środa, 21 marca 2018

30.

Obudziłam się po 10, bo Leondre ciągle kręcił się z boku na bok. O dziwo czułam się bardzo dobrze czego nie mogę powiedzieć o moim przyjacielu.
-Kiti skarbie weź mi przynieś wodę. -poprosił z zamkniętymi oczami. Miał uchylone wargi i wyglądał strasznie, gdy jego policzek był wciśnięty w poduszkę.
-Wyglądasz jakbyś miał umierać. -zaśmiałam się cicho.
-I tak się też czuję. Jaacie po co ja dałem się namówić na alkohol. To wszystko przez ciebie, demoralizujesz mnie wiedźmo. Najgorsza impreza w moim życiu. -mówił to przeciągle ciągle w tej samej intonacji.
-Ja bawiłam się świetnie. -wyjęłam nogę spod kołdry.
-Przynieś mi proszę wody, zła kobieto.
-Czy ty właśnie obrażasz swojego gościa i do tego każesz mu przynieś sobie wodę? -zaśmiałam się.
-Niee, okazuje moją przyjacielską miłość, a teraz możesz to odwzajemnić.
-Głupi jesteś. -wyśmiałam go i wstałam. Zamieniłam spodenki Charliego na swoje dżinsy i zeszłam na dół. Po drodze usłyszałam rozmowę, więc to oznacza, że blondyn ze swoją dziewczyną już nie śpią.
Lenehan znów okazał się dupkiem. Co z nim jest nie tak, że nie potrafił ze mną być, a teraz nie potrafi się przyjaźnić. Mam to gdzieś nie chce przyjaźni, nie będzie miał nic.
Nastawiłam wodę na kawe, zaniosłam butelkę Devriesowi i znów wróciłam na dół. Wzięłam czarny kubek, który stał na półce i wsypałam trochę kawy.
W nocy przez jakiś czas przysłuchiwałam się co robi Charlie. Już wiem, że ta dziewczyna nie jest tu pierwszy raz, a więc musi tu po coś przychodzić. Koniec końców poza niewyraźnymi dźwiękami nie usłyszałam nic, bo po chwili już spałam. Może to i dobrze.
Zrobiłam jeszcze herbatę z cytryną dla Leondre i usiadłam przy stole.
Kurwa... Jeszcze ta akcja z panem Halem. Jak ja się pokaże na uczelni? Pewnie pomyśli, że jestem jakąś napaloną studentką i mnie udupi na każdym zaliczeniu. Zły dobór słów... Po prostu nie zdam. Powinnam go przeprosić? Czy udawać, że nic się nie stało? Masakra... Zawsze muszę się w coś wkopać.
Ale hej... Właściwie to dlaczego Charlie zabiera mnie do Paryża zamiast swojej dziewczyny? W ogóle ona o tym wie? Może po prostu głupio mu było odwołać, a przyszedł po to by się upewnić czy na pewno mam zamiar iść na to wesele.
Usłyszałam otwierane drzwi na piętrze i delikatne kroki na schodach. Angie.
-Hej. -przywitała się z wielkim uśmiechem na twarzy. Miała na sobie top Calvina Kleina i krótkie spodenki, pod oczami lekko rozmazany tusz, a jej blond włosy były pozbijane.
Cholera ona jest śliczna. Ma idealną figurę, blond włosy i nawet rozmazany makijaż dodaje jej uroku, a uśmiech mimo kaca wydaje się szczery.
-Dzień dobry. - odpowiedziałam obserwując jak nastawia wodę, a potem szuka czegoś w lodówce.
-Jak tam po imprezie?
-Dobrze.-burknęłam, a ona się zaśmiała.
-Ja niestety nie mogę tego powiedzieć, odpadłam jako pierwsza. -zrobiła sobie kanapkę wzięła herbatę i usiadła naprzeciwko mnie. -Nie jesteś głodna?
-Nie-e.
-Jeżeli chcesz to możesz wziąć coś z lodówki.
Zaśmiałam się na jej słowa. Chyba nie wie, że przez jakiś czas mieszkałam w tym domu
-Dzięki, nie jestem głodna. Może później. -upiłam łyka mojej kawy.
-Em... Kate? Nie chcę nic mówić, ale... To kubek Charliego.- wskazała na czarny kubek który trzymałam. Zmarszczyłam brwi, ona traktuje mnie jakbym dopiero poznała Charliego i stara mi się wytłumaczyć jak egzystować w jego domu? Zabawne.
-Straszne... -uniosłam brwi. -Myślisz, że mnie za to zabije? Albo co gorsza... -zrobiłam przestraszoną minę. -Zabierze mi kawę. Angie weź... to tylko kubek, myślę, że nie będzie miał nic przeciwko, że piję kawę. -powiedziałam sarkastycznie.
-Wiem, że to tylko kubek, ale to z podpisem kogoś tam... Nie mam pojęcia, nie znam się. W każdym razie... Nie lubi, gdy ktoś go dotyka. -wytłumaczyła, a ja spojrzałam na kubek.
-Faktycznie jakiś pomazany.
-Może to pani Elżbieta II
. -zaśmiała się, a ja nie wytrzymałam i zrobiłam to samo. 
-Albo właściciel Mc Donalda.-dodałam i znów zaczęłyśmy się śmiać.
-Co tak wesoło? -za plecami usłyszałam głos blondyna, więc się uspokoiłam.
-A nic... W ogóle to Leo jeszcze śpi? -spytała blondynka.
-Nie wiem, możliwe, że już umarł. Źle się czuje.
-Biedny, wczoraj musiał nieść moje zwłoki do domu.-znów się zaśmiała.
Kurcze ona jest naprawdę fajna.
Charlie napił się wody z butelki, a potem otworzył lodówkę by następnie znów ją zamknąć.
-Stawiam obiad temu kto zrobi mi omlet. -odwrócił się i od razu spojrzał na kubek.
Wyglądał uroczo z takimi przyspanymi oczami i śladem poduszki na policzku.
-Nie potrafię, więc odpada. -Angie wzruszyła ramionami i obserwowała reakcję Charliego na to, że piję z kubka, który podpisała jakaś królowa.
-To może ty Kate?
-Kate Benjamin do ciebie dzwonił.-przyszedł Leondre. -Jezu moja głowa... Stoi pod twoimi drzwiami, więc podałem mu nasz adres. -usiadł przy stole.
-Co? -zmarszczyłam brwi. -Nic mi nie mówił wcześniej... Nie no okay, dzięki.
Dałam mu herbatę i wzięłam się za robienie omletów.
Charlie siedział cicho i pił swoją herbatę, Angie ciągle gadała, a Leondre usilnie próbował na nią nie patrzeć. Najwyraźniej go zawstydzała swoim ciałem, jestem ciekawa jak zareaguje na to Benjamin.
Swoją drogą dziwna sprawa, że przyjechał niezapowiedziany, teraz mamy słaby kontakt, od czasu do czasu piszemy smsy i tyle. Mam nadzieję, że nic się nie stało.
-Wypij herbatę, będziesz czuł się lepiej. -poradziłam brunetowi. -Ja zawsze piję z miodem i cytryną i pomaga, serio. -nałożyłam ostatniego omleta na talerz i postawiłam na pustym miejscu, akurat zadzwonił dzwonek, więc poszłam otworzyć.
-Benjamin! -pisnęłam i rzuciłam się mu na szyję. Trochę szkoda, że mamy tak słaby kontakt, lubię tego czuba.
-Siema, Mała! -wniósł mnie za próg i postawił na ziemię. -Już wskoczyłaś Charliemu do łóżka? -zaśmiał się, a ja uderzyłam go w brzuch.
-Ciszej, głupi jesteś?
-Wskoczyła do mojego.-zza rogu wyszedł Leo. -Siema. -podał mu rękę.
-Oo proszę, wesoło tu macie. -zaśmiał się.
-Tak, chodź, zrobiłam omlety.
-Wspaniale jestem mega głodny.
Zaprowadziliśmy go do kuchni i oczywiście od razu zwrócił uwagę na Angie.
-O, my to się nie znamy. -przekręcił głowę i podszedł do niej, by podać rękę. -Benjamin.
-Angie, miło mi. -uśmiechnęła się, trochę inaczej niż wcześniej. Ohoho.
-Widzę, że tu śniadanie żywych trupów.
-Ja się czuję wspaniale.
-Ty Kate, to już stary pijak jesteś.-usiadł obok mnie.
-Aa spadaj. Nie łaska było wcześniej zadzwonić?
-Jakoś tak wstałem i pomyślałem, że dawno nie widziałem mojej ulubionej Kate, więc jestem...skoro ty nie przyjeżdżasz.
-Staram się jakoś ogarnąć studia. Jestem do bani.
-Jasne, uczysz się całymi dniami chociaż nie masz nawet do czego. -wtrącił się Leondre.
-Cała Kate.
Zjedliśmy spokojnie śniadanie rozmawiając na jakieś ogólne tematy, a potem poszłam się umyć. W sumie to umyłam tylko zęby palcem i twarz wodą, nie poszalałam z makijażem, ponieważ nie miałam żadnych kosmetyków.
-Zostawili cię? -zaśmiałam się widząc samotnego Benjamina na kanapie.
-Chyba już nikt mnie nie lubi. -wydął dolną wargę.
-A kiedykolwiek ktoś cię lubił?
-Śmieszne.-pociągnął mnie za dłoń, a gdy usiadłam poczochrał moje włosy. -Co to za laska?
-Właściwie to nie mam pojęcia. Niby dziewczyna Charliego, a niby nie. -wzruszyłam ramionami. -Zależy kogo pytasz.
-Ma fajne cycki. -zaśmieliśmy się. -To przypadkiem nie ty miałaś jechać z Charliem do Paryża?
-No nadal jadę. Nie wiem sama o co chodzi... Lepiej powiedz co cię tak wzięło na odwiedziny. Nie wierzę, że aż tak tęskniłeś. -przymrużyłam oczy.
-Coooo?-prawie pisnął. -Tęskniłem cholernie. Byłaś moją dziewczyną i nawet przez chwilę byłaś ze mną w ciąży. -zaśmialiśmy się. -Nie no, tak serio to tęskniłem, gdzie ja znajdę taką drugą ciebie. -objął mnie i akurat przyszedł Charlie, dziwnie cicho jak na niego.
-Kate możemy chwilę porozmawiać? -spytał nawet na mnie nie patrząc i od razu poszedł do kuchni.
-Draaaamaa.
Poszłam za nim, byłam ciekawa o co znowu się obraził.
-Co tam? -oparłam się o stół, a on o blat.
-Co to ma być? -był oburzony. -Czy to jakiś hotel, bo nie wiem? -ironicznie się uśmiechnął.
-Sam chciałeś żebym została, więc w czym problem?
-No TY, nie zapraszałem tu twoich znajomych.
-Po pierwsze jest tu na chwilę, a po drugie Leondre go zaprosił.
-Ale to jest kurwa mój dom! -szybko sięgnął po ten cholerny, czarny kubek i rzucił go na ziemię. Pękł na małe kawałeczki przy czym kilka z nich odbiło mi się o nogi. Wystraszona zamknęłam oczy.
-Co wy robicie?!-wbiegł Benjamin, a dosłownie sekundę po nim Leondre i Angie.
-Nie życzę sobie żebyś z kimkolwiek obściskiwała się na mojej kanapie! Jebanej, mojej kanapie! -zrobił się cały czerwony i do tego nachylił się do mnie. Byłam przerażona jego zachowaniem. -Miałaś spędzać czas ze mną do kurwy! Jeżeli nie masz zamiaru tego robić to wpierdalaj! Mam już dość twojego zachowania!
Nie wierzyłam w to co właśnie się dzieje, stałam z otwartą buzią i do tego się trzęsłam. Naprawdę byłam przerażona, nigdy nie widziałam go w takim stanie, więc spojrzałam prosto w jego wściekłe oczy i skierowałam się do wyjścia, a za mną Benjamin.
-Kate! -wrzasnął. -Nie wychodź! Słyszysz?! Mówię do ciebie!
Tego było za wiele, zawróciłam się, ominęłam Bena i stanęłam naprzeciw niego.
-Nie, teraz to ty mnie posłuchaj. -wycedziłam prosto w jego twarz. -Od tego momentu to koniec. Masz do mnie nie dzwonić, nie przyjeżdżać ani nic. Mam już serdecznie dość twoich humorków i nie pozwolę się tak traktować, mam swoją godność, wcale się nie prosiłam o twoje towarzystwo, więc wyświadcz nam przysługę i daj mi święty spokój. -odwróciłam się na pięcie, założyłam buty i wyszłam.
-Teraz mam dać ci spokój?! -usłyszałam za plecami. -Czy ty siebie słyszysz dziewczyno?! Latam za tobą jak jakiś idiota, zrobiłbym dla ciebie wszystko, staram się cholera! Kurwa, poleciałem za tobą do Polski! -pociągnął mnie za ramie, aż się odwróciłam.
-Noi co z tego?! Co z tego, że się starsza jak nic z tego nie wyszło?! Liczą się rezultaty, a jak narazie nic ci nie wychodzi. Zastanów się! Nigdy cię nie było gdy tego potrzebowałam, zawsze było coś ważniejszego i zawsze będzie, a ja próbowałam cię usprawiedliwiać. Zasługuję na więcej. -wsiadłam do auta, a zaraz po mnie Ben.
-Wszystko okay?
-Tak, po prostu stąd jedźmy.
*LEONDRE*
Po tej dziwnej akcji Lenehan uciekł do swojego pokoju, a Angie bała się iść za nim.
Trochę się zmienił, zawsze był impulsywny, ale nigdy nie zwracał się tak do żadnej kobiety, a zwłaszcza do Kate, wolałby uciąć sobie język, a teraz? Nie wiem co takiego się stało, że aż kubki latały, mam tylko nadzieję, że nie celował w nią, bo to byłby szczyt wszystkiego. Może to do niego niepodobne, ale teraz sam już nie wiem.
Wydaje mi się, że jest po prostu sfrustrowany tym, że Kate jest w jego pobliżu, ale tylko jako koleżanka i wcale nie kocha go tak jak mu się wciąż wydaje, a raczej wydawało, bo teraz to jest niepodważalne. Ile jeszcze czasu musi minąć i ile jeszcze razy muszą się pokłócić, żeby to w końcu zrozumiał? Najlepszym sposobem żeby zapomnieć jest znalezienie nowego obiektu zainteresowania, ale mu to nie pomaga, nieważne ile dziewczyn będzie się wokół niego kręciło i z iloma będzie, na koniec i tak chciałby być obok Kate.
-To był jego ulubiony kubek. -stwierdziła blondynka, gdy zbierałem to co z niego zostało. Serio? Ona teraz myśli o tym. Spojrzałem na jej zamyśloną twarz. -Przyniósł byś moje rzeczy?
Zgodziłem się, bo nie chcę słuchać jak wyżywa się na niej.
Charlie leżał w swoim łóżku z twarzą w poduszce, zabrałem rzeczy oddałem dziewczynie i wróciłem do niego.
-Jesteś chory. -usiadłem na krześle. -Wręcz niedojebany.
Blondyn podniósł głowę by na mnie spojrzeć i znów ją położył.
-Powiedz mi coś czego nie wiem.
-To dlaczego taki jesteś? Nie widzisz, że te wszystkie akcje pogarszają tylko sprawę?
-To twoja wina. -powiedział obojętnie. -Mogłeś go tu nie zapraszać, dobrze wiesz, że go nie lubię.
-Heh, myślisz, że on coś zmienił? -spytałem trochę głośniej. -Cholera, Charlie, niby coś czujesz do Kate, a spotykasz się z inną. Dziwny sposób na odzyskanie jej.
-Angie też ty chciałeś zaprosić.
-Oh wybacz, ale nie będę po twojej stronie, Kate też jest moją przyjaciółką i nie mogę patrzeć jak ciągle ją ranisz, to nie fair Charlie. -chłopak znów schował twarz w poduszkę, a gdy po dłuższej chwili ją pokazał był zapłakany.
-Naprawdę się starałem, wiem, że mi nie wychodziło, ale starałem się przy niej być i pokazywać jak bardzo mi zależy. Martwiłem się, ale ona tego nie zauważała. -zaszlochał, a mi zebrała się wielka gula w gardle. -Widziałeś co się ze mną działo za każdym razem, gdy wyjeżdżała, bez niej jestem nikim, wrakiem człowieka.
-No... -odchrząknąłem, bo nie dałem rady nic powiedzieć. -No właśnie Charlie, gdy wyjeżdżała, nie doceniałeś jakim jesteś szczęściarzem, gdy z nią byłeś, więc odeszła. I wcale nie widać, żeby ci zależało, przygodami z innymi dziewczynami, krzykiem i akcjami zazdrości niszczysz jakikolwiek zalążek jej szacunku do ciebie.
-Ja tylko próbuje zwrócić na siebie jej uwagę, żeby coś poczuła, zazdrość cokolwiek. Nie mogę znieść jej obojętności. Nie zrozumiesz jak to jest kochać kogoś ale nie móc z nim być. To niszczy.
Miałem już go dość.
-To jej to powiedz. -prychnąłem, ale nie spodziewałem się takiej reakcji.
-Masz rację. Powiem jej. -nagle podniósł się z łóżka i pobiegł na dół.
-Hej! Piłeś! -chciałem go zatrzymać, niestety nie zdążyłem.
*KATE*
-Twoje mieszkanie to... To właściwie nie mieszkanie. -stwierdził Ben.
-Bo jest małe? -uniosłam brwi. -Po co mi większe...
-Nie chodzi o to, że jest małe...Chyba nie ma w nim nic co nie jest zepsute. -położył rękę na stole, który się kiwał.
-Łącznie z tobą...
Nagle usłyszałam trzask drzwi, jakby ktoś je wyrwał z zawiasów, a w tle ktoś krzyczał. "Ale dlaczego tak uważasz?!". Znów trzask i do salonu wszedł Charlie. Uniosłam brwi i wstałam.
-Co? -spytałam cicho.
-Starałem się... I byłem przy tobie. -nagle złagodniał, a jego oczy zrobiły się wielkie.
-Heh. Skoro tak uważasz... -zaśmiałam się ironicznie.
-Tak było do cholery!
-Tak było? -podeszłam, więc prawie stykaliśmy się klatkami.
-Kochałem cię jak głupi! Planowałem nasz ślub, wspólną przyszłość, a gdy wyjechałaś miałem ochotę rzucić się z mostu, bo nie wyobrażam sobie życia bez ciebie Kate! Starałem się i zrobiłbym dla ciebie wszystko!
-Heh, starałeś się? Nigdy cię nie było gdy cię potrzebowałam!
-Zawsze byłem!
-Nieprawda!-wręcz wrzasnęłam, a w moich oczach pojawiły się łzy. -Włamanie? Spóźniłeś się, bo byłeś z kolegami. Wyjazd do Polski? Nie mogłeś, bo ciągle coś. Potem mnie zdradziłeś, no cóż wybaczyłam, ale to był błąd, bo po wypadku... Gdy ja leżałam...wcale nie umarłam, a ty Charlie zamiast być przy mnie znalazłeś inną. -zaszlochałam. -To według ciebie jest miłość?-zapłakana patrzyłam prosto w jego oczy. To był już koniec rozmowy, wiedział, że mam rację i wyszedł.
Wzięłam kilka głębszych oddechów żeby się uspokoić, a Ben poszedł zamknąć drzwi.
-On...płacze. -szepnął jakby do siebie. -Usiadł i płacze. -spojrzał na mnie. -Jesteś pewna?
-To już jest koniec. -uśmiechnęłam się przez łzy.
*kilka dni później*
*LEONDRE*

- W domu jest Charlie, więc może pójdziemy do parku?
-Jest trochę zimno. -zawiązała szalik na szyi. -Długo czekałeś?
-10 minut. -wyszliśmy z budynku uniwersytetu. -I co? Rozmawiałaś z tym wykładowcą? -zaśmiałem się za co dziewczyna uderzyła mnie w ramię.
-To nie śmieszne... Uciekłam. -zaśmiała się i odpaliła papierosa.
-Uh... Mogłabyś już rzucić ten szajs. -pomachałem ręką by odgonić dym.
-Kate! Zaczekaj! -usłyszeliśmy za plecami. Odwróciłem się i zobaczyłem jakiegoś mężczyznę w czarnym płaszczu, spojrzałem pytająco na Kate, która wypuściła dym z ust.
-Kurwa...możesz zaczekać? -spytała i odeszła do niego.
Zakładam, że to ten profesorek, z którym tańczyła w weekend. Heh, włożyłem ręce do kieszeni i czekałem na przedstawienie. Rozmawiali jakieś pięć minut jak kumple, którzy wyszli na papierosa, a rozeszli się śmiejąc.
-Okaaaay...powinienem pytać? -zmarszczyłem brwi, gdy do mnie podeszła.
-Zabij mnie. -próbowała się powstrzymać od śmiechu. -Powiedział, że nawet nie chce o tym rozmawiać i nie dostanę łatwiejszych zaliczeń, ale potańczyć możemy.-wybuchliśmy śmiechem.
Akurat mijaliśmy jakąś grupkę i przez przypadek pociągnąłem ramieniem jakąś dziewczynę, od razu przeprosiłem i dalej się śmiałem z tego jakie Kate ma szczęście.
-I co się śmiejesz? -odwróciłem się do dziewczyny, która to powiedziała, nadal z lekkim uśmiechem. -Chcesz stracić te białe ząbki?
-Ostra, lubię takie. -powiedziałem bez namysłu, a Kate wybuchła szaleńczym śmiechem, co mi też się udzieliło. Odeszliśmy przepychając się ramionami i nie mogliśmy powstrzymać się od śmiechu.
-Leondre ty masz na bani.
Odwróciłem się na chwilę i akurat złapałem kontakt wzrokowy z tą szatynką.
-To ty podrywasz wykładowców.
-To wykładowcy podrywają mnie.
I taką ją pamiętam, ciągle żarty, śmianie i wygłupy. Może to dziecinne, ale co z tego?
Jasno powiedziała, że nie będzie rozmawiać ze mną o Charliem, więc tego nie robimy i szczerze to mi odpowiada, zawsze byłam między nimi, a teraz to się skończyło.
-Wracamy na weekend do domu?
-Mam wesele, zapomniałeś?
-Wesele?
-Nooo. -zaśmiała się. -Charlie przecież nie ma z kim iść, po pierwsze obiecałam mu, a po drugie to Paryż. Paryż do cholery. Byłabym głupia gdybym nie poleciała.
-Myślisz, że to dobry pomysł?
-Nie wiem, gorzej już nie będzie. Na szczęście będzie tam pani Karen, więc będę miała z kim rozmawiać.- zaśmiała się.
***

czwartek, 8 lutego 2018

29.

-Tak. -odpowiedziałam wraz z Charliem, który powiedział "nie". Chciał ze mnie zejść, ale przytrzymałam go.
-Możemy chwilę porozmawiać? -spytał z pretensją.
-Nie. -uniosłam brwi, ale pozwoliłam Charliemu usiąść i zrobiłam to samo. -Jesteśmy zajęci.
-Eh. -westchnął, po czym podszedł i mocno pociągnął mnie za rękę.
-Ałć! Kurwa, to boli! -potarłam bolące miejsce.
-No przepraszam! Przepraszam! Nie mam pojęcia za co, ale przepraszam. -uspokoił się trochę. -Ale co miałem zrobić? Ja nigdy w życiu nie rzucałem się do twoich znajomych, a z tobą jest jakiś niewytłumaczalny problem. Nawet nie chciałaś poznać Ronnie...a ten sok wylała niechcący. -patrzył swoimi wielkimi oczami budząc we mnie litość jak zawsze. Ale jaką litość? Wcale nie jest mi źle z tego powodu, że tak ją potraktowałam, co najwyżej jest mi źle z tym, że nie dostała mocniej.
-Noi fajnie. To tyle? -udałam obojętną, czym znowu go zdenerwowałam.
-Nie! Boże... Jesteś taka denerwująca. O co ci chodzi? Jeżeli jesteś zazdrosna to... -zmarszczyłam brwi i otworzyłam lekko usta. Musiałam wyglądać jak debil.
-Zazdrosna?! O kogo mam być zazdrosna?! -wstałam przy czym lekko go odepchnęłam klatką piersiową.-W dupie mam takiego przyjaciela! Ja zawsze stałam po twojej stronie, dałabym się pokroić za ciebie, a ty wybierasz laskę, która wsadzała język do gardła mojego Charliego! -przez emocje powiedziałam trochę za dużo, ale zorientowałam się dopiero po fakcie.
Noi fajnie.
-Co? -na jego twarzy pojawił się grymas. -Jak Charliego?
-Takto. -założyłam ręce na pierś. -Wcześniej podrywała Charliego. Na tej plaży to z nią się biłam i wtedy też się obraziłeś... Ale to nie moja sprawa. Możesz być z kim chcesz, ale ja nie chcę przebywać w jej towarzystwie więc w dupe wsadź se te przeprosiny. -zdenerwowana minęłam go i chciałam zejść do kuchni by zrobić sobie herbatę. 
Ciekawe co teraz? Charlie powie mu, że to prawda i co? Znów będziemy przyjaciółmi dopóki znów mnie nie oleje? Mam już dość tego kółka.
*LEONDRE*
-Dlaczego nie mówiłeś wcześniej? -założyłem ręce za głowę.
No to super, zawsze coś zepsuję. Oficjalnie jestem najgorszym przyjacielem na świecie.
-Nie wiedziałem, że... -przerwał, bo usłyszeliśmy wielki huk. Spojrzeliśmy na siebie.
-Kate?! -krzyknąłem, pierwsza myśl była taka, że coś upuściła, ale to chyba było za głośne.
*CHARLIE*
Leondre wybiegł na korytarz, a ja zaraz za nim. Na dole pod schodami siedziała Kate trzymając się nogi.
-Spadłaś?!-przepchnąłem się i kucnąłem obok brunetki, która miała zasłoniętą twarz włosami. -Kate? -odsłoniłem jej oczy, które świeciły od łez.
-Jest okay. -powiedziała cicho i złapała się mojego ramienia by wstać. Próbowała ustać, ale gdy dotknęła nogą podłoża zacisnęła powieki i syknęła. Za wszelką cenę próbowała nie płakać.
-Chodź, zawiozę cię do szpitala. -wziąłem ją na ręce, już zacząłem się bać o to, że wróciło to co było po wypadku.
-Nie, tylko daj mi usiąść. -wcisnęła twarz w moją szyję, a ja nawet usłyszałem jak zgrzyta zębami.
-Gdzie cię boli? -powoli ją położyłem na kanapie.
-Kostka. -syknęła. -Podaj mi torebkę.
Leondre wystraszony, w podskokach pobiegł po nią, a dziewczyna trzęsącymi się dłońmi wyjęła opakowanie tabletek, wysypałam dwie na rękę i szybko połknęła. Potem tylko położyła się skulona i leżała tak przez dłuższą chwilę.
Leondre wyglądał jakby miał zemdleć, cały blady ze szklanymi oczami, a ja już byłem spokojniejszy. Miałem już ułożony cały plan w głowie, jak Kate się uspokoi, dowiem się o co chodzi, a potem pojedziemy do szpitala.
-Kate? -spytał niepewnie brunet i dotknął jej ramienia. Dziewczyna odwróciła się i od razu usiadła.
-Charlie zawieziesz mnie do domu? -spytała ze spuszczoną głową. Spojrzałem na Leo, który błagał wzrokiem żebym coś zrobił.
-Nie, najpierw powiedz o co chodzi? -usiadłem obok niej i objąłem ramieniem.
-Eh...zaczęła boleć mnie noga i spadłam ze schodów, tyle... -wzruszyła ramionami. -Ale już jest lepiej.
-To może powinnaś pójść do lekarza? -spytał cicho brunet.
-Byłam. -spojrzała na niego. -Po wypadku noga się nie zregenerowała do końca, bo kilka miesięcy nią nie ruszałam i taki jest efekt uboczny. Mam leki. -pomachała pakowaniem.- I da się żyć.
Leo spuścił głowę, wyglądał jakby miał płakać. Nie dziwię mu się. Usiadł po jej drugiej stronie i nie przytulił jej do siebie... On się przytulił do niej.
Jest najwrażliwszą osobą jaką znam, i wcale nie ubliża to jego męskości. Bardzo przywiązuje się do ludzi i jest najlepszym przyjacielem na świecie, chodź czasami się gubi.
-Przepraszam. Za to, że ciągle muszę przepraszać. -zaśmiał się krótko. -Po prostu... Ja też chcę kogoś znaleźć, mam dość bycia samemu.
-Rozumiem to Leondre, ale to nie chodzi o to, że jestem zazdrosna... Ja zawsze stanęłabym w twojej obronie, a ty nawet nie zapytałeś mnie o co chodzi, wiesz jak to bolało? Czułam się jakbym już nic nie znaczyła, "jakaś laska, która ciągle się we wszystko wpierdala". Nie mam już siły i nawet nie wiem jak ci tłumaczyć, że ja chcę dla ciebie jak najlepiej.
Na dłuższą chwilę zapanowała cisza, ale w końcu zacząłem opowiadać przyjacielowi kim jest Ronnie. Nie zareagował jakoś specjalnie, był smutny, ale po prostu przytulał do siebie Kate.
-Zostaniesz na noc? -spytał dziewczynę. -Może zaprosisz Angie i obejrzymy coś, wypijemy...
Zabije tego gówniarza.
Kate spojrzała na mnie i uniosła kącik ust.
-Kim jest Angie?
-Koleżanka. -szybko odpowiedziałem. -Tylko. Serio. -próbowałem brzmieć jak najbardziej obojętnie, ale na bank byłem cały czerwony. -Ale wątpię, że będzie miała czas.
-Jak ty zadzwonisz na pewno nie odmówi. -namawiała mnie.
Angie to dziewczyna, którą poznałem jakiś czas temu na siłowni. Śliczna blondynka, niestety tylko tyle. Śmieje się z moich żartów i potrafi słuchać...ale nie potrafi prowadzić normalnej konwersacji. Poważnie, nie jest osobą, która potrafi pocieszyć czy poradzić.
Zadzwoniłem i usłyszałem jej słodki głos "będę za pół godziny".
Była po 25 minutach.
Ma wyćwiczone ciało i bardzo lubi je pokazywać, miała na sobie obcisłe dżinsy i bluzkę odkrywającą brzuch.
Przywitałem się z nią i przepuściłem do salonu, gdzie było wesoło mimo wcześniejszej spiny.
-Cześć, Kate. -brunetka szybko podeszła lekko utykając.
-Angie, miło mi.
-Oo mi też miło poznać dziewczynę Charliego. -uśmiechnęła się i kątem oka spojrzała na mnie, a blondynka zaśmiała się.
Wzięliśmy wino, jakieś chipsy i popcorn i usiedliśmy na kanapie, a Kate wybrała jakiś horror.
Siedzieliśmy tak:Angi,ja, Kate i Leo. Jeszcze nigdy nie byłem w tak złej pozycji. Angie chciała się przytulać, ja chciałem przytulać Kate, którą przytulał Leo, ale i tak nie przeszkadzało jej to, żeby nasze uda się dotykały.
Leondre ma to szczęście, że gdziekolwiek nie dotknął by Kate, to ona nawet nie zwróciła by na to uwagi, i dlatego musiałam pilnować jego rąk. Tak dla zasady.
-Charlie. -szepnęła blondynka i dotknęła mojego policzka. Co ja miałem zrobić? No pocałowałem ją, ona mnie...
-Leondre, może buziaczek? -wszyscy się zaśmiali poza mną. Od razu na nich spojrzałem, wydawało się, że pocałowała go tylko w policzek, a zaraz potem ona spojrzała na mnie i znów na telewizor. Doskonale wiedziała, że widziałem, gdy położyła rękę na podbrzuszu na wpół leżącego bruneta, a następnie przełożyła nogę między jego.
Czy ona perfidnie próbuje sprawić żebym był zazdrosny? Podła, mała bźdźiągwa...
Przyciągnąłem blondynkę bliżej siebie i zacząłem ją całować. Tym razem to nie ja będę tym zazdrosnym.
-Ej, pójdę zapalić. -brunetka wstała i zaczęła kierować się do drzwi frontowych.
-Może zatrzymać?
-Niee, oglądajcie.
-Pójdę z tobą. -wstałem zdejmując z siebie Angie.
-Ty palisz? -spytała od razu, a ja wzruszyłem ramionami.
Zamknąłem za sobą drzwi i od razu rzuciłem się w stronę Kate. Przycisnąłem ją do ściany i mocną złapałem za jej pośladki. Mój nos był tak blisko jej ucha, że założę się, że usłyszała jak zaciągam się jej zapachem.
Co w niej jest, że przyciąga mnie jak magnez.
-Nie mówiłeś, że masz dziewczynę. -powiedziała niby prześmiewczo, ale wyczułem dozę zazdrości.
-Nie jest moją dziewczyną. -otarłem o siebie nasze policzki, a potem odsunąłem twarz na minimalną odległość by widzieć jej oczy.
Nikt nie ma takich oczu.
-Migdaliliście się jak...
-Ty i Leo też. -przerwałem jej.
-Nie chcemy być gorsi. -wsunęła dłoń w tylną kieszeń moich dżinsów, a mnie aż przeszły ciarki, jak za każdy razem, gdy z własnej inicjatywy mnie dotyka.
-Śpisz u mnie. -twardo oznajmiłem i już miałem wpić się w jej lekko uchylone wargi, ale w ostatniej chwili odwróciła głowę.
-Charlie czy ty jesteś poważny? -odsunęła mnie. -Nie będziesz mnie całował po tym jak jeszcze chwilę temu całowałeś Angie. -odpaliła papierosa, a ja patrzyłem na nią czekają, że może jednak się złamie.
Miałem cholerną ochotę przytulać ją tej nocy.
-Jeszcze za mało wypiłaś. -uniosłem kącik ust, a ona zmroziła mnie wzrokiem.
-Uważasz, że jak wypiję to jestem łatwa?
-Nie.. Uważam, że jak wypijesz to nie myślisz o konsekwencjach tylko robisz to co chcesz. A prawda jest taka, że jesteś na mnie tak samo napalona jak ja na ciebie. Do zobaczenia w nocy. -puściłem jej oczko i zostawiłem w osłupieniu. Dopiłem końcówkę drinka i gdy tylko usiadłem przyszła Kate.
-Dolać ci jeszcze?-spytał Leo, a ona z lekkim uśmiechem odmówiła.
***
Poszły trzy wina na ich trójkę, bo ja dziś postawiłem na drinki. Wino nie jest moim ulubionym trunkiem.
Angie i Leo byli porządnie podpici, a Kate jak to Kate trzymała się jakby piła wodę. Ma głowę mocną jak stary alkoholik. Mój przyjaciel chyba mocno się stęsknił, bo z brunetką wygłupiali się jak małe dzieci.
A ja? Odkryłem, że asertywność nie jest moją mocną stroną, bo nie odmówiłem ani jednego pocałunku Angie. Nie wiem czego chciałem, co chwilę spoglądałem na Kate czy przypadkiem tego nie widzi, ale miała to głęboko w nosie.
-Ej mam pomysł!! -wypaliła... Noi po 40 minutach jakimś cudem znaleźliśmy się w klubie.
Co było dziwne Leondre się nie sprzeciwiał, a nawet zadzwonił po taksówkę.
Kolejka była ogromna, ale kim byłaby Kate gdyby nas nie wprowadziła. Wzięła blondynkę za rękę i swoim urokiem osobistym przekonały ochroniarzy do wypuszczenia nas poza kolejną.
Gdy zobaczyłem uśmiech Kate zaraz po wejściu do wielkiego klubu, wiedziałem, że nie będę się dobrze bawił.
Zaczęło się standardowo, kilka szotów, śmianie na loży, tańczę we własnym towarzystwie, a potem... Bum. Nie ma ani Kate, ani Leo, Angie po godzinie zasnęła, a ja próbowałem się za nimi rozejrzeć, by jednocześnie nie zostawić blondynki.
Pierwszy pojawił się brunet i o dziwo wcale nie był z Kate, a nawet nie widział jej od dłuższego czasu. Wtedy już się zmartwiłem. Ta dziewczyna przyciąga za sobą kłopoty.
Kazałem przyjacielowi zabrać Angie i zadzwonić po taksówkę, a sam poszedłem szukać Kate. Nie myślałem, że to będzie takie trudne.
Jakby się rozpłynęła.
Byłem zrozpaczony, mogła się upić jak tamta dwójka i z kimś wyjść, ktoś mógł jej czego dosypać... Wszystko się mogło stać.
Wszedłem na górę gdzie były toalety i po przeszukaniu ich rozejrzałem się po całym parkiecie.
Była w samym środku, tańcząc z jakimś gościem, zbiegłem do niej i bez słowa wyciągnąłem ją przed klub.
Zacząłem rozglądać się za przyjaciółmi, ale nigdzie ich nie było.
-Charlie, stało się coś? Nie dawno przyszliśmy...
-Źle się poczuli i mieliśmy wracać do domu. Moment zadzwonię do Leo.
Okazało się, że nas zostawili.
-Angie odpadła, a Devries źle się czuję, pojechali bez nas. -oznajmiłem szukając numeru taksówki.
-No dobra, a my możemy wrócić, nie? -uniosła brwi i potarła ramiona.
Żebym patrzył jak bawi się z innymi facetami?
-Musisz oszczędzać nogę. Lepiej wróćmy...
-Heh. -zaśmiała się krótko.-Ty też jesteś zmęczony?
-Nieee? Dbam o twoje zdrowie, skoro sama tego nie robisz...
-Okay, wracaj do swojej dziewczyny, a ja jeszcze chwilę się pobawię. -wzruszyła ramionami i zaczęła iść w stronę wejścia.
Mam jeszcze szansę związania jej i zawiezienia do domu... Poszedłem za nią do loży w której siedzieliśmy.
-Okay, możemy zostać, ale bez tańców, wypijemy i wracamy do domu.
-Jak chcesz.- wzruszyła ramionami, a ja uśmiechnąłem się.
-Czyli po prostu chcesz być ze mną sam na sam. -usiadłem obok i położyłem ramię na oparcie za nią.
-Niee, po prostu nadal mam nadzieję, że kogoś wyrwę. -wstała i mijają mnie i poszła w stronę baru.
To nie jest tak, że Kate działa jakoś tylko na mnie, działa na wszystkich, chociaż na mnie szczególnie.
Gdy czegoś chce potrafi zbajerować mężczyznę, by osiągnąć swój cel. Nie wiem jak to robi, ale działa.
Po chwili już nie widziałem jej za tłumem, ale wróciła z kolorową butelką.
-Mam nadzieję, że twoja dziewczyna nie będzie miała nic przeciwko... -postawiła ją na stole i usiadła. Westchnąłem zirytowany tymi wszystkimi komentarzami na temat Angie.
-Chyba musisz być mega zazdrosna.
-Pff... Nie pochlebiaj sobie.
***
*KATE*

Po połowie butelki stwierdziliśmy, że już nam starczy, zostawiliśmy ją na pastwę losu i poszliśmy tańczyć. Świetnie się bawiliśmy ze sobą i nie tylko, miałam wrażenie, że Charlie próbuje wzbudzić we mnie zazdrość. Nic z tego. Dawna bajka. Może i byłam trochę zła gdy dowiedziałam się o Angie, bo jednak wydawało mi się, że coś dziś próbował ze mną. Chociaż już powoli przyzwyczajam się do tego, że leci na kilka frontów, jako jego przyjaciółka mam to w dupie. Mnie w to nie wciągnie więc jest okay.
Znów zmieniłam partnera, nawet nie widziałam jego twarzy, bo stał z tyłu i obejmował mnie w pasie. Byłam już dość pijana, żeby być tak blisko z ludźmi. Dłonią znalazłam jego zarośnięty policzek i zjechałam nią po szyi, gwałtowniej poruszyłam biodrami, a on ręką, która była już na moim biodrze przyciągnął mnie do siebie. Świetnie mi się z nim tańczyło, nasze ciała idealnie się zgrywały, mimo, że to trwało tylko chwilę.
Potem zobaczyłam wyraz twarzy Charliego, który tańczył z jakąś dziewczyną, a mój partner odwrócił mnie przodem do siebie.
Mój nos prawie dotykał nosa pana HALEA.
To był zawał.
Odskoczyliśmy od siebie zażenowani sytuacją. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. MACHAŁAM PUPĄ PRZED PANEM HALEM!!
Chciało mi się płakać. Odwróciłam się na pięcie i jak najszybciej wyszłam z klubu. Wyjęłam papierosa i go odpaliłam.
-Kate! -zatrzymał mnie Charlie, bo zaczęłam już iść wzdłuż chodnika
-Nie wrócę tam i na studia też nie. Najlepiej będzie jak nie wyjdę więcej z domu. Ja pierdolę, przecież to chore. Chce umrzeć. -zatrzymałam się przodem do niego. Jemu było do śmiechu.
-Boże... -zaczął się śmiać. -Gdy on zobaczył, że to ty... Hahahaha bezcenne.
-Ja ci mówię, że chcę umrzeć a ty się nabijasz?! Spieprzaj w ogóle. -lekko go odepchnęłam.
-Przepraszam Skarbie, ale... Masz rację to chore. -trochę się uspokoił. -Ale może no wiesz... Tym sobie zaliczyłaś. -wybuchł śmiechem, nie wytrzymałam i dołączyłam się tym razem.
-Głupi jesteś. Ale w sumie... Świetnie tańczył. Myślisz, że jeszcze kiedyś go spotkam? -ruszyłam dalej, a po chwili mój papieros został wyrzucony.
-Co? Weź Kate, to twój nauczyciel.
-Nie jestem w podstawówce... Jestem w sumie dorosła. -wzruszyłam ramionami. Oczywiście żartowałam.
-Jasne kurwa... Spróbuj tylko się z nim kiedykolwiek spotkać a was zgłoszę i nie żartuje. -usłyszałam jego wkurzony głos tuż za plecami. Mimowolnie moje kąciki ust uniosły się.
-Musisz być mega zazdrosny. -przedrzeźniłam go.
-Heh. Małpa z ciebie, wiesz? -złapał mnie za dłoń i przyciągnął do siebie. -Poczekaj, zadzwonię po taksówkę.
Gdy wróciliśmy do domu było ciemno i cicho, więc Leo spał.
-Hej. -szepnął Charlie, gdy byliśmy już na schodach i chciałam iść do pokoju Devriesa. Złapał mnie za dłoń i lekko pociągnął w swoją stronę. -Idziemy do mnie. Obiecuję, że nie będę nic próbował. -zaśmiał się. Odpowiedziałam kiwnięciem głowy i poszliśmy... Kiedy otworzył drzwi okazało się, że w jego łóżku leży już Angie. Uniosłam do góry brwi.
Jak to wyglądało, chciał spać ze mną, ale nie może, bo w jego łóżku była już jedna dziewczyna.
Co ja ze sobą robię? Jestem jego drugą opcją... Jak nie gorzej.
-Jasne... Śpijmy we trójkę. Pf. -zwróciłam się i poszłam do pokoju Leo, gdy tylko otworzyłam drzwi chłopak usiadł.
-Już wróciliście? -spytał słodko i przetarł oczy.
-Tak, mogę wziąć jakąś bluzkę do spania?
-Ja ci dam. -Charlie wszedł z impetem do pokoju i podał mi jakieś ubrania. A raczej wepchnął mi je w ręce. Nie miałam siły ani ochoty się z nim kłócić, więc wyszłam. Chwilę jeszcze zatrzymałam się pod drzwiami.
-Leo, czy ty jesteś normalny? Po co ją tu przywiozłeś, przecież Kate tu jest do cholery.
-Weź... Miałem ją puścić w takim stanie do domu? I nie udawaj teraz świętego! Nie raz zostawała na noc, a Kate nie jest głupia... Nie łudź się, że jeszcze coś z tego będzie.

piątek, 1 grudnia 2017

28.

*KATE*
-Jeszcze tylko pomadka i zaczynam nowe życie. Będę miała nowych znajomych i będę imprezować jak na studenta przystało. -zdążyłam dopracować makijaż zanim usłyszałam dzwonek.
Jak to Charlie, albo Leondre walne drzwiami. Albo udam, że mnie nie ma.
No cóż, zapomniałam, że judasz jest zamalowany farbą.
Powoli otworzyłam drzwi i zobaczyłam dwie czarne twarze.
-Gloria. -uśmiechnęłam. -Cześć, wejdźcie. -otworzyłam szerzej drzwi, niestety lampa jest za nisko powieszona i tak czy tak dwudziestolatka z dzieckiem na rękach musiała manewrować żeby dostać się do mojej kawalerki. Przez tą pieprzoną lampę nie można otworzyć drzwi.
Gloria i jej rodzina są jedynymi, no poza gościem, który ciągle pożycza ode mnie cukier, osobami, które tu znam.
Dzień po tym jak się tu wprowadziłam spotkałam ją na klatce z płaczącym dzieckiem i zakupami, więc jej pomogłam. Nie poszczęściło jej się, zaraz gdy zaszła w ciążę ojciec dziecka się zmył i teraz mieszka z rodzicami i bratem, niestety nie stać jej na opiekunkę, więc całe dnie siedzi z uroczym Kiamem. Naprawdę świetne dziecko, ale ma dwa latka i nie można spuścić go z oka. Matka Glorii nie lubi wnuka, co moim zdaniem jest dziwne i niedorzeczne, jej ojciec ciągle pracuje, a brat jest dwumetrowym siedemnastolatkiem, który się uczy. Wygląda jak typowy gangster z amerykańskich filmów. Nie zostawiłabym mu dziecka.
Biedna Gloria nie może nawet odpocząć.
-Przeszkadzam?-usiadła na kanapie i puściła chłopca na dywan.
-Nie, ogarniam się na zajęcia. Chcesz coś do picia?
-Nie. Mam tylko do ciebie prośbę. -spuściła  na chwilę wzrok. -Może będziesz dziś obok apteki czy coś? Potrzebuję kilka rzeczy, a jak wezmę Kiama to zanim tam dojedziemy będzie płakał. Tato jest w pracy, matka sama wiesz...-patrzyła na mnie błagalnym wzrokiem.
Spojrzałam na Kiama, a potem znów na dziewczynę, bez makijażu w spodniach dresowych i starym tshircie. Tak wygląda zawsze, a przecież jest piękną, młodą dziewczyną, mogłaby znaleźć faceta.
-Wiesz co... Mam dzisiaj do trzynastej. Mogę wziąć do siebie Kiama, a ty będziesz mogła spokojnie zrobić zakupy, a wieczorem pójść na imprezę. -uśmiechnęłam się.
-Nie Kate. -pokręciła głową. -To miłe z twojej strony, ale nie mogę zostawić u ciebie Kiama.
-Możesz. Mam młodszą siostrę, więc wiem jak obchodzić się z dzieckiem, a ty będziesz mogła się wyszaleć i może... Poznać kogoś. -szturchnęłam ją w ramię i się zaśmiałyśmy. -To żaden problem.
-To miłe z twojej strony, ale nie mogę cię o to prosić.
-Oczywiście, że możesz. -potarłam jej ramię.-Kiam, zostaniesz dziś ze mną?
-Bajki! -krzyknął z ogromnym uśmiechem.
-No. Obejrzymy bajki. -spojrzałam na nią. -Nie przejmuj się. Poradzimy sobie.
***
Kiam, jak nigdy, był naprawdę grzeczny. Pobawiłam się z nim, nakarmiłam, a potem zasnęliśmy przy spangebobie. Gloria odebrała go około ósmej, od razu zostawiając mi butelkę wina. Chyba wiem, co dziś będę robiła.
Ogarnęłam się i włączyłam muzykę. Właściwie nie miałam co robić. Miałam wyjść na spacer w ten deszczowy dzień? Pójść do kina? Na zakupy? Gdziekolwiek indziej sama? Jejku, naprawdę mam zjebane życie. Każdy normalny człowiek tylko czeka na wolny dzień by spotkać się ze znajomymi, a w tym momencie ja czekam na poniedziałek żeby móc pójść na zajęcia. Ja pierdolę. Jak bardzo ze mną jest źle?
Leżałam patrząc w sufit i myśląc nad tym jak kiedyś było fajnie. Chciałabym być tamtą Kate, mającą wszystko w dupie i dobrze się bawiącą.
Cholera. Dzwonek.
Nie musiałam długo się zastanawiać, żeby stwierdzić, że to Charlie po trzech sekundach usłyszałam "Kate, nie udawaj, że cię nie ma. Słyszę pieprzony telewizor".
Wypierdolę ten telewizor za balkon.
Zczołgałam się z kanapy i poszłam otworzyć drzwi. Nie mam pięciu lat, żeby odwalać takie szopki.
-Powiedz tylko czy mam szukać już innej partnerki na wesele. -zmarszczyłam brwi i otworzyłam drzwi.
-Przecież nie wystawiłabym cię.-oparłam się o framugę. Był cały mokry przez deszcz, chyba nawet zmarzł, bo trząsł się jak galareta. -Chodź.-otworzyłam szerzej drzwi, chciał popchnąć je dalej, ale przecież lampa. -Nie można szerzej.
Dwa, czy trzy razy pozwoliła mu się odwieźć do domu, ale nigdy nie był w środku. Zdjął buty i rozglądał się jak po jakiejś melinie. Pieprzona gwiazda przyzwyczajona jest do luksusów.
-Co się tak patrzysz? Rozbieraj się, wysuszę ci ciuchy. -zaśmiał się na moje słowa i faktycznie bez krępacji po chwili stał już tylko w bokserkach. Dałam mu mój różowy kocyk, a sama rozwiesiłam jego ciuchy w łazience i na drzwiach szafy. Trzeba sobie jakoś radzić.
-Zrobię ci herbatkę. -powiedziałam trochę głośniej, gdy włączyłam czajnik.
Ciekawe czy już wie z kim umawia się Leondre.
Postawiłam herbatę na małym stoliczku i odwróciłam się do blondyna. Siedział owinięty różowy kocykiem i patrzył wielkimi, uśmiechniętymi oczami.
-Co się gapisz idioto?
-Jesteś śliczna.
Woow. Dawno nie słyszałam takich słów. Szczególnie, gdy bez makijażu, w jakimś rozwalonym kucyku nazywam kogoś idiotą.
Rozłożył koc i wystawił ręce w moją stronę, więc poszłam, usiadłam między jego nogami, a on otulił nas kocem.
-Już myślałem, że będę musiał iść sam. -szepnął do mojego ucha przytulając się jeszcze bardziej.
-Naprawdę myślisz, że jestem taką suką?
-Niee, ale jak się zdenerwujesz to nigdy nic nie wiadomo, a kupiłem już bilety.
-Jakie bilety?-odchyliłam się trochę do tyłu.
-Lotnicze a jakie? -zmarszczył brwi. -Wesele jest w Paryżu, nie mówiłem ci?
-Paryżu?! -ze zdziwienia otworzyłam aż usta. -Zapomniałeś mi powiedzieć, że to w Paryżu?!
-Nie mów, że ci się nie podoba? -uniósł kącik ust.
-Nie... Boże. Dziękuję!-rzuciłam się na niego z przytuleniem.
Z tego co mówił Alex miasto jest piękne, jak cały kraj, ma światową sławę i...kurczę nie sądziłam, że kiedykolwiek tam będę.
-Żebym wiedział, że tak się ucieszysz to bym nie zapomniał ci powiedzieć. -zaśmiał się. -Chyba należy mi się buziak.
-No nie wiem. -udałam, że się zastanawiam, ale i tak pocałowałam go w policzek.
-Nie o to mi chodziło.-zaczął bawić się moim włosami, a jego oczy patrzyły prosto w moje.
To miał być pewnie ten moment kiedy byśmy się pocałowali, kto wie, może nawet coś więcej, ale to byłby zły pomysł.
-Leondre umawia się z Ronnie. -spuściłam wzrok i podniosłam się do pół siadu.
-Noi co z tego? Może umawiać się z kim chce. -przytulił się do mojej tali.
-Nie przeszkadza ci to, że najpierw przystawiała się do ciebie a teraz do niego?
-Czekaj. -podniósł głowę. -To ta z plaży?
-Noo. -uniosłam brwi. -A jaka? Specjalnie wylała na mnie sok, a Leondre jeszcze się na mnie wydarł. Powiedz mu, żeby przestał do mnie wydzwaniać.
-Po prostu z nim porozmawiamy. Powiedz mi jak to jest, że wszystkie kłopoty zabraliśmy ze sobą tutaj? -zaśmiał się.
-Nie wiem. Nie obchodzi mnie to. Może se z nią być.
-Oh. Obchodzi cię to. -denerwowało mnie to, że był taki spokojny.-Co jeżeli skradnie jego cnotę? -spojrzał na mnie.
-Jezu. Głupi jesteś. -zaśmiałam się. -Naprawdę mam to gdzieś. Już nie jest moim przyjacielem.
-Cóż. Trzeba będzie ją wypędzić, a mnie jako dżentelmenowi nie wypada. -zaczął całować mnie od dłoni w górę. -Myślałem, że mogłabyś mi pomóc. -położył moją dłoń na swoich włosach dając do zrozumienia, że mam się nimi bawić.
-Co ty dzisiaj się tak przytulasz?
-Tęskniłem. Wczoraj skończyłaś wcześniej?
-Mhm.
-Mogłaś napisać, pół godziny czekałem. -pociągnął dłonią po mojej nodze zatrzymując ją na pośladku. -Poznałaś kogoś? -spytał takim cichym głosem.
Już wiedziałam o co mu chodzi, gdy zaczął bawić się zamkiem mojej bluzy.
-Charlie co ty robisz? -uśmiechnęłam się sztucznie i zamrugałam kilka razy, bo zamek poszedł lekko w dół.
-Co? Nic. -udał durnia.
-Wiesz, że nie będziemy już razem, prawda?
Chwilę patrzył mi w oczy, a potem podniósł się trochę wyżej i przytulił mnie do swojej klatki piersiowej.
-A czy ja mówię, że chcę?
Ałć.
-To przepraszam co ty odwalasz?
*CHARLIE*
-Nic... Tak pomyślałem, że może...
-To nie myśl. -kiwnęła głową. Patrzyła wielkimi oczami jakbym robił coś niedozwolonego. Jakby to był pierwszy raz. -Nie jestem dziwką żebyś sobie przychodził kiedy masz chcice.
Nie widziałem czy mam się śmiać czy płakać. Ona mówi poważnie? Ostatnim razem gdy ona chciała to bez problemu się ze sobą przespaliśmy, a gdy ja wychodzę z inicjatywą to traktuje ją jak dziwkę.
-Jeju Kate. -odchyliłem głowę. -Dobrze wiesz, że tak nie jest.
-To po co przyszedłeś?-zabrała z siebie moje ręce.
-Żeby spędzić z tobą dzień? -uniosłem brwi -Zabrać cię do siebie? Bo twoje mieszkanie to jakaś dziura. A to nie moja wina, że jesteś taka śliczna. -uśmiechnąłem się i chyba ją tym kupiłem, bo zaśmiała się.
-Miło z twojej strony, ale mi tu wygodnie.-założyła ręce na pierś.
-Nie żartuj. -rozejrzałem się. -Masz słaby dojazd na uczelnie, a wręcz tragiczny, klatka schodowa śmierdzi jak toaleta publiczna, nie wspominając już o tym, że jest tu niebezpiecznie.
-Jeszcze nic mi się nie stało.
-Jeszcze. Matko Kate... -miałem zacząć swój wykład, ale ona nagle się przeturlała po mnie i wyszła na balkon zapalić. To nawet nie balkon, otwierasz drzwi i od razu masz barierkę.
-Wyrzuć to, bo jak się wkurwię to będzie źle. -zagroziłem, ale nie sądziłem, że aż tak weźmie to do siebie. Odwróciła się patrząc na mnie wzrokiem, który mógł zabić.
-Jak ja się wkurwię, to poprzebijam ci opony w samochodzie. Nie odzywaj się tak do mnie. -była śmiertelnie poważna, ale zadzwonił dzwonek do drzwi i przerwał tą sytuację. -Mógłbyś otworzyć?
Speszony założyłem spodnie i poszedłem otworzyć. Nie sądziłem, że zobaczę osobę, która nie mieści się w zasięgu mojego wzroku. Stał tam wielki, wzdłuż i szerz, facet, ubrany w różową koszulę, jego włosy były ułożone do góry na jakieś  mazidło, wyglądały jak blond trawa.
Wow.
Od razu schował coś za plecy, a ja zauważyłem gustowne klapeczki na jego nogach.
-Czy jest panienka Kate? -spytał piskliwym głosem, który nawet mnie nie zdziwił.
Ale panienka Kate?
-Nie ma. Panienki Kate. -zmarszczyłem brwi.
-Hm. -podrapał się po głowie. Było widać, że jest zakłopotany. -A kiedy będzie?
-Wyjechała na weekend.-skłamałem.
Jego małe oczy próbowały przebadać to co było za mną, a ja miałem nadzieję, że Kate nagle nie wyjdzie.
-Widziałem ją wczoraj i nie mówiła, że wyjeżdża.
-Ale wyjechała. Przekaże żeby się odezwała jak tylko wróci. -uśmiechnąłem się sztucznie i zamknąłem drzwi.
-Kto to był? -spytała brunetka gasząc już peta.
-Ty mi powiedz kto do ciebie przychodzi. -stanąłem na przeciw niej. -Dlaczego nic nie mówiłaś o jakimś grubasie?
-Eh... To tylko Freedie. -zbyła mnie i usiadła na kanapie.
-Czego chciał? -odwróciłem się.
-Skąd mam wiedzieć? Przecież to ty otworzyłeś drzwi. -próbowałem się nie zaśmiać razem z nią, ale średnio mi to wychodziło. -Jesteś zazdrosny co? -poruszyła brwiami znów mnie rozbawiając.
-Nie zazdrosny... Martwię się. Dlatego powinnaś się do mnie wprowadzić. -usiadłem obok niej.
-Dobrze mi tu. Nie muszę znosić dwóch debili. -szturchnęła mnie.
-Eh... Jeszcze cię przekonam.
-Zobaczymy. -wzruszyła ramionami. -Ej... Mam prośbę. Muszę jechać na zakupy, a pada i jakoś średnio mi się chce iść na metro...
-Jasne, pojadę z tobą. -wstałem by ubrać się do końca, a Kate poszła do kuchni, która de facto było na korytarzu między drzwiami, a łazienką.
Przełożyłem tshirt przez głowę i usłyszałem charakterystyczny dźwięk tabletek w pudełku. Wychyliłem się zza ściany i patrzyłem jak bierze jakieś tabletki.
-Co? -odwróciła się.
-Co to?
-Tabletki. Boli mnie głowa. -wzruszyła ramionami, ale zamiast odłożyć je do szafki wrzuciła do torebki.
Założyłem jeszcze bluzę i wyszedłem. Już nie padało, ale chciałem podjechać bliżej. Pod klatką schodową, stało trzech czarnoskórych chłopaków, wyglądających jak z amerykańskiego filmu, dokładnie obserwowali moje auto i byłem pewien, że gdybym wyszedł na pięć minut już nie miałbym radia.
W końcu wyszła Kate, wszystko było w porządku, ale jeden z chłopaków zaczął za nią iść i w końcu pociągnął ją za kaptur. Nie czekając na to co zdarzy się dalej wysiadłem, zostawiając kluczyki w stacyjce i podbiegłem do niej. Okazało się, że nie potrzebnie, bo Katie się do niego odwróciła, uderzyła lekko w brzuch i zaczęła się śmiać.
-Jak ja cię pociągnę to polecisz twarzą po bruku. -zażartowała, a ja na wszelki wypadek objąłem ją w pasie, na co chłopak zareagował nieprzyjaznym spojrzeniem.
-A to kto? -zjechał mnie wzrokiem.
-Charlie. -spojrzała na mnie. -Mój przyjaciel, a to Mike, sąsiad. -podałem mu niechętnie rękę.
-Robisz coś dziś wieczorem? -spytał nieskrępowany moją obecnością.
-Emmm. Tak. Będę z Charliem. Może następnym razem, cześć. -szatynka pociągnęła mnie za rękę do auta.
***
Nie pytałem już o tego chłopaka, bo zaraz by było, że to nie moja sprawa. Pojechaliśmy do galerii, gdzie Kate chciała coś kupić na wesele. Nie lubię zakupów z kobietami, ale z Kate zawsze jest zabawnie. Mam szanse ją podglądać, bo przy ludziach rzadko na mnie krzyczy.
-Idziemy coś zjeść? -spytałem, gdy jechaliśmy schodami ruchomymi.
-Później. -spojrzała gdzieś w bok, marszcząc twarz.
-Oczywiście, że tak.
-To co mam wpychać w siebie, jak nie jestem głodna?! -odwróciła się i wydarła na mnie.
-Ciszej. Ja tylko chcę żebyś coś zjadła.
-Czy ja wyglądam jakbym miała pięć lat?
-Kate, błagam...
-O mój boże! Charlie? Mogę zdjęcie? -przerwały nam dwie dziewczyny, które złapały nas zaraz przed schodami. Wyglądały na jakieś piętnaście lat.
Spojrzałem na Kate, która wzruszyła ramionami.
Zawsze w nieodpowiednim momencie.
-Jasne. -uśmiechnąłem się.
Po kilkunastu zdjęciach, chciałem jakoś zakończyć spotkanie, ale było to ciężkie jak zawsze.
-Charlie, pójdę do sklepu, zadzwoń jak skończysz. -oznajmiła Kate po dłuższej chwili.
-Em... Dziewczyny muszę już iść.
-Zostań, przecież dam radę. -uśmiechnęła się i odeszła.
Powiedziała tak, a później będę miał przesrane, już kiedyś była taka sytuacja.
*KATE*
W sumie na rękę mi były te jego fanki, chciałam kupić też bieliznę, a z Charliem byłoby to krępujące.
Wiedziałam, że trochę mu to zajmie, ale teraz to rozumiem. Dzięki fanom ma wszystko, i co? Miał je odprawić z kwitkiem?
Zadzwonił po jakichś 30 minutach i spotkaliśmy się przed restauracjami.
-I jak było gwiazdo?-podeszłam uśmiechnięta.
-Przestań. Przepraszam, że tak wyszło...
-Luz, chyba po tych wszystkich latach przyzwyczaiłam się. To co? Jeszcze buty i sukienka. - zaczęłam iść w stronę sklepu z sukienkami.
-Nie jesteś zła? -dogonił mnie i jakoś dziwnie się przyglądał.
-Nie, dlaczego? To one są złe, bo ja jestem twoją przyjaciółką i mogę spędzać z tobą czas. -puściłam mu oczko.
***
-Kate, one są takie same. -westchnął Charlie widząc mnie w którejś z kolei sukience.
-Ma grubsze ramiączka i inny kolor. Chyba bardziej do mnie pasuje.
-Świetnie, więc ją weź. -poczochrał swoje włosy.
-Nie wiem sama, to Paryż, chciałabym wyglądać dobrze. -wygładziłam granatowy materiał. -Kolor nie jest za bardzo infantylny? -odwróciłam się do niego. Im dłużej patrzyłam w lustro tym bardziej byłam niepewna.
-Infantylny?-uniósł brwi. -Sama jesteś infantylna. Ostatni raz jestem z tobą na zakupach. -prychnął, a ekspedientka zaśmiała się. Wyglądaliśmy tak typowo.
-No przepraszam, że chcę żeby twoja partnerka wyglądała ładnie. Poza tym miałeś mi pomóc, a ty ciągle narzekasz.
-Ale ty we wszystkich wyglądałaś ładnie.
-Oh zamknij się.
-Weź tą i idziemy do domu. -wyjął telefon, a ja byłam już wkurwiona.
-Weź tą i idziemy do domu. -przedrzeźniłam go i odwróciłam się do lustra.
-Mam jeszcze jedną.-udzieliła się ekspedientka. -Z nowej kolekcji i jeszcze nie jest na wystawie, ale mogę ją pani pokazać. Myślę, że będzie do pani pasować.
-Jeśli by pani mogła. -uśmiechnęłam się, a Charlie prychnął.
Po chwili pani przyniosła tę perełkę.
-Możemy teraz pójść coś zjeść? -spytał blondyn, gdy "w końcu" wyszliśmy z raju z sukienkami. Nawet jego mina nie była w stanie zepsuć mi humoru.
-Teraz możemy. -szłam uśmiechnięta od ucha do ucha w stronę restauracji.
-Aż tak ci się podoba?
-Jeste wyjeeebista. -zaakcentowałam ostanie słowo, a on się zaśmiał.
-No to mogłaś się pokazać.
-Niee, bo byś się zakochał. -dopiero po chwili zorientowałam się, że to mogło być niezręcznie, ale tylko się zaśmiał.
-Co bierzesz? -spytał, gdy staliśmy w kolejce do mca.
-Em... Nie wiem jeszcze. -przyglądałam się tablicy.
-Oczywiście, że tak. Obiecałaś, że będziesz jeść i co? -spytał z wyrzutem i myślę, że gdyby nie było ludzi to by na mnie nakrzyczał.
-Twoja kolej. -zbyłam go. Zamówił napój, cheesburgera i duże frytki.
-Dzień dobry, dwa razy cheesburgera, coca cole i frytki. Duże frytki. -namyśliłam się.
-Coś jeszcze?
-Sos czosnkowy. -pokiwałam głową i podałam banknot.
Wzięłam numerek i odwróciłam się do uśmiechniętego blondyna.
-Co? -zmarszczyłam brwi.
-Nic.-pokręcił lekko głową. Był dziwnie rozpromieniony i nawet przytulił mnie do siebie. -Może pójdziemy potem do mnie? Obejrzymy coś, może nawet znajdzie się jakieś wino?
-Chyba powinnam się uczyć. Poza tym Leondre...
-Jeżeli naprawdę chcesz to możemy zamknąć się w moim pokoju. Bedziesz tylko moja. -zaśmiał się i ogarnął moje włosy za ucho.
-Chciałbyś. Może następnym razem. -położyłam dłonie na jego klatce piersiowej i lekko odepchnąłam.
-Nah. Dziś jesteś moja. -uśmiechnął się głupio i poszedł odebrać swoje jedzenie.
Dziwnie się jadło, gdy Charlie obserwował mój każdy kęs. Może faktycznie to dobrze, że zaczynam normalnie jeść, to nic, że śmieciowe żarcie, ale bez przesady. Aż tak się cieszyć?
Byłam tak najedzona, że musiałam rozpiąć guzik od spodni, na szczęście miałam długą bluzę.
Koniec końców nawet się nie opierałam, gdy jechaliśmy do niego. Nie mam znajomych na uczelni, więc fajnie porobić coś innego niż uczyć. Wiem, że sama jestem sobie winna, bo nawet nie staram się mieć tych znajomych, z jednej strony przydałby się ktoś do kogo mogłabym otworzyć buzie, a z drugiej tłumaczę swoją nieśmiałość tym, że wystarczą mi ci ludzie, których mam. Ostatnimi czasy straciłam w swoich oczach i to bardzo utrudnia.
-Idziesz?
-Yhym.- otworzyłam drzwi samochodu i wysiadłam.
To było zbawienie, gdy okazało się, że drzwi są zamknięte.
-Hm. Nie ma go? -blondyn zmarszczył brwi
-Na to wygląda. Ale to dobrze, milej spędzimy czas.
-Też tak uważam. -Charlie otworzył drzwi i spojrzał na mnie z tym swoim głupim uśmiechem.
-Nie myśl sobie. -prychnęłam i weszłam do środku. Cisza jak makiem zasiał. -Ale syf. -skomentowałam, gdy weszłam dalej i zobaczyłam całą, brudną zastawe na malutkim stoliku w salonie i tym większym w jadalni.
-Obiecuję, że jak się wprowadzisz to będzie lepiej. -poczułam jak przytula mnie od tyłu i opiera brodę na moim ramieniu.
-Cóż... Dobrze, że nie będę musiała na to patrzeć. -zaśmiałam się. -Możesz już przestać mnie namawiać, bo kocham moje...moją dziurę. -zmarszczyłam brwi. Kogo ja chcę oszukać, tego nie da nazwać się mieszkaniem.
-Widzisz? -wychylił się, by na mnie spojrzeć. -Nie to, że się chwalę, ale mój dom jest lepszy.
-Twój dom to jakieś śmieciowisko. -odsunęłam się. -To co film?
-Nooo, na moim łóżku jest lamptop, możesz coś wybrać, a ja zaraz przyjdę.
Położyłam się na jego wielkim łóżku i przysnęłam sobie komputer. Stwierdziłam, że zrobię mu jakiś żart. Oczywiście nie wylogowuje się ze swojego facebooka. Weszłam na jakiś fampage seksi mamusiek, polubiłam go i zaczęłam udostępniać zdjęcia starszych pań pokazujących swój seksapil. Sama nie mogłam powstrzymać się od śmiechu widząc jak szybko zaczynały pojawiać się lajki i komentarze.
-Kaaaaate!!! -usłyszałam krzyk Charliego ze schodów i zamarłam. Musiał zobaczyć powiadomienia na telefonie.
-Fuckfuckfuckfuck. -zamknęłam szybko klapkę, a gdy drzwi się otworzyły zeskoczyłam z łóżka, blondyn stał z telefonem w ręku, ale uśmiechał się więc nie było źle.
-Pojebało cię? -zaczął się zbliżać, a ja cofać.
-To ty udostępniasz seksi mamuśki. -zaczęłam się śmiać.
-Ja?! -podbiegł a ja bezskutecznie chciałam uciec do momentu, gdy złapał mnie w pasie i bez problemu przerzucił na łóżku, ze śmiechu bolał mnie brzuch. Pociągnął mnie za nogi i zaraz był między nimi. Nadal się śmiałam, a to, że pochylił się i łaskotał mnie nosem po szyi nie pomogło.
-Przestań! -krzyknęłam między napadami śmiechu.
-Do śmiechu ci dzisiaj co? -zawisł nade mną, a nasze nosy dziwiło kilka centymetrów.
-Twoja ciemna strona wyszła na jaw. -nadal się z niego nabijałam.
-Ja ci zaraz pokaże moją ciemną stronę. -złapał mnie za pośladek, ale tylko po to by odwrócić moją uwagę, gdy polizał mnie w policzek.
-Fuuuujkaaa. -wytarłam się o jego ramię.
-Cześć. -usłyszeliśmy dość głośne przywitanie i odwróciliśmy głowy do drzwi. -Przeszkadzam? -spytał Leondre
.

piątek, 27 października 2017

27.

Nananananananana!
Mój pierwszy dzień! Tak.
Jestem zdenerwowana, podekscytowana, ciekawa i cieszę się jak cholera.
Cameron pomógł mi ogarnąć moją kawalerkę 5x5 i da się mieszkać. Może nie jest ani duża ani piękna, a położenie jest fatalne, ale dam sobie radę.
Plan zajęć jest tak zły, że szkoda gadać. Mam dużo okienek między zajęciami w ciągu, których nie będzie mi się opłacało wracać do domu na końcu miasta, mam też na późniejsze godziny przez co kończę później. Zawsze wolałam mieć zajęcia od rana, kończyć wcześniej i mieć wolne, cóż nie można mieć wszystkiego.
Dziś miałam od 10.45 do 13.45, a potem od 15.00 do 18. Będzie chujowo, więc postanowiłam ubrać się na luzie. Pomalowałam rzęsy, brwi, przypudrowałam twarz, a do torby spakowałam portfel, telefon, notatnik, długopis, okulary i termos z kawą. 



Pewnie miałam coś jeszcze wziąć, ale oczywiście pobiegłam do metra.
Muszę jeździć dwoma, plusem jest to, że każdy jeździ co 10 minut, więc nawet jak się spóźnię to nic ma wielkiej biedy. No chyba, że jest się mną i wychodzi się na ten na ostatnią chwilę i do tego się spóźnia. Kurwa. Oczywiście, że się spóźniłam pierwszego dnia.
Wbiegłam do budynku, który był jak wymarły. Zajęcia miałam w V8 co to kurde znaczy?
-Przepraszam, gdzie jest V8?-podeszłam do pani, która stała na szatni.
-Na samej górze po lewej, Skarbie. -uśmiechnęła się przesympatyczne.-Współczuję ci, pan Hale nie toleruje spóźnialskich.
Szybko wbiegłam po wielkich schodach i wręcz rzuciłam się na drzwi. Oczywiście, że wszyscy na mnie spojrzeli wraz z wykładowcą, który zaczął już zajęcia.
-Przepraszam.-powiedziałam zadyszana i obserwowałam jego reakcje. Uniósł brwi, a jego czoło zmarszczyło się.
Jezu to było ciacho. Wyglądał na około 27 lat, smukły, wysoki, brązowe loczki opadały na jego zmarszczone czoło i był w błękitnej koszuli podwiniętej do łokci.
-Pani to? -oparł się dołem pleców o biurko.
-Kate Porter.
-Proszę, proszę usiąść. -założył ręce na pierś i powiedział to z lekkim sarkazmem. Wiedziałam, że na tym się nie skończy. Usiadłam w drugim rzędzie z brzegu z dala od innych, nie chciałam już robić szumu wokół swojej osoby.
-Kate Porter. -powtórzył pan Hale, jak powiedziała pani z szatni, i zaczął patrzeć coś w swoim laptopie. -Dopiero po dwóch latach zdecydowała się pani na studia... A nie. Dopiero w tym roku ukończyła pani szkołę wyższą... W Polsce. -podniósł na mnie wzrok. -Jak to możliwe, że tak późno? Nie zdała pani? I przyszła na prawo? -uniósł kącik ust i tak, wyglądał seksownie, ale bez przesady... Mam mu tłumaczyć historię mojego życia przy wszystkich?
-Przypadek losowy. -poprawiłam się na krześle.
-Mhm... Spóźniła się pani na pierwsze zajęcia. -zabrał z biurka jakąś kartkę i zaczął iść w moją stronę. -To raczej niekulturalne, a powiedziałbym nawet to brak szacunku dla mojej osoby i mojego czasu, który z własnej, dobrej woli wam poświęcam. -przymknęłam oczy i przełknęłam głośno ślinę, gdy uderzył dłonią o moją ławkę. -Podpisz się. -zabrał dłoń pod którą była kartka z podpisami jak się domyśliłam studentów.
Trzęsącą ręką podpisałam się i gdy jeszcze nade mną stał wyjęłam okulary, które założyłam na nos, notes i długopis.
Zdaję sobie sprawę z tego, że moje okulary to niewypał, bo kupując te wielkie szkła ze złotą oprawką byłam z mamą i śmiałyśmy się z tumblr girl. Rzadko ich używam, bo tylko gdy jestem w domu, więc za bardzo się nie przejmowałam.
Resztę wykładu uważnie słuchałam czując na sobie nieprzyjemny wzrok profesora.
Kolejny wykład był dość nudny, a potem miałam przerwę. Usiadłam w kawiarni i dopiero wtedy wzięłam do ręki telefon.
/Charlie/
Jak pierwszy dzień?
/Cameron/
Ile mord już obiłaś?
Charliemu napisałam, że już podpadłam, a Cameronowi, że jest idiotą.
Miałam swoją kawę, ale głupio mi było siedzieć z własnym prowiantem więc zamówiłam late. Pisałam trochę z Charliem, jego była szefowa poprosiła o pomoc i gdy będzie miał czas będzie chodził do studia.
-Pani Porter. -powoli podniosłam głowę, bo ten seksowny głos nie kojarzy mi się dobrze.
-Profesor Hale. -wydusiłam uśmiech. -Może się pan dosiądzie? -to był bardziej żart, bo on przecież mnie nie lubi. A przynajmniej tak mi się wydawało.
-Chętnie.-odpowiedział z tak samo sztucznym uśmiechem i autentycznie się dosiadł. -Ma pani przerwę?
-Ponad godzinę.
-Rozumiem, to popieprzone. Ja mam dwie. -napił się kawy, a ja wytrzeszczyłam oczy. -Hm? Jestem normalnym człowiekiem, to nie jest tak, że jestem sztywny.
Spojrzałam na jego marynarkę i teczkę.
-Nie sądziłam tak.
-Jeżeli chodzi o pani spóźnienie na mój wykład... Niechpani nie robi tego więcej. Jeżeli bym pani odpuścił straciłbym autorytet, a ci gówniarze by mnie zjedli. Prawo jest najgorsze...
Za bardzo nie wiedziałam co mam powiedzieć, bo co mnie to obchodzi?
-Miałam pewne niedogodności.-powiedziałam tylko. Nie wiedziałam jak mam się zachować, gdybym nie patrzyła na niego to by pomyślał, że go nie słucham, a jakbym patrzyła to by pomyślał, że się gapię, bo cholera... On naprawdę jest przystojny.
-Jakie? -pomieszał swoją kawę, jaki ciekawski.
-Korek. Był korek.
-Okay. Miło, że cię tu spotkałem, bo... Ma pani bardzo ciekawą, że tak powiem, biografię. Niech pani nie zrozumie mnie źle. To pani organizowałaś ten koncert w Cardiff?
-Dałam pomysł, organizowała to masa ludzi.
Nienawidzę, gdy ludzie mówią "o gratuluję tego koncertu" albo, że zrobiłam świetną robotę. Nie zrobiłam tego sama, a właściwie sama to gówno bym zrobiła.
Jego mina była zabawna, chyba brzmiałam niemiło, a nie chciałam, naprawdę, ja się go boję.
-Czasami pomysł jest najważniejszy. Możesz mi trochę o tym opowiedzieć?
To było cholernie niezręczne, bo gdy opowiedziałam mu o organizowaniu koncertu i to tak ze szczegółami zaczął pytać dlaczego jestem dwa lata do tyłu itd.
***
Miałam iść na stacje metra, ale zobaczyłam blondynka, który stał na parkingu i rozglądał się dookoła.
-Na mnie czekasz? -podeszła, a on wręcz się zaśmiał.
-Ojej, co oni z tobą zrobili. -odepchnął się od samochodu i podszedł mnie przytulić.
-Charlie, skąd wiedziałeś o której kończę? -odsunęłam się, a on zaczął poprawiać moje włosy.
-Nie odpisywałaś to sprawdziłem w internecie. -otworzył dla mnie drzwi samochodu, a potem usiadł za kierownicą.
Nie powiedziałabym, że jesteśmy jakoś blisko, nie widziałam go od dłuższego czasu, tylko od czasu do czasu piszemy smsy. Tyle.
Akurat przed autem Charliego przeszedł profesor Hale, albo mi się wydawało, albo przez dłuższą chwilę utrzymaliśmy kontakt wzrokowy, chyba nawet musiał odwrócić głowę.
-Kto to? -blondyn przekręcił kluczyk.-Zapnij pas.
-Wykładowca, opierdolił mnie za to, że spóźniłam się na jego zajęcia, a potem dosiadł się do mnie w kawiarni. -zapięłam pas.
-Jak się dosiadł?! Przecież to nauczyciel!
-Spokojnie, no nie wiem. Pytał dlaczego jestem dwa lata później i nawet wiedział o koncercie. Skręć w prawo. Charlie w prawo.
-Zjesz u mnie kolację. -oznajmił.-On w ogóle tak może? Jesteś jego uczennicą do cholery. -zdjął czapkę i rzucił do tyłu.
-Znaczy no wiesz... To była tylko rozmowa.
-Boże...czy nawet nauczyciele muszą cie podrywać. -blondyn zatrzymał się na podjeździe.
-Nie podrywał mnie. -przekręciłam oczami. -Rozmawialiśmy tak normalnie.
-Kate, on nie mógł oderwać od ciebie wzroku. -wysiedliśmy z auta.
-Leondre już wrócił?
-Ta, miał dzisiaj dwa wykłady.
Wbiegłam do domu, najpierw rozejrzałam się po salonie, a potem poszłam do kuchni. Zdziwiłam się, gdy zobaczyłam go przy garach, ale od razu podbiegłam i złapałam go za pośladki.
-Aaa! -pisnął jak dziewczynka, a gdy tylko się odwrócił przytuliłam go. -Jeju Kate. -zaśmiał się i objął ramionami.
-Tęskniłam. -podniosłam głowę, żeby zobaczyć jego uśmiechnięty ryj.
-Ja też Mała.
-Musicie wszyscy tak na mnie mówić?
-A masz w ogóle metr pięćdziesiąt? -przymrużył oczy i zaśmiał się.
-Aj weź, to, że tobie udało się urosnąć nie znaczy że możesz czuć się lepszy. -odsunęłam się i spojrzałam na garnki. -Co gotujesz?
-Coś pysznego.
-Wy idioci... Nawet wam to przez gardło nie przejdzie.
-Pf...gotowane warzywa i kurczak. Coś pysznego. -odwrócił wzrok. -Charlie mówił, że to jesz. -szepnął zanim wszedł blondyn.
Kochani są.
-Masz jeszcze trochę piersi z kurczaka?
Okazało się, że w zamrażarce były frytki, więc mimo ich sprzeciwu zrobiłam im smażoną pierś z kurczaka i frytki, zajęło to 20 minut i usiedliśmy przy stole. Nawet nie spojrzeli na to co zrobił Leondre, bo rzucili się na frytki.
-Jak tam pierwszy dzień?
-Już podrywa ją jakiś profesorek.
-Nie podrywał, piliśmy razem kawę. -przekręciłam oczami.
-Kawę? Z wykładowcą?
-Mówiłem jej, ale stwierdziła, że to nic takiego. -blondyn odsunął talerz.
-A poznałaś kogoś?
-Em... Wszyscy wyglądają jak buce. Dziewczyny miały koszule, spódnice... Wyglądałam przy nich jak lamus.
-Wyglądasz ładnie. -brunet uśmiechnął się do mnie. -Prawnicy mają to do siebie, ale na pewno kogoś poznasz.
-Tak, nie chcę być wyrzutkiem. Jak od was mam wrócić do domu? Zaraz będę się zbierała.
-Odwiozę cię, ale musisz jeszcze trochę posiedzieć. Nie smakuje ci? -spojrzał na mój talerz. Było smaczne, ale na prawdę nie miałam ochoty na jedzenie.
-Nie, jest bardzo dobre, aż się dziwię.-zaśmiałam się do Devriesa.-Ale nie jestem głodna.
Podejrzewam, że to spojrzenie, którym się wymienili miało być subtelne, ale im kompletnie nie wyszło, więc zjadłam jeszcze trochę.
***
*CHARLIE*
Po pracy od razu pojechałem po Kate. Miałem jeszcze 10 minut, wiec wszedł do budynku i usiadłem na jednym z foteli.
Muszę ją przekonać, żeby zamieszkała z nami, bo jej ulica to kompletne slamsy, co druga osoba to dwumetrowy czarnoskóry w workowatych spodniach, nie jestem rasista, ale okolica nie wygląda na bezpieczną.
Jej mieszkanie to pewnie niezłe gówno. 
Po jakimś czasie wszyscy zaczęli wychodzić i ani śladu po mojej Kate. Jej rozkład miałem na telefonie, więc spytałem przemiłej pani, gdzie znajdę taką salę i poszedłem na samą górę. Łatwo było ją znaleźć, po prostu były na tym piętrze tylko jedne otwarte drzwi.
Powoli poszedłem i najpierw usłyszałem męski głos, a potem zobaczyłem tego profesorka, który stał za blisko mojej Kate. Wyprostowałem się i zapukałem żeby w końcu na mnie spojrzeli.
-Kate śpieszymy się. -twardo powiedziałem, patrząc na tego gościa, który nawet się od niej nie odsunął.
-Mhm. -poprawiła torbę na ramieniu i podniosła głowę, bo wcześniej nawet na niego nie patrzyła. -Dziękuję bardzo, jeżeli będę miała jakiś problem to...
-Możesz się do mnie zgłosić. -facet zmierzył mnie wzrokiem, ale nie mógł długo nie patrzeć na moją Kate.
Brunetka powoli do mnie podeszła, a ja jeszcze w drzwiach położyłem dłoń na jej włosach, pocałowałem w czoło i pogłaskałem dwa razy ciągle na niego patrząc. Niech wie czego nigdy nie będzie miał.
Skurwiel.
Kate całą drogę była jakaś cicha i nawet nie chciała jechać ze mną na zakupy.
*KATE*
Miałam zły dzień i jedyne czego chciałam to poopierdalać się z Leondre. Charlie podrzucił mnie pod jego dom, a sam pojechał po zakupy.
Szczerze? Zatrucie pokarmowe byłoby przyjemniejsze niż to co tam zobaczyłam.
Weszłam i zobaczyłam mojego przyjaciela z tą rudą suką, która całowała się z Charliem.
-Dzień dobry. -zwróciłam na siebie ich uwagę. Gołąbeczki gruchały sobie na kanapie, znaczy on tylko trzymał rękę na oparciu kanapy za nią, ale i to o mało nie wywołało u mnie wymiotów.
Pamiętała mnie i to bardzo dobrze, bo jej uśmiech był tak wredny, że chciałam przywalić jej jeszcze raz. Kiedyś żałowałam, ale nie ma prawa zbliżać się do Devriesa.
-O cześć Kate, poznaj...
-Znamy się. -przerwałam mu i poszłam do kuchni żeby tam poczekać na Charliego i razem pomyśleć co z tym fantem zrobić.
Ona nie może być normalna jeżeli przekroczyła próg tego domu. Całowała się z Charliem i co? Teraz Leondre?
Siedziałam w kuchni pół godziny dopóki nie weszli oni.
-Wszystko okay? -spytał brunet wyjmując szklanki.
-Nie lubię ludzi, którzy... -chciałam powiedzieć coś niemiłego o tej suce, ale nagle ona wpadła na mnie ze szklanką wiśniowego soku, który zalał moją białą bluzkę. Nie czekałam długo.
-Ty wredna szmato zrobiłaś to specjalnie!
Odepchnęłam ją ona mnie i zaczęła się przepychanka. Była nie szkodliwa, do czasu... Leondre odepchnął mnie, a tą szmatę objął w pasie.
To był dla mnie szok, stałam nieruchomo i lustrowałam jego twarz.
-Wiedziałem. Zawsze masz jakiś problem! -wydarł się na mnie.
-Oblała mnie sokiem!-wskazałam na swoją bluzkę.
-Nie zrobiła tego specjalnie! Ale ty zawsze musisz coś odjebać! Lecz się dziewczyno!
Zawsze był taki cichy, nigdy na mnie nie krzyczał, nawet jak się kłóciliśmy, to były ciche kłótnie. A teraz?
Stał broniąc jakiejś przypadkowej dziewczyny. Nawet nie chodzi o to. Zawsze byliśmy po swojej stronie, do teraz. Teraz jakaś obca dziewczyna jest ważniejsza.
W moim gardle zebrała się wielka gula i ze spuszczona głową poszłam na korytarz.
-Wszystkiego dobrego na nowej drodze życia. -powiedziałam pod nosem, gdy zakładałam buty i wyszłam.
Zdążyłam przejść kilkanaście metrów, a samochód Charliego zajechał chodnik.
-A ty gdzie? -spytał przez opuszczoną szybę. -Nie ma Leo?
-Pierdolę to wszystko. -chciałam go ominąć, ale otworzył drzwi, które we mnie uderzyły.
-Co się znowu stało? -wysiadł, a to że westchnął i przekręcił oczami wkurwiło mnie jeszcze bardziej.
-Gówno. Jeżeli mu niezależny na tej przyjaźni to mi tym bardziej. To nie jest tak, że tylko ja mam się starać.
-Kate co ty pierdolisz? -zmarszczył brwi.
-Nie wiem co się stało, naprawdę mi na nim zależało...-wplątałam w palce włosy z boku mojej głowy i pomyślałam, że nigdy więcej nie będę o niego walczyć, robiłam to za każdym razem, a on dalej swoje.
Zmieniłaś się.
Nie jestem taki jak ty.
Gówno prawda, to on się zmienił.
-Ale Kate... O co chodzi? -złapał mnie za ramiona.
*CHARLIE*
Nie było mnie góra pół godziny, a oni już się pokłócili. Czasami zachowują się jak dzieci.
Nawet nie mogłem zrozumieć co do mnie mówi, wyglądała na zdenerwowaną więc chciałem ją przytulić. Stały patent, ja próbuje ją przytulić ona mnie odpycha aż w końcu zaczyna się śmiać, ale Leo był za poważną sprawą by tak to rozwiązać.
-Charlie zostaw mnie do cholery! -odetchnęła mnie. -Spierdalaj!
Wyglądała jakby miała się rozpłakać, jeżeli bym jej nie zostawił, więc trochę się odsunąłem.
-Spokojnie. -uniosłem dłonie. -Co takiego zrobił tym razem?
Kate tylko uniosła brwi, jakbym powiedział coś nie tak i zaczęła odchodzić.
-Przyjaciel zawsze stanąłby po mojej stronie. -burknęła.
-Poczekaj odwiozę cię!
-Spierdalaj, mam nogi.
Chwilę patrzyłem na to jak odchodzi kręcąc tym swoim tyłkiem.
Pięknie.
Leo zjebał, a ja za to zapłacę, założę się, że na wesele pójdę sam.
Zabrałem się i pojechałem do domu. Kiedy wjeżdżałem na podjazd zobaczyłem dziewczynę idącą w przeciwnym kierunku do Kate. To pewnie od Leo.
Wziąłem zakupy i wszedłem do domu.
-Leo... Kurwa... O co znowu poszło? -reklamówki odłożyłem na ziemię i usiadłem obok załamanego przyjaciela. A raczej wkurwionego.
-Marudzi jak zawsze. -oparł się łokciami na kolanach i podparł głowę. -Czy ona nie może być normalna? Chciałbym w końcu znaleźć dziewczynę, bo jak narazie mają mnie za geja, ale Kate każdą odstraszy. Z każdą miała niewytłumaczalny problem. Wiesz co? -odwrócił głowę w moją stronę.-Ronnie wylała na nią sok, oczywiście niespecjalnie, a Kate rzuciła się na nią z łapami.
Chyba wszystkie Ronnie jej podpadają.
-Też bym się wkurzył gdyby ktoś oblał mnie sokiem. -wzruszyłem ramionami.
-Wkurzył. Nie popychał. Zawsze musi coś zjebać. Idiotka. -zrobiło się groźnie, gdy zaczął przeklinać. -Tylko dlaczego dla mnie? Perfidna, egoistka, myśli tylko o sobie i o tym jak bardzo jej ciężko, nie tylko ona ma problemy... -odwrócił głowę, a dla mnie to było za dużo.
Byłem w stanie zrozumieć jego złość, mógł ją opierdzielić, wyzywać od idiotek, cokolwiek, ale nie miał prawa mówić, że jest egoistką.
-Myśli o sobie? -prychnąłem.-A zapomniałeś już o wszystkim co zrobiła dla ciebie? Nie mówię już o tym co zrobiła dla szpitala... -machnąłem głową. -Przez cały czas była na twoje zawołanie. Miałeś problem z matmą? Proszę bardzo, za pięć minut była u ciebie, żeby cię nauczyć. Zawalała sprawdziany, bo wolała pisać twoje, żebyś mógł koncertować! Cholera Leo, dopóki nie przyszła do waszej szkoły nie miałeś znajomych. Cały czas mówiłeś, że cię lubiła zanim dowiedziała się o barsie i miała w dupie zdanie innych. Była zawsze, gdy tego potrzebowałeś. Ukrywała to, że nasze fanki traktują ją jak gówno, bo widziała jak bardzo są dla ciebie ważne. Nie skarżyła się, gdy wszystko ją przerastało, depresja, zaburzenia odżywiania, nigdy się nie skarżyła, nie narzekała na nic, więc nie masz prawa mówić, że jest egoistką! Zawsze ktoś inny był dla niej ważniejszy! -brunet spuścił głowę, pewnie dlatego, że zacząłem do niego docierać. -A wypadek? Zapomniałeś jak płakałeś w szpitalu, jak... -spojrzałem na jego nadgarstki. -To wszystko co działo się potem? Zastanów się chłopie co by było gdyby znów jej zabrakło. -końcówkę zdania prawie wyszeptałem.
Chyba oboje przypomnieliśmy sobie co wydarzyło się rok temu. Niewątpliwie to był najgorszy moment w moim życiu. Byłem szczęśliwy, miałem wspaniałą dziewczynę, przyjaciela, muzykę... Nie myślałem, że może się to zmienić w jednej chwili.
Kiedy ja piłem piwo z kolegami, oni byli o krok od...
Byłem poza zasięgiem, dlatego do szpitala przyjechałem dopiero po dwóch godzinach. Kate walczyła o życie, a ja byłem dopiero po dwóch godzinach. Wszyscy płakali, czekali, a ja dopiero dowiedziałem się co się stało. Kiedy moja dziewczyna walczyła o życie ja świetnie się bawiłem. Nigdy sobie tego nie wybaczę.
Lekarzom udało się ją uratować, ale każdy kolejny dzień był mało mniejszym koszmarem. Przez pół roku nie widziałem jej oczu, uśmiechu, nie słyszałem głosu, nie czułem słodkich ust.
Na początku spędzałam w szpitalu całe dnie, płakałem, zasypiałam ze zmęczenia i znów płakałem. W końcu skończyły mi się łzy i modliłem się o to, by wróciła, w końcu przyzwyczaiłem się do tego, że mogę jedynie na nią patrzeć, a Elizabeth zaczęła namawia mnie do powrotu na scenę. Nie chciałem jej zostawić, chciałem trzymać ją za rękę gdy się obudzi, ale wszyscy zaczęli mnie namawiać, wymyślili dyżury i mówili że Kate by tego chciała. Wróciłem na scenę tylko dla niej.
Niestety, nie mając jej obok oczywiście wszystko spieprzyłem.
Wytarłem oczy, które zaczęły zachodzić łzami i spojrzałem na bruneta.
-Zrób z tym co chcesz, ale zastanów się czy gdyby coś się stało byś nie żałował.-chciałem wstać, ale przyjaciel pociągnął mnie za rękaw bluzy żebym się nie ruszał.
-Jestem dla niej strasznym dupkiem.-spojrzał przed siebie i zmarszczył brwi -A ona... Ona jest taka kochana. Ale kurwa....nie chce żeby mówiła z kim mam się spotykać.
-Noi masz rację, tylko jej to powiedz. Bez kłótni. -spojrzałem na niego, a on pokiwał głową.-Przecież wiesz, że zrozumie.
-Heh, ostatnio ciągle się kłócimy, ale masz rację, nie chciałbym jej stracić. Możesz do niej napisać, czy wróciła do domu?
Zadzwoniłem, tylko szkoda, że odrzuciła.

środa, 4 października 2017

26.

Gdy z rana zeszłam na dół była tylko Holly. 
-Dzień dobry. 
-Hej. -uśmiechnęła się do mnie. Jejku ona jest taka słodka. Naprawdę, ma taki szeroki uśmiech, że nawet ja się uśmiechnęłam, mimo, że nie byłam wyspana. 
-Pomogę ci.-stwierdziłam widząc, że robi śniadanie. 
-Aha, jak tam impreza? -kątem oka spojrzała na moją dłoń. Miałam zdarte kostki, dziwne... Przecież tylko raz go uderzyłam.
-Bywało lepiej. 
-Mhm, eh Kate... -nagle odłożyła wszystko i stanęła do mnie przodem. -Nie denerwuj się tylko. Znamy się krótko, jest mi trochę głupio, że tak zawaliłam ci się na głowę i... Nie chce psuć relacji między tobą i Cameronem. Cieszę się, że ma taką przyjaciółkę, sama jestem ci wdzięczna. Jakby... Nie czuj zagrożenia z mojej strony. -spojrzałam na nią z niezrozumieniem, a ona spuściła wzrok.
-Słyszałaś naszą kłótnie? 
-Byliście głośno... 
-To już nieważne. Rozmawiałam z nim wczoraj i rozumiem. Sytuacja się zmieniła...
-Nie bądź zła. 
-Nie jestem. Naprawdę. -przestałam kroić warzywa. -Wiem, że może wyglądam na dziwną i ten dupek naopowiadał ci o mnie historyjek, ale chyba nie jestem złą osobą. -zaśmiałam się krótko. 
-Wiem, że nie jesteś. -objęła mnie ramieniem. -Gdyby ktoś uderzył Camerona zabiłabym. -zaśmiałyśmy się. 
-O moje dziewczyny robią śniadanie. -po schodach zszedł Cam, objął nas i pocałował Holly.-Siema stary. -pogłaskał jeszcze jej brzuch. -Ej może wyjdziemy gdzieś dzisiaj? 
-Jasne.-Holly uśmiechnęła się przez ramię. 
-Kate? 
Trochę się zdziwiłam, bo myślałam, że to pytanie było do Holly. 
-Em... Jeżeli chcecie spędzić czas sam na sam...
-Jeszcze będę miała go dość gdy zamieszkamy razem. -zaśmiała się Holly. -To jak? Muszę kupić coś w co wejdę. 
-Zakupy? -prychnął chłopak. -Odwołuje jednak. Idźcie same. 
-Bez łaski kochanie. 
-W sumie... Może po obiedzie. Mam jeszcze coś do zrobienia. 
***
-Dzień dobry, jest Charlie? -uśmiechnęłam się do zaskoczonej blondynki w średnim wieku.
-Charlie? 
-Charlie. 
-Em... Jest, jasne, że jest. -jakby się ogarnęła o co pytałam i wpuściła mnie do środka. -Charlie! -krzyknęła na mój gust trochę za głośno, ale nadal się uśmiechałam. 
-Czego krzyczysz...-blondyn szedł po schodach i skręcił do salonu. 
-Kate? -wytrzeszczył oczy. 
Nieźle go zaskoczyłam. 
Miał na sobie szare dresy i zwykły biały tshirt, nie był tak odwalony jak zawsze. Jego nos był lekko opuchnięty, a opatrunek na brwi zakrwawiony. 
-Cześć, przyszłam nie w porę? -uniosłam brwi. 
-Znaczy... Nie wiedziałam, że przyjdziesz. -powoli podszedł i zatrzymał się naprzeciwko mnie. 
-Miałeś mi pomóc z jazdą. Jeżeli nie masz czasu to... 
-Mam czas. -szybko zaprzeczył i spojrzał na swoją mamę. -Później skoszę trawę.
-Może po prostu umówimy się na kiedy indziej? -patrzyłam to na nią to na niego, byli zaskoczeni, czy to dziwne, że przyszłam? Co z tego, że nie było mnie tu wieki. 
-Nie, jest okay, zrobię to później. 
-Zrobisz to teraz, a ja sobie porozmawiam z Kate.-pani Karen pociągnęła mnie za ramię do salon. Brook się przywitała i poszła spowrotem grać na komputerze. Jejku jak ona wyrosła... 
-Jak tam Cameron? -spytała ostrożnie. Naprawdę wszyscy już wiedzą? 
-Przyjechał wczoraj. Zdaje sobie sprawę z tego, że wszytko się zmieni, ale kocha Holly. -kiwnęłam głową. -Jak jej rodzice się dowiedzieli, wyrzucili z domu i przez ostatni tydzień była u mnie. Była załamana, nawet nie chciała mówić o tym Cameronowi. W każdym razie pomogą im jego rodzice i będzie dobrze. -spojrzałam za okno, gdzie Charlie kosił trawę, był bez koszulki, a jego tatuaże wyglądały zajebiście. 
-Gdyby mój Charlie oznajmił, że będzie miał dziecko... Nie wiem sama. Na moim przykładzie to za wcześnie. Trzeba się ustabilizować finansowo, wziąć ślub, a przed tym przekonać się do tej osoby. 
-Rozumiem o co pani chodzi. I niech pani się nie gniewa, ale Cameron to super facet, lepszy niż ojciec Charliego, czy mój. Nie zostawi Holly. -bałam się trochę jej reakcji, ale ona się tylko zaśmiała. 
-Mam taką nadzieję. Mimo wszystko...najpierw powinni się ustatkować.
-Nie planowali jeszcze rodziny, ale nic już na to nie poradzimy.
-No tak. 
Rozmawiałyśmy dość długo, bo Charlie jeszcze poszedł wziąć prysznic i się ogarnąć. 
***
-Najpierw... 
-Lusterka, wiem. -przysunęłam sobie siedzenie i zaczęłam ustawiać lusterka. 
Najgorsze w jeździe jest to, że może coś pójść nie tak. Możemy narazić na niebezpieczeństwo siebie, a co gorsza innych. Najgorszemu wrogowi nie życzę tego co mi się przytrafiło.
Kilka miesięcy wyjętych z życia, strach, rehabilitacja, wracanie do normalność...
-Kate. -blondyn szturchnął mnie w ramię. -Musisz puścić ręczny. -przytaknęłam i po chwili ruszyłam. 
*CHARLIE*
Kate wydawałaby się świetnym kierowcą, jest bystra i rozważna, dlatego nie obawiałem się za bardzo. Początki były trudne, co dała gazu to hakowała, ale szybko załapała. 
-Patrz w lusterka. -pouczyłem, bo mimo, że jechała ja żółw to nigdy nic nie wiadomo
-Przecież patrzę. 
-Spokojnie, tylko mówię. 
-To nie mów! Przecież patrzę w te cholerne...!-nawet nie dokończyła, bo usłyszeliśmy dźwięk stuknięcia. Od razu serce mi stanęło. 
Zderzyliśmy się z innym samochodem. 
-Widzisz! Jesteś kierowcą do dupy! -z auta wyleciał facet, który wściekły przyglądał się blachom. -Co tak siedzisz, idź do niego! 
Kate była przerażona, powoli poszła do faceta, który z resztą słusznie zaczął na nią krzyczeć. 
-Moja maleńka. -sztucznie zapłakałem nad swoim samochodem. 
Ku mojemu zdziwieniu nie mówił nic o kosztach, tylko o tym, że Kate nie powinna wsiadać za kółko. 
Trochę się wkurwiłem, gdy wymachiwała rękoma przed jej twarzą, więc wysiadłem. 
-Grzeczniej -położyłem dłoń na jego ramieniu, żeby się odsunął. 
-Ta idiotka mogła spowodować wypadek! 
-Po pierwsze nie idiotka. -spojrzałem na auta. -A po drugie nie ma nawet rusy. 
-Ale mogła być! 
-Miała pierwszeństwo. -uniosłem brwi. 
Koniec końców koleś się zmył i nie było żadnych konsekwencji. Gdy wróciłyśmy do domu, mama tylko się zaśmiała. Też bym się śmiał, gdyby to nie było moje auto. 
Wzięliśmy coś do picia i poszliśmy do mojego pokoju. 
Mama mówiła posprzątaj... 
-Syf i nic więcej.-skomentowała i usiadła na łóżku najpierw zabierając z niego stertę ciuchów. 
-Nigdy ci to nie przeszkadzało. 
-Twojej mamie pewnie przeszkadza. 
-Niedługo wracam do Cardiff. Leondre się do mnie wprowadza. Właśnie, gdzie ty będziesz mieszkała? Moja propozycja jest nadal aktualna. 
-Dzięki, ale znalazłam kawalerkę, może małą, ale będzie okey. 
-Ej, no weź, przecież mieszkam blisko uczelni, mam duży dom, nie musiała byś płacić. 
-Charlie nie szukam sponsora. -zaśmiała się. 
Oczywiście, prędzej ona by mnie utrzymywała. Jest dumna, ale jeszcze ją przekonam. 
-Jak wolisz. A jak tam twoja... No wiesz. Depresja. 
-Ma się dobrze. -tym razem ja się zaśmiałem. 
-Psychiatra tak powiedział? 
-Ja tak powiedziałam. Jak organizowałam ten koncert nie miałam czasu chodzić na terapię i po prostu to przerwałam. 
-Przerwałaś?! -uniosłem się. To zły pomysł. Jeżeli nie wyjdzie z depresji, nie wyjdzie też z tej całej anoreksji. A jeżeli z niej nie wyjdzie...
-Obiaad!-krzyknęła mama z dołu, więc zeszliśmy. -Kate zostaniesz? 
-Em... Niee. Miałam z Holly iść na zakupy. -próbowała się wykręcić, ale ja wiem, że nie chodziło o żadne zakupy. Nie chciała jeść. 
-Po obiedzie Charlie cię odwiezie. Spytałam dla formalność, siadaj. -uśmiechnęła się i dziewczyna nie miała już nic do gadania.
Mama wymyśliła sobie dietę i teraz wszystko jest fit. 
Brook usiadła naprzeciw Kate, a ja obok. Jest już na tyle rozumna, że wie co się między nami dzieje.
Uwielbia Kate, zresztą tak jak moja mama i ciężko było jej pojąć, gdy Kate leżała w szpitalu, a potem jak się obudziła nie przychodziła do nas. Myślała, że już zawsze będziemy razem, zresztą tak jak ja. 
-Przepraszam, mogę dokładkę? -spojrzałem na Kate, która miała już pusty talerz. 
Wow. 
Mama spojrzała na mnie dumnie, a potem się uśmiechnęła.
-Oczywiście kochanie. 
-Możesz zjeść moje. -skrzywiła się Brooke
-Masz to zjeść, bo odłączę internet. Proszę. -oddała Kate pełny talerz. 
-Bardzo smaczne. 
-Eh... Tylko ty mnie doceniasz. -zaśmiałem się, bo te żarcie nie ma smaku i pewnie zaraz pójdę na pizze. 
-Charlie najchętniej by żarł tylko śmieciowe jedzenie. 
-Adoptowałabym cię. -uśmiechnęła się i poszła zanieść swój talerz do zmywarki.-A Elizabeth kiedy wraca? 
-Jakoś...już. Jeżeli się nic nie zmieniło. 
-To dobrze, bo odwiozę Brook do dziadków i wpadnę na plotki wieczorem. 
To dobrze, ja też. 
*KATE*
Fajnie było pójść na zakupy z kimś kto nie marudzi po 30 minutach. 
Cameron miał rację, jest taka jak ja. Chyba włączył jej się instynkt macierzyński, bo trochę matkowała, ale razem ze mną tańczyła w przymierzalni do little Hollywood. 
Szykowała się spora impreza, bo gdy tylko przyszłyśmy zostałyśmy zagonione do garów. 
Mama razem z Ann dawno się nie widziały i nadrabiały plotki, a ja nie mogłam doczekać się kiedy zobaczę Devriesa, ten gówniarz ode mnie nie odbiera. Nie mam pojęcia co znowu zrobiłam. 
Była piękna pogoda, więc ustawiliśmy wszystko na tarasie i dobrze bo było w cholerę ludzi. 
Ann, Cameron, Holly, Pani Victoria, Leondre, Pani Karen, Charlie i Caroline, jej mąż był w pracy, a Rush nadal jest zły. 
-Leondre pomóż mi przynieść napoje. -poprosiłam więc niechętnie wstał ze mną od stoły. 
-Co znowu zrobiłam? -spytałam spokojnie, wyjmując butelki z lodówki. 
-Nic. -wzruszył ramionami. 
-To dlaczego ode mnie nie odbierasz? -zagrodziłam mu drogę. 
-Dlaczego bym miał?-uniósł brwi i mnie odepchnął. 
-Bo się przyjaźnimy do cholery! 
-Ta. -burknął, dogoniłam go i uderzyłam go ramieniem, bo ręce miałam zajęte. 
-Leondre o co ci chodzi?! 
-O to, że do siebie nie pasujemy! Ciągle biegasz po imprezach, stałaś się agresywna...
-Ja? Agresywna?! 
-A co, nie? Ostatnio ciągle słyszę o twoich rozróbach. Ja nie jestem taki jak twoi znajomi... Nie lubię klubów, alkoholu i przemocy. Mnie to nie kręci. 
-Leondre znamy się trzy lata, a ty mi mówisz, że nie jestem dla ciebie dobrym towarzystwem? Okay, lubię imprezy i może ostatnio trochę przesadzam, ale chyba powinno liczyć się to jaka jestem dla ciebie, a ty osądzasz mnie po tym co słyszysz. Okay z tą dziewczyną przesadziłam, ale Dannego uderzyłam przez to co zrobił Charliemu. Gdyby ktoś cię skrzywdził zrobiłabym to samo, bo przyjaciele to całe moje życie. Brakuje mi ciebie. -złagodził swoją minę, więc chyba to do niego dotarło. -Brakuję mi tego jak całymi dniami siedzieliśmy przed telewizorem, biliśmy się i zawsze byliśmy po swojej stronie. Tobie nie? -spuścił wzrok. -Nie chcę żebyś chodził ze mną na imprezy, bo lubię to jak było zawsze. 
-Mi też tego brakuje. -przyznał. 
-Nie rób mi tego więcej proszę. 
-Cholera... Przepraszam. Ja tylko myślałem... Jestem inny od twoich znajomych. Zawsze coś spieprzę, powinienem przy tobie być, zwłaszcza teraz.
-Zwłaszcza zawsze idioto. -uśmiechnęłam się do niego. 
Lubię w nim to, że jest inny. Myślę, że gdybym go nie poznała stoczyłabym się na dno. Bym żyła tylko imprezami, piła, ćpała i niewiadomo co jeszcze. Jest taką moją ostoją. Uspokaja moje życie. 
-Idziecie? -wszedł Charlie i dziwnie na nas spojrzał. -Wszystko okay? 
-Już idziemy. -zaśmiał się brunet.
***
-Usłyszeliśmy jak Cameron mówił o zabawie w doktora. Byliśmy przerażeni, weszliśmy do pokoju i zaczęliśmy się pytać o co chodzi. -ciocia Ann opowiadała historię z mojego i Cameron dzieciństwa, wszyscy się śmiali, a my nie mogliśmy uwierzyć we własną głupotę. -Nie chcieli nic powiedzieć, dopóki nie zagroziliśmy odłączeniem telewizora. Wtedy Kate wyjęła z szafy swoje pluszaki. -zaśmiała się z moją mamą. -Bez głowy, bez ręki, albo z ręką innego miśka. -teraz wszyscy się zaśmiali. -Wyglądały jak z jakiegoś horroru, a wtedy powiedziała "Mamo Cameron mówił, że Adaś ma raka w ręku, ale chyba uciekł". Przyrzekam, z ich dzieciństwa można by było zrobić dobry serial komediowy i to dziesięć sezonów. 
Fajnie było się pośmiać z tego jakim było się debilem. 
Pierwsi wyszli Victoria i Leondre, z racji tego, że kobieta miała na rano do pracy, a my młodzi przenieśliśmy się na kanapę. 
Dziwnie było gdy Cameron obejmował Holly, a my z Charliem siedzieliśmy jak z kijem w dupie. 
-Byłaś pokłócona z Leo? -spytał Cam, faktycznie dało się wyczuć napięcie przez pierwsze 15 minut.
-Nie to, że pokłócona, po prostu mieliśmy sobie coś do wyjaśnienia. Rozumiesz... Wisiał mi hajs. -zaśmialiśmy się. -Ej, bycie komornikiem musi być chujowy. -stwierdziłam i odwróciła głowę do Camerona, zawsze rozmawiamy na jakieś bezsensowne tematy. -No wiesz, nikt cię nie lubi. 
-"Znajdę cię, a w końcu znajdę... "-zaśpiewał "hymn komorników" i znów mnie tym rozbawił.-Wiesz, że jak kichasz to staje ci serce? -też odwrócił do mnie głowę, byliśmy tak blisko, że widziałam naczynka na jego oku. 
-Serio?
-No. 
-A wiesz, że jak będziesz powstrzymywał się od ziewania to może ci wypaść szczęka? Moja koleżanka tak miała. W szkole. 
-Kłamiesz. -uśmiechnął się głupio. 
-Przyrzekam. 
-Przecież ty nie masz koleżanek. -zaśmiał się za co dostał w łeb. 
-Holly będzie miała do wychowania i dziecko i ciebie. 
-A propo. -wyprostował się. -Umówiłem się z chłopakami, opić moje dziecko i przyszłą żonę. -pocałował Holly w dłoń. -Idziecie ze mną? 
-Będzie Rush
-No raczej. 
-To nie. 
-Jak wolisz, pogadam z nim. -podparł się na moim udzie i wstał. 
-Charlie? 
Zdziwiłam się, bo Charlie... No to Charlie. Moi znajomi go nie lubią. 
-Muszę odwieźć mamę. Opijemy następnym razem. 
Cam wyszedł, Holly poszła spać, nasze mamy śmiały się na tarasie, a ja z Charliem zostaliśmy na kanapie. 
Byłam pewna, że zaraz zacznie jakieś akcje, ale nie. Nawet się nie przysunął. 
-O co chodziło z Leo? -spytał w końcu. 
-Nic ważnego. Już jest okay. 
-Skoro nic ważnego to możesz powiedzieć. -spojrzał na mnie i uniósł brwi.
-Mogę. Ale nie muszę. -uśmiechnęłam się sztucznie. 
-Leondre wie o naszej nocy. -założył ręce na pierś i westchnął. 
Aha? 
-Już wszystkim o tym mówiłeś?
-Musi wiedzieć, że WY nie macie szans. 
-Jesteś głupi. -uderzyłam go pięścią w ramię tak żeby to poczuł. 
Jezu, byłam pijana, to był błąd i nie chciałam żeby to się rozniosło. 
-Oddam.-spojrzał na mnie i zagroził. 
-Oddaj.-znów go uderzyłam, nic nie zrobił więc powtórzyłam to kilka razy, aż złapał mnie za głowę i przyciągnął do siebie. Chwilę się z nim szarpałam, a potem po prostu położyłam głowę na jego udach. 
-Boli? -spytałam delikatnie dotykając jego nosa i brwi. 
-Trochę.-pocałował moją dłoń.-Następnym razem odpuść, mógł ci oddać.
-Następnego razu ma nie być. -dotykałam palcami jego ust, nie wiem po co, ale zawsze się wydawały wąskie i małe, a jak patrzyłam z dołu to wyglądały wręcz kaczo
-Kiedy zdejmą ci te druty z zębów? 
Okay? 
-Za trzy miesiące. -usiadłam prosto. Nie lubię komentarzy na mój aparat to nawet nie był komentarz, chociaż równie dobrze mógł powiedzieć "zdejmij to, bo wyglądasz jak gówno w drucie". Mnie osobiście nie przeszkadza.
-To jak? Powiesz mi o co chodziło z Leo? 
-Nie odzywał się do mnie, po prostu sobie wyjaśniliśmy pewne sprawy. 
-Jakie sprawy? 
-Nasze sprawy. -na chwilę na niego spojrzałam.-Nie interesuj się. 
-Obraziłaś się? -lekko pociągnął mnie za włosy. -Co znowu zrobiłem? 
-Nic. Oglądam to. -wskazałam na telewizor, akurat leciało "Fake it".
-Nawet nie wiesz o czym to jest. 
-Bo ciągle gadasz.
-Widzimy się raz na rok, moglibyśmy porozmawiać, a nie oglądać telewizję. 
-Okay, co słychać? -usiadłam po turecku przodem do niego. 
-Miło, że pytasz wszystko w porządku.
-To dobrze, u mnie też. 
-Cameron i Holly będą mieszkać u ciebie? 
-Dopóki czegoś nie znajdą. 
-Ogarniasz to, że będzie ojcem? 
-W ogóle. -pokręciłam głową. -On sam zawsze będzie dla mnie dzieckiem z którym się wychowałam w Polsce. 
-Nie wiem, nie wyobrażam sobie dziecka przed trzydziestką. Poszaleli. 
-Bo dla ciebie najważniejsza jest kariera. 
-Spełniam się. -wzruszył ramionami. -To wcale nie jest taka sielanka przecież wiesz. 
-No wiem, podróże, koncerty, fani...-prychnęłam. 
Charlie tłumaczył mi to milion razy, ale chyba nigdy nie zrozumiem na co narzeka. Okay, masz mało czasu dla siebie, obowiązki, może nawet trochę stresu, ale jeżeli to kocha powinien akceptować to z wadami. Tak jak człowieka... 
-Przestań Kate, nie zrozumiesz tego. 
-Mówisz jak baba. Ciesz się z tego co masz. 
-Od twojego wypadku mam tysiące wiadomości o tym, że się zmieniłem. 
-Bo się zmieniłeś. -krótko się zaśmiałam. 
-Może, gdy byłaś w szpitalu, ale potem wszystko wróciło do normy. Gdy byliśmy razem obrażali cię, a gdy się rozstaliśmy zwrócili się przeciwko mnie. 
-Bo jestem zajebista. -szturchnęłam go z uśmiechem. -Przestań czytać te gówniane komentarze, zawsze znajdzie się ktoś kto powie, że źle robisz. 
-A jak ty uważasz? Robię dobrze? -jego wzrok mnie przeszywał, a ja próbowałam go nie urazić.
-Nie oceniam ludzi. Robisz to co uważasz za dobre.-stwierdziłam.
-Próbujesz się wykręcić. -przekręcił oczami.-Każdy popełnia błędy, ale bez przesady jestem obwiniany o całe zło świata. 
-Nie myśl o tym. -uderzyłam go dłonią w kolano i jakoś już ją tam zostawiłam
-Uważasz, że się zmieniłem, ale nie potrafisz powiedzieć co się zmieniło...
-Jak ci powiem to ty zaczniesz mówić mi i się pokłócimy. Bez sensu. 
-To lepiej nie, bo mam sprawę. -złapał mnie za dłonie, przez chwilę patrzył na nasze tatuaże, a dopiero potem podniósł wzrok. 
-Mam się bać? -zaśmiałam się nerwowo. 
Bałam się, że zapyta mnie o coś o co zaraz się pokłócimy.
-Oczywiście jeżeli się nie zgodzisz to nic... 
-Wygrałam. Nic nie robią. -weszły nasze mamy i Ann, która "wygrała", o cokolwiek chodziło. 
Puściłam jego dłonie i wyprostowałam się, gdy usiadły obok nas. 
-Karen uważała, że już jesteście na górze, Elizabeth, że was nakryjemy na kanapie, a ja wierzyłam, że jesteście grzeczni. -wszystkie wybuchły śmiechem, a my spojrzeliśmy na siebie. 
To było takie żenujące. 
-I co Kate? Idziesz z nami na wesele?-Pani Karen pochyliła się do przodu żeby na mnie spojrzeć.
-Nie zdążyłem zapytać mamo. 
-Jakie wesele? -uśmiechnęłam się z nerwów. 
-Mojego kuzyna.-blondyn położył rękę na oparciu za mną. -Nie mam dziewczyny, więc pomyślałem, że pójdziesz ze mną. 
Chyba był trochę zdenerwowany, może dlatego, że nie byliśmy sami i gdybym się nie zgodziła byłoby niezręcznie. A ja trochę się zdziwiłam, że to ta POWAŻNA sprawa, której się bała. 
-Jasne. -kiwnęłam głową. -Czemu nie. A kiedy będzie to wesele?
~~~~~~~~~
Siemson!
Jak tam?
Przepraszam, że rozdziały są tak z dupy, nie wiadomo kiedy, ale wiecie...szkoła xd
dziwnie jest tak nagle zacząć myśleć o maturze od której zależy trochę moje życie xd
Jak się podoba rozdział? 
powiedzcie cokolwiek czy jest nudno czy chcielibyście coś zmienić, może da się coś zrobić
no nic
do następnego
kc
-Kate xx