliśmy na górę, a Charlie pociągnął za sznurek schodów. Wyciągnęły się bardzo głośno, ale chyba nie obudziliśmy tych pijaków.
-Ciemno jak cholera. Nie wchodzę pierwszy. -stwierdził Leo.
-Tchórz. Macie telefon?-Charlie podał mi swój z włączoną latarką i poszłam pierwsza, bardziej bałam się stromych schodów niż ciemności.
Na górze było mnóstwo zakurzonych rzeczy, jakieś worki, stare płyty, kartonowe pudełka, przerażające lustro...
-Przerażające. -odezwał się Charlie, gdy obaj byli już obok mnie.
-Potrzymaj.-podałam mu telefon, a sama zaczęłam grzebać w pudłach.
-O kurwa. -do ręki wzięłam gruby sznur z pętlą na końcu.
-Odłóż to i chodźmy na dół.
-Leondre to tylko sznurek, myślicie, że ktoś się tu powiesił?
-Jesteś chora. -oznajmił Charlie.
-Są jakieś zdjęcia.
W grubym, bordowym albumie było mnóstwo czarno białych zdjęć z jakimiś dziećmi, większość było rozmazanych.
-Nie wiem jak wy, ale ja zaraz się zesram ze strachu. -brunet był tak przerażony, że stał na ostatnim schodku, gdyby coś się stało spierdoliłby pierwszy.
-Po co ktoś to trzyma w domu wypoczynkowym?-Charlie kucnął obok mnie i też zaczął przeglądać te rzeczy.-Tabliczka ouija?
-Pokaż to. -zabrałam z jego ręki pudełko jakby od gry planszowej. -Super. -na sam widok zaświeciły mi się oczy.
Boję się jak cholera, ale uwielbiam takie rzeczy. Z jednej strony wiem, że to bujda, a z drugiej chciałabym się przekonać.
Przyglądałam się pudełku na którym były narysowane słońce i księżyc, co było straszne i byłam pewna że to wypróbuję.
-Ej słyszeliście? -spytał Leondre rozglądając się dookoła.
-Nie stra... -nie skończyłam słowa, bo usłyszałam głośny dziewięć, którego nie zdążyłam rozpoznać, bo wszyscy zaczęliśmy spierdalać, oczywiście pierwszy Devries, Charlie nawet pierwszą popchnął mnie w stronę schodów, na których mało się nie zabiłam. Jak najszybciej biegłam za brunetem, który pobiegł do kuchni po nóż. Stanęliśmy w rzędzie zwróceni w stronę schodów i czekaliśmy na coś, co zgodnie ze stałą fabułą miało stamtąd wyjść.
-Co wy robicie?
Teraz to prawie zsikałam się ze strachu. Krótko krzyknęłam, bo gdy się odwróciłam zobaczyłam, że to nie jest żaden duch tylko Benjamin.
Devries udał, że mdleje i oparł się o mnie.
-Czy ty jesteś kurwa głupi? Nie masz co robić tylko skradać się po nocy?
Ben stał zdezorientowany, podrapał się po głowie i słodko zmarszczył nosek.
-Musiałem skorzystać... -wskazał kciukiem w stronę toalety. -Po co ci nóż?
Leondre nie miał siły tłumaczyć mu o co chodzi i po prostu patrzył na niego wielkimi oczami.
Odłożyłam pudełko, które nadal trzymałam w dłoniach i podeszłam do Bena.
-Idź spać, nic się nie stało.-objęłam go i zaczęłam prowadzić do naszej sypialni.
-Położysz się ze mną?
-Zaraz przyjdę. -zamknęłam za nim drzwi i odwróciłam się z wielkim uśmiechem do chłopaków. Leondre był mocno wkurwiony, a Charlie nawet się śmiał.
-Jesteście chorzy.
-Jesteśmy. -zaśmiał się blondyn i poszedł na górę schować schody na strych.
Usiedliśmy na kanapie, a na stoliku postawiłam tabliczkę ouija.
-Gramy?
-Chyba cię pojebało. -zakpił brunet wziął pudełko i wyrzucił je na taras.
-Wiesz, że duchy się zdenerwują i przyjdą do ciebie w nocy.
-Pierdol się.
***
Siedzieliśmy do jakiejś pierwszej dwadzieścia, a potem poszliśmy do swoich łóżek. Benjamin śmierdział alkoholem i wpół przytomny przytulał się do moich pleców.
-Co ty robisz? -spytałam, gdy poczułam, że jego palce próbują dostać się pod gumkę moich spodenek.
-Też chcę coś z tego mieć. -odwrócił mnie na plecy i w ciągu sekundy był już na mnie. Całował mnie chociaż odwracałam głowę i podwijał moją koszulkę.
-Benjamin, ogarnij się. -próbowałam go odepchnąć, ale mocno na mnie napierał. -Benjamin! -tym razem użyłam całej mojej siły i zrzuciłam go na ziemie.
Był wściekły.
-Kate kurwa. Na co ty liczysz? -wstał, a ja powtórzyłam jego ruch, bo szczerze mówiąc trochę się bałam. -Myślisz, że Charlie do ciebie wróci i co? Co dalej? -mówił z jadem w głosie. -Będzie pieprzył inne na prawo i lewo! Traktuję cię jak szmatę, a ty mu na to pozwalasz... W sumie nie dziwię się mu. -zadrwił i tym przegiął.
Nie miał prawa tego mówić. Zagotowało się we mnie, byłam wściekła, chciałam nawet go uderzyć, ale uważam, że nie miałam do tego prawa, więc po prostu zaczęłam krzyczeć i wypychać go z pokoju.
-Jesteś kompletnym kretynem! Zasrany egoisto, najpierw próbujesz dobrać mi się do majtek, a potem mnie obrażasz! -wypchnęłam go z pokoju, nawet jakoś specjalnie się nie sprzeciwiał. -Nienawidzę cię! Żałuję, że z tobą tu przyjechałam!-uderzałam go dłońmi w... w sumie wszystko co się dało, ale raczej go to nie bolało. -Po co to wszystko zaczynałeś? He? Myślisz...
-Co się dzieje?-po codach zeszli Charlie i Leo. Wzięłam głęboki oddech i poszłam do sypialni, wyrzuciłam za drzwi poduszkę i koc.
-Nawet nie próbuj przekroczyć drzwi!
Benjamin jakoś specjalnie nie zareagował, zebrał wszystko z podłogi i położył się na kanapę. Spojrzałam na chłopców, którzy patrzyli to na mnie to na niego.
-Co się tak gapicie? Nic się nie stało, idźcie spać. -zamknęłam drzwi i poszłam na łóżko.
Oczywiście nie poszli spać, tylko przyszli do mnie.
Chciałam się położyć i zasnąć, a nie rozmawiać o tym co się stało.
Usiedli po obu moich stronach i przyglądali mi się, podczas, gdy ja ze skulonymi nogami wlepiłam wzrok w ścianę.
-Mówiłem, że możesz znaleźć sobie lepszego. -szepnął Charlie i położył dłoń na moim kolanie.
Szybko podniosłam na niego wzrok, bo to było najgorsze co mógłby mi teraz powiedzieć.
Chciałam płakać, chciałam krzyczeć i przytulić go na raz.
-Uważasz mnie za szmatę? -spytałam prosto z mostu, kompletnie zbijając go z tropu. Zmarszczył brwi i pokręcił głową.
-Oczywiście, że nie.
-To dlaczego mnie tak traktowałeś?
-Kate, ja...nie...
-Za pierwszym razem pomyślałam, że to może faktycznie nie była twoja wina, ale gdy wróciłam z Polski nawet na mnie nie czekałeś. Miałeś już inną...
-Myślałem, że nie wrócisz. -uniósł głos.
-I od tak sobie odpuściłeś? Przestałeś mnie kochać i znalazłeś inną?
-Nigdy nie przestałem. -spuścił wzrok.
-To dlaczego znów to zrobiłeś? Czekałabym na ciebie całe życie...a ty od razu znalazłeś sobie inną. Nie traktujesz mnie jak szmaty? Bo tak się cały czas czułam. Jak nic nieznacząca, przypadkowa dziewczyna, którą można wykorzystywać, gdy ma się na to ochotę.
-Nie mów tak, Kate. -spojrzał na mnie, miał smutne oczy, które zawsze mnie denerwowały w takich momentach. Ja mogłam być smutna, ale on? Dlaczego? Sam dokonywał wyborów.
-Wyjdź stąd i nie wtrącaj się w moje życie. Już kilka razy mi je zniszczyłeś, nie sądzisz, że już wystarczy znęcania się nade mną?
Podziałało, po długim spojrzeniu wstał i wyszedł.
Opadłam na łóżko, zasłoniłam dłońmi oczy i wzięłam kilka głębszych oddechów.
-Zanim mnie też wygonisz, to od razu powiem, że tak się dzisiaj wystraszyłem, że nie mam zamiaru sam spać. -zaśmiałam się i przytuliłam do jego nogi. -Pewnie nie powiesz o co się pokłóciliście, więc tylko zapytam czy mam się martwić.
-Kocham cie Leondre... Nie masz o co się martwić, po prostu Benjamin trochę przegiął.
-Okay, a to z Charliem?
-Podczas kłótni Benjamin powiedział coś o tym, że Charlie właśnie tak mnie traktował. Noi taka jest prawda.
-Muszę się z tobą nie zgodzić. -pogłaskał mnie po głowie. -Nie znam większej miłości niż Charliego do ciebie.
-Muszę zapalić. -puściłam jego nogę i z plecaka Bena wyjęłam paczkę fajek i zapalniczkę.
Benjamin już spał więc spokojnie wyszłam na taras odeszłam trochę dalej, żeby dym nie naleciał do domu i usiadłam po turecku.
-Mogę? -Leondre usiadł obok mnie i wskazał ruchem głowy na zapalonego papierosa.
-Nienawidzisz tego. -prychnęłam.
-Chcę tylko spróbować. -wzruszył ramionami. Wyciągnęłam dłoń w jego stronę, ale on nawet go nie wziął, po prostu pociągnął z mojej dłoni. Od razu wypuścił dym i zamlaskał kilka razy.
-Nie smaczne.
-Nawet się nie zaciągnąłeś.
-Jak to się robi?
-Musisz wciągnąć dym aż do płuc. Jakbyś wziął głęboki oddech. Masz.
Znów spróbował, ale tym razem się zaciągnął. Zaczął kaszleć i uderzać się pięścią w pierś.
-Nieźle. Szybko poszło. -zaśmiałam się.
-Teraz wiem, że nie będę palił.
-Wiesz jak w Polsce palą studenci? -nie oczekiwałam odpowiedzi, zaciągnęłam się i położyłam dłoń na jego policzku. Nie wiedział o co chodzi, więc kciukiem pociągnęłam za jego dolną wargę, a on uchylił usta. Zbliżyłam się na minimalną odległość i wypuściłam dym w jego usta.
Zaczął kaszleć, a ja się zaśmiałam, nigdy bym nie pomyślała, że kiedykolwiek spróbuje papierosów.
-Ohyda.-skrzywił się, zdążyłam zaciągnąć się jeszcze raz zanim Leondre zabrał mi papierosa i wyrzucił za barierki.
Było trochę chłodno, więc od razu wróciliśmy do pokoju. Położyłam się, a Leondre stanął na przeciwko i założył ręce na biodra.
-Nie będę tu spał. Pieprzyłaś się tu z Benjaminem. -powiedział to tak wprost, że ze zdziwienia uniosłam brwi. -Chodźmy do mnie.
No więc poszliśmy do niego, przysięgam syf jak na śmietniku. Leondre ma to do siebie, że gdy się przebiera ubrania zostawia tam gdzie stoi, zresztą tak jak Charlie. Współczuję ich mamom.
-Mógłbyś trochę tu ogarnąć. -weszłam pod kołdrę i wygodnie się położyłam.
-Po co, niedługo wyjeżdżamy.-przytulił się do moich pleców. Z nim zawsze się śmiesznie śpi. Uwielbia się przytulać, więc nie dość, że owinie mnie rękoma to jeszcze nogami i nawet nie mam jak się ruszyć. A jak się budzę ja leżę na skrawku łóżka, a ten na całej reszcie.
Westchnęłam cicho i powiedziałam ciche dobranoc.
-To co nie będziemy rozmawiać? O co chodziło?
-To nic Leondre. Na prawdę, padło trochę niepotrzebnych słów i... To nic.
-Skoro tak mówisz, Dobranoc.
***
*CHARLIE*
Gdy się obudziłem nie czekałem aż wstanie Samanta, bo od wczoraj jest na mnie zła, za to, że występowała Kate.
Zszedłem na dół i o dziwo nie słyszałem żadnego śpiewu. Albo Kate śpi, albo nie wiem.
Przy stole siedział Leondre, a Kate była na tarasie.
-Kate pali? -podrapałem się po głowie, myślałem, że już wybiłem jej to z głowy.
-Benjamina nie ma. -oznajmił Leo i napił się herbaty.
-A gdzie jest? -na początku nie wiedziałem o co chodzi. Usiadłem i wziąłem z jego talerza jedną kanapkę.
-Gdy się obudziliśmy jego już nie było.
Odłożyłem kanapkę i patrzyłem na niego z myślą, że zaraz zacznie się śmiać, ale był śmiertelnie poważny.
-Jak to nie było? Gdzie on jest?
-Skąd ja mam to wiedzieć?! Nie ma go, nie odbiera ani od Kate, ani ode mnie...
-W końcu. -zaśmiałem się.
-Ciebie to bawi? Idź spójrz na Kate i powtórz to.
-Czego się rzucasz, nie jest dzieckiem.
-Kate i ja też nie byliśmy dziećmi. -powiedział trochę ciszej, a ja zaniemówiłem. O to chodzi.
Zacisnąłem wargi i poszedłem do Kate, próbowała podpalić papierosa, ale zapalniczka nie chciała odpalić.
-Gówno.-wyrzuciła ją przez barierkę, a potem papierosa.
-Masz rację. -oparłem się o barierki obok niej.
-Charlie. Przepraszam za wczoraj, nie powinnam zaczynać tego tematu. -powiedziała bawiąc się liśćmi z krzaka.
-Nie chcę żebyś tak myślała. -czekałem na odpowiedź, której ostatecznie nie dostałem. -Może po prostu poszedł do sklepu.
-I nie ma go od ponad godziny? Nie odbiera telefonu, martwię się, że coś się mogło stać. -odchyliła głowę do tyłu. Czułe jaka jest zdenerwowana, a ręce niezdrowo drżały.
-Spokojnie, to on szybciej komuś zrobi krzywdę, niż ktoś jemu. -zapałem ją za dłoń.
-Co jeśli wyszedł w nocy? Pijany?
Nie lubię go, ale to było dziwne, że wyszedł z samego rana, albo jeszcze gorzej w nocy. Gdzie on mógł pójść sam?
-Dobrze, chodź zadzwonisz do niego jeszcze raz, jak nie odbierze wymyślimy coś razem, okay? -objąłem ją ramieniem i razem poszliśmy do domu. Kate usiadłam, a ja zrobiłem nam herbaty.
-Nie odbiera. -oznajmiła dzwoniąc do niego już trzeci raz. -Jeżeli coś się stało temu debilowi to go zabiję...
-To nie ma sensu Kiti. -zaśmiał się Leondre.
-Na prawdę nie mam ochoty na żarty. Dziękuję. -wzięła herbatę z mojej ręki i napiła się.
-Dzień dobry wszystkim. -zeszła Samanta i pocałowała mnie w usta na przywitanie. -Zabili kogoś? -usiadła przy stole i spojrzała na nas.
-Nie ma Benjamina.-wytłumaczyłem, a ona się zaśmiała. -To nie jest zabawne.
-Pokłóciliście się? -zwróciła się do Kate.
-Trochę. Wyrzuciłam go z pokoju.
-Mówiłam. Z nim są same kłopoty.-Kate tylko na to prychnęła i dobrze, bo jakby zaczęły się kłócić też bym uciekł.
Usłyszeliśmy otwieranie dzrwi, a potem ich trzask. Kate od razu wstała żeby zobaczyć kto to, a do pomieszczenia wszedł cały i zdrowy Benjamin.
Teraz miałem w dupie to co się z nim działo i nawet chciałem, żeby się okazało, że może wrócił do Anglii.
W ręku miał wielki bukiet czerwonych róż i stał ze skruszoną miną. Dziewczyny aż zaniemówiła, chwilę stali patrząc na siebie dopóki on się nie odezwał.
-Przepraszam.
Kate nie zależy na przeprosinach, jej trzeba się tłumaczyć, potem przytulić, a dopiero wtedy przeprosiny będą miały jakieś znaczenie.
On tego nie wiedział, dlatego wzięła te kwiaty w rękę i zaczęła go nimi okładać.
-Jesteś takim idiotą! Wiesz jak się martwiłam?! Nie wiesz, bo wyszedłeś i miałeś wszystko w dupie! -wzięła głęboki oddech i zaczęła mówić już ciszej. -Żeby było mi to ostatni raz. -spojrzała na kwiaty, których listki walały się po ziemi.
-Przysięgam, ale... -spojrzał na nas. -Możemy porozmawiać na osobności?
Oboje wyszli na taras, a my, subtelnie oczywiście, ich obserwowaliśmy, ja i Samanta subtelnie obserwowaliśmy bo siedzieliśmy przodem do nich, Leondre po prostu się odwrócił i gapił.
Kate próbowała mu coś wytłumaczyć, na początku pokornie słuchał, ale potem zaczął ją przytulać. Odpychała go, aż w końcu zaczął całować ją po szyi i odpuściła.
-Ty mi nigdy nie dałeś kwiatów. -stwierdziła Sam, ale byłem skupiony tylko na tym, że się przytulają.
-Mówiła ci co się stało? -spytałem nadal na nich patrząc, czułem, że zaraz wybuchnę.
-Nie, powiedziała to co zawsze, czyli, że mam się nie martwić.
-Łatwo powiedzieć.
-Charlie! -dziewczyna uderzyła mnie w ramię.
-No co?
-Chyba trochę się zapędzasz!
-Nie krzycz, to moja przyjaciółka, chyba to normalne, że się o nią martwię.
-Myślisz, że nie widzę jak na nią patrzysz?! Jestem ciągle ignorowana, nie chcesz mnie całować, ani przytulać. Ona ma teraz Benjamina.
-Dobrze wiesz jaki on jest. Nie chcę żeby skrzywdził jej tak jak ciebie.
-Ale są szczęśliwi! Bez ciebie Charlie, Kate już dawno o tobie zapomniała, ty też powinieneś.
Powinienem?
Jeżeli tak, to muszę się obronić, że nigdy nie robię tego co powinienem. Raz to zrobiłem i teraz żałuję. Prawdopodobnie będę żałował do końca życia. Nigdy nie skończę z Kate, bo tylko ona może sprawić, że będę szczęśliwy. Jedyną rzeczą, która jest silniejsza od miłości do niej to chęć by była szczęśliwa. Zawsze to będzie najważniejsze.
***
Kolejne dni były lepsze. Spędzaliśmy je na plaży bez kłótni i spięć. Czułem się wspaniale widząc jej uśmiech, chciałbym jeszcze kiedyś sprawić żeby była tak szczęśliwa.
~~~~~~~~~~~~~
Siemson!
Jak życie?
I jak podoba się rozdział?
U mnie ogólnie jest okay, teraz mam problemy z okiem i siedzę w domu więc moja majówka będzie długa xd
Miłego dnia!
-Kate xx
czwartek, 27 kwietnia 2017
wtorek, 18 kwietnia 2017
10.
SPECJALNA DEDYKACJA DLA WIKTORII KOLIGOT
WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO KOCHANA!!
Obudziłam się pierwsza? Oczywiście, że tak.
Poszłam wziąć prysznic zanim łazienka będzie oblężona.
Starałam się robić to jak najszybciej, ale suszenie włosów zajęło mi dość dużo czasu. Ostatnio w ucho wpadła mi piosenka Becky g "shower" i śpiewam ją za każdym razem, gdy jestem w łazience.
I tak było też tym razem, kremowałam nogi i nuciłam sobie refren, szybko przestałam, gdy poczułam czyjąś obecność. Odwróciłam się; o framugę opierał się uśmiechnięty Charlie.
-Boże! Nie wiesz, że się nie wchodzi do łazienki bez pukania?!-wydarłam się i cała czerwona zaczęłam myć ręce.
Odpowiedział mi śmiechem co rozdrażniło mnie jeszcze bardziej.
-Długo tu stoisz?
-Nie, dopiero wszedłem. A na przyszłość, zamykaj się lepiej. -wyszedł, a ja mogłam spokojnie się ogarnąć.
WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO KOCHANA!!
Obudziłam się pierwsza? Oczywiście, że tak.
Poszłam wziąć prysznic zanim łazienka będzie oblężona.
Starałam się robić to jak najszybciej, ale suszenie włosów zajęło mi dość dużo czasu. Ostatnio w ucho wpadła mi piosenka Becky g "shower" i śpiewam ją za każdym razem, gdy jestem w łazience.
I tak było też tym razem, kremowałam nogi i nuciłam sobie refren, szybko przestałam, gdy poczułam czyjąś obecność. Odwróciłam się; o framugę opierał się uśmiechnięty Charlie.
-Boże! Nie wiesz, że się nie wchodzi do łazienki bez pukania?!-wydarłam się i cała czerwona zaczęłam myć ręce.
Odpowiedział mi śmiechem co rozdrażniło mnie jeszcze bardziej.
-Długo tu stoisz?
-Nie, dopiero wszedłem. A na przyszłość, zamykaj się lepiej. -wyszedł, a ja mogłam spokojnie się ogarnąć.
Potem zamieniłam się z Charliem i poszłam robić kawę.
W salonie był tylko Leondre, leżał rozwalony na kanapie i gapił się w sufit.
-Kawy?
-Fu, nie. Zrobisz mi śniadanie? -spojrzał na mnie z proszącą miną.
-Bozia rączek nie dała?
Umiał mnie podejść. Po chwili przytulił się do moich pleców.
-Prooooszę Kiti.
-Co chcesz?
-Kochana jesteś. -pocałował mnie w policzek. -Poproszę naleśniki.
Zrobiłam mu te naleśniki, bo taka właśnie jestem. Czuję się jak matka.
Usiedliśmy przy stole i chwilę potem dosiadł się Charlie.
-Jedziesz z nami teraz?
-Nie, nie ma sensu tam siedzieć. Wolałabym przyjechać tylko na koncert.
-Okay, dziś rano przyleciał nas menadżer, przed koncertem przyjedzie po was.
-Mhm, a twoja dziewczyna? -zwróciłam się do Charliego.
-Jeszcze śpi.
-Więc jedzie z nami.
-Niestety.
-Przepraszam, czy ty masz z nami jakiś problem? -powiedziałam z wyrzutem.
-Tak. -poniósł głowę. -Mam wielki problem.
Co, proszę? On ma problem. Zabawne. To ja będę musiała siedzieć pół dnia z jego dziewczyną, ale to on ma problem... Błagam.
-No więc słucham.-uniosłam lekko głos.
-Kiti... -Leondre chciał załagodzić sytuację.
-Nie no proszę. Z czym masz problem? -uderzyłam dłońmi o stół.
-Nie chcę się kłócić. -burknął.
-Jeżeli ma się jakiś problem to trzeba rozmawiać, prawda? No więc słucham? Co znowu masz do Benjamina? -uśmiechnęłam się sztucznie.
Siedział ze wzrokiem wlepionym w talerz i wyglądał na spokojnego. Wcale nie był.
Rzucił sztućce na talerz, aż się przestraszyłam, a potem wstał i spojrzał na mnie wściekły jak nigdy.
-Martwiłem się o ciebie wczoraj. -zaczął wystawiając palec wskazujący w moją stronę. -Ciągle się martwię. Przytulaliśmy się... A ty kochasz jego!
-To mój chłopak! -również wstałam.
-A Samanta to moja dziewczyna!
-Noi co z tego?
Żadne z nas nie wiedziało o co się kłócimy. Nie miałam pojęcia czego ode mnie chce. Ugh, niech po prostu zostawi mnie w spokoju.
-Po prostu...ugh. Mam nadzieję, że... Jak się dowiem... Bądźcie mili dla Samanty. -ostatnie zdanie powiedział ciszej i usiadł.
-Khykhym, możemy zjeść jak ludzie?
-Dziękuję, nie jestem już głodna. -wyrzuciłam swoje śniadanie do kosza na śmieci i usiadłam na kanapie.
-Zajebiste wakacje. -Leondre z hukiem odsunął swoje krzesło i poszedł do łazienki.
Od razu zrobiło mi się głupio. Nie przyjechałam tutaj kłócić się, tylko wspaniale spędzić czas, a tym czasem psuję wakacje innym. Szczególnie Leondre jest w niewygodnej pozycji.
Wstałam i zapukałam do drzwi łazienki.
-Leondre, przepraszam. -oparłam się bokiem głowy o drzwi. -Na prawdę. -dodałam, bo nic nie odpowiedział. Pomachałam ręką, żeby też przyszedł i oczywiście to zrobił.
-Leo, Kate mnie już przeprosiła i wszystko jest okay.
Uderzyłam go ramieniem, a on potarł to miejsce.
Nadal się nie odzywał, więc zaczęliśmy go podglądać przez szybkę. Było widać tylko kontur jego ciała, ale zrobiliśmy to dla żartu.
Stał do nas jakby bokiem, więc pewnie sikał, gdy się odwrócił zobaczył nasze twarze wciśnięte w szybę.
-Jezu... Jesteście chorzy. -skomentował, a my zaczęliśmy się śmiać.
-Ej Leondre! Pocałuj mnie. -przycisnęłam usta, a z drugiej strony on swoje.
-Powiem Benowi...-zaśmiał się blondyn.
-Możecie już iść? Chce wziąć prysznic.
-Przecież i tak nic nie widać.
-Sami tego chcieliście. -zdjął bluzkę, a potem spodnie, miał czarne bokserki więc dokładnie było widać jak zaczął je zdejmować, nie widziałam dużo, bo Charlie zasłonił mi oczy i zaczął ciągnąć do tyłu.
-Przecież i tak nic nie widać. -zaśmiałam się i próbowałam złapać się jego ręki, bo trudno mi było utrzymać równowagę.
-Ale nadal sam fakt. Uwierz mi to byłby najgorszy widok w życiu.
-Widziałeś?
-Nic wielkiego. - gdy skończył to zdanie poczułam jak spadamy do tyłu, na szczęście na kanapę. Wybuchliśmy śmiechem, a po chwili poczułam ciężar na swoim ciele. Oczywiście Leondre. Nadal w bokserkach leżał na nas i ściskał jak pluszaki. Chciałam powiedzieć, żeby robił to trochę lżej, ale przez śmiech nie mogłam. Coś wbijało mi się w żebra i udo, ale nie była wstanie wywnioskować co to jest.
-Charlie! -ogarnął nas głos Samanty, znaczy tylko Charliego, bo my z Leondre tylko przestaliśmy się tak głośno śmiać.
-Wstałaś. -poprawił swoje włosy.
-Co wy robicie? -założyła ręce na pierś. Wyglądało jakby się zdenerwowała, ale przecież tylko się wygłupialiśmy.
-Nic, tak tylko... śmialiśmy się.
Dziewczyna spojrzała na każdego z nas osobno, aż Leondre zakrył swoje jajka, przez co wybuchłam głośnym śmiechem. Miałam głęboko to, że Samanta patrzyła na mnie jak na idiotkę, mam w dupie to co o mnie myśli.
Mój przyjaciel domyślił się, że to z niego się śmieje i zaczął mnie łaskotać, a mi włączył się tryb zboczeńca i zaczęłam macać go po tyłku, tak na prawdę tam ma największe łaskotki.
Rzucał się jak ryba na brzegu. W końcu udało mu się uciec do łazienki. Chwilę śmiałam się sama do siebie, Charlie patrzył na mnie z uśmiechem, a ona jakbym popełniła przestępstwo.
-Idź się przebierz Charlie. -rozkazała mu, a on grzecznie poszedł na górę.
Ja nie ruszyłam się z miejsca, ona stanęła na przeciwko mnie z założonymi na bokach rękoma.
Ciotka Samanta ma coś do powiedzenia.
-Mogłabyś trochę zwiększyć dystans? -spytała. Nie miałam pojęcia o co chodzi..
-Nie rozumiem o co ci chodzi.
-Dobrze wiesz o co mi chodzi. Non stop przystawiasz się do Charlie, robisz mu śniadanie, śmiejecie się razem...
-Gdybym nie robiła nic do jedzenia, poumieralibyśmy z głodu.
-Jesteś z Benjaminem, nie rozumiem dlaczego próbujesz zrobić wszystko, żeby Charlie był zazdrosny.
-Skoro ma obok siebie tak wspaniałą dziewczyną jaką jesteś ty, to dlaczego miałby być zazdrosny? -wstałam i wygładziłam bluzkę.
-Bo za wszelką cenę próbujesz udowodnić, że jesteś lepsza ode mnie.
-Skarbie, nie muszę tego udowadniać. -założyłam ręce na pierś i uniosłam podbródek. Zrobiła się czerwona jak burak i tylko czekałam aż mi przyłoży.
Przez pewien czas na prawdę byłam o nią cholernie zazdrosna, bo wydawała się być miła noi przede wszystkim bardziej dziewczęca ode mnie. Oczywiście, że ja wolę głośne imprezy, mocny alkohol i towarzystwo chłopaków, a Charlie nigdy tego we mnie nie lubił. Ona pod tym względem różniła się ode mnie. Wyglądała na typową nastolatkę, która uwielbia zakupy, kwiatki i różowe paznokcie.
Teraz? Widzę, że wszystkich oszukuję. Benjamin miał rację, ona udaje ofiarę. Tylko po co?
-Nie życzę sobie, żebyś się do niego zbliżała!
Gdyby tylko wiedziała co się wydarzyło w nocy.
-Nie interesuje mnie czego sobie życzysz, a czego nie. Jak możesz tak oczerniać Benjamina? Teraz możesz żałować, bo Charlie nigdy cię tak nie pokocha jak mógłby to zrobić Benjamin.
Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale po chwili je zamknęła.
Taka jest prawda, Benjamin mówił, że strasznie ją kochał, a Charlie, jeżeli zdradził mnie, zdradzi i ją. Tym bardziej jestem tego pewna po ostatniej nocy.
-Uwierz mi, nie mówię ci tego, bo mi go odbiłaś czy coś... Charlie nie był tego wart.
-Mówisz tak o kimś kogo kochałaś? Nie uważasz, że to fałszywe?
-Kochałam kogoś, kto na to nie zasługiwał. Uczymy się na własnych błędach, prawda?
Dziewczyna się zmieszała, sama się zdziwiłam temu co powiedziałam.
Może nie zasługuje na to, ale nie mogę na to nic poradzić.
-Jest nam razem dobrze. -złapała się za ramiona. -Skoro tobie to nie przeszkadza, to... Mam nadzieję, że wakacje będą udane. -uniosła kącik ust i poszła na górę.
-Leondre, co robisz? -zapukałam do drzwi łazienki. Otworzył je, ubrany w czarne dziurawe spodnie i szczoteczką w buzi. Weszłam do środka i usiadłam na muszli klozetowej.
-Wiedziałeś o tym, że ona zabroniła Charliemu ze mną rozmawiać?
-Nawet trzy razy przy tym byłem. -zaśmiał się patrząc na mnie w lustrze.
-Na prawdę nie widzicie tego, że udaje miłą, cichą i w ogóle, a tak na prawdę robi was wszystkich w chuja.
-Nie przeklinaj. -odwrócił się do mnie i machnął w moją stronę szczoteczką po czym znów wsadził ją do buzi. -Powiem ci wszystko co ja o niej myślę. Tylko się nie obrażaj na mnie. -kiwnęłam głową, więc kontynuował. -Samanta miała ciężko, Benjamin ją bił -chciałam zaprzeczyć, ale mówił dalej. -na prawdę nie chcę w to wnikać. Nie ma wsparcia u rodziców, ojciec nawet nie waha się jej uderzyć. Na początku Charlie był dla niej wsparciem, a później... Sama widzisz. Na prawdę jej za to nienawidzę. -odwrócił i się oparł pośladkami o zlew. -Spieprzyła wszystko. Czułem się trochę za to odpowiedzialny, mogłem go pilnować, pokazać jak to wszystko wygląda. Jego miłość leży w szpitalu, a on znalazł sobie inną. -prychną. -Nie wiem dlaczego to robi, bo to przecież wy jesteście sobie pisani, nie wiem, nie mam pojęcia, ale skoro tak wybrał to może tylko żałować. -podszedł do mnie i przytulił moją twarz do swojego brzucha. -Bo jesteś najlepszym co miał.-poczochrał mnie, a potem pocałował w czoło. -A teraz możesz być szczęśliwa. Nie zważając co on myśli i robi, ty masz teraz walczyć o swoje. Tak? -uśmiechnął się i złapał mnie za brodę.
-Leondre jesteś najlepszy. -odwzajemniłam uśmiech i wstałam, żeby go przytulić.
-Taaak, wiem. -złapałam jego nadgarstki i na obu pocałowałam jego blizny.
-Pamiętaj.
-To już przeszłość. -spuścił wzrok. -Jesteś cała i zdrowa i jesteśmy na pieprzonej Ibizie! -ostatnie słowa wykrzyczał, a ja się zaśmiałam.
Uwielbiam w nim to, że zawsze jest taki radosny.
*CHARLIE*
Z Samantą siedziałem przy stole, piliśmy herbaty i obserwowaliśmy Benjamina, który półnagi robił sobie śniadanie. Ja obserwowałem go w celu obeznania, a dziewczyna najwidoczniej była zachwycona tym widokiem. No może jest bardziej umięśniony ode mnie, ale co z tego? Liczy się charakter, nie?
Jak Kate mogła mnie wymienić na niego?
A ty chłopie? Wymieniłeś Kate na Samantę.
Wszystko jest popieprzone, świata jest popieprzony, życie jest popieprzone, ale czasami trzeba stawiać sobie priorytety. Nawet jeżeli to nas krzywdzi.
-Kate jest z Devriesem w łazience? -chłopak odwrócił się do nas z przymrużonym okiem.
-Mhm. -odpowiedziała Sam. -Są ze sobą blisko. Bardzo.
Widziałem, że próbuje sprawić żeby był zazdrosny i zrobił Kate awanturę, ale on nalał sobie kawy, którą moja BYŁA dziewczyna zrobiła, gdy wstała.
-Nie musisz mi tego mówić, zauważyłem jakoś zanim ją jeszcze poznałem. -oparł się o blat kuchenny i zaczął jeść kanapkę.
-Kate! -krzyknął, a ja miałem cichą nadzieję, że się pokłócą i rozstaną... Jakoś na zawsze.-Kate!!
Brunetka wesoła wyszła z łazienki i zarzuciła swoje włosy na jedno ramię.
Uwielbiam, gdy to robi.
-Dzień dobry Skarbie. -wytarł usta, a ona podeszła i go pocałowała.
Jednak nie jest zły.
-Wyspałeś się? -odgarnęła jego włosy, a ja prawie się zrzygałem.
Zamoczyłem usta w herbacie i zacząłem dmuchać, żeby jakoś zagłuszyć tą przesłodzoną scenę, ale Sam poprosiła żebym przestał. Denerwuje mnie tym, że non stop zwraca mi o coś uwagę, o wszystko dosłownie. Nie patrz się na nią, nie rozmawiaj z tą i tamtą, nie jedz tego, nie noś tej koszulki...
-Szkoda, że tak wcześnie wstajesz. -wsadził twarz w jej szyję, a ja odwróciłem wzrok. -Jedziemy teraz z nimi, czy zostajemy? -widziałem jak perfidnie przed moimi oczami złapał za jej tyłek.
Tego tyłka się nie dotyka.
-Pójdę zabrać swoje rzeczy. -wstałem głośno odsuwając swoje krzesło i uśmiechnąłem się sztucznie. -Leo do cholerny wyłaź już!!!! -poszedłem na górę, spakowałem kilka rzeczy i musiałem do nich wrócić. Na szczęście już się nie obściskiwali, Kate układała włosy Leo.
-Też poproszę.-podszedłem.
-Przecież ty nosisz czapkę.
Było mi szkoda Samanty, ale chciałem żeby Benjamin był zły. Żeby się wkurwił i wrócił do domu. Wiedziałem, że to niemożliwe, ale żeby chociaż był zły.
-Bo nie chce mi się układać włosów. -wzruszyłem ramionami.
Gdy usiadłem na krześle i poczułem jej delikatnie dłonie, które przeczesały moje włosy, odpłynąłem. Zamknąłem oczy i mogłem tak siedzieć dużo dłużej niż te trzy minuty, w których Kate poradziła sobie z moimi włosami.
*KATE*
-Twoje palce zaraz przedziurawią moje spodnie. -szepnęłam, gdy Benjamin przyssał się do mojej szyi. Staliśmy w kuchni, obmacywaliśmy i obściskiwaliśmy na wszystkie możliwe sposoby, tylko dlatego, że Samanta leżała na kanapie i na pewno kątem oka nas widziała.
-Masz zajebiste ciało, jakbyś była niemową to może nawet bym cię polubił.-zaśmiał się i ugryzł mnie w szyję.
-Ał, miałeś nie zostawiać żadnych śladów.
-Shhhh.-uciszył mnie pocałunkiem. -Nie patrzy się. -oznajmił cicho. Złapał za szew mojej koszulki i przeciągnął ją przez głowę. Gdy podniósł mnie do góry, a ja owinęła wokół niego nogi, przycisnęłam piersi do jego torsu, bo po jego brutalnych pocałunkach wiedziałam, że nie odpuści sobie obmacania ich, a tak nie miał możliwości.
Przeszliśmy do naszego pokoju, dokładnie przed jej oczami i nawet chwilę staliśmy przed drzwiami, bo chłopak udawał, że nie daje rady otworzyć drzwi.
Przysięgam idiota.
Gdy w końcu weszliśmy, oczywiście ja zamknęłam drzwi nogą, a on rzucił mnie na łóżko. Myślałam, że już skończyliśmy to przedstawienie, ale usiadł na mnie okrakiem i przycisnął palec do moich ust. Sięgnął po laptopa i po wyszukaniu czegoś zszedł ze mnie i postawił go na ziemi.
Zwątpiłam, gdy usłyszałam dziwne odgłosy, a jeszcze bardziej, gdy zorientowałam się, że włączył pornola na moim komputerze. Szybko zakryłam ręką oczy.
-Zachowujesz się jak dziewica. -zaśmiał się cicho.
-To obrzydliwe.
-To dlaczego to robiłaś? -położył się obok mnie i założył ręce za głowę.
Nie patrzyliśmy na ten film, chociaż na 100 procent on by chciał. To facet przecież.
-Nie dla kasy, tylko z miłości i nie masturbowało się przy tym tysiące mężczyzn.
-Oh, jesteś jedną z tych, dla których uprawianie seksu jest jak podróż w kosmos.
-Nie, wcale nie. -zmarszczyłam brwi nadal patrząc w sufit. -Nawet pierwszy pocałunek był bardziej ekscytujący. To był poziom wyżej w naszym związku, coś co jeszcze bardziej nas zbliżyło, bo przecież się kochaliśmy i chcieliśmy być jak najbliżej siebie.
-A pornole cię brzydzą? -odwrócił do mnie głowę i zaśmiał się.
-A ciebie nie?
-Nie. -uniósł kącik ust i wtedy usłyszeliśmy mój wibrujący telefon.
Leondre.
Facetime.
O matko.
Szybko usiadłam i przerażona spojrzałam na Benjamina. Wziął to na spokojnie, przerwał te jęki, zdjął spowrotem moją bluzkę i poczochrał nasze włosy, uszczypnął moje, a potem swoje policzki.
-Ał, co ty robisz?
-Odbierz.
-Bez bluzki?!-krzyknęłam szeptem, a telefon przestał dzwonić, nie na długo, bo znów zaczął wibrować.
-No już.
Zrobiłam to. Widząc siebie w kamerce prawie umarłam, wyglądałam dosłownie jakbym właśnie z kimś spała. Dopiero potem spojrzałam na Charliego i Leondre, blondyn patrzył na mnie poważnie, a ten drugi śmiał się.
-Co robicie? -spytał Devries.
-Em... Nic w sumie, a wy? -upewniłam się, że nie widać mojego stanika, a Benjamin położył głowę na moim ramieniu.
-Skończyliśmy próbę. Za pięć minut przyjedzie po was nasz menadżer, więc Benjamin zmyj szminkę Kate ze swojej twarzy, a ty Kate załóż bluzkę. -blondyn odszedł zostawiając nas z Devriesem.
-Mam nadzieję, że się zabezpieczyliście. -poruszył brwiami.
-Po co nam zabezpieczenie skoro mamy ciebie. -Benjamin uśmiechnął się sztucznie, a ja wręcz wybuchłam śmiechem.
-To nie ja.
***
Z Benjaminem mieliśmy iść na widownię, ale menadżer powiedział, że Charlie chce z nami jeszcze porozmawiać.
Okay?
Nie zdążyliśmy wejść do ich garderoby, bo chłopak od razu zatrzymał nas na korytarzu i poprosił Samantę żeby nas na chwilę zostawiła.
Stanaliśmy, ja lekko skrępowana, a Benjamin wręcz przeciwnie. Objął mnie w talii i przyciągnął do siebie.
-To już przesada.- zaczął blondyn. Miał rumiane policzki, jak zawsze, gdy jest zdenerwowany, a fryzura, którą zrobiłam zniszczona przez zaczesywanie dłonią.
-Co? Samanta ci się poskarżyła?- zadrwił brunet, widząc wtedy Charliego wiedziałam, że nie powinien.
-Nie będziesz pieprzył Kate pod moim dachem! -złapał go za koszulkę i przygniótł do ściany.
-Wiesz, teoretycznie...
-Nie będziesz! Zrozumiałeś?!
Benjamin śmiał mu się prostu w twarz, więc interweniowałam. Nie miałam ochoty prosić go żeby się uspokoił, po prostu weszłam w blondyna, przez co odepchnęłam go swoim ciałem.
Masa jest, więc jest też moc.
-Nie będziemy, masz rację nie wypadało.
-I nie wypada się też tak obściskiwać wszędzie. -dodał.
-Jesteśmy razem, chyba to normalne, że całuję swoją dziewczynę. -Benjamin znów mnie objął.
-Nie. Nienormalne. Ja z Samantą się tak nie zachowujemy.
-Najwyraźniej ona cię nie pociąga. -burknął brunet, całe szczęście, że Samanta tego nie słyszała.
Charlie? Charlie zareagował na to nijako. Stał ze spuszczonymi rękoma i patrzył się na mnie bez wyrazu. Po prostu.
Miałam ochotę go przytulić, ale wiedziałam, że nie mogę.
-Charlie!-Leondre wybiegł z garderoby, ale widząc, że stoimy tuż przed nią zatrzymał się i dokładnie obejrzał każdego z nas. Zostawił wzrok na Charliem. -Charlie musimy iść na scenę.
Nic mu nie odpowiedział. Wyglądał nawet jakby go nie słyszał. Wciąż na siebie patrzyliśmy. -Charlie.
-Mhm. Tak. -otrząsnął się
Mieliśmy kompletnie w dupie Samante i poszliśmy na moją stałą miejscówkę. Spotkałam się z kilkoma spojrzeniami, ale chyba przez to, że jestem z chłopakiem nikt nie pomyślał, że jestem Kate.
Zastanawiam się ile jeszcze będę miała przylepioną łatkę byłej dziewczyny Charliego. Bambino nadal robią hałas w okół tej sprawy.
-Średnia wieku to 13 lat. Szybki numerek po koncercie jest nawet nielegalny.
-Ben.
Typowy facet, dla nich fani są na prawdę ważni, nie wykorzystaliby ich w taki sposób.
Koncert był na prawdę świetny, popłakałam się jakby to były moje dzieci. Byłam dumna z tego, że potrafią spełniać swoje marzenia, do wszystkiego doszli ciężką pracą, nikt im tego nie dał za darmo.
Przed końcem ostatniej piosenki poszliśmy na backstage.
Wcale nie skończyli na hopeful. Nie zeszli ze sceny i było to trochę dziwne, gdy obaj na mnie spojrzeli, przeraziłam się. Na początku myślałam, że walnął jakiś głupi żart, ale to byłoby bez sensu.
-Na pewno większość z was słyszała o wydarzeniach sprzed kilku miesięcy.-zaczął Leondre, a ja byłam trochę zła, bo to raczej sprawy prywatne. -Wydarzyło się bardzo dużo i... Nawet nie wiem co mam powiedzieć. -zadrżał mu głos. -Od ponad miesiąca mój bohater jest z nami. I na prawdę nie ma nic lepszego niż to, że znów mamy ją przy sobie. Nawet jeżeli jest trochę denerwująca. -puścił mi oczko.
-Jesteśmy tu na wakacjach i z racji tego, że budzi nas "Backy G", która daje darmowe koncerty w naszej łazience, przygotowaliśmy niespodziankę.
Cały klub wybuchł śmiechem, a Leondre podbiegł i wyciągnął zdezorientowana mnie na środek sceny.
Stałam na środku sceny ze spuszczonymi rękoma i dopiero, gdy zorientowałam się, że jestem w centrum uwagi, a wszyscy mi klaszczą zaczęłam się denerwować. Serce biło mi chyba milion razy na minutę a ja zapewne byłam czerwona jak burak.
Zaczęłam się zastanawiać czy wypada uciec.
Ktoś wepchnął mi gitarę do ręki i przygotował krzesło i mikrofon.
-Nie zaśpiewam. -oddałam gitarę Leo i pokręciłam głową.
-Dawaj Kate, przecież potrafisz. -uśmiechnął się pokrzepiająco. -Teraz nie masz już wyjścia. -spojrzał na widownie.
-Nienawidzę was. Nie zrobię tego. Przecież ja... To nie mój koncert. Ja nigdy nie śpiewałam. Pomylę tekst, albo w ogóle nie wyduszę słowa. -zaczęłam panikować i wtedy Charlie złapał mnie za dłoń. Fanki oczywiście zareagowały, ale wolałam o tym nie myśleć.
-Zamknij oczy. -poprosił, a ja to zrobiłam. -Weź głęboki oddech. -czułam jak się relaksuje, jakby zabrał ode mnie cały stres. -Zaśpiewamy razem. -otworzyłam oczy, a on się uśmiechnął. -Dobrze? -pokiwałam głową. Charlie nie puszczając mojej dłoni zaprowadził mnie na krzesełko i puścił ją dopiero, gdy wzięłam gitarę. Poprawił mi mikrofon na stojaku i staną obok trzymając swój w dłoni. -Pierwszy raz jak wyszedłem na scenę patrzyłem w jeden punkt za widownią nie rób tego. Pomyśl, że to ty jesteś na scenie, to twój czas, musisz się bawić.
-A co jeżeli się pomylę?-przejechałam wzrokiem po widowni.
-To nigdy więcej nie weźmiemy cię na scenę. -zaśmiał się.
-Dzięki Charlie. Nie pomagasz.
-Wiesz ile razy zapomniałem tekstu?
-Zero.-stwierdziłam, bo kiedyś o tym rozmawialiśmy. Chłopak trochę się zmieszał.
-No dobra, Leo kilka razy się pomylił i nic się nie stało. Graj. -rozkazał.
-Ale co? -spanikowałam. Jak mam zagrać skoro nawet nie dali mi szansy niczego przećwiczyć. Myślałam, że się popłaczę.
-Becky G. -zaśmiał się.
Oczywiście że z rana podsłuchiwał.
Zamknęłam oczy i gdy poczułam jego dłoń na moich plecach zaczęłam. Nie było już odwrotu.
Otworzyłam oczy, dopiero gdy Charlie zaczął pierwszy, zabawnie mu to wychodziło, nawet jego fanki zaczęły śpiewać, to mnie jakoś zmotywowało i poszło.
-Zajebiste wakacje. -Leondre z hukiem odsunął swoje krzesło i poszedł do łazienki.
Od razu zrobiło mi się głupio. Nie przyjechałam tutaj kłócić się, tylko wspaniale spędzić czas, a tym czasem psuję wakacje innym. Szczególnie Leondre jest w niewygodnej pozycji.
Wstałam i zapukałam do drzwi łazienki.
-Leondre, przepraszam. -oparłam się bokiem głowy o drzwi. -Na prawdę. -dodałam, bo nic nie odpowiedział. Pomachałam ręką, żeby też przyszedł i oczywiście to zrobił.
-Leo, Kate mnie już przeprosiła i wszystko jest okay.
Uderzyłam go ramieniem, a on potarł to miejsce.
Nadal się nie odzywał, więc zaczęliśmy go podglądać przez szybkę. Było widać tylko kontur jego ciała, ale zrobiliśmy to dla żartu.
Stał do nas jakby bokiem, więc pewnie sikał, gdy się odwrócił zobaczył nasze twarze wciśnięte w szybę.
-Jezu... Jesteście chorzy. -skomentował, a my zaczęliśmy się śmiać.
-Ej Leondre! Pocałuj mnie. -przycisnęłam usta, a z drugiej strony on swoje.
-Powiem Benowi...-zaśmiał się blondyn.
-Możecie już iść? Chce wziąć prysznic.
-Przecież i tak nic nie widać.
-Sami tego chcieliście. -zdjął bluzkę, a potem spodnie, miał czarne bokserki więc dokładnie było widać jak zaczął je zdejmować, nie widziałam dużo, bo Charlie zasłonił mi oczy i zaczął ciągnąć do tyłu.
-Przecież i tak nic nie widać. -zaśmiałam się i próbowałam złapać się jego ręki, bo trudno mi było utrzymać równowagę.
-Ale nadal sam fakt. Uwierz mi to byłby najgorszy widok w życiu.
-Widziałeś?
-Nic wielkiego. - gdy skończył to zdanie poczułam jak spadamy do tyłu, na szczęście na kanapę. Wybuchliśmy śmiechem, a po chwili poczułam ciężar na swoim ciele. Oczywiście Leondre. Nadal w bokserkach leżał na nas i ściskał jak pluszaki. Chciałam powiedzieć, żeby robił to trochę lżej, ale przez śmiech nie mogłam. Coś wbijało mi się w żebra i udo, ale nie była wstanie wywnioskować co to jest.
-Charlie! -ogarnął nas głos Samanty, znaczy tylko Charliego, bo my z Leondre tylko przestaliśmy się tak głośno śmiać.
-Wstałaś. -poprawił swoje włosy.
-Co wy robicie? -założyła ręce na pierś. Wyglądało jakby się zdenerwowała, ale przecież tylko się wygłupialiśmy.
-Nic, tak tylko... śmialiśmy się.
Dziewczyna spojrzała na każdego z nas osobno, aż Leondre zakrył swoje jajka, przez co wybuchłam głośnym śmiechem. Miałam głęboko to, że Samanta patrzyła na mnie jak na idiotkę, mam w dupie to co o mnie myśli.
Mój przyjaciel domyślił się, że to z niego się śmieje i zaczął mnie łaskotać, a mi włączył się tryb zboczeńca i zaczęłam macać go po tyłku, tak na prawdę tam ma największe łaskotki.
Rzucał się jak ryba na brzegu. W końcu udało mu się uciec do łazienki. Chwilę śmiałam się sama do siebie, Charlie patrzył na mnie z uśmiechem, a ona jakbym popełniła przestępstwo.
-Idź się przebierz Charlie. -rozkazała mu, a on grzecznie poszedł na górę.
Ja nie ruszyłam się z miejsca, ona stanęła na przeciwko mnie z założonymi na bokach rękoma.
Ciotka Samanta ma coś do powiedzenia.
-Mogłabyś trochę zwiększyć dystans? -spytała. Nie miałam pojęcia o co chodzi..
-Nie rozumiem o co ci chodzi.
-Dobrze wiesz o co mi chodzi. Non stop przystawiasz się do Charlie, robisz mu śniadanie, śmiejecie się razem...
-Gdybym nie robiła nic do jedzenia, poumieralibyśmy z głodu.
-Jesteś z Benjaminem, nie rozumiem dlaczego próbujesz zrobić wszystko, żeby Charlie był zazdrosny.
-Skoro ma obok siebie tak wspaniałą dziewczyną jaką jesteś ty, to dlaczego miałby być zazdrosny? -wstałam i wygładziłam bluzkę.
-Bo za wszelką cenę próbujesz udowodnić, że jesteś lepsza ode mnie.
-Skarbie, nie muszę tego udowadniać. -założyłam ręce na pierś i uniosłam podbródek. Zrobiła się czerwona jak burak i tylko czekałam aż mi przyłoży.
Przez pewien czas na prawdę byłam o nią cholernie zazdrosna, bo wydawała się być miła noi przede wszystkim bardziej dziewczęca ode mnie. Oczywiście, że ja wolę głośne imprezy, mocny alkohol i towarzystwo chłopaków, a Charlie nigdy tego we mnie nie lubił. Ona pod tym względem różniła się ode mnie. Wyglądała na typową nastolatkę, która uwielbia zakupy, kwiatki i różowe paznokcie.
Teraz? Widzę, że wszystkich oszukuję. Benjamin miał rację, ona udaje ofiarę. Tylko po co?
-Nie życzę sobie, żebyś się do niego zbliżała!
Gdyby tylko wiedziała co się wydarzyło w nocy.
-Nie interesuje mnie czego sobie życzysz, a czego nie. Jak możesz tak oczerniać Benjamina? Teraz możesz żałować, bo Charlie nigdy cię tak nie pokocha jak mógłby to zrobić Benjamin.
Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale po chwili je zamknęła.
Taka jest prawda, Benjamin mówił, że strasznie ją kochał, a Charlie, jeżeli zdradził mnie, zdradzi i ją. Tym bardziej jestem tego pewna po ostatniej nocy.
-Uwierz mi, nie mówię ci tego, bo mi go odbiłaś czy coś... Charlie nie był tego wart.
-Mówisz tak o kimś kogo kochałaś? Nie uważasz, że to fałszywe?
-Kochałam kogoś, kto na to nie zasługiwał. Uczymy się na własnych błędach, prawda?
Dziewczyna się zmieszała, sama się zdziwiłam temu co powiedziałam.
Może nie zasługuje na to, ale nie mogę na to nic poradzić.
-Jest nam razem dobrze. -złapała się za ramiona. -Skoro tobie to nie przeszkadza, to... Mam nadzieję, że wakacje będą udane. -uniosła kącik ust i poszła na górę.
-Leondre, co robisz? -zapukałam do drzwi łazienki. Otworzył je, ubrany w czarne dziurawe spodnie i szczoteczką w buzi. Weszłam do środka i usiadłam na muszli klozetowej.
-Wiedziałeś o tym, że ona zabroniła Charliemu ze mną rozmawiać?
-Nawet trzy razy przy tym byłem. -zaśmiał się patrząc na mnie w lustrze.
-Na prawdę nie widzicie tego, że udaje miłą, cichą i w ogóle, a tak na prawdę robi was wszystkich w chuja.
-Nie przeklinaj. -odwrócił się do mnie i machnął w moją stronę szczoteczką po czym znów wsadził ją do buzi. -Powiem ci wszystko co ja o niej myślę. Tylko się nie obrażaj na mnie. -kiwnęłam głową, więc kontynuował. -Samanta miała ciężko, Benjamin ją bił -chciałam zaprzeczyć, ale mówił dalej. -na prawdę nie chcę w to wnikać. Nie ma wsparcia u rodziców, ojciec nawet nie waha się jej uderzyć. Na początku Charlie był dla niej wsparciem, a później... Sama widzisz. Na prawdę jej za to nienawidzę. -odwrócił i się oparł pośladkami o zlew. -Spieprzyła wszystko. Czułem się trochę za to odpowiedzialny, mogłem go pilnować, pokazać jak to wszystko wygląda. Jego miłość leży w szpitalu, a on znalazł sobie inną. -prychną. -Nie wiem dlaczego to robi, bo to przecież wy jesteście sobie pisani, nie wiem, nie mam pojęcia, ale skoro tak wybrał to może tylko żałować. -podszedł do mnie i przytulił moją twarz do swojego brzucha. -Bo jesteś najlepszym co miał.-poczochrał mnie, a potem pocałował w czoło. -A teraz możesz być szczęśliwa. Nie zważając co on myśli i robi, ty masz teraz walczyć o swoje. Tak? -uśmiechnął się i złapał mnie za brodę.
-Leondre jesteś najlepszy. -odwzajemniłam uśmiech i wstałam, żeby go przytulić.
-Taaak, wiem. -złapałam jego nadgarstki i na obu pocałowałam jego blizny.
-Pamiętaj.
-To już przeszłość. -spuścił wzrok. -Jesteś cała i zdrowa i jesteśmy na pieprzonej Ibizie! -ostatnie słowa wykrzyczał, a ja się zaśmiałam.
Uwielbiam w nim to, że zawsze jest taki radosny.
*CHARLIE*
Z Samantą siedziałem przy stole, piliśmy herbaty i obserwowaliśmy Benjamina, który półnagi robił sobie śniadanie. Ja obserwowałem go w celu obeznania, a dziewczyna najwidoczniej była zachwycona tym widokiem. No może jest bardziej umięśniony ode mnie, ale co z tego? Liczy się charakter, nie?
Jak Kate mogła mnie wymienić na niego?
A ty chłopie? Wymieniłeś Kate na Samantę.
Wszystko jest popieprzone, świata jest popieprzony, życie jest popieprzone, ale czasami trzeba stawiać sobie priorytety. Nawet jeżeli to nas krzywdzi.
-Kate jest z Devriesem w łazience? -chłopak odwrócił się do nas z przymrużonym okiem.
-Mhm. -odpowiedziała Sam. -Są ze sobą blisko. Bardzo.
Widziałem, że próbuje sprawić żeby był zazdrosny i zrobił Kate awanturę, ale on nalał sobie kawy, którą moja BYŁA dziewczyna zrobiła, gdy wstała.
-Nie musisz mi tego mówić, zauważyłem jakoś zanim ją jeszcze poznałem. -oparł się o blat kuchenny i zaczął jeść kanapkę.
-Kate! -krzyknął, a ja miałem cichą nadzieję, że się pokłócą i rozstaną... Jakoś na zawsze.-Kate!!
Brunetka wesoła wyszła z łazienki i zarzuciła swoje włosy na jedno ramię.
Uwielbiam, gdy to robi.
-Dzień dobry Skarbie. -wytarł usta, a ona podeszła i go pocałowała.
Jednak nie jest zły.
-Wyspałeś się? -odgarnęła jego włosy, a ja prawie się zrzygałem.
Zamoczyłem usta w herbacie i zacząłem dmuchać, żeby jakoś zagłuszyć tą przesłodzoną scenę, ale Sam poprosiła żebym przestał. Denerwuje mnie tym, że non stop zwraca mi o coś uwagę, o wszystko dosłownie. Nie patrz się na nią, nie rozmawiaj z tą i tamtą, nie jedz tego, nie noś tej koszulki...
-Szkoda, że tak wcześnie wstajesz. -wsadził twarz w jej szyję, a ja odwróciłem wzrok. -Jedziemy teraz z nimi, czy zostajemy? -widziałem jak perfidnie przed moimi oczami złapał za jej tyłek.
Tego tyłka się nie dotyka.
-Pójdę zabrać swoje rzeczy. -wstałem głośno odsuwając swoje krzesło i uśmiechnąłem się sztucznie. -Leo do cholerny wyłaź już!!!! -poszedłem na górę, spakowałem kilka rzeczy i musiałem do nich wrócić. Na szczęście już się nie obściskiwali, Kate układała włosy Leo.
-Też poproszę.-podszedłem.
-Przecież ty nosisz czapkę.
Było mi szkoda Samanty, ale chciałem żeby Benjamin był zły. Żeby się wkurwił i wrócił do domu. Wiedziałem, że to niemożliwe, ale żeby chociaż był zły.
-Bo nie chce mi się układać włosów. -wzruszyłem ramionami.
Gdy usiadłem na krześle i poczułem jej delikatnie dłonie, które przeczesały moje włosy, odpłynąłem. Zamknąłem oczy i mogłem tak siedzieć dużo dłużej niż te trzy minuty, w których Kate poradziła sobie z moimi włosami.
*KATE*
-Twoje palce zaraz przedziurawią moje spodnie. -szepnęłam, gdy Benjamin przyssał się do mojej szyi. Staliśmy w kuchni, obmacywaliśmy i obściskiwaliśmy na wszystkie możliwe sposoby, tylko dlatego, że Samanta leżała na kanapie i na pewno kątem oka nas widziała.
-Masz zajebiste ciało, jakbyś była niemową to może nawet bym cię polubił.-zaśmiał się i ugryzł mnie w szyję.
-Ał, miałeś nie zostawiać żadnych śladów.
-Shhhh.-uciszył mnie pocałunkiem. -Nie patrzy się. -oznajmił cicho. Złapał za szew mojej koszulki i przeciągnął ją przez głowę. Gdy podniósł mnie do góry, a ja owinęła wokół niego nogi, przycisnęłam piersi do jego torsu, bo po jego brutalnych pocałunkach wiedziałam, że nie odpuści sobie obmacania ich, a tak nie miał możliwości.
Przeszliśmy do naszego pokoju, dokładnie przed jej oczami i nawet chwilę staliśmy przed drzwiami, bo chłopak udawał, że nie daje rady otworzyć drzwi.
Przysięgam idiota.
Gdy w końcu weszliśmy, oczywiście ja zamknęłam drzwi nogą, a on rzucił mnie na łóżko. Myślałam, że już skończyliśmy to przedstawienie, ale usiadł na mnie okrakiem i przycisnął palec do moich ust. Sięgnął po laptopa i po wyszukaniu czegoś zszedł ze mnie i postawił go na ziemi.
Zwątpiłam, gdy usłyszałam dziwne odgłosy, a jeszcze bardziej, gdy zorientowałam się, że włączył pornola na moim komputerze. Szybko zakryłam ręką oczy.
-Zachowujesz się jak dziewica. -zaśmiał się cicho.
-To obrzydliwe.
-To dlaczego to robiłaś? -położył się obok mnie i założył ręce za głowę.
Nie patrzyliśmy na ten film, chociaż na 100 procent on by chciał. To facet przecież.
-Nie dla kasy, tylko z miłości i nie masturbowało się przy tym tysiące mężczyzn.
-Oh, jesteś jedną z tych, dla których uprawianie seksu jest jak podróż w kosmos.
-Nie, wcale nie. -zmarszczyłam brwi nadal patrząc w sufit. -Nawet pierwszy pocałunek był bardziej ekscytujący. To był poziom wyżej w naszym związku, coś co jeszcze bardziej nas zbliżyło, bo przecież się kochaliśmy i chcieliśmy być jak najbliżej siebie.
-A pornole cię brzydzą? -odwrócił do mnie głowę i zaśmiał się.
-A ciebie nie?
-Nie. -uniósł kącik ust i wtedy usłyszeliśmy mój wibrujący telefon.
Leondre.
Facetime.
O matko.
Szybko usiadłam i przerażona spojrzałam na Benjamina. Wziął to na spokojnie, przerwał te jęki, zdjął spowrotem moją bluzkę i poczochrał nasze włosy, uszczypnął moje, a potem swoje policzki.
-Ał, co ty robisz?
-Odbierz.
-Bez bluzki?!-krzyknęłam szeptem, a telefon przestał dzwonić, nie na długo, bo znów zaczął wibrować.
-No już.
Zrobiłam to. Widząc siebie w kamerce prawie umarłam, wyglądałam dosłownie jakbym właśnie z kimś spała. Dopiero potem spojrzałam na Charliego i Leondre, blondyn patrzył na mnie poważnie, a ten drugi śmiał się.
-Co robicie? -spytał Devries.
-Em... Nic w sumie, a wy? -upewniłam się, że nie widać mojego stanika, a Benjamin położył głowę na moim ramieniu.
-Skończyliśmy próbę. Za pięć minut przyjedzie po was nasz menadżer, więc Benjamin zmyj szminkę Kate ze swojej twarzy, a ty Kate załóż bluzkę. -blondyn odszedł zostawiając nas z Devriesem.
-Mam nadzieję, że się zabezpieczyliście. -poruszył brwiami.
-Po co nam zabezpieczenie skoro mamy ciebie. -Benjamin uśmiechnął się sztucznie, a ja wręcz wybuchłam śmiechem.
-To nie ja.
***
Z Benjaminem mieliśmy iść na widownię, ale menadżer powiedział, że Charlie chce z nami jeszcze porozmawiać.
Okay?
Nie zdążyliśmy wejść do ich garderoby, bo chłopak od razu zatrzymał nas na korytarzu i poprosił Samantę żeby nas na chwilę zostawiła.
Stanaliśmy, ja lekko skrępowana, a Benjamin wręcz przeciwnie. Objął mnie w talii i przyciągnął do siebie.
-To już przesada.- zaczął blondyn. Miał rumiane policzki, jak zawsze, gdy jest zdenerwowany, a fryzura, którą zrobiłam zniszczona przez zaczesywanie dłonią.
-Co? Samanta ci się poskarżyła?- zadrwił brunet, widząc wtedy Charliego wiedziałam, że nie powinien.
-Nie będziesz pieprzył Kate pod moim dachem! -złapał go za koszulkę i przygniótł do ściany.
-Wiesz, teoretycznie...
-Nie będziesz! Zrozumiałeś?!
Benjamin śmiał mu się prostu w twarz, więc interweniowałam. Nie miałam ochoty prosić go żeby się uspokoił, po prostu weszłam w blondyna, przez co odepchnęłam go swoim ciałem.
Masa jest, więc jest też moc.
-Nie będziemy, masz rację nie wypadało.
-I nie wypada się też tak obściskiwać wszędzie. -dodał.
-Jesteśmy razem, chyba to normalne, że całuję swoją dziewczynę. -Benjamin znów mnie objął.
-Nie. Nienormalne. Ja z Samantą się tak nie zachowujemy.
-Najwyraźniej ona cię nie pociąga. -burknął brunet, całe szczęście, że Samanta tego nie słyszała.
Charlie? Charlie zareagował na to nijako. Stał ze spuszczonymi rękoma i patrzył się na mnie bez wyrazu. Po prostu.
Miałam ochotę go przytulić, ale wiedziałam, że nie mogę.
-Charlie!-Leondre wybiegł z garderoby, ale widząc, że stoimy tuż przed nią zatrzymał się i dokładnie obejrzał każdego z nas. Zostawił wzrok na Charliem. -Charlie musimy iść na scenę.
Nic mu nie odpowiedział. Wyglądał nawet jakby go nie słyszał. Wciąż na siebie patrzyliśmy. -Charlie.
-Mhm. Tak. -otrząsnął się
Mieliśmy kompletnie w dupie Samante i poszliśmy na moją stałą miejscówkę. Spotkałam się z kilkoma spojrzeniami, ale chyba przez to, że jestem z chłopakiem nikt nie pomyślał, że jestem Kate.
Zastanawiam się ile jeszcze będę miała przylepioną łatkę byłej dziewczyny Charliego. Bambino nadal robią hałas w okół tej sprawy.
-Średnia wieku to 13 lat. Szybki numerek po koncercie jest nawet nielegalny.
-Ben.
Typowy facet, dla nich fani są na prawdę ważni, nie wykorzystaliby ich w taki sposób.
Koncert był na prawdę świetny, popłakałam się jakby to były moje dzieci. Byłam dumna z tego, że potrafią spełniać swoje marzenia, do wszystkiego doszli ciężką pracą, nikt im tego nie dał za darmo.
Przed końcem ostatniej piosenki poszliśmy na backstage.
Wcale nie skończyli na hopeful. Nie zeszli ze sceny i było to trochę dziwne, gdy obaj na mnie spojrzeli, przeraziłam się. Na początku myślałam, że walnął jakiś głupi żart, ale to byłoby bez sensu.
-Na pewno większość z was słyszała o wydarzeniach sprzed kilku miesięcy.-zaczął Leondre, a ja byłam trochę zła, bo to raczej sprawy prywatne. -Wydarzyło się bardzo dużo i... Nawet nie wiem co mam powiedzieć. -zadrżał mu głos. -Od ponad miesiąca mój bohater jest z nami. I na prawdę nie ma nic lepszego niż to, że znów mamy ją przy sobie. Nawet jeżeli jest trochę denerwująca. -puścił mi oczko.
-Jesteśmy tu na wakacjach i z racji tego, że budzi nas "Backy G", która daje darmowe koncerty w naszej łazience, przygotowaliśmy niespodziankę.
Cały klub wybuchł śmiechem, a Leondre podbiegł i wyciągnął zdezorientowana mnie na środek sceny.
Stałam na środku sceny ze spuszczonymi rękoma i dopiero, gdy zorientowałam się, że jestem w centrum uwagi, a wszyscy mi klaszczą zaczęłam się denerwować. Serce biło mi chyba milion razy na minutę a ja zapewne byłam czerwona jak burak.
Zaczęłam się zastanawiać czy wypada uciec.
Ktoś wepchnął mi gitarę do ręki i przygotował krzesło i mikrofon.
-Nie zaśpiewam. -oddałam gitarę Leo i pokręciłam głową.
-Dawaj Kate, przecież potrafisz. -uśmiechnął się pokrzepiająco. -Teraz nie masz już wyjścia. -spojrzał na widownie.
-Nienawidzę was. Nie zrobię tego. Przecież ja... To nie mój koncert. Ja nigdy nie śpiewałam. Pomylę tekst, albo w ogóle nie wyduszę słowa. -zaczęłam panikować i wtedy Charlie złapał mnie za dłoń. Fanki oczywiście zareagowały, ale wolałam o tym nie myśleć.
-Zamknij oczy. -poprosił, a ja to zrobiłam. -Weź głęboki oddech. -czułam jak się relaksuje, jakby zabrał ode mnie cały stres. -Zaśpiewamy razem. -otworzyłam oczy, a on się uśmiechnął. -Dobrze? -pokiwałam głową. Charlie nie puszczając mojej dłoni zaprowadził mnie na krzesełko i puścił ją dopiero, gdy wzięłam gitarę. Poprawił mi mikrofon na stojaku i staną obok trzymając swój w dłoni. -Pierwszy raz jak wyszedłem na scenę patrzyłem w jeden punkt za widownią nie rób tego. Pomyśl, że to ty jesteś na scenie, to twój czas, musisz się bawić.
-A co jeżeli się pomylę?-przejechałam wzrokiem po widowni.
-To nigdy więcej nie weźmiemy cię na scenę. -zaśmiał się.
-Dzięki Charlie. Nie pomagasz.
-Wiesz ile razy zapomniałem tekstu?
-Zero.-stwierdziłam, bo kiedyś o tym rozmawialiśmy. Chłopak trochę się zmieszał.
-No dobra, Leo kilka razy się pomylił i nic się nie stało. Graj. -rozkazał.
-Ale co? -spanikowałam. Jak mam zagrać skoro nawet nie dali mi szansy niczego przećwiczyć. Myślałam, że się popłaczę.
-Becky G. -zaśmiał się.
Oczywiście że z rana podsłuchiwał.
Zamknęłam oczy i gdy poczułam jego dłoń na moich plecach zaczęłam. Nie było już odwrotu.
Otworzyłam oczy, dopiero gdy Charlie zaczął pierwszy, zabawnie mu to wychodziło, nawet jego fanki zaczęły śpiewać, to mnie jakoś zmotywowało i poszło.
Gdy skończyliśmy zostaliśmy obsypani brawami, nie było tak źle, pomyliłam tekst, ale nawet się nie przejęłam. Charlie pocałował mnie w policzek i powiedział, że było fantastycznie, fajnie się z nim śpiewało.
-Em, chciałabym jeszcze... -powiedziałam do mikrofonu i poczekałam aż zrobiło się ciszej. -Chcę powiedzieć, że... Jestem dumna z Charliego i Leondre, zaszli bardzo daleko, dzięki swojemu talentowi, ciężkiej pracy...wam. Są wspaniali i zasługują na to wszystko. No... To chyba tyle. Dziękuję. -wstałam, ukłoniłam się i sztywna jak deska zeszłam ze sceny słysząc oklaski i krzyki. Minęłam Leo, który dłonią potarł moje plecy, a potem poszłam do Benjamina.
-Serce mi wyskoczy. -oznajmiłam wycierając kilka łez, śmiejąc się przytulił mnie do swojej piersi.
-Byłaś świetna.
Po chwili chłopcy zeszli ze sceny, a ja myślałam, że ich zabije.
-Nienawidzę was. Nienawidzę. Wiecie jak się zestresowałam?-przyłożyłam rękę do serca. -Zobacz?-spojrzałam na Leo, który ze śmiechem zamienił moją dłoń ze swoją. -Widzisz? Ja prawie umarłam. Mogłam umrzeć na zawał.
-Faktycznie. -zaśmiał się z Charlie.
-Was to bawi? Bo mnie ani trochę.
-Jesteś z nas dumna? -zapytał zmieniając temat.
-Co to za pytanie? Oczywiście. Nie zmieniaj tematu nie mogliście mnie ostrzec, albo... -przerwali mi, gdy obaj mnie przytulili. Podziałało, od razu ucichłam i sama ich objęłam. Brakuje mi takich wspólnych chwil. Nasza trójka była kiedyś nierozłączna, byliśmy przyjaciółmi. Trochę się zepsuło w ostatnim czasie, ale chcę to naprawić chociaż relacje z Leo.
-Eh, wybaczam wam. -lekko uderzyłam ich w plecy i odsunęłam się. -Oby to było ostatni raz.
-Nie obiecuję. -Charlie uniósł dłonie i jak na zawołanie pojawiła się przy nim Samanta. Nawet nic nie powiedziała tylko wepchnęła swój jęzor w jego gardło.
-To co, impreza? -udałam, że się nie przejmuje.
-Em, chciałabym jeszcze... -powiedziałam do mikrofonu i poczekałam aż zrobiło się ciszej. -Chcę powiedzieć, że... Jestem dumna z Charliego i Leondre, zaszli bardzo daleko, dzięki swojemu talentowi, ciężkiej pracy...wam. Są wspaniali i zasługują na to wszystko. No... To chyba tyle. Dziękuję. -wstałam, ukłoniłam się i sztywna jak deska zeszłam ze sceny słysząc oklaski i krzyki. Minęłam Leo, który dłonią potarł moje plecy, a potem poszłam do Benjamina.
-Serce mi wyskoczy. -oznajmiłam wycierając kilka łez, śmiejąc się przytulił mnie do swojej piersi.
-Byłaś świetna.
Po chwili chłopcy zeszli ze sceny, a ja myślałam, że ich zabije.
-Nienawidzę was. Nienawidzę. Wiecie jak się zestresowałam?-przyłożyłam rękę do serca. -Zobacz?-spojrzałam na Leo, który ze śmiechem zamienił moją dłoń ze swoją. -Widzisz? Ja prawie umarłam. Mogłam umrzeć na zawał.
-Faktycznie. -zaśmiał się z Charlie.
-Was to bawi? Bo mnie ani trochę.
-Jesteś z nas dumna? -zapytał zmieniając temat.
-Co to za pytanie? Oczywiście. Nie zmieniaj tematu nie mogliście mnie ostrzec, albo... -przerwali mi, gdy obaj mnie przytulili. Podziałało, od razu ucichłam i sama ich objęłam. Brakuje mi takich wspólnych chwil. Nasza trójka była kiedyś nierozłączna, byliśmy przyjaciółmi. Trochę się zepsuło w ostatnim czasie, ale chcę to naprawić chociaż relacje z Leo.
-Eh, wybaczam wam. -lekko uderzyłam ich w plecy i odsunęłam się. -Oby to było ostatni raz.
-Nie obiecuję. -Charlie uniósł dłonie i jak na zawołanie pojawiła się przy nim Samanta. Nawet nic nie powiedziała tylko wepchnęła swój jęzor w jego gardło.
-To co, impreza? -udałam, że się nie przejmuje.
środa, 12 kwietnia 2017
9.
-Nie wiem jak ja z tobą wytrzymam. -stwierdził Benjamin, gdy zakładał nakrywkę na swoją kawę. To ten dzień. Ibizo przybywamy.
Byliśmy dopiero na lotnisku, a ja już miałam dość Benjamina. Ciągle narzekał na to jaka ja jestem okropna.
-Nie wiem jak wytrzymam z nimi. -spojrzałam na Charliego i jego dziewczynę. Ona próbowała się do niego przytulić, a on chyba nie chce żebym musiała na to patrzeć. -Zaraz się porzygam.
-Damy tak nie mówią.
-Myślałam, że po takim czasie już się zorientowałeś, że nie jestem damą.
-A szkoda.
Wróciliśmy do nich i usiedliśmy po obu stronach Devriesa.
-Jak przed lotem? -uśmiechnął się do mnie.
-Boisz się latać? -wtrącił się mój chłopak.
-O chłopie... Bardziej niż pająków. -zaśmiał się blondyn i zrobiło się niezręcznie, gdy Samanta odchrząknęła.
-No to ten... Leondre znajdziemy ci dziewczynę, co? -szturchnęłam go.
-Może Benjamin mi cię odstąpi?
-Załatwiła mi wakacje, teraz możesz ją sobie brać.
-Aha? -wychyliłam się do niego.
-Przecież żartuje Kicia.
Usiadłam prosto.
-Kicia? Wow, czy to ma jakiś podtekst?
-Żebyś wiedział.
Zaśmialiśmy się i spojrzałam przelotnie na Charliego. Jego policzki były czerwone jak pomidory. Nagle wstał i bez słowa odszedł.
-A temu co? -Benjamin spojrzał na nią, wyglądała jakby miała wybuchnąć.
-Pewnie poszedł do toalety.
Wydawało mi się czy on jest zazdrosny?
***
-Czemu jeszcze nie startujemy? -zatrzymałam stewardesse, która akurat przechodziła obok.
-Jeszcze moment. -uśmiechnęła się i poszła dalej.
-Te linie są bezpieczne? -wbiłam się w oparcie.
-Tak samo jak wszystkie inne. Mamy jakieś 80% na bezpieczne lądowanie.
Niestety musiałam siedzieć obok Benjamina, podczas, gdy reszta była kilka rzędów za nami.
Ten idiota miał ubaw z tego, że się boję. Tyle się słyszy o tych katastrofach, nie mam pewności, że akurat mój samolot wyląduje bezpiecznie.
-Zamknij się.
-To nie zadawaj pytań.
-Boję się. -oznajmiłam, gdy kazano nam zapiąć pasy.
-Nie dziwię się.
-Benjamin.
-Jest dość pochmurno nie sądzisz? Myślę, że to chmury deszczowe.
-Boże. Co? Nie... Gdyby... Nie wystartowałby. -zamyśliłam się na chwilę. -Wystartowałby?
-Oczywiście. To tylko deszcz. Znaczy no wiesz, jeżeli będzie mgła to trochę słabo. Jeszcze ta nowa technologia... Wszystko jest zajebane robotyką, która jak wiesz ciągle się psuje. Radary, te wszystkie panele, a silniki? O kochana jak pójdzie silnik to dopiero będzie...
-Benjamin.
-Ciekawe czy nam powiedzą jak będzie się coś działo.
Poczułam jak ruszamy.
-Benjamin.
-Może nie będą siać paniki.
-Benjamin kurwa.
-Ale w sumie przed śmiercią chciałbym ci powiedzieć jak bardzo cie nie lubię.
-Benjamin, boże. Umrzemy. Ja chcę zobaczyć jeszcze Oliwkę. -zaczęłam panikować. -Mama zostanie sama. Nie przecież ja mam iść na prawo. Marzyłam o tym. Beniamin weź.-złapałam go za rękaw bluzy. -Ja chcę żyć.
-Zamknij się już.
-Benjamin, nie chcę umierać z tobą obok. Weź zawołaj tu stewardesse.
-Ogarnij się Kate.
-Ja się boję. Chcę do domu.
-Jesteś taka wkurwiająca.-przyznał.
Kazano nam rozpiąć pasy, a Benjamin przytulił mnie do siebie.
-Lepiej?
-Mhm. -mruknęłam z twarzą wciśniętą w jego bluzę.
***
-Welcome to Ibiza kurwa! -wydarłam się na lotnisku i zaczęłam sobie tańczyć.
Przeżyłam lot i jestem na Ibizie!
-Ogarnij się. -podszedł Benjamin i objął mnie ramieniem.
-Przeżyłam dupku.
-A szkoda. -uderzył mnie w pośladki i wyprzedził. Wrzuciliśmy nasze bagaże do taksówki i pojechaliśmy do naszego domu. W sumie to nie był domek, tylko jakaś pieprzona willa.
Z Leondre wbiegliśmy pierwsi, a tamta trójka wyciągałam walizki z taksówek.
Dom był piękny. Urządzony na biało z drewnianymi elementami, był telewizor na całą ścianę, basen i jakuzzi.
-Ja pierdolę. -stanęliśmy jak wryci.
-No... -spojrzeliśmy na siebie i zaczęliśmy biegać po wszystkich pomieszczeniach. Były trzy sypialnie, dwie na górze i jedna na dole. Różniły się jedynie kolorystyką. Ta na dole była czerwono czarna, a na górze jedna w odcieniach beżu, a druga szarościach z ciemnymi niebieskimi elementami. Jedyne co się w nich znajdowało to duże szafy, jeszcze większe łóżka z białą jak śnieg pościelą, a jedna ze ścian we wszystkich była oknem.
Zbiegliśmy po schodach gdzie rozglądała się już tamta trójka.
Po obejrzeniu każdego kąta domu wszyscy stwierdziliśmy, że jesteśmy zmęczeni.
-To jak śpimy? -to chyba było trzecie zdanie jakie powiedziała Samanta od rana. Cicha dziewczyna.
-Właśnie nie wiem. Może my na górze razem z Benjaminem, a Leondre i Kate na dole? -zaproponował Charlie.
Wszyscy spojrzeliśmy na niego, bo... Co kurwa?
-Heh, dlaczego mam z nim spać. Bez urazy Leondre, wiesz, że cię kocham, ale Benjamin to mój chłopak. -udawałam oburzoną, ale tak na prawdę wolałam spać z Devriesem.
-Wybacz, ale jeżeli wrócisz z brzuchem to twoja mama mnie zabije.
-Proszę? Nie życzę sobie takich uwag.
-Dobra, dobra. -uspokoił nas Devries. -Ja będę spał z wami na górze, a Kate z Benjaminem na dole. Będzie jej ciężko ciągle wchodzić po schodach. -wytłumaczył.
Atmosfera już była napięta, na szczęście wszyscy poszliśmy do swoich pokoi się wyspać.
-Założę się, że Samanta wybuchnie najpóźniej jutro rano. -zaśmiał się Benjamin, gdy byliśmy sami w pokoju.
-Nie rozumiem. Charlie sam stwierdził, że chcę z nią być, więc dlaczego teraz jest zazdrosny?
-Nie tylko laski są popieprzone.
-Najwyraźniej. -wyjęłam z walizki bluzkę i spodenki. -Odwróć się. -posłusznie wykonał polecenie, a ja mogłam się przebrać.
-Chciałbyś być z nią jeszcze? -usiadłam na łóżku i patrzyłam jak zdejmuję z siebie ubrania.
-Ty możesz na mnie patrzeć, a ja na ciebie już nie? -zaśmiał się. -Nie chcę. Chcę dać jej tylko nauczkę i pokazać, że to ona powinna żałować, a nie ja. Mnie się tak nie traktuje.
Pokiwałam głową i weszłam pod kołdrę, chłopak zrobił to chwilę po mnie.
-A ty? -spytał, gdy już leżeliśmy.
-Kocham go, ale wiem, że nie mogę mu wybaczyć.
-Przejdzie ci. -przewrócił się na brzuch i odwrócił ode mnie głowę.
No właśnie. Też chcę pokazać Charliemu, że beze mnie nie może być szczęśliwy, ale jak na razie to ja wiem, że bez niego nie jestem szczęśliwa.
Może mu na prawdę na niej zależy, a te wszystkie akcje są spowodowane przyzwyczajeniem do mnie. Bądź co bądź, jestem jakimś tam kawałkiem jego życia.
A nawet jeżeli by w końcu zrozumiał, że to ja jestem jego szczęściem to czy wrócenie do niego byłoby dobre? Może nie potrafiłabym mu wybaczyć, albo co gorsza zdradziłby mnie kolejny raz?
Nie mam pojęcia czego oczekuję. Chcę zniszczyć jego związek to na pewno, ale co dalej?
Benjamin już chrapał, a ja przewracałam się z boku i na bok i w końcu stwierdziłam, że to nie ma sensu. Poszłam do kuchni i sprawdziłam zawartość lodówki.
Tyle dobra.
Wzięłam butelkę wody i poszłam na kanapę. Mogłam się rozłożyć jak tylko chciałam, a i tak nie zajmowałam nawet jej połowy. Skończyło się tak, że leżałam z głową w dole, a nogami na oparciu i przeglądałam wszystkie kanały po kolei.
-Podczas współżycia też robisz takie pozycje? -spytał zaspany Benjamin i wszedł do kochani, która była połączona z salonem, i wziął puszkę jakiegoś napoju.
-Jesteś obleśny. -usiadłam prosto, gdy usiadł na kanapę, objął mnie ramieniem. -I ciepły.
-Gorący. -poprawił mnie.
-Pieprzony narcyz.
-Jest coś do jedzenia?
-Pełna lodówka. Weź coś sobie.
-Myślałem, że mogłabyś mi coś zrobić.-potarł moje ramię.
-Eh... Nawet na wakacjach nie mam wakacji. Jest łosoś. -wstałam i poszłam do kuchni.
-O, bardzo fajnie.
Wyjęłam z lodówki łososia, brokuły, śmietanę, czosnek i kilka przypraw.
Rzuciłam tą rybę i brokuły na talerz i zrobiłam sos. Szybko, a czy smaczne to jakoś mnie nie interesuje, on to będzie jadł. Postawiłam talerz na drewnianym stole, nalałam do szklanki coca coli i kazałam jeść.
On zje wszystko co mu się da.
-Wolniej nikt ci tego nie zabierze. -powiedziałam widząc jak połyka wszystko na raz.
-Ej to warzywo jest zajebiste.-powiedział z pełną buzią.
-To warzywo to brokuł.
-Siema, co jecie? -po schodach zbiegła Leondre.
-Brokuły, Kate zrób mu, to jest świetne. -zaczął moczyć szparagi w sosie.
-Aha?
-Daj mi. -Leondre podszedł do niego i zabrał jednego brokuła, zamoczył w sosie i zjadł. -Ej, no. Dobre. Weź mi to zrób. Proszę. -dodał widząc moją minę.
-Wiecie, że głównym składnikiem jest łosoś?
No nic, zrobiłam kolejną porcję i nakarmiłam to biedne dziecko.
Wyglądali jakby pierwszy raz w życiu widzieli brokuły.
W końcu zeszli Charlie i jego laska, poszłam się przebrać, bo czas iść na plaże. W końcu.
Makijaż nie był potrzebny, bo przecież woda i te sprawy, za to Samanta chyba nie miała zamiaru się kąpać, bo miała full tapetę.
Nasz domek praktycznie był na plaży, naprawdę mieliśmy kilkadziesiąt metrów i to było wspaniałe. Wszystko było wspaniałe, pogoda, powietrze, słońce, piasek, a plaża? Zdecydowanie cudowna. Rozglądałam się jak dziecko na dziale z zabawkami. Marzyłam o takich wakacjach.
-Podoba się, kochanie? -Benjamin przyciągnął mnie do siebie.
-Jest wspaniale. -tylko to udało mi się powiedzieć, bo byłam zafascynowana wszystkim co widzę.
Ta plaża to jakieś konkretne zadupie, z dala od kurortów i turystów. Z tego co mówił Leondre najbliższy sklep jest jakieś pół godziny stąd. Moim zdaniem to atut, plaża jest cała nasza.
Rzuciłam torbę, buty i okulary na piasek. Trzeba skorzystać z tego co mamy, a ja miałam zamiar być pierwsza.
Zdjęłam spodenki i zaczęłam biec w stronę wody. Oczywiście jak to ja darłam się w niebo głosy. Nie czułam tego, że woda była zimna, wręcz czułam jej ciepło. Gdy nie dałam rady biec po prostu do niej wskoczyłam, wynurzyłam się od razu zarzucając włosy do tyłu i odwróciłam się. Reszta już wbiegała do wody, poza Samantą, która w stroju kąpielowym stała i patrzyła się na nas.
Leondre zaczął chlapać wszystkich wodą, więc nie byliśmy mu dłużni. Długo bawiliśmy jak dzieci, chlapiąc się, nurkując, wyrzucając się do góry,by potem wpaść do wody i robiąc inne niedojrzałe rzeczy.
Podpłynęłam do Devriesa i przytuliłam go najmocniej jak potrafiłam.
-Dziękuję!
Dzięki niemu tu jestem i przypomniałam sobie ostatnio jak niedługo po tym jak się wybudziłam mówił o niespodziance dla mnie. To było to. On to zaplanował, chociaż się tym nie chwalił.
-Woo! Nie ma za co. Przecież wiesz, że ci się należało, ale to nie tylko moja zasługa, Charlie pomógł mi to załatwić.
Teraz nawet nie myślałam o tym, czy faktycznie miałam być zastąpiona Samantą, czy po prostu po tym wszystkim myślał, że nie będę chciała z nimi jechać... Nie wiem, ale jestem tu i jest wspaniale.
Podpłynęłam do blondyna i go też przytuliłam.
-Tobie też dziękuję.
-Nie ma za co.
Chciałam go już puścić, ale jeszcze chwilę mnie przytrzymał.
W końcu zaczęła boleć mnie noga, więc postanowiłam wyjść, reszta chyba była już zmęczona, bo zrobili to zaraz po mnie.
Miałam swój ręcznik między Benjaminem, a Leondre, obok niego był Charlie i nadąsana Samanta.
-Może jednak chcesz iść do wody?
To było miłe z jego strony, że jej to proponuje, samo w sobie, ale królewna poprawiła tylko okulary i zaczęła wcierać w ciało jakiś olejek.
-Na razie się poopalam. -uśmiechnęła się i położyła na plecach.
Uwielbiam się opalać, uwielbiam wszystko co można robić na plaży.
Z resztą, wygrzewanie się półnagą na słońcu jest super, nie?
-Co czytasz? -odwróciłam twarz do Benjamina.
Może jest pieprzonym dupkiem, ale jego ciało wygrywa wszystko. Charlie i Leondre to chudzielce z lekkimi zarysami mięśni, a mój chłopak ma ciało boga seksu. Szkoda, że ten charakter to wszystko rujnuje.
-Książkę.
-O czym?
-O kognitywistyce.
-Coś takiego jak socjologia?
-Coś takiego. -dupek. -Zastanawiam się nad drugim kierunkiem.
-Socjologii?
-Kognitywistyce.- chociaż tego nie widziałam przez jego okulary przeciwsłoneczne dam sobie głowę uciąć, że przekręcił oczami.
To było trochę dziwne, że mój chłopak tak ze mną rozmawia. Chamsko. Ale ten debil nawet nie potrafi udawać, że jest w zajebistym związku.
Wszystko muszę sama robić.
Stwierdziłam, że położę się na jego plecach, tak też zrobiłam. Benjamin może i za mną nie przepada, ale nadal jestem dziewczyną i pierwsze co zrobił to złapał mnie za pośladek. Wiedział, że może sobie pozwalać na takie rzeczy, bo przy nich nie nakrzyczę na niego.
Oparłam brodę na jego ramieniu i zaczęłam czytać tą książkę. Ta książka była naprawdę pisana językiem naukowym, nigdy bym nie posądziła go o czytanie czegoś takiego.
-I co kiedy jedziecie do Polski? -Leondre zaczął temat.
-A nie wiem jeszcze. Jak wrócimy do domu zacznę patrzeć loty. Trochę późno, pewnie wszystko wyjdzie drogo.
-Mieszkasz tu dwa lata? Dobrze mówisz po angielsku. -Samanta w końcu się odezwała.
-Mama jest Brytyjką. -wytłumaczyłam.
-A ojciec?
Po chuj ci to?
-Polakiem.
-Rozwiedli się? A ta Oliwka to córka twojego ojca i jego...
-Może pogramy?-szybko przerwał jej Charlie.
Nie rozumiem o co jej chodzi? Do szczęścia jej każdy szczegół dotyczący mojej rodziny?
Zeszłam z pleców Benjamina i wyjęłam z torby telefon, tak tylko, żeby sobie popatrzeć. Założyłam okulary na nos i oparłam się na łokciach.
Nie to, że mam jakiś problem z rozmową o mojej rodzinie, po prostu uważam, że ją to akurat powinno najmniej obchodzić.
Kątem oka zauważyłam, że Benjamin mi się przygląda.
Zaczął szturchać mnie w brzuch, nie było to fajne, bo kto lubi jak się mu wsadza palec w tłuszcz.
-Zostaw mnie. -uderzyłam go w dłoń, ale nadal to robił. -Głuchy jesteś? Zostaw, ja cię nie dotykam.
-Możesz dotknąć. -zaśmiał się głupio.
-Spadaj,okay?-skuliłam nogi.
-Sama tego chciałaś. -odłożył książkę, a potem śledziłam wzrokiem jak wstaje. Na pewno nie sądziłam, że złapie mnie za nogę i zacznie ciągnąć po piasku.
-Zostaw mnie! Boli mnie noga!
Oczywiście, że to była lewa noga, ale chciałam żeby mnie puścił. Szybko to zrobił i patrzył jak zareaguje. Wstałam udając, że mnie boli, a za chwile zaczęłam biec na tyle ile mogłam szybko.
-Ha! Frajer! -biegłam śmiejąc się jak głupia. Myślałam, że wygrałam, ale poczułam jak ciągnie mnie do tyłu, a potem chłopak niósł mnie pod pachą w stronę oceanu.
-Benjamin puszczaj mnie! -krzyknęłam zanim znalazłam się pod wodą, skłamałabym gdybym powiedziała, że jestem wściekła. No, bo kurde... Wrzucił mnie do wody na pieprzonej Ibizie. Przez najbliższe kilka dni nie będę zła na nikogo.
Wynurzyłam się i zabrałam włosy z twarzy.
-Wszystko okay? -popłynął do mnie i staną dokładnie na przeciwko.
-Od kiedy ty się martwisz. -przekręciłam oczami, a on położył dłonie na moich biodrach.
-Nie powinna pytać o to wszystko.
A więc o to mu chodzi.
-Nie to, że się jakoś przejmuje, ale faktycznie to nie są jej sprawy.
-Jeżeli chcesz o tym pogadać, to...
-Przestań, dobrze wiem, że masz to w dupie. To, że moi rodzice się rozwiedli to nic takiego.
Benjamin złapał mnie za pośladki i przycisnął do siebie, doskonale wiedział, że oni na nas patrzą.
-Na pewno?
-Tak i przestań wbijać palce.
-Przepraszam, masz zajebisty tyłek.
-Debil. -przekręciłam oczami. -Śmiesznie wyglądasz z grzywką na czole. -zaśmiałam się i zgarnęłam mu ją do tyłu.
-Myślisz że to dobry moment na pocałunek? -wskazał oczami na trójkę na plaży.
-O nie... Zawsze pchasz ten jęzor w moje gardło.
-Suka. -wbił się w moje usta i oczywiście na złość mi pchał ten jęzor.
-Idziemy? -pociągnął mnie za rękę.
-Ej, mam pomysł.
-O nie.
-Zrobimy zamek z piasku?
Odwrócił się do mnie, zamknął oczy i krótko się zaśmiał.
-Weź Leo, biedny nie ma co robić.
Miał rację Leondre siedzi te kilka dni z dwoma parami, niekorzystne położenie dla niego.
Pobiegłam do Devriesa i wycisnęłam wodę z włosów na jego rozgrzane plecy. Pisnął jak dziewczynka.
-Kate! Spadaj okay? -odwrócił do mnie głowę.
-Chodź. -pociągnęłam go za nogę.
-Po co?
-Nie mogę powiedzieć.
Udając niechęć wstał i poszliśmy na brzeg. Kazałam mu usiąść i zrobiłam to samo.
-Zrobimy najlepszy zamek z piasku na świecie. -oznajmiłam.
-Woo! -to była jego reakcja.
Uwielbiam w nim to, że jest tak samo dziecinny jak ja. Długo siedzieliśmy budując najlepszy zamek na świecie. Udało nam się, był piętrowy, miał cztery wieże i dostęp do morza, ale i tak ciągle go ulepszaliśmy. Czas leciał niezwykle szybko.
-Dzieci do domu! -podbiegł do nas Charlie klaszcząc w dłonie.
-Nie skończyliśmy. -oznajmiłam gładząc jedną ścianę zamku.
-Benjamin zdążył się wyspać, a my już jesteśmy głodni.
-To idźcie my zaraz przyjdziemy.
-Ja też jestem głodny. -Leondre wstał i zaczął otrzepywać się z błota.
-Ej no...
-Jesteś brudna.
-Ty też.
-Noi.
-Weź jeszcze ze mną zostać. Co jeśli ktoś zniszczy nasz zamek? -wydęłam dolną wargę, a on westchnął. Byłam pewna, że ze mną zostanie, ale nie tym razem. Ten gówniarz popchnął mnie, a że kucałam wpadłam w nasz zamek.
Zaczęli się śmiać, ale moja twarz w błocie na pewno nie była zabawna.
Przewróciłam się na plecy, a potem usiadłam plując piaskiem.
Spojrzałam na niego groźnie i już wiedział, że musi uciekać. Nie miałam zamiaru go gonić.
Cała w błocie powoli wróciłam do domu. Bez pukania weszłam do łazienki.
-Ej! Biorę prysznic! -wydarł się. Szyba od prysznica była matowa więc nic nie widziałam, ale zrobiłam mu mały żarcik.
Zabrałam jego ciuchy, ręcznik i wyszłam. Zorientował się po pięciu minutach i zaczął krzyczeć na cały dom.
-Należało ci się!-owinęłam mocniej ręcznik na swoim ciele.
-Wyjdę! -powiedział jakby to miała być groźba.
-Śmiało. -wzruszyłam ramionami.
-Chętnie popatrzę.-zaśmiała się Samanta. Naprawdę nie chciałam pokazać, że to mnie bawi, ale kąciki ust same się uniosły.
-Ja nie. Kate oddaj mu to. -wtrącił się Benjamin.
-Nie. Wrzucił mnie w błoto i zajął łazienkę, teraz ponosi karę. Leondre śmiało, wychodź!
-Zabiję cię!
-Myślicie, że wyjdzie? -spytała Samanta.
-Wyyyjdzie.
I wyszedł, ale niestety znalazł jakiś ręcznik.
-Nienawidzę cię. -burknął i poszedł na górę.
-Koniec przedstawienia. -dziewczyna poszła za nim, do swojego pokoju.
***
Wakacje są super, ale ludzie do dupy. Siedziałam sama z Leondre, bo wszyscy poszli spać. Czy oni przyjechali tu spać?
-Jutro po koncercie możemy iść na miasto, bo dzisiaj to i tak nie ma sensu.
-No. -przytaknęłam pakując garść popcornu do buzi.
-Dawno nie byłaś na naszym koncercie.
-No.
-Mam nadzieję, że cię nie zawiedziemy.
-No.
-W sumie to nic się nie zmieniło poza piosenkami.
-Denerwujesz się? -spojrzałam na niego.
Moja głowa leżała na jego udzie, a on prawie ciągnął za moje włosy.
-Troszkę.
-Nie potrzebnie. Widziałam nagarnie z waszego koncertu. Jesteście jeszcze lepsi. -uśmiechnęłam się.
-Myślałaś kiedyś o swojej karierze?
-Mojej? Dlaczego mojej?
-Fantastycznie śpiewasz.
-E tam, mogę sobie śpiewać w domu, a nie dla ludzi.
-A propo śpiewania w domu, obudziłaś mnie dzisiaj swoim piskiem.
-Przed chwilą powiedziałeś, że potrafię śpiewać.
-Ej, robimy younow?
-Zrób z Charliem. Nie mam dziś ochoty czytać wyzwisk.
-Jeżeli chociaż raz będą pisać o tobie coś niemiłego wyłączamy. -przyłożył rękę do serca.
Na prawdę nie chciałam pokazywać się jego fankom, ale kim bym była gdybym się nie zgodziła?
***
Byłam zdziwiona to mało powiedziane, czułam się jak inna osoba. Nie było ani jednego złego słowa skierowanego do mnie. Komentarze w większości były typu "dobrze, że wróciłaś do zdrowia". Były też pytania o szczegóły mojego wypadku, których nie chciałam zdradzać, dużo o Samancie, która teraz jest obiektem hejtu.
Najgorsze było, gdy zszedł Charlie. Podszedł z tyłu kanapy i pochylił się, żeby było go widać.
-Cześć wszystkim. -przywitał się i dopiero się zaczęło.
Dlaczego nie jesteście razem?
Przyjaźnicie się?
Kate bardziej do ciebie pasuje.
I dużo, dużo więcej.
-Przyjaźnimy się. -powiedział i objął mnie ramieniem.
Tak, Kate, to przyjaźń.
Niedługo po tym skończyliśmy younow, bo wstał Benjamin i zaczął się popisywać.
Przygotowaliśmy jedzenie, napoje niskoprocentowe i włączyliśmy telewizor.
Oparłam się plecami o klatkę piersiową Benjamina, a on złapał moją twarz żeby mnie pocałować. Na prawdę już mam gdzieś to, że go całuje, to już stało się normalne.
-Przestań. -odepchnęłam go gdy uderzył swoimi zębami o moje.
-No dobra już. -zrobił dziubek, chciałam go pocałować, ale ten debil próbował ugryźć moje zęby.
-Jesteś idiotą. -zaśmialiśmy się.
-Ale mnie kochasz.-tym razem normalnie musnął moje wargi i już normalnie usiadłam.
Wiem, że to wszystko udawane, mimo wszystko dziwnie słyszeć te słowa i to na dodatek z jego ust.
-Możecie zamknąć mordy, chcę oglądać. -powiedział zdenerwowany Charlie i zrobił sobie drinka.
Film był o przyszłości, latające samochody, jakieś procesory, które utrzymują świat w egzystencji są zepsute... Nie moja bajka.
Benjamin jeździł palcem po mojej bliźnie na brzuchu ciągle i ciągle jakby chciał w nim zrobić dziurę, ale w sumie po pewnym czasie zrobiło się to przyjemne.
***
Gdy się obudziłam było nadal ciemno, Benjamin chrapał, a ja czułam ból w nodze za każdym razem kiedy wykonywałam chociaż najmniejszy ruch. Zebrałam w sobie siły i wyszłam z pokoju po leki. Trochę się przestraszyłam gdy zobaczyłam, że telewizor jest włączony, ale po chwili z kanapy podniósł się Charlie od razu zauważyłam, że nie jest trzeźwy.
-Wszystko okay? -szepnął i zmierzwił swoje włosy. Uwielbiam, gdy są w takim nieładzie.
-Tak, noga mnie trochę boli, ale...
-Noga? -szybko do mnie podszedł ze zmartwioną miną, a przecież to nic takiego. -Mocno boli?
-Nie, wezmę leki i pójdę spać. -próbowałam go uspokoić, ale szybko zaprowadził mnie na kanapę i przyniósł mi leki przeciwbólowe.
Siedział obok mnie i patrzył jakby miał zdarzyć się jakiś cud.
-Lepiej?
-Wiesz, że to zadziała dopiero po chwili.
-No tak tak.
-Dlaczego nie śpisz? Która jest w ogóle?
-Druga piętnaście. Jakoś nie mogłem zasnąć.
-I oglądałeś pornole? -zaśmiał się.
-Program o nastoletnich matkach. -tym razem ja się śmiałam. -Z obserwacji... Nie polecam.
-Nie planuje przecież.
-Nie zawsze się planuje... -spuścił na chwilę wzrok. -Mogę cię o coś zapytać? Tylko się nie obraź.
-Trochę się boję...
-Czu ty i on? No wiesz, robicie to? -spytał patrząc mi w oczy, było bardzo ciężko powstrzymać się od pokazania obrzydzenia.
Mam go okłamać w tej sprawie, czy to będzie już przegięcie? Jeżeli bym widziała, czy oni to robią, też bym tak powiedziała, ale nie wiem.
-To prywatna sprawa.
-Wiem. Ale chciałbym, żebyś była szczęśliwa i wiem, że on nie da ci tego szczęścia.
Niepłaczniepłaczniepłacz.
-Jestem szczęśliwa Charlie.
To był ten moment, kiedy zobaczyłam, że to go zraniło. Widziałam to w jego oczach, jego drżącą szczęke i klatke piersiowąm która zaczęła się szybciej unosić.
Zgubiło mnie to, że...przytulił mnie. Po tym jak powiedziałam, że jestem szczęśliwa z innym on mnie przytulił. Mocno, czule, głaskał moje włosy. Wszystko było sprzeczne.
Serce pękło mi na tysiąc kawałków, gdy pociągnął nosem. On był bliski płaczu, ja byłam bliska płaczu, ale nikt nie wypuścił ani jednej łzy.
Kocham go tak bardzo.
Żadne z nas chyba nie chciało rozmawiać, po prostu położyliśmy się wtuleni w siebie.
Chcę tak zostać do końca życia.
-Kate, nadal cię kocham.
-Pójdę już spać. -szybko wygramoliłam się z jego uścisku, bo poczułam, że zaraz się rozpłaczę.
Chłopka też usiadł, przeczesał dłonią swoje włosy i pokiwał głową.
Poszłam do swojego łóżka i otuliłam się kołdrą.
-Gdzie byłaś? -szepnął Benjamin.
-Charlie powiedział, że mnie kocha. -zaszlochałam. Teraz mogę płakać ile chcę.
Brunet przytulił mnie od tyłu i złapał za dłoń.
-Pamiętasz w jak chujowy sposób cię zostawił? Byłaś po wypadku, a on znalazł sobie inną.
On ma rację. Jestem zakochaną desperatką.
-A jeżeli powiem mu, że też go kocham? Może...
-Przestań ryczeć, on ma cię w dupie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Siemson!
Jak życie? W końcu wolne, co?
No i jak podoba się rozdział?
Samanta to Samanta, Charlie coś odpierdziela, Kate nie wie co sie dzieje, a Benjamin...
Macie ogólnie jakieś spekulacje? co się może dziać?
chcętnie poczytam xd
-Kate xx
Byliśmy dopiero na lotnisku, a ja już miałam dość Benjamina. Ciągle narzekał na to jaka ja jestem okropna.
-Nie wiem jak wytrzymam z nimi. -spojrzałam na Charliego i jego dziewczynę. Ona próbowała się do niego przytulić, a on chyba nie chce żebym musiała na to patrzeć. -Zaraz się porzygam.
-Damy tak nie mówią.
-Myślałam, że po takim czasie już się zorientowałeś, że nie jestem damą.
-A szkoda.
Wróciliśmy do nich i usiedliśmy po obu stronach Devriesa.
-Jak przed lotem? -uśmiechnął się do mnie.
-Boisz się latać? -wtrącił się mój chłopak.
-O chłopie... Bardziej niż pająków. -zaśmiał się blondyn i zrobiło się niezręcznie, gdy Samanta odchrząknęła.
-No to ten... Leondre znajdziemy ci dziewczynę, co? -szturchnęłam go.
-Może Benjamin mi cię odstąpi?
-Załatwiła mi wakacje, teraz możesz ją sobie brać.
-Aha? -wychyliłam się do niego.
-Przecież żartuje Kicia.
Usiadłam prosto.
-Kicia? Wow, czy to ma jakiś podtekst?
-Żebyś wiedział.
Zaśmialiśmy się i spojrzałam przelotnie na Charliego. Jego policzki były czerwone jak pomidory. Nagle wstał i bez słowa odszedł.
-A temu co? -Benjamin spojrzał na nią, wyglądała jakby miała wybuchnąć.
-Pewnie poszedł do toalety.
Wydawało mi się czy on jest zazdrosny?
***
-Czemu jeszcze nie startujemy? -zatrzymałam stewardesse, która akurat przechodziła obok.
-Jeszcze moment. -uśmiechnęła się i poszła dalej.
-Te linie są bezpieczne? -wbiłam się w oparcie.
-Tak samo jak wszystkie inne. Mamy jakieś 80% na bezpieczne lądowanie.
Niestety musiałam siedzieć obok Benjamina, podczas, gdy reszta była kilka rzędów za nami.
Ten idiota miał ubaw z tego, że się boję. Tyle się słyszy o tych katastrofach, nie mam pewności, że akurat mój samolot wyląduje bezpiecznie.
-Zamknij się.
-To nie zadawaj pytań.
-Boję się. -oznajmiłam, gdy kazano nam zapiąć pasy.
-Nie dziwię się.
-Benjamin.
-Jest dość pochmurno nie sądzisz? Myślę, że to chmury deszczowe.
-Boże. Co? Nie... Gdyby... Nie wystartowałby. -zamyśliłam się na chwilę. -Wystartowałby?
-Oczywiście. To tylko deszcz. Znaczy no wiesz, jeżeli będzie mgła to trochę słabo. Jeszcze ta nowa technologia... Wszystko jest zajebane robotyką, która jak wiesz ciągle się psuje. Radary, te wszystkie panele, a silniki? O kochana jak pójdzie silnik to dopiero będzie...
-Benjamin.
-Ciekawe czy nam powiedzą jak będzie się coś działo.
Poczułam jak ruszamy.
-Benjamin.
-Może nie będą siać paniki.
-Benjamin kurwa.
-Ale w sumie przed śmiercią chciałbym ci powiedzieć jak bardzo cie nie lubię.
-Benjamin, boże. Umrzemy. Ja chcę zobaczyć jeszcze Oliwkę. -zaczęłam panikować. -Mama zostanie sama. Nie przecież ja mam iść na prawo. Marzyłam o tym. Beniamin weź.-złapałam go za rękaw bluzy. -Ja chcę żyć.
-Zamknij się już.
-Benjamin, nie chcę umierać z tobą obok. Weź zawołaj tu stewardesse.
-Ogarnij się Kate.
-Ja się boję. Chcę do domu.
-Jesteś taka wkurwiająca.-przyznał.
Kazano nam rozpiąć pasy, a Benjamin przytulił mnie do siebie.
-Lepiej?
-Mhm. -mruknęłam z twarzą wciśniętą w jego bluzę.
***
-Welcome to Ibiza kurwa! -wydarłam się na lotnisku i zaczęłam sobie tańczyć.
Przeżyłam lot i jestem na Ibizie!
-Ogarnij się. -podszedł Benjamin i objął mnie ramieniem.
-Przeżyłam dupku.
-A szkoda. -uderzył mnie w pośladki i wyprzedził. Wrzuciliśmy nasze bagaże do taksówki i pojechaliśmy do naszego domu. W sumie to nie był domek, tylko jakaś pieprzona willa.
Z Leondre wbiegliśmy pierwsi, a tamta trójka wyciągałam walizki z taksówek.
Dom był piękny. Urządzony na biało z drewnianymi elementami, był telewizor na całą ścianę, basen i jakuzzi.
-Ja pierdolę. -stanęliśmy jak wryci.
-No... -spojrzeliśmy na siebie i zaczęliśmy biegać po wszystkich pomieszczeniach. Były trzy sypialnie, dwie na górze i jedna na dole. Różniły się jedynie kolorystyką. Ta na dole była czerwono czarna, a na górze jedna w odcieniach beżu, a druga szarościach z ciemnymi niebieskimi elementami. Jedyne co się w nich znajdowało to duże szafy, jeszcze większe łóżka z białą jak śnieg pościelą, a jedna ze ścian we wszystkich była oknem.
Zbiegliśmy po schodach gdzie rozglądała się już tamta trójka.
Po obejrzeniu każdego kąta domu wszyscy stwierdziliśmy, że jesteśmy zmęczeni.
-To jak śpimy? -to chyba było trzecie zdanie jakie powiedziała Samanta od rana. Cicha dziewczyna.
-Właśnie nie wiem. Może my na górze razem z Benjaminem, a Leondre i Kate na dole? -zaproponował Charlie.
Wszyscy spojrzeliśmy na niego, bo... Co kurwa?
-Heh, dlaczego mam z nim spać. Bez urazy Leondre, wiesz, że cię kocham, ale Benjamin to mój chłopak. -udawałam oburzoną, ale tak na prawdę wolałam spać z Devriesem.
-Wybacz, ale jeżeli wrócisz z brzuchem to twoja mama mnie zabije.
-Proszę? Nie życzę sobie takich uwag.
-Dobra, dobra. -uspokoił nas Devries. -Ja będę spał z wami na górze, a Kate z Benjaminem na dole. Będzie jej ciężko ciągle wchodzić po schodach. -wytłumaczył.
Atmosfera już była napięta, na szczęście wszyscy poszliśmy do swoich pokoi się wyspać.
-Założę się, że Samanta wybuchnie najpóźniej jutro rano. -zaśmiał się Benjamin, gdy byliśmy sami w pokoju.
-Nie rozumiem. Charlie sam stwierdził, że chcę z nią być, więc dlaczego teraz jest zazdrosny?
-Nie tylko laski są popieprzone.
-Najwyraźniej. -wyjęłam z walizki bluzkę i spodenki. -Odwróć się. -posłusznie wykonał polecenie, a ja mogłam się przebrać.
-Chciałbyś być z nią jeszcze? -usiadłam na łóżku i patrzyłam jak zdejmuję z siebie ubrania.
-Ty możesz na mnie patrzeć, a ja na ciebie już nie? -zaśmiał się. -Nie chcę. Chcę dać jej tylko nauczkę i pokazać, że to ona powinna żałować, a nie ja. Mnie się tak nie traktuje.
Pokiwałam głową i weszłam pod kołdrę, chłopak zrobił to chwilę po mnie.
-A ty? -spytał, gdy już leżeliśmy.
-Kocham go, ale wiem, że nie mogę mu wybaczyć.
-Przejdzie ci. -przewrócił się na brzuch i odwrócił ode mnie głowę.
No właśnie. Też chcę pokazać Charliemu, że beze mnie nie może być szczęśliwy, ale jak na razie to ja wiem, że bez niego nie jestem szczęśliwa.
Może mu na prawdę na niej zależy, a te wszystkie akcje są spowodowane przyzwyczajeniem do mnie. Bądź co bądź, jestem jakimś tam kawałkiem jego życia.
A nawet jeżeli by w końcu zrozumiał, że to ja jestem jego szczęściem to czy wrócenie do niego byłoby dobre? Może nie potrafiłabym mu wybaczyć, albo co gorsza zdradziłby mnie kolejny raz?
Nie mam pojęcia czego oczekuję. Chcę zniszczyć jego związek to na pewno, ale co dalej?
Benjamin już chrapał, a ja przewracałam się z boku i na bok i w końcu stwierdziłam, że to nie ma sensu. Poszłam do kuchni i sprawdziłam zawartość lodówki.
Tyle dobra.
Wzięłam butelkę wody i poszłam na kanapę. Mogłam się rozłożyć jak tylko chciałam, a i tak nie zajmowałam nawet jej połowy. Skończyło się tak, że leżałam z głową w dole, a nogami na oparciu i przeglądałam wszystkie kanały po kolei.
-Podczas współżycia też robisz takie pozycje? -spytał zaspany Benjamin i wszedł do kochani, która była połączona z salonem, i wziął puszkę jakiegoś napoju.
-Jesteś obleśny. -usiadłam prosto, gdy usiadł na kanapę, objął mnie ramieniem. -I ciepły.
-Gorący. -poprawił mnie.
-Pieprzony narcyz.
-Jest coś do jedzenia?
-Pełna lodówka. Weź coś sobie.
-Myślałem, że mogłabyś mi coś zrobić.-potarł moje ramię.
-Eh... Nawet na wakacjach nie mam wakacji. Jest łosoś. -wstałam i poszłam do kuchni.
-O, bardzo fajnie.
Wyjęłam z lodówki łososia, brokuły, śmietanę, czosnek i kilka przypraw.
Rzuciłam tą rybę i brokuły na talerz i zrobiłam sos. Szybko, a czy smaczne to jakoś mnie nie interesuje, on to będzie jadł. Postawiłam talerz na drewnianym stole, nalałam do szklanki coca coli i kazałam jeść.
On zje wszystko co mu się da.
-Wolniej nikt ci tego nie zabierze. -powiedziałam widząc jak połyka wszystko na raz.
-Ej to warzywo jest zajebiste.-powiedział z pełną buzią.
-To warzywo to brokuł.
-Siema, co jecie? -po schodach zbiegła Leondre.
-Brokuły, Kate zrób mu, to jest świetne. -zaczął moczyć szparagi w sosie.
-Aha?
-Daj mi. -Leondre podszedł do niego i zabrał jednego brokuła, zamoczył w sosie i zjadł. -Ej, no. Dobre. Weź mi to zrób. Proszę. -dodał widząc moją minę.
-Wiecie, że głównym składnikiem jest łosoś?
No nic, zrobiłam kolejną porcję i nakarmiłam to biedne dziecko.
Wyglądali jakby pierwszy raz w życiu widzieli brokuły.
W końcu zeszli Charlie i jego laska, poszłam się przebrać, bo czas iść na plaże. W końcu.
Makijaż nie był potrzebny, bo przecież woda i te sprawy, za to Samanta chyba nie miała zamiaru się kąpać, bo miała full tapetę.
Nasz domek praktycznie był na plaży, naprawdę mieliśmy kilkadziesiąt metrów i to było wspaniałe. Wszystko było wspaniałe, pogoda, powietrze, słońce, piasek, a plaża? Zdecydowanie cudowna. Rozglądałam się jak dziecko na dziale z zabawkami. Marzyłam o takich wakacjach.
-Podoba się, kochanie? -Benjamin przyciągnął mnie do siebie.
-Jest wspaniale. -tylko to udało mi się powiedzieć, bo byłam zafascynowana wszystkim co widzę.
Ta plaża to jakieś konkretne zadupie, z dala od kurortów i turystów. Z tego co mówił Leondre najbliższy sklep jest jakieś pół godziny stąd. Moim zdaniem to atut, plaża jest cała nasza.
Rzuciłam torbę, buty i okulary na piasek. Trzeba skorzystać z tego co mamy, a ja miałam zamiar być pierwsza.
Zdjęłam spodenki i zaczęłam biec w stronę wody. Oczywiście jak to ja darłam się w niebo głosy. Nie czułam tego, że woda była zimna, wręcz czułam jej ciepło. Gdy nie dałam rady biec po prostu do niej wskoczyłam, wynurzyłam się od razu zarzucając włosy do tyłu i odwróciłam się. Reszta już wbiegała do wody, poza Samantą, która w stroju kąpielowym stała i patrzyła się na nas.
Leondre zaczął chlapać wszystkich wodą, więc nie byliśmy mu dłużni. Długo bawiliśmy jak dzieci, chlapiąc się, nurkując, wyrzucając się do góry,by potem wpaść do wody i robiąc inne niedojrzałe rzeczy.
Podpłynęłam do Devriesa i przytuliłam go najmocniej jak potrafiłam.
-Dziękuję!
Dzięki niemu tu jestem i przypomniałam sobie ostatnio jak niedługo po tym jak się wybudziłam mówił o niespodziance dla mnie. To było to. On to zaplanował, chociaż się tym nie chwalił.
-Woo! Nie ma za co. Przecież wiesz, że ci się należało, ale to nie tylko moja zasługa, Charlie pomógł mi to załatwić.
Teraz nawet nie myślałam o tym, czy faktycznie miałam być zastąpiona Samantą, czy po prostu po tym wszystkim myślał, że nie będę chciała z nimi jechać... Nie wiem, ale jestem tu i jest wspaniale.
Podpłynęłam do blondyna i go też przytuliłam.
-Tobie też dziękuję.
-Nie ma za co.
Chciałam go już puścić, ale jeszcze chwilę mnie przytrzymał.
W końcu zaczęła boleć mnie noga, więc postanowiłam wyjść, reszta chyba była już zmęczona, bo zrobili to zaraz po mnie.
Miałam swój ręcznik między Benjaminem, a Leondre, obok niego był Charlie i nadąsana Samanta.
-Może jednak chcesz iść do wody?
To było miłe z jego strony, że jej to proponuje, samo w sobie, ale królewna poprawiła tylko okulary i zaczęła wcierać w ciało jakiś olejek.
-Na razie się poopalam. -uśmiechnęła się i położyła na plecach.
Uwielbiam się opalać, uwielbiam wszystko co można robić na plaży.
Z resztą, wygrzewanie się półnagą na słońcu jest super, nie?
-Co czytasz? -odwróciłam twarz do Benjamina.
Może jest pieprzonym dupkiem, ale jego ciało wygrywa wszystko. Charlie i Leondre to chudzielce z lekkimi zarysami mięśni, a mój chłopak ma ciało boga seksu. Szkoda, że ten charakter to wszystko rujnuje.
-Książkę.
-O czym?
-O kognitywistyce.
-Coś takiego jak socjologia?
-Coś takiego. -dupek. -Zastanawiam się nad drugim kierunkiem.
-Socjologii?
-Kognitywistyce.- chociaż tego nie widziałam przez jego okulary przeciwsłoneczne dam sobie głowę uciąć, że przekręcił oczami.
To było trochę dziwne, że mój chłopak tak ze mną rozmawia. Chamsko. Ale ten debil nawet nie potrafi udawać, że jest w zajebistym związku.
Wszystko muszę sama robić.
Stwierdziłam, że położę się na jego plecach, tak też zrobiłam. Benjamin może i za mną nie przepada, ale nadal jestem dziewczyną i pierwsze co zrobił to złapał mnie za pośladek. Wiedział, że może sobie pozwalać na takie rzeczy, bo przy nich nie nakrzyczę na niego.
Oparłam brodę na jego ramieniu i zaczęłam czytać tą książkę. Ta książka była naprawdę pisana językiem naukowym, nigdy bym nie posądziła go o czytanie czegoś takiego.
-I co kiedy jedziecie do Polski? -Leondre zaczął temat.
-A nie wiem jeszcze. Jak wrócimy do domu zacznę patrzeć loty. Trochę późno, pewnie wszystko wyjdzie drogo.
-Mieszkasz tu dwa lata? Dobrze mówisz po angielsku. -Samanta w końcu się odezwała.
-Mama jest Brytyjką. -wytłumaczyłam.
-A ojciec?
Po chuj ci to?
-Polakiem.
-Rozwiedli się? A ta Oliwka to córka twojego ojca i jego...
-Może pogramy?-szybko przerwał jej Charlie.
Nie rozumiem o co jej chodzi? Do szczęścia jej każdy szczegół dotyczący mojej rodziny?
Zeszłam z pleców Benjamina i wyjęłam z torby telefon, tak tylko, żeby sobie popatrzeć. Założyłam okulary na nos i oparłam się na łokciach.
Nie to, że mam jakiś problem z rozmową o mojej rodzinie, po prostu uważam, że ją to akurat powinno najmniej obchodzić.
Kątem oka zauważyłam, że Benjamin mi się przygląda.
Zaczął szturchać mnie w brzuch, nie było to fajne, bo kto lubi jak się mu wsadza palec w tłuszcz.
-Zostaw mnie. -uderzyłam go w dłoń, ale nadal to robił. -Głuchy jesteś? Zostaw, ja cię nie dotykam.
-Możesz dotknąć. -zaśmiał się głupio.
-Spadaj,okay?-skuliłam nogi.
-Sama tego chciałaś. -odłożył książkę, a potem śledziłam wzrokiem jak wstaje. Na pewno nie sądziłam, że złapie mnie za nogę i zacznie ciągnąć po piasku.
-Zostaw mnie! Boli mnie noga!
Oczywiście, że to była lewa noga, ale chciałam żeby mnie puścił. Szybko to zrobił i patrzył jak zareaguje. Wstałam udając, że mnie boli, a za chwile zaczęłam biec na tyle ile mogłam szybko.
-Ha! Frajer! -biegłam śmiejąc się jak głupia. Myślałam, że wygrałam, ale poczułam jak ciągnie mnie do tyłu, a potem chłopak niósł mnie pod pachą w stronę oceanu.
-Benjamin puszczaj mnie! -krzyknęłam zanim znalazłam się pod wodą, skłamałabym gdybym powiedziała, że jestem wściekła. No, bo kurde... Wrzucił mnie do wody na pieprzonej Ibizie. Przez najbliższe kilka dni nie będę zła na nikogo.
Wynurzyłam się i zabrałam włosy z twarzy.
-Wszystko okay? -popłynął do mnie i staną dokładnie na przeciwko.
-Od kiedy ty się martwisz. -przekręciłam oczami, a on położył dłonie na moich biodrach.
-Nie powinna pytać o to wszystko.
A więc o to mu chodzi.
-Nie to, że się jakoś przejmuje, ale faktycznie to nie są jej sprawy.
-Jeżeli chcesz o tym pogadać, to...
-Przestań, dobrze wiem, że masz to w dupie. To, że moi rodzice się rozwiedli to nic takiego.
Benjamin złapał mnie za pośladki i przycisnął do siebie, doskonale wiedział, że oni na nas patrzą.
-Na pewno?
-Tak i przestań wbijać palce.
-Przepraszam, masz zajebisty tyłek.
-Debil. -przekręciłam oczami. -Śmiesznie wyglądasz z grzywką na czole. -zaśmiałam się i zgarnęłam mu ją do tyłu.
-Myślisz że to dobry moment na pocałunek? -wskazał oczami na trójkę na plaży.
-O nie... Zawsze pchasz ten jęzor w moje gardło.
-Suka. -wbił się w moje usta i oczywiście na złość mi pchał ten jęzor.
-Idziemy? -pociągnął mnie za rękę.
-Ej, mam pomysł.
-O nie.
-Zrobimy zamek z piasku?
Odwrócił się do mnie, zamknął oczy i krótko się zaśmiał.
-Weź Leo, biedny nie ma co robić.
Miał rację Leondre siedzi te kilka dni z dwoma parami, niekorzystne położenie dla niego.
Pobiegłam do Devriesa i wycisnęłam wodę z włosów na jego rozgrzane plecy. Pisnął jak dziewczynka.
-Kate! Spadaj okay? -odwrócił do mnie głowę.
-Chodź. -pociągnęłam go za nogę.
-Po co?
-Nie mogę powiedzieć.
Udając niechęć wstał i poszliśmy na brzeg. Kazałam mu usiąść i zrobiłam to samo.
-Zrobimy najlepszy zamek z piasku na świecie. -oznajmiłam.
-Woo! -to była jego reakcja.
Uwielbiam w nim to, że jest tak samo dziecinny jak ja. Długo siedzieliśmy budując najlepszy zamek na świecie. Udało nam się, był piętrowy, miał cztery wieże i dostęp do morza, ale i tak ciągle go ulepszaliśmy. Czas leciał niezwykle szybko.
-Dzieci do domu! -podbiegł do nas Charlie klaszcząc w dłonie.
-Nie skończyliśmy. -oznajmiłam gładząc jedną ścianę zamku.
-Benjamin zdążył się wyspać, a my już jesteśmy głodni.
-To idźcie my zaraz przyjdziemy.
-Ja też jestem głodny. -Leondre wstał i zaczął otrzepywać się z błota.
-Ej no...
-Jesteś brudna.
-Ty też.
-Noi.
-Weź jeszcze ze mną zostać. Co jeśli ktoś zniszczy nasz zamek? -wydęłam dolną wargę, a on westchnął. Byłam pewna, że ze mną zostanie, ale nie tym razem. Ten gówniarz popchnął mnie, a że kucałam wpadłam w nasz zamek.
Zaczęli się śmiać, ale moja twarz w błocie na pewno nie była zabawna.
Przewróciłam się na plecy, a potem usiadłam plując piaskiem.
Spojrzałam na niego groźnie i już wiedział, że musi uciekać. Nie miałam zamiaru go gonić.
Cała w błocie powoli wróciłam do domu. Bez pukania weszłam do łazienki.
-Ej! Biorę prysznic! -wydarł się. Szyba od prysznica była matowa więc nic nie widziałam, ale zrobiłam mu mały żarcik.
Zabrałam jego ciuchy, ręcznik i wyszłam. Zorientował się po pięciu minutach i zaczął krzyczeć na cały dom.
-Należało ci się!-owinęłam mocniej ręcznik na swoim ciele.
-Wyjdę! -powiedział jakby to miała być groźba.
-Śmiało. -wzruszyłam ramionami.
-Chętnie popatrzę.-zaśmiała się Samanta. Naprawdę nie chciałam pokazać, że to mnie bawi, ale kąciki ust same się uniosły.
-Ja nie. Kate oddaj mu to. -wtrącił się Benjamin.
-Nie. Wrzucił mnie w błoto i zajął łazienkę, teraz ponosi karę. Leondre śmiało, wychodź!
-Zabiję cię!
-Myślicie, że wyjdzie? -spytała Samanta.
-Wyyyjdzie.
I wyszedł, ale niestety znalazł jakiś ręcznik.
-Nienawidzę cię. -burknął i poszedł na górę.
-Koniec przedstawienia. -dziewczyna poszła za nim, do swojego pokoju.
***
Wakacje są super, ale ludzie do dupy. Siedziałam sama z Leondre, bo wszyscy poszli spać. Czy oni przyjechali tu spać?
-Jutro po koncercie możemy iść na miasto, bo dzisiaj to i tak nie ma sensu.
-No. -przytaknęłam pakując garść popcornu do buzi.
-Dawno nie byłaś na naszym koncercie.
-No.
-Mam nadzieję, że cię nie zawiedziemy.
-No.
-W sumie to nic się nie zmieniło poza piosenkami.
-Denerwujesz się? -spojrzałam na niego.
Moja głowa leżała na jego udzie, a on prawie ciągnął za moje włosy.
-Troszkę.
-Nie potrzebnie. Widziałam nagarnie z waszego koncertu. Jesteście jeszcze lepsi. -uśmiechnęłam się.
-Myślałaś kiedyś o swojej karierze?
-Mojej? Dlaczego mojej?
-Fantastycznie śpiewasz.
-E tam, mogę sobie śpiewać w domu, a nie dla ludzi.
-A propo śpiewania w domu, obudziłaś mnie dzisiaj swoim piskiem.
-Przed chwilą powiedziałeś, że potrafię śpiewać.
-Ej, robimy younow?
-Zrób z Charliem. Nie mam dziś ochoty czytać wyzwisk.
-Jeżeli chociaż raz będą pisać o tobie coś niemiłego wyłączamy. -przyłożył rękę do serca.
Na prawdę nie chciałam pokazywać się jego fankom, ale kim bym była gdybym się nie zgodziła?
***
Byłam zdziwiona to mało powiedziane, czułam się jak inna osoba. Nie było ani jednego złego słowa skierowanego do mnie. Komentarze w większości były typu "dobrze, że wróciłaś do zdrowia". Były też pytania o szczegóły mojego wypadku, których nie chciałam zdradzać, dużo o Samancie, która teraz jest obiektem hejtu.
Najgorsze było, gdy zszedł Charlie. Podszedł z tyłu kanapy i pochylił się, żeby było go widać.
-Cześć wszystkim. -przywitał się i dopiero się zaczęło.
Dlaczego nie jesteście razem?
Przyjaźnicie się?
Kate bardziej do ciebie pasuje.
I dużo, dużo więcej.
-Przyjaźnimy się. -powiedział i objął mnie ramieniem.
Tak, Kate, to przyjaźń.
Niedługo po tym skończyliśmy younow, bo wstał Benjamin i zaczął się popisywać.
Przygotowaliśmy jedzenie, napoje niskoprocentowe i włączyliśmy telewizor.
Oparłam się plecami o klatkę piersiową Benjamina, a on złapał moją twarz żeby mnie pocałować. Na prawdę już mam gdzieś to, że go całuje, to już stało się normalne.
-Przestań. -odepchnęłam go gdy uderzył swoimi zębami o moje.
-No dobra już. -zrobił dziubek, chciałam go pocałować, ale ten debil próbował ugryźć moje zęby.
-Jesteś idiotą. -zaśmialiśmy się.
-Ale mnie kochasz.-tym razem normalnie musnął moje wargi i już normalnie usiadłam.
Wiem, że to wszystko udawane, mimo wszystko dziwnie słyszeć te słowa i to na dodatek z jego ust.
-Możecie zamknąć mordy, chcę oglądać. -powiedział zdenerwowany Charlie i zrobił sobie drinka.
Film był o przyszłości, latające samochody, jakieś procesory, które utrzymują świat w egzystencji są zepsute... Nie moja bajka.
Benjamin jeździł palcem po mojej bliźnie na brzuchu ciągle i ciągle jakby chciał w nim zrobić dziurę, ale w sumie po pewnym czasie zrobiło się to przyjemne.
***
Gdy się obudziłam było nadal ciemno, Benjamin chrapał, a ja czułam ból w nodze za każdym razem kiedy wykonywałam chociaż najmniejszy ruch. Zebrałam w sobie siły i wyszłam z pokoju po leki. Trochę się przestraszyłam gdy zobaczyłam, że telewizor jest włączony, ale po chwili z kanapy podniósł się Charlie od razu zauważyłam, że nie jest trzeźwy.
-Wszystko okay? -szepnął i zmierzwił swoje włosy. Uwielbiam, gdy są w takim nieładzie.
-Tak, noga mnie trochę boli, ale...
-Noga? -szybko do mnie podszedł ze zmartwioną miną, a przecież to nic takiego. -Mocno boli?
-Nie, wezmę leki i pójdę spać. -próbowałam go uspokoić, ale szybko zaprowadził mnie na kanapę i przyniósł mi leki przeciwbólowe.
Siedział obok mnie i patrzył jakby miał zdarzyć się jakiś cud.
-Lepiej?
-Wiesz, że to zadziała dopiero po chwili.
-No tak tak.
-Dlaczego nie śpisz? Która jest w ogóle?
-Druga piętnaście. Jakoś nie mogłem zasnąć.
-I oglądałeś pornole? -zaśmiał się.
-Program o nastoletnich matkach. -tym razem ja się śmiałam. -Z obserwacji... Nie polecam.
-Nie planuje przecież.
-Nie zawsze się planuje... -spuścił na chwilę wzrok. -Mogę cię o coś zapytać? Tylko się nie obraź.
-Trochę się boję...
-Czu ty i on? No wiesz, robicie to? -spytał patrząc mi w oczy, było bardzo ciężko powstrzymać się od pokazania obrzydzenia.
Mam go okłamać w tej sprawie, czy to będzie już przegięcie? Jeżeli bym widziała, czy oni to robią, też bym tak powiedziała, ale nie wiem.
-To prywatna sprawa.
-Wiem. Ale chciałbym, żebyś była szczęśliwa i wiem, że on nie da ci tego szczęścia.
Niepłaczniepłaczniepłacz.
-Jestem szczęśliwa Charlie.
To był ten moment, kiedy zobaczyłam, że to go zraniło. Widziałam to w jego oczach, jego drżącą szczęke i klatke piersiowąm która zaczęła się szybciej unosić.
Zgubiło mnie to, że...przytulił mnie. Po tym jak powiedziałam, że jestem szczęśliwa z innym on mnie przytulił. Mocno, czule, głaskał moje włosy. Wszystko było sprzeczne.
Serce pękło mi na tysiąc kawałków, gdy pociągnął nosem. On był bliski płaczu, ja byłam bliska płaczu, ale nikt nie wypuścił ani jednej łzy.
Kocham go tak bardzo.
Żadne z nas chyba nie chciało rozmawiać, po prostu położyliśmy się wtuleni w siebie.
Chcę tak zostać do końca życia.
-Kate, nadal cię kocham.
-Pójdę już spać. -szybko wygramoliłam się z jego uścisku, bo poczułam, że zaraz się rozpłaczę.
Chłopka też usiadł, przeczesał dłonią swoje włosy i pokiwał głową.
Poszłam do swojego łóżka i otuliłam się kołdrą.
-Gdzie byłaś? -szepnął Benjamin.
-Charlie powiedział, że mnie kocha. -zaszlochałam. Teraz mogę płakać ile chcę.
Brunet przytulił mnie od tyłu i złapał za dłoń.
-Pamiętasz w jak chujowy sposób cię zostawił? Byłaś po wypadku, a on znalazł sobie inną.
On ma rację. Jestem zakochaną desperatką.
-A jeżeli powiem mu, że też go kocham? Może...
-Przestań ryczeć, on ma cię w dupie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Siemson!
Jak życie? W końcu wolne, co?
No i jak podoba się rozdział?
Samanta to Samanta, Charlie coś odpierdziela, Kate nie wie co sie dzieje, a Benjamin...
Macie ogólnie jakieś spekulacje? co się może dziać?
chcętnie poczytam xd
-Kate xx
czwartek, 6 kwietnia 2017
8.
Obudziłam się nie sama, na początku byłam zdezorientowana, ale od razu wiedział kto to jest.
-Leondre.-uśmiechnęłam się nadal z zamkniętymi oczami i przytuliłam się do jego klatki piersiowej.
-Kate... Dlaczego ty mu na to pozwalasz? -szepnął i wydawało się jakby pytał o jakąś na prawdę wielką sprawę.
-Co? -wyszłam z jego uścisku i się rozciągnęłam.
-Nie udawaj, że nie wiesz o co chodzi.-usiadł przodem do mnie.
-Na prawdę nie wiem, co ja znowu zrobiłam?
Westchnął lekko zdenerwowany, a potem dotknął opuszkiem palców rozcięcia na mojej brwi.
-Na ręku masz ślad dłoni, Kate nie oszukasz mnie. -powiedział z zaszklonymi oczami.
-Leondre. -również usiadłam i złapałam go za dłoń, bo to na prawdę miłe, że się o mnie martwi. -Benjamin nic mi nie zrobił, pośliznęłam się i tyle.
-Dlaczego nie chcesz nic powiedzieć? Co? Pomógłbym ci. Dlaczego ty z nim w ogóle jesteś?
-Benjamin nic mi nie zrobił.
-Nie wierzę ci, wiem co zrobił...
-Samancie? -lekko uniosłam głos, bo oczywiście jej nienawidzę. -Wierzysz jej, a nie mi?! -puściłam jego dłoń i wstałam. -Mówiłeś, że to ja jestem twoją przyjaciółką... Ale widzę co się dzieje, nie musisz mnie okłamywać. Na prawdę jeżeli ona jest warta więcej niż nasza przyjaźń, to śmiało! Bądź jak Charlie, zostaw mnie samą! Przecież jestem bezużyteczną Kate, która sześć miesięcy leżała w szpitalu. Nigdy w życiu nie pomyślałabym, że zostawiasz mnie w takim momencie Leondre. -patrzyłam na niego ze łzami w oczach, ale nie miałam zamiaru płakać, już nie.
-Przestań ciągle to powtarzać! -krzyknął z zamkniętymi oczami, tak głośno, że aż się wzdrygnęłam. -Nie zostawiłem cię! Codziennie chodziłem do szpitala i codziennie myślałem, że to ostatni dzień kiedy tam będę! Wiem, że każdy obwiniał mnie za ten cholerny wypadek, ale ja na prawdę nie chciałem. Nie chciałem żeby coś ci się stało. Ciągle coś się zmieniało, na początku nie było wiadomo, czy przeżyjesz, potem że przeżyjesz, ale będziesz kaleką... -zaczął płakać. -Bałem się, że jak się wybudzisz to znienawidzisz mnie. Ale ja na prawdę nie chciałem, żeby cokolwiek się stało. -zapłakany usiadł na łóżku i schował twarz w dłonie. Zawsze był wrażliwy, ale przy tym co powiedział sama się rozpłakałam. Usiadłam obok niego i wtuliłam twarz w jego szyję.
-Leondre wszystko jest w porządku nie żałuję tego, że cię uratowałam.
-Nie jest w porządku. Przeze mnie nie było cię sześć miesięcy, masz problemy z nogą, zniszczyłem wasz związek... Wyrzuty sumienia mnie niszczą, nie chciałem żebyś mnie ratowała. -wybuchł głośnym płaczem.
-Leondre spójrz na mnie. -złapałam jego policzki w dłonie. -Leondre nie jesteś niczemu winien. -uśmiechnęłam się przez łzy. -To był mój wybór i prawdopodobnie najlepszy w życiu. Nie obwiniaj się, bo ja tego nie żałuję. Spełniasz marzenia i o to mi chodziło, wiem, że nie zmarnujesz drugiej szansy. A Charlie? Zrobił co chciał zrobić. Gdyby mnie kochał czekałby na mnie. Tylko co ona takiego ma w sobie?
-Wierz mi Kate, nienawidzę jej całym sercem, ale nie zmienia to faktu, że trzeba było jej pomóc.
-Benjamin jej nigdy nie uderzył.
-Tak jak ciebie? -dotknął mojej rany.
-Mówię prawdę.
-A siniak? To też od upadku?
-Coś się wydarzyło... -przekręciłam oczami. -To na prawdę nic.
-Jak mam ci wierzyć jak nie mówisz mi wszystkiego?
-Eh... Wczoraj na imprezie jakiś chłopak się do mnie dobierał i musiał mnie za mocno złapać za rękę. Cała prawda.
-Dlaczego ci nie wierzę. -zmrużył oczy.
-Bo jesteś głupkiem. Leondre, myślisz, że dałabym się komukolwiek uderzyć? -chłopak wypuścił powietrze z ust. -No właśnie. Jest nam razem dobrze.
Rozmowę przerwało nam pukanie do otwartych drzwi pokoju.
Odwróciłam się i zobaczyłam Charliego, w białej koszuli marynarce i jeansach.
Szybko wytarłam policzki i znów spojrzałam na Devriesa.
-Przepraszam Kate, ale nie wierzę ci. -spuścił wzrok.
-Więc zadzwoniłeś po Charliego? -zakpiłam. -Mówię ostatni raz, BENJAMIN MNIE NIE UDERZYŁ. -oznajmiam lekko poddenerwowana.
Blondyn podszedł do mnie, z bólem w oczach obejrzał moją ranę na brwi i siniaka na ręku.
Czy na prawdę jestem taką sierotą, że ludzie myślą, że ktoś mnie bije?
-Zabiję go. -szepnął. A ja zmarszczyłam brwi. Dla mnie to było totalnie absurdalne, siniak jest od tego, że ten pieprzony Finn mnie za mocno złapał, a tę ranę sama sobie zrobiłam.
-Zabiję. -powtórzył, odwrócił się i wyszedł z mojego pokoju.
Wybiegłam za nim, ale oczywiście z moją nogą byłam wolniejsza. Gdy wyszłam z domu on był już w samochodzie.
Nie przejęłam się tym, że pada i wyszłam przed maskę samochodu.
Ogarnęłam włosy, które się przykleiły do mojej twarzy.
-Mówiłem ci, że to nie jest chłopak dla ciebie! Mówiłem ci to kurwa! Ale ty oczywiście musisz być mądrzejsza! -zaczął, gdy wysiadł z samochodu. -Idź do domu przeziębisz się!
Serio w tym momencie mówi mi o przeziębieniu?
-Benjamin mi nic nie zrobił! -wykrzykując to pochyliłam się lekko do przodu, żeby wyglądać bardziej stanowczo.
-Dlaczego go bronisz?!
-Bo to prawda!
-Skąd masz to na brwi, na ręku! Kate nie jestem głupi!
-Jakiś gość na imprezie mnie zaczepił i stąd ten siniak! -wydarłam się jeszcze głośniej. Otworzyłam oczy, Charlie stał trochę zmieszany z grzywką, która mokra była już na jego czole.
-Do domu. -rozkazał, a sam wsiadł do samochodu żeby wyjąć kluczyki.
Nie ruszyłam się do momentu dopóki nie zamknął samochodu, objął mnie ramieniem i sam wprowadził do domu.
-Leondre daj jej jakiś ręcznik. -burknął.
Dopiero gdy dostałam ręcznik poczułam, że cała się trzęsę. -Idź się przebierz.
-Możesz mi nie rozkazywać?-odpyskowałam tak samo obojętnym tonem.
-Nie, bo jesteś nieodpowiedzialną gówniarą.
-Aha? Przypominam, że byłeś z tą nieodpowiedzialną gówniarą.
-Gdybyś była ze mną nie pozwoliłbym nikomu cię dotknąć. -powiedział patrząc mi w oczy i zaczął zdejmować marynarkę, a potem rozpinać koszulę.
Poszłam na górę, gdzie się osuszyłam i przebrałam.
Słyszałam, że są w moim pokoju, więc nie zdziwiłam się gdy zobaczyłam Charliego w ciuchach, które zostawił u mnie dawno temu.
-Będę się już zbierał, mama po mnie podjedzie. -oznajmił mój przyjaciel, lekko się uśmiechnął i wyszedł.
-A ty? -spojrzałam na blondyna.
-Musimy porozmawiać. Siadaj. Kim był ten chłopak?
-Nie będziesz mi rozkazywał. -oburzyłam się.
-Dobrze, przepraszam. Usiądź. -poklepał materac obok siebie. Usiadłam po turecku przodem do niego.
-Kto ci to zrobił? -wskazał na ranę.
-To akurat zrobiłam sobie sama. Pośliznęłam się po kąpieli i tyle. A ten siniak. -wskazałam na rękę. -Jakiś typ w klubie był pijany i... No. Nie znam go. -skłamałam.
-Zawsze musisz wpaść w jakieś kłopoty...
-Nie musisz już się tym przejmować.
-Muszę. -powiedział szybko. -Przyjaźnimy się przecież.
-To nazywasz przyjaźnią? Nie przyjaźnimy się Charlie, kiedyś byliśmy razem i na tym się skończyło.
-Moglibyśmy być przyjaciółmi.
-Po tym wszystkim? -wyśmiałam go, ale potem pomyślałam o planie Benjamina. -Nie wiem Charlie czy to się uda.
-Jeżeli chcesz...
-Spróbujmy. -uśmiechnęłam się co odwzajemnił.
-Chodź tu. -rozłożył ramiona, a ja chętnie się do niego przytuliłam. -Cała się trzęsiesz.
-Bo mi zimno. -powiedziałam jak dziecko. Charlie podniósł kołdrę i wepchnął mnie pod nią za chwilę dołączając do mnie.
-Gdzie byłeś? -spytałam przyciskając kołdrą do brody.
-U Sam. Mieliśmy romantyczną kolację. -przekręcił oczami.
-To dlaczego... Nie powinieneś jej zostawiać.
-Może i nie powinienem, ale to, że nie jesteśmy już razem nie oznacza, że nie jesteś już dla mnie ważna. -uśmiechnął się.
On sobie kurwa żartuje?
Miałam milion myśli na minutę.
Może mamy jeszcze szansę i to jest znak?
A może tak po prostu powiedział?
-Nie mów tak...
-Dlaczego? Chce żebyś wiedziała...-dotknął mojego policzka.
-Nie Charlie. -zabrałam jego dłoń. -To nie fair w stosunku do Samanty i Benjamina.
-Nic złego nie robimy. -zaśmiał się krótko.
Chcę go nienawidzić, a to, że jest taki wspaniały nie pomaga.
-Po prostu... Bez tych wszystkich gestów. Przyjaciele.
-Przyjaciele. -powtórzył jakby zawiedziony.
-Może wino na zgodę?
-Nie możesz pić.
-Boże, Charlie. Możesz przestać udawać odpowiedzialnego?
-Dbam o ciebie, skoro sama nie potrafisz.
-Jeżeli nie chcesz to nie. Sama wypiję. -wstałam i skierowałam się na schody.
-Nie no... Mogę wypić.
***
-Albo jak pijanego ewakuowaliśmy cię do mnie. -wybuchłam śmiechem przypominając sobie tę noc. Tak właśnie jest jak się napijesz z bliską ci osobą, wspominacie wszystko co się da.
-O matko! Byłem taki zły, że mnie do ciebie zabrali. Nienawidziłem cię!
-Wiem, dlatego to było zabawne.
-Potem przyszedłem do ciebie żalić się na fanów... Teraz jak na to patrzę to mi wstyd.
-Może trochę. -zaśmialiśmy się. -Ale wtedy zobaczyłam w tobie kogoś więcej niż głupią gwiazdę.-przyznałam i napiłam się kolejnego już wina.
-Serio tak o mnie myślałaś? -oburzył się. -Ale nie będę tym złym... Ja myślałem, że jesteś kolejną zapatrzoną w siebie królewną. -uderzyłam go w ramię, ale nadal się śmiałam. -Nie żałuję, że przyszedłem wtedy do ciebie. Zakochałem się. -dodał po chwili i złapał kosmyk moich włosów i zaczął go okręcać na swoim palcu.
Spuściłam wzrok i otworzyłam usta, ale stwierdziłam, że nie mam nic do powiedzenia.
-Gdzie twoja mama? -zmienił temat.
-W Londynie, wraca po jutrze.
-Nie smutno ci tu samej?
-Benjamin często tu jest, może za często, bo przecież studiuje.
-Na prawdę jesteś z nim szczęśliwa?
Mogę być szczęśliwa tylko z tobą durniu.
-Na prawdę.
-Wiesz, że...
-Wiem o co ci chodzi. Benjamin nie jest pod żadnym względem agresywny.-oczywiście, że jest. -Jest miły, kochany, wyrozumiały... -będę musiała się z tego wyspowiadać.
-Chcę żebyś była szczęśliwa, ale na pewno nie z nim.
-Po tym wszystkim nie masz prawa wypowiadać się na ten temat. -przełknęłam głośno ślinę.
-Wiem, ale obiecałem coś sobie i... -zamknął na chwilę oczy. -Jest już późno, chodźmy spać. -wstał i zabrał z mojej ręki butelkę, żeby ją odstawić. -Wstawaj.-wyciągnął do mnie dłonie za które złapałam i wstałam. Chyba oboje zapatrzyliśmy się na nasze tatuaże.
-Możesz wybrać sobie pokój. -zaśmiałam się, gdy byliśmy już w moim pokoju.
-Czuję się jak w hotelu. Wybieram ten.
-To mój pokój.
-No właśnie. -zdjął koszulkę i skarpetki, a potem wpakował się do mojego łóżka.
Uwielbiam z nim spać, ale teraz to jest co najmniej nieodpowiednie. Z resztą cała ja jestem nieodpowiednia, więc poszłam się przebrać i weszłam do swojego łóżka.
Blondyn od razu przytulił się do moich pleców.
-Samanta pewnie była zła.
-Była.
-Nie sądzisz, że to nie jest fair?
-Uważam, że nie fair jest to, że nie pozwala mi utrzymywać kontaktu z tobą i Leondre.
-Dlaczego ona to robi?
-Nie mam pojęcia, może po prostu boi się mnie stracić. Ma tylko mnie.
Owinęła sobie go wokół palca. Tak jak mówił Benjamin, pokazała się jako ofiara, skrzywdzone dziecko, a on głupi to łyka. Proszę bardzo niech będzie w tym fałszywym związku .
***
Wstałam oczywiście pierwsza i oczywiście moim obowiązkiem było zrobienie śniadania.
Kompletnie mi się nie chciało nic robić, więc stwierdziłam, że z kanapkami będzie najszybciej. Wyjęłam wszystko i powoli zaczęłam przygotowywać. Już skończyłam, zaczęłam po sobie sprzątać, ale poczułam ciepłe dłonie, które wślizgnęły się pod moją bluzkę i zostały na brzuchu.
Charlie położył podbródek na moim ramieniu, a mi zrobiło się gorąco. Uwielbiałam to, gdy zaraz po wstaniu schodził na dół i przytulał mnie właśnie w ten sposób.
-Dzień dobry. -szepnął zachrypniętym głosem i... Cholera, czy on to robi specjalnie?
-Zzrobiłam śniadanie. -za jąkałam się.
-Dziękuję. -pocałował mnie w policzek, a ja podskoczyłam jak poparzona.
Złapałam talerz z kanapkami i szybko poszłam na kanapę.
-Leondre.-uśmiechnęłam się nadal z zamkniętymi oczami i przytuliłam się do jego klatki piersiowej.
-Kate... Dlaczego ty mu na to pozwalasz? -szepnął i wydawało się jakby pytał o jakąś na prawdę wielką sprawę.
-Co? -wyszłam z jego uścisku i się rozciągnęłam.
-Nie udawaj, że nie wiesz o co chodzi.-usiadł przodem do mnie.
-Na prawdę nie wiem, co ja znowu zrobiłam?
Westchnął lekko zdenerwowany, a potem dotknął opuszkiem palców rozcięcia na mojej brwi.
-Na ręku masz ślad dłoni, Kate nie oszukasz mnie. -powiedział z zaszklonymi oczami.
-Leondre. -również usiadłam i złapałam go za dłoń, bo to na prawdę miłe, że się o mnie martwi. -Benjamin nic mi nie zrobił, pośliznęłam się i tyle.
-Dlaczego nie chcesz nic powiedzieć? Co? Pomógłbym ci. Dlaczego ty z nim w ogóle jesteś?
-Benjamin nic mi nie zrobił.
-Nie wierzę ci, wiem co zrobił...
-Samancie? -lekko uniosłam głos, bo oczywiście jej nienawidzę. -Wierzysz jej, a nie mi?! -puściłam jego dłoń i wstałam. -Mówiłeś, że to ja jestem twoją przyjaciółką... Ale widzę co się dzieje, nie musisz mnie okłamywać. Na prawdę jeżeli ona jest warta więcej niż nasza przyjaźń, to śmiało! Bądź jak Charlie, zostaw mnie samą! Przecież jestem bezużyteczną Kate, która sześć miesięcy leżała w szpitalu. Nigdy w życiu nie pomyślałabym, że zostawiasz mnie w takim momencie Leondre. -patrzyłam na niego ze łzami w oczach, ale nie miałam zamiaru płakać, już nie.
-Przestań ciągle to powtarzać! -krzyknął z zamkniętymi oczami, tak głośno, że aż się wzdrygnęłam. -Nie zostawiłem cię! Codziennie chodziłem do szpitala i codziennie myślałem, że to ostatni dzień kiedy tam będę! Wiem, że każdy obwiniał mnie za ten cholerny wypadek, ale ja na prawdę nie chciałem. Nie chciałem żeby coś ci się stało. Ciągle coś się zmieniało, na początku nie było wiadomo, czy przeżyjesz, potem że przeżyjesz, ale będziesz kaleką... -zaczął płakać. -Bałem się, że jak się wybudzisz to znienawidzisz mnie. Ale ja na prawdę nie chciałem, żeby cokolwiek się stało. -zapłakany usiadł na łóżku i schował twarz w dłonie. Zawsze był wrażliwy, ale przy tym co powiedział sama się rozpłakałam. Usiadłam obok niego i wtuliłam twarz w jego szyję.
-Leondre wszystko jest w porządku nie żałuję tego, że cię uratowałam.
-Nie jest w porządku. Przeze mnie nie było cię sześć miesięcy, masz problemy z nogą, zniszczyłem wasz związek... Wyrzuty sumienia mnie niszczą, nie chciałem żebyś mnie ratowała. -wybuchł głośnym płaczem.
-Leondre spójrz na mnie. -złapałam jego policzki w dłonie. -Leondre nie jesteś niczemu winien. -uśmiechnęłam się przez łzy. -To był mój wybór i prawdopodobnie najlepszy w życiu. Nie obwiniaj się, bo ja tego nie żałuję. Spełniasz marzenia i o to mi chodziło, wiem, że nie zmarnujesz drugiej szansy. A Charlie? Zrobił co chciał zrobić. Gdyby mnie kochał czekałby na mnie. Tylko co ona takiego ma w sobie?
-Wierz mi Kate, nienawidzę jej całym sercem, ale nie zmienia to faktu, że trzeba było jej pomóc.
-Benjamin jej nigdy nie uderzył.
-Tak jak ciebie? -dotknął mojej rany.
-Mówię prawdę.
-A siniak? To też od upadku?
-Coś się wydarzyło... -przekręciłam oczami. -To na prawdę nic.
-Jak mam ci wierzyć jak nie mówisz mi wszystkiego?
-Eh... Wczoraj na imprezie jakiś chłopak się do mnie dobierał i musiał mnie za mocno złapać za rękę. Cała prawda.
-Dlaczego ci nie wierzę. -zmrużył oczy.
-Bo jesteś głupkiem. Leondre, myślisz, że dałabym się komukolwiek uderzyć? -chłopak wypuścił powietrze z ust. -No właśnie. Jest nam razem dobrze.
Rozmowę przerwało nam pukanie do otwartych drzwi pokoju.
Odwróciłam się i zobaczyłam Charliego, w białej koszuli marynarce i jeansach.
Szybko wytarłam policzki i znów spojrzałam na Devriesa.
-Przepraszam Kate, ale nie wierzę ci. -spuścił wzrok.
-Więc zadzwoniłeś po Charliego? -zakpiłam. -Mówię ostatni raz, BENJAMIN MNIE NIE UDERZYŁ. -oznajmiam lekko poddenerwowana.
Blondyn podszedł do mnie, z bólem w oczach obejrzał moją ranę na brwi i siniaka na ręku.
Czy na prawdę jestem taką sierotą, że ludzie myślą, że ktoś mnie bije?
-Zabiję go. -szepnął. A ja zmarszczyłam brwi. Dla mnie to było totalnie absurdalne, siniak jest od tego, że ten pieprzony Finn mnie za mocno złapał, a tę ranę sama sobie zrobiłam.
-Zabiję. -powtórzył, odwrócił się i wyszedł z mojego pokoju.
Wybiegłam za nim, ale oczywiście z moją nogą byłam wolniejsza. Gdy wyszłam z domu on był już w samochodzie.
Nie przejęłam się tym, że pada i wyszłam przed maskę samochodu.
Ogarnęłam włosy, które się przykleiły do mojej twarzy.
-Mówiłem ci, że to nie jest chłopak dla ciebie! Mówiłem ci to kurwa! Ale ty oczywiście musisz być mądrzejsza! -zaczął, gdy wysiadł z samochodu. -Idź do domu przeziębisz się!
Serio w tym momencie mówi mi o przeziębieniu?
-Benjamin mi nic nie zrobił! -wykrzykując to pochyliłam się lekko do przodu, żeby wyglądać bardziej stanowczo.
-Dlaczego go bronisz?!
-Bo to prawda!
-Skąd masz to na brwi, na ręku! Kate nie jestem głupi!
-Jakiś gość na imprezie mnie zaczepił i stąd ten siniak! -wydarłam się jeszcze głośniej. Otworzyłam oczy, Charlie stał trochę zmieszany z grzywką, która mokra była już na jego czole.
-Do domu. -rozkazał, a sam wsiadł do samochodu żeby wyjąć kluczyki.
Nie ruszyłam się do momentu dopóki nie zamknął samochodu, objął mnie ramieniem i sam wprowadził do domu.
-Leondre daj jej jakiś ręcznik. -burknął.
Dopiero gdy dostałam ręcznik poczułam, że cała się trzęsę. -Idź się przebierz.
-Możesz mi nie rozkazywać?-odpyskowałam tak samo obojętnym tonem.
-Nie, bo jesteś nieodpowiedzialną gówniarą.
-Aha? Przypominam, że byłeś z tą nieodpowiedzialną gówniarą.
-Gdybyś była ze mną nie pozwoliłbym nikomu cię dotknąć. -powiedział patrząc mi w oczy i zaczął zdejmować marynarkę, a potem rozpinać koszulę.
Poszłam na górę, gdzie się osuszyłam i przebrałam.
Słyszałam, że są w moim pokoju, więc nie zdziwiłam się gdy zobaczyłam Charliego w ciuchach, które zostawił u mnie dawno temu.
-Będę się już zbierał, mama po mnie podjedzie. -oznajmił mój przyjaciel, lekko się uśmiechnął i wyszedł.
-A ty? -spojrzałam na blondyna.
-Musimy porozmawiać. Siadaj. Kim był ten chłopak?
-Nie będziesz mi rozkazywał. -oburzyłam się.
-Dobrze, przepraszam. Usiądź. -poklepał materac obok siebie. Usiadłam po turecku przodem do niego.
-Kto ci to zrobił? -wskazał na ranę.
-To akurat zrobiłam sobie sama. Pośliznęłam się po kąpieli i tyle. A ten siniak. -wskazałam na rękę. -Jakiś typ w klubie był pijany i... No. Nie znam go. -skłamałam.
-Zawsze musisz wpaść w jakieś kłopoty...
-Nie musisz już się tym przejmować.
-Muszę. -powiedział szybko. -Przyjaźnimy się przecież.
-To nazywasz przyjaźnią? Nie przyjaźnimy się Charlie, kiedyś byliśmy razem i na tym się skończyło.
-Moglibyśmy być przyjaciółmi.
-Po tym wszystkim? -wyśmiałam go, ale potem pomyślałam o planie Benjamina. -Nie wiem Charlie czy to się uda.
-Jeżeli chcesz...
-Spróbujmy. -uśmiechnęłam się co odwzajemnił.
-Chodź tu. -rozłożył ramiona, a ja chętnie się do niego przytuliłam. -Cała się trzęsiesz.
-Bo mi zimno. -powiedziałam jak dziecko. Charlie podniósł kołdrę i wepchnął mnie pod nią za chwilę dołączając do mnie.
-Gdzie byłeś? -spytałam przyciskając kołdrą do brody.
-U Sam. Mieliśmy romantyczną kolację. -przekręcił oczami.
-To dlaczego... Nie powinieneś jej zostawiać.
-Może i nie powinienem, ale to, że nie jesteśmy już razem nie oznacza, że nie jesteś już dla mnie ważna. -uśmiechnął się.
On sobie kurwa żartuje?
Miałam milion myśli na minutę.
Może mamy jeszcze szansę i to jest znak?
A może tak po prostu powiedział?
-Nie mów tak...
-Dlaczego? Chce żebyś wiedziała...-dotknął mojego policzka.
-Nie Charlie. -zabrałam jego dłoń. -To nie fair w stosunku do Samanty i Benjamina.
-Nic złego nie robimy. -zaśmiał się krótko.
Chcę go nienawidzić, a to, że jest taki wspaniały nie pomaga.
-Po prostu... Bez tych wszystkich gestów. Przyjaciele.
-Przyjaciele. -powtórzył jakby zawiedziony.
-Może wino na zgodę?
-Nie możesz pić.
-Boże, Charlie. Możesz przestać udawać odpowiedzialnego?
-Dbam o ciebie, skoro sama nie potrafisz.
-Jeżeli nie chcesz to nie. Sama wypiję. -wstałam i skierowałam się na schody.
-Nie no... Mogę wypić.
***
-Albo jak pijanego ewakuowaliśmy cię do mnie. -wybuchłam śmiechem przypominając sobie tę noc. Tak właśnie jest jak się napijesz z bliską ci osobą, wspominacie wszystko co się da.
-O matko! Byłem taki zły, że mnie do ciebie zabrali. Nienawidziłem cię!
-Wiem, dlatego to było zabawne.
-Potem przyszedłem do ciebie żalić się na fanów... Teraz jak na to patrzę to mi wstyd.
-Może trochę. -zaśmialiśmy się. -Ale wtedy zobaczyłam w tobie kogoś więcej niż głupią gwiazdę.-przyznałam i napiłam się kolejnego już wina.
-Serio tak o mnie myślałaś? -oburzył się. -Ale nie będę tym złym... Ja myślałem, że jesteś kolejną zapatrzoną w siebie królewną. -uderzyłam go w ramię, ale nadal się śmiałam. -Nie żałuję, że przyszedłem wtedy do ciebie. Zakochałem się. -dodał po chwili i złapał kosmyk moich włosów i zaczął go okręcać na swoim palcu.
Spuściłam wzrok i otworzyłam usta, ale stwierdziłam, że nie mam nic do powiedzenia.
-Gdzie twoja mama? -zmienił temat.
-W Londynie, wraca po jutrze.
-Nie smutno ci tu samej?
-Benjamin często tu jest, może za często, bo przecież studiuje.
-Na prawdę jesteś z nim szczęśliwa?
Mogę być szczęśliwa tylko z tobą durniu.
-Na prawdę.
-Wiesz, że...
-Wiem o co ci chodzi. Benjamin nie jest pod żadnym względem agresywny.-oczywiście, że jest. -Jest miły, kochany, wyrozumiały... -będę musiała się z tego wyspowiadać.
-Chcę żebyś była szczęśliwa, ale na pewno nie z nim.
-Po tym wszystkim nie masz prawa wypowiadać się na ten temat. -przełknęłam głośno ślinę.
-Wiem, ale obiecałem coś sobie i... -zamknął na chwilę oczy. -Jest już późno, chodźmy spać. -wstał i zabrał z mojej ręki butelkę, żeby ją odstawić. -Wstawaj.-wyciągnął do mnie dłonie za które złapałam i wstałam. Chyba oboje zapatrzyliśmy się na nasze tatuaże.
-Możesz wybrać sobie pokój. -zaśmiałam się, gdy byliśmy już w moim pokoju.
-Czuję się jak w hotelu. Wybieram ten.
-To mój pokój.
-No właśnie. -zdjął koszulkę i skarpetki, a potem wpakował się do mojego łóżka.
Uwielbiam z nim spać, ale teraz to jest co najmniej nieodpowiednie. Z resztą cała ja jestem nieodpowiednia, więc poszłam się przebrać i weszłam do swojego łóżka.
Blondyn od razu przytulił się do moich pleców.
-Samanta pewnie była zła.
-Była.
-Nie sądzisz, że to nie jest fair?
-Uważam, że nie fair jest to, że nie pozwala mi utrzymywać kontaktu z tobą i Leondre.
-Dlaczego ona to robi?
-Nie mam pojęcia, może po prostu boi się mnie stracić. Ma tylko mnie.
Owinęła sobie go wokół palca. Tak jak mówił Benjamin, pokazała się jako ofiara, skrzywdzone dziecko, a on głupi to łyka. Proszę bardzo niech będzie w tym fałszywym związku .
***
Wstałam oczywiście pierwsza i oczywiście moim obowiązkiem było zrobienie śniadania.
Kompletnie mi się nie chciało nic robić, więc stwierdziłam, że z kanapkami będzie najszybciej. Wyjęłam wszystko i powoli zaczęłam przygotowywać. Już skończyłam, zaczęłam po sobie sprzątać, ale poczułam ciepłe dłonie, które wślizgnęły się pod moją bluzkę i zostały na brzuchu.
Charlie położył podbródek na moim ramieniu, a mi zrobiło się gorąco. Uwielbiałam to, gdy zaraz po wstaniu schodził na dół i przytulał mnie właśnie w ten sposób.
-Dzień dobry. -szepnął zachrypniętym głosem i... Cholera, czy on to robi specjalnie?
-Zzrobiłam śniadanie. -za jąkałam się.
-Dziękuję. -pocałował mnie w policzek, a ja podskoczyłam jak poparzona.
Złapałam talerz z kanapkami i szybko poszłam na kanapę.
Subskrybuj:
Posty (Atom)