czwartek, 25 maja 2017

15.

W nocy chyba obie wszystko sobie przemyślałyśmy i z rana od razu się przeprosiłyśmy. Mama odwiozła mnie na ten egzamin i chyba stresowała się nawet bardziej ode mnie. Faktem jest, że uczyłam się już od roku, ale mam wrażenie, że czegoś zapomniałam, coś pominęłam, albo źle zrozumiałam. Angielski znam niby dobrze, ale typowo prawnego słownictwa nie używałam na co dzień.
Osoby, które przyszły wyglądały na typowych studentów prawa i czułam się odmieńcem w moich jeansach, kiedy wszystkie dziewczyny były elegancko ubrane.
Jakoś to przebolałam i skupiłam się na myśleniu. Czułam się trochę jak w podstawówce, gdy zrozumienie tekstów po angielsku było wyczynem. Zrozumiałam jakieś 70% a reszty musiałam się domyślić.
Skończyłam pierwsza i nie mogłam tam siedzieć, bo prawdopodobnie zrobiłabym dziurę w podłodze przez machanie nogą.
-Już? -spytał profesor odchylając okulary, gdy oddawałam pracę.
-Tak, tak myślę. Miłego dnia. -prawie stamtąd wybiegłam i poczułam ogromną ulgę.
Nie zdam tego gówna.
Wyszłam z budynku i rozpięłam guzik od koszuli.
-I jak?! -mama krzyknęła już z daleka.
-Złożę też papiery na turystykę.
-Co? Źle ci poszło? -wsiadłyśmy do samochodu.
-Nie wiem, jeździmy do tego lekarza.
*CHARLIE*Dzwonię do Kate już od pół godziny, a ona znów nie odbiera, zaczyna mnie to denerwować. Nie rozumem już. Wczoraj sama do mnie dzwoniła, więc to chyba znaczy, że jej na mnie zależy w jakiś sposób, a teraz znów to samo. Teraz nie mieszkam z mamą więc nie mogę po prostu do niej pójść.
-Tak? -odebrała chyba po setnym razie, w tle słyszałem dość głośne głosy, więc pomyślałem, że jest na mieście i po prostu mnie olewała.
-Myślałem, że chcesz porozmawiać. -burknąłem.
-Tak...przepraszam brałam kąpiel.
-Dlaczego jest tak głośno?
-Rodzice się kłócą, nieważne. Możemy teraz porozmawiać, prawda?
Tylko czekałem na to, aż będę jej potrzebny.
-Jasne byłaś u lekarza?
-Tak. Te krwotoki z nosa są prawdopodobnie od skoków ciśnienia, jutro jadę na danie krwi, czego boję się najbardziej.
-Będą pewnie złe skoro prawie nic nie jesz.
-Właśnie. Ten przemiły doktor wręczył mi numer do dobrego psychiatry.-zaśmiała się ironiczne. -I wcale nie patrzył na mnie jak na wybryk natury.
-Dziwisz się? Jak można nic nie jeść przez pół roku? Co cię w ogóle do tego skłoniło?
-Charlie, proszę...
-Chciałbym być teraz z tobą. -wypaliłem nie zastanawiając się, ale taka jest prawda. Wiem, że już dawno powinienem o niej zapomnieć, ale odkąd zobaczyłem ją wtedy przed barem, wszystko wróciło. Przez cały ten czas nie mogłem przestać jej kochać, a teraz znów mogę o nas walczyć.
-Cieszę się, że po tym wszystkim dałeś mi szansę i jesteśmy przyjaciółmi.
Co. Kurwa.
To chyba najgorsze słowa jakie mogła mi teraz powiedzieć. Jej przyjacielem jest Leo, a ja nie jestem dla niej jak Leo i nie chcę być. Stanowczo nie.
-Em... Jak egzamin? -zmieniłem temat.
Przecież nawet przed jej wyjazdem nie rozmawiało nam się tak dobrze. Czułem się jakbym rozmawiał z moją starą Kate, śmialiśmy się, opowiadaliśmy jakieś historię... Nie miałem nawet serca się rozłączać, ale do Kate przyszedł Leo, więc nie miałem wyjścia. Najgorsze było gdy usłyszałem w słuchawce jak cmoknął ją w policzek.
Po rozłączeniu długo się nie zastanawiałem, spakowałem kilka rzeczy i wsiadłem w samochód.
Jechałem 45 minut nie spuszczając nogi z gazu i byłam pod jej domem jakoś po 20 i pojawił się problem.
Mam zapukać i co? Hej, byłem w pobliżu?
Przecież ona dobrze wie, że nie byłem.
Co będzie to będzie.
Gdy tylko wszedłem na posiadłość usłyszałem krzyk pani Elizabeth. Zapukałem raz, drugi, a potem postanowiłem wejść.
-Kutas. -powiedziała pewnie pani Elizabeth, a mnie zatkało. Wszedłem dalej, kobieta była w kuchni, stała tyłem do ojca Kate, który z kolei był tyłem do mnie, więc nawet mnie nie zauważyli.
-Nie zachowuj się jak gówniara. -odpowiedział oburzony.
-Kutas.
-Czasami się zastanawiam czy to Kate przypadkiem nie wychowuje ciebie.
-Kuuutas. -odwróciła się i zobaczyła mnie. Jej oczy były jak dwa spodki, a ojciec Kate pewnie chciał zapaść się pod ziemię.
-Nikt nie otwierał, więc...
-To nie upoważnia cię do wchodzenia, poza tym nie jest za późno na odwiedziny? Kate jest chora. -mężczyzna założył ręce i chyba chciał wyglądać groźnie czy coś, ale przed nim nigdy nie będę czuł respektu. Nie zasługuje nawet na szacunek.
-Sam jesteś chory. Błagam Tomek, nie udawaj troskliwego tatusia. -wyśmiała go, a potem uśmiechnęła się do mnie. -Nie jesteś w pracy?
-Wziąłem wolne dwa dni.
-Oh, okay. Chcesz coś do picia, jedzenia?
-Nie dziękuję, jest Kate?
-W basenie.
Zostawiłem plecak na kanapie i wyszedłem za dom słysząc jeszcze za sobą "i ty mu tak pozwalasz?" z ust ojca Kate. Całe szczęście, że pani Porter jest normalna. No prawie.
Kate faktycznie była w basenie, a dokładnie to na materacu, trochę się zawiodłem, bo był też Leo, który ze mną nie rozmawia. Brunetka była w czarnym stroju jednoczęściowym, a jej ciało wyglądało strasznie. Patrzysz i boisz się dotknąć żeby jej nie połamać.
-Cześć!-podszedłem bliżej i Kate faktycznie się ucieszyła, za to Leo coś jej szepnął pewnie w stylu "o nie".
-Cześć Charlie co ty tu robisz?
-Mam trochę luźniej w pracy, więc przyjechałem. -usiadłem na jednym z leaków i nadal się jej przyglądałem.
-Um, okay. -powiedziała mniej miło patrząc na Leo.
-Będę się zbierał. -zeskoczył z materacu i podpłynął do brzegu, a potem poszedł do domu.
-Powiedział ci? -spytałem widząc jej wzrok.
-Że przychodziłeś pijany na koncerty i musieliście je odwoływać. Tak powiedział. -również weszła do wody, ale nie wyszła tylko stanęła przy krawędzi. -Jaki ty masz problem, co? Wiesz, że zniszczyłeś nie tylko swoje marzenia, ale też jego?
Tak, to prawda. Z
acząłem pić, wcale niedużo, ale pech chciał, że przed koncertami i tak to się właśnie skończyło. Na prawdę nie chciałem, muzyka była dla mnie ważna, ale problemy mnie przerosły. Najbardziej żałuję tego, że Leondre musiał za to zapłacić. 
-Jaki mam problem? Kate, ty byłaś moim problemem, gdybyś nie wyjechała nic by się nie stało.
-Nie zwalaj winy na mnie. Sam to wszystko zniszczyłeś.
-Okay, źle zrobiłem, ale mogliśmy to wszystko naprawić, ale ty wolałaś uciec!
-To moje pieprzone życie i moja sprawa co robię! Przynajmniej nikogo nie ranię. -uniosła głos co rzadko robi i oznaczało to, że jest na prawdę zła. Wiem, że Leo to jej przyjaciel, ale denerwuje mnie to, że zawsze stoi po jego stronie i nawet nie stara się mnie zrozumieć.
-Myślisz, że nikogo nie zraniłaś?! Cholera Kate, pół roku się zbierałem po twoim wyjeździe! Leo wcale nie miał lepiej! I mówisz, że nikogo nie zraniłaś?!
Chyba dało jej to do myślenia, bo powiedziała cicho"pomóż mi wyjść". Gdy podałem jej rękę po prostu mnie pociągnęłam i wpadłem do wody w mojej nowej koszuli, nie dość tego, gdy się wynurzyłem dostałem piłką w głowę.
Czasami mam jej tak serdecznie dość.
Też za to, że zawsze ma rację, ale nie mam już pojęcia co zrobić, żeby Leo przynajmniej mnie tolerował, próbowałem już wiele razy.
Musiałem zdjąć mokre ubrania i w samych bokserkach zapieprzać do domu, gdzie była już tylko pani Porter. Nawet się nie zdziwiła, gdy mnie zobaczyła w takim stanie.
-Gdzie są wszyscy? -spytałem przedostając się do plecaka.
-Leondre poszedł do domu, Kate na górze się ubiera, a ten typ, który uważa się za ojca Kate, mam nadzieję, że bookuje bilety.
Poszedłem do łazienki na dole i przebrałem się w świeże ubrania. Czarne jeansy i czarną bluzę.
Gdy wyszedłem Kate nadal nie było więc wziąłem cole z lodówki i dosiadłem się do pani Porter, która przeglądała jakiś sklep internetowy.
-Kate jadła coś dzisiaj?
-Piła te swoje koktajle, jutro jedziemy na badania krwi, a po jutrze załatwiłam jej psychiatrę.
-Może ja bym z nią poszedł? -napiłem się i patrzyłem na jej reakcje. Była niewzruszona.
-Nie wyobrażasz sobie za dużo?
-To znaczy?
-To znaczy, że rozmawiałam z Kate i wy już nigdy nie będziecie razem.
Auć.
-Chcę tylko spędzić z nią trochę czasu, to tylko przyjaźń.
Chyba sam w to nie wierzyłem. Na pewno nie. Może nie byliśmy idealną parą, ale ją kocham i myślę, że jeżeli ona mnie też to to wystarczy.
Kate za chwilę zeszła i od razu poszła założyć buty.
-Mamo wychodzimy. Jest jeszcze jakieś wino?
-Boże dziecko, ile ty możesz pić?
-Jestem pełnoletnia.
-Masz, tylko wróć na noc. -przyniosła jej butelkę z kuchni.
-Idziesz czy nie? -Kate spojrzała na mnie, więc poszedłem w stronę drzwi i otworzyłem jej.
-Nie musiałaś wrzucać mnie do basenu, wiem, że to wszystko moja wina.-powiedziałem próbując ją dogonić.
-Nie rób z siebie ofiary, wiem, że czekasz aż powiem, że to nie twoja wina.
-Nigdy byś tego nie powiedziała, uważasz, że całe zło tego świata to moja wina.
-Tak, głód ludzi trzeciego świata też. Charlie to nie tak. -zwolniła i spojrzała na mnie. -Jesteś fajnym facetem, ale masz tendencję do krzywdzenia ludzi na których ci zależy, z resztą nieważne... To nie moja sprawa.
-Nie, czekaj, czy ty uważasz, że jestem egoistą? -złapałem ją za ramię, żeby się zatrzymała.
-A co nie? Mieliście wspólną sprawę, a ty to zniszczyłeś przez jakieś swoje fanaberie. -powiedziała odważnie patrząc w moją twarz.
-Słuchaj. Gdybym mógł cofnąć czas zrobiłbym to, ale nie mogę i muszę jakoś żyć z myślą, że zmarnowałem moją i Leo szansę. Nie musisz mi tego wypominać. -zlustrowała moją twarz, a potem znów zaczęła iść.
Prawie biegłem za tym skrzatem, któremu włosy latały z lewej na prawą i tak dalej.
-Zwolnij trochę, nigdzie mi się nie śpieszy.
-Oj Charlie, masz takie długie nogi, wykorzystaj je. -gdy to mówiła szła tyłem uśmiechnięta od ucha do ucha, a jej druty na zębach odbijały zachodzące już słońce.
Podbiegłem do niej, gdy się odwróciła i przeniosłem na swoje ramiona. Jest lekka jak piórko.
-Hej! -zaśmiała się i podała mi butelkę wina. -Mogłam to pobić.
-Nie zardzewieje ci aparat od takiej ilości alkoholu? -włożyłem butelkę do kieszeni bluzy i uniosłem dłonie by mogła je złapać.
-Pije dużo coca coli, zabiera kwas fosforowy v, który jest dobry na korozję.
-Mondrala.
-Pijak.
-Aparatka.
-Człowieku co ty masz do mojego aparatu? -uderzyła naszymi dłońmi w moją skroń.
-Możesz przestać mnie bić? W końcu oddam. -zagroziłem, ale chyba nie byłbym w stanie uderzyć jej nawet na żarty.
-Nie. -znów mnie uderzyła. -Skręć w lewo. -rozkazała i już wiedziałem gdzie idziemy.
Nie bardzo wiedziałem co mam o tym myśleć, jakby dawała mi znak, ale z drugiej strony mogło to być po prostu dobre miejsce do picia.
Byliśmy w naszym miejscu na plaży, gdy odstawiłem ją na ziemię po prostu patrzyła się na horyzont i faktycznie widok był niesamowity, zachodzące słońce, fale, sama atmosfera tego miejsca.
-Lubię to miejsce. -powiedziała w końcu i usiadła na piasku.
-Kiedyś bywaliśmy tu w każdą niedzielę. -dosiadłem się i wyjąłem wino z kieszeni.
-Tam.-wskazała palcem. -Spytałeś czy będę twoją dziewczyną.
-A tu powiedziałem, że będę pieprzył cię na plaży.
-Głupek.-zaśmiała się i rozprostowała nogi.-Otwórz lepiej wino.
-Nie ma otwieracza.
-Zwariowałeś? To najtańsze wino. -prychnęła. -Odkręć je.
-Mam pić wino z najniższej półki? -otworzyłem je i podałem Kate.
-Mogę wypić sama. -wzruszyła ramionami i pociągnęła potężnego łyka.-Przepraszam, że cię wrzuciłam do basenu... I rzuciłam w ciebie piłką. -podała mi butelkę.
-E, należało mi się. Dzięki, ale prowadzę. -oddałem butelkę.
-Po co właściwie przyjechałeś? Nie pracujesz przypadkiem?
-Wziąłem wolne.
-Leń.
Zrobiło się już całkiem ciemno, ale tak dobrze nam się rozmawiało, że nie myśleliśmy o powrocie. Czułem się jak wtedy gdy się dopiero poznawaliśmy i przyszedłem do jej domu. Poznałem ją na nowo, dużo opowiadała o sobie, a ja pilnowałem na ile mogę sobie pozwolić i w końcu objąłem ją ramieniem. Wstyd mi było za takie gówniarskie myślenie.
-Zimno mi troszkę.
-Troszkę? -zaśmiałem się i przytuliłem ją mocniej. Faktycznie zaczął już wiać wiatr.
-Nie chcę iść jeszcze do domu, dobrze mi się z tobą rozmawia. -oparła głowę o mój obojczyk. 

To uczucie jakby miało rozerwać ci brzuch.
-Może pójdziemy do mnie? Jeżeli chcesz to możesz przenocować.
Wydawało mi się jakbym czekał na odpowiedź wieki, chociaż to była kwestia sekundy.
-Nah, to zły pomysł. Po prostu... Posiedźmy tu jeszcze chwilę.
-Przeziębisz się, nie wolisz...
-Charlie, nie. -przerwała mi i odsunęła się. -Chodźmy już.
Wstała i czar prysł. Za bardzo naciskam.
-Jasne. -prychnąłem i wstałem.
-Co? -udawała zdziwioną, ale bardzo dobrze wiedziała o co mi chodzi.
-No właśnie. Co? Co robię źle? Chcę się chociaż trochę do ciebie zbliżyć, ale mi nie pozwalasz.
-Zastanów się dlaczego. -burknęła i zaczęła iść, ja oczywiście za nią.
-Nie wiem, dobrze nam się rozmawia, moglibyśmy to wszystko naprawić!
Gwałtownie się odwróciła i cieszyłem się, że dzieli nas kilka metrów, bo robiło się nieprzyjemnie.
-Jakie naprawić?! Popieprzyło cię!
-To na chuj to wszystko?! Jesteś miła, dajesz jakieś gówniane znaki! Co ja mam myśleć?!
-Myśl co chcesz, ja chcę tylko mojego przyjaciela. Przepraszam, że lubię z tobą rozmawiać, spędzać czas, ale chcę żebyś był moim przyjacielem do cholery! -znów zaczęła iść, ale jeszcze nie skończyłem, więc pobiegłem za nią i zatrzymałem.
-Ja nigdy nie będę twoim przyjacielem Kate, chcę czegoś więcej.
-Przykro mi, ale coś sobie obiecałam. Nie przyjechałam tu na romanse.
-To nie jest głupi romans. Czekałem pieprzony rok!
-Nie mów mi o czekaniu, bo nie wytrzymałeś nawet sześciu miesięcy. Gdzie teraz jest Samanta? Hm? Tylko nie mów, że znalazła innego. -zaśmiała się krótko.
-Zerwałem z nią kontakt jak tylko wyjechałaś. -założyłem ręce na pierś.
-Tak? W takim razie pokaż mi telefon.
Zdziwiłem się, bo Kate nawet gdy byliśmy razem nie dotykała mojego telefonu.
-Po co? -próbowałem się wykręcić, ale Kate zaczęła się ze mną szarpać i ostatecznie wyjęła telefon z mojej kieszeni. Zamknąłem oczy, czekając na jej wybuch.
-Pieprzony kłamco, masz 10 nieodebranych połączeń od niej. Myślisz, że jestem ślepa i nie widziałam jak się rozłączałeś? -włożyła telefon do kieszeni mojej bluzy.-Ty chcesz czegoś więcej?!
-Przecież nie odebrałem!
-Jak byłeś ze mną nie, ale wcześniej oczywiście! Mam to gdzieś, ale nie mów mi tego całego gówna!
-To ona mnie nęka! Mówiłem żeby przestała dzwonić, ale...
-No tak, jesteś chyba jedynym facetem, któremu przeszkadza taka dziewczyna!
-Chwila... Czy ty jesteś zazdrosna? -zaśmiałem się przez chwilę, ale ona chyba nie załapała żartu. Chyba na pewno nie.
-Nie, jestem zła, bo mnie okłamujesz! I... I... -chyba się pogubiła, bo nie wiedziała co ma powiedzieć.
-Jesteś zazdrosna jak cholera. -oznajmiłem z lekkim uśmieszkiem.
-Wiesz co? Pierdol się. -odwróciła się na pięcie i zaczęłam iść wzdłuż plaży. -Nie idź za mną! -odwróciła się jeszcze na chwilę.
Cholera, jest zazdrosna.
Poszedłem za nią ciesząc się jak głupi. Gdyby nic do mnie nie czuła, nie robiłaby takiej awantury.
-Miałeś za mną nie iść!- wydarła się, gdy zobaczyła mnie dopiero na schodach.
-Słońce, zostawiłem samochód pod twoim domem.
Wzięła głęboki oddech, ale co było zabawne poczekała aż ją dogonię i szliśmy równo.
To jedna z tych kłótni, kiedy właściwie nic się nie stało, ale ona udaję, że jest na mnie zła, a jutro będzie już wszystko w porządku.
Dojście do jej domu jakoś szybko minęło.
-To... Do zobaczenia. -powiedziałem, a ona od razu się odwróciła i weszła na posiadłość swojego domu.
Okay. Chciałem powiedzieć, że jutro zadzwonię, ale odpuściłem sobie. Gdy tylko złapałem za klamkę usłyszałem swoje imię.
-Tak? -odwróciłem się do dziewczyny. Kiwała się z nogi na nogę i miała złożone dłonie. Ona jest jak dziecko, przysięgam.
-Może chcesz wejść na trochę? -spytała tak nieśmiało, że aż się zaśmiałem.
-Jasne, czemu nie. -wzruszyłem ramionami, zamknąłem samochód i podbiegłem do niej, przytuliłem ją w pasie i uniosłem do góry.
-Charlie! Postaw mnie w tej chwili! -wydarła się, ale wiem, że uwielbia być noszona na rękach.
-Jesteś na mnie zła? -uniosłem głowę, żeby móc ją widzieć.
-Oczywiście, okłamałeś mnie.
-Przecież nie mogłem ci powiedzieć, że z nią rozmawiam.
-Aha? Właśnie teraz zastanawiam się nad aktualnością zaproszenia.
-Mogę ci wszystko wytłumaczyć.-zapewniłem poważnie.
-Bez kłamstw?
-Czysta prawda.
-Postaw mnie. -grzecznie wykonałem polecenie i weszliśmy do środka. Od razu usłyszeliśmy kłótnie pani Elizabeth i ojca Kate.
-Dlaczego kubki są tak daleko od kuchenki?!
-Nie twój dom, nie twoje kubki, będę je sobie trzymała gdzie chcę do cholery!
Kate spojrzała na mnie skołowana, a gdy weszła dalej krzyki ustały.
-O, jak tam było skarbie? -spytała pani Elizabeth.
Chyba nie chce żeby Kate wiedziała o ich kłótniach.
Kobieta siedziała przy stole z laptopem i jakimiś papierami, a jej mąż w kuchni.
-Dobrze. -burknęła i zaczęła wyciągać z szafek chipsy i ciasta.
-W lodówce masz koktajl. Przed chwilą zrobiłem.-uśmiechnął się mężczyzna.
To wyglądało jakby próbowali się jej przypodobać, po co skoro są jej rodzicami?
-Dzięki. -odpowiedziała bez namiętnie, chyba nie pierwszy raz słyszy ich kłótnie. Nie dziwię się, między nimi ani razu nie było normalnej rozmowy.
-A Charlie będzie...nocował?
Dlaczego czułem się niechciany?
-Może będzie, może nie będzie. Chodź. -zwróciła się do mnie, więc wziąłem od niej te wszystkie paczki i poszedłem za nią do pokoju.
Rzuciła gdzieś w kąt buty, zdjęła bluzę, która zaraz potem znalazła się na ziemi i otworzyła okno.
-Przepraszam za nich. -odgarnęła włosy do tyłu.
-Na prawdę nie ma sprawy, pamiętam jak moi rodzice się kłócili. -odłożyłem wszystko i podszedł do niej.
-Nieważne, chcesz coś obejrzeć?
-Jeżeli chcesz porozmawiać, to wiesz, że możesz na mnie liczyć.
-Wiesz dlaczego lubię spędzać z tobą czas? -zaśmiała się. -Mogę ci powiedzieć wszystko, a ty będziesz udawał, że cię to interesuje.
-Przecież wiesz, że to mnie interesuje. -znów się zaśmiała i wzięła laptopa.
-Jakiś kryminał?
-Jasne.
Usiedliśmy w pewnej odległości od siebie, ale gdy zjadłem już prawie wszystko, a Kate wypiła swój koktajl jakoś tak wyszło, że raz ona się przysunęła, potem ja, aż w końcu ją do siebie przytuliłem.
Kiedyś często spędzaliśmy tak wieczory.
Mając przy sobie mój mały świat głaskałem jej włosy i zastanawiałem się czy nasza przeszłość wróci. Bez płaczu, kłótni i tego całego gówna.
-Śpisz Skarbie? -spytałem jak już film się skończył, a ona nawet się nie ruszyła.
-Lubię jak tak do mnie mówisz. -szepnęła z lekkim uśmieszkiem i położyła na mnie nogę.
-To znaczy, że mam to robić częściej? -zaśmiałem się. Nie wiedziałem, czy to tak na serio, czy po prostu jest pijana. I chyba wolałem trzymać się tej pierwszej wersji.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
HEEEEEY!
co tam?
u mnie okay....prawie. Moja przyjaciółka się zaręczyła i to nie żart. Teraz gada tylko o nim i spędza z nim każdą chwilę xd
zabije się
ogólnie już ciepło i nie długo koniec roku, macie jakieś zagrożenia ? ja na szczęście jakoś ogarnęłam ten rok xd
a i nie wiem czy za tydzień rozdział się nie spóźni, bo jadę na wycieczkę
Miłego dnia!
-Kate xx

czwartek, 18 maja 2017

14.

Wkurwiłem się, bo wczoraj Kate obiecała napisać z rana jak się czuje. Jest już dziesiąta, a ona nawet nie odbiera telefonu. Ubrałem się i 10.15 byłem już pod jej domem, gdzie Elizabeth siedziała na schodach i rozmawiała z kimś przez telefon.
-Dzień dobry. -uśmiechnąłem się.
-Zaraz oddzwonię. -burknęła do kogoś w słuchawce. Chyba nie ma dziś dobrego humoru. -Cześć Charlie.
-Coś się stało? -usiadłem obok niej.
-Tomek się stał. Tak mnie denerwuje. Ugh.
-Po co właściwie przyjechał?
-A bo ja wiem, łazi z kolegami ze studiów po klubach.
-Chyba nie jest tak źle.
-Gdybyś był matką zrozumiałbyś.
-No to chyba nie mam szans. -zaśmiałem się.
-Ugh, nie powinnam z tobą o tym rozmawiać. -poczochrała swoje włosy.
Uwielbiam tą kobietę, na początku myślałem, że jest poukładana, bo zawsze wygadała elegancko, zawsze miała kupę roboty, typowa bizneswoman. Teraz? Od Kate mało się różni. Owszem jest troskliwa, odpowiedzialna jak to matka, ale często u niej bywam i naprawdę rozmawiamy jak przyjaciele. Nie ma takich oporów, że powie się coś głupiego i ona pomyśli o tobie jak o gówniarzu, mogłem się jej zwierzać, mogłem się z nią śmiać i tylko temat Kate był zakazany.
-Zresztą sam zobacz.
Wszedłem do środka i to było dziwne uczucie, zawsze było cicho, gdy była tylko Elizabeth. Teraz grała muzyka, dokładnie i don't like monday, w kuchni była Kate z ojcem, śpiewali, tańczyli, gotowali i po prostu świetnie się bawili.
Niby fajnie, ale nie do końca. Kate opowiadała, że właśnie tak kiedyś spędzała czas z ojcem, ale jak była dzieckiem, potem zachował się jak chuj. Bałem się tego, że zmieni zdanie i wróci do Polski. Teraz to chyba moja fobia. Nienawidzę tego kraju za to, że Kate go kocha.
Gdy piosenka się skończyła zaczęli się śmiać, a Kate się odwróciła i właśnie wtedy mnie zobaczyła.
-Cześć. -uśmiechnęła się szeroko. Dzień od razu stał się lepszy. -Tato ścisz radio. Przepraszam, zapomniałam zadzwonić.
-Hej. -tyle z siebie wydusiłem.
Wczoraj zauważyłem, że się zmieniła z wyglądu, jest dużo za chuda i ma aparat na zębach i chyba byłem za bardzo oszołomiony, żeby dostrzec zmiany w charakterze.
Zawsze była miła i kochana i w ogóle najlepsza na świecie, ale nie pasowało mi, że jest taka miła dla mnie. Tak uważam, że jest dla mnie za dobra. Z resztą to nie nowość, zawsze była.
Czułem się źle, bo miała mnie za nikogo ważnego. Tak jak powiedziała wczoraj ma mnie gdzieś. Traktuje mnie jak jedną z wielu osób dla której będzie miła, bo tak wypada.
-Zjesz z nami śniadanie? Zrobiliśmy pancaksy.
-Tak, jasne. Zawołam twoją mamę.
Śniadanie było dziwne, Kate z ojcem przypominali sobie "zabawne" historyjki, typu pamiętasz jak ten i wtedy tamten, oni się śmiali, a my z Panią Elizabeth posyłaliśmy sobie porozumiewawcze spojrzenia.
-Kate pamiętaj, że jedziesz do szpitala. -przypomniała Pani Elizabeth, a mi serce stanęło.
-Jakiego szpitala? O co chodzi? -wyprostowałem się. Co jeśli jest chora na coś poważnego? Może jakieś powikłania z tą nogą?
-Postanowiłam zostać wolontariuszką. Wczoraj wszystko ogarnęłam i przez wakacje będę odwiedzać chore dzieci.
-Ou. Myślałem, że porozmawiamy.
-Jesteś samochodem? -przytaknąłem. -To porozmawiamy w drodze. -wytarła buzię i pobiegła na górę się ubrać.
-Chcesz jeszcze?-ojciec Kate spytał pani Elizabeth, która spojrzała na niego z pogardą.
-Udław się tym. -burknęła, a ja zaśmiałem się pod nosem.
-Zachowuj się Elizabeth. -spojrzał na mnie jakby właśnie się wydało, że nie mają wcale zdrowych relacji. Ja to wiem nie od dziś.
-Tylko żartowałam. -uśmiechnęła się sztucznie. -Nasypałeś za dużo soli, nie chcę mieć ataku.
Chciał jej coś odpowiedzieć i już myślałem, że będzie zabawnie, bo widać było, że nie ma zamiaru się hamować, ale zeszła Kate. 


-Możemy iść?
-Tak.-wstałem od stołu i uśmiechnąłem się do Pani Porter. -Do zobaczenia.
-To o czym chciałeś rozmawiać? -spytała, gdy byliśmy już w drodze.
-Myślałem, że będziemy mieli więcej czasu.
-Po prostu powiedz o co chodzi.
-Okay. Pominę to, że przez ostatni rok kompletnie mnie olałaś, bo już chyba wiesz, że to było chujowe, więc zacznę od nowych problemów, w które oczywiście się wpakowałaś. Możesz mi do cholery powiedzieć o co chodzi? -na chwilę na nią spojrzałem. Siedziała patrząc na swoje uda, a ja starałem się być spokojny, bo nie chciałem żeby sytuacja z wczoraj się powtórzyła.
-Nie rozumiem.
-Oh dobrze rozumiesz. Myślisz, że jestem ślepy i głupi, czy jak? Powiedz mi co zjadłaś na śniadanie?
-Naleśnika. -oznajmiła dumnie.
-Wymiotowałaś, prawda? -zatrzymałem się przed szpitalem i mogłem już na nią patrzeć, szkoda, że ona nie chciała patrzeć na mnie. -Spójrz na mnie i powiedz, że to nieprawda. -uniosłem jej podbródek.
-To...nic.
-Kate, rozmawiaj ze mną. Chcę ci pomóc. -napierałem na nią wzrokiem, żeby w końcu powiedziała co się dzieje, ale ona nie chciała pomocy.
-Muszę już iść, nie martw się o mnie, radzę sobie. -otworzyła drzwi i wyszła.
*KATE*
Zadzwoniła do mnie pani Victoria i zaprosiła mnie na kawę. Zdziwiłam się, ale może chce mi pomóc w sprawie Leo.
Pierwsze czego żałuję to tego, że przestałam się do niego odzywać, a drugie czego żałuję to sytuacji pod klubem. Byłam pijana i zamiast z nim porozmawiać to sobie poszłam.
Byłam zmęczona jak nigdy, ale musiałam z nim porozmawiać.
Było jakoś po 13, gdy niska szatynka otworzyła mi drzwi, uśmiechnęła się szeroko i przytuliła mnie.
-Miło cię widzieć.
-Panią też. -odsunęłyśmy się od siebie i przepuściła mnie do środka. -Jest Leondre? -spytałam żeby wiedzieć czy mam iść na górę czy do salonu.
-Wyszedł, właściwie to ja chciałam z tobą porozmawiać. -poprosiła żebym usiadła w salonie na kanapie, a ona poszła zrobić herbatę.
Było to dziwne, bo owszem mamy dobry kontakt, traktuję ją jak ciocię, ale jakby chciała zapytać co u mnie to przecież przyszłaby do nas do domu.
Usłyszałam otwieranie drzwi i od razu wstałam, bo wiedziałam, że tak trzaska tylko Leondre. Szybko poszłam do korytarza i faktycznie tam był. Zdjął buty i podniósł głowę.
-Hej. -uśmiechnęłam się i przełknęłam głośno ślinę, bo nie bardzo wiedziałam co mam jeszcze powiedzieć.
-Pewnie przyszłaś przeprosić.-poczochrał swoją grzywkę. -Powiesz, że było ci ciężko, albo, że nie wiesz dlaczego to zrobiłaś, albo wymyślisz coś innego, ale ułatwię ci życie, nie interesuje mnie to. -lekceważąco pokręcił głową. -Nie chcę z tobą rozmawiać. Miałaś mnie gdzieś przez rok i teraz też możesz. Miłego dnia. -spuścił wzrok i poszedł na górę.
Wzięłam głęboki oddech i byłam pewna, że tym razem nie będzie tak łatwo. Wcale nie jestem dobrą przyjaciółką jak mi się kiedyś wydawało.
Wróciłam na kanpe, usiadłam po turecku i zaczęłam myśleć, jak z nim rozmawiać. Przeprosiny nie wystarczą.
-Proszę. -pani Victoria podała mi herbatę i usiadła obok.
-Nie chcę nawet ze mną rozmawiać.
-Dziwisz mu się?-spytała, ale nie brzmiało to oskarżycielsko. Kto jak kto, ale pani Victoria nigdy nie ocenia, nie wiem czy to dlatego, że jest psychologiem, czy po prostu kochaną osobą, ale zawsze patrzy na ludzi przez ich zalety, wady nie są takie ważne.
-Nie oczywiście, że nie. Jestem taka głupia... Nie potrafię stawiać czoła problemom. -pokręciłam głową i odstawiłam kubek, bo zaczęłam się trząść. -Tego było za dużo, Charlie myślał, że przespałam się z Benjaminem, żeby zrobić mu na złość, a ja tylko chciałam żeby mnie kochał. Wiedziałam, że Leondre będzie zły, raz, za to że go okłamywałam, dwa za to, że wyjechałam. To było dla mnie za dużo. Wiem, że jestem złą przyjaciółką. -przekręciłam oczami i wytarłam dolne powieki z łez. -Zdaję sobie sprawę z tego, że mnie potrzebował, ale wtedy myślałam tylko o tym, żeby uciec stąd jak najdalej. Jestem pieprzoną egoistką, wiem i przepraszam za wyrażenie. Ale teraz się boję. -zaczęłam płakać, bo już od dawna nie rozmawiałam z nikim o moich uczuciach, za długo to w sobie tłumiłam. -I potrzebuje go jak nigdy.
Oparłam twarz na kolanach i zaczęłam płakać. To wszystko mnie przerosło, myślałam, że jak wyprowadzę się do Polski będzie lepiej, ale było jeszcze gorzej. Nie miałam tam nikogo, starym znajomym mówiłam tylko cześć na ulicy, ojciec nie potrafi tak ze mną rozmawiać, byłam tam ze wszystkim sama.
Poczułam jak ktoś mnie objął, a jego serce biło jeszcze szybciej niż moje. Nawet po takim czasie poznałam go. Sposób w jaki mnie przytulał, jak pachniał były specyficzne, tylko jego.
-Leondre przepraszam. -chciałam podnieść głowę, ale nawet nie zdążyłam na niego spojrzeć, bo przytulił moją twarz do swojej klatki piersiowej i usiadł obok mnie.
-Dobrze, że chociaż wiesz, że jesteś przyjaciółką do bani. Mimo to kocham cię. -pogłaskał mnie po głowie i właśnie to chciałam usłyszeć. Powoli zaczęłam się uspokajać, ale nie chciałam żeby przestał mnie przytulać od dawna tego potrzebowałam.
-Jesteś na mnie zły? -oparłam o niego policzek, bo brakło mi powietrza.
-Nawet nie wiesz jak bardzo... Ale jeżeli obiecasz mi, że to ostatni raz to jestem w stanie ci wybaczyć.
-Obiecuję, obiecuję, obiecuję.
-Już? -spojrzał na mnie i zabrał moje włosy, której przykleiły się do twarzy. Pokiwałam głową i wytarłam się w jego bluzę. -Chcesz o tym teraz porozmawiać?
-Właściwie, nie wiem co się dzieję.
-Chodzi o twój wygląd? -spytała Victoria.
-W Polsce przytyłam kilka kilogramów i od razu wzięłam się za siebie. Była to zwykła dieta i ćwiczenia, ale to nie pomagało, więc zaczęłam ograniczać posiłki. Liczyłam kalorie, żeby być poniżej normy, w końcu odkryłam koktajle, które miały pomóc mi powstrzymać apetyt. Trzy na dzień mi wystarczyły. Zaczęłam widzieć zmiany, waga pokazywała coraz mniej, ale moje ciało się nie zmieniało, nadal było za dużo. Poszłam raz do rodziców Camerona, jego mama dała mi jakieś ciasto, nie chciałam wymiotować, myślałam, że spale to na siłowni czy coś, ale zrobiło mi się niedobrze. -przerwałam żeby się trochę uspokoić, ale było za dużo emocji. Zamknęłam na chwilę oczy, a gdy je otworzyłam zobaczyłam czerwoną plamę na bluzie Leo. Szybko się odsunęłam, a pani Victoria pomogła mi wstać i zaprowadziła do łazienki.
Znów zaczęłam płakać, bo miałam tego wszystkiego dość. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje i strasznie się bałam tego dowiedzieć.
-Jejku, Kate, dobrze się czujesz? -Leondre jak zawsze zaczął panikować.
-Nie czuję się dobrze, nie wiem co się dzieje. -myłam wodą twarz, a przez łzy ciągle widziałam czerwoną barwę
-To nie jest pierwszy raz, prawda? -znów spytała pani Victoria, a ja pokiwałam głową.
-Mam tak od ponad pół roku. Czytałam, że to od ciśnienia, ale wcześniej tak nie miałam. -kobieta podała mi ręcznik, którym wytarłam twarz. Leondre patrzył na mnie zmartwiony, a mi było nawet głupio. Nie lubię gdy ktoś się o mnie martwi, zawsze starałam się być silna, samej radzić sobie z problemami, ale z czasem zabrakło mi siły.
-Wiesz, że anoreksja to choroba psychiczna i trzeba ją leczyć?
-Ja...chcę po prostu żeby wszystko wróciło do normy.-sprawdziłam czy krew przestała lecieć i oparłam się o zlew.
-Jak się czujesz? -Leondre objął mnie ramieniem i dokładnie przyjrzał się mojej twarzy. -Chodź, położysz się.
Zawsze po tym czuję się źle, boli mnie głowa, nogi są jak z waty i chce mi się spać. Brunet zaprowadził mnie do swojego pokoju i razem położyliśmy się na łóżku.
-Zadzwonię do twojej mamy i razem ustalimy co dalej, dobrze? -kobieta pogłaskała mnie po ramieniu i wyszła.
-Leondre na prawdę cię przepraszam. -powiedziałam pół przytomna, przytulona do jego ramienia.
-Sh...
***
Obudziłam się jak już było ciemno, więc do dupy. Miałam się dzisiaj uczyć do jutrzejszego egzaminu, teraz będę musiała zrobić to w nocy i jutro będę niewyspana. Super.
Czułam się już całkiem dobrze, więc zeszła na dół, już na schodach słyszałam moją mamę. Mówiła coś o tym, że to wszystko przez tatę...ale co on miał zrobić? Nie wiedział, że coś się ze mną dzieje.
Weszłam do kuchni, wszyscy Leo, Victoria i moja mama siedzieli przy stole. Od razu mnie zobaczyli, oparłam się o framugę czekając na komentarz mamy. Spojrzała na mnie, wzrokiem, którego dawno nie widziałam, była rozczarowana.
Chyba nigdy w życiu nie była mną rozczarowana, nawet gdy wracałam do domu pijana, nie widziałam takiego spojrzenia. Zawsze byłam dobrą uczennicą, starałam się być dobrą córka, chociaż to mi nie wychodziło zbyt dobrze, nigdy nie była rozczarowana, dlatego to mnie bolało.
-Jak się czujesz? -oparła brodę na dłoniach i obserwowała jak siadam obok Victorii.
-Dobrze. -zagryzłam wargi.
-Wiesz... -pomieszała swoją herbatę i uniosła brwi. -Wydawało mi się, że mówimy sobie wszystko. Ciągle ci powtarzam, że możesz na mnie liczyć, zawsze cię wspierałam, starałam się być trochę jak przyjaciółka i myślałam, że mogę ci ufać. Tak ciężko było powiedzieć, że coś się dzieje? Trzeba cię pilnować jak małe dziecko, bo zawsze się pakujesz w kłopoty.
-Nie chciałam cię martwić. -powiedziałam cicho i spuściłam głowę.
-Nie chciałaś mnie martwić?! Kate do cholery, cały czas się o ciebie martwię, bo zamiast mi powiedzieć co się dzieje, trzymasz to w tajemnicy, aż samo wyjdzie! Wiesz kogo spotkałam gdy tu szłam? Charliego. I wiesz czego się dowiedziałam?! Ostatnim razem gdy wróciłaś z Polski też byłaś w takim stanie, dlaczego kłamałaś zamiast poprosić o pomoc? Co się takiego wydarzyło w Polsce?! Masz jakieś problemy?! To przez ojca?!
-Elizabeth! -przerwała mojej mamie pani Victoria. Strasznie chciało mi się płakać, rzadko się kłóciłyśmy i nigdy nie była na mnie tak zła. -Jasne, Kate mogła ci powiedzieć, ale ty jesteś jej matką i powinnaś zauważyć, że coś się dzieje.
Przez dłuższą chwilę nikt się nie odzywał, podniosłam powoli głowę i złapałam kontakt wzrokowy z mamą, która miała łzy w oczach, to bolało chyba bardziej niż sama kłótnia.
-Mogę od ciebie zadzwonić do Charliego? -spytałam przyjaciela, bo nie miałam nawet jego numeru.
-Jasne.-wyjął z kieszeni telefon i mi go podał. Musiałam się trochę przewietrzyć więc wyszłam przed dom i usiadłam na schodach. Chłopak odebrał prawie od razu.
-Co tam Leo?
-Em... To ja. -powiedziałam cicho.
-O cześć, jak się czujesz?
-Dobrze, dziękuję. Przeszkadzam ci?
-Nie, jasne, że nie. Coś się stało?
-Nic tylko... Chciałam ci tylko powiedzieć, że... Pójdę do lekarza. I w sumie nie wiem dlaczego ci to mówię, bo pewnie masz to w dupie, ale pokłóciłam się z mamą i musiałam wyjść. Cholera, Charlie gdzie jesteś?- załamał mi się głos. Brakowało mi tego, że gdy miałam problem mogłam do niego zadzwonić.
-Nie płacz Kate, jadę do domu, jutro muszę iść do pracy, ale jeżeli chcesz to zwrócę.
-Nie, nie. Ja tylko... Zapomniałam, że już tu nie mieszkasz. -wzięłam głęboki oddech.
-Na pewno?
-Tak. To głupie, przepraszam, że ci zawracam głowę, jedź bezpiecznie.
-Poczekaj, Kate. Zadzwonię trochę później, okay?
-Okay. -pokiwałam głową chociaż nie mógł tego zobaczyć.
-I jeszcze jedno, nie mam cię w dupie, jasne? Jakbyś nie poszła do tego lekarza to sam bym cię tam zaciągnął. -zaśmiał się, a ja z nim. -Nie powinniście już jechać?
-Trochę się boję. Co jeżeli wyślą mnie do szpitala na badania?
-Przynajmniej będziemy wiedzieli co się dzieję. Zaburzenia odżywiania to jedno, ale widać, że nie jest dobrze..Musisz iść do lekarza.
-Wiem, wiem, tylko... Jutro. Pójdę jutro po egzaminie.
-Faktycznie, masz jutro egzamin.
-No właśnie, jestem już rok do tyłu, muszę się dostać na te studia.
-Kate... Obiecaj, że jak zadzwonię jutro po pracy, będziesz już po wizycie.
-Obiecuję Charlie.

sobota, 6 maja 2017

13.

*Rok później*
Jak co weekend całą paczką poszliśmy do klubu. Zajęliśmy nasz stały stolik i przy piwie opowiadaliśmy sobie o ostatnich dniach.
Dorosłe życie to dno. Poważnie. Praca, podatki, rachunki, czynsz, robienie zakupów, prania, zmywanie naczyń martwienie się o jebane żarówki, które ciągle trzeba zmieniać... Cofnąłbym się o jakieś 10 lat.
Rozejrzałem się i mój wzrok przykuła brunetka siedząca przy barze.
 Oczywiście nie zachęcała mnie jakoś specjalnie, bo była z Rushem, który pewnie będzie pieprzył ją dzisiejszej nocy, ale coś w sobie miała. Było to dziwne, bo była stanowczo za chuda, niby to mi nie przeszkadza u dziewczyn, ale ona wyglądała wręcz na chorą. Miała długie brązowe włosy, na nosie fikuśne, pomarańczowe okulary, które ludzie noszą na koncertach, a jej aparat błyszczał, gdy się uśmiechała. Byłem na prawdę pod wrażeniem, że Rush jeszcze nie wymacał każdego kawałka jej ciała, ale może po prostu jest nieśmiała i jego planem jest upić ją i dopiero wtedy zabrać do domu. 
-Charlie. -poczułem szturchnięcie i ocknąłem się. Spojrzałem na Alex, która siedziała obok mnie i na przeciwko Matta, który z kolei siedział obok Leo.
-Zagapiłem się. -podniosłem kufel i upiłem łyka.
-Nie mów, że ci się podoba. -prychnął brunet.
-Chyba żartujesz.
-Biedna dziewczyna, jutro jak się obudzi usłyszy, że jednak nie jest wyjątkowa.
-Dziewczyny jednak są głupie, sorki Skarbie. -zaśmiał się.
Ciągle wracałem do niej wzrokiem, pół twarzy miała zasłoniętą okularami, wyglądała jak patyczak, ale coś w niej było i nie mam pojęcia co to takiego. Nawet przez myśl przeszło mi ją ostrzec o planach Rusha, ale on nawet nie dotknął jej ramienia, siedzieli na swoich miejscach i rozmawiali jak ludzie.  Może to jednak nie Rush?
Wyszliśmy jakoś przed pierwszą i zatrzymaliśmy się na chwilę, żeby Alex i Matt mogli zapalić. Było trochę niezręcznie, bo w ostatnim czasie Leondre się do mnie nie odzywa, nie dziwię mu się, ale zaczyna mnie to już męczyć.
Z klubu po chwili wyszli Rush ze swoją jedno nocną dziewczyną, wyjęła papierosa i rozejrzała się. Wszyscy zaczęliśmy ją obserwować, gdy szła w naszą stronę. Uśmiechnięta podeszła do Matta... na moje oko trochę za blisko.
-Masz może zapalniczkę, przystojniaku?-zachichotała jak mała dziewczynka i palcami pociągnęła po stójce jego koszuli.
Chłopak stał jak wryty i patrzył na jej wielkie okulary. Czułem, że Alex zaraz zrówna ją z ziemią.
-Hej, on jest moim przystojniakiem! -blondynka pociągnęła go do siebie i wyszła przed niego.
-Spokojnie Alex, to tylko kolejna dziwka Rusha. -powiedział lekkoważąco Leo, a dziewczyna przestała się uśmiechać.
-Wow, ładnie mówisz o kimś kto kiedyś był wstanie oddać za ciebie życie.
Zacząłem układać sobie wszystko w głowie i...zdjęła te wielkie okulary.
Zatrzymałem oddech przez dłuższy czas, gdy się jej przyglądałem.
-K... Kate? -ledwo wyjąkał.
-Yep, tylko żartowałam Alex. -uśmiechnęła się do dziewczyny i powoli zaczęła odchodzić.
-Poczekaj, nie wiedziałem, że to ty,  przepraszam. -wytłumaczył się, ale widać było, że mało ją to obchodzi.
-Nie ma sprawy, nie pierwszy raz to słyszę. -spojrzała przelotnie i odeszła do Rusha.
Patrzyłem jak się oddala i czułem jak coś we mnie pęka. Chciałem za nią biec, ale z drugiej strony byłem wściekły w sumie na nic. Ostatni raz widziałem ją rok temu i ostatnie co jej powiedziałem to to, że jest dziwką. Przez kilka tygodni próbowałem się z nią skontaktować, porozmawiać i wytłumaczyć się, a ona nie raczyła odebrać,  nie wiedziałem czy wszystko jest okay, a teraz wraca i nawet nie zamieni ze mną słowa.
-Jadę do domu. -szybkim krokiem ruszyłem do samochodu, bo czułem, że już nie wytrzymuję.
-Charlie piłeś!
Wsiadłem do auta i wziąłem głęboki oddech.
Pieprzony rok.
Uderzyłem w kierownicę, trochę się uspokoiłem i odjechałem.
***
Musiałem z nią porozmawiać, więc następnego dnia pojechałem z mamą do Pani Elizabeth, oczywiście, że nie chciała mnie zabrać ze sobą, ale namówiłem ją tym, że będzie mogła sobie wypić kieliszek wina, a ja ją odwiozę. Pierwszy wbiegłem do ich domu, zapominając, aby zapukać i od razu poszedłem na górę, bo w kuchni była tylko mama Kate. Niestety w pokoju też jej nie było, więc szybko wróciłem na dół.
-Dzień dobry, gdzie jest Kate?
-Jak ty się zachowujesz? -od razu zaczęła mama.
-Nie ma jej. I nie sądzę, że będzie chciała z tobą rozmawiać jak wróci, więc nie wiem po co przyszedłeś.
Dotknęło mnie to trochę, ale usiadłem na przeciwko pani Porter.
-Kiedy wróci? Gdzie poszła?
-Nie wiem, jest dorosła, nie spowiada mi się.
-Przyjechała na wakacje czy jak?
-Charlie. -westchnęła i oparła brodę na dłoniach. -Na pewno nie przyjechała dla ciebie. -uśmiechnęła się sztucznie.
-To dla kogo?
-Dla mnie, jestem jej matką.
-Widziałem ją wczoraj w klubie.
-I co chciała z tobą rozmawiać?
-Nawet jej nie poznałem. -oznajmiłem, a Pani Elizabeth zachowała się trochę dziwnie. Nie wiedziała już co powiedzieć, a przecież zawsze wie. Poprawiła podkładkę na stole i odwróciła się do mojej mamy.
-Jest jeszcze jedna sprawa. -zwilżyła językiem usta i nie zdążyła nic więcej powiedzieć, bo z górnej części domu usłyszeliśmy męski krzyk. Nic nie zrozumiałem, zmarszczyłem brwi i spojrzałem na panią Porter.
-No właśnie.
-Masz kogoś?-moja mama pisnęła jak jakaś nastolatka. Po schodach zszedł jakiś mężczyzna, średniego wzrostu, ciemne, lekko posiwiałe włosy ułożone do góry jak u nastolatka, umięśniony, w szarych dresach i białej koszulce. Tylko po twarzy było widać, że nie ma wcale  dwudziestu lat, tylko ponad czterdzieści. Najwyraźniej Pani Elizabeth szalała, gdy nie było Kate.
Co było dziwne, jak się odezwał nic nie zrozumiałem.
-Mów po angielsku. -powiedziała zirytowana Pani Elizabeth.
Co tu się dzieję?
Mężczyzna automatycznie przeniósł swój wzrok na moją mamę, której aż oczy się zaświeciły.
-Karen, Charlie, to mój były mąż. A to moja przyjaciółka i jej syn.
Zaraz, zaraz, że co kurwa? To jest ojciec Kate? Nie lubiłem go za nim go poznałem i nawet kiedyś, gdy byliśmy razem myślałem o tym, że będę musiał go w końcu poznać. Powiem szczerze, że trochę mnie to stresowało, a teraz? Tylko z grzeczności mu się przedstawiłem i nawet nie miałem zamiaru być miły.
-Może panie mają ochotę gdzieś wyjść? -zaproponował i oparł się dłońmi o krzesło mamy.
-Oh, ta krowa ci nie wystarcza? -spytała z drwiną pani Elizabeth upijając po tym swoje wino.
-Zachowujesz się jak nastolatka.
-O nie, nie porównuj mnie do swojej laleczki. Swoją drogą... To było legalne jak zaczęliście się spotykać? -znów go wydrwiła, a ja z mamą próbowaliśmy się nie śmiać.
-Tak, już wiem, dlaczego nie możesz sobie nikogo znaleźć. -zaczął iść w stronę schodów, żeby zachować resztki godności zanim pani Elizabeth go zmiażdży.
-Nienawidzę tego dupka. -westchnęła kiedy wszedł do jednego z pokoi na górze.
-Przystojny. -oznajmiła zadowolona mama.
-Eee? Nie? Jest tu tylko i wyłącznie dlatego, że Kate mnie o to prosiła.
-Po co tu przyjechał?
-Żeby zatruć mi życie, nie wiem. Sobie przyjechał.
-Przystojni są najgorsi, zawsze znajdują młodsze.
-Dzięki Karen.
-My kobiety samotne powinnyśmy się trzymać razem, zdrowie. -obie uniosły kieliszki i napiły się.
Myślę, że gdybym zostawił je same z tym winem, to musiałbym ciągnąć mamę na plecach. Zawsze tak jest, oglądają stare filmy, żalą się na życie i piją litry wina.
Usłyszeliśmy otwieranie drzwi i na szczęście była to Kate. Wyglądała okropnie, miała krótkie spodenki, które odkrywały jej chudziutkie nogi, dużą bluzę wiszącą jak na wieszaku i okulary, tym razem przeciwsłoneczne.
Gdy mnie zobaczyła od razu się zatrzymała, odłożyła kubek z jakimś koktajlem i torbę na barek przy kuchni.
-Dzień dobry. -uśmiechnęła się. -Mamo zaraz wychodzę do Rusha.
-Załatwiłaś?
Pani Elizabeth patrzyła na nią z bólem w oczach, więc wiedziała, że coś jest nie tak.
-Kate.-odchrząknąłem, bo zadrżał mi głos. -Miło cię widzieć. -powiedziałem już z lekką drwiną, nawet nie miała odwagi spojrzeć mi w twarz, co było denerwujące jak nic innego. Podszedłem szybko żeby stać z nią twarzą w twarz i zdjąłem okulary z jej nosa. Zawsze miała piękne oczy, a widzieć je po takim czasie to niesamowite uczucie.
-Nic nie powiesz?! -uniosłem głos.
-Nie krzycz na mnie.-poprosiła cicho, odwracając głowę.
-Nie. Spójrz na mnie! Pieprzony rok. Wiesz co się przez ten rok wydarzyło?! Nie wiesz! Bo nie raczyłaś nawet odebrać telefonu! Miałaś nas głęboko w dupie! Głupi jechałem za tobą do Polski!
-Byłeś w Polsce? -spytała nadal cicho, a jej klatka piersiowa niespokojnie unosił się i opadała.
-Tak!
-Charlie uspokój się!-skarciła mnie mama, ale to nie miało znaczenia.
-Byłem tam i otworzył mi facet, który powiedział, że nie zna żadnej Kate! Rozumiem, że byłaś zła, ale nie mogliśmy porozmawiać jak ludzie?! Oczywiście, że ty wolałaś uciec jak zawsze! Zachowałaś się jak gówniara, zostawiłaś wszystko i uciekłaś, żeby nie musieć stawiać czoła problemom! Zawsze mi się wydawało, że... -przerwałem, bo zobaczyłem, że coś jest nie tak. Kate zamknęła oczy i przytrzymała się ręką blatu. Nawet nie zauważyłem kiedy pod jej nosem pojawiła się czerwona ciecz. Zostałem odepchnięty przez Panią Elizabeth, która złapała dziewczynę za ramiona.
-Wszystko w porządku? -była dziwnie spokojna, albo dobrze udawała, podczas, gdy ja aż się trząsłem ze zdenerwowania ona zaprowadziła ją do łazienki. Patrzyłem z mamą na opartą o zlew Kate i nie wiedziałem jak mam zareagować, poczułem jakby to była moja wina, ale przecież nic nie zrobiłem.
-Zwariowałeś? -podeszła do mnie mama. -Idź do domu.-była na mnie zła, jak prawie codziennie w ciągu ostatniego roku.
-Co się z nią dzieje? Przecież to nie jest normalne.
-Idź już, widzisz, że to nie jest czas na rozmowę z nią.
-Nie wyjdę dopóki nie powiesz co się dzieje. -zagroziłem.
-Ale. Ja. Nie. Wiem. -powiedziała wyraźnie zirytowana.
-Więc zostaję. -poszedłem do toalety, gdzie Kate przemywała już twarz. -Wszystko w porządku?
-Nie, wyjdź stąd Charlie.
-Mamo, błagam nie tak głośno.
-Co się dzieje? -nagle w drzwiach staną ojciec Kate i obejrzał ją od góry do dołu, ale nie wyglądał jakby się specjalnie przejął. Brunetka powiedziała mu coś po polsku, ten jej odpowiedział i wyszedł z domu.
Dupek.
-Zadzwonię do Rusha, że nie przyjdziesz, idź się połóż. -pani Elizabeth pocałowała ją w czoło i poszła do kuchni.
-Przepraszam. -spuściłem wzrok, gdy na mnie spojrzała. Przyznaję zareagowałem trochę za mocno, cokolwiek się stało miałem z nią porozmawiać, a nie krzyczeć.
-Jestem trochę zmęczona. Pójdę do siebie. -sprawdziła w lusterku swój wygląd i powoli poszła na górę.
-Co to było? -podszedłem do pani Porter, która rozpuszczała jakąś tabletkę w wodzie.
-Nie powinieneś przychodzić.
-Czemu? Co się dzieję?
-Po prostu... Ugh. -odwróciła się do mnie. -Idź do domu.
-Charlie, Elizabeth ma rację. -poparła ją mama.
-Nie zostawię jej. Zrobiłem to dwa razy i więcej nie popełnię tego błędu.
Za pierwszym razem, gdy wybrałem znajomych strzelano do niej, za drugim miała wypadek. Nigdy więcej, za dużo mam do stracenia.
-Zanieś jej witaminy. -podała mi szklankę, a ja uśmiechnąłem się szeroko.
-Dziękuję.
Pobiegłem na górę zapukałem do drzwi, bo mimo, że była przyzwyczajona, że nikt do niej nie puka to nie chciałem jej jeszcze bardziej denerwować.
-Poczekaj Charlie, przebieram się. -powiedziała cicho. Cieszyłem się, że nie karze mi spierdalać, ale pewnie nie miała siły się ze mną kłócić.
Wygląda jakby na prawdę była chora i na pewno to nie jest przeziębienie. Jest osłabiona, wychudzona i jeszcze ta krew... To nie jest normalne, a pani Elizabeth nawet nie była tym zdziwiona, więc myślę, że to nie pierwszy raz. Nie rozumiem tego, ostatnim razem, gdy była w Polsce też wróciła z zaburzeniami odżywiania, jakby jej ojciec miał z tym coś wspólnego.
W końcu otworzyła drzwi, nawet na mnie nie patrząc poukładałam ubrania i zaniosła je do łazienki.
-Jak się czujesz? -usiadłem na łóżku, a ona na krzesełku przy biurku.
-Dobrze, całą noc byliśmy na lotnisku, potem lot, mało spałam i jestem zmęczona to dlatego.
W ogóle jej nie wierzyłem, nawet po jej głosie było można poznać, że coś jest nie tak.
-Przepraszam, że tak zareagowałem.
-Nie szkodzi, miałeś prawo. To było nie fair z mojej strony, że się nie odzywałam.
-Miałaś prawo, ale Leondre nic nie zrobił, nie powinnaś go odrzucić.
-To najgorsze. -spuściła wzrok.-Spróbuję go przeprosić, załatwię to jakoś.
-Proszę, wypij to. -podałem jej szklankę. Siedzieliśmy w ciszy, gdy małymi łyczkami piła witaminy od Elizabeth. Podczas, gdy ja obserwowałem jej każdy ruch ona unikałam mnie wzrokiem.
-Kate? -odezwałem się w końcu, ale nawet wtedy na mnie nie spojrzała.
-Mhm.
-Ja... Przepraszam.
-Za wszystko. -dodałem. -Nie myślałem tak o tobie.
-Nic się nie stało. To było już dawno.
Paradoksalnie właśnie tym mnie irytowała. Zawsze, nieważne co zrobisz, gdy ją przeprosisz ona mówi "nie szkodzi", "nic się nie stało" i podobne gówna. Wkurwia mnie to, bo wiem, że się stało, a ona wcale nie wybaczyła. Wolałbym, żeby mnie opieprzyła, uderzyła cokolwiek, aby tylko jakoś zareagowała, pokazała emocje.
-Kate błagam nie mów mi tego gówna, po prostu powiedz, że jestem idiotą i powinienem spierdalać.
-Dlaczego bym miała? Na prawdę mam to gdzieś, już dawno o tym zapomniałam. Życie toczyło się dalej i miałam wiele innych problemów, przy których twoje zdanie o mnie się chowa. Możesz mówić co chcesz, przepraszać, ale to nie będzie miało znaczenia, bo to już nic dla mnie nie znaczy.
Siedziałem z otwartą buzią, bo cholera... To bolało. Teraz jestem dla niej nic nie znaczącą jednostką w śród miliardów ludzi?
-Kochasz mnie. -powiedziałem z lekkim zdumieniem.
-Kochałam. Minął rok Charlie. Ja zdążyłam zapomnieć, a ty?
-Oczywiście, że nie. Okay, popełniłem kilka błędów, ale to normalne, prawda? Też nie byłaś święta. -wstałem i oparłem się dłonią o biurko za jej plecami.
-Racja, i dlatego też wiem, że do siebie nie pasowaliśmy.
-Nie pasowaliśmy?! Kochałaś mnie, ja ciebie i mówisz, że do siebie nie pasowaliśmy?
-Miłość czasami nie wystarcza.
Otworzyłem buzię, żeby coś powiedzieć, ale stwierdziłem, że wtedy wyjdzie z tego jedna wielka kłótnia, więc nie mówiłem tego co chciałem.
-Zgłodniałem, zjemy coś? -szybko zmieniłem temat i czekałem na jej reakcję.
-Jestem zmęczona, pójdę spać. -odstawiła kubek i wstała, żeby przejść na łóżko, ale złapałem ją w tali. Dziwne uczucie dotknąć ją po tam długim czasie.
-Widzę co się dzieję. -szepnąłem nad jej uchem.
-Co się dzieję? -udawała, że nie rozumie, ale to była słaba próba.
-Połóż się, porozmawiamy jutro.
Grzecznie wykonała moje polecenia i usiadła pod kołdrą.
-Charlie?
-Mhm?
-Jak on się trzyma?
-Wiesz jaki jest. Poza tym nie tylko ty go zawiodłaś. -zacisnąłem wargi i usiadłem obok niej.
-Chcesz o tym porozmawiać? -zaśmiałem się, gdy to powiedziała. Mimo wszystko fajnie, że nie kazała mi spierdalać.
-Może następnym razem.
-Będziesz tu siedział? -położyła się na boku przodem do mnie i mój boże...wyglądała przesłodko.
-Tak, nie pozwolę ci już wyjechać. -pogłaskałem dłonią jej włosy i nawet się uśmiechnęła.
Po tym miałem cholerną ochotę się na nią rzucić. Uwielbiam, gdy na mnie patrzy, nie wiem dlaczego, coś w tym jest.
-Na razie nigdzie się nie wybieram.
-Będziesz tu studiować? -spytałem z nadzieją.
-Być może, złożyłam papiery tu i w Polsce, za dwa dni mam egzamin, jeżeli się uda to będę się uczyć w Cardiff.
-Żartujesz? -uśmiechnąłem się szeroko. -Ja tam mieszkam.
-Przeprowadziłeś się?
-Znalazłem tam pracę w studiu nagraniowym.
-No widzisz.
-Prawo?
-Tak. -przegryzła wargę. -Ale poziom jest wysoki i...
-Na pewno ci się uda. -położyłem się i odwróciłem żeby być z nią twarzą w twarz. -Wynajmuję duży dom i na pewno znajdzie się w nim miejsce dla ciebie. No wiesz, jakaś piwnica, czy pralnia. -zaśmialiśmy się.
-Kiedy my tak dorośliśmy? -spytała po chwili. Prawda, jesteśmy już dorośli i nawet nie zauważyłem kiedy to się stało. W moim życiu przełomem była praca, a Kate... dla mnie jej życie ma dużą lukę, najpierw kilka miesięcy śpiączki, a potem znów rok kiedy nie miałem z nią kontaktu.
-Pozmieniało się.
-Co z Leondre? Co on teraz robi?
-Studiuje kryminalistykę, mówił, że to go interesuje, ostatnio mamy słaby kontakt. Proponowałem mu, żeby zamieszkał u mnie, mieszkam blisko uczelni, ale powiedział, że woli akademik.
-Aż tak?
-Spieprzyłem jak zawsze. -wzruszyłem ramionami.
-Jutro do niego pójdę. Trochę się boję.
-Jak wyjechałaś został sam, ale chyba nie jest w stanie cię nienawidzić.
-Może nie będzie chciał ze mną rozmawiać.
-Będzie musiał wyśmiać twój aparat. -uśmiechnąłem się.
-Dzięki. -lekko uderzyła mnie w ramię, a ja oblizałem usta. Tak ciężko jest leżeć z nią w jednym łóżku i nie móc nawet przytulić.
-Poznałem twojego ojca.
-Przyjechał na kilka dni.
-Wie, że byliśmy razem?
-Tak, a co?
-Nic, jakoś za bardzo nie zwrócił na mnie uwagi. No wiesz, żadnego mordobicia, a nawet krzywego spojrzenia.
-Już cię pewnie nie pamięta.
-A co tylu miałaś w Polsce?
-Po tym wszystkim mam dość związków.-zaśmiała się, ja też, bo to w sumie dobry żart. -Narazie liczą się tylko studia.
Obiecuję, że jeszcze zmienisz zdanie.
***

Siemson!
nie miałam zamiaru trzymać jej tam w Polsce xd chodziło tylko o zmiane czasu 
po pierwsze jeżeli ją jakieś błedy to soreczki, ale już dawno poprawiałam ten rozdział i nie pamiętam czy cały xd
nieważne
Jak tam życie?
Ogólnie wolne się skończyło i szkoła, niby chcę wakacji itd, ale wiem, że po nich będę zawalona nauką do matury i jakoś mi się odechciewa xd
ciężkie życie
byle do weekendu
-Kate xx

wtorek, 2 maja 2017

12.

Stwierdziłem, że odwiedzę Kate, bo od powrotu z Ibizy się nie widzieliśmy. Wariuję, gdy nie widzę jej dłuższy czas, bo nie wiem czy wszystko jest okay. Boję się, że Benjamin tamtej nocy chciał ją uderzyć, albo po prostu był agresywny i dlatego go wygoniła.
Najgorsze jest to, że nawet jeśli takie coś miało miejsce to Kate nic nie powie, więc nie będę mógł nic z tym zrobić.
Zadzwoniłem dzwonkiem i dość długo czekałem, aż Kate otworzyła drzwi. Zdziwiona zaprosiła mnie do środka i czego ja się spodziewałem? Oczywiście, że był u niej Benjamin.



-Coś się stało? -spytała szczelniej owijając się swetrem.
-Tak tylko wpadłem. -wzruszyłem ramionami. -Mogę?
-Jasne, usiądź.-uśmiechnęła się niemrawo, a ja usiadłem z dala od Benjamina.
Kate uwielbia porządek, więc od razu rzucił mi się w oczy przedmiot leżący na stoliku. Nie zdążyłem nawet się przyjrzeć, bo dziewczyna szybko to zabrała i schowała pod rękawem.
Nie byłem pewien, tylko się domyślałem co to jest. I chciałem żeby tylko mi się wydawało, bo to zdecydowanie mój najgorszy koszmar.
Spojrzałem na nią po tym dziwnym zachowaniu, a jej policzki zrobiły się czerwone.
-Hmm, chcesz coś do picia? -spytała szybko prawie piszcząc, a moje serce od razu przyspieszyło.
Błagam, nie.
Podszedłem do niej powoli i zatrzymałem się w odległości, w której musiała unieść głowę, by patrzeć mi w twarz.
-Co to było? -spytałem prawie szeptem, a gdy długo nie odpowiadała przełknąłem głośno ślinę. -Pokaż to. -złapałem ją za nadgarstek i pod materiałem wyczułem ten przedmiot.
Benjamin nawet nie zareagował, nie odzywał się ni nic, po prostu siedział i na nas patrzył.
Kate przez dłuższą chwilę patrzyła mi w oczy, aż w końcu pozwoliła wziąć ten przedmiot. Nie spuszczałem z niej wzroku, już wiedziałem co to jest i bałem się czego dokładnie się dowiem.
Serce waliło jak oszalałe i nawet dłonie zaczęły mi się trząść, powoli opuściłem głowę i gdy tylko zobaczyłem dwie czerwone kreski szybko ją podniosłem.
Zamknąłem oczy, bo nie potrafiłem przyjąć do wiadomości tego, że....moja Kate jest w ciąży z kimś innym niż ja.
Zawsze wyobrażałem sobie nas razem w przyszłości, ja, Kate, nasze wspólne dzieci, praca, obowiązki i to byłoby wspaniałe. My mieliśmy być razem. Nieważne co było, mieliśmy być razem.
Czułem jak łzy zbierają się pod moimi powiekami i...nie wiem co czułem. Miałem dużo żalu, do siebie, że na to pozwoliłem, do Kate, że dla niej faktycznie nic już nie znaczę i nienawidziłem tego wszystkiego.
Otworzyłem oczy, była zmieszana i zwilżyła usta językiem, ale nie było jej nawet wstyd, patrzyła mi prosto w oczy.
Kate nosi w sobie dziecko Benjamina.
Nagle na prawdę to poczułem, Kate i ja nigdy nie będziemy razem. To jego wina, gdyby nie on bylibyśmy szczęśliwi.
Zacisnąłem pięści i odwróciłem się w stronę Benjamina. Nie było mu wstyd, nawet nie niezręcznie, patrzył się na mnie z dumą i wyższością, to już było za wiele.
Nawet nie wiem kiedy pociągnąłem go za koszulkę i uderzyłem, raz, potem drugi i trzeci i wcale nie miałem dość. Czułem jak w pewnym momencie Kate zaczęła krzyczeć, że mam przestać, ale nie mogłem, ten człowiek właśnie zniszczył moje całe życie.
-Jak mogłaś się z nim puścić?!-krzyczałem ciągle go uderzając, jakby to miało mi pomóc.-Dlaczego zachowujesz się jak dziwka?! Chciałem tylko pomóc Sam, a ty... -teraz już Benjamin zaczął mnie odpychać, ale byłem tak wściekły, że nie dał rady mnie powstrzymać.
-Zostaw go! To był żart! Charlie! -brunetka zaczęła uderzać mnie pięściami w plecy i dopiero, gdy usłyszałem "żart" zaprzestałem ruchom. Puściłem zakrwawionego chłopaka i odwróciłem się do niej. Miała zaszklone oczy i drżała jej szczęka.
-To nie jest prawdziwy test, kupiłam go w Internecie. -wyjąkała, a ja nie wierzyłem w to co słyszę.
To wszystko były żarty? Byłem wściekły, czułem jak moje życie się wali, a ona mówi mi, że to żart?
-Żart?-spytałem, a potem powtórzyłem to dwa razy głośnej.
-Wyjdź stąd! -krzyknęła głośniej niż ja, nie musiała dwa razy powtarzać, wyszedłem od razu. Miałem jej pomysłów już serdecznie dość. Nie wiem, czy to ją bawi? Śmieszy ją to jak się martwię i denerwuje? Bo mnie nie bardzo. Tym razem przegięła.
***
Kilka dni nad tym myślałem i... Trochę mi przeszło. Dotarło do mnie, że zrobiła to przeze mnie. Okropnie ją potraktowałem zostawiając w takim momencie. Potrzebowała mnie, a ja? Zostawiłem ją.
Cholernie tego żałuję i nic co robiłem, nie robiłem dla siebie, to wszystko dla niej.
Wiedziałem, że nie będzie ze mną szczęśliwa, bo nigdy nie potrafiłem sprawić, że była szczęśliwa. Oczywiście, że ją kocham, oczywiście ona też mnie kocha, ale czasami miłość nie wystarcza. Wiem, że czegoś jej brakowało, a ja nie mogłem jej tego dać. Chciałem, żeby kochał ją ktoś lepszy ode mnie, teraz wiem, ona potrzebowała mnie.
Nazwałem ją dziwką, chociaż wcale tak nie myślę, byłem pod wpływem emocji i nie wiem jak to naprawić. Boję się, że mi tego nie wybaczy, albo pomyśli, że na prawdę tak o niej myślę.
Zapukałem do drzwi jej domu i już po chwili otworzyła mi pani Elizabeth. Stanęła z założonymi rękoma na piersi i oparła się o framugę. Wiem, że wszystko wie o naszym rozstaniu i straciłem w jej oczach, dlatego jej wzrok sprawiał, że chciałem zapaść się pod ziemię.
-Pani wszystko wie. -stwierdziłem po dłuższym milczeniu, na co tylko wzdychnęła. -Wiem, że mnie pani nie lubi i nawet się nie dziwię, ale ja na prawdę muszę z nią porozmawiać.
-Charlie, nie nie lubię cię jako człowieka, nie lubię tego jak traktujesz moją córkę, bo...zrobiła dużo głupich rzeczy, ale nie zasłużyła sobie na takie traktowanie. -jej mina była już łagodniejsza. To cudowna kobieta, zawsze potrafi zrozumieć błąd, z resztą tak jak Kate.
-Wiem, kurcze wiem, ale ja chciałem dobrze. Mogę z nią porozmawiać?
-Przykro mi, ale to niemożliwe.
-Chcę tylko przeprosić i wytłumaczyć się, będę grzeczny. -uśmiechnąłem się, ale jej mina nadal była poważna. -Coś się stało? -spytałem trochę zdenerwowany, Kate nie dość, że ma głupie pomysły to jeszcze talent do pakowania się w kłopoty.
-Nic, po prostu nie ma jej. -była zmieszana, gdy to mówiła, więc myślałem, że kłamie. Kate pewnie jest w pokoju, ale nie chce ze mną rozmawiać.
Wszedłem bez pozwolenia i od razu pobiegłem na górę nie zwracając uwagi na jej wołanie. Gdy wszedłem do pokoju od razu czułem, że coś jest nie tak. Nie było jej tam, a atmosfera była jakaś dziwna, coś mi nie pasowało. Pokój był jak zawsze czysty, tylko na toaletce zawsze były porozwalane kosmetyki, których używała na codzień, teraz ich nie było. Zmarszczyłem brwi i otworzyłem drzwi od garderoby... Zamarłem w bezruchu, była prawie pusta. Na wieszakach wisiało kilka ubrań, a na półkach zmalało butów. Stałem i po prostu wpatrywałem się jakby tylko mi się wydało. Nie wydawało.
-Powiedziała, że to wszystko ją przerosło i woli mieszkać w Polsce. -oznajmiła pani Elizabeth, która przyszła za mną. Spojrzałem na nią i w myślach błagałem, żeby to był kolejny żart, bo czułem jakbym miał się rozpłakać.
-Na wakacje. Tak? Znów wyjechała tam na wakacje? -spytałem z nadzieją.
-Może faktycznie to lepiej dla waszej dwójki.
-Lepiej? Jakie lepiej? Nienienienie. -przeczesałem rękoma włosy i z nerwów zacząłem chodzić dookoła. -Dlaczego ona zawsze ucieka? Dlaczego nic nie powiedziała? -spojrzałem na kobietę. -Leo wiedział, tak?
-Nie, Kate w ostatnich dniach rozmawiała tylko z Rushem i Cameronem. Nie chciała żebyście wiedzieli.
-Ja... Potrzebuje jej adresu. -spojrzałem na nią.
-Jakiego adresu? Charlie zwariowałeś?
-Nie, nie zwariowałem, pojadę tam i ją przywiozę. Nie ma mowy, że będzie mieszkać w Polsce.
-Nie ma mowy. Ona nie chce ani tu mieszkać, ani cię widzieć, więc...
-Mam to gdzieś. -pokręciłem głową. -Pani to odpowiada?
-Charlie, Kate ma też ojca i siostrę.
-Albo da mi pani adres, albo sam ją znajdę.
Kobieta założyła ręce na pierś i chwilę myślała.
Nawet gdyby nie dała mi adresu, jutro byłbym już w samolocie do Polski. Nie było mowy, że będzie tam mieszkać, muszę z nią porozmawiać i musi do mnie wrócić.
-Uspokój się. Chodź, zrobię herbatę i porozmawiamy. -powiedziała cicho i złapała mnie za nadgarstek.
-Nie chce rozmawiać, chcę żeby tu była. -zdenerwowałem się. -Pani nic nie rozumie, muszę z nią porozmawiać, chce jej powiedzieć, że ją kocham.
-Dobra teraz słuchaj mnie uważnie, nie dam ci żadnego adresu, bo uważam, że dobrze zrobiła odcinając się od ciebie. Nie wiem czego od niej jeszcze chcesz, znajdź kogoś kto będzie dla ciebie wystarczał.
-Temu komuś właśnie pozwoliłaś wyjechać.
-Czyżby? Po waszej historii ciężko to stwierdzić.
-Ludzie popełniają błędy.
-Oczywiście, że tak, dlatego tak łatwo wybaczyła ci za pierwszym razem, ale niczego się nie nauczyłeś. Drugi...
-Ja tylko chciałem, żeby była szczęśliwa. -powiedziałem przez zaciśnięte zęby. Nie chciałem się jej tłumaczyć, nawet nie wiedziałem jak mam się tłumaczyć.
-No to brawo za pomysłowość, myślę, że jest cholernie szczęśliwa. -uniosła się. Myślę, że trochę przegiąłem w tej rozmowie, ale byłem zdenerwowany.
-Benjamin pozwolił jej wyjechać? -wziąłem głęboki oddech i usiadłem na łóżku. Pani Elizabeth spojrzała na mnie trochę zdziwiona, a ja tylko czekałem, aż czymś mnie dobije. Chociaż nie wiem czy w tym momencie mogłem usłyszeć coś gorszego. Jednak mogłem.
-Nie powiedziała ci wszystkiego? Oni nie byli razem, Kate miała nadzieję, że jak zobaczysz ją z nim to do niej wrócisz.
Oczywiście kurwa. Oczywiście. Jestem kompletnym idiotą. Robiła to, żeby nas ratować, a ja głupi nic z tym nie zrobiłem. Nienawidziłem tego, że są razem, bałem się o nią, ale i tak nic z tym nie zrobiłem. Nie wiem dlaczego bardziej martwiłem się o Sam, na prawdę nie wiem, może myślałem, że Kate sobie poradzi.
Spieprzyłem wszystko.
-Jestem kutasem. -przetarłem twarz i spojrzałem na nią. -Przepraszam.
-Nie przepraszaj, jesteś kutasem. -przytaknęła, ale nawet nie miałem ochoty się z tego śmiać. -Pójdę zrobić herbatę.
Podczas gdy kobieta zeszła na dół przeszukałem pokój. Nie wiem czego szukałem, ale w żadnej szafce nie znalazłem nic szczególnego, została tylko jedna, zamknięta na klucz. Już raz wyrwałem drzwiczki, więc zrobiłem to też drugi raz. Tym razem nie było alkoholu, jakieś papiery, nasze wspólne zdjęcie i...jej wisiorek z sercem. Wziąłem go w dłoń i obróciłem by zobaczyć swoje imię. Wrzuciłem go do tylnej kieszeni spodni i zacząłem przeglądać te papiery. Wszystko było w języku polskim więc wziąłem kilka kartek i wybiegłem z domu. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Siemson!
Ale zepsułam, co? xd
Każdy sprzeciw biorę na klatę i od razu mówię, że, gdyby ona nie wyjechała, to to nie byłoby moje opowiadanie xd
Ogólnie jak tam majówka? Moja w sumie okay, słońca trochę brakuje ;/
Miłego wieczoru!
-Kate xx